Ballada o trzech Florianach
Transkrypt
Ballada o trzech Florianach
Adam Tomczyk Ballada o trzech Florianach Narrator: Inwokacja W mieście, którego nazwy nie wymienię Jest trzech Florianów z pomników kamiennych. Dwóch z nich od wieków gasiło płomienie, Trzeci bez zasług stoi w Rynku senny. A gdy ucichnie gwar ludzi jarmarczny, Przez niskie pola, nad dachami domów Niesie wiatr skargę Florianów najstarszych. Wyje i niesie, a słuchać ją komu? *** Florian z Podlesia: - Hej Florianie z Rynku stary, gdzieś się podział? Głosu twego już nie słyszę. Florian Młody: - Teraz ja na rynku stoję. Florian z Podlesia: - Kto ty jesteś? Florian Młody: - Florian nowy Florian z Podlesia: - Jak ci nie wstyd miejsce zająć, kiedy stary stał od wieków. Gdzież on teraz? Florian Młody: - Pewnie w szopie jeszcze leży. Wołaj głośniej! Florian z Podlesia: - Hej Florianie! Żyjesz jeszcze? Florian Stary: - Słabo słyszę tu w zamknięciu. Tobie dobrze jest pod lasem. Zieleń, ptaszki, kwiaty w koło. Ech… Florian z Podlesia: - Lecz reumatyzm mnie już krzywi. Deszcze, wiatry rwą mi szaty. Już się trzęsę ze starości. 1 Florian Stary: -Ty żeś młodszy. Florian z Podlesia: - A, niewiele. Na ratunek czas najwyższy, lecz nikt nie chce dać pomocy. Cóż z widoków, gdy choroba. Ten na Rynku to ma życie, uzurpator młody, cwany. Dookoła plac wesoły. Florian Młody: - Młody, młody, ja nie przeczę. Stoję - taka wola władzy. Chociaż nikt mnie tu nie lubi, miejsce za to mam najlepsze. Rynek pięknie odnowiony: deptak, lampy i fontanna, zieleń trawy, krzewów wiele, choć za dużo tu pojazdów. Ich szum nawet mnie usypia, ale zdzierżę to dla sławy. Florian Stary: - To że napis mój pod tobą, nieuczciwe mi się zdaje. Tyś bez zasług na cokole. Ja gasiłem tu pożary, ludzie modły do mnie słali. Florian Młody: - I cóż z tego. W szopie leżysz połamany. Wysłużyłeś lata swoje, niepotrzebnyś z placu wara. Florian z Podlesia: - Miarkuj młody przyjacielu, bo i ciebie kiedyś zrzucą. Bogu dzięki kur pożarów już odfrunął w czas zamierzchły. Żaden z ciebie jest pożytek. Stoisz, taka władzy wola, Lecz pamiętaj! Moda minie, a po błoniu Łaska pańska na pstrym jeździ koniu. Florian Stary: - Boli serce, gdy po służbie trzeba iść na poniewierkę. Kwaśny jest chleb na wygnaniu. A pamiętam lata młode, kiedym zaczął bronić miasta. Tak półtora wieku stałem. I procesje do mnie były i ołtarze w Boże Ciało. Głowę skłaniał, kto przechodził, bom jest święty w świecie znany. Florian Młody: - Ale wszystko się skończyło, gdy ci głowę skaleczyli. Szyję potem miałeś długą, pewnieś w okna patrzył ludziom. Ale nie martw się już stary, ja tu bliżej władzy stoję. Usłyszałem jak mówili, że masz zostać odnowiony. W godnym miejscu cię postawią, byś nie stracił nic z widoku. Florian Stary: - Napatrzyłem się przez wieki i historię znam niejedną. Na tym Rynku jarmark bywał i zjeżdżały tłumy ludzi. Karczma też tu blisko stała. Hm…, wesoło było czasem… Ale straszno w czas wojenny, gdy Moskale tutaj stali. Jeszcze gorzej w drugą wojnę. Getto po mej prawej stronie pełne płaczu, ludzkich nieszczęść stało płotem odgrodzone. Florian z Podlesia: Ja też dzieje znam sprzed wieku, gdy dziedziczka u bram dworu fundowała moją postać. Florian Młody: - Tyś szlachecki, tyś herbowy. 2 Florian z Podlesia: - Ja przynajmniej mam rodowód i historia za mną stoi. Obu wojen byłem świadkiem, wojsko tu na popas stało. I słuchałem ludzkich żalów. Czas się zmieniał, ja zostałem. Pusto teraz tu i nudno, alem przywykł. Wiatr mi czasem wieści niesie, co się dzieje w bliskim mieście. Florian Stary: - Znam tragedię dwóch pożarów, co strawiły domów wiele. Jak umiałem pomoc niosłem i otuchy dodawałem. Ludzką trwogę tulić umiem Bom jest rycerz z mężnym sercem, Ale tego nie rozumiem Czemu byłem w poniewierce. Ale los mój się odmienił I znaleźli ludzie chęci. Stoję cicho wśród zieleni Dla potomnych, dla pamięci. Narrator Takie głosy w nocnej porze, Gdy kumkanie żab ucichło, Wiatr rozwiewał po rozdrożach A nad ranem skarga milkła. Bo wykutych uczuć przodków; Modlitw, zaklęć, trwóg, przerażeń Pamięć wzbudza u potomków, Choć świat pełen innych wrażeń. I jak co dzień słońce wstaje, Śpieszą ludzie do roboty. Nikt za darmo jeść nie daje. Z trudem niosą swe żywoty. Po to pomnik jest z kamienia, By niósł prawdę przez stulecia. Choć się życie szybko zmienia, Trzeba umieć się zatrzymać. Ale spojrzał ktoś w tę stronę, Gdzie się kamień milcząc psuł. Nie był w siebie zapatrzony I wrażliwość w sercu czuł. Trzeba umieć się pochylić, Wspomnieć dawnych wieków dzieje, Swoje serce odkamienić, Zanim trzeci kur zapieje. Żabno. 2011 3