Muzyka dla wszystkich
Transkrypt
Muzyka dla wszystkich
Muzyka dla wszystkich "Kurier Podlaski" nr 1 Z dniem dzisiejszym rozpoczynamy stałą muzyczną rubrykę „Kuriera". Ukazywać się ona będzie co dwa tygodnie w wydaniach magazynowych. Nieodłączną jej częścią będą audycje emitowane przez Białostocką Rozgłośnię Polskiego Radia i Telewizji pod tym samym tytułem. Tytuł jest oczywiście trawestacją nazwy znanego cyklu koncertów radiowo-telewizyjnych „Stereo i w kolorze". Nie mamy jeszcze własnego studia telewizyjnego, jest za to „Kurier". Czy stała współpraca „Kuriera" i Białostockiej Rozgłośni PR 1 TV okaże się interesująca — ocenią to czytelnicy i radiosłuchacze. Zgodnie z tytułem rubryki (i audycji) będziemy zajmować się sprawami muzyki rejestrowanej stereofonicznie i dostępnej dla każdego. Chcemy prezentować najciekawsze płyty i kasety osiągalne na naszym rynku, informować o problemach szeroko pojętej fonografii (od sprzętu elektroakustycznego po politykę nagraniową), przedstawiać osiągnięcia artystyczne zespołów i solistów z naszego regionu; przedstawiać słowem drukowanym, mówionym, a przede wszystkim — dźwiękiem w wersji stereo. Zaczynamy od interesującej płyty Wifonu (LP-026) — Tańce węgierskie Johannesa Brahmsa i Tańce słowiańskie Antonina Dwořaka w wersji na cztery ręce, w wykonaniu znanego pianisty Janusza Olejniczaka i jego znakomitego, słowackiego kolegi — Petera Toperczera. Kiedy próbuje się zainteresować dzisiaj młodych ludzi muzyką, przypominają się dawne dobre czasy. W zeszłym stuleciu nie tylko chadzano tłumnie na koncerty, ale namiętnie również muzykowano. Instrumentem numer jeden był fortepian. Dla licznych domorosłych "fortepianistów" opracowywano słynne a modne arcydzieła w ułatwionych wersjach wykonawczych, komponowano też oryginalną, pełnowartościową muzykę. Bardzo chętnie grywano także utwory na cztery ręce stwarzające szersze możliwości muzyczne i — co nie było bez znaczenia — okazje towarzyskie. Taką znakomitą, porywającą i naznaczoną piętnem geniuszu, muzyką są właśnie Tańce węgierskie Brahmsa i Tańce słowiańskie Dworzaka. Istnieją gatunki muzyki, których chętnie słuchamy wszyscy niezależnie od wrażliwości, przygotowania i wychowania. Muzyka taka jest niczym dobre wino: jedni piją je dlatego, bo jest właśnie dobre, inni — że to w ogóle wino, ale i jedni i drudzy są zadowoleni. Skoro wspomnieliśmy o dobrym winie, przenieśmy się do ojczyzny tokaja. Kompozytorzy romantyczni, mieszkający lub wywodzący się z ówczesnych Austro-Węgier, jako tworzywo swych stylizacji wykorzystywali ukształtowany już wtedy stereotyp węgiersko-cygańskiego języka muzycznego. Język ów był tak charakterystyczny, iż znakomicie nadawał się do naśladownictwa. Jeżeli do kompozycji w stylu "węgierskim" zabierali się mierni artyści — powstawały kicze. Kompozytorzy genialni, tacy jak Liszt czy Brahms, stereotypy przekuwali w arcydzieła. Rekordy popularności biły Tańce węgierskie w opracowaniu Brahmsa, Właściwie kompozytor, jak sam przyznał, nie skomponował ich, a jedynie nadał im własny układ, zaaranżował — jak dzisiaj powiedzielibyśmy. W muzyce tej najbardziej fascynują: ognisty temperamenty, ciągłe zmiany nastroju, zaskakujące kontrasty tempa. Obaj pianiści przekazują te cechy bez manierycznych skrzywień, o jakie tu łatwo, zachowując jednocześnie specyficzny brahmsowski klimat. Nie przypadkowo na drugiej stronie płyty zarejestrowano Tańce słowiańskie Dwořaka. Obu kompozytorów łączyła wieloletnia przyjaźń. Starszy o osiem lat Brahms ułatwiał, czeskiemu twórcy start wydawniczy i właśnie wydawca — zachęcony sukcesem Tańców węgierskich — zaproponował napisanie podobnych utworów. Powstało w ten sposób, niejako dzięki Brahmsowi, 16 tańców na cztery ręce. W porównaniu z węgierskimi, Tańce słowiańskie odznaczają się znacznie większą różnorodnością i są jeszcze bardziej frapujące. Rozpoznamy w nich stylizacje żywiołowych czeskich furiantów, lirycznych melodii kujawiakowych i ukraińskich dumek a także jugosłowiańskiego tańca "kolo". Utrwalonego na płycie wyboru pięciu tańców słucha się naprawdę z zapartym tchem. Dla koneserów płyta Wifonu będzie cennym nabytkiem; pianiści grają doskonale technicznie, ze wspaniałym wyczuciem charakteru muzyki i wszystkich jej smaczków. Samo nagranie zrealizowano bardzo plastycznie, fortepian brzmi soczyście, a płyta nie szumi i nie trzeszczy, co w naszej fonografii nie jest znowu takie częste. Czytelników wzdragających się dotychczas na samo brzmienie nazwiska Brahms płyta może przekonać, że nie taki diabeł straszny. Jedni i drudzy mogą to sprawdzić słuchając w niedzielę 12 czerwca o godzinie 17.15 audycji Białostockiej Rozgłośni PR w programie IV. Zapraszamy. STANISŁAW OLĘDZKI