Przy wigilijnym stole

Transkrypt

Przy wigilijnym stole
Przy wigilijnym stole
Utworzono: czwartek, 09 listopada 2006
Przy wigilijnym stole
Na co dzień zajmują się gospodarką, finansami, polityką. Na pierwszych stronach gazet pojawiają
się dużo rzadziej niż ich koledzy, jednak, aby osiągnąć swoją zawodową pozycję, często musiały
przebić się przez szklany sufit. Chociaż to właśnie panie reprezentują obecnie nasz region na
najwyższych szczeblach władzy, prof. Marek Szczepański z Uniwersytetu Śląskiego uważa, że
kobiet na wysokich stanowiskach jest wciąż za mało.
Wprawdzie w ciągu ostatnich 20 lat obserwujemy przyrost liczby kobiet pełniących eksponowane funkcje, jednak tempo tych zmian
jest nadal niezadowalające. Kobiety, mimo iż są lepiej wykształcone niż mężczyźni, zajmując te same stanowiska i mając
porównywalny staż pracy, zarabiają nawet 20 proc. mniej niż panowie – komentuje profesor.
Przed świętami, na rozmowę z „Trybuną Górniczą”, dotyczącą tradycji świątecznych w swoich domach, dały się namówić kobiety
„rządzące Śląskiem”: Joanna Strzelec-Łobodzińska, Krystyna Bochenek, Małgorzata Mańka-Szulik, Joanna Schmid i Ewa
Malek-Piotrowska. Wszystkie panie, niemal do ostatniej chwili przed świętami, zajęte były obowiązkami służbowymi. Wszystkie, nie
tylko z okazji świąt, chciałyby znaleźć więcej czasu dla najbliższych.
Co roku pasterka
Popisowym wigilijnym daniem Joanny Strzelec-Łobodzińskiej, wiceminister gospodarki, jest zupa grzybowa z własnoręcznie
robionym makaronem. Zawsze na stole pojawia się karp, czasem jakaś inna ryba, kluski z makiem, kapusta z grochem oraz
kompot z suszonych owoców, do którego dodaje się figi. Obok innych świątecznych ciast pani minister piecze makowiec na
kruchym cieście, z ozdobną krateczką na wierzchu. Do stołu, nakrytego białym obrusem, siada się wraz z pierwszą gwiazdką,
także gwiazdka przynosi wszystkim domownikom, nie tylko dzieciom, świąteczne prezenty. Pod obrus wkłada się sianko i drobne
monety, żeby wszystkim szczęściło się w nadchodzącym roku, a opłatek ułożony jest na specjalnym talerzyku w kształcie gwiazdki.
Żywa jest także tradycja śpiewania kolęd.
– Ozdoby choinkowe to moja słabość – zdradza pani minister. Wprawdzie w naszej domowej kolekcji są choinkowe precjoza
pochodzące nawet sprzed wojny, ale co roku nie mogę się powstrzymać, żeby jakichś nowych ozdób nie dokupić.
Pani Joanna z nostalgią wspomina czasy, gdy jako dziecko wraz z babcią wykonywała ozdoby choinkowe ze słomek, bibułek i
sreberek, wiele z nich zachowała do dzisiaj.
– Nie pamiętam, żebym kiedyś nie była na pasterce, choć do kościoła jest ponad kilometr i kiedy byłam dzieckiem dotarcie na
nabożeństwo bywało problematyczne. Ale to był cały urok tego wyjątkowego wieczoru, z każdego z domów wychodzili sąsiedzi, nie
czuło się tego, że jest ciemno, zimno i daleko – wspomina.
Książka dla każdego
Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza, opowiada, że święta w jej domu są bardzo tradycyjne, jak chyba w większości
polskich, a na pewno śląskich, domów. Na ten moment cała rodzina przygotowuje się bardzo intensywnie. – Ja zawsze aktywnie
pracowałam, a jest nas spora gromadka, więc obowiązki trzeba było dzielić. W Wigilię ja zaszywam się na cały dzień w kuchni,
resztę obowiązków powierzając dzieciom. W tym roku do stołu zasiądzie osiem osób. Jak zwykle będzie z nami moja mama, a po
raz pierwszy moja synowa – wylicza pani prezydent.
Święta od lat spędza się w domu. Zawsze jest ogień na kominku, kolędy i najbardziej wzruszający moment zasiadania do stołu. Na
stół trafia barszcz ukraiński – to potrawa wymagająca sporego zachodu, więc na co dzień nie ma czasu na jej przygotowanie.
Zawsze są też makówki, moczka i karp. Prezenty pod choinką są bardzo osobiste, a jako że rodzina jest bardzo muzykalna,
upominki trafiają także w muzyczne gusta. Oprócz innych drobiazgów, pod choinką obowiązkowo znajdują się książki dla każdego.
Gorąca woda do pierogów
Ewa Malek-Piotrowska, wiceprezes Kompanii Węglowej ds. finansowych, od lat urządza wieczerzę wigilijną we własnym domu.
Przy świątecznym stole wraz z nią zasiądzie sześć osób: życiowy partner, ich córki i przyszywana ciocia, która uważana jest za
członka rodziny.
– Jestem z pochodzenia łodzianką, więc w czasie świąt zderzam ze sobą dwie tradycje – tę wyniesioną z domu rodzinnego i tę,
której nauczyłam się na Śląsku. Na naszym świątecznym stole pojawia się na przykład moczka i makówki, których jednak
własnoręcznie nie robię – opowiada pani prezes.
Kiedyś Wigilia u Ewy Malek-Piotrowskiej rozpoczynała się od trzech zup. Oprócz barszczu z własnoręcznie klejonymi uszkami i
grzybowej z łazankami serwowano także żurek. Od jakiegoś czasu rodzina zrezygnowała z żurku, za to zarówno uszka do
barszczu, jak i pierogi, udają się nadal znakomicie. Gospodyni podczas przygotowań kieruje się radą mamy, żeby do zagniatanego
ciasta dodawać gorącej wody i odrobinę oliwy.
Obowiązkowym punktem menu jest pieczony karp. Przygotowanie potrawy trzeba rozpocząć dzień wcześniej: posoloną i
pozbawioną największych ości rybę przekłada się warstwami cebuli i cytryny i zostawia na kilka godzin w lodówce. Potem
wystarczy tylko dodać przyprawy i piec przez około 20 minut na maśle. Co roku na stole, oprócz tradycyjnych pierogów z kapustą i
grzybami oraz kapusty z grochem, pojawia się jakaś specjalnie wymyślona potrawa. Zawsze są też śledzie i to aż trzy rodzaje: w
zalewie octowej, w oleju i z czosnkiem.
Z dzieciństwa pani Ewa pamięta, że największą radość sprawiało jej, gdy po przebudzeniu w wigilijny ranek przekonywała się, że
ustrojona choinka już na nią czeka. Ten zwyczaj przez lata kultywowała we własnym domu. W tym roku choinka – obowiązkowo
prawdziwa – ubrana zostanie w brązowo-złotej tonacji z dużą ilością ozdób z naturalnych tworzyw: drewna i słomy.
– Jako dziecko, wraz z tatą, robiłam ozdoby choinkowe z cieniutkiej bibułki. Naszym popisowym dziełem były papierowe jeżyki –
wspomina.
Z rodzinnej tradycji przejęła też inne zwyczaje: umieszczanie pod obrusem siana, dbanie, by przy każdym z zasiadających przy
stole znalazły się drobne pieniążki na znak pomyślności oraz zwyczaj, że od wieczerzy wigilijnej nie powinno się wstawać.
– To jest zawsze problem organizacyjny, jak poradzić sobie z podaniem wszystkich potraw, więc obok stołu stawiam mały stolik
żeby mieć wszystko pod ręką – zdradza pani prezes.
Jemioła pod sufitem
Z Joanną Schmid, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa, udaje mi się porozmawiać po południu, w trakcie
króciutkiej przerwy w pracy. – Nie ma dla mnie drugiego tak ważnego dnia w roku, jak Wigilia. To dzień uroczysty i wyjątkowy, który
zmusza do osobistych refleksji, wspomnień i zadumy – opowiada pani minister. – Niesłychanie ważna jest dla mnie atmosfera
świąt. Odbieram ją wszystkimi zmysłami, bowiem święta mają niepowtarzalny zapach i smak. Najważniejsza jest jednak obecność
wszystkich bliskich mi ludzi.
Joanna Schmid nie występowała jeszcze w roli pani domu, odpowiedzialnej za przygotowanie wieczerzy wigilijnej. Co roku spędza
ten wieczór gościnnie u swoich rodziców lub rodziców męża. W obu domach gra się na instrumentach, śpiewa kolędy, jest
prawdziwa choinka. U rodziców, których dom jest udekorowany ozdobami i jemiołą, na stole pojawia się barszcz z uszkami, karp,
chleb, kapusta z grzybami, makówki i pierogi. U teściów podawana jest przecierana grochówka z grzankami. To tradycyjna wigilijna
potrawa z Wielkopolski, skąd pochodzi mama męża. Kolejną potrawą jest zupa rybna. Karpia podaje się natomiast z ziemniakami i
z kapustą z grzybami. Na deser kompot z suszonych owoców – zazwyczaj śliwek – i makówki.
– Przy stole zostawia się zawsze wolne miejsce. Pod choinką przygotowane są prezenty, u moich rodziców kolorowe pakunki
chowa się dodatkowo do poszewek na bieliznę. Dawniej chodziliśmy na pasterkę każdego roku, od kilku lat zrezygnowaliśmy z
tego zwyczaju ze względu na syna. Czekamy aż podrośnie, wtedy przekażemy mu tę tradycję.
Dwie Wigilie, dwie tradycje
Krystyna Bochenek, wicemarszałek Senatu opowiada, że jej wieczór wigilijny skupia w sobie dwie tradycje. Z pierwszą gwiazdką
zasiada się do stołu w domu mamy pani senator, od wojny mieszkającej na Śląsku, ale pochodzącej z Warszawy. Kuchnia jest tu
znacznie lżejsza niż ta klasyczna, śląska. Jedną z potraw, za którą przepada cała rodzina, jest szary sos przygotowywany na
cukrze, podawany do łazanek i ryby. Rodzina przepada za nim do tego stopnia, że dodaje go nawet do kwaśnej kapusty. Podaje
się też rybę w galarecie, a zupa grzybowa to czysty, niezabielony wywar. Prezenty rozdaje się przed wieczerzą i można wstawać
od stołu.
– Druga śląska wigilia przygotowywana jest przez moją teściową. Jestem dojrzałą osobą, a nigdy nie robiłam wigilii we własnym
domu. Rewanżuję się mamom w pierwszy i drugi dzień świąt, goszcząc wszystkich bliskich u siebie – opowiada Krystyna
Bochenek.
W tym śląskim domu wszystkie potrawy znajdują się na stole, od którego nie można wstać pod żadnym pozorem. Jest zupa rybna i
makówki. Pani senator mówi, że smak makówek, które uwielbia, poznała w domu swojego męża.
– Raz zdarzyło się nam wyjechać na świąteczne wczasy i spędzać wigilię poza rodzinnym domem i wszyscy byli nieszczęśliwi –
zwierza się. Zdarzały się lata, gdy mąż pani Krystyny – prof. Andrzej Bochenek – dyżurował w szpitalu, ale nawet wówczas, choć w
pośpiechu, wszyscy spotykali się przy stole, żeby podzielić się opłatkiem.
Anna Zych