NASZ DZIENNIK

Transkrypt

NASZ DZIENNIK
NASZ DZIENNIK
Poniedziałek, 8 października 2007, Nr 235 (2948)
Polska przed wyborami, czyli medytacja nad urną
Przed wyborami Polacy zawsze mają problemy: kogo wybrać, na kogo
głosować itd. Najtrudniejsza sprawa jest z tymi, którzy mówią: ja tam
nie będę na nikogo głosować, niech sobie "tamci" wybiorą, kogo chcą.
Oczywiście - w takiej sytuacji, kiedy Polacy nie wywiązują się ze swego
obowiązku wobec Ojczyzny, "tamci" mają wolną rękę i mogą wybierać
po raz któryś swoich kumpli spod ciemnej (czytaj: czerwonej) gwiazdy
lub gwiazdy innego koloru. Jak wytłumaczyć ludziom, że mają
obowiązek zabrać głos i wybierać ludzi odpowiednich, nadających się do
pełnienia takich czy innych urzędów, ludzi odpowiedzialnych i mądrych?
Istotny argument ma charakter moralny: jest taki obowiązek wynikający
z prawa Bożego, także w rozumieniu prawa naturalnego.
Ojczyzna jest naszą matką i nie możemy jej powierzać ludziom bez sumienia, a
tym bardziej takim, którzy ponad wszelką wątpliwość okazali się agentami,
zdrajcami lub sprzedawczykami, zatroskanymi tylko o własną kieszeń. Polska jest
rodziną, jest matką i los każdego z jej synów jest zależny od wszystkich. Stąd
wszyscy są związani duchowym węzłem solidarności, której istotą jest miłość. A
skoro Polska jest Narodem uformowanym przede wszystkim przez
chrześcijaństwo (dokładniej: przez Chrystusa), to więź łącząca wszystkich
rodaków, także na linii czasu, między pokoleniami, jest naznaczona charyzmatem
wiary, nadziei i miłości. W tym duchu miał prawo Jan Paweł II wołać do rodaków:
"Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię 'Polska', raz
jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością - taką, jaką zaszczepia w nas
Chrystus na chrzcie świętym" (Kraków, 10 czerwca 1979 r.).
A więc Polska to jest ta duchowa przestrzeń, w której poprzez podjęcie wspólnej
odpowiedzialności spotykamy się z Chrystusem i mamy prawo liczyć na Jego
łaskę. Równocześnie jest to ta duchowa rzeczywistość, która w szczególny
sposób jest powierzona Chrystusowi i ukryta w Jego Sercu, poprzez które i w
którym spotykamy się z każdym Polakiem, gdziekolwiek żyje, a także z tymi,
którzy pomarli, oddali swoje życie w obronie Ojczyzny i za honor bycia Polakiem.
Trzeba to duchowe dziedzictwo przyjąć, obronić, rozwinąć, włączając w nie
dojrzałe owoce katolickiej kultury, i przekazać następnemu pokoleniu. To można
uczynić tylko "z wiarą, nadzieją i miłością", która została nam dana przez Ducha
Świętego na chrzcie świętym.
Uczyć się Polski
Zatem tego, czym jest Polska, uczymy się przy Chrystusowym Krzyżu i przy Jego
ołtarzach, objawiających Jego miłość, którą "do końca nas umiłował", którą to
miłością tylekroć nas ocalał i "gromadził w jedno", kiedy złe moce rozbijały nas i
rozpraszały po całym świecie "w dni ciemne i mroczne" (Ez 34, 12). Tego, czym
jest Polska, uczą nas cmentarze Katynia, Miednoje, Charkowa i bezimienne
cmentarze rozsiane po ogromnych obszarach zesłania sowieckiego po daleką
Kołymę, uczą nas groby żołnierzy bohaterskiej armii Andersa, którym nie było
1
dane zobaczyć Ojczyzny i kryje ich ziemia Afryki, Italii, Norwegii, Holandii i tylu
innych krajów, do których pójść musieli jako "niewygodni imigranci"; także
niezliczone groby tych, którzy - wierni do końca - oddali za nią swoje życie,
zakatowani przez oprawców komunistycznych, ponieważ chcieli Polski prawdziwej,
wolnej i niepodległej. Tego, czym jest Polska, uczymy się też od naszych
niezapomnianych pasterzy, bł. abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, kardynała
Augusta Hlonda, kardynała Stefana Wyszyńskiego, Jana Pawła II, który zresztą
zostawił nam niezwykle bogate i aktualne nauczanie na temat katolickiej nauki
społecznej. Tego, czym jest Polska, uczymy się od Chrystusa i Jego Matki, która
na niezliczonych miejscach naszej ziemi gromadzi swoje dzieci, aby ugruntować
w ich sercach wiarę, nadzieję i miłość i cześć dla świętości wszelkich darów
pochodzących od Boga, a zwłaszcza daru życia, miłości, małżeństwa i rodziny.
Tutaj rodzi się Polska i tutaj dojrzewa do podjęcia zadań, jakie czekają nowe
pokolenie. A są to zadania ogromne: wyzwolenie Europy i świata spod niewoli
ateizmu, laicyzmu, duchowej i moralnej zgnilizny, od deptania prawa Bożego i
poniewierania prawdy, na której opiera się godność osoby ludzkiej, godność
miłości i życia. Szczególnym terenem działania Maryi jako Królowej Polski jest
Jasna Góra, ostatnio także Licheń; a swoistym terenem Jej oddziaływania jest
Rodzina Radia Maryja, w której sumienie milionów ludzi doznaje oświecenia i
pogłębionego rozumienia istoty powołania chrześcijańskiego.
Światło w ciemności świeci
Polacy wiedzą więc, skąd czerpać światło dla rozwiązywania trudnych pytań o
drogę, którą trzeba iść ku przyszłości, a zwłaszcza ku wieczności. Szkoda, że nie
wszyscy czerpią wiedzę i światło z niezmąconych źródeł prawdy i dają się wciąż
oszukiwać i mamić przez antypolskie i antychrześcijańskie pisma i media,
opłacane przez wrogie Polsce ośrodki polityczne. Wciąż w naszej "przestrzeni
informatycznej" panoszą się media propagujące niewiarę, kłamstwo, nienawiść,
pogardę dla świętości, cynizm i nihilizm moralny. Są to pozostałości po epoce
komunizmu. Bo pomimo zmiany oficjalnego szyldu, komunizm w różnych swoich
mutacjach pleni się na polskiej ziemi jak zielsko, którego nie chciało się
gospodarzowi wyrwać z korzeniami. Z tych korzeni, zgrabnie zamaskowanych w
ziemi, rośnie nadal to, co podłe i co niszczy Polskę i Polaków.
Czy muszę po imieniu wymieniać tych propagatorów niewiary i niemoralności,
siewców zgorszenia, propagatorów świętokradztwa i bluźnierstwa w literaturze i
sztuce szeroko pojętej, demoralizatorów dzieci i młodzieży, handlarzy pornografią
i ludzkim ciałem? Czy nie jest owocem komunizmu traktowanie władzy jako
źródła nieuczciwego zysku, czego świadectwem są niekończące się afery
korupcyjne (wywołujące zrozumiałą wściekłość u tych złodziei, których jeszcze
nie zdemaskowano)? Czy nie jest owocem komunizmu pojmowanie udziału w
parlamencie jako walki wyłącznie o swoje interesy (grupowo-partyjne) przy
pomocy agresywnego atakowania tych wszystkich, którzy stoją na drodze? Czy
nie jest owocem komunizmu jakaś nieuleczalna niezdolność do oparcia polskiego
prawa, a zwłaszcza Konstytucji RP na fundamentalnych zasadach moralnych, co
naraża nas na to, że różni "Europejczycy" wciskają nam niepoważne
rozstrzygnięcia jurydyczne, godne jakiegoś hitlerowsko-leninowskiego "Trybunału
Socjalistycznej Sprawiedliwości"?
Czy nie jest to owocem komunizmu, że - w całkowitej zgodzie z duchem Lenina rodzina jest traktowana jako nieodpowiedzialne hobby fanatycznych jednostek,
skazane na likwidację w miarę "postępu społecznego"? Świadczy o tym
"radykalna niemożność" wystartowania z jakąkolwiek sensowną polityką rodzinną,
która opierałaby się na uznaniu społecznej i ekonomicznej suwerenności rodziny,
2
pojętej jako fundament państwa i społeczeństwa. Czy nie jest zgniłym owocem
komunizmu fakt, że nauka religii katolickiej w polskiej szkole (!) jest traktowana
jak kopciuszek i nieproszony intruz, tolerowany zaledwie w atmosferze cynizmu i
pogardy? Czy nie jest owocem komunizmu to, że różne demoralizujące
"woodstocki", jak też sprzeczne z rozumem propagowanie ideologii
homoseksualizmu, otaczane są wysokim poważaniem publicznych mediów,
podczas gdy słowa prawdy odnoszące się do moralnego poziomu tych "imprez"
są kwitowane jako "nietolerancja" i przejaw "antysemityzmu i ksenofobii"?
Czy nie jest owocem komunizmu tak tragiczne obniżenie poziomu kultury
politycznej, co widać w czasie obecnej kampanii wyborczej, że cała scena
polityczna przedstawia się jak "stajnia Augiasza" albo ogród zoologiczny lub najdelikatniej mówiąc - szpital wariatów? Czy nie jest owocem komunizmu taki
styl kampanii wyborczej, kiedy obywatel Tusk obiecuje, że po dojściu do władzy
zlikwiduje Radio Maryja? Czy mało mieliśmy w tak zwanych minionych okresach
agitatorów i demagogów walczących z "zabobonami religii" i "fanatyzmem kleru"
oraz "ciemnotą skrajnych elementów" wierzących w "przesądy i mity"? Zdaje się,
że obecni agitatorzy walczący z Radiem Maryja kierują się dokładnie tą samą
filozofią, mimo iż w celach propagandowych "ocierali się" o miejsca święte, nawet
o biskupów i sakramenty święte. Po co? Czy nie dla większej hipokryzji i
przewrotności w podejściu do "naiwnych" katolików?
Gdzie jest kultura polityczna? Gdzie jest demokracja?
Biorąc jednak pod uwagę całość tego dziwnego zjawiska, jakim jest partyjna
walka o władzę, czy nie chodzi tu o celowe poniżanie i degradowanie politycznego
stylu życia do płaszczyzny ordynarnych połajanek i obrzucania błotem tak
zwanych przeciwników, po to, aby nikt poważnie i na serio nie brał samej polityki,
aby nikt potem nie szanował żadnych polityków - i tym samym piastowanych
przez nich urzędów, a konsekwentnie, aby prawo, zarządzenia i cała
administracja stały się przedmiotem lekceważenia i kpin, co prostą drogą
prowadzi do upadku państwa? Jak można wymagać od prostego "zjadacza
chleba" jakiejś kultury, jeśli to, co robią politycy na oczach wszystkich, jest
zaprzeczeniem kultury w ogóle, tak jakby najlepszą kwalifikacją do objęcia
wysokich urzędów było osiągnięcie szczytu chamstwa i bandytyzmu politycznego?
Przecież taki styl "polityki" nieustannie obserwujemy po stronie lewicy (do której,
w moim przekonaniu, należy także tak zwana platforma, która z prawicą nic
wspólnego nie ma).
Niektórzy tłumaczą nam, naiwniakom, że takie są wymogi "demokracji". A ja
mam takie przekonanie, że demokracja polega na respektowaniu istotnych praw
osoby i Narodu, i opiera się na zrozumieniu prawdy o istocie ludzkiej społeczności.
Bo niektórzy przenoszą na teren polityki metody zaobserwowane w świecie
zwierząt, czyli w dżungli. A jeżeli się Naród i wszystkich jego członków zmusza do
uczestniczenia dzień po dniu w spektaklu obrażającym wszystko, co ludzkie, i
wszystko, co polskie, to twierdzę, że to nie jest demokracja, to jest parodia i
karykatura demokracji. I za taką parodię i karykaturę polityki owi panowie,
zasłaniający się demokracją, biorą wielkie pieniądze, podczas gdy na wsi dzieci
głodują.
Demokracja oznacza taki porządek prawny, w którym zostają uszanowane
podstawowe prawa narodu: a takim prawem jest na przykład prawo do
bezpieczeństwa, prawo do pełnej swobody samoorganizacji narodu na wszystkich
poziomach życia społecznego i publicznego. A jeżeli jakaś zakamuflowana i
niezidentyfikowana grupa przywłaszcza sobie pewne istotne, żywotne branże
życia społecznego i ekonomicznego, także dziedziny nauki, kultury, media
3
społecznej informacji, wywierając nacisk na parlament i rząd w kierunku
podejmowania takiej, a nie innej polityki (jak to było wielokrotnie z nadużyciami
w sprawie prywatyzacji, a nawet - ośmielam się twierdzić - tak było z naszym
"przystąpieniem" do Unii Europejskiej), to to nie jest demokracja, lecz oligarchia
w najgorszym wydaniu. I taką "politykę" prowadził tak zwany układ
podszywający się pod pseudoprawicowe partie, aby mieć pozory demokracji.
Poza tym - jak stale przypominał nam wielki Papież Jan Paweł II - demokracja
musi polegać na respektowaniu podstawowych zasad moralnych, decydujących o
ludzkim charakterze życia publicznego. Jeśli te zasady moralne są łamane, wtedy
nie ma demokracji, jest totalitaryzm. W demokracji prawa osoby są szanowane
ze względu na samo człowieczeństwo przysługujące tym osobom z natury (czyli z
daru Stwórcy), a nie z łaski państwa; w takim razie, czy można uważać za
demokratyczne takie państwo, w którym "prawo" pozwala na zabijanie dzieci
przed ich narodzeniem? Jeżeli - jak powiedział ks. prof. Tadeusz Styczeń - jakiś
człowiek w państwie - w przedmiocie prawa do życia - nie jest chroniony prawnie
z tej racji, że jest człowiekiem, wtedy żaden człowiek w państwie nie cieszy się
ochroną prawną z tytułu swego człowieczeństwa. Z tego wynika wniosek, że
państwo, w którym łamie się najbardziej podstawowe prawa człowieka, nie jest
demokracją, lecz - jak to zgrabnie powiedział św. Augustyn - jest "magnum
latrocinium", czyli po prostu łotrostwem na skalę państwową. I to łotrostwo
obciąża wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób są odpowiedzialni za moralnoprawny kształt państwa. Dlatego Polacy postanowili nie tak dawno wzmocnić
konstytucyjną ochronę prawa do życia. Gdyby się to udało wtedy przeprowadzić,
byłoby to wielkie zwycięstwo demokracji. Ale znaleźli się w parlamencie ludzie,
którzy po prostu do demokracji nie dorośli...
Dość hańby komunistycznej
Innym problemem, który kładzie się śmiertelnym cieniem na demokracji, jest
obecność w parlamencie partii komunistycznej. Wprawdzie ta partia usiłuje się w
różny sposób przemalowywać i stroi się w pozory legalności (a najbardziej
dowcipnie przedstawia się dialektyczny ożenek "lewicy z demokracją", co brzmi
jak koktajl sałatki śledziowej z czekoladą), to jednak jest to partia przestępców,
która na mocy Konstytucji powinna być z parlamentu wykluczona. Komuniści
liczą na krótką pamięć Polaków i na ich wrodzoną łagodność, skłonność do
przebaczania. Ale zbrodnie komunistyczne, jako zbrodnie przeciw Narodowi,
muszą być kwalifikowane jako zbrodnie przeciw ludzkości (według terminologii
przyjętej w dokumentach Trybunału Norymberskiego). Chodzi tu nie tylko o
zbrodnie przeciw Narodowi, także zbrodnie przeciw wszystkiemu, co dla Narodu
było i jest najświętsze: jak religia, kultura, tożsamość dziedzictwa historycznego,
a nadto prawo do samostanowienia, prawo do istnienia w prawdzie, w wolności,
w nietykalności całego duchowego bogactwa odziedziczonego po przodkach za
cenę męczeństwa i ofiar milionów niewinnych istnień ludzkich. To wszystko, co
święte w Narodzie, miało być raz na zawsze przekreślone, unicestwione,
zepchnięte w grób zapomnienia, jak te ciała oficerów zamordowanych strzałem w
tył głowy i kopniętych do dołu grobowego. Polska miała być stadem niewolników,
któremu odebrano prawo do myślenia, prawo do własnej świadomości i
tożsamości moralnej, prawo do decydowania o własnej przyszłości, prawo do
owoców własnej pracy, prawo do kształtowania życia społecznego na wszystkich
jego płaszczyznach.
Wszystko, to jest całe życie ludzkie, miało być poddane kierownictwu partii, która
przyswoiła sobie (przywłaszczyła sobie drogą alienacji) wszelkie prerogatywy
decydujące o podmiotowości nie tylko całego Narodu, ale i każdego człowieka. I
4
ta partia, zorganizowana według przewrotnej dialektyki Hegla i Marksa,
odgrywająca rolę bożka i najwyższego majestatu wobec społeczeństwa, była w
istocie zbieraniną (płatnych) niewolników, drżących o własną skórę, owszem, o
każdy włos na swojej głowie, przed wszechmocną władzą Kremla, bandą gotową
na każde świństwo, na każdą zbrodnię, by zadowolić swoich mocodawców w
Moskwie, łącznie z potworną zbrodnią stanu wojennego, który do dziś usiłuje się
paranoicznie usprawiedliwiać jako konieczny dla dobra Polski!
Pamiętamy wszystkie prześladowania, represje za każdy odruch
"nieposłuszeństwa", systematyczne likwidowanie sił patriotycznych przez szereg
lat po wojnie, nękanie biskupów i kapłanów aż do prawdziwego męczeństwa,
morderstwa kapłanów i najszlachetniejszych Polaków kochających Ojczyznę,
barbarzyńskie likwidowanie żołnierzy armii Andersa, którzy po latach tułaczki
wracali do Ojczyzny. A co powiedzieć o ustawach zmierzających do likwidowania
rodziny, jak ustawa o rozwodach, o dopuszczalności przerywania ciąży, o
demoralizacji młodzieży w szkołach pod pretekstem "edukacji seksualnej"? To
robili komuniści z zapałem i gorliwością, bardziej sobie ceniąc pochwałę Kremla
niż prawdziwe dobro Polski. To tylko niektóre elementy tej zbrodni, ale przecież
są to sprawy niewymierne. Nawet gdyby dokładnie obliczyć, ile dzieci
zamordowano przed narodzeniem z woli partii (chyba około 25 milionów), to
jeszcze to nie ukazuje ogromu zła moralnego, jakie stało się i dzieje się nadal w
społeczeństwie, tego spustoszenia duchowego, rozbicia więzów międzyludzkich,
poniżenia kobiety i degradacji macierzyństwa i rodzicielstwa do poziomu
weterynarii (bo to już nie medycyna!), tego zburzonego świata dzieci
pozbawionych domu i miłości rodzinnej, tego społecznego sieroctwa, którego nie
można opisać przy pomocy kategorii matematycznych. To są "zasługi"
komunistów, którzy mają czelność sadowić się na tronie demokracji, zasiadać w
parlamencie i dyktować społeczeństwu prawa "postępowe", "oświecone", nie te z
"ciemnogrodu" (czyli oświecone Ewangelią).
Niektórzy uważają naiwnie, że tego domaga się demokracja. Osobiście twierdzę,
że obecność komunistów w parlamencie jest zaprzeczeniem demokracji,
ponieważ uderza we wszystkie podstawy, na których opiera się demokracja.
Wpuścić komunistów do parlamentu to jak wpuścić stado lisów do kurzej fermy.
Twierdzić, że to należy do istoty demokracji, to tak jak twierdzić, że do istoty
zdrowia należy nosić w zanadrzu woreczek z zarazkami dżumy, cholery, tyfusu,
AIDS i jeszcze czegoś na dodatek. Uważać, że demokracja tego wymaga, to
jakby twierdzić, że w imię mądrości należy zrezygnować z myślenia. Jeżeli Polacy
mają podjąć jakąś mądrą decyzję zapewniającą parlamentowi zdrową atmosferę
debaty politycznej, to muszą postanowić coś, co zamknie raz na zawsze drogę
komunistom do polskiego parlamentu. Bo jeżeli pozwalamy komunistom
panoszyć się w parlamencie, to dlaczego nie pozwalamy hitlerowcom,
zwolennikom Mao czy jakiegoś innego satrapy z Kambodży lub Korei?
Sądzę, że gdyby pan prezydent chciał położyć kres bałaganowi i uzdrowić klimat
polityczny wokół parlamentu, mógłby na podstawie Konstytucji wydać dekret
uznający partię komunistyczną - i wszelkie pokrewne, komunistycznopodobne za nieuprawnione do zasiadania w parlamencie. Decyzja taka byłaby łatwiejsza,
gdyby można było ją przeprowadzić w samym Sejmie w drodze ustawy, ale i
teraz jest to możliwe, ponieważ chodzi o poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa
państwa, nie mówiąc już o straszliwej krzywdzie moralnej i podeptaniu honoru
państwa przez fakt, że banda przestępcza korzysta z uprawnień parlamentarnych,
aby niszczyć demokrację i Polskę.
Trzeba więc zadecydować coś, co będzie oznaczało zasadniczy przełom, co
próbowało zapoczątkować PiS, ale nie doprowadziło do końca, a to z powodu
5
błędów, których nie wolno powtarzać. Trzeba uczynić wszystko, aby prawica
zwyciężyła zdecydowanie, odsyłając całą lewicę na wieczyste wakacje (na własny
koszt). Polska musi wreszcie stanąć na własnych nogach. Jest to możliwe, jeśli
ludzie prawicy postanowią kierować się rozumem i miłością Ojczyzny, a nie
kalkulacjami o wartości partykularnej i krótkowzrocznej. To jest możliwe, jeśli
wszyscy oddadzą te sprawy Bogu i Matce Najświętszej, naszej Królowej,
jednocząc się w nieustannej modlitwie różańcowej we wszystkich sanktuariach i
po domach. Jest konieczna wiara, która ożywia nadzieję i otwiera przestrzeń dla
miłości, choć na początku może to być nadzieja jeszcze drżąca i niepewna, jak u
poety:
"Ojczyzno moja, czy to już?
ten dzień nadchodzi przeciw złu
zadrżała ziemia - serca drżą
rycerze budzą się ze snu"
(Kazimierz J. Węgrzyn, "Ojczyzno moja...", w zbiorze "Larum polskie", Kubalonka
2006, s. 62).
Niechby ci "śpiący rycerze" powstali i obudzili nadzieję we wszystkich Polakach.
Ks. prof. Jerzy Bajda
www.naszdziennik.pl
6

Podobne dokumenty