Pamiętnik

Transkrypt

Pamiętnik
Rebirthing
Pamiętnik...
Autor: Halinka
Dawnych wspomnień czar...
Właściwie dlaczego nie. Pomyślałam, że mogłabym podzielić się wspomnieniami spisanymi w pamiętniku
z mojej pierwszej pracy w szpitalu. To było ponad 25 lat temu. Dzisiaj czytając moje zapiski,
niejednokrotnie się uśmiałam, czasem uśmiechnęłam. W tamtym czasie nie miałam bladego pojęcia, że
jest coś takiego jak rozwój osobisty i drogi po których się kroczy w tym kierunku. Często
sformułowania zawarte w pamiętniku są naiwne i śmieszne, ale taka byłam wtedy. Mimo to, chcę
zachować pisownię oryginalną. Proszę więc ewentualnych czytelników o wyrozumiałość.
Jestem pielęgniarką. Och! To były cudne chwile, pierwsza praca, pierwszy samodzielny dyżur, pierwsza
nocka i ci ludzie ...To była chirurgia urazowa. Ciężki oddział.
Boże jaka ja byłam zielona!
Na jednym z dyżurów usłyszałam z ust starszej pani pacjentki:
O siostra to chyba z powołania.
Ale absolutnie, z żadnego powołania, po prostu nie dostałam się nigdzie na studia, więc wylądowałam w
szkole medycznej (Policealne Studium Zawodowe o kierunku pielęgniarskim). I tu się zaczęło. Pierwszy
kontakt z człowiekiem chorym, umierającym, z uleczonym.
Pierwsze dni w pracy, to był szok, to nie szkolna praktyka, tylko prawdziwe życie a to całkiem inna
odpowiedzialność.
Śmierć - każdy umiera inaczej, najgorzej dla mnie było, gdy pacjent zdawał sobie sprawę, że umiera... Te
oczy błagające, młode, pełne łez.
18 lat, przecież dopiero zaczynam. Dlaczego ? Siostro? Za co?.
Wciska ci czekoladę do kieszeni fartucha. Nie weźmiesz? Odmówisz? A czy nazwiesz to łapówką? Nie.... W
chorobie ludzie są prawdziwi, a w obliczu śmierci są do bólu prawdziwi, jakby chcieli nadgonić wszystkie
stracone chwile.
Pisałam w swoim pamiętniku:
Mam inne podejście do tego problemu... śmierci. Zauważyłam u siebie w pewnym momencie, że myślę
tak jakby z drugiej strony. Ten... ten chłopak umarł... Przejmująca chwila. Boże, jak on błagał, żeby
go ratować. Miał tyle lat co ja. Jak czuje się człowiek, gdy czuje, że śmierć się zbliża? Strach. Nie on nie
bał się, tylko nie chciał umierać. Przed chwilą z nim rozmawiałam. A za moment już go nie ma! Dwa razy
do tego podchodził, za pierwszym razem reanimacja, powrót. Spojrzał na mnie i: Gdzie ja byłem,
siostro? A ta kobieta? Rozmawia żartuje z tobą, a za chwilę już ją wynoszą do zimnej kostnicy. Dlaczego
tak się nazywa. Powinno być zwłoknica, a nie kostnica! Jakie dziwne to życie, kończące się w każdym
przypadku śmiercią. W każdym. Nie ma wyjątku! Jest... nie ma nic. Zawał. Leżąc w łóżku dostała zawału.
Reanimacja, źrenice ani drgną, mózg nie żyje, a serce jeszcze puka. Igła do serca. Adrenalina... na nic.
http://cyo.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 4 March, 2017, 12:09
Rebirthing
Wtedy nachodziły mnie różne myśli, zastanawiałam się nad sensem życia... Przelewałam wszystko na
papier:
Co ja mogę powiedzieć o sobie? Chyba za krótko żyje. (Mocno powiedziane). Jaka jest moja głębia, czy ja
potrafię określić to, co we mnie siedzi. Czego ja chcę od życia? Od życia nie trzeba nic chcieć! Trzeba mu
dać swoje życie, mieć w nim udział. Mam w nim udział, bo żyję... nie potrafię tego nazwać! Życie samo
chyba idzie, nie pytając się o nic, a moje myśli są tylko pustą... zabrakło mi sił na zamiary.
Siedzę na nocnym dyżurze, wszyscy śpią... to co jest ze mną, mogę zrozumieć chyba tylko ja... ja? Czy
ja siebie rozumiem, żyje się przecież chwilą. Chwila za chwilą. Czy można powiedzieć, że nie umiem żyć?
Życie samo żyje. Zabrakło słów. Siedzę przy biurku, patrzę na ten pachnący, kryształowy groszek... A
wiesz, ktoś włożył go do takiej ciemnej butelki brązowej od moczu. I coraz mniej pachnie. Na stoliku
przede mną, na wyciągnięcie ręki przybyło coś jeszcze: czerwone, prawie aksamitne róże. Są bardzo
piękne, mam ochotę je dotknąć. Zrobiłam to i... rozczarowanie, bo okazały się tak niedelikatne, aż
przykre w dotyku. Twarde! Słyszę jakieś jęczenie, ale to nie u mnie, to na chirurgii ogólnej. Nowe
przyjęcie. Skrzyp, trzask, hałas to pacjent z trójki, ciekawski wyszedł do ubikacji. Żeby go! Nie zamknął
drzwi i słychać jak bombarduje w kibel. Ale przecież nie o tym miałam pisać! Muszę zmienić sobie
czepek. Ale do tego tak się przyzwyczaiłam, że trudno będzie mi się z nim rozstać. Zapięty na dwa
spinacze, z rozdwojonymi rogami. Bardzo go lubię. To czemu jest teraz zdjęty i leży na stole??? Żebym
na niego popatrzyła. To pisanie mnie uspokaja. Oj! Idę do babki zajrzę. Śpi spokojnie. Jest tak cicho,
słyszę tylko nad głową cykanie zegara, na lewo sapanie, na prawo chrapanie. Dzwoni mi w uszach od
ciszy, śmieszne co? Trochę śmierdzi koszem na śmieci. Jest niedomknięty. Przykryłam go ręcznikiem... i
tak go czuć. O Boże, jaki dziwny robak wyszedł. Tuż nad moją głową. Taki wypłowiały karaluch. Chyba
młody, dopiero co zaczął życie. Albo stary, tylko cały czas żył w ciemności. Nie umie chodzić. Zaraz go
zabiję. Jest ohydny. Taki błyszczący, aż ciarki mnie przechodzą po plecach. Muszę go zabić! Będziesz się
śmiać ze mnie? Już jedną ręką sięgnęłam po kartkę. Za chwilę go zgniotę. Oj! Ruszył się. Nie zgniotłam
go, nie zasłużył na to. Był jednak bardzo ładny... utopiłam go w zlewozmywaku...
Ogarnia mnie bardzo silne wzruszenie, gdy czytam te pamiętniki... A zaczęło się tak:
Wzięłam cię do ręki po raz pierwszy dziś 28 10 1978r.
Po prostu czuję dziś coś takiego, czego nie potrafię określić. To jest dopiero próba. Nie wiem, czy będę
miała tyle odwagi, aby pisać to co myślę. Do odważnych ponoć świat należy. A czy ja jestem odważna to
się dopiero okaże. Dziś cały dzień wyleguję się w łóżku. Jestem po nocnym dyżurze. Było trochę ciężko,
ale dałam sobie radę. Dziwne, ja naprawdę mam satysfakcję z mojej pracy. Ale działam na dwa fronty.
Chcę wobec tych i tych być ok. Ale co z tego jest dla mnie? Czy nie mogę wyrobić w sobie metody
postępowania? Jestem taka cicha woda, brak mi stanowczości. Muszę nad tym popracować. Coś z
tym u mnie nie tak. W tej chwili w domu jest zimno, wyłączyli ogrzewanie, nieprzyjemnie. Za oknem leje,
to już naprawdę jesienna słota. Jest mi trochę samotnie na duszy. Muzyka tak wspaniale, leciutko,
delikatnie ociera mi się o uszy. Och! Jak ja uwielbiam słuchać z szeroko otwartymi, zapatrzonymi w jedno
miejsce oczami... Jestem trochę nieśmiała. Dziś idę na trzecią nockę. Jestem trochę zmęczona, Nic
dziwnego pracuję. Powiesz: każdy pracuje...To byłoby na tyle dziś.
I tak się zaczęło.
Zauważyłam pewną prawidłowość w pisaniu tych pamiętników. Pisałam je przeważnie nocą, na nocnych
dyżurach. Ciekawe czemu? Chyba w nocy można wygospodarować sobie trochę wolnego czasu, aby się
skupić. Poza tym nie przypuszczałam, że moja praca w szpitalu wyzwoli we mnie takie pokłady myśli...
Człowiek najmniej widzi zawsze siebie. A wszystkiemu winne są oczy. Oczy, które na wszystko patrzą i
widzą, tylko nie to co trzeba. Tzn. nie widzą siebie. Ja też nie widzę siebie. No bo czy oczy ci nie
powiedzą co widzą w koło siebie? O Boże! Jaka ja jestem głupia. Nie podoba mi się moje postępowanie.
Mój charakter. Przy tobie Jurku umiałam to robić. Co? Nie wiem co to jest. Nie wiem co mnie napadło.
Czy chcę spojrzeć na siebie, ale czyimi oczami?. Najlepsze oczy są czyjeś, ale czemu nie zawsze wierzy
http://cyo.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 4 March, 2017, 12:09
Rebirthing
się tym czyimś oczom co?. Więc pozostają własne, ale jak tego nauczyć się, najlepiej chyba będzie nie
myśleć o tym. Nie mogę zejść na ziemię, w jednej chwili chcę zjeść konia z kopytami, jestem w gorącej
wodzie kąpana, nie widzę dnia dzisiejszego, to chyba jest najgorsze z tego wszystkiego, te myśli
wybiegające na przód, wciąż coś goniące. A może ja jestem nienormalna, czubek.
A mój utracony czas gdzieś tam jeszcze trwa... Chciałabym... wypisał mi się długopis.
Nie dowiem się co chciałam, bo nie pamiętam.
Gra muzyka. Jestem zupełnie sama. Cholera, jak to źle, ale chyba jest mi z tym dobrze. Specjalnie
chciałam, aby wyjechali. Jestem wyspana po nocy, aż zawyspana. W domu pusto, ja z moimi
wyobrażeniami. A przecież mogę unieść słuchawkę...Ale mi się nie chce. Moje życie składa się z takich
wzlotów i upadków, uniesień i obniżeń, pracy i lenistwa. I sumując to wszystko ma sens życia. Jak będzie
to jutro, inaczej już będzie się myśleć o tym dniu jutrzejszym. A wszystko jest takie jakby normalne, ale
tylko na wierzchu.
Czy to prawda, że każdy człowiek, chociaż trochę, ale zawsze skłamie. Nie powie całej prawdy. To jest
najgłębsze i najskrytsze. To byłaby doskonałość, gdyby można było pozbyć się tych barier myślowych,
które nie pozwalają rozwinąć się myśli, ze względu na jeszcze czyjąś barierę. Co mnie może interesować
w dniu dzisiejszym.
A więc letarg. Potrafię godzinami siedzieć nie ruszając się z miejsca, nie wychodząc z pokoju. Całe
godziny mijają, odchodzą, nic mnie to nie obchodzi. Słyszę jak one odchodzą. Aż boli mnie ta
bezczynność. Szumią tylko te myśli, zegary cykają, odmierzają moje...
Czasami mam ochotę uciec z domu, pobiec gdzieś daleko, daleko, zachłysnąć się powietrzem, ale jestem
za słaba na to. Osłabiam się, jakby zagłębiam coraz głębiej w tym letargu. Czasami mam takie chwile w
życiu.
O jeden zegar przestał bić...
Czuję jak mocno bije moje serce z emocji. Jutro będzie już inaczej. Nie pozwolę sobie na to. Tak chyba
nie można robić, ale co mi tam. Nic się nie chce. Do diabła nie wytrzymam! Ta cisza mnie przeraża...brak
mi powietrza...otworzę okno. Jutro rano pójdę do ludzi.
A nie mówiłam, że dziś jest już inaczej. Chyba jest...a może to tylko mnie tak się wydaje. Dawno
zapomniałam o tym letargu. Doszłam do wniosku, że to tylko brak zajęcia, jakiejkolwiek czynności
powoduje u mnie ten stan. Czasami tak trudno jest mi się zmusić do czegokolwiek, tak mało trzeba, a tak
trudno. Czasami tak ze mną bywa.
Wiele można zdziałać nienawiścią, ale jeszcze więcej miłością.
#
Prawdziwa miłość polega nie na braniu a na obdarowywaniu.
#
Jeśli miłość jest dzieckiem, to przywiązanie człowiekiem.
#
Więc, to nie tak jak było w książkach. Ten, kto ucieka do najdalszej ciszy, by usłyszeć swego serca
bicie... A swoją drogą, czemu ja tak głęboko piszę, w dodatku dziś na czerwono. Tylko zaczynam
pisać, a już czuję, że zdania wychodzą z coraz głębszej głębi mego ja. Ja, co ja właściwie mam? Bo
przecież każdy człowiek coś ma. Nieprawdą jest wyrażenie: Nic nie mam. Bo jednak coś mam. A więc,
http://cyo.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 4 March, 2017, 12:09
Rebirthing
wszyscy ludzie na ziemi coś mają, a więc wszyscy są MATERIALISTAMI - Eureka! Zaraz mi odpowiesz, że
życie to materia - materia to życia zaczątek i że wcale nie musiałam tego pisać.
Och! Jak cudownie znowu znaleźć się w łóżku, po dwóch dniach niezaglądania do niego. Czuję piekielne
zmęczenie. Na oddziale kimałam sobie trochę. I wyobraź sobie o 4 nad ranem przywożą mi ludzi z
wypadku, dwóch chłopaków i dziewczynę. W trójkę jechali skurczybyki na jednym motorze. Poturbowali
się nieźle, ale przeżyli, a najgorzej to chyba dziewczyna: ma pękniętą śledzionę i nerkę. Z oddziału
zeszłam po siódmej i jeszcze ta popołudniówka przede mną, chyba nie wydołam...
I jeszcze jeden dyżur, pamiętany do dziś...
...ktoś zadzwonił, idę zobaczyć co się dzieje. Pacjent dostał jakichś dreszczy, ma gorączkę. Biedaczek,
obudzę lekarza... Jeszcze trzy godziny... A tamten aparat wciąż chodzi, tętno szalone, ciśnienie zero i ten
nieprzeciętny smród. Żebyś ty wiedział jak on już śmierdzi. Nie da się tego określić żadnymi słowami,
trzeba po prostu tego powąchać. Przenieśli go na 5-tkę. Drzwi są zamknięte, okno cały czas otwarte, a
ten smród, jakby zawieszony wisi. Trzeba tam wchodzić, mierzyć mu ciśnienie i tętno, sprawdzić
kroplówkę i czy jest dość tlenu... Tylko ta maszyna utrzymuje go przy życiu. Aż bolą mnie oczy od tego
smrodu. Nie wytrzymam, jak wchodzę tam, to na bezdechu, a i tak wszystko podchodzi mi do gardła.
Jeszcze trochę a rzygnę! Normalnie zwątpiłam w mój zawód. Co ja tu robię? Mam tego dosyć!!!
Jutro muszę wyjść na spacer, pochodzić po świeżym powietrzu. Tak mnie ściska w środku, jakiś żal...
http://cyo.pl
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 4 March, 2017, 12:09