Z wizytą u Karla Dedeciusa. Pozdrówcie Łódź!
Transkrypt
Z wizytą u Karla Dedeciusa. Pozdrówcie Łódź!
Z wizytą u Karla Dedeciusa Pozdrówcie Łódź! Mżył ciepły, lipcowy deszczyk, kiedy szliśmy spokojną, elegancką uliczką dzielnicy Niederrad we Frankfurcie nad Menem, gdzie od wielu lat mieszka Karl Dedecius. Wczesna wizyta przed południem u najwybitniejszego tłumacza literatury polskiej XX wieku była uzgodniona od ponad miesiąca. Karl Dedecius, mimo przejścia na formalną emeryturę przed kilku laty, nieprzerwanie działa na wielu płaszczyznach promocji polskiego piśmiennictwa nad Renem i Sprewą. Dzwonimy, i po chwili w drzwiach ładnego, okolonego zadbanym ogrodem domu, staje gospodarz, zapraszając serdecznie do środka. Karl Dedecius kończy śniadanie i idziemy na pierwsze piętro, do gabinetu wielkiego polonofila. Po drodze wręczamy bukiet kwiatów, czerwono-żółtych róż, małżonce pana domu. Elvira Dedecius mówi dobrze po polsku, wita gości z Łodzi, w której się urodziła i ukończyła Gimnazjum Niemieckie. Gabinet Karla Dedeciusa, jak przystało na wieloletniego tłumacza i znawcę literatury, zapełniony jest ogromną liczbą książek, czasopism i wycinków z gazet. – Od siedmiu lat jestem pozbawiony sekretarki, muszę sam załatwiać całą korespondencję, rachunki, umowy. A przecież chcę jeszcze pisać, tłumaczyć... – mówi wybitny translator. Dowiadujemy się, że dzięki pomocy Fundacji Boscha w niedługim czasie Karl Dedecius będzie miał do dyspozycji osobę, która pomoże mu w przepisywaniu na komputerze (dotychczas sam, jak się śmieje, wystukiwał stronę za stroną własnymi „paluszkami”), w kserowaniu, w odpowiedziach na stosy listów, które nieprzerwanie – od dziesięcioleci – przychodzą z wielu stron Europy na jego ręce. Wielu pisarzy, dziennikarzy, uczonych, studentów – głównie z Polski i Niemiec – szuka u niego pomocy w naukowych sprawach, prosi o wywiad, książki, artykuły czy zdjęcie. Pytamy o obecnie prowadzone prace literackie, tłumaczeniowe, o plany na przyszłość. Karl Dedecius zawsze mawiał, że lubi „lasy mieszane”, tzn. równocześnie przygotowuje różne prace, eseistyczne, translatorskie, kilku autorów. Tak było od lat, 1 tak jest i teraz. Pokazuje nam teczki nabrzmiałe od gotowych już stronic – to materiał na dobrych kilka książek. Ale wybitny tłumacz, znany z dbałości o jakość swoich prac, wciąż cyzeluje, uzupełnia opracowane już materiały. M.in. ma bardzo zaawansowaną antologię „Moje stulecie w polskich wierszach”, a także obszerny wybór „Wiersze polskie od początków do XIX wieku”. Każdy tom będzie aopatrzony wstępem oraz niezbędnymi dla niemieckiego czytelnika przypisami. Karl Dedecius jak mało kto zna zasady marketingu, wie że książka to produkt na sprzedaż, trzeba go więc starannie przygotować. A to także jest okładka, jej format i kolor, krój czcionki itp. Dlatego też wydawnictwa Dedeciusa cieszą oko, a w księgarniach nie zagrzewają długo miejsca. Rozmawiamy o jego warsztacie translatorskim, o różnicach pomiędzy językiem polskim i niemieckim, o zasadzkach, na jakie napotyka tłumacz. Karl Dedecius raz jeszcze powtarza swoją zasadę, że „tam, gdzie tłumaczenie dosłowne psuje efekt artystyczny, trzeba użyć środków zastępczych. Takich, którymi dysponuje język niemiecki”. Znakomita jakość tłumaczeń poetów tak różnych, jak Różewicz, Herbert, Szymborska czy Miłosz pokazuje dobitnie, że potrafi on swe teoretyczne przemyślenia doskonale wykorzystać w praktyce. Nawiązujemy do kontaktów Karla Dedeciusa z polskimi twórcami, m.in. z Herbertem, Iwaszkiewiczem, Lecem. Także z badaczami polskiej kultury, np. z prof. Kazimierzem Wyką, który jako pierwszy po wojnie zaprosił młodego wówczas tłumacza do Polski. Karl Dedecius, jeden z głównych filarów dialogu niemiecko-polskiego, jest zdania, że ważna jest tutaj szczerość i uczciwość. – Pamiętam, że właśnie wtedy w roku 1959, na zjeździe w Warszawie, któryś z polskich uczestników radził mi po cichu, aby – przedstawiając się przed wygłoszeniem referatu – zataić fakt pochodzenia z Łodzi oraz udział w bitwie pod Stalingradem. Zrobiłem wprost odwrotnie, otwarcie opowiedziałem w paru zdaniach o swoich losach. Dostałem duże brawa i nie musiałem się bać w przyszłości, że ktoś odkryje coś w moim życiorysie… Wielki tłumacz opublikował w minionym roku swoje wspomnienia „Europejczyk z Łodzi”. Spotkały się one z doskonałym przyjęciem, w prasie pojawiły się bardzo liczne, życzliwe recenzje. Ta książka to nie tylko opowieść człowieka, któremu historia i życie codzienne nie skąpiły niespodzianek, to także historia spotkań i przyjaźni z wieloma sławnymi ludźmi literatury, kultury, nauki czy polityki. 2 Wiele serdecznych stron poświęca Karl Dedecius Łodzi, swojemu rodzinnemu miastu. – Cieszę się, że właśnie łodzianka tłumaczy moje wspomnienia na język polski. Dla czytelnika znad Wisły wprowadziłem pewne zmiany, np. opuściłem informacje o Piłsudskim, konieczne dla odbiorcy niemieckiego, nie znającego tak dobrze historii Polski. Na tę książkę czekaliśmy wszyscy od lat. Karl Dedecius bardzo niechętnie wspominał przeszłość, długie lata wojny i rosyjskich łagrów, skąd wrócił do Niemiec dopiero u progu 1950 r. – Przeżyłem wojnę także dlatego, że byłem muzykantem i poznałem język rosyjski. Tłumaczyłem Lermontowa i Puszkina. Ale przesłuchujący mnie ciągle oficerowie bezpieczeństwa nie chcieli wierzyć, że rosyjski poznałem dopiero w obozie jenieckim. Podejrzewali mnie o kontakty z Własowem. A ja rosyjski znałem w Łodzi tylko z piosenek, które często w domu śpiewał ojciec, będąc przez wiele lat w armii rosyjskiej podczas I wojny światowej. Był on pisarzem w wojsku, m.in. na Krymie… Rozmowa dotyka znowu współczesności, Karl Dedecius wspomina okres swojej pracy w Instytucie Kultury Polskiej w Darmstadt, kontakty z Marion hrabiną Dönhoff, wielką dziennikarką z hamburskiego tygodnika „Die Zeit”, kanclerzem Helmutem Schmidtem czy prezydentem Richardem von Weizsäckerem. Instytut był ogromnie ważną placówką kultury polskiej w Europie, szkoda, że obecnie jej profil skierowany jest ku polityce i socjologii, z oczywistą szkoda dla literatury. Ale literatura polska w Niemczech w dalszym ciągu odnosi sukcesy, w księgarniach można otrzymać spory zestaw rodzimych tytułów, m.in. prozy piszących pań, Stasiuka, Kapuścińskiego. Sam Karl Dedecius przygotowuje bardzo ciekawą pozycję: prowadzona od wielu lat korespondencja z najwybitniejszymi pisarzami współczesnymi ma ukazać się w przekładzie na język niemiecki. Dla rozrywki, ale także jako integralną część do jednej z planowanych antologii, przekłada polskich twórców piszących po łacinie, głównie tych z XVII w., kiedy to polska literatura łacińska znana była i ceniona na wielu europejskich dworach. – Wielkim patronem kultury, także tej łacińskiej, był Decjusz, uczony mąż z Krakowa – mówi tłumacz. – Swego czasu pomogłem w zdobyciu środków 3 finansowych do renowacji dworu w Woli Justowskiej, który był jednym z ważnych ośrodków nauki i kultury. I znowu ogarnia nas współczesność. Podziwiamy korespondencję od Wisławy Szymborskiej, zawsze urozmaiconą collage’ami z dawnej prasy, każdorazowo naklejonymi na listy. – To wielka poetka, ale jakże trudna do tłumaczenia – zauważa Karl Dedecius. Na biurku wielkiego tłumacza leżą zaczęte artykuły, tłumaczenia, książki założone papierkiem. Piętrzą się listy czekające na odpowiedzi. Nie chcemy nadużywać uprzejmości. I tak wizyta trwała długo, niemal dwie godziny. Zdawało się nam, że o wiele krócej. Ale to zasługa Karla Dedeciusa, który o ważnych, mądrych rzeczach potrafi mówić prosto i zrozumiale. I niezwykle ciekawie. Oglądamy jeszcze liczne zdjęcia zdobiące pokoje jego willi Karla – są na nich polscy pisarze, znane twarze z niemieckiej sceny kulturalnej i politycznej. A nade wszystko wyróżniają się zdjęcia rodzinne, tak drogie mieszkańcom tego domu. Zwracają uwagę m.in. portrety pięciu wnuczek Karla Dedeciusa. – Zawsze byłem otoczony kobietami – śmieje się tłumacz. Frankfurcki dom Karla Dedeciusa ciągle jest magnesem przyciągającym nie tylko wielbicieli literatury polskiej, ale także i kunsztu translatorskiego jego gospodarza. Wielki humanista XX wieku, wybitny znawca kultury polskiej i kongenialny tłumacz jest uroczym i jakże skromnym człowiekiem. Być gościem takiej osobowości, to przeżycie, które się pamięta przez długie lata. – Pozdrówcie Łódź! – woła jeszcze Karl Dedecius i macha nam na pożegnanie ręką. KRZYSZTOF A. KUCZYŃSKI ERNEST KUCZYŃSKI 4