„Szum” to proza stworzona przez Magdalenę Tulli – polską pisarkę i
Transkrypt
„Szum” to proza stworzona przez Magdalenę Tulli – polską pisarkę i
„Szum” to proza stworzona przez Magdalenę Tulli – polską pisarkę i tłumaczkę. Autorka była już pięciokrotnie nominowana do Literackiej Nagrody Nike, a za swoją powieść „Włoskie szpilki” otrzymała m.in.: Nagrodę Literacką Gryfia. Pisarka, w swoich tekstach, dużo uwagi poświęca tematowi powojennej traumy Polaków, którą łączy z próbą analizy „tych kilku lat nieśmiertelności”, czyli dzieciństwa, gdyż właśnie okres dzieciństwa Magdaleny Tulli, przypada na lata powojenne. I pewnie mamy prawo oczekiwać, iż ten czas winien być dla dziecka pełnym radości, niewinności, ale jak się okazuje, nawet komuś, kto pochodzi wyłącznie z teraźniejszości, przeszłość nie daje spokoju. Narratorka tekstu, (czyli w większości utworu – kilkunastoletnia dziewczynka), nie do końca rozumie, co dzieje się wokół niej. Nawet własne emocje są dla niej niejasne; zna tylko lisa, który zawsze wybiera wyjścia nieinwazyjne oraz esesmana ze złamanym nosem. To zagubione dziecko, żyje wśród ram i nakazów, przez co powoli traci swoją tożsamość. Poczucie wyobcowania potęguję brak prawidłowej relacji z matką. Matką, która w dowolnej chwili może spaść parę pięter w dół, poprzez niewidoczne otchłanie podłogi, prosto na plac apelowy. Ojciec jest właściwie nieobecny; musi zajmować się esesmanami z ciemną dziurką pośrodku czoła, którzy przychodzą do niego w nocy… Ale o „tamtym” wszystkim się nie mówi, nie można rozmawiać o przeszłości. Uczucia wszystkich członków rodziny ukrywane są gdzieś pomiędzy niedzielną szarlotką a kolejnym wezwaniem do szkoły. Jak się okazuje, w tym wszystkim gubi się nie tylko dziecko… O „tamtym” chce się zapomnieć, ale na loterii został wylosowany „zły los”. Choć „tamto” oficjalnie nie istnieje, jednak to przecież na gruncie „tamtego” utkano obecny świat całej rodziny. Świat pękający od cierpienia, które jest ukryte gdzieś bardzo głęboko. Na pierwszy rzut oka solidny, jest uniwersum mocno kalekim i gotowym się rozsypać w dowolnym momencie. Dopiero po latach, autorka decyduje się na powrót do tamtej przeszłości: próbuje przeanalizować wydarzenia oraz postawy swoich bliskich. Jak się okazuje, przez to wszystko, ona sama zatraciła część siebie. W takich momentach zazwyczaj przychodzi czas na jakiś „proces terapeutyczny”, ale jak się okazuje, on również odbywa się na gruzach dawnego życia. Ciągle pojawiają się ludzie, którzy ranili i którzy nawet po latach nie chcą dostrzec swojej bezduszności. W tym momencie, czytelnik ma możliwość zastanowienia się nad kolejną kwestią: wybaczaniem. Jednak czy można przebaczyć w imieniu tej wersji siebie, której już nie ma? Jedną z największych strat, co sugeruje Tulli, jest bowiem tracenie własnej tożsamości w wyniku okrutnego procesu „dostosowywania i ujednolicania”. Raptem okazuje się, że bycie sobą traktowane jest jako błąd. Dopiero wyrzeczenie się prawdziwej twarzy i odrzucenie jej na zawsze, gwarantuje akceptację lub nadzieję na tolerowanie. Maskę trzeba w końcu założyć… To na pewno nie jest powieść przyjemna i łatwa, ale, niewątpliwie, jest to powieść odważna, wartościowa. Komicznie i tragicznie nieprzystosowana do świata mała narratorka-bohaterka jest dla czytelnika źródłem, z którego wypływają przemyślenia i emocje, a powieść Tulli jest tylko pozornie prosta, tak naprawdę to misternie utkany świat, który znajduje się gdzieś na pograniczu rzeczywistości, dziecięcej wyobraźni, snów, bajek, koszmarów, czy bolesnych wspomnień. Świat ten wydaje się być rezultatem długiej podróży do wnętrza siebie. Jestem pewna, że dla każdego z nas przyjdzie czas, kiedy będziemy musieli odbyć podobną podróż. Warto być tego świadomym. Kinga