Jaskółki

Transkrypt

Jaskółki
30 VI 2012
michalsiedlaczek.wordpress.com
– Co robisz? – wtraciła
˛
jednoznacznie, patrzac
˛ w stron˛e
postawionego na biurku laptopa, na swój wścibski, choć
dyskretny sposób wyciagaj
˛ ac
˛ szyj˛e. Jej mina sugerowała
jednak, że nic nie szkodzi. . .
– Nic. Już skończyłem. . .
– Popatrz! – przerwała ponownie, teraz mniej dyskretnie, wyciagni˛
˛ etym przed siebie palcem pokazujac
˛ na okno.
– Art, popatrz no za okno.
Niespokojny Art nie zdołał jednak skupić koncentracji
na jej słowach i gestach. Znowu gdzieś odpłynał,
˛ a najwyraźniej tonał,
˛ topił si˛e, zbyt dumnie jednak, by si˛e dławić
i ostatkiem sił próbować złapać – być może ostatni – haust
powietrza. – Co takiego? – zapytał, znów instynktownie.
Instynkt pozwalał mu przetrwać dziś bardziej niż kiedykolwiek.
– Adam. . . – zwróciła si˛e do niego stanowczo El, choć
chyba z wystarczajac
˛ a˛ ilościa˛ troski wobec zgubionego
m˛eżczyzny.
Art odwrócił si˛e ostatecznie w stron˛e okna i wcale nie
był zachwycony widokiem. – Zamknij okno, El – powiedział z udawanym spokojem, lecz wewnatrz
˛ gotujac
˛ si˛e
niespokojnie. El jednak ani myślała spełniać jego żada˛
nia. – El, zaraz wpadnie do środka – wyraził swoja˛ obaw˛e, która wydawała si˛e słuszna, bo na kraw˛edzi otwartego
na cała˛ szerokość okna siedziała, na razie spokojnie, przygladaj
˛ ac
˛ si˛e im z umiarkowana˛ ciekawościa,
˛ zabłakana
˛
jaskółka. Poruszajac
˛ raz po raz swoja˛ niewielka˛ główka˛ na
boki, zdawała si˛e bujać rytmicznie, choć nad wyraz energicznie czarno-niebieskim tułowiem, zamiatajac
˛ przy tym
nieudolnie kurz z parapetu swoim podwójnie spiczastym
ogonkiem.
– Jaskółka – orzekła El, bez watpienia
˛
trafnie – mała,
słodka jaskółeczka. . . – dodała, po czym zacz˛eła zbliżać si˛e
powoli do okna. Ostrożnie jednak, nie chcac
˛ spłoszyć l˛ekliwego stworzenia. – Wiesz, że jaskółki potrafia˛ chodzić po
ziemi?
– Imponujace
˛ – zauważył Art sarkastycznie. – Mam pomysł: zamknijmy okno i nie pozwólmy ptactwu wefrunać
˛
do środka.
– Wefrunać?
˛
– Skupiłbym si˛e raczej na słowach „ptactwo” – zasugerował Art, dokładnie w momencie gdy ptak zatrzepotał raptownie skrzydłami, wzleciał do góry, minał
˛ obojga
bohaterów i usiadł na szczycie regału po drugiej stronie
pokoju – i „do środka” – dokończył tyleż poirytowany ile
zrezygnowany m˛eżczyzna.
Na twarzy El na moment pojawił si˛e lekki grymas indukowany zakłopotaniem, szybko jednak zastapiony
˛
przez
przyjacielski uśmiech. – Mój bład
˛ – skwitowała na wpół poważnie.
Tymczasem ptak siedział uroczo na półce, na razie nie
myślac
˛ wcale o psotach i szarpaniu nerwów Arta, ale on
wiedział z niebywała˛ pewnościa,
˛ że tylko kwestia˛ czasu
jest prawdziwa tragedia, której zwiastun właśnie siedzi
niepozornie na regale. – Co teraz, El? Jakieś pomysły?
El wciaż
˛ uśmiechała si˛e, z chwili na chwil˛e coraz bardziej, aż w końcu nie zdołała si˛e powstrzymać i wybuchła
wesołym śmiechem, który tylko według niej był na miej-
Jaskółki
Michał Siedlaczek
P
OPATRZYŁ przez lekko przybrudzona˛ szyb˛
e zamkni˛etego okna, stojac,
˛ bo w siedzeniu poczuł niemoc graniczac
˛ a˛ z obł˛edem. Krajobraz – połaczenie
˛
natury ze
znanymi od dzieciństwa bryłami budynków – był w jakimś
sensie kojacy,
˛ w innym niepokojacy.
˛ Na tle leniwie zachodzacego
˛
słońca i wywyższajacego
˛
si˛e ponad nie srebrnego półksi˛eżyca wirowały nerwowo, acz elegancko i szlachetnie dziesiatki
˛ frywolnych jaskółek. Zadumał si˛e, a jego wzrok odpłynał
˛ w hipnotycznych ruchach chaotycznego podniebnego tańca.
– Może si˛e rozpadać – usłyszał zza pleców, co rozbudziło go jedynie połowicznie.
– Co powiedziałaś? – zapytał tylko dzi˛eki podświadomym instynktom nakazujacym
˛
mu to zrobić. Ciagle
˛ wpatrywał si˛e bezdusznie w obrazy odtwarzane za oknem.
– Spójrz na jaskółki. Niedługo może si˛e rozpadać.
– Tak. . . – Nagle, mimowolnie uśmiechnawszy
˛
si˛e gorzko, powrócił do rzeczywistości. Odwrócił si˛e i skierował
słowa do niespodziewanego gościa. – Nie potrzeba mi jaskółek, by si˛e zorientować.
– Masz na myśli internet? telewizj˛e? Co oni moga˛ wiedzieć! – rzuciła żartobliwie, machnawszy
˛
karykaturalnie
r˛eka.
˛
– Nie, nie mam na myśli. . . A co moga˛ wiedzieć jaskółki?!
– To kwestia natury, z natura˛ nie można dyskutować –
otrzymał szybka,
˛ choć niezbyt wyczerpujac
˛ a˛ odpowiedź.
Ale on dobrze wiedział, że można, i to z powodzeniem,
bo dyskutował z nia˛ przy każdej nadarzajacej
˛ si˛e okazji;
być może chodziło jej o to, że nie powinien, tylko kto może to wiedzieć na pewno. . . – Dlaczego ich natura miałaby
ciagn
˛ ać
˛ je w dół?
– Na pewno jest jakiś powód.
– Co tu robisz, El? – zapytał bez ogródek.
– Pukałam, nie odpowiadałeś. Drzwi były uchylone –
wolałam si˛e upewnić, że wszystko w porzadku.
˛
– Drzwi. . . Były? Dzi˛eki, wszystko w porzadku
˛
i jeszcze
lepiej.
El spojrzała na niego wymownie opiekuńczym wzrokiem, po czym usiadła bez słowa na kanapie, opierajac
˛ si˛e
wyprostowanymi w łokciach r˛ekami o jej kraw˛edź. Pochylona lekko do przodu, unosiła głow˛e i wzrok w stron˛e cia˛
gle stojacego
˛
gospodarza, który chwil˛e później usiadł na
oddalonym o pół metra od kanapy krześle.
– Zamkn˛ełaś za soba˛ drzwi? – zapytał.
El uśmiechn˛eła si˛e uprzejmie, ale nie omieszkała wywrócić przy tym swoimi zielonymi oczami. – Myśl˛e, że jesteś bezpieczny.
– Tu nie chodzi o bezpieczeństwo. . .
1
30 VI 2012
michalsiedlaczek.wordpress.com
scu.
– Bardzo zabawne – odparł Art w odpowiedzi na ten
wybuch radości.
– Poniekad.
˛
– Bardzo zabawne. . . – powtórzył i zaczał
˛ zbliżać si˛e
powoli do regału, z którego wciaż
˛ spokojnie obserwowała
ich jaskółka.
– Przepraszam. . . Ostrożnie – poleciła – ostrożnie, bo
ja˛ spłoszysz.
– Wtedy oboje b˛edziemy mogli si˛e pośmiać.
– Przepraszam – powtórzyła El, nie czujac
˛ jednak żadnych wyrzutów sumienia spowodowanych swoim zachowaniem. Obserwowała z dystansu, jak Art zbliżał si˛e sukcesywnie do ptaszyska. – Pomyślałeś już, co zrobisz, gdy
tam w końcu dotrzesz?
– Oczywiście – odparł, ale chwil˛e później zatrzymał si˛e,
przywdział przedziwna˛ min˛e – jakby si˛e bał, ale nie wiedział czego – i zrobił malutki, nerwowy krok do tyłu. – Wydaje mi si˛e, że nie powinienem tam iść – wydobył z ci˛eżkich, drżacych
˛
płuc.
– Dobrze si˛e czujesz? – zapytała El z troska˛ w głosie;
uśmiech już niemal starty ze zmieszanej twarzy.
Art nie odpowiedział, spogladał
˛ tylko na coś, czego może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale musiało tam
być, bo przeszywał to wzrokiem z nieugi˛eta˛ pasja˛ i oddaniem. Wtem zmienił kierunek marszu, bokiem zaczał
˛ zbliżać si˛e do jednej ze ścian, a gdy już do niej dotarł, oparł si˛e
o nia˛ w przypływie niemocy i osunał
˛ powoli na podłog˛e.
El, zauważywszy, że nie wszystko jest w porzadku,
˛
ruszyła raptownie w jego stron˛e, co spłoszyło spokojna˛ do tej
pory jaskółk˛e. Wzbiła si˛e do góry i dystyngowanym łukiem
opadła w dół i wyladowała
˛
na kraw˛edzi krzesła. Zarówno
El, jak i Art zwrócili wzrok w tamta˛ stron˛e.
– Może powinniśmy zamknać
˛ okno – zaproponował
Art. – Przynajmniej nie wpadnie druga. . . – wyjaśnił plan.
– Ale i pierwsza nie wyleci – zauważyła El.
– Tym si˛e nie przejmuj, naucz˛e si˛e z nia˛ żyć. Jak myślisz, czym żywia˛ si˛e jaskółki?
El popatrzyła na niego pogubiona˛ mina,
˛ nie znajdujac
˛
w sobie żadnej odpowiedzi. Art, nie zaczekawszy na nia,
˛
podniósł si˛e niezgrabnie z podłogi i otrzepał dłonie.
– Może nawet zdołamy si˛e zaprzyjaźnić – dodał, już
stojac.
˛ – Nigdy nie wiadomo.
Wtedy nieproszony gość znów wzbił si˛e w powietrze, zatrzepotał głośno skrzydłami, przeleciał dwa razy
nad głowami rozmówców i wystraszywszy ich, wyladował
˛
znów w tym samym miejscu co poprzednio.
– To jedna z wielu oznak przyjaźni, na jakie musisz si˛e
przygotować – skomentowała El, jeszcze schylona po niespodziewanym przelocie ich nowego przyjaciela.
– Dam rad˛e.
– Świetna postawa. Miejmy nadziej˛e, że nie b˛edziemy
musieli testować twojej odwagi – wyraziła opini˛e El, zbliżywszy si˛e do Arta. – Chodź – ciagn˛
˛ eła, chwyciwszy go
pokrzepiajaco
˛ za rami˛e – pozbadźmy
˛
si˛e tej jaskółki.
– Zróbmy to – zgodził si˛e jakby z wi˛eksza˛ wiara,
˛ jakby
w wyraźniejsza˛ ch˛ecia.
˛
– To może troch˛e potrwać – zmiarkowała El, patrzac
˛
Jaskółki
na spokojna˛ znowu jaskółk˛e.
– Zatem lepiej zaopatrzmy si˛e w coś do picia.
– Na pewno coś mam u siebie w lodówce. . . B˛edziesz tu
w porzadku?
˛
– zapytała, zanim skierowała si˛e do wyjścia.
– O, tak, nie martw si˛e o nic. Dotrzymamy sobie towarzystwa – odparł Art, uśmiechajac
˛ si˛e troch˛e złowieszczo,
troch˛e żartobliwie, a troch˛e nawet smutno. . .
El wyszła z mieszkania, nie zamknawszy
˛
za soba˛ drzwi,
a Art pozostał w pokoju razem z ciagle
˛ niewzruszonym bieżacymi
˛
wydarzeniami ptakiem.
– Co tam, ptaszku? – zapytał jaskółk˛e, która spoglada˛
ła teraz gdzieś w bok, kompletnie nie zdajac
˛ sobie sprawy
z tego, że do niej kierowane sa˛słowa. – Jesteś z siebie dumna? Niewatpliwie
˛
– odpowiedział za nia.
˛ – Niewatpliwie
˛
musisz być. Chc˛e tylko, żebyś wiedziała. . . – Wstrzymał
si˛e na chwil˛e, przykucnał,
˛ tak że jego głowa znajdowała
si˛e na wysokości wciaż
˛ oboj˛etnej jaskółki. – Chc˛e tylko,
żebyś wiedziała, że nic z tego. . . Nic z tego.
Kiedy wstał i odwrócił si˛e, El już była z powrotem w pokoju. Przypatrywała mu si˛e z niepokojem, trzymajac
˛ w r˛ekach dwie otwarte butelki piwa. Bez słowa podała mu jedna˛ z nich, po czym oboje usiedli na kanapie i wypili par˛e
łyków.
– Twoje zdrowie – rzucił Art z nieokreślonym uśmiechem w stron˛e jaskółki. Nastał moment refleksyjnej ciszy
i mentalnego odpr˛eżenia, który El zakłóciła dopiero po
mniej wi˛ecej dwóch minutach.
– Art – zacz˛eła – wszystko w porzadku?
˛
Wszystko
dobrze? – zapytała, wiedzac
˛ przecież, że na pewno nie
wszystko, jeśli coś w ogóle.
– Już mówiłem, wszystko świetnie.
– Świetnie. . . – powtórzyła, lecz nie dała za wygrana.
˛
– A tak naprawd˛e?
– Tak naprawd˛e – odparł Art – po moim pokoju lataja˛
jaskółki.
– Jedna jaskółka – zauważyła El – i w dodatku nie lata,
tylko siedzi.
– Tylko kwestia˛ czasu jest nast˛epna i nast˛epna, i nast˛epna. Jaskółki nigdy si˛e nie kończa.
˛ Jest nieograniczona
liczba jaskółek. Jaskółek jest wi˛ecej, niż potrafisz zliczyć,
a już na pewno wi˛ecej, niż jesteś w stanie wygonić na zewnatrz.
˛
– Ale to tylko jaskółki, Art.
– Tylko kwestia˛ czasu jest – ciagn
˛ ał
˛ dalej – kiedy
wszystkie jednocześnie uniosa˛ si˛e w powietrze i obsraja˛
mi dywan. . .
– Wciaż
˛ tylko jaskółki, Art. Tylko jaskółki.
– Masz racj˛e – zgodził si˛e niech˛etnie. – Jak pozb˛edziemy si˛e tego drania?
– Sposobem! – oznajmiła El odkrywczo, unoszac
˛ uroczo palec do góry.
Art czekał na rozwini˛ecie, to jednak nie nastapiło,
˛
sam
wi˛ec przejał
˛ inicjatyw˛e. – Myślisz, że udałoby ci si˛e jakoś
dojść do drugiego okna, nie płoszac
˛ ptaka? I potem, rzecz
jasna, wrócić tutaj tak samo spokojnie. Myślisz, że możesz
to zrobić?
– Ja? – zapytała niepewnie El.
– Badźmy
˛
szczerzy, El, jesteś troch˛e zwinniejsza i po-
2
30 VI 2012
michalsiedlaczek.wordpress.com
wabniejsza. . .
– Powabniejsza?
– El, wyraźnie jesteś najsilniejszym punktem planu,
wi˛ec nie zawiedź nas.
– Lepiej si˛e odsuń i postaraj sam go nie spłoszyć. . . –
poleciła i dużym łukiem zacz˛eła omijać siedzac
˛ a˛ na oparciu krzesła jaskółk˛e, która znów nieznacznie poruszała
główka,
˛ rozgladaj
˛ ac
˛ si˛e na boki.
– Dobrze ci idzie – kibicował Art z gł˛ebi pokoju szeptem, pami˛etajac
˛ o tym, by broń Boże nie płoszyć jaskółki.
El, skupiona na wykonywanym zadaniu, nie powiedziała nic, tylko ciagn˛
˛ eła dalej ostrożnie w stron˛e okien.
Kiedy dotarła do parapetu, przylgn˛eła do niego plecami
i bokiem przesun˛eła si˛e w stron˛e zamkni˛etego okna. Nast˛epnie złapała za klamk˛e, przekr˛eciła i powoli, z należyta˛
ostrożnościa˛ otworzyła okno na cała˛ szerokość. Po kilku
chwilach znów stała obok Arta pośrodku pokoju. – Co teraz? – zapytała, chcac
˛ znać dalszy ciag
˛ planu.
– Teraz straszymy głupiego ptaka i liczymy, że wyleci
przez okno.
Po krótkim momencie niezr˛ecznej ciszy pierwsza odezwała si˛e El: – Jak si˛e płoszy jaskółki?
– Podejrzewam, że tak samo jak inne ptaki. Myślisz, że
sa˛ jakieś specjalne sygnały, na które reaguja?
˛ Rzuć w nia˛
czymś – zaproponował po chwili namysłu.
– Sam rzuć. . .
– Dobra, zróbmy tak: – przerwał Art – na „trzy” doskakujemy do ptaka i tupiemy głośno. Możesz dodać coś ze
swojego repertuaru, nie wiem, krzyknać,
˛ unieść r˛ece, cokolwiek masz. . . W porzadku?
˛
– zapytał swojej wspólniczki, która kiwn˛eła w odpowiedzi twierdzaco
˛ głowa.
˛ – Dobrze. Raz. . . Dwa. . . Trzy! – wykrzyknał
˛ Art i zanim zdażyli
˛
zrobić przeraźliwy krok w stron˛e jaskółki, ta przestraszona
wzbiła si˛e ponad ich głowy i wróciła z powrotem na najwyższa˛ półk˛e regału. Art i El spojrzeli nawzajem na swoje
niezadowolone miny w milczeniu, bo słowa i tak nie potrafiłyby ujać
˛ ich oczywistego rozczarowania. Cisza jednak
trwała krótko, bo za chwil˛e Art nie wytrzymał i wybuchnał,
˛ wylewajac
˛ z siebie zawód i rozgoryczenie. – Cholerny
ptak! – krzyknał;
˛ dwoma susami przeniósł si˛e pod regał
i z jednej z niższych półek odbił si˛e do góry w kierunku
niesfornego intruza, starajac
˛ si˛e uchwycić go nieporadnie
wyciagni˛
˛ etymi r˛ekami. Jaskółka jednak momentalnie wyrwała do przodu i w mgnieniu oka powróciła na stare miejsce na krześle.
Art uspokoił si˛e, opuścił bezradnie r˛ece i spojrzał wstydliwie na El. – Rozczarowujace.
˛ . . – podsumował. Wszystko zgodnie z prawda,
˛ ocena bliska obiektywnej. Wział
˛ niedopite jeszcze piwo do r˛eki i usiadł ze zrezygnowaniem
w każdym z ruchów; chwil˛e później dosiadła si˛e do niego
El.
– Hej, jaskółko. . . – zawołała cicho i zagwizdała, jakby
chciała ja˛ przywołać do siebie. Nic z tego.
– Skończyło si˛e piwo – zauważył Art, unoszac
˛ trzymana˛
w dłoni butelk˛e i przechylajac
˛ ja˛ nieznacznie, by upewnić
si˛e, że na dnie nie zostały żadne resztki napoju. Pogodzony
ze stanem zawartości butelki, postawił ja˛ na podłodze i zaczał
˛ lekko kopać to jedna,
˛ to druga˛ noga,
˛ tak że za każdym
Jaskółki
razem przesuwała si˛e o milimetr czy dwa.
– Zaraz przynios˛e kolejne. . . – zaproponowała El, dopiwszy swoje piwo. Już miała wstawać z miejsca, kiedy
zatrzymał ja˛ Art, kładac
˛ r˛ek˛e na jej ramieniu.
– Nie przynoś – powiedział. Nastapił
˛ kolejny moment
ciszy. Obydwoje siedzieli bez słowa, wsłuchani w regularne stukni˛ecia butelki Arta, aż ta w końcu, kopni˛eta troszk˛e
za mocno, upadła na bok i uderzyła głośniej o podłog˛e. Odgłos ten najwyraźniej wystraszył siedzac
˛ a˛ na oparciu krzesła jaskółk˛e, bo, nerwowo trzepoczac
˛ skrzydłami, uleciała
do góry, obróciła si˛e w powietrzu i szybujacym
˛
lotem opadła na parapet.
El i Art momentalnie wstali z miejsca i z nadzieja˛ popatrzyli w stron˛e otwartego okna, na którego kraw˛edzi
spoczywał niepozorny natr˛et. Żadne z nich jednak nie odważyło si˛e zbliżyć do ptaka, nauczeni doświadczeniem,
że niecierpliwie podejmowane akcje raczej nie przynosza˛
oczekiwanego skutku. Stali wi˛ec w miejscu, czekajac
˛ na to,
co stanie si˛e dalej.
– Może teraz. . . – zacz˛eła El, ale momentalnie przerwał
jej Art:
– Nie mów, bo zapeszysz. . . Lepiej nie mów – wyszeptał.
Napi˛ecie stawało si˛e nieznośne, cisza dokuczliwa, bezruch uciażliwy;
˛
ptak coraz bardziej upierdliwy. Nadzieja rysowała przed oczami bohaterów widok rozłożonych,
trzepoczacych
˛
skrzydeł, kierujacych
˛
ptaka ku chmurom
gdzieś za oknem. I oto sa,
˛ oto dźwi˛ecza˛ łopocac
˛ a˛ fala,
˛ lecz
nie jaskółka to, a wrona złośliwa! Widok siwo-czarnego łotra zatrzasł
˛ i tak słabymi już sercami obserwatorów; słusznie, bo jaskółka, tak bliska końca, tak bliska końca! w strachu czmychn˛eła na regał. . .
– Art. . . – zwróciła si˛e El do m˛eżczyzny, który teraz
z zeźlona˛ mina˛ agresywnym krokiem kierował si˛e w stron˛e okien. Kiedy już tam dotarł, złapał za klamk˛e jednego
z nich i raptownie, nie baczac
˛ na hałas, zamknał
˛ je i jeszcze bardziej gwałtownie przekr˛ecił uchwyt. – Co robisz? –
chciała koniecznie wiedzieć El.
Tymczasem Art zdażył
˛ zamknać
˛ drugie okno. – Teraz
nie wylecisz już wcale – wyjaśnił, jednak słowa kierujac
˛
do ptaka. – Widzisz to, tam, za oknem? To wolność. Już
nigdy nie b˛edziesz na zewnatrz
˛ – poinformował uprzejmie
jaskółk˛e. – Co teraz masz do powiedzenia?! – wykrzyczał
w złości na zakończenie. Pierś drżała mu w sposób zwiastujacy
˛ rychły wybuch. El patrzyła na niego z niepokojem,
ale tylko do momentu, gdy stała si˛e rzecz niespodziewana,
która skupiła na sobie uwag˛e ich obojga.
Jaskółka, wyraźnie zm˛eczona, być może nawet podrażniona postawa˛ Arta, po raz kolejny wzbiła si˛e do góry, zawin˛eła finalne okrażenie
˛
wokół pomieszczenia, po czym
wpadła do przedpokoju i chwil˛e później wyleciała przez
uchylone lekko drzwi na korytarz.
– No – powiedział z komiczna˛ duma˛ Art – tak to si˛e
robi. . . – skwitował i rozwalił si˛e wygodnie na kanapie,
w końcu mogac
˛ odetchnać
˛ spokojnie. Zamknał
˛ oczy i wział
˛
kilka gł˛ebokich wdechów, podczas gdy El zamkn˛eła drzwi
wejściowe; nie omieszkała przekr˛ecić jednego z zamków,
by mieć pewność, że pozostana˛ zamkni˛ete. Kiedy wróciła
3
30 VI 2012
michalsiedlaczek.wordpress.com
do pokoju, usiadła obok Arta.
– Właściwie dlaczego jaskółki lataja˛ niżej, kiedy ma si˛e
rozpadać? – zapytał Art ze szczerym zaciekawieniem, gdy
już otworzył oczy.
– Żywia˛ si˛e owadami, chwytaja˛ je w locie, stad
˛ kiedy
powietrze jest wilgotne, musza˛ troch˛e lot obniżyć.
– Czyli w zasadzie nie musza˛ zwiastować burzy. . . Moga˛ zwiastować jedynie. . . wilgotne powietrze?
Jaskółki
– W zasadzie to tak.
– To po co ta cała panika! – spytał retorycznie, wstał
z miejsca i wyciagn
˛ ał
˛ r˛ek˛e w stron˛e El. – Chodź, mam ochot˛e na spacer. Masz ochot˛e na spacer?
El chwyciła za jego dłoń i pozwoliła sobie pomóc wstać.
– Chodźmy na zewnatrz.
˛
Zaczyna robić si˛e ciemno. . . Na
zewnatrz
˛ jest tak pi˛eknie, gdy zrobi si˛e ciemno. . . „
4

Podobne dokumenty