Jaskółki
Transkrypt
Jaskółki
30 VI 2012 michalsiedlaczek.wordpress.com – Co robisz? – wtraciła ˛ jednoznacznie, patrzac ˛ w stron˛e postawionego na biurku laptopa, na swój wścibski, choć dyskretny sposób wyciagaj ˛ ac ˛ szyj˛e. Jej mina sugerowała jednak, że nic nie szkodzi. . . – Nic. Już skończyłem. . . – Popatrz! – przerwała ponownie, teraz mniej dyskretnie, wyciagni˛ ˛ etym przed siebie palcem pokazujac ˛ na okno. – Art, popatrz no za okno. Niespokojny Art nie zdołał jednak skupić koncentracji na jej słowach i gestach. Znowu gdzieś odpłynał, ˛ a najwyraźniej tonał, ˛ topił si˛e, zbyt dumnie jednak, by si˛e dławić i ostatkiem sił próbować złapać – być może ostatni – haust powietrza. – Co takiego? – zapytał, znów instynktownie. Instynkt pozwalał mu przetrwać dziś bardziej niż kiedykolwiek. – Adam. . . – zwróciła si˛e do niego stanowczo El, choć chyba z wystarczajac ˛ a˛ ilościa˛ troski wobec zgubionego m˛eżczyzny. Art odwrócił si˛e ostatecznie w stron˛e okna i wcale nie był zachwycony widokiem. – Zamknij okno, El – powiedział z udawanym spokojem, lecz wewnatrz ˛ gotujac ˛ si˛e niespokojnie. El jednak ani myślała spełniać jego żada˛ nia. – El, zaraz wpadnie do środka – wyraził swoja˛ obaw˛e, która wydawała si˛e słuszna, bo na kraw˛edzi otwartego na cała˛ szerokość okna siedziała, na razie spokojnie, przygladaj ˛ ac ˛ si˛e im z umiarkowana˛ ciekawościa, ˛ zabłakana ˛ jaskółka. Poruszajac ˛ raz po raz swoja˛ niewielka˛ główka˛ na boki, zdawała si˛e bujać rytmicznie, choć nad wyraz energicznie czarno-niebieskim tułowiem, zamiatajac ˛ przy tym nieudolnie kurz z parapetu swoim podwójnie spiczastym ogonkiem. – Jaskółka – orzekła El, bez watpienia ˛ trafnie – mała, słodka jaskółeczka. . . – dodała, po czym zacz˛eła zbliżać si˛e powoli do okna. Ostrożnie jednak, nie chcac ˛ spłoszyć l˛ekliwego stworzenia. – Wiesz, że jaskółki potrafia˛ chodzić po ziemi? – Imponujace ˛ – zauważył Art sarkastycznie. – Mam pomysł: zamknijmy okno i nie pozwólmy ptactwu wefrunać ˛ do środka. – Wefrunać? ˛ – Skupiłbym si˛e raczej na słowach „ptactwo” – zasugerował Art, dokładnie w momencie gdy ptak zatrzepotał raptownie skrzydłami, wzleciał do góry, minał ˛ obojga bohaterów i usiadł na szczycie regału po drugiej stronie pokoju – i „do środka” – dokończył tyleż poirytowany ile zrezygnowany m˛eżczyzna. Na twarzy El na moment pojawił si˛e lekki grymas indukowany zakłopotaniem, szybko jednak zastapiony ˛ przez przyjacielski uśmiech. – Mój bład ˛ – skwitowała na wpół poważnie. Tymczasem ptak siedział uroczo na półce, na razie nie myślac ˛ wcale o psotach i szarpaniu nerwów Arta, ale on wiedział z niebywała˛ pewnościa, ˛ że tylko kwestia˛ czasu jest prawdziwa tragedia, której zwiastun właśnie siedzi niepozornie na regale. – Co teraz, El? Jakieś pomysły? El wciaż ˛ uśmiechała si˛e, z chwili na chwil˛e coraz bardziej, aż w końcu nie zdołała si˛e powstrzymać i wybuchła wesołym śmiechem, który tylko według niej był na miej- Jaskółki Michał Siedlaczek P OPATRZYŁ przez lekko przybrudzona˛ szyb˛ e zamkni˛etego okna, stojac, ˛ bo w siedzeniu poczuł niemoc graniczac ˛ a˛ z obł˛edem. Krajobraz – połaczenie ˛ natury ze znanymi od dzieciństwa bryłami budynków – był w jakimś sensie kojacy, ˛ w innym niepokojacy. ˛ Na tle leniwie zachodzacego ˛ słońca i wywyższajacego ˛ si˛e ponad nie srebrnego półksi˛eżyca wirowały nerwowo, acz elegancko i szlachetnie dziesiatki ˛ frywolnych jaskółek. Zadumał si˛e, a jego wzrok odpłynał ˛ w hipnotycznych ruchach chaotycznego podniebnego tańca. – Może si˛e rozpadać – usłyszał zza pleców, co rozbudziło go jedynie połowicznie. – Co powiedziałaś? – zapytał tylko dzi˛eki podświadomym instynktom nakazujacym ˛ mu to zrobić. Ciagle ˛ wpatrywał si˛e bezdusznie w obrazy odtwarzane za oknem. – Spójrz na jaskółki. Niedługo może si˛e rozpadać. – Tak. . . – Nagle, mimowolnie uśmiechnawszy ˛ si˛e gorzko, powrócił do rzeczywistości. Odwrócił si˛e i skierował słowa do niespodziewanego gościa. – Nie potrzeba mi jaskółek, by si˛e zorientować. – Masz na myśli internet? telewizj˛e? Co oni moga˛ wiedzieć! – rzuciła żartobliwie, machnawszy ˛ karykaturalnie r˛eka. ˛ – Nie, nie mam na myśli. . . A co moga˛ wiedzieć jaskółki?! – To kwestia natury, z natura˛ nie można dyskutować – otrzymał szybka, ˛ choć niezbyt wyczerpujac ˛ a˛ odpowiedź. Ale on dobrze wiedział, że można, i to z powodzeniem, bo dyskutował z nia˛ przy każdej nadarzajacej ˛ si˛e okazji; być może chodziło jej o to, że nie powinien, tylko kto może to wiedzieć na pewno. . . – Dlaczego ich natura miałaby ciagn ˛ ać ˛ je w dół? – Na pewno jest jakiś powód. – Co tu robisz, El? – zapytał bez ogródek. – Pukałam, nie odpowiadałeś. Drzwi były uchylone – wolałam si˛e upewnić, że wszystko w porzadku. ˛ – Drzwi. . . Były? Dzi˛eki, wszystko w porzadku ˛ i jeszcze lepiej. El spojrzała na niego wymownie opiekuńczym wzrokiem, po czym usiadła bez słowa na kanapie, opierajac ˛ si˛e wyprostowanymi w łokciach r˛ekami o jej kraw˛edź. Pochylona lekko do przodu, unosiła głow˛e i wzrok w stron˛e cia˛ gle stojacego ˛ gospodarza, który chwil˛e później usiadł na oddalonym o pół metra od kanapy krześle. – Zamkn˛ełaś za soba˛ drzwi? – zapytał. El uśmiechn˛eła si˛e uprzejmie, ale nie omieszkała wywrócić przy tym swoimi zielonymi oczami. – Myśl˛e, że jesteś bezpieczny. – Tu nie chodzi o bezpieczeństwo. . . 1 30 VI 2012 michalsiedlaczek.wordpress.com scu. – Bardzo zabawne – odparł Art w odpowiedzi na ten wybuch radości. – Poniekad. ˛ – Bardzo zabawne. . . – powtórzył i zaczał ˛ zbliżać si˛e powoli do regału, z którego wciaż ˛ spokojnie obserwowała ich jaskółka. – Przepraszam. . . Ostrożnie – poleciła – ostrożnie, bo ja˛ spłoszysz. – Wtedy oboje b˛edziemy mogli si˛e pośmiać. – Przepraszam – powtórzyła El, nie czujac ˛ jednak żadnych wyrzutów sumienia spowodowanych swoim zachowaniem. Obserwowała z dystansu, jak Art zbliżał si˛e sukcesywnie do ptaszyska. – Pomyślałeś już, co zrobisz, gdy tam w końcu dotrzesz? – Oczywiście – odparł, ale chwil˛e później zatrzymał si˛e, przywdział przedziwna˛ min˛e – jakby si˛e bał, ale nie wiedział czego – i zrobił malutki, nerwowy krok do tyłu. – Wydaje mi si˛e, że nie powinienem tam iść – wydobył z ci˛eżkich, drżacych ˛ płuc. – Dobrze si˛e czujesz? – zapytała El z troska˛ w głosie; uśmiech już niemal starty ze zmieszanej twarzy. Art nie odpowiedział, spogladał ˛ tylko na coś, czego może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale musiało tam być, bo przeszywał to wzrokiem z nieugi˛eta˛ pasja˛ i oddaniem. Wtem zmienił kierunek marszu, bokiem zaczał ˛ zbliżać si˛e do jednej ze ścian, a gdy już do niej dotarł, oparł si˛e o nia˛ w przypływie niemocy i osunał ˛ powoli na podłog˛e. El, zauważywszy, że nie wszystko jest w porzadku, ˛ ruszyła raptownie w jego stron˛e, co spłoszyło spokojna˛ do tej pory jaskółk˛e. Wzbiła si˛e do góry i dystyngowanym łukiem opadła w dół i wyladowała ˛ na kraw˛edzi krzesła. Zarówno El, jak i Art zwrócili wzrok w tamta˛ stron˛e. – Może powinniśmy zamknać ˛ okno – zaproponował Art. – Przynajmniej nie wpadnie druga. . . – wyjaśnił plan. – Ale i pierwsza nie wyleci – zauważyła El. – Tym si˛e nie przejmuj, naucz˛e si˛e z nia˛ żyć. Jak myślisz, czym żywia˛ si˛e jaskółki? El popatrzyła na niego pogubiona˛ mina, ˛ nie znajdujac ˛ w sobie żadnej odpowiedzi. Art, nie zaczekawszy na nia, ˛ podniósł si˛e niezgrabnie z podłogi i otrzepał dłonie. – Może nawet zdołamy si˛e zaprzyjaźnić – dodał, już stojac. ˛ – Nigdy nie wiadomo. Wtedy nieproszony gość znów wzbił si˛e w powietrze, zatrzepotał głośno skrzydłami, przeleciał dwa razy nad głowami rozmówców i wystraszywszy ich, wyladował ˛ znów w tym samym miejscu co poprzednio. – To jedna z wielu oznak przyjaźni, na jakie musisz si˛e przygotować – skomentowała El, jeszcze schylona po niespodziewanym przelocie ich nowego przyjaciela. – Dam rad˛e. – Świetna postawa. Miejmy nadziej˛e, że nie b˛edziemy musieli testować twojej odwagi – wyraziła opini˛e El, zbliżywszy si˛e do Arta. – Chodź – ciagn˛ ˛ eła, chwyciwszy go pokrzepiajaco ˛ za rami˛e – pozbadźmy ˛ si˛e tej jaskółki. – Zróbmy to – zgodził si˛e jakby z wi˛eksza˛ wiara, ˛ jakby w wyraźniejsza˛ ch˛ecia. ˛ – To może troch˛e potrwać – zmiarkowała El, patrzac ˛ Jaskółki na spokojna˛ znowu jaskółk˛e. – Zatem lepiej zaopatrzmy si˛e w coś do picia. – Na pewno coś mam u siebie w lodówce. . . B˛edziesz tu w porzadku? ˛ – zapytała, zanim skierowała si˛e do wyjścia. – O, tak, nie martw si˛e o nic. Dotrzymamy sobie towarzystwa – odparł Art, uśmiechajac ˛ si˛e troch˛e złowieszczo, troch˛e żartobliwie, a troch˛e nawet smutno. . . El wyszła z mieszkania, nie zamknawszy ˛ za soba˛ drzwi, a Art pozostał w pokoju razem z ciagle ˛ niewzruszonym bieżacymi ˛ wydarzeniami ptakiem. – Co tam, ptaszku? – zapytał jaskółk˛e, która spoglada˛ ła teraz gdzieś w bok, kompletnie nie zdajac ˛ sobie sprawy z tego, że do niej kierowane sa˛słowa. – Jesteś z siebie dumna? Niewatpliwie ˛ – odpowiedział za nia. ˛ – Niewatpliwie ˛ musisz być. Chc˛e tylko, żebyś wiedziała. . . – Wstrzymał si˛e na chwil˛e, przykucnał, ˛ tak że jego głowa znajdowała si˛e na wysokości wciaż ˛ oboj˛etnej jaskółki. – Chc˛e tylko, żebyś wiedziała, że nic z tego. . . Nic z tego. Kiedy wstał i odwrócił si˛e, El już była z powrotem w pokoju. Przypatrywała mu si˛e z niepokojem, trzymajac ˛ w r˛ekach dwie otwarte butelki piwa. Bez słowa podała mu jedna˛ z nich, po czym oboje usiedli na kanapie i wypili par˛e łyków. – Twoje zdrowie – rzucił Art z nieokreślonym uśmiechem w stron˛e jaskółki. Nastał moment refleksyjnej ciszy i mentalnego odpr˛eżenia, który El zakłóciła dopiero po mniej wi˛ecej dwóch minutach. – Art – zacz˛eła – wszystko w porzadku? ˛ Wszystko dobrze? – zapytała, wiedzac ˛ przecież, że na pewno nie wszystko, jeśli coś w ogóle. – Już mówiłem, wszystko świetnie. – Świetnie. . . – powtórzyła, lecz nie dała za wygrana. ˛ – A tak naprawd˛e? – Tak naprawd˛e – odparł Art – po moim pokoju lataja˛ jaskółki. – Jedna jaskółka – zauważyła El – i w dodatku nie lata, tylko siedzi. – Tylko kwestia˛ czasu jest nast˛epna i nast˛epna, i nast˛epna. Jaskółki nigdy si˛e nie kończa. ˛ Jest nieograniczona liczba jaskółek. Jaskółek jest wi˛ecej, niż potrafisz zliczyć, a już na pewno wi˛ecej, niż jesteś w stanie wygonić na zewnatrz. ˛ – Ale to tylko jaskółki, Art. – Tylko kwestia˛ czasu jest – ciagn ˛ ał ˛ dalej – kiedy wszystkie jednocześnie uniosa˛ si˛e w powietrze i obsraja˛ mi dywan. . . – Wciaż ˛ tylko jaskółki, Art. Tylko jaskółki. – Masz racj˛e – zgodził si˛e niech˛etnie. – Jak pozb˛edziemy si˛e tego drania? – Sposobem! – oznajmiła El odkrywczo, unoszac ˛ uroczo palec do góry. Art czekał na rozwini˛ecie, to jednak nie nastapiło, ˛ sam wi˛ec przejał ˛ inicjatyw˛e. – Myślisz, że udałoby ci si˛e jakoś dojść do drugiego okna, nie płoszac ˛ ptaka? I potem, rzecz jasna, wrócić tutaj tak samo spokojnie. Myślisz, że możesz to zrobić? – Ja? – zapytała niepewnie El. – Badźmy ˛ szczerzy, El, jesteś troch˛e zwinniejsza i po- 2 30 VI 2012 michalsiedlaczek.wordpress.com wabniejsza. . . – Powabniejsza? – El, wyraźnie jesteś najsilniejszym punktem planu, wi˛ec nie zawiedź nas. – Lepiej si˛e odsuń i postaraj sam go nie spłoszyć. . . – poleciła i dużym łukiem zacz˛eła omijać siedzac ˛ a˛ na oparciu krzesła jaskółk˛e, która znów nieznacznie poruszała główka, ˛ rozgladaj ˛ ac ˛ si˛e na boki. – Dobrze ci idzie – kibicował Art z gł˛ebi pokoju szeptem, pami˛etajac ˛ o tym, by broń Boże nie płoszyć jaskółki. El, skupiona na wykonywanym zadaniu, nie powiedziała nic, tylko ciagn˛ ˛ eła dalej ostrożnie w stron˛e okien. Kiedy dotarła do parapetu, przylgn˛eła do niego plecami i bokiem przesun˛eła si˛e w stron˛e zamkni˛etego okna. Nast˛epnie złapała za klamk˛e, przekr˛eciła i powoli, z należyta˛ ostrożnościa˛ otworzyła okno na cała˛ szerokość. Po kilku chwilach znów stała obok Arta pośrodku pokoju. – Co teraz? – zapytała, chcac ˛ znać dalszy ciag ˛ planu. – Teraz straszymy głupiego ptaka i liczymy, że wyleci przez okno. Po krótkim momencie niezr˛ecznej ciszy pierwsza odezwała si˛e El: – Jak si˛e płoszy jaskółki? – Podejrzewam, że tak samo jak inne ptaki. Myślisz, że sa˛ jakieś specjalne sygnały, na które reaguja? ˛ Rzuć w nia˛ czymś – zaproponował po chwili namysłu. – Sam rzuć. . . – Dobra, zróbmy tak: – przerwał Art – na „trzy” doskakujemy do ptaka i tupiemy głośno. Możesz dodać coś ze swojego repertuaru, nie wiem, krzyknać, ˛ unieść r˛ece, cokolwiek masz. . . W porzadku? ˛ – zapytał swojej wspólniczki, która kiwn˛eła w odpowiedzi twierdzaco ˛ głowa. ˛ – Dobrze. Raz. . . Dwa. . . Trzy! – wykrzyknał ˛ Art i zanim zdażyli ˛ zrobić przeraźliwy krok w stron˛e jaskółki, ta przestraszona wzbiła si˛e ponad ich głowy i wróciła z powrotem na najwyższa˛ półk˛e regału. Art i El spojrzeli nawzajem na swoje niezadowolone miny w milczeniu, bo słowa i tak nie potrafiłyby ujać ˛ ich oczywistego rozczarowania. Cisza jednak trwała krótko, bo za chwil˛e Art nie wytrzymał i wybuchnał, ˛ wylewajac ˛ z siebie zawód i rozgoryczenie. – Cholerny ptak! – krzyknał; ˛ dwoma susami przeniósł si˛e pod regał i z jednej z niższych półek odbił si˛e do góry w kierunku niesfornego intruza, starajac ˛ si˛e uchwycić go nieporadnie wyciagni˛ ˛ etymi r˛ekami. Jaskółka jednak momentalnie wyrwała do przodu i w mgnieniu oka powróciła na stare miejsce na krześle. Art uspokoił si˛e, opuścił bezradnie r˛ece i spojrzał wstydliwie na El. – Rozczarowujace. ˛ . . – podsumował. Wszystko zgodnie z prawda, ˛ ocena bliska obiektywnej. Wział ˛ niedopite jeszcze piwo do r˛eki i usiadł ze zrezygnowaniem w każdym z ruchów; chwil˛e później dosiadła si˛e do niego El. – Hej, jaskółko. . . – zawołała cicho i zagwizdała, jakby chciała ja˛ przywołać do siebie. Nic z tego. – Skończyło si˛e piwo – zauważył Art, unoszac ˛ trzymana˛ w dłoni butelk˛e i przechylajac ˛ ja˛ nieznacznie, by upewnić si˛e, że na dnie nie zostały żadne resztki napoju. Pogodzony ze stanem zawartości butelki, postawił ja˛ na podłodze i zaczał ˛ lekko kopać to jedna, ˛ to druga˛ noga, ˛ tak że za każdym Jaskółki razem przesuwała si˛e o milimetr czy dwa. – Zaraz przynios˛e kolejne. . . – zaproponowała El, dopiwszy swoje piwo. Już miała wstawać z miejsca, kiedy zatrzymał ja˛ Art, kładac ˛ r˛ek˛e na jej ramieniu. – Nie przynoś – powiedział. Nastapił ˛ kolejny moment ciszy. Obydwoje siedzieli bez słowa, wsłuchani w regularne stukni˛ecia butelki Arta, aż ta w końcu, kopni˛eta troszk˛e za mocno, upadła na bok i uderzyła głośniej o podłog˛e. Odgłos ten najwyraźniej wystraszył siedzac ˛ a˛ na oparciu krzesła jaskółk˛e, bo, nerwowo trzepoczac ˛ skrzydłami, uleciała do góry, obróciła si˛e w powietrzu i szybujacym ˛ lotem opadła na parapet. El i Art momentalnie wstali z miejsca i z nadzieja˛ popatrzyli w stron˛e otwartego okna, na którego kraw˛edzi spoczywał niepozorny natr˛et. Żadne z nich jednak nie odważyło si˛e zbliżyć do ptaka, nauczeni doświadczeniem, że niecierpliwie podejmowane akcje raczej nie przynosza˛ oczekiwanego skutku. Stali wi˛ec w miejscu, czekajac ˛ na to, co stanie si˛e dalej. – Może teraz. . . – zacz˛eła El, ale momentalnie przerwał jej Art: – Nie mów, bo zapeszysz. . . Lepiej nie mów – wyszeptał. Napi˛ecie stawało si˛e nieznośne, cisza dokuczliwa, bezruch uciażliwy; ˛ ptak coraz bardziej upierdliwy. Nadzieja rysowała przed oczami bohaterów widok rozłożonych, trzepoczacych ˛ skrzydeł, kierujacych ˛ ptaka ku chmurom gdzieś za oknem. I oto sa, ˛ oto dźwi˛ecza˛ łopocac ˛ a˛ fala, ˛ lecz nie jaskółka to, a wrona złośliwa! Widok siwo-czarnego łotra zatrzasł ˛ i tak słabymi już sercami obserwatorów; słusznie, bo jaskółka, tak bliska końca, tak bliska końca! w strachu czmychn˛eła na regał. . . – Art. . . – zwróciła si˛e El do m˛eżczyzny, który teraz z zeźlona˛ mina˛ agresywnym krokiem kierował si˛e w stron˛e okien. Kiedy już tam dotarł, złapał za klamk˛e jednego z nich i raptownie, nie baczac ˛ na hałas, zamknał ˛ je i jeszcze bardziej gwałtownie przekr˛ecił uchwyt. – Co robisz? – chciała koniecznie wiedzieć El. Tymczasem Art zdażył ˛ zamknać ˛ drugie okno. – Teraz nie wylecisz już wcale – wyjaśnił, jednak słowa kierujac ˛ do ptaka. – Widzisz to, tam, za oknem? To wolność. Już nigdy nie b˛edziesz na zewnatrz ˛ – poinformował uprzejmie jaskółk˛e. – Co teraz masz do powiedzenia?! – wykrzyczał w złości na zakończenie. Pierś drżała mu w sposób zwiastujacy ˛ rychły wybuch. El patrzyła na niego z niepokojem, ale tylko do momentu, gdy stała si˛e rzecz niespodziewana, która skupiła na sobie uwag˛e ich obojga. Jaskółka, wyraźnie zm˛eczona, być może nawet podrażniona postawa˛ Arta, po raz kolejny wzbiła si˛e do góry, zawin˛eła finalne okrażenie ˛ wokół pomieszczenia, po czym wpadła do przedpokoju i chwil˛e później wyleciała przez uchylone lekko drzwi na korytarz. – No – powiedział z komiczna˛ duma˛ Art – tak to si˛e robi. . . – skwitował i rozwalił si˛e wygodnie na kanapie, w końcu mogac ˛ odetchnać ˛ spokojnie. Zamknał ˛ oczy i wział ˛ kilka gł˛ebokich wdechów, podczas gdy El zamkn˛eła drzwi wejściowe; nie omieszkała przekr˛ecić jednego z zamków, by mieć pewność, że pozostana˛ zamkni˛ete. Kiedy wróciła 3 30 VI 2012 michalsiedlaczek.wordpress.com do pokoju, usiadła obok Arta. – Właściwie dlaczego jaskółki lataja˛ niżej, kiedy ma si˛e rozpadać? – zapytał Art ze szczerym zaciekawieniem, gdy już otworzył oczy. – Żywia˛ si˛e owadami, chwytaja˛ je w locie, stad ˛ kiedy powietrze jest wilgotne, musza˛ troch˛e lot obniżyć. – Czyli w zasadzie nie musza˛ zwiastować burzy. . . Moga˛ zwiastować jedynie. . . wilgotne powietrze? Jaskółki – W zasadzie to tak. – To po co ta cała panika! – spytał retorycznie, wstał z miejsca i wyciagn ˛ ał ˛ r˛ek˛e w stron˛e El. – Chodź, mam ochot˛e na spacer. Masz ochot˛e na spacer? El chwyciła za jego dłoń i pozwoliła sobie pomóc wstać. – Chodźmy na zewnatrz. ˛ Zaczyna robić si˛e ciemno. . . Na zewnatrz ˛ jest tak pi˛eknie, gdy zrobi si˛e ciemno. . . 4