Notatki ze Szkoły Wspólnoty

Transkrypt

Notatki ze Szkoły Wspólnoty
Notatki ze Szko y wspólnoty
z ks. Juliànem Carrónem
Rzym, 26 pa dziernika 2011 r.
Teksty b d ce punktem odniesienia: Zmys religijny, rozdz. X, ss. 161-174 oraz Zawsze intensywnie
prze ywa rzeczywisto [Tekst z inauguracji roku pracy, 1 X 2011 r. w Mediolanie).
Piosenki:
– Il mister
– Alecrim
Chwa a Ojcu…
Kontynuuj c nasz prac nad Szko wspólnoty, rzeczy id le. W takiej sytuacji, tym, co na koniec
chcia bym rozpocz od lektury pewnego listu, zostanie podane w w tpliwo , b dzie os d: a zaktóry jest jakby w o eniem palca w ran trudno- tem rzeczywisto , w ostatecznym rozrachunku,
ci, w jakiej niejednokrotnie si znajdujemy. Pisze jest naprawd pozytywna, czy te nie? Czy te
kto tak: „Zdumienie obecno ci jest dla mnie ja- wszystkie sprawy przes aniaj os d czy go nie
sn spraw . Natura uderza mnie, moja ona przes aniaj ? List ko czy si stwierdzeniem, e
i moje dzieci zdumiewaj mnie, pi kne popo udnie „z pewno ci jest to problem ma ej wiary”. Co wy
sp dzone wspólnie z przyjació mi zdumiewa mnie, o tym s dzicie? Ja bowiem mówi : nie; to nie jest
wzbudzaj c szczer wdzi czno za to, co jest mi problem wiary, lecz rzecz dotyczy rozumu! I to
dane. Pi kne rzeczy przywo uj mnie do ich jest w a nie to podstawowe wyzwanie, jakie dzieStwórcy. Ale rozproszenie i troski przes aniaj ten si ty rozdzia Zmys u religijnego rzuca ka demu
os d: trudno ci w pracy, relacje w pracy cz sto na- z nas. Kiedy ca y ten rozdzia pokazuje, i rzeczyznaczone jedynym kryterium os du, jakim jest ko- wisto , z ca jej radykalno ci , z ca jej wsparzy mojego dzia ania (spróbuj wyobrazi sobie nia o ci , jest pozytywna, to mówi prawd czy
w tym okresie powody do zadowolenia), stres nie? To jest os d, który musimy da , poniewa
w pracy, nieporozumienia w rodzinie, niepewno
w przeciwnym razie zale ymy od biegu spraw,
co do przysz o ci. Otó , wszystkie trudy ycia po- i wówczas „wszystkie trudy ycia pokazuj mi,
kazuj mi, jak chwiejna i niesta a jest fascynacja jak chwiejna i niesta a jest fascynacja rzeczywirzeczywisto ci . Skutkiem tego jest brak zaintere- sto ci ”. Dlatego pojawia si owo radykalne pytasowania rzeczami oraz jakie zasmucenie, nie- nie: czy rzeczywisto jest naprawd pozytywna,
zdolno do uznania jakiej pozytywno ci w ca ej czy te nie? Czy zale y od tego, jak biegn sprarzeczywisto ci, szczególnie w tej pozornie nieprzy- wy? Ju wiemy, e je li zale y od biegu spraw –
chylnej. Z pewno ci jest to problem ma ej wiary, jest dobrze, kiedy biegn dobrze, ale problem poktór chcia bym poprawi [pog bi ], ale pytam jawia si w momencie, kiedy rzeczy nie biegn
ci , jak to jest w twoim przypadku i czy mo esz dobrze (a cz sto nie biegn dobrze)! A zatem, kiepomóc nam zrobi kolejny krok?”.
dy mówimy, e rzeczywisto jest pozytywna, to
Wydaje mi si , e autor listu dobrze opisuje sy- jeste my nawiedzeni [wizjonerami]? Ka dy mo e
tuacj wszystkich: w jakim momencie trudno nie dokona porównania z tym, co mówi ks. Giussani,
przyzna , e zostali my uderzeni przez rzeczywi- poniewa tym jest w a nie Szko a wspólnoty: czy
sto lub przez ni zadziwieni, jednak ró ne trud- my spokojnie [w pokoju ducha], z pewno ci ,
no ci, rozproszenie, troski, trudno ci w pracy, w pe ni u ywaj c rozumu mo emy powiedzie , e
relacje, itp. „przes aniaj ten os d”. A wtedy rezul- rzeczywisto jest pozytywna, albo jak w tym
tat jest atwy do przewidzenia: brak zainteresowa- li cie odnajdujemy si w tej hu tawce? Kiedy stania rzeczami, zasmucenie. Gdy to bierze gór , jemy w obliczu takich sytuacji, jak reagujemy?
wtedy yjemy tak, jak wszyscy: jest dobrze, gdy W obliczu choroby lub kryzysu, wobec trudno ci
wszystkie sprawy tocz si dobrze, jest le, gdy w relacjach, w okre lonej sytuacji rodzinnej czy
1
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
jeste my naprawd przekonani, e rzeczywisto
jest pozytywna, albo mówimy to jedynie z powodu jakiego uporu woli („Musimy tak mówi , poniewa jeste my z ruchu, poniewa jeste my
chrze cijanami”)? Czy mo emy to powiedzie ,
u ywaj c w pe ni rozumu? Czy zrozumia e jest to
wyzwanie? Z tego nie mo emy si wycofa , poniewa je li nie wykonamy tej pracy, to nawet, jeli b dziemy przybywa tu co dwa tygodnie, to
nie rozwi emy problemu (a potem os d nieustannie b dzie uzale niony od takiego czy innego biegu spraw…). Czy os d zale y jedynie od hu tawki
naszej wra liwo ci? To, e ta karta jest bia a jest
prawd , albo to zale y od mojego stanu ducha,
z jakim na ni patrz ? Os d: czy moja choroba,
ból z bów albo fakt utraty pracy mo e poda
w w tpliwo os d? Je li my mówimy, e jaki
welon przes ania os d, to znaczy, e jeszcze nie
nauczyli my si , czym jest os d. Dlatego nas interesuje, by jak najlepiej zrozumie , co to jest os d.
Rzeczywisto bowiem istnieje, jest, niezale nie
od tego, jak ma twarz. A to nie zale y od stanu
ducha, przez jaki mo emy przechodzi . To wi c
oznacza, e musimy na nowo uczy si pewnych
rzeczy, o których mówimy: czym jest os d (poniewa , zaledwie co si w yciu wydarzy, widzimy,
e nie jest to dla nas jasne). Dlaczego? Bardzo dobrze ukazuje to kolejny list: „Drogi Juliànie. Czytaj c tekst z Dnia inauguracji roku u wiadomi am
sobie, e nade wszystko umyka mi owo pój cie
w g b rozumu, a po dotarcie do realnego Ty, od
którego pochodz . Cz sto nie do wiadczam owego
kontruderzenia i nie mam nawet wiadomo ci
tego, ale zdarza si , e j mam. Ale jakie jest to
u ywanie rozumu, o którym mówisz? Jest to u ywanie, o mielam si powiedzie , którego nie
znam. Przej cie od kontruderzenia do Ty, od ród a do strumienia w moim do wiadczeniu pozostaje abstrakcyjne. Niekiedy, w pewnych okolicznociach, owo realne Ty si narzuca, ale nie trwa.
Wydaje si , e nic nie jest w stanie wyrwa mnie
definitywnie z tej strukturalnej niepewno ci: ani
m , ani dziecko, ani niebo, ani li , nawet ból.
Wydarzenie dokonuje si , wyrywa mnie z moich
przygniataj cych idei, otwiera szeroko na pi kno
ycia, na mi o Chrystusa, na wdzi czno za to,
e wielokrotnie zosta am ocalona; budz si , owszem, na troch , ale potem zamykam si na nowo.
Rzeczy maj si lepiej, kiedy jestem wierna codziennej Mszy w., ale nawet to nie jest decyduj -
ce, poniewa cz sto „pos ugujemy si ” Msz w.,
by nie u ywa rozumu. Trudno mi zrozumie , jakoby istnia sposób u ywania rozumu, b d cego
w stanie zmienia , oddzia ywa ciele nie, wp ywa
na wszystko, na wymiar mojego ja; podzia pozostaje”.
Wydaje mi si , e ten list wyra nie pokazuje
ow trudno . Dlaczego? Dlatego, e dla nas taki
sposób u ywania rozumu jest nieznany. Kiedy
mówimy o „pozytywizmie”, nie wypowiadamy
jakiego s owa skomplikowanego, odleg ego od
naszego do wiadczenia, ale opisujemy to, co niejednokrotnie w sobie odnajdujemy: u ywanie rozumu, które zatrzymuje si na powierzchni. Dlatego przej cie od kontruderzenia do Ty, od ród a
do strumienia, pozostaje abstrakcyjne, dlatego
wydaje nam si , e powiedzenie: „Ty” jest czym ,
co doczepiamy do rzeczywisto ci, poniewa jestemy cokolwiek nawiedzeni [wizjonerami]. A poniewa potwierdzamy to jedynie w wymiarze dobrej woli („poniewa my o tym decydujemy”), to
nie trwa. Je li mówi : „ta kartka jest bia a”, to jest
to rozpoznanie [stwierdzenie], mog wi c odpoczywa i relaksowa si , a ona nadal b dzie, nawet po pi ciu latach, bia kartk . Ta kartka nie
jest bia a, poniewa ja utrzymuj , e jest bia a, to
nie mog oby przetrwa . Pomy lcie, e st d mo emy doj do powiedzenia: od kontruderzenia do
Ty, od ród a do strumienia. Faktycznie, ile to
razy zg aszamy obiekcje: „Ale, dlaczego musz dodawa Ty”, to wydaje si by pewn komplikacj
– mówili my o tym podczas Dnia inauguracji
roku – wydaje si , e powiedzenie „Ty”, jest
czym , co dodajemy z powodu przyzwyczajenia
woli (a zatem inni, ci, którzy nie s przyzwyczajeni do tego tak, jak my, mówi : „nic”, nico ”). Widzicie, e mo emy by tutaj i nie dokona takiego
przej cia, nie wykona takiej pracy? Je li nie przystaniemy na propozycj ks. Giussaniego, aby u ywa rozum w prawdziwy i kompletny sposób, to
pó niej, w obliczu rzeczywisto ci pozostajemy nadal w owej strukturalnej niepewno ci – i jest
czym niesamowitym ostro [wyrazisto ] s ów
naszej przyjació ki: a w konsekwencji ani m , ani
dziecko, ani niebo czy li nie mog da mi pewno ci, której nie mam. Czy zatem rozumiecie, jaka
wi istnieje pomi dzy spotkaniem z Chrystusem
a u ywaniem rozumu! Je li spotkanie z Chrystusem nie budzi na nowo rozumu i nie wprowadza
nas w pe ni [ca okszta t] rzeczywisto ci – a jeste-
2
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
my razem, aby uczy si takiego u ywania rozumu, aby pomaga sobie i wspiera si w takim
u ywaniu rozumu, zgodnie z jego prawdziw natur – to wszystko, co czynimy, tak e nasze przybywanie tu, co dwa tygodnie, jest bezu yteczne,
poniewa nie potrafi nas w zasadniczy sposób
zmieni . Potem przestaje nas to w ogóle interesowa , poniewa je li po jakim czasie kto si nie
zmienia, traci zainteresowanie tak e tym, co s dzi,
e posiada, czyli zainteresowanie wiar . Dlatego
wiara, która nie prowadzi nas do odmiennego
u ywania rozumu, nie tylko popycha nas ku postawie pozytywistycznej, ale tak e sprawia, e stajemy si sceptyczni, w takiej mierze, w jakiej nie
jest w stanie obudzi ca kowitej zdolno ci osoby
do uznania rzeczywisto ci. A zatem cz owiek musi
sobie postawi pytanie: czy obecno rzeczy (fakt,
e rzeczy istniej ) naprawd zak ada istnienie czego innego? Zacznijmy u ywa rozumu! Czy to
jest tylko taki sposób mówienia? Wyjd my od
najprostszego przyk adu, który ju wielokrotnie
przytaczali my, tego z kwiatami. Czy obecno
bukietu kwiatów na twoim stole zak ada obecno
kogo , kto ci go podarowa , czy te nie? Czy to ty
stwarzasz obecno ukochanej osoby albo ona zak ada co innego? Czy to my tworzymy obecno
rzeczywisto ci, czy ona stwarza si sama z siebie
albo zak ada co innego? Albo my zaczniemy stawia sobie te proste pytania, w taki sposób, by nie
da si uwi zi w klatce zredukowanego u ywania rozumu, albo ostatecznie, nasza wiara b dzie
wci czym dodanym do ludzkiego „ja” – jak to
ci gle powtarzam – doskonale ju ukszta towanego, tak jak kapelusz na mojej g owie, który
w gruncie rzeczy jest jedynie elementem dekoracyjnym, nie zmieniaj cym ani sposobu patrzenia,
ani rzeczywisto ci rzeczy. Dlatego wi kszo osób
mo e zrezygnowa z kapelusza, który w sumie
jest jedynie elementem dekoracyjnym, a nie
czym decyduj cym o yciu. To jest sprawdzian
tego, co czynimy, poczynaj c od 26 stycznia tego
roku: albo chrze cija stwo jest w stanie obudzi
rozum, w taki sposób, by ten rozpoznawa [uznawa ] rzeczywisto tak , jak ona jest, albo my
trwamy w permanentnej niepewno ci, a wówczas
nadal trwa ów rozd wi k, jak o tym opowiada kolejny list: „Jest pewna kwestia, która mnie gryzie,
a chodzi mi o t hu tawk uczu [je li nie dochodzimy do dotkni cia rzeczywisto ci u jej ród a,
tkwimy w takiej hu tawce uczu ]. Dlatego chcia -
bym zrozumie , jak stawa wobec spraw, które
afektywnie determinuj mnie do tego stopnia, e
wi cej mi mówi o Obecno ci, która je czyni, i które bardziej ods aniaj mi Jego oblicze”. Istotnie,
je li nie dochodzimy do potwierdzenia rzeczywisto ci, wówczas uczuciowo waha si [dryfuje]:
teraz jest tak, a po pi ciu minutach inaczej, i pozostajemy na asce i nie asce wszystkiego. St d te ,
je li nie przestan jedynie powtarza pewnych
zda , i nie zaczn si uczy poprawnego u ywania
rozumu, to kiedy znajd si w zasi gu jakiego zamieszania, kiedy czuj , e dusz si w okolicznociach, czuj , e ze mn koniec. Ale, czy to jest
wszystko, albo – tak e tu – fakt, e ja jestem (chocia st amszony, bez miechu), ja, w a nie ja, teraz, w tej sytuacji zak ada, e Ty jeste tym, który
mnie czyni? Dopiero wówczas zaczn patrze na
samego siebie jako na kogo , kto jest chciany
przez Kogo Innego, niezale nie od emocji, które
odczuwam. A wszystko dlatego, i potwierdzam,
e mog zmieni emocje. Tymczasem my pojmujemy rzeczy na odwrót: najpierw musz zmieni
emocje, poniewa to one przekonuj mnie, e
moje „ja” istnieje. Nie! Tym, co mnie przekonuje
jest rozum i dlatego mog zmieni moje emocje!
My jednak wywracamy do góry nogami te poj cia
i dlatego stajemy si ofiarami hu tawki stanów
emocjonalnych, pozostaj c na asce i nie asce
wszystkiego. Do czego prowadzi taki brak poznania, pokazuje kolejny list: Postanowi am napisa
do ciebie, poniewa wydaje mi si , e dotar am do
pewnego punktu w pracy Szko y wspólnoty, którego nie potrafi „przeskoczy ”. Wyjd od mojego
do wiadczenia. Aktualnie jestem ju na emeryturze, mam doros e dzieci, nie mam wnuków, mam
wi c mo liwo prze ywania czasu zgodnie z kryteriami odpowiadaj cymi moim upodobaniom, tak
jakbym przebywa a na wakacjach. Z zawodu jestem lekarzem, zaanga owa am si wi c w pomoc
ludziom, którzy takiej pomocy potrzebuj : np.
w przygotowanie piel gniarek, udzielanie porad
itd. To, co robi , robi ch tnie, nikt mnie do tego
nie zmusza , by to mój wybór. Ale potem pojawi o
si pytanie: czy zadania, obowi zki, których si
podj am, mog nada sens moim dniom? Odpowied brzmi: nie! One nie s znaczeniem moich
dni, ale nawet, gdybym robi a co innego…Nawet
relacja z dzie mi ka e mi powiedzie , e ona tak e
nie nadaje znaczenia moim dniom. Zdaj sobie
spraw , e pragn czego innego, czego wi ksze-
3
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
go, czego , co pe niej mog oby odpowiedzie mojemu sercu. A zatem rano, kiedy wstaj , wstaj
z pragnieniem, aby to co wi kszego mog o mi si
wydarzy . I oto tu jawi si problem: aby Chrystus
móg by prawdziwym do wiadczeniem, musi si
wydarzy teraz, musi by mo liwy do spotkania
teraz; ja yj , oczekuj c, e wydarzy si teraz, ale
nie spotykam Go w tym, czym yj , i to wydaje mi
si by pewn sprzeczno ci . Nie przera a mnie
odczuwane pragnienie niesko czono ci, poniewa pracuj c nad Szko wspólnoty wreszcie zrozumia am, e dostrze enie jakiego braku jest
czym pozytywnym (poniewa cz owiek stwierdza brak czego , czego do wiadczy i co pozna ,
a nie brak czego , czego nie zna). Powiedz mi, jak
powinnam nadal pracowa , aby by coraz bardziej
prawdziwa?
Czy widzicie, e nie postrzegamy jako obecno ci
rzeczy, które s obecne? Nasza przyjació ka powiada, e dostrzega pragnienie niesko czono ci.
Zacz a rozumie , ale nie rozumie tego jeszcze a
do ko ca: dlaczego to pragnienie niesko czono ci
jest czym pozytywnym, dlaczego? Poniewa czego ju do wiadczy a i co ju pozna a. Pragnienie
niesko czono ci jest pierwszym znakiem Jego
obecno ci, ale ona nie zdaje sobie z tego sprawy.
A poniewa nie u ywamy rozumu zgodnie z jego
natur , nie dokonujemy tego przej cia od kontruderzenia do Ty, od ród a do strumienia, od
rozpoznania pragnienia niesko czono ci do potwierdzenia Tego, który tym pragnieniem niesko czono ci mnie obdarza, który je we mnie
nieustannie budzi (poniewa w jej wieku, jako
emerytki, wielu jest ju sceptykami). Czy to, e
kto ma jeszcze tak ywe pragnienie niesko czono ci, oznacza, e my sami je w sobie wzbudzamy, czy te jest obecno ci czego obecnego? To
jest sposób, w jaki zaczynam uznawa [potwierdza ], e jest Kto , kto mnie nieustannie budzi.
Poniewa , jak mówili my poprzednim razem, je li
kto staje naprzeciw tak pot nego pragnienia niesko czono ci, to musi uczciwie siebie zapyta : czy
my, b d c takimi w a nie biedakami, jeste my
w stanie sami z siebie wzbudzi w sobie to pragnienie niesko czono ci, albo, czy to jest pierwszy
znak Jego obecno ci? To za oznacza, e w tej
kwestii mamy jeszcze bardzo wiele pracy do wykonania, o czym mówi kolejny list: „W ko cu zrozumia am trudno , która przez wiele lat mnie
blokowa a [a có to za problem?]. Ci gle u ywa-
am my lenia religijnego oraz s ownictwa ruchu
jako alibi, by nie pracowa . Bardziej lub mniej
wiadomie, fakt my lenia i poznania odpowiedzi
na moj ludzk potrzeb , Jezusa Chrystusa, blokowa mnie w moim poszukiwaniu. Powtarza am
„Chrystus”, ale tak naprawd Go nie szuka am. Ja
ju wiedzia em, i to w a nie sprawi o, e On stawa
si dla mnie [oto w a nie konsekwencja] coraz
bardziej obcy i „antypatyczny”, a ja wr cz przeciwnie, coraz bardziej sceptyczna, krótkowzroczna
i rozczarowana [wiara pozbawiona zmys u religijnego, wiara, która zamiast budzi zmys religijny,
sp yca go przez to, e s dz , i ju wiem, prowadzi
do sceptycyzmu i rozczarowania]. Pami tam, jak
zareagowa am kilka lat temu na tytu Rekolekcji
Bractwa: „Chrystus poci ga mnie ca ego, tak bardzo jest pi kny”. Skrycie pyta am sam siebie:
w czym, gdzie? Nie odpowiada na moj nostalgi ,
a Jego roszczenie stawa o si coraz bardziej niezno ne, poniewa rozczarowywa o. Pozosta am
w ruchu troch z przyzwyczajenia, ale przede
wszystkim, poniewa dzi ki Niebiosom [dzi ki
Bogu], ty i inni przyjaciele nie przestajecie wzbudza dr enia tego czego we mnie, co odkry am
jako moje najg bsze „ja”, jako siedlisko ca ej
mnie, i wiem, e sama nie potrafi abym w tym
wytrwa . Twoje nieustanne naleganie pomog o mi
poj , e tu toczy si gra o co wielkiego dla mnie,
i zdecydowa am si pój za. A id c za naprawd
zrozumia am, e wcze niej nigdy nie sz am za,
poniewa w gruncie rzeczy nigdy mnie nie interesowa o, by odkrywa cokolwiek o sobie czy o rzeczywisto ci. Wystarcza o mi zazwyczaj zdanie
[przekonanie] innych [podobnie jak powtarzanie
rzeczy, które odkrywali inni]. Ale sercu to nie wystarcza. Popatrzy am na siebie w dzia aniu: co za
przera aj cy widok: sztuczna, bez wolno ci w relacjach, ci gle poszukuj ca akceptacji [poniewa
je li kto nie odnajdzie czego prawdziwego, to
b dzie nieustannie poszukiwa akceptacji innych],
bierna wobec samej siebie, bezlitosna w os dach
wobec innych. Pój cie za! Potraktowa am na serio
Szko wspólnoty i jej og oszenia, i tak zacz am
po wi ca swój czas na uwa n lektur tekstów
i zacz am uczestniczy mo liwie we wszystkich
proponowanych gestach. Pój cie za. Potem modlitwa: zacz am chodzi codziennie na Msz w.,
prosz c, aby On ukaza mi swoje prawdziwe oblicze. ród em tego wielorakiego „pój cia za” sta o
si , i nadal jest, szczere b aganie, aby cokolwiek ze
4
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
mnie i z rzeczywisto ci objawi o si mnie samej
[co nas wprawia w ruch, porusza? wiadomo
potrzeby: zaczynamy si porusza (dzia a ), kiedy
naprawd jeste my wiadomi potrzeby]. Zderzenie-spotkanie z rzeczywisto ci pokaza o mi moj
niemoc zatrzymania tego, na czym mi zale y: nie
potrafi niczego ocali z mojego dnia, a osoby,
którym dobrze ycz , które kocham, odchodz .
Jestem zmuszona szuka czego , co ocali mnie
i moich bliskich. Takie zaanga owanie [takie zaanga owanie!] sprawi o, e mój dzie sta si interesuj cy, dawane sugestie – wiarygodnym punktem wyj cia: g upot by oby nie bra ich pod uwag . Przeczytane lub us yszane s owa wchodz
w dialog z moim poszukiwaniem i one staj si
dla mnie towarzystwem [zaczyna szuka towarzystwa, które jej w tym pomaga]. Jeszcze si waham, ale znajduj odwag , by z niektórymi przyjació mi podejmowa pewne pytania, bez zbytniej
troski, by wyrazi si we w a ciwy sposób, ale by
odkry zwi zek mi dzy Nim a mn . Odrywam si
od wyobra enia o sobie, jakie sobie zbudowa am
i odkrywam, e jestem wolna w relacjach z innymi. Przygoda zacz a si na nowo [tak to jest:
przygoda zaczyna si na nowo, kiedy pozwalamy,
by charyzmat nas rodzi , tzn. kiedy bierzemy go
na serio, kiedy po prostu zaczynamy za nim i ].
Wszystko sta o si interesuj ce, a chwile przestaj
by chaosem, staj c si krokami [uwaga: chwile s
krokami drogi], i odkrywam ze zdumieniem, e
zaczynam patrze na siebie z czu o ci , a nie ze
strachem, oraz wzrusza mnie to, e mog abym nawet zakocha si w Tym, który sprawia, e potrafi czu si tak dobrze sob sam . I kiedy ju do
ciebie napisa am, korzystam z okazji, by poprosi
ci o odniesienie si do tego [o potwierdzenie]”.
Potwierdzeniem jest ca e do wiadczenie, jakim
ta osoba yje. Jak powiada ks. Giussani, wiara jest
do wiadczeniem obecnym, w którym cz owiek
znajduje potwierdzenie prawdy do wiadczenia,
którym yje, tak jak w przypadku tej naszej przyjació ki. Przygoda rozpocz a si na nowo, rzeczywisto sta a si interesuj ca, podpowiedzi [sugestie] staj si punktami wyj cia, chwile krokami.
I nie ma tu potrzeby jakiego „zewn trznego” potwierdzania ze strony autorytetu, poniewa autorytet, pój cie za, jest wewn trz do wiadczenia,
którym ona yje, co bardzo wyra nie tutaj wida .
Na pocz tku, w pierwszej cz ci listu, widoczne
by o pewnego rodzaju zewn trzne odniesienie do
autorytetu, a to dlatego, e ona nie zaanga owa a
jeszcze swojej osoby, teraz [w drugiej cz ci] wida , e autorytet jest dla niej cz ci do wiadczenia. Po czym to pozna ? – po tym, e zmienia si
do wiadczenie. Wida po samym do wiadczeniu.
Dlaczego? Dlatego, e do wiadczenie jest zupe nie
inne. Jak to zawsze mówi : sk adniki s takie
same, ale zupa jest zupe nie inna. Po czym to wida ? Po samym do wiadczeniu. Ona wyrazi a to
nast puj co: pój cie za. Zmienia si do wiadczenie. Najpierw by o to kroczenie za, bez brania na
powa nie propozycji – i nie, aby by a przeciw,
i nie, aby czyni a co innego, po prostu, nie bra a
na powa nie hipotez pracy, by je weryfikowa .
W pewnym jednak momencie, na skutek pewnej
potrzeby, jak odczu a, zacz a bra je na serio,
i wtedy zacz a si niespodzianka. Niespodzianka:
dla niej niespodziank jest to, e teraz rozpoczyna
si przygoda, która przedtem by a zablokowana.
Uderzaj ce jest czytanie waszych listów, poniewa one lepiej ni jakiekolwiek wyja nianie mówi o tym, czym jest ycie. Najzwyklejsi ludzie,
jak ka dy z nas, którzy bior na serio to, co sobie
mówimy i zaczynaj to weryfikowa , zaczynaj
zwyci a , odpowiada na wszystkie rzeczy, zaczynaj u ywa rozumu w inny sposób, przestaj
si chwia [dryfowa ] jak wcze niej, zaczynaj
do wiadcza pe ni i intensywno ci dot d im nieznanej. Mówi o tym, poniewa w tym jest nadzieja dla ka dego z nas; nie mówi tego jaka
„osobisto ”, nie, ale osoba taka, jak my. Na czym
polega ró nica? Nie w pe nionej roli, nie w piastowanym urz dzie, nie z powodu niesionej odpowiedzialno ci. Ta ró nica polega na tym, czy si
na serio traktuje przychodz c propozycj , a potem dzieje si ju to, co wam przed chwil przeczyta em. Ja pierwszy milkn [pozostaj bez s ów]
w obliczu tego, co si wydarza w osobach, kiedy
te zaczynaj i za – jak to napisa a nasza przyjació ka.
Spróbuj opowiedzie o tym, jak praca Szko y
wspólnoty rozja nia do wiadczenie zwi zane
z moim powrotem do szko y po rocznej przerwie.
Odkry am, e nie zredukowane u ywanie rozumu
ma zwi zek z nieustann mo liwo ci nowo ci
i rozpoczynania na nowo w danym momencie.
W pierwszych dniach po moim powrocie do szko y
by am bardzo zatroskana: po cz ci, poniewa , baam si , e nie dam sobie rady fizycznie, a troch
dlatego, e mia am w tpliwo ci, czy powrót do
5
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
normalnego ycia nie b dzie jakim os abieniem
mo liwo ci intensywnego prze ywania rzeczywisto ci. Po wyj tkowych faktach, których sta am si
uczestnikiem w ci gu roku mojej choroby, ba am
si , e powrót do normalno ci mo e, w jakim stopniu, okaza si czym mniej. Kiedy potem, na
poprzedniej Szkole wspólnoty powiedzia e , e
chrze cija stwo jest poruszaj cym i zaskakuj cym
sposobem prze ywania zwyczajnych rzeczy!, zrozumia am, e ju przekre li am [skasowa am]
Dzie inauguracji roku i e znalaz am si nie
tam, gdzie trzeba, i z tego powodu zacz am si
mocno zastanawia odno nie do sprawy mojego
powrotu do pracy. Prawd jest, e zm czenie narasta o, jednak to ka dego dnia przynagla o
mnie, by weryfikowa ten aspekt okoliczno ci,
poniewa nigdy przedtem a tak nie zdawa am
sobie sprawy z tego, e je li trzymam si na nogach, to wy cznie dlatego, e opieram si na
Kim Innym, a w a nie to zauwa am ka dego
ranka, id c do szko y.
Potem powoli zacz am obserwowa siebie
w dzia aniu, i zda am sobie spraw , e w porównaniu z poprzednimi latami, w tym roku wiele
czynno ci wykonywa am w inny sposób: odpytywanie uczniów, poprawianie zada , traktowanie
niektórych, szczególnie trudnych uczniów... I zacz am si pyta o przyczyn tego. W minionym
roku nie uczestniczy am w kursach doskonalenia
zawodowego, nie zajmowa am si metodyk nauczania, a wracaj c do szko y nie planowa am
adnych zmian; wkrótce jednak odkry am, e te
zmiany – dzi ki temu wszystkiemu, co widzia am
– zale a y od tego, e ja sta am si o wiele bardziej pewna, e kiedy wchodz do klasy, to jest
Kto Inny, który zwyci a, a ja jestem przede
wszystkim wezwana, by to rozpoznawa . I to
uwolni o mnie od w tpliwo ci, czy normalno
mo e by okazj do intensywnego prze ywania
rzeczywisto ci, a w konsekwencji pozwoli o mi
nawet odczu , e te dwie sprawy: moja choroba
i moja praca, które ja rozdziela am, by y z sob
po czone. Dla mnie, bowiem, by y one otwartym
przeciwie stwem i nie pojmowa am, jak mog y
by ze sob powi zane.
Kolejn rzecz , któr odkrywam jest ta, e pe ne [w a ciwe] u ywanie rozumu polega, w przypadku mojej pracy, na mo liwo ci zaczynania na
nowo w danej chwili, a zatem zdarza mi si cz sto, e w jednej chwili, w momencie, w którym
u wiadamiam sobie, e ja jestem Ty-który-mnie-czynisz, otwiera si ponownie mo liwo , która
inaczej nie wydarzy aby si tak atwo. Odkrywam
nadto, e nawet je li ja nie nale do tych, którzy
w obliczu trudno ci atwo si poddaj , to jednak
jest pewien sposób nie poddawania si , który jest
wy cznie twoim postanowieniem, doczepionym
do rzeczywisto ci. Ale to po jakim czasie sprawia,
e si dusisz, poniewa nawet wtedy, gdy wszystko idzie dobrze, twoje postanowienie m czy ci ,
wyczerpuje, i tak czy inaczej rozpaczliwie rozgl da si za czym innym, a w ten sposób nie patrzysz na to, co masz przed sob , ale idziesz za
tym, co ty masz na my li. W ubieg ym tygodniu
wydarzy si pewien epizod, który mnie o wieci
w tej kwestii. Pewnego dnia, gdy w Rzymie mia o
miejsce straszliwe oberwanie chmury, dotar am
do szko y na pó ywa, jak wielu innych rzymian,
a w szkole panowa nieopisany chaos (brak pr du, uczniowie, którzy docierali przemoczeni).
Moj pierwsz my l by o to, e jest to dzie
stracony, poniewa w takich warunkach nie sposób prowadzi lekcje. U wiadamiaj c sobie jednak to, co zaczyna am mówi – a mianowicie, e
w tej sytuacji nie ma nic do zrobienia – poj am,
e mój rozum zosta jakby ow adni ty tym oberwaniem chmury. I powiedzia am sobie: a dlaczego tych, którzy tutaj s , którzy zdo ali dotrze do
szko y, nie nale a oby potraktowa jako obecno ,
co mo e mi to uniemo liwi ? Od tego momentu
zacz y si dzia naprawd pi kne rzeczy, tak
zwyczajnie w rozmowach zwi zanych z lekcjami
historii czy dotycz cych ró nych aspektów codziennej pracy w szkole. Wychodz c ze szko y byam bardzo zadowolona, ale nie dlatego, e uda o
mi si przeprowadzi lekcje, a zatem, e nie straci am czasu, ale dlatego, e – odwo uj c si do
twojego przyk adu z poprzedniej Szko y wspólnoty – w jaki sposób pokona am turbulencje: ryzyko i pragnienie potraktowania tej konkretnej
sytuacji jako obecno ci, nawet w takie dni, w których by o wiele sytuacji, które mnie rani y i które
przysparza y cierpienia, pomaga o mi wychodzi
z nich bardziej zadowolon . Tak wi c, równie
w stosunku do tych spraw, których nie rozumiem
i które mog yby mi przysporzy cierpienia, dowiadczenia, którymi yj – odno nie do szerokiego u ywania rozumu – pozwalaj mi by pewn , e wszak istnieje ów punkt, dzi ki któremu ja
jestem czyniona w ka dej chwili. I to jest w a nie
6
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
to, co mnie podtrzymuje i co mnie nieustannie
wyzwala.
Ale, co taka wiadomo ma wspólnego z twoj
chorob ? Dlaczego twoja choroba okaza a si by
czym pozytywnym?
Okaza a si czym pozytywnym, poniewa ja,
w tamtej okoliczno ci, której sobie nie wybra am,
zda am sobie naprawd spraw , e by Kto , kto
mnie czyni w tamtym momencie i e nawet poprzez tak sytuacj pozwala mi weryfikowa nieustannie moj wiar . Widzie , e by Kto , kto mi
towarzyszy , zmieni o mnie, ale zmieni o mnie nie
tylko wobec choroby, ale tak e w rzeczach odnosz cych si do pracy.
Kiedy mówimy, e okoliczno jest pozytywna,
mówimy w a nie o tym, co wi cej, mówimy take, e to czyni nas jeszcze bardziej sob , do tego
stopnia, e mo emy prze ywa nasz normalno
inaczej ni przedtem. Okoliczno nie jest jedynie
czym przej ciowym, co musimy znosi , jest natomiast czym , co wprowadza nowe spojrzenie na
mnie, do tego stopnia, e mog zacz prowadzi
lekcje w inny sposób i e mog stawa wobec normalno ci bez tego samego, co zwykle redukowania jej, poniewa choroba (b d jakakolwiek inna
trudno ) zmusza mnie, aby nie zatrzymywa si
na powierzchni, lecz aby tak u ywa rozumu, by
móc y w bardziej prawdziwy sposób. A to, e
kto si tego nauczy , da si zauwa y w tym, e
po up ywie jakiego okresu, osoba ta nadal u ywa
rozumu w odmienny sposób: nowy sposób trwania w rzeczywisto ci sta si jej w a ciwym.
W ostatnim czasie zdarza o mi si cz sto zdawa sobie spraw z rzeczy b d cych obecno ci .
Np. przygotowuj doktorat; jest ze mn taki jeden,
który pisze magisterium, a ma on pewien sposób
post powania, którego nie cierpi . W pewnym momencie, jednak, zamiast patrze na niego, oczekuj c, aby robi to, co mu powiedzia am, zatrzymaam si i u wiadomi am sobie, e on tam by i e
te wszystkie rzeczy, którymi on si interesowa ,
a które mnie mo e mniej zajmowa y, mog y by
okazj równie dla mnie, by uczy si od tego, co
jemu si podoba. Jednak e nic nie zrobi am, aby
znale si w takiej sytuacji, i st d moje pytanie
jest nast puj ce: jak prac winnam wykona , by
ci gle zdawa sobie spraw z rzeczy jako obecnoci? Co znaczy wychowywa rozum, by ten otwiera si na j zyk bytu? Zastanawiaj c si nad tym
przytrafi o mi si co , co mo e po cz ci pomog o
mi zrozumie odpowied , mimo to chcia abym ci
prosi o pomoc. Wczoraj, jad c metro, czyta am
tekst z Inauguracji roku pracy; w pewnym momencie do kolejki wszed jaki cz owiek, który gra
na akordeonie. Ja zacz am sobie my le tak: no,
popatrz na niego, wchodzi w a nie tutaj, ja sobie
czytam, a on mi przeszkadza. W pierwszym momencie mimo wszystko stara am si skupi nad
tekstem. Jednak po chwili pomy la am sobie:
zaraz, ale, co tutaj mówi Carrón? – mówi, by
traktowa rzeczy istniej ce jako obecne, a ja owego cz owieka w ogóle nie bior pod uwag ; zatem
odrywam oczy od tekstu i zaczynam go s ucha .
Wydaje mi si , e podejmowanie na serio pracy
Szko y wspólnoty, w jaki sposób, pomo e mi patrze na rzeczy jako obecne, jednak chcia abym
zrozumie , czy jest co innego, czy to jest to i czy
jest co innego.
Tak si dzieje, kiedy nie zatrzymujemy si na
powierzchni. Co znaczy potwierdza rzeczy obecne jako obecno ? Czy nie to, e jaki li , który
tu jest i tobie nie przeszkadza – a skoro nie przeszkadza, to nie mo e nawet przymusi ci do wykonania jakiej pracy, poniewa nie dokucza ci,
nie przeszkadza – wo a o obecno ? Oby my zacz li przynajmniej dostrzega rzeczy obecne, nie
traktuj c ich z góry za oczywiste, lecz staraj c si
z nimi uto sami , aby do wiadczy , czym mog oby sta si ycie, gdyby zacz sobie z tego zdawa spraw , a nie uznawa niczego, ale to niczego, z góry za oczywiste, nie wiem co, ale w a nie
nic! Oby my mogli patrze na rzeczy obecne jako
na obecno . W miejsce li cia w ó cie jak kolwiek
inn okoliczno , jakkolwiek bolesn , jakkolwiek
t amsz c , i równie w takiej sytuacji próbujcie
patrze na rzeczy obecne jako na obecno . Kiedy
jeste cie przygwo d eni albo dusicie si , czy rzeczy nie s obecne? Gdyby my patrzyli na rzeczy
obecne jako na obecno , jak ulg mog oby to
by w chwili, w której czujemy si przyt oczeni!
Je li my tego nie dostrzegamy, to kto ka e nam to
robi ? Je li my nie zauwa amy, co mogliby my
w yciu zyska , wykonuj c prac proponowan
nam przez ks. Giussaniego – która, jak widzicie,
jest tym samym, co proponuje nam Papie – to nigdy nie zmniejszymy dystansu, jaki odczuwamy
mi dzy nami i ich troskami wychowawczymi, to
niesamowite! Nam bowiem natychmiast przysz oby na my l, e najwa niejsza jest jaka inna rzecz,
oni jednak niestrudzenie naciskaj na t kwesti .
7
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
I my w a nie z tym mamy najwi cej problemów,
dlatego te , je li dzi ki przyk adom i wiadectwom, które przytaczam, nie zaczniemy przynajmniej zauwa a tego, co te osoby, by zobaczy , co
to mog oby oznacza dla naszego ycia, to kto
ka e nam to robi ? Dlatego, jak powiedzieli my
w Dniu inauguracji roku, je li si dusisz, to dlatego, e jeste pozytywist . Kropka. Dusisz si ? Nie
w ciekaj si na okoliczno , nie w ciekaj si na
swego m a czy on , nie w ciekaj si na pracodawc , nie w ciekaj si na cokolwiek poza tob !
Dusisz si ? Jeste pozytywist ! Poniewa szef jest
taki, jaki jest, ona jest taka, jaka jest, pracodawca
jest, jaki jest, albo jaka okoliczno jest w a nie
taka, jaka jest, jednak adna z tych rzeczy nie
mo e mi przeszkodzi [utrudni , zabroni ] prze ywa dan okoliczno w sposób nie pozytywistyczny, i zaczynamy oddycha ; w przeciwnym
razie, jedyn rzecz , któr mog zrobi to mie
nadziej , oczekiwa , wygl da , e co si wydarzy… Nie, ja teraz mog zacz prze ywa ka d
okoliczno w inny sposób, poniewa to jest nowo , któr wprowadzi Chrystus. On wprowadzi
nowo w ycie, pozwalaj c mi u ywa rozumu
zgodnie z jego prawdziw natur , a zatem, jak
mówi ks. Giussani, mog zacz patrze na rzeczy
obecne jako na obecno . Bez tego, gdzie odnale
jak ludzk korzy wiary? A skoro nikt nam nie
obieca , e zostanie nam zaoszcz dzony trud, który wspó dzielimy z wszystkimi lud mi, to, czy nie
tracimy czasu, przybywaj c tutaj dzisiejszego wieczoru? Nie, je li jeste my tutaj po to, by sobie nawzajem pomaga i wspiera si w u ywaniu rozumu w taki sposób, by prze ywa rzeczywisto
zgodnie z jej prawdziw natur . Powiedzia Papie : rozum i natura we wzajemnej korelacji, poniewa jedynie rozum w korelacji z rzeczywistoci nie daje si zredukowa , a rzeczywisto
w korelacji z rozumem przestaje by t amsz ca.
Bez tego yjemy tak jak wszyscy, a chrze cija stwo jest jedynie jakim dodatkiem, który nie
zmienia, jak mówi a , normalno ci. My jednak widzieli my kogo , kto w wieku osiemdziesi ciu lat
potrafi krzycze o pozytywno ci rzeczywisto ci,
a wszyscy wiemy, jak bardzo cierpia . Tego typu
wiadectwo mo e spowoduje jak rys [jakie
p kni cie] w naszym monolitycznym przekonaniu, e nic nie da si zmieni ! Powoduje je tak e
pragnienie kroczenia t drog . Musimy wspiera
si w b aganiu, by ta intuicja sta a si skuteczna,
aby my i my, jak ks. Giussani, mogli oddycha
w ka dej sytuacji.
Kolejna Szko a wspólnoty odb dzie si 9 listopada, o godz. 21.30. Pracowa b dziemy nad jedenastym rozdzia em Zmys u religijnego, do którego nawi zywali my w ubieg ym roku podczas
Rekolekcji Bractwa, i do którego teraz mo ecie
powróci .
Jak widzieli cie, na stronie CL ukaza si dokument b d cy os dem obecnej sytuacji, os d Ruchu: „Kryzys wyzwaniem dla przemiany”. Jest to
dokumentacja tego, o czym ostatnio mówimy, tzn.
próba patrzenia na rzeczywisto , maj c za punkt
wyj cia to, co powiedzieli my tego wieczoru: nie
mo emy mówi , e rzeczywisto jest pozytywna
w obliczu gór, gwiazd…, je li tego samego nie potrafimy powiedzie w obliczu kryzysu! Otó , co
tak wa nego komunikuje ten tekst [dokument]?
Ju zaczynamy odbiera pierwsze reakcje na niego: „Os d na temat kryzysu, dotar niczym wie e
powietrze. Wreszcie jaka konkretna pomoc w patrzeniu na t spraw , która jak dot d nie dotkn a
mnie jeszcze osobi cie, ale uderza w ró ne osoby
wokó mnie i która z owieszczo zarysowuje si na
horyzoncie. Nade wszystko wydaje mi si , e jest
to bardzo przejrzysty przyk ad tego, co znaczy
wpatrywa si w obecno rzeczy obecnych. To, e
kryzys jest, wiemy wszyscy, ale zazwyczaj ja od
razu przechodz do konsekwencji: co robi , jak
obra strategi , jak skutecznie dzia a …, to za
oznacza, e przeskakuj co , co jest, fakt, który
mam przed oczyma i nie poznaj jego prawdziwej
natury. Natomiast w tym dokumencie incipit, tzn.
punkt wyj cia jest jasny [oto wyzwanie: rzeczywisto jest pozytywna, po pierwsze dlatego, e anga uje [porusza] osob ; wyprzedzaj c wszelkie
strategie: kryzys jest faktem, który mnie anga uje,
zatem staje si okazj ]. W grupie Szko y wspólnoty, kiedy pracowali my nad tym dokumentem, po
d ugiej dyskusji sta o si jasne, e w obliczu kryzysu mo liwe s dwie reakcje. Pierwsz z nich, to
reakcja tych, którzy postrzegaj kryzys jako okazj : rzeczywisto jest w najwy szym stopniu
pozytywna i zaczynamy si anga owa . Drug
mo liwo prezentuj ci, którzy reaguj z o ci
i buntem [wyj cie na ulice, by kamieniami protestowa przeciwko bankom]. W pewnym momencie dyskusji, który z przyjació zapyta : na czym
polega ró nica mi dzy tymi dwiema reakcjami?
Z czego bierze si taka postawa, jak prezentuje
8
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
ten dokument o kryzysie? To pytanie wyda o si
mi by bardzo wa nym, nade wszystko dlatego, e
ods oni o wiele z moich redukcji. Cho mia am na
uwadze niektóre fakty, pomagaj ce mi odkrywa
w sobie postaw otwarto ci na rzeczywisto , któr mia am przed sob , w tamtym momencie, w obliczu pytania naszego przyjaciela, z pewno ci
spróbowa abym odpowiada jakimi teoriami.
W g bi jednak dotar o do mnie, e w ten sposób
sprowadzi abym kwesti do ró nicy na poziomie
psychologicznym; a tymczasem to pytanie okaza o
si by tak e moim”.
Cz sto my limy [uwa amy], e praca nad dziesi tym rozdzia em Zmys u religijnego jest rodzajem introspekcji psychologicznej – czy my zwariowali? Czy nie mamy nic innego do roboty?
My mówimy o naturze rzeczywisto ci, a nie o introspekcji psychologicznej! Mówimy o naturze,
o rzeczywisto ci i o ja. My jednak s owa ks. Giussaniego: „Zej w g b w asnego bytu” mylimy
cz sto w a nie z pewnym rodzajem introspekcji
psychologicznej – by powiedzie , e jeste my rzeczywi cie „poza” sob ; my, nie inni!
A zatem, co jest istot rzeczy, jak czytamy
w tym li cie, najbardziej rewolucyjn i decyduj c kwesti dokumentu „Kryzys wyzwaniem dla
przemiany”? W a nie na pocz tku, gdzie proponuje si i wprowadza w czyn zmian perspektywy
poj cia, b d cego tre ci dziesi tego rozdzia u
Zmys u religijnego i Dnia inauguracji roku: pozytywno
rzeczywisto ci. Ale jak mo na by o
uchwyci w pierwszych wypowiedziach, dla tych
rozmówców, rzeczywisto wcale nie jest pozytywna, o czym wiadczy fakt, e zaledwie co si
zdarzy, zaraz pojawia si niepewno , w tpliwo ci
czy hu tawka [dryfowanie], które widzieli my;
wskutek czego usi uje si przed ni ucieka , przeklina j , obwinia , mo e nawet uciec od niej daleko, nie negowa jej, a je li to nie jest mo liwe,
ukry si . Oto wi c prawdziwe wyzwanie: dlaczego mo emy twierdzi , e rzeczywisto jest pozytywna? Dlatego, e je li nie mo emy powiedzie
tego z przekonaniem, w obliczu kryzysu, pozostajemy bez s owa, niemi! Do czymy do orszaku narzekaj cych – mam nadziej , e nie do tych, co
rzucaj kamienie – ale do narzekaj cych, owszem.
Tu jednak widzimy, e nie staniemy si obecnoci , je li – zarówno osobi cie, jak i wspólnotowo
– nie stawimy czo a wyzwaniu rzeczywisto ci,
wyzwaniom kryzysu. W przeciwnym razie wobec
kompanów, kolegów, przyjació , których mamy,
a którzy ju stracili prac albo prze ywaj ró ne
trudno ci, nie otworzymy ust, poniewa nie wiemy, co powiedzie . To wi c to, nade wszystko, jest
nagl ce w ka dym z nas. Dlaczego my mo emy
twierdzi , e rzeczywisto jest pozytywna? Uwaga! Tu nie chodzi o jak „katolick ” interpretacj
rzeczywisto ci, w takim sensie, e: skoro mamy
jaki punkt wyj cia, jak wcze niej ustalon ide ,
jakie uprzedzaj ce poj cie religijne, interpretujemy rzeczywisto jako pozytywn nawet, gdy ta
w rzeczywisto ci jest negatywna i z tego powodu
nie mo emy tego mówi wszystkim, poniewa nie
wszyscy wspó dziel z nami wiar . Inni natomiast, którzy nie maj takiego punktu wyj cia
i mog sobie pozwoli na powiedzenie, e rzeczywisto jest negatywna, czyli mog nazwa chleb
chlebem, a wino winem dlatego, e nie s zmuszeni przez ich ideologi . Nie! To jest wyzwanie: nie
chodzi o to, by „ochrzci ” rzeczywisto , ale aby
potwierdzi j w jej prawdziwej naturze. St d te
jest to naprawd weryfikacja tego, co mówimy,
poniewa , kiedy czytamy dziesi ty rozdzia Zmys u religijnego albo prze ywamy Dzie inauguracji roku, to uwa amy, i s to momenty
„wewn trzne”, dla wybranych, dla tych, którzy
w owczarni ju s przekonani, ale tego samego nie
mo emy powiedzie o rzeczywisto ci, o niej musimy mówi co innego. Teraz jednak opublikowalimy os d, w którym mówimy te same rzeczy
w odniesieniu do rzeczywisto ci: a zatem maj
one sens czy te nie maj ? Poniewa je li one nie
maj sensu, to nie ma sensu nie tylko os d wydanego dokumentu, ale nie ma sensu tak e inauguracja roku, nie ma sensu dziesi ty rozdzia Zmys u religijnego; czy to jest jasne? To jest zatem
wyzwanie, jakie ks. Giussani i Papie rzucaj
nam, to jest w a nie walka: czy os d, i rzeczywisto jest pozytywna, jest czy nie jest prawdziwy?
Czy rozumiecie, e tego nie da si rozwi za zwyczajnie poprzez nasze plotkowanie i przez sentymentalne towarzystwo, albo przez takie bycie
razem, które oszcz dza nam w a ciwego u ywania
rozumu. Nie znaczy to, e winni my to czyni indywidualistycznie; musimy sobie w tym towarzyszy , ale towarzyszy w taki sposób, by to sta o si
osobiste, ka dego z nas. W przeciwnym razie nie
zdo amy stawi czo a kryzysowi. Dlatego my niczego nie chrzcimy, w gr bowiem wchodzi potwierdzenie rzeczywisto ci w jej ostatecznej natu-
9
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
rze, dokonane przez rozum. To wszystko, co istnieje, co si wydarzy o, co Tajemnica dopu ci a,
by si wydarzy o – wszystko bowiem ma swoje
ród o w owym Ty –, przez to, e si wydarzy o,
jest prowokacj dla naszego ycia, tzn. zaproszeniem do przemiany. Jest okazj postawienia kroku
ku przeznaczeniu, jest dla nas, jest drog , narz dziem naszej w drówki, jest znakiem, powiedzmy
to: rzeczywisto jest znakiem. Taka jest ostateczna natura rzeczywisto ci, to za , co kryzys stawia
przed nami wszystkimi, jest jakim wyzwaniem
dla nas i dla innych, wyzwanie bowiem jest dla
wszystkich.
W dokumencie jest mowa o tradycji hebrajsko-chrze cija skiej, w której rzeczywisto pojmowana jest jako ostatecznie pozytywna. Czy to
oznacza, e jest co , co my „dodajemy” si naszej
tradycji? Nie! Jest natomiast tak, e nasza tradycja, nasza wiara, budz c zmys religijny, budz c
nasz rozum, nasz zdolno do trwania w rzeczywisto ci i do traktowania rzeczywisto ci zgodnie
z jej ostateczn natur , pozwala nam pojmowa
rzeczywisto jako pozytywn , w a nie dlatego, e
jest pozytywna: fakt, i wiara budzi zmys religijny pozwala nam pojmowa rzeczywisto zgodnie
z jej prawdziw natur . Ona bowiem jest pozytywna ontologicznie. Natomiast problem tkwi
w tym, e my wobec stwierdzenia: „Rzeczywisto
jest pozytywna” ulegamy pokusie jego sentymentalno-moralistycznego rozumienia, tak jakby s owo „pozytywna” mia o oznacza upragniona albo
przyjemna. A skoro istniej okoliczno ci, fakty,
które nie mog by uwa ane za upragnione czy
przyjemne, wówczas wydaje si nam, e si oszukujemy, e gramy nieczysto, mówi c, i rzeczywisto jest pozytywna. Dlaczego? Dlatego, e je li
nie dojdziemy do zauwa enia obecno ci w istniej cym li ciu, albo potraktowaniu choroby jako
obecno ci, b d widzenia czegokolwiek jako obecno ci owego Ty, które stoi u pocz tku, to nie moemy mówi , e jest pozytywna, jak mi niedawno
powiedzia jeden z przyjació , opowiadaj c o Marku Simoncelli, motocykli cie, który zgin podczas
zawodów. Wobec pewnego rodzaju artu, rzuconego przez kogo na temat zmar ego, obecna tam
siostra zakonna, zapyta a: „Czy to, e kto umar
jest nieszcz ciem, czy mo e jest szcz ciem fakt,
e kto osi gn ju met ?”. W sposobie reakcji na
jakie nieszcz cie ods ania si ca a nasza postawa. To nie jest tak, e cz owiek go pragnie – nie
znamy zamys u Bo ego – ale, czy jeste my pewni,
e on osi gn met , czy te s dzimy, e mia pecha? Je li nie mamy odpowiedzi dla Marka Simoncelli, to nie mamy te odpowiedzi ani dla nas,
ani dla naszych bliskich, ani dla naszych chorych.
Rzeczywisto jest pozytywna przez to, e jest.
Jako taka, rzeczywisto jest prowokacj , jest znakiem, a zatem okazj zmiany, obudzenia si z mojego ot pienia, jak mówi a wcze niej nasza przyjació ka nauczycielka: choroba mo e by okazj do
przebudzenia si , które przynosi nieoczekiwane,
zaskakuj ce – jak to widzieli my – owoce. Co jednak zak ada tego typu potwierdzanie rzeczywistoci? Zak ada rozum, u ywanie rozumu zgodnie
z jego prawdziw natur poznawania rzeczywisto ci w ca o ci jej czynników; prawdziwe i pe ne
u ywanie rozumu, poniewa rozum – jak sobie
mówili my – uczyniony jest po to, by ujmowa
rzeczywisto jako fakt dr cy atrakcyjno ci ,
jako prowokacja i jako zaproszenie. Jednak z powodu naszej krucho ci i wskutek uwarunkowania
kontekstem, z powodu w adzy, która nas otacza,
takie u ywanie rozumu, cz sto, jak s yszeli my
w jednym z listów, jest dla nas obce. I to jest w anie wk ad, jaki przez swoje przyj cie da nam
Chrystus. Skoro za jeste my w tej sytuacji, Chrystus sta si cz owiekiem, przybra cia o nie po to,
by zaoszcz dzi nam tej pracy rozumu, ale po to,
by sta si towarzyszem drogi, by pobudzi wszelkie mo liwo ci rozumu, aby potwierdzi rzeczywisto tak , jak jest. Kiedy ks. Giussani mówi,
e Chrystus przyszed , jak to powiedzieli my 26
stycznia, aby przebudzi zmys religijny, to
stwierdza, e przyszed po to, aby pomóc nam sta
si lud mi w taki sposób, by my mogli patrze na
rzeczywisto zgodnie z jej prawdziw natur , nie
b d c wizjonerami. Otó , je li my tak post pimy,
to b dziemy mogli rozmawia ze wszystkimi,
w przeciwnym razie b dziemy dialogowa tylko
ze swoim p pkiem we w asnym domu, gdy b dziemy si ba rozmawiania z innymi. Dlatego nie
tra my z pola widzenia, e nadal kroczymy drog
wytyczon 26 stycznia; teraz widzimy, dlaczego
tak prze ywany zmys religijny (którego wyra nym znakiem jest rozum i kolejnym znakiem jest
rzeczywisto ) jest sprawdzianem wiary, poniewa je li my wobec tych sytuacji nie prze ywamy
rzeczywisto ci w jej prawdziwej naturze, to oznacza, e wiara, nasza wiara, jak powiada ks. Giussani, pozbawiona jest zmys u religijnego, jest wia-
10
Szko a Wspólnoty z ks. Carrònem 26 X 2011
r , która nie potrafi przebudzi cz owiecze stwa.
A kogo obchodzi wiara nie b d ca w stanie obudzi cz owiecze stwa, która nie ocala cz owiecze stwa? Taka wiara, bardziej ni pomoc , staje
si przeszkod . Dlatego interesuje nas podj cie
weryfikacji tak e wobec tego dokumentu, b d cego pomocnym narz dziem do anga owania si
w rzeczywisto i dokonywanie tej e weryfikacji
nie tylko na Szkole wspólnoty, ale w a nie w rzeczywisto ci, anga uj c si ze wszystkimi w kwestii kryzysu. St d te chcieliby my wykorzysta
ten dokument w celu publicznej batalii kulturowej
CL, jako sposobu trwania w rzeczywisto ci, by zaoferowa jaki wk ad naszym kolegom, przyjacioom, aby dzieli si z nimi nadziej , która jest
w nas, nadziej , która nie mo e by rozumnie
wnoszona w ten kontekst, je li nie za pomoc w aciwie u ywanego rozumu. Nie staniemy si
wiarygodni jedynie dzi ki temu, e jeste my „pobo ni”, ale staj c si naprawd lud mi, poprzez
u ywanie rozumu, tak, jak dokona tego Papie ,
id c do Parlamentu niemieckiego, rzucaj c
wszystkim wyzwanie poprzez odmienne u ycie
rozumu. Nasz wk ad, bowiem, tylko wtedy b dzie
mia znaczenie, gdy inteligencja wiary stanie si
inteligencj rzeczywisto ci, w przeciwnym razie,
nawet je li nie po l nas do wi zienia, to i tak b dziemy osobami ma o znacz cymi dla innych ludzi. Tego rodzaju zadania nie da si zrealizowa
w krótkim okresie czasu, st d b dzie nam ono towarzyszy w kolejnych miesi cach. Ten dokument zosta pomy lany jako pomoc dla nas
samych i dla wszystkich, których spotkamy, by
odnajdywa w a ciwe racje do prze ywania kryzysu b d cego wyzwaniem do przemiany, oraz,
by wci na nowo o ywia nadziej , e nawet
w kryzysie istnieje dla ka dego jaka szansa. A t
nadziej mo emy nie tylko my, my jako chrze-
cijanie, poniewa widzicie, co si dzieje w wielu
innych ludziach. Os d zawarty w tym dokumencie jest nast puj cy: poryw [impet] kogo jednego
jest dobrem dla wszystkich, poniewa energia
ludzkiego ja nie wyczerpuje si sama w sobie, ale
buduje lud. A historia W och jest znakomitym potwierdzeniem tego, co mogli my zobaczy na wystawie 150 lat pomocniczo ci; w historii W och,
w znacznie gorszej sytuacji ni obecna, by y osoby, które si jednoczy y i które zbudowa y W ochy. Widzimy, e to by o mo liwe. To, co my proponujemy, jest jak najbardziej realistyczne,
do wiadczenie owych 150. lat pokazuje, i by o to
bardziej realistyczne ni jakakolwiek teoria. Dlatego ró ne gesty publiczne, promowane wprost
przez ruch, mog zosta z czone ze wspomnian
wystaw .
W pi tek 4 listopada odb dzie si w Mediolanie
– w Mediolanum Forum Assago – pierwsze spotkanie, maj ce na celu podzielenie si na szerszym
forum tre ci dokumentu na temat kryzysu. Niech
to b dzie tak e przyk ad dla wszystkich i sugestia
pewnej inicjatywy, do podejmowania której zach camy, by proponowa j wsz dzie, gdzie si
da. Niech to b dzie przyk ad, jak ka dy z was,
w swoich wspólnotach, móg by podobny gest zaproponowa , w sposób, który uznacie za najbardziej korzystny.
Dost pne s na App Store pliki zielonego piewnika Canti na iPhone’a, na iPoda oraz iPoda touch. Wkrótce dost pny b dzie tak e modlitewnik
„Il libro delle ore”.
Ko czymy nasze spotkanie modlitw w intencji
naszego spotkania jutro [tzn. 27 X] z Ojcem wi tym oraz w intencji spotkania w Asy u z przedstawicielami ró nych religii.
11
Przyjd Duchu wi ty, przyjd przez Maryj .

Podobne dokumenty