"Nowe Echo Podlasia" nr 16 (582) z 19 kwietnia 2002r
Transkrypt
"Nowe Echo Podlasia" nr 16 (582) z 19 kwietnia 2002r
Przedruk z tygodnika regionalnego "Nowe Echo Podlasia" nr 16 (582) z 19 kwietnia 2002r. RODZINA TO SKARB "(...) W czasie badań archiwalnych napotkałem trudności w znalezieniu aktu urodzenia Modesta. Najpierw odnalazłem jego akt zgonu. W dokumencie. tym wymieniony był wiek w chwili śmierci. Niestety, posiłkując się tym dokumentem, zabrnąłem w ślepą uliczkę. Akt zgonu zawierał błąd z różnicą czterech lat. Dopiero kiedy znalazłem akt ślubu, uwierzyłem, że tu błędu nie powinno być. Niestety, nawet trzykrotne wertowanie nie dało rezultatu. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że w tym czasie (1811 rok) akta spisywano po łacinie. Zwróciłem się wtedy z prośbą o pomoc do pana Ludwika Przesmyckiego, organisty w parafii Zbuczyn. Nie odmówił mi i z wielkim zaangażowaniem pomagał. (...) nie szło nam łatwo. Aby nie zamarznąć w archiwum, zabraliśmy księgę chrztów z 1811 roku do mieszkania organisty i tu przy herbatce, kartka po kartce, wertowaliśmy do skutku. Gdyby sympatyczny organista nie władał dobrze łaciną, poszukiwania moje byłyby bez rezultatu. Tak się złożyło, że akt chrztu Modesta umiejscowiony był w lewym dolnym rogu strony księgi. Przekładanie kart przez dziesięciolecia poślinionym palcem dało taki efekt, że zapis stał się wyblakły i mało czytelny. Z pomocą pana Ludwika, posiłkując się lupą, jakoś rozszyfrowaliśmy cały tekst. (...)" Ten intrygujący cytat nie pochodzi z powieści kryminalnej o pełnym tajemnic śledztwie detektywa - amatora. To fragment "HISTORII RODU ORZEŁOWSKICH - 1750-2001", czyli powstającej od 2 lat wyjątkowej księgi genealogicznej. CZĘŚĆ WIĘKSZEJ CAŁOŚCI Pan Stanisław Orzełowski ma 59 lat, jest przewodnikiem turystycznym, pilotem wycieczek, a ostatnio nawet kuratorem sądowym. Mieszka w Siedlcach, lecz urodził się i wychował we wsi Plewki. Tam już od najmłodszych lat chłonął opowieści sąsiadów czy krewnych - o historii wioski, okolicy, a wreszcie - losach rodu Orzełowskich. Najchętniej nadstawiał ucha na wspomnienia swego ojca, Franciszka, opowiadającego o zdarzeniach rodzinnych, o tym, gdzie mają swoich kuzynów i "kto jest od kogo". Gdy Stanisław zorientował się, jaki ogrom wiedzy posiada zafascynowany zagadnieniem ojciec, zaczął sporządzać notatki, wykresy i szkice. Z czasem takich zapisków zebrało się bardzo dużo, lecz wciąż brakowało czasu, dokładniejszych danych, ale także pełnej motywacji do sporządzenia drzewa genealogicznego. Była jednak ogromna potrzeba pielęgnowania więzi rodzinnych. - Mam ośmioro rodzeństwa - zwierza mi się pan Stanisław - i dlatego wiem, jak wielkim skarbem jest mieć dużą rodzinę. To z tego powodu zorganizowałem już 4 zjazdy swoich krewnych. Zacząłem w 1992 roku od zjazdu rodziny mamy, Jasińskich. W miejscowości Jasionka udało mi się zebrać wtedy aż 100 osób. Rok później zorganizowałem w Plewkach pierwszy zjazd Orzełowskich. Stawiło ich się aż 240. Jak na sporym weselu - dodaje pan Stanisław, z uśmiechem. - Potem był drugi zjazd moich krewnych po mieczu (1998) i także drugi po kądzieli (2000). Czym jest taki zjazd? - To wydarzenie rodzinne i kulturalne, a nie tylko biesiadowanie - stwierdza z dumną mój rozmówca. - Przede wszystkim zjazd to okazja zebrania w jednym miejscu ludzi, których łączą więzy krwi. l to nie tylko tych starszych, którzy zazwyczaj się znają, ale i młodszych, cieszących się z możliwości bliższego poznania swojej rodziny. To także wspólne zaangażowanie się w organizację zjazdu - od przygotowania sali po część "artystyczną", czyli wiersze, pieśni patriotyczne i tańce. Wszystko robi rodzina - mówi pan Stanisław. - Każdy odgrywa jakąś rolę, choćby to miało być wyrecytowanie przez dziecko wierszyka. Jest w tym wspólny duch, jak u pierwszych chrześcijan. "Obcy" jest tylko operator kamery, filmujący całe wydarzenie dla potomnych. Jednak zjazd to przede wszystkim święto historii rodu. Dlatego więc w jego programie znajduje się zawsze miejsce na rodzinne opowieści, konkursy wiedzy o wspólnych antenatach oraz oczywiście sporządzenie drzewa (lub co najmniej drzewka) 1 genealogicznego. - Wtedy najlepiej widać, że jesteśmy częścią większej całości opowiada z zapałem pan Orzełowski. - Każdy z nas ma w takim drzewie swój listek. Z rozbudzonej przez zjazdy rodzinne chęci zgłębienia losów swych przodków pan Stanisław coraz częściej zwierzał się ojcu. Ten chętnie wyjaśniał synowi szczegóły dotyczące dalszej rodziny, którą sam znał z autopsji. Pana Stanisława zaintrygowało też szczególnie to, że według ojca cała szeroko pojęta rodzina Orzełowskich żyjąca na tym terenie - niezależnie, czy pisząca swoje nazwisko przez "E" czy "Y", ma wspólne korzenie i wywodzi się ze wsi Pogonów. ŚLEDZTWO Decyzję o rozpoczęciu zbierania materiałów, mających służyć stworzeniu dokładnego drzewa genealogicznego rodu Orzełowskich pan Stanisław podjął we wrześniu 2000 roku. - Szczerze mówiąc, nie ma recepty na takie badania. Do tej pory rody szlacheckie jak nasz nie doczekały się w Polsce szczegółowych opracowań genealogicznych - stwierdza. - Nie wiedziałem nawet, czy zacząć od spotkań z żyjącymi krewnymi, czy od archiwum. Ostatecznie uznałem, że jeśli najpierw skupię się na oficjalnych dokumentach, mógłbym nie zdążyć dojechać do niektórych seniorów. Tak, posiłkując się przygotowanym przez ojca zestawieniem wiosek i osad, w których mogą mieszkać członkowie rodziny, pan Stanisław rozpoczął prace "w terenie". Tam przeprowadził wywiady ze starszymi przedstawicielami rodu Orzełowskich, którzy rozpoznawali w nim syna Franciszka i przyjmowali go bardzo ciepło. Notował ich wspomnienia, ale też to, co pamiętali z opowieści własnych rodziców. Część seniorów użyczyła mu starych rodzinnych fotografii, w większości niestety nieopisanych, a więc nie wiadomo kogo przedstawiających. - Często zastawałem ich na przykład przy przebieraniu ziemniaków czy zbieraniu siana - wspomina. - Przebierałem się wtedy w strój roboczy i pomagając przy pracy słuchałem ich opowieści o przodkach. Pierwszy etap wędrówek pana Stanisława nie przyniósł oczekiwanych efektów. Zamiast drzewa genealogicznego efekt jego badań sprowadził się do spisu paru kilkuosobowych grupek członków rodu, na dodatek z dwojaką pisownią nazwiska. Wtedy pan Orzełowski postanowił dotrzeć do dokumentów kościelnych i państwowych, w których jego przodkowie mogli "zostawić" swój ślad. - Pierwszy kwartał 2001 roku spędziłem w Archiwum Państwowym w Siedlcach i Archiwum Parafii Zbuczyńskiej - mówi pan Stanisław. - Badałem akty ślubów, urodzin oraz zgonów dotyczących rodziny Orzełowskich od 1795 do 1945 roku. Pracownicy archiwów byli zdziwieni, że zajmuję się tym zagadnieniem - dodaje. - Chwalili też moje samozaparcie, zwłaszcza w radzeniu sobie z 3 barierami językowymi. Część dokumentów sporządzono przecież po łacinie, a pozostałe w językach zaborców: rosyjskim i niemieckim. Gdy mój rozmówca zakończył tę część badań, nałożył powstałą w ich wyniku siatkę strukturalną na siatkę sporządzoną z danych osobowych zebranych "w terenie". Dopiero wtedy uzyskał spójne, choć jeszcze niepełne, drzewo genealogiczne - od protoplasty rodu Leonarda, po dzień dzisiejszy. Wówczas ponownie wyruszył na przeprowadzanie jeszcze bardziej wnikliwych wywiadów z członkami rodu. Jak się później okazało, 4 z nich zmarło przed końcem jego pracy, ale na szczęście ze wszystkimi przeprowadził rozmowy. - Jestem mile zaskoczony ich chęcią pomocy i współpracy. Wcześniej odwijałem pokoleniową nitkę, a teraz mogłem suche archiwalne dane o ludziach sprzed co najmniej dziesięcioleci wzbogacić charakterystyką, "duszą". To wszystko razem wzięte uzupełniałem natomiast studiami historycznymi - wyznaje. KSIĘGA - Najpierw chciałem tylko stworzyć drzewo genealogiczne rodu - zwierza mi się pan Stanisław. - Ale kiedy okazało się, że poza datami i imionami zebrałem mnóstwo opowieści, dokumentów oraz zdjęć, uznałem, że ta wiedza nie może się zmarnować. Nawiasem mówiąc, tego drzewa nie dałoby się wyrysować w sensie graficznym. Same imiona osób, które przez 250 lat tworzyły naszą rodzinę, zajęłyby powierzchnię boiska sportowego - uzupełnia. 2 Decyzja o tym, by zebrane przez pana Stanisława dane przerodziły się w książkę, nie była łatwa, bo wiązała się ze zgodą na dodatkową pracę i wyrzeczenia. Pan Orzełowski podjął jednak wyzwanie, głównie dzięki pomocy i wsparciu rodziny, nie tylko tej najbliższej. Żona, syn i córka współuczestniczyli w przepisywaniu, sprawdzaniu, składzie komputerowym i opracowywaniu ilustracji, a siostra, brat i jedna z kuzynek współfinansowali zakup dodatkowego oprzyrządowania do komputera. Tak narodziła się "HISTORIA RODU ORZEŁOWSKICH - 1750-2001". Czym jest Księga (jak mówi się o dziele pana Stanisława w rodzinie Orzełowskich, ale i Orzyłowskich)? Przede wszystkim zawiera drzewo genealogiczne rodu, podzielone na "konary" (sam autor należy do najliczniejszego, stanowiącego 2/3 rodu, konaru "C") i "odchodzące" od nich "gałęzie". Poza tym znaczącą jej część zajmuje ponad 270 tablic, czyli objaśnień do drzewa. Zebrane są one w formie tabeli. Poznać w nich możemy: imię każdego z członków rodu, imię i ewentualnie nazwisko rodowe jego małżonka oraz rok urodzenia i śmierci obojga. W tak zwanych "Informacjach dodatkowych" znajdziemy zaś na przykład szczegóły na temat ślubu, miejsca pochówku czy wchodzenia przez daną osobę w kolejne związki małżeńskie. Korzystanie z drzewa i tablic ułatwić ma specjalny klucz, wyjaśniający zasadę przypisanego do każdego członka rodziny indeksu. Dzięki niemu dowiemy się na przykład, dlaczego niejaki Adam Borkowski opisany jest w drzewie i tablicach jako "C48229a" (!). Oddzielny rozdział pan Stanisław poświęcił, herbowi rodu - "PRUS l". "Trochę geografii i historii" zawarł we fragmentach o rodowej wsi Pogonów i Parafii Zbuczyńskiej. Opowieść o roli, jaką odegrał pewien niefortunny dokument wydany przez władze carskie w 1851 roku, znajdziemy zaś w rozdziale "Perypetie z nazwiskiem rodowym w ujęciu historycznym". Z niego wszyscy Orzyłowscy dowiedzą się, że mają wspólne korzenie z Orzełowskimi. Najwięcej miejsca w "HISTORII RODU ORZEŁOWSKICH" zajmuje jednak charakterystyka poszczególnych konarów i gałęzi drzewa genealogicznego. To właśnie w niej pan Stanisław umieścił na przykład cytowany na początku tego artykułu fragment o "śledztwie" związanym z Modestem czy opowieść o tym, jak uznana za zmarłą żona Modesta przywoływała swego syna (!) - W Księdze nie oceniam roli poszczególnych członków rodziny w historii, zwłaszcza tej ostatniego półwiecza - zastrzega autor. - Starałem się raczej opisać to, co łączy, niż to, co dzieli. W ludziach zawsze szukam dobra i z tej strony pokazuję Orzełowskich w "HISTORII RODU". Pan Stanisław zakończył już prace nad Księgą. Teraz trwa ostateczna redakcja, korekta i przygotowywanie szaty graficznej. W zamierzeniu autora "HISTORIA RODU ORZEŁOWSKICH" ma ukazać się jako mniej więcej 700-stronicowy album z około 330 kolorowymi ilustracjami. - Księga nie może być byle jaka - twierdzi pan Stanisław. - To oczywiście będzie kosztować, ale mamy pomysł na pokrycie kosztów. Po prostu każdy czytelnik będzie współwydawcą, a tych trochę zamożniejszych chcielibyśmy zachęcić do złożenia darowizny na rzecz zakupu Księgi dla członków rodziny, których na nią nie będzie stać. Część nakładu trafi też na pewno do bibliotek. Zamierzamy powołać specjalne ciało nadzorujące wydanie i dystrybucję, a także założyć konto. - Moim marzeniem jest, by "HISTORIA RODU" trafiła do wszystkich Orzełowskich i Orzyłowskich - zwierza się autor. - Według moich danych jest ich na świecie (w tym w prawie wszystkich państwach Europy oraz między innymi w Australii i USA) mniej więcej 1050 rodzin, w tym większość oczywiście w byłym województwie siedleckim. Trudno mi jednak przewidzieć, jaki będzie ostateczny nakład. - Księga to materiał na długie zimowe wieczory - mówi z uśmiechem pan Stanisław. Na lata. Na pokolenia - dodaje po chwili poważniejszym tonem. - W niej nie ma sensacji. Ona uczy pokory i szacunku dla swoich korzeni. Jednak nie tylko członkowie rodziny doceniają efekty pracy pana Stanisława. Osoby, które zapoznały się z wersją roboczą Księgi, zgodnie podkreślają jej wartości literackie. Czyta się ją ponoć jak dobrą powieść. Autor, jako miłośnik przyrody, gawędziarz i humorysta, wplata w opisywane historie własne refleksje, a to powoduje, że kolejne karty przekłada się z wypiekami na twarzy. CO DALEJ ? 3 Pan Stanisław nie poprzestaje na planach wydania "HISTORII RODU ORZEŁOWSKICH". 26 lipca 2003 roku chce zorganizować trzeci już zjazd rodzinny największy, bo obejmujący cały ród, liczący teraz około 3,5 tysiąca osób. - Spotkamy się na błoniach wsi Tchórzew-Plewki - opowiada. - Przewodnictwo duchowe nad zjazdem objął ksiądz dr Wiesław Niewęgłowski (jedyny żyjący ksiądz wśród członków rodu), duszpasterz środowisk twórczych, który odprawi też mszę polową. Powstał również komitet organizacyjny i honorowy naszego spotkania. Zbieramy się regularnie i już teraz załatwiamy sprawy organizacyjne, na przykład przygotowanie terenu. - A co po książce i po zjeździe? - powtarza moje pytanie pan Stanisław. - Myślę, że znajdę naśladowców. Takich jak Elżbieta Łęczycka, która niedawno zorganizowała w Białkach zjazd tamtejszej odnogi rodziny. Może będą się spotykać bliżej. Temu, kto był na takim zjeździe, nie trzeba tłumaczyć sensu tego typu spotkań. W dzisiejszych czasach trzeba mieć rodzinę, by móc się o nią oprzeć. Rodzina to największy skarb. Bartosz Szumowski 4