Zeszyty Karmelitańskie

Transkrypt

Zeszyty Karmelitańskie
Zeszyty Karmelitańskie
Pismo poświęcone duchowości
Nr 4 (65)
październik – grudzień
2013
PAMIĘTAJ, ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ
POZNAŃ 2013
Wydawca:
FLOS CARMELI
Wydawnictwo Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych
Redakcja:
Antoni Rachmajda OCD (red.)
Marek Jekel, Maciej Mazurek, Anna Młodak, Andrzej Sikorski
Zespół:
Krzysztof Koehler, Sergiusz Niziński OCD, Aleksandra Pethe
Grażyna Piskorz, Juliusz Wiewióra OCD, Karol Milewski OCD
Z „Zeszytami” stale współpracują:
ks. Paweł Bortkiewicz TChr, ks. Ryszard Kozłowski COr
Gabriel Maciejewski, Jan Malicki OCD, Jolanta Miluska
Katarzyna Olbrycht, Krzysztof Stachewicz
Adiustacja i korekta:
Bogna Chołyńska
Imprimi potest:
Roman Hernoga OCD, prowincjał
Warszawa, dnia 16.09.2013, L. dz. 172/P/2013
Adres Redakcji:
ul. Działowa 25, 61-747 Poznań
tel: 61-856-08-34, fax: 61-856-09-47
e-mail: [email protected]
http:www.floscarmeli.poznan.pl
Projekt okładki: Waldemar Pluta
Zdjęcie na okładce: Monika Oliwa-Ciesielska
Druk: Uni-Druk, Luboń
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów.
Materiałów niezamówionych nie oddajemy.
Nakład: 700 egz.
ISSN: 1230-7041
Spis treści
Od Redakcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
DUCHOWOŚĆ
ORIENTACJE
Zofia Rosińska: Doświadczenie świętowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6
Piotr Nyk OCD: Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić . . . . . . . . . 14
Katarzyna Parzych-Blakiewicz:
Dzień Pański – święty i uświęcający . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18
Krystyna Kluzowa:
Świętowanie niedzieli w Polsce – fakty i postulaty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
PRZYBLIŻENIA – OPCJE
Aneta E. Adamczyk: Kilkanaście godzin w imię dobra . . . . . . . . . . . . . 29
Krzysztof Stachewicz: O świętowaniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 38
Roberto Gutiérrez OCD: Dzień Pański . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44
Wojciech Kudyba: Czas święty, czas wspólny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56
Dominika Ćosić: Święta nieuświęcone . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59
Viola Barszczewska: Pamiętaj, abyś czas święty święcił... . . . . . . . . . . 61
Rozmowa z biznesmenem o świętowaniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63
3
KARMEL TEREZJAŃSKI
Jesús Castellano OCD:
Duchowość św. Teresy od Jezusa. Część 13 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67
José V. Rodrı́guez OCD:
Twierdza wewnętrzna lub Mieszkania. Część 4 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71
PRAKTYKA
Czytanie Twierdzy wewnętrznej (Mieszkań) św. Teresy od Jezusa . . . . . 76
MISTYKA
MISTYKA KARMELU
Ciro Garcı́a OCD: Mistyka Karmelu. Część 8.
Odrodzenie się szkoły karmelitańskiej duchowości (w. XX) – cd. . . . . . . 80
ŚW. TERESA OD JEZUSA
José V. Rodrı́guez OCD:
Twierdza wewnętrzna lub Mieszkania. Mieszkania 6 . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84
POLECANE – POLECANI
Bartosz Paszkiewicz: Męczennicy chrześcijańscy. Część 4.
Krucjaty – w poszukiwaniu prawdy.
Spuścizna po upadku Królestwa Jerozolimskiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97
Gabriel Maciejewski:
Dwie legendy, dwa państwa, dwaj święci. Część 4 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107
Juliusz Wnorowski:
Pochwała Głupoty Erazma z Rotterdamu. Cześć 4 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114
Tomasz „Rolex” Pernak: Chrześcijańska koncepcja państwa
w czasach współczesnych. Część 3 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120
Od Redakcji
I tak dopełnił Bóg stworzenia nieba i ziemi wraz z tym, co na nich było.
W siódmym dniu dopełnił Bóg dzieła, nad którym pracował. Siódmego
dnia przestał pracować po całym dziele, które uczynił... I pobłogosławił
Bóg ten siódmy dzień i ustanowił go świętym, bo tego dnia przestał
pracować po tym jak dokonał dzieła stworzenia (Rdz 2,1-3).
Kiedy człowiek, kończąc swój tygodniowy dzień pracy, cieszy się nadchodzącym weekendem, wolnym czasem, odpoczynkiem i innością tych dni
– „spogląda” i ocenia miniony tydzień...
Człowiek wierzący, świętując ten dzień, idzie do kościoła, by uczestniczyć w Eucharystii – Dziękczynieniu. To pozwala mu ujrzeć minione dni
w świetle Boga – Jego prawdy i dobra (skoro ma dziękować Bogu). Świętowanie nie jest zatem bezczynnością czy zwykłym odpoczynkiem, lecz
kontemplowaniem dokonanego dzieła – tak, jak niegdyś Bóg kontemplował stworzony przez siebie świat. Człowiek wierzący zastanawia się, kim
stał się przez ten czas. Czym zapełnił minione dni...? Kto lub co było dla
niego najważniejsze? Czy pamiętał o modlitwie, o swojej rodzinie, przyjaciołach...? Jak wykorzystał dary i talenty Boże: czy nie brał Jego imienia
na daremno? Co było dobre? Co okazało się złe lub niedoskonałe? Za co
jest wdzięczny, za co przeprasza...?
Człowiek, który nie wierzy w Boga, nie świętuje dnia wolnego. On
w nim jedynie odpoczywa, spędzając czas i oceniając minione dni w innej
perspektywie: tego, co dla niego jest ważne i cenne; oraz w innej, „nowoczesnej świątyni”: w galeriach handlowych, salonach samochodowych,
na wycieczkach, działkach i pubach... W świetle tego, co w nich znajduje,
i z kim się spotyka, spogląda na minione dni. Nie pyta się o to, kim stał
się w minionym czasie (chyba że chodzi o stopień osiągniętej kariery, zdobyte umiejętności...), co stało się z jego sumieniem czy sercem... Przelicza
efektywność dni pracy na to, co osiągnął, co może kupić; na ilość rat do
spłacenia oraz dobra, które może używać – czyli na to, co posiada!
Człowiek świętujący – ocenia, kim stał się dzięki swej pracy; człowiek
odpoczywający – ocenia to, co posiada. Pierwszy myśli o dobru nieprzemijającym, drugi natomiast – o dobrach, które już teraz są dostępne, i które
może konsumować. Taki jest sens tego niepozornego przykazania, które
często redukujemy jedynie do obecności na niedzielnej Eucharystii, nawet
nie wiedząc, ile ono mówi o naszej postawie i życiu.
5
Piotr Nyk OCD
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go
uświęcić (Wj 20,8)
Ponieważ biblijna koncepcja czasu jest linearna, niezmierne
ważne było w niej zatrzymanie się w czasie w celu uświadomienia sobie, w którym punkcie historii człowiek się znajduje, czyli uczynienie refleksji nad swoim życiem, posiadającym swój początek i zmierzającym nieustannie do wyznaczonego mu końca.
Dzień szabatu w żydowskiej tradycji biblijnej, podobnie jak niedziela
w tradycji chrześcijańskiej, został wyodrębniony od innych dni tygodnia
jako dzień odpoczynku od pracy. Zaniechanie w tym dniu pracy, czyli
„nie-działanie” jak głosi polska nazwa „niedzieli”, miało zagwarantować
człowiekowi przestrzeń wolnego czasu, w celu przypomnienia sobie swojego miejsca w świecie i swojego przeznaczenia. Bóg Stworzyciel, spoglądający z radością w siódmym dniu odpoczynku na ukończone przez siebie
dzieło stworzenia, od początku formowania się kapłańskiej tradycji biblijnej o świętowaniu dnia szabatu, był wzorem tego, w jaki sposób świętować
(por. Rdz 2,2-3).
Ponieważ biblijna koncepcja czasu jest linearna, niezmierne ważne było
w niej zatrzymanie się w czasie w celu uświadomienia sobie, w którym
punkcie historii człowiek się znajduje, czyli uczynienie refleksji nad swoim
życiem, posiadającym swój początek i zmierzającym nieustannie do wyznaczonego mu końca.
„Uświęcenie” dnia szabatu oznaczało, zgodnie z pierwotnym znaczeniem hebrajskiego czasownika qadaš – „uświęcać”, oddzielenie go od innych
dni tygodnia poprzez odmienne jego przeżywanie. Koncepcja owego świętowania, jako swoistego „oddzielenia”, lub też „odróżnienia”, bliska była
kapłańskiej idei stworzenia świata jako jego „porządkowania” i „oddzielania” od pierwotnego chaosu. Według niej Bóg oddzielił światło od ciemności, dzień od nocy, lądy od mórz i w końcu oddzielił siódmy dzień szabatu
14
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić (Wj 20,8)
od wszystkich innych dni tygodnia. Ten ściśle biblijny sposób świętowania,
w którym najpierw należało zagwarantować odpowiednią przestrzeń czasową przez jej oddzielenie od reszty, znalazł swoje odbicie w żydowskiej
tradycji, wedle której szabat rozpoczynał się o zmierzchu poprzedniego
dnia zapaleniem szabatniej świecy i zaintonowaniem tzw. Hawdali, czyli
pieśni o „oddzieleniu” szabatu od wszystkich innych dni tygodnia.
Znawcy historii i starożytnych tradycji biblijnych nie potrafią dzisiaj
dokładnie określić, w którym punkcie historii Izraela pojawił się zwyczaj świętowania dnia szabatu. Chociaż tradycje biblijne przekazały go,
w związku z objawieniem Boga na Górze Synaj, jako jeden z nakazów Dekalogu, to jednak wiele wskazuje na to, że jego uprawomocnienie się w zwyczajach żydowskich należy widzieć w czasach niewoli babilońskiej. Przypuszczalnie świętowanie szabatu, podobnie jak obrzezanie, było wówczas
potrzebnym widzialnym znakiem ich tożsamości, który odróżniał Izraelitów
od innych narodów. Rzeczywiście celowość nakazu zachowywania szabatu,
podana w zbiorze przepisów kultycznych, przekazanych przez Mojżesza na
pustyni w Księdze Wyjścia 31,13, ukazana jest jako widzialny znak przyjaźni i przymierza Izraela ze swoim Bogiem.
Zasadniczą treścią szabatu, wydzielonego spośród innych dni tygodnia,
jest odpoczynek od pracy. Stwarza on odpowiednie możliwości uradowania się dziełem swoich rąk na wzór Boga, spostrzegającego, że wszystko,
co stworzył było bardzo dobre (por. Rdz 1,31). Hebrajskie określenie szabatu pochodzi od czasownika šabat, oznaczającego „zaniechanie” lub „zaprzestanie” jakiejś czynności, w tym przede wszystkim pracy, służącej do
utrzymania się przy życiu. Najstarsza wzmianka Pięcioksięgu oraz Starego
Testamentu na temat szabatu w Księdze Wyjścia 16,22-31 w piękny sposób uzasadnia zaniechanie pracy podczas szabatu na przykładzie zbioru
manny podczas wędrówki przez pustynię. Bóg sam zatroszczył się o to,
aby w szóstym dniu, czyli w przeddzień szabatu, spadła na obóz Hebrajczyków podwójna ilość manny, która przez dwa dni zachowała swoją świeżość. Każdy Izraelita, który uwierzył Bożemu zatroskaniu o jego rodzinę,
nie opuszczając swojej rodziny w celu zbierania manny, mógł doświadczyć
Bożej dobroci i nasycić się nią, aby nabrać siły do kontynuowania żmudnej
wędrówki. W postawie tej możemy dostrzec zachętę zarówno dla współczesnych pracodawców, jak i dla ludzi pracy, tak bardzo zatroskanych o byt
swojej rodziny i bojących się podjąć ryzyko zaniechania pracy w niedzielę.
Podobnie sugestywny jest w omawianym tekście Księgi Wyjścia obraz Izraelitów, którzy z powodu zbytniej troski, zachłanności lub braku zaufania
do Boga wychodzą w szabat na zewnątrz, aby zbierać mannę. Ich wysiłki
nie odnoszą żadnego rezultatu. Doświadczają oni tego, czego od wieków po
dziś dzień doświadcza każdy, próbujący budować swój dom według własnej,
15
Roberto Gutiérrez OCD
Dzień Pański
Z punktu widzenia historycznego, dla chrześcijan niedziela
przed dniem odpoczynku była dniem radości, wesela: zanim
został uznany odpoczynek niedzielny, Didaskalia Apostolskie
już mówiły: „W pierwszy dzień tygodnia wszyscy bądźcie
radośni”.
„Zgodnie z tradycję apostolską, która wywodzi się od samego dnia
Zmartwychwstania Chrystusa, Misterium paschalne Kościół
obchodzi co osiem dni...”
(Konstytucja o liturgii świętej, Soboru Watykańskiego II, Sacrosanctum
Concilium [SC] 106).
Niedziela zasługuje ze wszech miar na wielką uwagę w ramach odnowy
liturgicznej, a także, w jeszcze szerszym, duszpasterskim kontekście budowy wspólnot chrześcijańskich. Jeśli Kościół jest znakiem zbawienia pośród ludzi, aby mógł spełnić swoją misję, powinien ukazywać na zewnątrz
życie, które ma wewnątrz. W świetle tej elementarnej zasady należy zapytać samych siebie, w jaki sposób nasze wspólnoty chrześcijańskie stanowią dziś przestrzeń, w której chrześcijanie, ubogaceni przez doświadczenie
wiary i miłości w coniedzielnym spotkaniu z Panem, dają świadectwo swej
wiary wobec pozostałych ludzi.
Musimy powiedzieć, bez obawy o pomyłkę, iż zgromadzenie, które
zbiera się, by celebrować Eucharystię, nie jest jedynym ani pierwszym wyrazem życia Kościoła, ponieważ przed celebracją jest głoszenie Ewangelii
i obecność ochrzczonych jako cześć w Duchu i prawdzie (por. J 4,23). Lecz
wspólnota, która się zbiera wokół biskupa lub prezbitera przy jedynym ołtarzu, aby słuchać Słowa Boga, modlić się wspólnie i brać udział w Ofierze
eucharystycznej, jest głównym wyrazem Kościoła według postanowień Soboru Watykańskiego II (por. SC 41; Konstytucja dogmatyczna o Kościele,
Lumen gentium [LG] 26).
44
Dzień Pański
Niedziela jest dniem tygodnia, który chrześcijanie od początku poświęcali wspomnieniu zmartwychwstania Pana i zgromadzeniu eucharystycznemu, a następnie odpoczynkowi. Jak mówi nam pewna stara homilia
z V wieku: „Dzień Pana, i Pan dni”, zawsze posiadały decydujące znaczenie dla rzeczywistości bliskiej Ludowi Bożemu. Przez długi czas, gdy życie
społeczne i kulturalne karmiło się wiarą chrześcijańską, niedziela pokojowo należała do wierzących, co przynosiło pożytek całej społeczności. Dlatego zaledwie poświęcano jej uwagę. W przeciwieństwie do tego, co miało
miejsce podczas pierwszych wieków Kościoła, gdy walczył on o możliwość
głoszenia Ewangelii w świecie znajdującym się pod wpływem pogaństwa.
Wówczas święci Ojcowie i pisarze kościelni odkrywali bogactwa niedzieli
jako daru Boga dla swego ludu, „dnia, który Pan uczynił” (Ps 118,24),
i bardzo pojemnego i skutecznego środka, by podtrzymywać w jedności
wspólnoty chrześcijańskie.
Później nastąpił upadek teologiczny i duchowy niedzieli i jej redukcja do przepisu, który Kościół musiał narzucić, by zatrzymać wiernych
na zgromadzeniu eucharystycznym. Jednak ten nakaz, silnie wpojony, oddał wielką przysługę wierze i życiu chrześcijańskiemu przez wiele stuleci.
Msza niedzielna była najbardziej uroczystym i ważnym momentem w tygodniu. Należało na nią przybyć w świątecznym stroju, by spełnić obowiązek
każdego człowieka oddania Bogu czci, jaka jest Mu należna. W ten sposób uświęcano niedzielę i „święta obowiązkowe”, a gdy już spełniono ten
obowiązek, można było oddawać się innym zajęciom świątecznym lub zwykłemu odpoczynkowi.
Dla tych chrześcijan, którzy usiłowali uczestniczyć w Eucharystii z głęboką pobożnością wewnętrzną, pomimo obowiązkowego milczenia, do którego zmuszało używanie łaciny i brak aktywnego uczestnictwa, Msza
Święta była również aktem posłuszeństwa Chrystusowi, który powiedział:
„Czyńcie to na moją pamiątkę” (por. 1 Kor 11, 24-25). Od dziecka uczyli
się zachowywać pewną uwagę zewnętrzną, by przyjmować zbawienne owoce
Ofiary eucharystycznej. Zjednoczeni z kapłanem, brali udział w ofiarowaniu
i sami się ofiarowywali razem z Jezusem Chrystusem, Kapłanem i Ofiarą,
jako członkowie Jego Ciała mistycznego.
Ruch liturgiczny najpierw i odnowa parafii jako wspólnoty eucharystycznej potem, usiłowały rozwijać udział wiernych we Mszy Świętej, przede wszystkim w niedziele i święta. Zgromadzenie eucharystyczne
i dzień Pański zaczęły być wzrastającym przedmiotem uwagi ze strony pastoralistów i liturgistów. Gdy nadszedł Sobór Watykański II (1962-1965),
teren już był przygotowany zarówno do odnowy udziału wiernych w Eucharystii, jak i do tego, by żyć bogactwem niedzieli. Nauka tradycji pierwszych
wieków co do dnia Pańskiego zaczęła być rozpowszechniana na nowo dzięki
45
Roberto Gutiérrez OCD
stwierdzeniom soborowym: niedziela „ jest centrum i podstawą roku liturgicznego”, dniem nazywanym z całą słusznością „dniem Pańskim”, który
winien być wpojony w pobożność wiernych jako „główne święto” (SC 106).
Jednak sposób rozumienia i świętowania niedzieli zmienił się bardzo
w ostatnich latach. Uświęcanie dnia Pańskiego nie jest już zapewnione
przez jednomyślność, z jaką chrześcijanie brali udział w innym czasie we
Mszy niedzielnej, wspomagani, to prawda, przez samą organizację życia
społecznego, która ułatwiała w wydatnym stopniu możliwość spełniania
powinności religijnych. Warunki ekonomiczne i socjokulturowe zmieniły
się i wpłynęły znacząco na zmianę stałych warunków życia samych wierzących. Te i wiele innych powodów spowodowały kryzys, jest to niewątpliwe.
Lecz najpoważniejszymi zjawiskami nie są zmiany społeczne i złożoność
współczesnego życia same w sobie, lecz postępująca sekularyzacja zwyczajów i utrata wartości moralnych i religijnych. Troska ekonomiczna wydaje
się dominować nad wszystkimi innymi problemami, tak jakby produkcja
i konsumpcja były głównymi aspiracjami społeczeństwa.
Ta dominująca koncepcja życia niesie z sobą dewaluację niedzieli, redukując ją do zwyczajnej przerwy w zajęciach, by po niej wznowić produkcję
z nowymi siłami i uczynić również ten dzień przedmiotem wymiennego
handlu i produktem konsumpcji. Do tego dochodzi zapomnienie o Bogu
i zanik wszelkiego odniesienia do prawdziwych podstaw godności człowieka
i praw ludzkich – i tak otrzymujemy właściwy obraz społeczności poważnie
zrujnowanej z punktu widzenia etycznego i duchowego.
W tym kontekście niedziela i święta religijne są wezwane do odgrywania nowej roli w historii, nie tylko na rzecz wspólnot chrześcijańskich, lecz
także na rzecz całej społeczności, postawionej w sytuacji, jak się wydaje,
zagrożenia wartości takich jak integralny rozwój osoby, istnienie rodziny,
zgody społecznej, a nawet otoczenia naturalnego, za cenę wątpliwych zysków materialnych i niekontrolowanej rozrywki.
Z innej strony kryzys daje sie odczuć we wnętrzu wspólnot. Biskupi są
zaniepokojeni, stwierdzając, iż obniżają się liczby obecności na Mszy Świętej niedzielnej i uczestnictwo w innych aspektach życia wspólnotowego,
jako wskaźniki oddalenia się od eklezjalnego życia wiary, i, w ostateczności, utraty tożsamości chrześcijańskiej. Zmniejszenie się liczby kapłanów
również przyczyniło się do tej sytuacji „stanu zagrożenia”, dotykając odczuwalnie posługę pastoralną różnych wspólnot, przede wszystkim w środowisku wiejskim.
Te i inne problemy, nie zniechęcając Kościoła, skłaniają Go do poszukiwania nowych środków i nowych metod pastoralnych. Nie jest to pierwszy
raz w historii, gdy warunki społeczne i środowiskowe są przeszkodą dla
misji ewangelizacyjnej i eklezjalnej. W pewien sposób, w wysiłku i uwadze,
46
Dzień Pański
jaką dziś poświęca się niedzieli, powtarza się historia z pierwszych wieków
chrześcijaństwa. Kościół zanurza się w swej tradycji i w żywej medytacji
Słowa Bożego, aby móc dać wiernym i kapłanom idee, bodźce, motywy
i, przede wszystkim, światło i siłę Ducha Świętego, by ożywić dzień Pański, i inne środki, które były zawsze instrumentem ewangelizacji i budowy
wspólnot.
Bł. Jan Paweł II pozostawił nam w swym liście apostolskim Dzień Pański (Dies domini [DD]) piękne i wyjątkowe kompendium tego, czym jest
dzień Pana, jego ważności w życiu i powołaniu chrześcijanina. Zobaczmy,
co list papieża mówi nam o niedzieli.
Niedziela dla chrześcijanina jest dniem szczególnym, dniem innym – jest
dniem wśród pozostałych dni, w którym, w kulcie i w dziełach, wyraża się
wiara człowieka.
Jest to dzień skupiający w sobie pełnię tradycji, historii i znaczeń.
Opat Vonier mówił na ten temat pewne słowa, które, chociaż przesadzone,
przedstawiają nam rzeczywistość niedzieli i jej znaczenie w chrześcijaństwie: „Bez niedzieli Lud Boży znalazłby się jakby bez planu życia. Utracić
niedzielę, oznaczałoby zatracić bycie ludem Boga, ponieważ w tym dniu,
przede wszystkim w celebracji eucharystycznej, potwierdza ten lud swą
własną tożsamość”.
Zapewne, gdy chrześcijanin na przestrzeni wieków znajdował się lub
znajduje się w sytuacjach ciężkich prześladowań lub z największymi trudnościami wyznawania wiary, niedziela ma dla niego znaczenie specjalne –
jest jakby jego znakiem tożsamości, dlatego zachowuje ją w formie możliwie najlepszej, i w „zachowywaniu niedzieli” obecne są, jeśli to możliwe,
celebracja eucharystyczna, pełnia życia chrześcijańskiego i żyzne źródło
miłości apostolskiej.
Jan Paweł II w liście Dzień Pański przypomina nam niektóre główne
aspekty tego, co przedstawia niedziela i jej związek z samymi źródłami
Stworzenia i Zbawienia.
Dzień Pana – Pański
Niedziela jest nierozłączna z przesłaniem, jakie nam ofiarowuje Pismo
Święte, począwszy od swych pierwszych stronic dotyczących dnia odpoczynku Boga, gdy mówi o stwarzaniu świata. Kończąc całą swoją pracę
mówi nam: „wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał,
stwarzając” (Rdz 2,3).
Tego „odpoczynku” Boga nie można interpretować jako rodzaju „nieaktywności”, lecz, wręcz przeciwnie, należy pamiętać, że Boży odpoczynek
47
Wojciech Kudyba
Czas święty, czas wspólny
Czy nie jest tak, że to właśnie podczas święta czujemy, że
w pełni jesteśmy sobą? Czy to nie podczas święta czujemy, że
jesteśmy najbardziej wolni – że właśnie wtedy osłabiają swą
moc rozmaite zniewolenia, które utrudniają nam realizację
dobra?
Pospieszny rytm naszej cywilizacji sprawia, że coraz częściej towarzyszy
nam poczucie uwięzienia w czasie. Będąc wciąż w pośpiechu, mamy wrażenie, że nasza codzienność zamyka nas w jakimś zaklętym kręgu spraw
i zadań, wyznacza lata bez oddechu i bez perspektywy; miesiące, które
nie dają nadziei. Coraz częściej ogarnia nas gorzkie przeświadczenie, że
nie panujemy nad rytmem dni i godzin; dręczy nas bolesne poczucie, że
to ów rytm panuje nad nami: wyznacza kolejne zajęcia, obowiązki, każe
zmieniać miejsce pracy, zamieszkania, zmusza do gonitwy. Im bardziej się
nasila, tym bardziej chciałoby się jakiejś zmiany. Narasta w naszej epoce
potrzeba „otwierania czasu”, wielka, ogarniająca całe kontynenty, tęsknota... za urlopem. Oto współczesna wersja marzeń eschatologicznych –
sen o wakacjach, o tym, by choć na parę dni przekroczyć czas codzienny,
być gdzie indziej, w jakimś innym wymiarze dziania się, w jakimś innym
krajobrazie życia. Przestrzeń urlopu przecina jednak leniwy nurt Lety –
rzeki zapomnienia. Wyjeżdża się, żeby zapomnieć. A zapomina się, żeby
nie być. Czy nie jest tak, że właśnie jakiś rodzaj niebytu jawi się dziś
niektórym z nas jako jedyna forma uwolnienia spod tyranii czasu?
A zatem na dnie wielu naszych nadziei tkwi rozpacz. Ani niecodzienny,
wakacyjny czas, ani egzotyczna przestrzeń urlopu nie uwalniają od codzienności. To prawda: przynoszą chwilową ulgę, pozwalają nabrać nowej energii
do mężnego znoszenia ponurego dyktatu godzin. Ich kresem nie jest jednak
ostateczne osiągnięcie pełnej wolności i nieskrępowanych możliwości w realizacji naszych najskrytszych pragnień. Ich horyzontem jest nicość. Próba
56
Dominika Ćosić
Święta nieuświęcone
Od lat w Belgii niedziela i święta są na swój sposób odświętne, ale nie uświęcone. Forma stała się ważniejsza od
treści i wymiar sakralny świąt zginął.
Wystarczy posłuchać piosenek Jacques’a Brela, w których wyśmiewał
mentalność swoich rodaków. Belgijscy „burżuje” byli, rzecz jasna, hipokrytami, ale jako tacy podtrzymywali tradycję. W niedziele szacowni ojcowie
rodzin wraz z małżonkami i dziećmi chadzali do kościołów, późniejszą porą
odwiedzali jednak kochanki lub domy schadzek. Żaden z nich nie ośmielił się jednak na negację wiary i praktyk religijnych. Abstrahując już od
obłudy, jasno widać, że niedzielne pójście do kościoła jeszcze w latach 50.
i 60. było dla mieszkańców Belgii czymś oczywistym. Podobnie jak śluby
kościelne i religijny charakter pogrzebów. Obrządki religijne stanowiły integralną część życia.
Od tych czasów minęło zaledwie pół wieku. Teraz, według sondaży
przeprowadzanych na zlecenie belgijskich gazet, do cotygodniowego uczestniczenia we mszach świętych przyznaje się zaledwie 20% Belgów. Nie tylko
śluby, ale i pogrzeby kościelne nie są już czymś zwyczajnym. Co się stało
z Belgami? Przecież, kiedy w połowie XIX wieku powstawało Królestwo
Belgii, to właśnie religia katolicka była tym, co scementowało Flamandów
i Walonów. Dzielił ich język (na północy niderlandzki, na południu francuski), doświadczenie historyczne, łączyła wspólna religia. To religia była
tym, co sprawiło, że niderlandzkojęzyczni Flamandowie nie chcieli połączyć
się z protestancką Holandią, lecz z francuskojęzyczną Walonią.
Dzisiejsza Belgia niewiele ma wspólnego z tamtą XIXwieczną i z pierwszej połowy XX wieku. Zmieniła się też struktura społeczna, dzisiaj kilkanaście procent populacji stanowią obcokrajowcy, z czego aż 10% to Marokańczycy. Ale to nie obecność muzułmańskiej mniejszości wpłynęła na
laicyzację autochtonów. Znacznie większą rolę odegrały media, które od lat
koncentrują się na wyszukiwaniu prawdziwych lub wydumanych skandali,
59
Rozmowa z biznesmenem
o świętowaniu
Czasami można usłyszeć lub przeczytać zdanie: „czas to pieniądz”. Nie zgadzając się z tą myślą, umieściłem na stronie internetowej swojej firmy inne zdanie: „Czas to Miłość”.
Nie wiem, czy ono pasuje do strony z branży finansowej, ale
wiem, że jest prawdziwe.
Adamie – jak łączysz prowadzenie własnego biznesu ze świętowaniem: czasem poświęconym Bogu, rodzinie, odpoczynkowi?
Czy odczuwasz pokusę, by pracować także w niedziele i święta?
Bo uciekną klienci; bo trzeba dbać o interes, w końcu mamy kryzys...
Nie czuję się biznesmenem, raczej małym przedsiębiorcą. Swoją firmę
prowadzę od 16 lat, jednak przez pierwsze 11 była to działalność związana
z samozatrudnieniem. Działam w branży finansowej i zajmuję się leasingiem. Od 23 lat jestem mężem, a od 21 ojcem. Mam 3 dzieci. Od wielu
lat wraz z żoną jesteśmy zaangażowani we Wspólnotę Świętej Rodziny,
założoną w Kościele przez abpa Kazimierza Majdańskiego. W swojej parafii byliśmy członkami Rady Parafialnej, a obecnie pracujemy w Poradni
Rodzinnej.
Od początku naszej wspólnej drogi życiowej określiliśmy wraz z żoną
nasze priorytety. Chcieliśmy przyjąć model rodziny, w której osobą zajmującą się pracą zarobkową jest mąż, natomiast żona jest „ozdobą” naszego
domu i pracuje w nim, wychowując dzieci. Tak też się stało. Kiedy rodziły
się kolejne dzieci, żona pozostawała z nimi w domu. Był to nasz świadomy
wybór. Oczywiście wiązało się to z decyzją życia za jedną pensję. Dzięki
Bogu przeżyliśmy, choć nie zawsze było łatwo i momentami zastanawialiśmy się nad słusznością obranej drogi. Nie żałujemy jednak tego wyboru,
a wręcz przeciwnie – dziękujemy Bogu, że umożliwił nam realizowanie tego
modelu rodziny. Jednakże, aby rodzina mogła normalnie żyć, potrzebne są
63
Rozmowa z biznesmenem o świętowaniu
środki do życia. Aby sprostać zadaniu utrzymania rodziny, na przestrzeni
minionych 23 lat imałem się różnych zajęć. I tak w 1997 roku musiałem
założyć swoją firmę, by móc otrzymać kolejną pracę. Pomimo własnej działalności nie wszystkie decyzje związane z czasem pracy należały do mnie.
Owszem, nie musiałem pracować w niedzielę, choć sporadycznie musiałem
do niej przychodzić, ponieważ były targi lub miałem obowiązkowy wyjazd szkoleniowo-integracyjny, obejmujący fragment niedzieli. Nie były to
częste przypadki, ale mimo wszystko robiłem co w mojej mocy, aby niedzielną absencję w domu ograniczyć do minimum. Od samego początku,
gdy zostaliśmy rodzicami, robiliśmy wszystko, aby niedziele spędzać razem ze sobą i z dziećmi. Na początku małżeństwa, gdy dzieci były małe,
nie zgadzałem się nawet na nadgodziny w pracy, mówiąc otwarcie swoim
szefom, że rodzina jest dla mnie ważniejsza niż praca. Oczywiście o awansach mogłem zapomnieć. Z biegiem czasu coraz bardziej zdawałem sobie
sprawę, że utrzymanie pracy wymaga częstokroć poświęcenia jej dodatkowych godzin, i na to się godziłem (akceptowała to także moja żona),
niemniej niedziela pozostawała dla mnie dniem świętym, w którym nie
pracuję i jestem dla rodziny. Kiedy mogłem, starałem się także nie pracować w soboty, by być z żoną i dziećmi. Wielokrotnie miałem poczucie,
że za mało czasu poświęcam rodzinie, za mało przebywam z dziećmi, więc
niedziela i święta były i są tym błogosławionym czasem, w którym można
być razem. Obecnie, kiedy już całkowicie samodzielnie podejmuję decyzję
o czasie i dniach pracy, niedziele i święta mają zagwarantowany status dni
wolnych. Jest to dla mnie niezwykle ważne, dlatego dziękuję Bogu, że dał
mi taką pracę, w której mogę „dzień święty święcić”.
Dlatego też w niedziele nie odbieram telefonów w sprawach zawodowych, choć telefonu nie wyłączam, więc jeśli zdarzy się telefon od klienta,
to proszę, by zadzwonił w poniedziałek. Być może niejeden już nie zadzwonił albo i ja zapomniałem do niego zadzwonić. No trudno. Znam takie
powiedzenie „niedzielna praca w pył się obraca”, więc nie chcę, aby tak
stało się z moją. Oczywiście są takie sytuacje, że którąś ze spraw zawodowych muszę się zająć, ale robię wszystko, aby takie sytuacje ograniczyć do
minimum.
Czy czas świętowania jest w jakiś sposób dla Ciebie „wyjątkowy”? Czym różni się od dnia pracy? Czy oprócz uczestnictwa
w Eucharystii niedziela jest jeszcze w jakiś sposób zaplanowana?
Niedziela to czas szczególny. Tak również było w naszych domach rodzinnych. Np. w moim w niedziele zawsze zakładaliśmy białe koszule, przed
południem szliśmy na Mszę Świętą, a o 12. siadaliśmy do wspólnego uroczystego obiadu. To był stały rytuał. Na niedzielę mieszkanie musiało być
64
Gabriel Maciejewski
Dwie legendy, dwa państwa,
dwaj święci
Część 4
Koniec jezuitów, początek ruchu robotniczego w Czechach,
tak zwane odrodzenie narodowe, na długo pogrzebały pamięć o Janie Nepomucenie nad Wełtawą. Wszystko, co nowoczesne, a jednocześnie związane z tradycją, kojarzyć się
musi w Czechach z Janem Husem, świętym anglikańskim.
Tak jest i zmienić tego niepodobna.
Na polach bitew, prócz bombard, w użyciu były również taraśnice.
Ponoć w Czechach do dziś zachowała się jedna tylko taraśnica. Wyprodukowało ją miasto Pilzno, zanim jeszcze objęła je katolicka reakcja, gdy
nosiło nazwę „Miasto Słońca”. Lufy taraśnic miały ponad metr długości;
tej z Pilzna ma długość 1080 mm, strzelała zaś kulami kalibru 46 mm.
Odległość, na jaką latały te kule, wynosiła około 300 metrów. To sporo
zważywszy, że atakujący tabor konni stali jeden obok drugiego, a w taborze taraśnic było na pewno kilkanaście. Poza taborem husyci używali dział
zwanych hufnicami, które przemieszczane były na drewnianych, zaopatrzonych w koła, lawetach. Hufnice miały mniejszą nośność, ale ładowano do
nich po kilka kul, przez co wywoływały efekt identyczny jak późniejsze
kartacze. Zdradźmy jeszcze, co znajdowało się na wyposażeniu husyckiego
wozu bojowego, którego burty obite były blachą. Przede wszystkim: żłób
do karmienia koni, łańcuch spinający wozy, pawęż taborowa, dwa libry prochu, kopa kul, 2 kopy strzał, 2 bosaki, 2 topory, 2 łopaty, 2 rydle, 2 grace.
Wozów bojowych, nie licząc transportowych, było w taborze bardzo wiele,
a za wozy te, ich wyposażenie i wyżywienie wojowników, ktoś musiał zapłacić. Wojny bowiem nie prowadzi się gołymi rękami na głodnego – to
są niebezpieczne złudzenia ludzi, którzy naczytali się prac Karola Marksa.
Zatrzymajmy się jeszcze nad kwestią zaopatrzenia wozu husyckiego. Na
107
Gabriel Maciejewski
jednym takim pojeździe znajdowało się: chleba za 4 szylingi, sera za 60 fenigów, połeć słoniny, beczka wina licząca sobie 56,589 litra, ćwiartka wołu.
Za to także ktoś płacił i ktoś również musiał to do taboru dostarczać,
najpewniej codziennie. Jasno więc widać, że koszty operacji wojsk Jana
Żiżki i Prokopa Wielkiego były ogromne. Dwadzieścia miast czeskich, które
poparły husytyzm, zainteresowanych było tym, by nakłady na wojnę jak
najszybciej się zwracały, a najlepiej, by przynosiły jeszcze duży zysk.
Czeski historyk J. Macek w pracy zatytułowanej Husyci na Pomorzu
i w Wielkopolsce tak pisze o „bożych bojownikach” z Czech: „Husyci już
dawno marzyli o wyzwoleniu ludów sąsiednich z feudalnego ucisku i o połączeniu się z nimi w walce przeciwko wspólnemu wrogowi – podporze
feudalizmu – Kościołowi. Od samego początku rewolucyjnego ruchu husyckiego możemy zaobserwować próby rozszerzenia husytyzmu za granicę”,
a dalej: „także i zagraniczne pochody wojskowe przeciw Łużycom, Miśni,
Brandenburgii i Śląskowi miały na celu obronę husyckich Czech i udzielenie pomocy zwolennikom husytyzmu za granicą. Feudałowie tych krajów
nękali bowiem bezustannymi i drobnymi napadami północną i północnowschodnią granicę Czech. Dlatego też wiosną 1432 roku oba wojska polowe
(wojsko Prokopa i „sierotki”) wyruszyły przez Frydland na północ, przeszły przez Łużyce, nie natrafiając na opór, i zdobyły szereg miast, między
innymi Gorzów Wielkopolski. Margrabia brandenburski ukarany został za
to, że stale popierał wypady przeciwko husytom. Pojawili się oni również na ziemiach położonych na północny wschód od Berlina, nie atakując
jednak samego miasta. Oba wojska, wioząc bogatą zdobycz, bez szwanku
powróciły z początkiem maja do Czech. Wyprawa ta skłoniła północnych
sąsiadów husytów do zmiany dotychczasowego stanowiska. Dnia 23 sierpnia
1432 roku zawarty został rozejm pomiędzy husytami a elektorem saskim
Zygmuntem, do którego przyłączył się jego brat Fryderyk, margrabia miśnieński. Rozejm miał trwać do św. Marcina, a obaj książęta uzyskali go
za cenę 10 tysięcy florenów”. W tym miejscu przypomnijmy jeszcze raz,
ile kosztowała frankfurcka bombarda – 1067 florenów, czyli stado liczące
sobie 442 krowy.
Dalej J. Macek pisze tak: „na sejmie w Kutnej Horze (30 sierpnia 1432
roku) rozejm (opisany wyżej) został uchwalony i przyjęty przez cały kraj,
tak samo jak i umowa pomiędzy śląskimi stanami a wojskami husyckimi,
zawarta w lecie w czasie zwycięskiej wyprawy obu wojsk polowych na Śląsk.
Do umowy tej przyłączyli się nie tylko śląscy książęta, ale i miasto Wrocław oraz biskup wrocławski. Rozejm miał trwać do Jana Chrzciciela (24
czerwca) 1434 r. I został przez stany śląskie uzyskany za cenę 1600 kop groszy praskich. Obie te umowy, uchwalone przez krajowy sejm kutnohorski,
zabezpieczały północną i północno-wschodnią granicę Czech od napadów”.
108