relacja Marka
Transkrypt
relacja Marka
TAM, NA GÓRZE POCZUŁEM, ŻE UROSŁY MI SKRZYDŁA … Biegam od niedawna. V Międzynarodowy Bieg na szczyt Pilska (1557 m n.p.m.) był moim drugim startem w życiu (pierwszy był I Maraton Rzeszowski). Mimo, że jego dystans wyniósł zaledwie 9 km (podczas Maratonu przebiegłem ponad 42 km) bieg ten dał mi wiele radości. Do Korbielowa przyjechałem dzień przed zawodami. W tych okolicach byłem po raz pierwszy. Chciałem wcześniej się zakwaterować, odebrać pakiet i poznać trasę. W trakcie poznawania trasy biegowej spotkałem innych biegaczy, nawzajem pozdrawialiśmy się. To było bardzo sympatyczne. Dało się wyczuć przyjazne nastawienie. Udało mi się nawiązać kontakt z grupą z Czech i Moraw. Potem okazało się, że jeden z nich ustanowił rekord w tym biegu. W dniu startu obudziłem się bardzo wcześnie. Może to dziwne, ale czułem jakiś wewnętrzny spokój. Gdy otworzyłem okno usłyszałem przyjemny dla ucha monotonny dźwięk. Po chwili dopiero zorientowałem się, że to odgłosy pobliskiego strumienia, który płynął w pobliżu miejsca mojego noclegu. Nagle poczułem wielką chęć zjednoczenia się z naturą. W wyobraźni widziałem siebie biegnącego tak płynnie i rytmicznie jak woda w strumieniu. Myślę, że te wszystkie doznania sprawiły, iż byłem bardzo spokojny tuż przed startem. Nie zakładałem pokonania dystansu w jakimś określonym czasie, ani nie nastawiałem się na zajęcie konkretnego miejsca. Po prostu chciałem ukończyć ten bieg. Ustawiłem się w środku liczącej 240 osób grupy biegaczy. Nagle poczułem mobilizacyjny skok poziomu adrenaliny. Wystartowałem. Trasa była bardzo ciekawa i dobrze oznakowana. Początkowo biegliśmy drogą asfaltową. Po tym odcinku zaczynał się bieg terenowy. Biegliśmy wydeptanymi ścieżkami, czasem po trawie, po kamieniach. Niektóre odcinki trasy pokrywały się ze szlakami turystycznymi. Zdarzało się, że w czasie biegu spotykało się turystów, którzy na nasz widoku usuwali się z trasy i entuzjastycznie nas dopingowali. To było bardzo miłe. Meta była na szczycie. Tam wszystkim, którym udało się ukończyć bieg wręczano medale i butelkę wody. Z dużym wysiłkiem przekroczyłem linię mety. Po chwili jednak poczułem ulgę i całe zmęczenie gdzieś uleciało. Miałem wrażenie, że urosły mi skrzydła. Trudno opisać radość, jaka wtedy towarzyszy. Z lekkością zbiegałem z góry, mijając tych, którzy schodzili lub na nią wbiegali. Bieg ten dostarczył mi wiele niezapomnianych wrażeń. Dzięki niemu miałem również okazję poznać parę bardzo interesujących osób, m. in. Edwarda Dudka, uprawiającego biegi ekstremalne ( bieg ze Sparty do Aten – 246 km non stop w ciągu 25-29 godzin ). Odkryłem też, że biegi terenowe to jest to, co najbardziej mi odpowiada. Są bardziej interesujące niż biegi uliczne, mniej monotonne, maja zróżnicowaną nawierzchnię, dostarczają wiele doznań estetycznych. Na pewno jeszcze wystartuję! Marek Gajewski