Pobierz w pdf - CzytajZaFree

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFree
Demoniczne wakacje
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
DeyFearain
Rok dwutysięczny siódmy był jednym z najdziwniejszych okresów mojego życia. Wtedy to
zaczęły się dziać rzeczy, których do dziś nie umiem wytłumaczyć, a które wciąż ścigają
mnie jak cień nocną porą. Teraz, gdy o tym rozmyślam, widzę wyraźnie, że wszelkie znaki
na niebie i ziemi zwiastowały owe niezwykłe zdarzenia, jednak ja w porę nie potrafiłam ich
dostrzec. Postaram się nieco przybliżyć najważniejsze wydarzenia, które miały wtedy
miejsce…
Rzecz miała miejsce w wakacje wspomnianego przeze mnie roku pańskiego,
dwutysięcznego siódmego. Było to wyjątkowo gorące lato. Słońce roztapiało nawet pomniki
górujące na placu przed ratuszem. Ostatnie dni lipca przyniosły niezwykłe wieści o
lądowaniu niezidentyfikowanego obiektu latającego na polu kukurydzy, niedaleko miasta.
Niestety nie udało się go odnaleźć, ale wszyscy podejrzewali, że przybysze z kosmosu są
wśród nas! W tym samym czasie, moja droga ciotka, Adolfina, zapoznała niezwykle
przystojnego i czarującego mężczyznę o równie niezwykłym nazwisku – Marian Józef
Rousseau. Gdy tylko go zobaczyłam, postanowiłam mu nie ufać. Zaiste wyglądał on bardzo
podejrzanie, gdyż nie rozstawał się z ciemnymi okularami znanej marki oraz lnianymi,
różowymi rękawiczkami. Moja rodzina nie była przeciwna, gdy Rousseau niespodziewanie
poprosił ciotkę Adolfinę o rękę. Do czasu!
Pamiętam jak dziś, gdy pewnego chłodnego poranka wybrałam się do sklepu, aby zakupić
chleb, bułki oraz dwa pomidory na śniadanie. Przez czysty przypadek zauważyłam, jak
Marian Józef udaje się do domu pewnej rozwiązłej kobiety – Lilianny Maj. Postanowiłam go
śledzić, gdyż, jak już wspomniałam, nie ufałam mu od samego początku. Ta wizyta byłaby
niezbitym dowodem na to, że Marian Józef nie zasługuje na miłość mojej ciotki, Adolfiny.
Gdy tylko wszedł do środka, ja wślizgnęłam się na podwórze panny Maj i przez brudne okno
zajrzałam do wnętrza jej domu. Ujrzałam tam przedziwne zjawisko! Marian Józef, niczym
żuk, zrzucił ludzką skórę! Moim oczom ukazał się iście makabryczny widok! Marian Józef
Rousseau okazał się być kosmitą! Przerażona tym odkryciem nie zdążyłam nawet zrobić mu
zdjęcia. Ręce drżały mi tak bardzo, że nie potrafiłam utrzymać telefonu komórkowego.
Rousseau tak naprawdę był poczwarą o dziesięciu oczach, rozmieszczonych systematycznie
wokół krowiego łba. Uszu nie widziałam, a zamiast nosa widniała jedna, czarna dziura. Całe
jego oblicze było niewiarygodnie szpetne i przerażające zarazem. Reszta ciała kosmicznego
przybysza prezentowała się równie strasznie. Liczba jego kończyn wydawała się znacznie
przekraczać cztery. Zamiast włosów Rousseau miał na głowie nieznaną mi roślinę, która ku
mojemu zdziwieniu rozmawiała przez telefon satelitarny! Uciekłam stamtąd czym prędzej,
ale na moje nieszczęście poczwara zauważyła moją obecność. Monstrum tryumfalnie
Strona: 1/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
stwierdziło, że nie mam dowodów na to, że jest kosmitą. Upierał się, że może przybrać
każdą postać, a moje oskarżenia zostaną potraktowane jako majaczenie osoby cierpiącej na
zaburzenia psychiczne. Co więcej, zagroził, że jeśli skalam jego dobre imię, on wyssie mózgi
całej mojej rodzinie, a nie tylko ciotce Adolfinie, jak przedtem zamierzał. Przerażona
widmem katastrofy postanowiłam działać, mimo grożącego mi niebezpieczeństwa ze strony
kosmicznej kreatury. Wiedząc, że Rousseau wyspowiadał się przed ślubem u miejscowego
proboszcza, księdza Stefana, zatrudniłam się na plebanii jako ogrodniczka. Zrobiłam to,
gdyż wiedziałam, że ksiądz ten prowadzi pamiętniki ze spowiedzi. Poza tym ufałam, że w
papierach przyszłego pana młodego odnajdę obciążające go dowody.
Mój pierwszy dzień pracy u księdza przebiegł pomyślnie, choć nie obyło się bez pewnych
komplikacji. Już wstępna rozmowa z proboszczem okazała się ryzykownym
przedsięwzięciem. Przytoczę teraz jej fragment oraz zdarzenia, które nastąpiły po tej
wymianie zdań:
- To wspaniale, że zechciałaś się podjąć pracy przy moim ogrodzie! – rzekł uradowany
ksiądz, przebierając się w ornat do mszy świętej. Zaznaczę, że chcąc nie chcąc,
wykonywałam też robotę ministrantów. – Piękne kwiaty w ogrodzie zostały niestety
zniszczone przez moje czarne kozy! – dodał ksiądz i posmutniał nagle.
- Wiedziałam, że przydam się na coś! – powiedziałam z entuzjazmem. – Przeczytałam aż
trzy poradniki dotyczące pielęgnacji roślin!
- To bardzo dobrze. – rzekł ksiądz. – Podaj mi dziecko stułę.
Spełniając prośbę proboszcza, dostrzegłam ze zgrozą, że w lustrze wiszącym naprzeciwko
nas, nie obija się sylwetka księdza. Lepszego dowodu na demoniczne pochodzenie tej
istoty nie było trzeba! Zastanawiałam się, co zrobił z prawdziwym księdzem. Obawiałam się
najgorszego! Zachowałam jednak zimną krew i nie dałam po sobie poznać, jakiego odkrycia
właśnie dokonałam.
Nie czekając na rozwój wydarzeń, ciemną nocą zakradłam się na plebanię. Ksiądz
proboszcz znany był ze swojego niewzruszonego snu, ufałam więc, że demon uczyni to
samo, by odpowiednio wczuć się w rolę duchownego. Wcześniej dowiedziałam się, że w
dużej, trzydrzwiowej szafie składał on swoje pamiętniki i dokumenty różnej maści. Gdy
otworzyłam drzwi do pokoju księdza Stefana, zobaczyłam rzecz równie niezwykłą jak
przeobrażenie Rousseau. Oto przez środek pokoju przepłynęła miękko dębowa trumna.
Chwile później wniknęła w ścianę. Przez chwilę wpatrywałam się w ciemność, próbując się
zastanowić, czy to zjawisko rzeczywiście miało miejsce. Starając się o tym nie myśleć,
zabrałam się za przeszukiwanie szafy proboszcza. Bez trudu odnalazłam dokumenty
Rousseau. Jako miejsce swojego urodzenia podał nieznaną planetę, której nazwy nie umiem
nawet zapisać. Data urodzin kosmity była równie intrygująca. Właśnie miałam sięgnąć po
jeden z kajetów księdza, opatrzony napisem „Pamiętniki 2007”, gdy trumna dębowa znów
przepłynęła przez pokój. Tym razem jednak zatrzymała się wpół drogi. Wieko otwarło się ze
zgrzytem i wypełznął z niej blady jak kreda truposz. W przeraźliwie chudej dłoni dzierżył
pilota od telewizora oraz jasne kości do gry. Zauważyłam też, że odziany był w białą,
zwiewną szatę.
- Nie otwieraj tego, to zabija. – przemówił do mnie umarły. Głos jego brzmiał tak
przeraźliwie, jak gdyby ktoś spadał ze schodów.
- Ja… Tylko szukałam… mojego kota… - powiedziałam, natychmiast odrzucając pamiętnik
Strona: 2/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
proboszcza. Słowa truposza przestraszyły mnie nie na żarty. Być może z tego powodu moja
wypowiedź nie miała żadnego sensu.
- Którego kota? – dopytywała się zjawa, wyraźnie zdezorientowana.
- Nie wiem. Czarnego?
- Tu jest trzynaście czarnych kotów. – rzekł tonem znawcy.
- Co tu się dzieje, do diaska? – z wrażenia aż przeklęłam.
- Ta plebania jest nawiedzona. – wyjawił mi boleśnie truposz. Wypowiedział te słowa tak
cicho, że musiałam pochylić się w jego stronę, by cokolwiek usłyszeć. Jak na zawołanie
rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę łóżka, w którym demoniczny ksiądz wciąż spał
kamiennym snem.
- Kim ty jesteś? – zapytałam w końcu, nawet nie próbując ukryć swojej rosnącej
ciekawości.
- Duchem. – odrzekł.
- Nie o to pytałam!
- Żyłem z wami, cierpiałem z wami…
- Tracę cierpliwość! – przerwałam mu natychmiast. – Czego tu szukasz, istoto z zaświatów?
– rzuciłam cytatem, zasłyszanym z filmu.
- Ja tu tylko straszę. – żachnął się duch. – Jam jest Marcel z Wołoszy! Przed laty użyłem
nieopatrznie czarnej magii bez licencji i oto są tego skutki! Zostałem skazany na wieczne
tułanie się po tej plebanii i latanie w dębowej trumnie w pokoju proboszcza.
Wysłuchałam jego tragicznej historii, ale nie mając czasu na dłuższą rozmowę z duchem i
postanowiłam ulotnić się jak najprędzej. Chciałam dostarczyć ciotce Aldonie dokumenty,
które znalazłam w szafie księdza, a które obciążały jej nieskazitelnego jak śnieg
narzeczonego. Duch jednak powstrzymał mnie tymi słowami:
- Kto stąd wyjdzie po ujrzeniu ducha Marcela z Wołoszy, ten nigdy nie zazna spokoju!
Musisz mi pomóc przedostać się do nieba!
- Czego więc żądasz? – zapytałam zrezygnowana. Nie miałam zamiaru mu pomagać, ale
nie widziałam innego wyjścia, jak tylko wysłuchać ową zjawę.
Marcel wyjawił mi, że aby uwolnić jego umęczoną duszę, należy wykonać tajemny rytuał i
pokonać złe moce, które opanowały nieszczęsną plebanię. Powiedziałam mu wprost, że nie
mam na to ani czasu, ani ochoty. Zmartwił się słysząc te słowa, ale ja pozostałam
niewzruszona. Wyszłam pospiesznie z plebanii, nie czekając na odpowiedź ducha. To był
mój błąd! Wkrótce potem spotkała mnie seria nieszczęść, które z pewnością nie były
przypadkiem! W ciągu kilku dni zdążyłam aż trzy razy spaść z wysokich schodów, spóźnić
się na ważne spotkanie, wylać na siebie gorącą jeszcze zupę i stracić posadę ogrodniczki u
księdza proboszcza! W końcu postanowiłam pomóc umęczonej duszy Marcela z Wołoszy.
Duch objaśnił mi w krótkiej instrukcji, co mam uczynić. Moje zadanie polegało na pokonaniu
złowrogich sił nadprzyrodzonych, które opanowały plebanię. Musiałam też dowiedzieć się,
Strona: 3/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
co się stało z prawdziwym proboszczem.
Pięć minut po północy udałam się do sali katechetycznej, która mieściła się na plebanii.
Marcel z Wołoszy twierdził, że dzisiejszej nocy miały się tam odbywać makabryczne rytuały,
które przeprowadzał demon podszywający się pod księdza proboszcza. Towarzyszył mu
jego wierny sługa Gwidon, udający ministranta. Dziesięć minut później siedziałam już ukryta
za półkami z literaturą traktującą o świętych. Uważnie obserwowałam poczynania tych
złowrogich i nieziemskich istot. Przy wiszącej na ścianie tablicy, Gwidon ustawił ogromny,
lśniący kocioł, który napełnił nieznanym mi płynem. Intensywny zapach rozniósł się po całej
sali. Demon natomiast zapalił wielką świecę, która rozbłysła dziwnym, trupim blaskiem.
- Już czas! – rzekł nagle, wzbudzając moje przerażenie.
- Stój, demonie! – zakrzyknęłam, wychodząc z ukrycia. Uzbrojona byłam w kołek osinowy,
girlandy z czosnku oraz krucyfiks.
Demon wybuchnął złym śmiechem. W zupełności nie wyglądał, by bał się choć trochę
mojej osoby.
- Za późno! Dziś wypełni się przepowiednia z dawnych lat! Uwolnię mych braci i siostry –
złowrogie i rządne krwi demony. Wydostaną się one na ten świat z magicznego przejścia,
które utworzę w trzydrzwiowej szafie, znajdującej się w pokoju prawdziwego księdza!
Na to nie mogłam pozwolić!
- Strzeż się krucyfiksu! – krzyknęłam.
- Krucyfiksu? – zadrwił demon. – Przecież ukryłem się na plebani w przebraniu księdza
proboszcza! Ja się krucyfiksu nie boję!
Cofnęłam się, jakby ktoś zadał mi cios w twarz. Tego nie przewidziałam! Nagle moim
oczom ukazał się ni to człowiek, ni to zwierz! Oto demon postanowił odrzucić ludzkie
przebranie i stanął teraz w całej swojej okazałości na środku sali katechetycznej. Zębaty
stwór z językiem żmii i uszami królika natychmiast zaczął mieszać w kotle, przygotowanym
przez swego poplecznika. Fałszywy ministrant, Gwidon, bez słów zabrał się za pomaganie
mu. Marcel wytłumaczył mi, że był to pomniejszy demon, Gwidonius Martonius Donaldus
Kwestorus. Wydawał przy tym dźwięki, których przytoczyć nie potrafię.
Demon o króliczych uszach pobladł nagle i rzekł uroczyście:
- Dziś nadeszła wiekopomna chwila! Zawładniemy całym światem, poczynając od tej
plebanii!
Wtem ze wszystkich stron poczęły pojawiać się demoniczne kształty. Istoty te
wyposażone były w długie, ostre zęby i wielkie szpony, którymi z łatwością mogłyby kogoś
zranić. Kątem oka zauważyłam również, że demon podszywający się pod księdza oraz
Gwidon posiadali identyczne zębiska! Zarówno podręcznik wojownika, jak i Marcel
ostrzegał mnie, że są to wampiry! Teraz stało się jasne, dlaczego ksiądz proboszcz jak ognia
unikał światła słonecznego!
Walka rozpoczęła się zaraz po tym, jak cisnęłam w demona jedną z książek, stojących na
półce za mną. Rozzłościłam go tym jeszcze bardziej. Fałszywy proboszcz próbował
wszystkiego, aby mnie pokonać. Śpiewał niemieckie piosenki popowe, ukazywał mi
Strona: 4/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
apokaliptyczną wizję świata, stawał na głowie, a nawet posunął się do tego, by streścić mi
szczegółowe losy bohaterów „Mody na sukces”. Nie dałam się tak łatwo zastraszyć i
zachowałam zimną krew. Niestety, wszystkie metody, których sama próbowałam zawiodły –
girlandy z czosnku pożarł ze smakiem Gwidonius. Proboszcz natomiast nie lękał się
krucyfiksu. Gdy próbowałam ratować się starym sposobem z lewą skarpetą, okazało się, że
Gwidonius nosił pończochy. Cóż, zawsze go o to podejrzewałam o te skłonności! W końcu
nie bez przyczyny robił sobie co trzy miesiące makijaż permanentny! W końcu skończyły mi
się pomysły i rzuciłam się do ucieczki.
Demon jednak schwytał mnie i postanowił rozprawić się ze mną poprzez zamknięcie w
piwnicy. Ostatkiem sił wyswobodziłam się z jego śmiertelnego uścisku i pobiegłam do
kościoła. Wampiry podążyły za mną. Szczęśliwym trafem nie zauważyły one, że słońce
zaczynało już wschodzić! Demony porażone jasnym blaskiem promieni zawyły głośno i na
moich oczach przeobraziły się w kupkę popiołu. Stałam przez chwilę bez ruchu, rozmyślając
o nocnych wydarzeniach. Nie mogłam uwierzyć, że walka z siłami zła dobiegła końca. Wtem
pojawił się Marcel z Wołoszy. Podziękował mi gorąco za moje poświęcenie. Nareszcie mógł
opuścić ten ziemski świat i udać się na wieczny spoczynek. Podarował mi także klucz do
piwnicy. Nie czekając na wyjaśnienia natychmiast się tam udałam. Okazało się, że
prawdziwy ksiądz proboszcz został uwięziony w lochach pod plebanią. Demon
przetrzymywał go tutaj przez cztery tygodnie o chlebie i wodzie! Uwolniony ksiądz Stefan
postanowił pomóc mi w udowodnieniu ciotce prawdziwego pochodzenia Mariana Józefa
Rousseau. Wspólnymi siłami udało nam się uratować ciotkę Adolfinę przed samobójczym
zamążpójściem. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze, gdyż Marian Józef Rousseau (a
tak naprawdę Jowik Olem 205381) odleciał pokonany na swą nieznaną nam planetę,
zostawiając nas w spokoju.
Tak oto przedstawia się moja niezwykła historia. Do dziś cierpię na nerwicę pourazową,
która jest pamiątką po niezwykłej i niebezpiecznej walce z demonicznymi siłami, które
niegdyś opanowały plebanię. Takich wakacji nikomu nie polecam!
Strona: 5/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty