Moja przygoda ze zwierzątkiem domowym

Transkrypt

Moja przygoda ze zwierzątkiem domowym
Moja przygoda ze zwierzątkiem domowym
Tak jak każdego dnia w drodze do szkoły zaszłam po moją przyjaciółkę,
Gabrysię. To był zwyczajny poniedziałek. Ta sama trasa. Z tą samą koleżanką. Jednak
tego dnia zdarzyło się coś wspaniałego i niezwykłego.
Idąc po Gabrysię, zobaczyłam na schodach wychudzoną, małą czarno - białą
kotkę. Zwróciłam na nią uwagę, ponieważ była bardzo chuda i rozpaczliwie miauczała.
Najbardziej zaskakujący w jej wyglądzie był puszysty i długi ogon, który przypominał
ogon skunksa - cały czarny, tylko po środku widniał rozszerzający się pas świetlistej
bieli. Sierść zwierzątka była brudna, jakby sfilcowana, pozbijana w kuleczki.
Gdzieniegdzie przebijały się maleńkie ranki. Koteczka wyglądała na smutną.
Z maleńkich, bursztynowych oczu (wiem, że to niesamowite) wolniutko płynęły jej łzy.
Przytulała się do mnie i mruczała, zadzierając swój maleńki, różowy pyszczek do góry.
Błagalnie, prosząco. Pochyliłam się nad tym małym nieszczęściem. Wzięłam ją na ręce,
przytuliłam. Cała się przeraźliwie trzęsła. Wtulała się we mnie, jakby z nadzieją,
że ogrzeje ją mój ciepły sweterek.
Szybko zawołałam Gabrysię, żeby pokazać jej swoje znalezisko. Postanowiłyśmy nim
się zaopiekować. Byłyśmy jednak przed zajęciami, więc musiałyśmy zostawić nasze
cudeńko tam, gdzie je znalazłam. Moja koleżanka zabrała z domu pudełko po butach,
które wyścieliłyśmy małym, ciepłym kocykiem, należącym do młodszej siostrzyczki
Gabrysi. Obok zostawiłyśmy twarożek ze śmietaną, bo nic innego nie znalazłyśmy
w lodówce.
W szkole trudno nam było usiedzieć na miejscu. Zerkałyśmy na siebie, nie mogłyśmy
doczekać się końca zajęć. O 14.00 wybiegłyśmy z budynku szkoły, aby jak najszybciej
udać się do naszej Skarbeńki (bo tak nazwałyśmy nasze małe, puchate nieszczęście)
i… ze zdziwienia zaniemówiłyśmy!!! Pod szkołą stał nasz wychudzony i zziębnięty
kotek. Rozglądał się wkoło, wyraźnie na coś (lub na kogoś), wyczekując. Szybko
wzięłyśmy kiciunię na ręce, otuliłyśmy ją sportową bluzą pożyczoną od koleżanki
z klasy i czym prędzej udałyśmy się do domu Gabrysi. Tam nakarmiłyśmy kicię
i ponownie ułożyłyśmy w pudełku na kocyku, na którym kotka zwinęła się
w kłębuszek i cichutko mrucząc natychmiast usnęła. Postanowiłyśmy nie mówić
nic naszym rodzicom. Siedziałyśmy na klatce schodowej całe popołudnie. Tajemnica
nie utrzymała się jednak długo – rodzice Gabrysi znaleźli nas i nasze zwierzątko
na schodach pod drzwiami mieszkania mojej koleżanki. Na szczęście mama Gabrysi
pozwoliła nam zatrzymać kotka.
Od tej pory wspólnie opiekujemy się naszą Skarbeńką. Ja też czasem zabieram
ją do swojego domu. Cieszę się, że kicia została z nami. Jest naszą najlepszą
przyjaciółką i pocieszycielką. Są chwile, kiedy wydaje mi się, że nasza koteczka
rozumie każdą moją najskrytszą myśl…