View - Nazaretanki

Transkrypt

View - Nazaretanki
Zaczęło się od karmelków śmietankowych, a skończyło się na ...
czekoladzie !
W 1851 Karol Ernest Wedel założył swój własny warsztat
cukierniczy przy ul. Miodowej 12 (róg ul. Kapitulnej
w kamienicy Hryniewicza) naprzeciwko Kościoła Kapucynów.
Sprzedawał w nim ciasta własnego wyrobu, torty, cukierki,
a także późniejszą chlubę Wedla – czekoladę zazwyczaj
do picia. Dziennie wypijano jej około 500 filiżanek.
Pierwszym wyrobem były karmelki śmietankowe, które reklamowane były w „Kurierze
Warszawskim” :
„Zupełnie nowy i szczególny utwór cukierniczy, a nade wszystko wyborny środek leczniczy
i łagodzący wszelkie cierpienia piersiowe, nader skuteczny na słabości te w miesiącach
wiosennych, a nawet dla nie cierpiących i zwolenników delikatnego smaku – bardzo
przyjemny wyrób”.
Kolejnym właścicielem zakładu był syn Karola, Emil. Otrzymał on zakład w spadku i był
jego prawowitym właścicielem od 1864 roku.
Nieco po 1879 roku, otwarty został sklep fabryczny na rogu ul. Szpitalnej i ul. Górskiego.
Przy tym powstał również istniejący do dziś salonik – pijalnia czekolady. Jarosław
Iwaszkiewicz pisał o sklepie tak :
„ (…) Na ladach wznosiły się stosy czekoladek i cukierków […], fascynujące kawałki
złotego ananasa […], były białe pomadki […] wreszcie – wspaniałe, niezapomniane, atłasowe
bombonierki, które wydawały mi się największymi cudami sztuki”.
Sklep składał ( i nadal składa ) się z dwóch sal z licznymi złoceniami i ozdobami.
Oprócz czekoladek, tortów, kakao i cukierków, przed świętami można było zaopatrzyć
się w tradycyjne delicje. Na Wielkanoc były mazurki, baranki, lukier w słoikach, skórka
pomarańczowa, kolorowy maczek, cukrowe owoce i kwiaty do dekoracji ciast.
Przed Bożym Narodzeniem najlepiej sprzedawały się masa orzechowa i migdałowa,
którymi przekładano strucle, marcepanowe owoce na choinkę i najróżniejsze figurki
czekoladowe.
Na początku istnienia fabryki, bywali tu niemalże codziennie Henryk Sienkiewicz
i Bolesław Prus.
Po odzyskaniu Niepodległości, otwierano w Polsce coraz więcej salonów Wedla.
Zapotrzebowanie na Polską czekoladę rosło, i wkrótce cukiernia założyła filię w Paryżu.
Towar był dostarczany tam własnym samolotem.
Do prowadzenia cukierni włączył się trzeci z rodu Jan. On właśnie rozpoczął w 1927 roku
budowę fabryki przy ul. Zamoyskiego w Warszawie.
Od zawsze firma Wedel przywiązywała wielką wagę do opakowań wyrobów, które firma
sama produkowała. Projekty pudełek, nawet tych najmniejszych, powierzana była artystom
plastykom.
Już w 1929 roku na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu, firma E. Wedel
otrzymała nagrodę Grand Prix za najwyższą jakość wyrobów.
Międzynarodowa kawiarnia w domu „na pięciu rogach”
Kawiarnia w domu „na pięciu rogach”, która od 1906 roku była własnością Karola
Briesemeistra. Nie był Szwajcarem, lecz Francuzem z Alzacji, a tajniki sztuki cukierniczej
poznał w Szwajcarii.
W kawiarni goście siadali na kanapkach, krzesłach krytych pluszem, najważniejszy był
jednak bufet, w którym eksponowane były wyroby cukiernicze. Lokal składał się z kilku sal,
była m.in. oddzielna salka dla pań.
Goście mogli przeczytać w „Szwajcarskiej” pisma i dzienniki krajowe oraz zagraniczne:
francuskie, niemieckie, włoskie, angielskie i rosyjskie. Nad cukiernią znajdowało się wiele
lokali zajmowanych przez różne koncerny prasowe. Dlatego też powoli, „Szwajcarska” stała
się miejscem dziennikarskich posiedzeń, giełd wiadomości, plotek i dowcipów obiegających
całą Warszawę. Bywalcami jednak nie byli tylko dziennikarze. Można było spotkać tu wielu
literatów (m.in. Kazimierza Przerwę-Tetmajer, Andrzeja Strug), plastyków, znanych
adwokatów, lekarzy i polityków.
We wrześniu ’39 roku, obrzucona bombami , cukiernia spłonęła.
Kawiarnia rosyjskich bogaczy, ale przede wszystkim Kornela
Makuszyńskiego
Powstała ona w latach międzywojennych przy ul. Nowy Świat 64. Zbierali się
tu głównie artyści aktorzy i literaci z Kornelem Makuszyńskim na czele. Bywali tu również
Skamandryci o których wspomnimy na kolejnych stronach naszego albumu. Można było
spotkać wielu Rosjan, zapraszanych przez futurystę Aleksandra Wat’a, który utrzymywał
wówczas zażyłe stosunki z ambasadą sowiecką. Knajpa nie należała ani do najtańszych
ani do najdroższych. „Przyjeżdżający wówczas Rosjanie to byli ludzie bardzo bogaci
w porównaniu z Polakami. Mieli dolary.” – wspomnienia A. Wat’a w Moim wieku.