Niedziela po Trójcy Św. Pamiątka 75

Transkrypt

Niedziela po Trójcy Św. Pamiątka 75
Niedziela po Trójcy Św.
Pamiątka 75-lecia w Tarnowskich Górach
i 100-lecia w Kedzieżynie-Koźlu.
6 lipca 2003 roku.
Łk 15,1-10 3
W tak ważne święto, kiedy obchodzimy 75-lecie (100lecie) kościoła, słowa ewangelii dzisiejszej Ewangelii przemawiają do nas w szczególnie pięknej szacie. Piętnasty rozdział
ewangelii Łukasza zawiera jako streszczenie całej ewangelii
podstawowy element opowiadanej przez Jezusa dobrej nowiny – jest nią prezentacja Boga jako kochającego Ojca i Jezusa
jako dobrego pasterza, którzy cieszą się z uratowanego każdego człowieka. Ileż razy historia o zagubionej owcy i synu
marnotrawnym była dla nas ratunkiem, ileż razy Bóg w i tej
świątyni przemówił do naszych serc, wzbudził wiarę, pobudził
do służby i działania. Nic piękniejszego nad powracającego do
domu Ojca zabłąkanego w grzechu tego świata syna marnotrawnego, nic radośniejszego jak odnalezienie jednego
grzesznika, który się nawrócił.
W naszych czasach liczy się przede wszystkim ilość,
masa. Politycy odwołują się do mas, licząc na głosy jak największej ilości głosów. Media chcą zdobyć jak najwięcej
swych zwolenników. Wydaje się ,że istnieje tylko anonimowa
większość, owe ewangeliczne 99. W rzeczywistości liczy się
jedynie pojedynczy człowiek. Naszemu Panu zależy na pojedynczym człowieku. Jeden człowiek jest ważniejszy niż stu.
Nieraz pytamy czy warto odprawiać nabożeństwo dla kilku
osób. Czy lepiej nie czuliby się w masie. Wtedy odpowiadam
duszpasterzom – Ten pojedynczy słuchacz może znaczyć
więcej niż owych 99, którzy nie potrzebują upamiętania. Nie
bój się maleńka trzódko, gdyż Bogu upodobało się dać wam
Królestwo Boże. W naszym kraju stara się nas przekonać, że
chrześcijaństwo polega na zbieraniu tłumów, że w tłumie tkwi
siła. Chrystus przyszedł jednak do pojedynczego człowieka i
zbawił każdego z osobna.
Wypłyńmy więc i my na głębię Jezusowego zwiastowania, aby złowieni przez Boże Słowo i jego łaskę mogliśmy dalej służyć w swych parafiach, z nadzieją patrzeć na przyszłość. Przecież w sytuacji Kościoła diaspory i ograniczonej
wielkości naszych parafii nie możemy snuć żadnych własnych
planów wypływających z naszych chęci, gdyż sami jesteśmy
bezradni wobec współczesności, ale możemy tylko zaufać
Bogu i liczyć na Jego wolę względem naszej przyszłości i
przyjmować każdą z wyznaczonych ról. Wsłuchajmy się w
wieść, którą pragnie nam przekazać Jezus w podobieństwie o
zgubionej owcy.
W Izraelu za wychowanie narodu byli odpowiedzialni faryzeusze i uczeni w piśmie. Im to dobrze wykształconym i
przygotowanym nauczycielom powierzano kształtowanie moralne młodych pokoleń. Z tego względu cieszyli się powszechnym szacunkiem i korzystali z pewnych przywilei. Mieli prawo
chodzić w specjalnych szatach, zasiadać w pierwszych rzędach. Kto nie dostosował się do tej zasady był traktowany jak
np. Samarytanim, odszczepieniec, mieszkający tam, gdzie
żaden prawowierny Żyd nie wchodził. Lub nazywany był
grzesznikiem, przysłowiowym „celnikiem”, a więc rzymskim
kolaborantem, występującym przeciwko własnemu narodowi.
Ten system, zdawałoby się poprawny, okazał się jednak mocno zafałszowany, nieprawdziwy, wręcz pozorny. To poprzez
nauczanie Jezusa okazało się, że nie ma obrazów biało –
czarnych, że faryzeusze i uczeni w piśmie, choć szanowani,
nie zawsze byli dobrymi nauczycielami, nie zawsze byli godni
zaufania, gdyż przez swą bezwzględność w przestrzeganiu
zakonu wyzbywali się miłości i stawali się bezdusznymi egoistami, zaś grzesznicy i celnicy nie do końca byli automatycznie pozbawieni serca i współczucia. Jezus, który przecież nie
przyszedł po to, aby skrytykować faryzeuszy a pochwalić
grzeszników, ale przyszedł, aby ludzkiemu życiu nadać autentyzm, a stosunkom między Bogiem a ludźmi przywrócić nowy,
prawdziwy sens. To co robi Chrystus jest w konsekwencji burzeniem stereotypów myślenia i uprzedzeń a budowaniem
nowych relacji miedzy Człowiekiem i Bogiem w dziele zbawienia. Takie działanie zagrażało staremu porządkowi, wytworzonemu przez faryzeuszy i uczonych w piśmie, dlatego przeciwko Jezusowi występowali i zaprowadzili go aż na Golgotę, ale
równocześnie ta postawa Jezusa napawa nadzieją, że Bóg
ocenia człowieka obiektywnie, że nie można żyć na pokaz, że
Bóg w Jezusie Chrystusie szuka każdego zagubionego, ratuje
go i przygarnia do siebie. Takie zwiastowanie jest dzisiaj bardzo potrzebne, kiedy tyle wokół nas tylko deklaratywnego
chrześcijaństwa, chrześcijaństwa na pokaz, kiedy tak mocno
pomieszali się owi „faryzeusze” z grzesznikami i celnikami,
kiedy tak wielu wychodzi z domu Ojca, odłącza się od stada a
potem nie ma sił, aby o własnych siłach zawrócić i powrócić.
Człowiek jest tyle wart ile znaczy w oczach Bożych.
Choć na ziemi musimy się liczyć z opiniami ludzi, to przecież
w konsekwencji liczy się co powie Bóg. Wartość człowieka nie
jest mierzona ilością majątku i bogactwa, czy pozycją społeczną. Jesteśmy własnością Chrystusa, on dla nas przyszedł
na świat, on za nas cierpiał i umarł, aby dać nam życie wieczne. On też umie właściwie ocenić, niezależnie od masek, jakie
założymy czy przypominamy faryzeuszy czy ewangelicznych
grzeszników, umiejących wyznać – „Bądź miłościw mnie
grzesznemu”. On też przygotowuje nam, jak przygotowywał
naszym poprzednim pokoleniom, godną duchową przyszłość,
która może również wpływać na rodzaj życia na ziemi.
Tak więc Chrystus nas dzisiaj woła. On jest zapraszającym nie z wysokości chwały, ale ze stanu swego uniżenia,
stąd jego opieka nad nami, troska o życie cielesne i duchowe.
Praca pasterska w Palestynie nie należała do łatwych. Judzkie
pastwiska były niebezpieczne – nocami słychać było wycie
hien, w dzień niewiele było zielonej trawy, chyba że nad skalnymi niebezpiecznymi rozpadliskami. Kto wiedział na czym
polega troska o trzodę gdy było trzeba ryzykować nawet życiem, ten był dobrym kandydatem na króla. Jezus jako dobry
pasterz umie ocenić nasz prawdziwy stan duchowy. My sami
często nie jesteśmy świadomi swego stanu. Czasami jest on
bowiem wynikiem naszej świadomej decyzji jak w wypadku
syna marnotrawnego, częściej jednak jest to wynik braku rozeznania. W tym wypadku np. wydaje nam się, że wszystko w
porządku, a jednak grzech nad nami panuje, a jednak w codziennym życiu bardziej karmimy człowieka zewnętrznego,
cielesnego niż tego duchowego, który potrzebuje strawę duchową Słowa Bożego. Owca, która oddala się od swego stada, i nie jest świadoma swego położenia. Zaczynamy i my iść
jakąś niepewną drogą, bo ktoś nas skusił wspaniałymi perspektywami a dochodzimy do bezdroży, do sytuacji bez wyjścia. I choć przybieramy ochronne maski, Jezus zna powód
naszej duchowej nędzy czy więcej w nasz faryzeizmu czy
grzeszności. On też chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i
doszli do poznania prawdy. Niezależnie od tego czy odeszliśmy z własnej woli czy ulegliśmy wpływowi otoczenia Chrystus jest naszym dobrym pasterzem. Szuka nas a kiedy znajdzie cieszy się i mówi większa jest radość z jednego grzesznika, który się upamięta niż z 99 sprawiedliwych, którzy upamiętania nie potrzebują. Bóg nigdy nikogo nie spisuje na straty,
nawet największego grzesznika. Bóg kocha tych, którzy nie
muszą błądzić, ale również cieszy się z tych, którzy po zagubieniu powracają do domu.
To jest dla nas wezwanie a i radość z dzisiejszej uroczystości. Kościół Jezusa, który wzywa do upamietania i zwiastuje ewangelię nadziei, trwał będzie aż do skończenia świata.
Życzę Wam, abyście byli żywym zborem Jezusa Chrystusa.
Abyście mając niewielką moc tutaj na ziemi mocni byli w Bogu. Zawierzmy mu, powierzmy mu swą przyszłość, a On nas
poprowadzi, nawet przez największe niebezpieczeństwa jako
poszczególnych wiernych jak też i całą naszą społeczność
ewangelicką, gdyż jest Dobrym Pasterzem.
Amen.
4 Niedziela po Trójcy Świętej 2003-07-11
Łk 6,36-42 Katowice
Na pierwszy rzut oka dzisiejsza perykopa wydaje się
być zbiorem nie związanych ze sobą aczkolwiek ważnych wypowiedzi Jezusa. Powody takiego zapisu słów Jezusa zaczerpniętych z kazania na górze mogą być dwa. Może Łukasz
zebrał tu powiedzenia Jezusa wypowiadane przy różnych
okazjach, aby utworzyć w ten sposób ważny zbiór zasad potrzebnych do życia i postępowania. Może było to nawiązanie
do żydowskiej metody nauczania zwanej charaz, nizanie paciorków, które zakładało, że kaznodzieja nie może zbyt długo
zatrzymywać się przy jednym temacie i dlatego w celu utrzymania zainteresowania powinien przechodzić szybko z jednego tematu do następnego.
Potraktujmy więc i my dzisiejsze zwiastowanie jako
specyficzne studium biblijne omawiające poszczególne wersety biblijne, które poruszają same w sobie ważne tematy, ale
nie są związane z sobą myślą przewodnią. W ten sposób będziemy się poruszać szybko po różnych etycznych zagadnieniach nie zatrzymując się zbyt długo przy żadnym temacie.
Będą to trzy różne tematy, jakże absorbujące i nas współczesnych Pierwszy – to miłosierdzie, drugi – odpowiedzialność,
trzeci – krytykanctwo.
Miłosierdzie. Miłosierdzie jest przede wszystkim cechą
Boga, gdyż oznacza ową niewyczerpaną, pomocną miłość,
dobroć i łaskę. Już Dambrowski pisał: „po żadnej rzeczy lepie
Pana Boga nie poznać, jak po dobroci i miłosierdziu Jego”.
Miłosierdzie zaś ludzkie opiera się na miłosierdziu Bożym.
Najdobitniej Boże miłosierdzie objawia się w wybawieniu
człowieka od grzechu. Nie jest jednak ono nieograniczone i
dowolne. Dzięki miłosierdziu wprawdzie wszyscy mogą mieć
udział w zbawieniu w Jezusie Chrystusie, ale dostępują go tylko ci, którzy w wierze łączą się z Chrystusem i nawracając się,
otrzymują miłosierdzie. Odpowiedzią na Boże miłosierdzie jest
nasze miłosierdzie względem bliźniego.
Dwa zakazy i dwa nakazy w dzisiejszym tekście są treścią naszego miłosierdzia. Nie sądźcie, nie potępiajcie – to
dwa zakazy, odpuszczajcie i dawajcie – to dwa nakazy. Trudno je wypełniać. Grzeszna natura lubi czynić właśnie wszystko
odwrotnie. Sądzi innych, potępia bliźnich, nie odpuszcza grzechy swych najbliższych, nie jest skora do dzielenia się z innymi. Trzeba dostąpić miłosierdzia Bożego, aby uwolnić się od
uproszczonych schematów osądów i ferowania uproszczonych wyroków a równocześnie mieć tyle miłości, aby przebaczać i dzielić się w niełatwych dla nas czasach z innymi. Przeżywamy obecnie czas zasypywania dawnych uprzedzeń i
krzywd. Jako naród mamy przebaczyć tym, którzy wobec nas
zawinili, i inni powinni przeprosić na zadane nam krzywdy.
Słyszymy więc mądre słowa: nie można zmienić historii, ale
można mówić prawdę, nie powinno się zapomnieć, ale powinno się przebaczyć. Czy stać nas na to? Miarą naszego chrześcijaństwa będą jednak nie tyle słowa, co właśnie wypełnienia
tego Chrystusowego zalecenia. Nie sądźcie, gdyż sąd do Boga należy, nie potępiajcie, bo sami nie jesteśmy bez grzechu,
ale odpuszczajmy, gdyż inaczej nie możemy przystępować do
Stołu Pańskiego, dzielmy się z innymi, gdyż jesteśmy również
skazani na pomoc innych
Odpowiedzialność. W Biblii słowo odpowiedzialność
jest używana często w znaczeniu odpowiadania za siebie.
Dzisiaj mówiąc o odpowiedzialności myśli się o potrzebie rozliczenia się z wykonania powierzonych nam obowiązków również wobec innych. Bóg wyznaczył człowiekowi pewne obowiązki, zadania, z których każdy musi się rozliczyć. Im więcej
nam Bóg powierzył tym więcej będzie żądał „Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać”. Im więcej nam duchowo
objawił tym częściej od nas będzie się domagał, jak pisze list
Piotra, uzasadnienia tej nadziei, która jest w nas. Największa
odpowiedzialność spoczywa na nas, gdy jako nowi ludzie w
Chrystusie staliśmy się zdolni do dobrych czynów i stajemy się
świadectwem dla ludzi. To miał na myśli Chrystus, gdy ostrzegał: „Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu?” Odpowiedzialność każe nam pomnażać te talenty, które otrzymaliśmy, a więc ani się nie przeceniać, ani się
nie niedoceniać. Ten, który chce przeprowadzić ślepego, sam
będąc ślepym, przecenia się. Ten, który zakopuje jeden talent
zamiast go pomnażać, uważając, że to żaden dar, niedocenia
siebie. Żyć odpowiedzialnie, to odpowiadać za siebie i za tych,
którzy są mi powierzeni. To branie na swoje barki tyle, ile
można udźwignąć, to docenianie swych możliwości na miarę
swych talentów. Ileż razy widzimy brak odpowiedzialności w
ludzkich czynach. Widać to w działaniu ludzi niedoświadczonych życiowo, to byłoby jeszcze nieraz usprawiedliwione, ale
pojawia się i wśród takich, u których nie należy się już tego
spodziewać np. wśród polityków, gdy myślą kategoriami swego interesu, a nie społeczeństwa obywatelskiego, ludzi nauki,
którzy nieodpowiedzialnie wykorzystują zdobycze nauki dla
niszczenia a nie dla ratowania człowieka. Widać to nawet także wśród tych, którzy przypominają faryzeuszy i uczonych w
piśmie za czasów Chrystusa, a więc tych, którzy duchowo
prowadzą swój lud, za zasadzie ślepy ślepego. Tak wielu dzisiaj przychodzi jak owe ewangeliczne wilki w odzieniu owczym
i wielu duchowo mąci w głowie, odrywa od prawdziwej wiary,
prowadzi na manowce duchowe. Nie dajmy się zwieść. Nie
potrzebujemy nowinek religijnych, ani lepszej prawdy niż ta,
którą znamy z kart Pisma Świętego. Świadomy chrześcijanin
jest stały w swych poglądach i zna swą wartość.
Krytykanctwo. Łukaszowa przypowieść o źdźble i belce
jest przykładem poczucia humoru Jezusa, choć poruszony
temat jest jak najbardziej poważny. Chyba tylko z uśmiechem
na ustach możemy wyobrazić sobie sytuację, o której mówi
Jezus. Jezus przedstawia człowieka, który mając belkę w
swoim oku, stara się wyjąć źdźbło z oka swego bliźniego. Było
to jednak przysłowie często cytowane w starożytności. Dotyczyło to w pierwszym rzędzie tych, którzy nauczali, a więc
apostołów. Apostoł, który ma stać w służbie Chrystusa musi
sam najpierw postępować nienagannie, aby mógł przekazywać naukę innym. W przeciwnym razie upomnienia, jakie będzie dawał, nie tylko nie odniosą skutku, ale nawet obrócą się
przeciwko niemu, a on sam zasłuży na miano obłudnika. To
przysłowie Jezusa w pierwotnym chrześcijaństwie pomagało
przekazać stanowisko w sprawie fałszywych nauczycieli, jak i
przeciwstawiać się tym, którzy z nadmiernym krytycyzmem
odnosili się do każdego przekroczenia i niedociągnięcia jakie
tylko zauważyli. A więc było skierowane przeciwko tym, którzy
domagali się zachowania Mojżeszowego Prawa i żydowskich
zwyczajów w chrześcijaństwie. Dzisiaj odnosi się i do nas. A
może przede wszystkim do nas. Krytykowanie jest naszą specjalnością. Mówi się wręcz o naszej specjalności – jaką jest
bezinteresowna zazdrość.
Nie mamy prawa krytykować, jeśli sami nie jesteśmy
wolni od winy. Jakże śmiesznie musimy wyglądać, kiedy to
każemy wyciągać owe źdźbło bliźniemu, sami mając belkę w
swym oku. Nie mamy prawa do krytyki w ogóle, ponieważ, jak
ktoś powiedział: „ w najlepszym z nas jest tak dużo zła, a w
najgorszym z nas jest tyle dobra, że żadnemu z nas nie wypada szukać winy w innych”. Skąd owa krytyka, może lepiej
krytykanctwo wypływa? Myślę, że trochę z hipokryzji, z udawania kogoś, kim się nie jest, odgrywania lepszego. Jak to
pokonać ową naszą specyfikę krytykanctwa? Trzeba ją potraktować jak pokusę, jak grzech, który może przezwyciężyć
Chrystus. W chwili takiej pokusy, każdej pokusy, jeśli Chrystus
stanie się dla wierzącego bardziej rzeczywisty, a Jego zbawienie nabierze większego znaczenia wtedy możemy mówić
po pokonaniu pokusy krytykanctwa.
Jezus podobnie jak rabin uczy nas właściwego stosunku do życia, odkrywając nam prawdę o miłosierdziu, odpowiedzialności, krytykanctwie. Obyśmy w mocy jego słowa wyszli
zbudowani. Amen.
6 Niedziela po Trójcy Św. K-ce
- 27 lipca 2003
Mt 28,19-20
Dzisiejsza perykopa zawiera znany tekst kończący
ewangelię Mateusza. Słowa wypowiedziane przez Jezusa do
uczniów miały szczególny wydźwięk, ponieważ zostały wypowiedziane przez Chrystusa tuż przed wniebowstąpieniem jako
swoiste credo, testament. Jezus w nim mówi, że będą do niego należeć wszystkie narody, aż do skończenia świata. Słowa
zaś testamentu zawsze się wypełnia i przestrzega jako szczególną wolę. Uczniowie, będąc pod wrażeniem tych słów, docenili ważność tej chwili i wypełnili testament. Tej woli chcemy jako chrześcijanie być wierni i ją wypełniać.
Oto ten , któremu jest dana wszelka moc na niebie i na
ziemi, który jest z nami po wszystkie dni aż do skończenia
świata, proponuje nam pójście przez życie drogą wiary. Droga
ta rozpoczyna się od chrztu Świętego, potem wiąże się z nauką tego co Pan przekazał, w końcu prowadzi do uczniostwa,
do naśladowania Chrystusa. To jest właściwa, bo przedstawiona przez Jezusa droga wiary. Tą drogą podążał Kościół
przez wieki, tą drogą wiary chcemy pójść i my dzisiaj. Wszak
brakuje nam wiary. Świat ogołocił się, jak powiada list do Hebrajczyków, z pewności ”czego się spodziewamy” i z przeświadczenia „tego, co nie widzimy”.
Droga wiary rozpoczyna się w Chrzcie Świętym. Każdy
z nas w chrzcie Świętym zostaje wszczepiony jak latorośl w
krzew winny. W tym akcie Bożej łaski, nie my Boga wybieramy, ale on nas wybiera. Chrzest jest jednak początkiem drogi.
Bóg, który rzucił grzesznikowi koło ratunkowe, oczekuje pochwycenia tego koła, oczekuje, że przez wiarę Chrystus zamieszka w sercach naszych. A to oznacza, że codziennie
chrzest powinien być odnawiany przez pokutę i wyznanie
grzechów, przez które, jak powiada ap. Paweł, „topiony jest
stary człowiek, aby na nowo rodził się nowy, na obraz Boży”.
Przez dokonanie samego sakramentu Chrztu Świętego została wszak wykonana tylko pierwsza część rozkazu Jezusa, który brzmi: „Czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w
imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je wszystkiego do
wam przekazałem”. Do chrztu musi wszak dojść nauczanie.
Jako ochrzczeni musimy być potem nauczani. Przedmiotem tego nauczania ma być poznanie i przestrzeganie
wszystkiego, co Jezus nam przykazał w swoim Słowie. Celem
zaś tego nauczania jest wiara w Jezusa Chrystusa, w Trójjedynego Boga, która właśnie rodzi się ze słuchania Bożego
Słowa. Ta nauka powinna odbywać się przede wszystkim w
domu rodzinnym, w którym ojciec i matka uczą nas zginać kolana do modlitw. Tam, gdzie młody człowiek pozbawiony jest
przykładu wiary swych najbliższych, tam i jego wiara rodzi się
nieraz po wielu zakrętach i błędach. Szkoda, że tak wielu rodziców dzisiaj zapomina, że w czasie Chrztu Świętego ślubowali swe dzieci wychowywać w wierze chrześcijańskiej.
Szczęśliwy zaś człowiek, który swej drogi wiary uczył się w
domu rodzinnym, potem na szkółce niedzielnej, na lekcjach
religii, konfirmacji, a przede wszystkim w społeczności z innymi wierzącymi w Kościele Jezusa Chrystusa. Nic cenniejszego
nie możemy dać swym dzieciom, jak dobre świadectwo życia,
jak dobry przykład wiary. Coraz częściej spotykamy tych i co
więcej jest tych, którzy uważają, że jedynym wianem potrzebnym dzieciom jest majątek, który mogą odziedziczyć. One dużo więcej od naszych dóbr doczesnych potrzebują naszego
czasu, naszej miłości, rozmowy. Jeśli tego nie otrzymają mamy duże szanse przekazać im tylko egoizm, bezwzględność,
brak szacunku do ludzi i wszelkiego Bożego stworzenia. Na-
uczanie, szczególnie to religijne, nie może ograniczyć się tylko do szkoły, rekcji religii i parafii, ono musi istnieć przede
wszystkim w domu rodzinnym i być przy tym autentyczne. Zapytajmy, ile pozostało z tego nauczania w nas, i ile jesteśmy
wstanie przekazywać dalej? Czy czasem nie przypominamy
Piotra spod Cezarei Filipowej, składającego wielkie wyznanie
wiary, a potem zapierającego się Chrystusa przed pałacem
namiestnikowym? Czy czasem nie zapominamy w ogóle, do
czego jako chrześcijanie jesteśmy zobowiązani i nie różnimy
się w życiu codziennym niczym, od tych którzy nie są wyznawcami Chrystusa? Boża droga wiary wymaga, abyśmy
pamiętali o nauczaniu zarówno w przekazie słownym, jak i w
świadectwie czynu.
Dlatego, jak podaje trzecie zobowiązanie testamentu
Chrystusa, jako ludzie dorośli, ukształtowani, żyjący mocą Boga, mamy stać się uczniami, świadkami Chrystusa. Po naszym opowiedzeniu się po stronie Chrystusa, mamy „trzymać
to co mamy” i być dobrym przykładem. Droga za Chrystusem
nie jest bowiem drogą łatwą. Sam Chrystus nazywa ją wąską
drogą, skalista ścieżką. Ta droga wymaga niesienie krzyża, to
nie tylko droga sukcesów i bogactwa. Do tego na tej drodze
nie można dwom panom służyć, nie można być letnim, jak
powiada słowo – chromać na dwie nogi. Jest to droga trudna i
bezkompromisowa ale jest to jedyna droga, która prowadzi do
życia wiecznego, prowadzi do ojczyzny, który poszedł nam
przygotować Chrystus. Jest więc to w konsekwencji najszczęśliwsza droga, a ci którzy nią mogą chodzić mogą uważać się
za ludzi prawdziwie szczęśliwych.
Nasuwa się pytanie: jak się przedstawiają dziś, po
upływie dwóch tysięcy lat, wyniki wykonywania tego testamentu, tego nakazu Pana Kościoła?
Najbardziej charakterystyczna cecha współczesnego
chrześcijaństwa to rodząca się wśród chrześcijan świadomość
przynależności do jednej, obejmującej wszystkich wierzących,
rodziny. Nigdy w dotychczasowych dziejach Kościoła, oprócz
pierwszego okresu Kościoła starożytnego, nie była żywsza
myśl, że pomimo głębokich różnic dotyczących wiary, obrzędów, struktur organizacyjnych, wszyscy, którzy zostali
ochrzczeni, stanowią jedną rodziną chrześcijańską. To jest
bardzo ważna sprawa rodząca nadzieję na nowe możliwości
chrześcijańskiego działania.
Z drugiej jednak strony również charakterystyczną cechą chrześcijaństwa jest jego jak nigdy dotąd zeświecczenie,
oziębłość religijna. Chrześcijanie nie są dzisiaj już często
światłością tego świata i solą tej ziemi. Dali się prześcignąć.
Mamy imię, że żyjemy, ale jesteśmy umarli. Życie codzienne
aż nadto dostarcza nam dowodów powoływania się na chrześcijaństwo i wiarę tych, którzy chrześcijanami nie są, gdyż nie
czynią woli Ojca, nie przestrzegają przykazań, a przede
wszystkim nie miłują. To zjawisko jest wielką słabością współczesnego Kościoła, powoduje marginalizowanie wpływu
chrześcijaństwa na życie duchowe świata. Jesteśmy świadkami przesiewu czy wręcz zmierzchu chrześcijaństwa, które
jest nijakie, nastał zmierzch wiary, która nie jest wiarą lub jest
wiarą martwą, bo nie przynosi żadnych owoców. Nastał koniec
chrześcijańskiej drzemki i zabawy w chrześcijaństwo, zaczął
się nowy okres, okres chrześcijaństwa świadomego i odpowiedzialnego. Jezus więc dzisiaj do nas mówi: bądźcie moimi
świadkami, czyli czyńcie moją wolę, bądźcie moimi wyznawcami. Tę przyjmijmy to jako jego testament.
Dlatego dzisiaj nam trzeba zdecydowanego chrześcijaństwa. Chrześcijaństwa, które mówi tak, tak, lub nie, nie. Potrzeba nam chrześcijan którzy wierzą słowu: „dana mi jest
wszelka moc na niebie i na ziemi. Idźcie tedy i czyńcie
uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca, i Syna i
Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego co wam
przykazałem, A oto ja jestem z wami aż do skończenia świata.
To jest trudne zadanie, trudniejsze niż dawniej i bardziej
skomplikowane. Ale to nie znaczy, że mamy się wycofać lub
wahać. Chodzi, o to, aby każdy na swoim miejscu spełniał to,
co do niego należy. Musimy wszyscy angażować się w życie
Kościoła, kochać go, interesować się tym, co w nim się dzieje i
spełniać swoje obowiązki powołania, abyśmy się w Jego służbie ostali i okazali się wiernymi. Amen.
VIII Niedziela po Trójcy Św. 10 sierpnia
2003-07-17 Mt 5,13-15
Sól potrzebna jest tam, gdzie pojawia się zepsucie, po
światło zaś sięgamy, gdy ciemność nas otacza. Sól i światłość
- zepsucie i ciemność. Tymi słowami da się dzisiaj trafnie
scharakteryzować świat i panujące na nim stosunki. Wiele jest
bowiem wśród nas zepsucia, wiele otacza nas ciemności. Nie
trzeba o tym specjalnie dzisiaj mówić. Wszyscy doświadczamy tego zjawiska na każdym kroku.
Nie jest jednak dzisiaj wyłącznie źle, jak też dawniej nie
było wyłącznie dobrze. Wiemy bowiem bardzo dobrze, że
świat nie jest pozbawiony cech pozytywnych, że nie możemy
mówić tylko o zepsuciu i ciemności.. Wręcz odwrotnie, chrześcijaństwo niesie w sobie nadzieję i wiarę. To dzięki wierze,
możemy śmiać się poprzez zły, i śpiewać – im większy krzyż,
tym niebo bliżej.
Nie dziwimy się więc, że Jezus w swoim wielkim kazaniu na górze wypowiedział to błogosławieństwo. Można sobie
tę chwilę tak wyobrazić. Oto zatrzymał się na chwilę, uważnie
spojrzał na swoich słuchaczy, a potem obejmując myślą cały
świat, całą ludzkość, rzucił z mocą w zasłuchany tłum te właśnie słowa – wy jesteście solą ziemi... wy jesteście światłością
świata.
Co chciał Jezus przez t opowiedzieć? Jak mogli przyjąć
te słowa słuchacze? Były to zapewne słowa wskazujące na
nasze chrześcijańskie zadania. On, który niewątpliwie był solą
ziemi i światłością świata prosi, więcej nakazuje, abyśmy jako
jego uczniowie, czerpali z niego i w Jego duchu działali jako
sól i światłość tego świata. Abyśmy przekazywali poprzez swe
własne życie ponadczasowe wartości nauki Jezusa Chrystusa, której źródłem jest sam Bóg, objawiony w Słowie Swoim.
To są wielkie słowa, to są olbrzymie zadania. Nie możemy je pomniejszać, chociaż ogłuszają swą wielkością i
miażdżą swoim ciężarem. Pełnią rolę zwierciadła, w którym
możemy się przejrzeć i zobaczyć swoją prawdziwą wartość i
wielkość. Czy zawsze jesteśmy solą ziemi i światłością świata? Nieraz byłoby nam trzeba się rumienić. Może jesteśmy
powodem zgorszenia, zasłaniamy Bożą miłość i siejemy egoizm?
Zapytajmy dzisiaj siebie - Czy jest w nas coś co przypominałoby, że jesteśmy solą i światłością tej ziemi? Czy zapobiegamy czyjemuś zepsuciu, czy wyprowadzamy kogoś z
mroku niepokojów? Chrześcijaństwo powinno być dla życia
tym, czym jest sól dla pożywienia. Winno nadawać życiu
smak. Chrześcijaństwo powinno oświecać ludzkie drogi, nawet wtedy kiedy zbierają się nad nami ciemne chmury lęków,
powinno być widoczne, nastawione na zewnętrzne działanie,
na wskazywanie właściwej drogi do Chrystusa a czasami być
światłem ostrzegawczym, przed złą drogą. Chrześcijaństwo
bowiem nie powinno być w konspiracji i nie może kończyć się
po przekroczeniu drzwi wyjściowych kościoła.
Świat dzisiaj bardzo potrzebuje, abyśmy w praktycznym
działaniu byli solą i światłością tej ziemi, gdyż potrzebuje świateł przewodnich, autorytetów. W Jezusie te wielkie słowa nie
stają się pustym frazesem i uroszczeniem bez pokrycia.
Wszak On jako sól i światłość tej ziemi wyposaża nas w tę
mądrość i daje siły do spełnienia w życiu tych zadań. Przez
Niego nabrały treści i stają się uzasadnionym wezwaniem,
gdyż możemy świecić jego blaskiem. Oby i przez nas mniej
było na świecie zepsucia i ciemności, kiedy usłyszymy wyraźnie – wy jesteście solą ziemi..... wy jesteście światłością świata. Amen.
PORZĄDEK WMUROWANIA
KAMIENIA WĘGIELNEGO
Ks.: W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Zb.: Amen
Bp: Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość Boga, i
społeczność Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi.
Zb.: Amen
Bp: Ponieważ apostoł święty Paweł powiada, że wszystko ma
być poświęcone Słowem Bożym i modlitwą, dlatego posłuszni
temu zaleceniu chcemy dzisiaj poświęcić to miejsce i kamień
węgielny, czytając Słowo Boże i modląc się do Tego, który nie
przemija, który był wczoraj, dziś i trwa na wieki.
W psalmie 118 czytamy: „Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym. Oto dzień, który Pan
uczynił. Weselmy się i radujmy się w nim.” (Ps 118,22-24)
Apostoł Pański tak mówi: „Każdy zaś niechaj baczy, jak na
nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus
Chrystus.”
Zaś Wszechmogący Pan w Ewangelii zwiastuje: „Każdy, kto
słucha tych słów moich i wykonuje je, będzie przyrównany do
męża mądrego, który zbudował dom na opoce. I spadł deszcz
ulewny, i wezbrały rzeki, i powiały wiatry, i uderzyły w ów dom,
ale on nie runął, gdyż był zbudowany na opoce” (Mt 7,24-25)
Bp: Siostry i bracia, prośmy teraz Boga, Ojca Wszechmogącego, aby przyjął pod swą opiekę to dzieło budowy i aby przez
wiarę i miłość zjednoczył nas z Chrystusem, kamieniem węgielnym Kościoła.
Módlmy się: Panie i Boże łaskawy. Dziękujemy Ci, że pozwalasz nam uczestniczyć przez naszą pracę w dziele kształtowania oblicza tej ziemi. Obdarz nas swą mądrością, abyśmy
stając do pracy, obdarzeni byli Twą siłą i czynili wszystko
zgodnie z Twoja wolą.
Pobłogosław początek i koniec budowy. Błogosław tych, którzy będą tutaj pracować, chroń ich przez wypadkiem i nieszczęściem. Spraw, aby to dzieło zawsze służyło ludziom.
Buduj nas codziennie jako żywe kamienie twego Kościoła dając nam zrozumieć, co służy dobru ogólnemu, co służy Tobie
na chwałę a nam ku pożytkowi.
Tyś jest Ojcem naszym, który prowadzi nas po wszystkich
drogach naszego życia i wskazuje nam kierunek działania,
przeto ośmielamy się wołać: „Ojcze nasz...”
Bp: Tym słowem i modlitwą błogosławię tę rozpoczynającą się budowlę ........ A czynię to w imieniu Boga Ojca i Syna
i Ducha Świętego. Amen. ( Bp. Trzykrotnie uderza młotkiem w
kamień węgielny)
Bp: Niech nas błogosławi i niech nas strzeże Bóg
wszechmogący i miłosierny: (+) Ojciec i Syn, i Duch Święty.”
Amen
9 Niedziela po Trójcy Świętej
– K-ce, 10.08. 2003 roku
Flp 3,7-14
Ap. Paweł zanim poznał Chrystusa należał do ludzi
szczególnych, o których Żydzi mogli powiedzieć „bez nagany”.
Według zakonu spełniał wszystkie wymogi stawiane prawowiernym Żydom. Więcej mógł korzystać w przywilejów, które
osiągali tylko nieliczni Żydzi. Był obrzezany ósmego dnia, a
więc od urodzenia wychowywany w wierze żydowskiej, pochodził z rodziny wywodzącej się plemienia Benjamina, a więc
należał do elity, gdyż ród Beniamina zajmował szczególne
miejsce wśród arystokracji Izraela. Postarano się, ze względu
na odziedziczone po swoim ojcu obywatelstwo rzymskie, także o jego wszechstronne wykształcenie zarówno rabiniczne
jak i prawa rzymskiego, wszak był uczniem samego Gamaliela. Właściwe pochodzenie, staranne wykształcenie – oto charakterystyka Pawła z Tarsu w Cylicji. Kariera stała przed nim
otworem. Taki człowiek miał przed sobą wielką przyszłość.
Takie przygotowanie do życia i taka pozycja wyjściowa to marzenie niejednego młodego człowieka, to przepiękne perspektywy. Nie dziwimy się, że sam Paweł był dumny ze swego
hebrajskiego pochodzenia, z przynależności do faryzeuszów,
znany ze swej gorliwości. Wszak był na wskroś Żydem, od
dzieciństwa wiernie oddanym prawu Mojżeszowemu i kochającym swój naród. Gdyby mu wtedy ktoś przepowiedział, że
będzie przywódcą chrześcijan, że będzie występował przeciwko synagodze, zapewne zaprzeczyłby takim przepowiedniom.
A jednak oto dowiadujemy się w dzisiejszym tekście
skierowanym do zboru w Filipii, że ten człowiek mówi: „to
wszystko, co było mi zyskiem, uznałem za szkodę”. Cóż wydarzyło się, że oto ten człowiek o tak wielkich możliwościach i
perspektywach w wśród izraelitów wypowiada tak zdecydowane słowa? Co spowodowało tę zmianę?
Sprawcą tej zmiany był Chrystus. Pod Damaszkiem
Paweł uznał doniosłość Jezusa Chrystusa. Do tego momentu
go prześladował, prześladował też chrześcijan. Był przy kamienowaniu Szczepana, teraz jechał do Damaszku z listą
chrześcijan, aby ich uwięzić. I oto w jednym momencie, to co
uznawał za przedmiot chwały, teraz stało się bezużyteczne.
Bywają takie chwile, kiedy wszystko wali się w sekundzie.
Trzeba nam wszystko przewartościować, bo oto to co stanowiło dla nas przedmiot jedynej troski i co było sensem życia
przemija, odchodzi, zawodzi. Wszystko co było ważne dotychczas dla Pawła przestało się liczyć. Ani pochodzenie, ani pozycja fazyzeusza, ani wykształcenie nie uchroniło go od zmiany swych dotychczasowych poglądów i działań. Dotychczasowe osiągnięcia okazały się stratą. Tak twierdził nie tylko pod
Damaszkiem, ale i pod koniec swego życia. Znamienne, że to
przewartościowanie, które można nazwać nawróceniem sprawiedliwego, nastąpiło w młodym wieku, a apostoł wspomina o
nim także pod koniec swego życie w liście do Efezjan. Widocznie uznał, że było to warte przemiany, widocznie twierdził,
że tylko to uratowało go od zmarnowania życia, które zapowiadało się dobrze, ale zakończyłoby się być może tragicznie.
Takie wyznanie wypowiedziane pod koniec życia nie podlega
już tak łatwo zmianie, bo jest świadome, wypływa z doświadczeń życiowych, jest świadectwem całego życia – „wszystko
uznał za śniecie, żeby zyskać Chrystusa”. I to dobrze, że
człowiek może się zmienić. Może i my za taką zmianą tęskni-
my i jej potrzebujemy? Bywają nawrócenia grzeszników, o których mówi Jezus w podobieństwie i zagubionej owcy, syna
marnotrawnego i bywają nawrócenia sprawiedliwych, takich
jak ap. Paweł. Te nawrócenia są najtrudniejsze, wszak większość tych, którzy prowadzą w miarę uczciwe życie, ale chcą
zasłużyć na zbawienie przez dobre uczynki, nie widzą potrzeby nawrócenia. Mówią: nie zgrzeszyłem jak syn marnotrawny,
nie potrzebuję żadnej zmiany. Pamiętajmy, że nie ma człowieka beż grzechu, pamiętajmy też i na słowa Jezusa, który powiedział nie bez powodu: „większa będzie radość w niebie z
jednego grzesznika, który się upamięta, niż z 99 sprawiedliwych, którzy upamiętania nie potrzebują.” Wszyscy zgrzeszyliśmy i wszyscy potrzebujemy nawrócenia.
Na czym ona w swej istocie polegała? Ap. Paweł do
momentu nawrócenia pod Damaszkiem swe poznanie Boga
uzależniał od własnych wysiłków, od własnych zasług i sprawiedliwości. Pod Damaszkiem odkrył, że poznanie Boga, nie
zależy od woli człowieka, ani od jego zabiegów, lecz od zmiłowania Bożego. Tam poznał, że prawidłowa relacja z Bogiem
nie opiera się na zakonie, czyli zasłudze, ale na wierze. Tam
odkrył, że trzeba się tak naprawdę wyzbyć swej chwały, aby
móc zaakceptować miłosierdzie Boże. Dlatego powiedział,
wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości ,jaką jest poznanie Jezusa Chrystusa. Wszystko uznaję za śmiecie, żeby
znaleźć Chrystusa, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej
na zakonie, lecz tę, która wywodzi się z wiary.
Podobne odkrycie przeżył pod wpływem czytania ap.
Pawła nasz reformator w klasztorze. Jego Damaszkiem było
przeczytanie słowa – sprawiedliwy z wiary żyć będzie niezależnie od uczynków. Ani sam pobyt w klasztorze, ani biczowanie swego ciała, ani posty nic nie znaczą, jeśli przez wiarę nie
oddamy się w ręce Boga. Wtedy też obrazowo Luter powie-
dział: „Dobre uczynki nie czynią człowieka dobrym, tak jak
owoce nie czynią drzewa dobrym. Dobre bowiem drzewo wydaje dobre owoce a dobry człowiek wydaje dobre uczynki.
Dobry człowiek rośnie jak dobre drzewo – bez dobrych uczynków, tylko przez wiarę w prawdziwe Słowo Boże. Wiara jest
początkiem wszystkich dobrych uczynków.”
Dlaczego odkrycie tej prawdy było takie ważne? Dlaczego ap. Paweł wszystko inne uznał za nic nie warte?
Ap. Paweł daje na to jednoznaczną odpowiedź. Odnalezienie
Chrystusa przez wiarę a nie przez uczynki jest potrzebne, aby
doznać mocy zmartwychwstania i dostąpić zmartwychwstania
a to jest cel najwyższy i najistotniejszy. Wprawdzie dzisiaj wielu nie wierzy w zmartwychwstanie i o nie nie zabiega, gdyż
wydaje im się, że wystarczy przeżyć bogato i pięknie życie na
ziemi. Jednak u końca dni tak wielu dostrzega w wiecznym
życiu istotę ludzkiego życia na ziemi a wtedy jest już często za
późno, aby się pojednać z Bogiem. W obliczu śmierci i wieczności cichną i znikają wszystkie pytania dotyczące ziemskiego
życia i pozostaje tylko jedno: czy pochwyciliśmy wyciągniętą
rękę Bożej miłości w Jezusie Chrystusie. Nikt wobec tego pytania nie może zachować całkowitego spokoju. Kiedy stajemy
się własnością Chrystusa jego zmartwychwstanie staje się naszym zmartwychwstaniem, a to oznacza, że on stanowi gwarancję nieśmiertelności i przyszłego życia, gdyż jest z nami aż
do skończenia świata.
Nawrócenie jest więc procesem ciągłym – rozpoczyna
się dzięki łasce Bożej bez jakiejkolwiek naszej zasługi i trwa
poprzez codzienną pokutę i odnowę życia duchowego przez
Słowo Boże i modlitwę. Stąd ap. Paweł, który przeżył gwałtowne nawrócenie pod Damaszkiem zmieniające wszystko w
jednym momencie powiada: „nie jakobym już to osiągnął albo
był już doskonały, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyci-
łem, ale zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie.
Gdzie się znajdujesz w drodze za Chrystusem? Może
żyjesz jeszcze życiem swej własnej sprawiedliwości i przypominasz tego, który nie potrzebuje lekarza? Może jesteś tak
daleko od Boga, że wydaje ci się, że już dla ciebie nie ma ratunku. Jezus przyszedł zarówno do tych sprawiedliwych, którzy lekarza nie potrzebują, jak i do wielkich grzeszników. Każdy może do niego przyjść. On zmienia ludzkie życie, nadaje
mu nowy sens. Ap. Paweł za tę zmianę oddał wszystko byle
by tylko mieć Chrystusa, który daje udział w zmartwychwstaniu. Takiego świadomego chrześcijaństwa nam trzeba, które
zawierza Chrystusowi i wierzy mu. Amen.
Wprowadzenie w urząd proboszcza
ks.dra Marcina Hintza - Częstochowa 21.09. 2003
Łuk 17,11-19
Drogi Proboszczu, drodzy goście, siostry i bracia w Chrystusie!
Wprowadzenie proboszcza w urzędowanie na podstawie wyboru całej parafii jest tą uroczystą chwilą, w której powinniśmy wszyscy Boga prosić o Błogosławieństwo i moc
Ducha Świętego. Dzisiaj też towarzyszy nam drogi księże
Marcinie taka prośba. Wola parafii będąca wyrazem dostrzeżenia i docenienia twoich dotychczasowych wysiłków w służbie w tej parafii chce być potwierdzona przez naszą gorącą
prośbę do Boga o prowadzenie cię w tej parafii na długie lata.
Wszak zadania, które obecnie stawia się przed duchownymi są tak wielkie, że potrzebna nam jest stała gorąca
prośba nie tylko dzisiaj ale każdego dnia wypowiadana z naszych wierzących serc. Wierni dzisiaj oczekują od duchownego, że będzie złotoustym kaznodzieją, wybitnym znawcą
wszystkich problemów teologicznych, doskonałym duszpasterzem umiejącym pochylić się nad każdym potrzebującym pomocy, mądrym katechetą umiejącym dotrzeć z wieścią o zbawieniu zarówno do przedszkolaków jak i do studentów, do tego powinien być dobrym gospodarzem, administratorem,
księgowym, znawcom wszystkich tak często zmieniających się
przepisów. Czy temu może podołać jeden człowiek, choćby
najzdolniejszy, kiedy parafia jest mała bez współpracowników.
Chyba nie. Jedyną szansą jest gorąca prośba o Boża pomoc i
prowadzenie. Tego wszyscy potrzebujemy, a każdy z nas duchownych wie najlepiej, ile znaczą jego wysiłki jeśli nie ma
Bożego Błogosławieństwa. Taka prośba skierowana do Boga
nas wszystkich ci towarzyszy. O tę modlitwę przyczynną zapewne prosisz dzisiaj wszystkich swych parafian. Na prośbie
jednak nie możemy poprzestać.
Dzisiejsza ewangelia mówi nam wszak nie o prośbie,
ale o dziękczynieniu, o potrzebie uwielbiania Boga za wszystko co przeżywamy, co zostało nam dane, co jest przedmiotem
naszej służby. Kiedy prośba połączona jest z okazywaniem
wdzięczności i chwały Bogu, wtedy dopiero możemy mówić o
właściwej modlitwie. O prośbie jeszcze pamiętamy, ale podziękować Bogu za okazaną miłość to już nie zawsze. Ten
kosz z prośbami przed obliczem Boga jest nieporównywalny z
koszem naszych dziękczynień. W ewangelicznym zapisie
uzdrowienia z 10 trędowatych, tylko jeden wrócił i oddał Bogu
chwałę. Tak pozostało do dnia dzisiejszego. Wypełnienie wielu naszych próśb uważamy za tak oczywiste, że nawet do nich
refleksją nie wracamy. O wielu Bożych wysłuchanych modlitwach natychmiast zapominamy, ale za to doskonałe pamiętamy te sytuacje, w których Bóg postanowił inaczej, bo wtedy
możemy narzekać i czynić Bogu wyrzuty.
Nasza prośba połączona powinna być z dziękczynieniem, a właściwie dziękczynienie powinno wyprzedzać prośby.
Wszak mamy za co dziękować. Zostaje waszym proboszczem
człowiek o wielu zdolnościach, czy to nie powód do dziękowania, wybraliście duchownego, który swoimi talentami może
służyć nie tylko w Częstochowie, ale i Warszawie w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, czy to nie powód do oddawania Bogu chwały? Ty też drogi bracie w posłudze Słowa Bożego i Sakramentów chcesz Bogu podziękować, że prowadził
cię aż dotąd, że obdarzył cię wieloma talentami i dał ci w opiekę ten zbór i równocześnie prosić, aby prowadził ciebie i rodzinę, aby pozwolił ci być błogosławieństwem dla wielu,
szczególnie dla tej diasporycznej parafii.
Już psalmista powiedział: „Dobrze jest dziękować Panu
i opiewać imię twe, o Najwyższy”. Jednym z najlepszych
środków na wszelkie obawy, wątpliwości, zniechęcenie i załamanie, jest wysławianie Boga. Największym cudem jest to,
że ten który jest zajęty wielkimi sprawami wszechświata,
troszczy się o nasze życie. Bóg, którzy stworzył świat interesuje się każdym z nas a ponieważ jest naszym ojcem, wysłuchuje naszych modlitw i chce abyśmy z dziękczynieniem składali wszelkie troski na Niego.
Niech wysławianie będzie najważniejszą częścią naszego życia modlitewnego, naszej społeczności z Bogiem.
Tylko wtedy koncentrujemy się na Bożej dobroci, miłości i łasce, a nie na narzekaniu. Paweł i Sylas w więzieniu potrafili
śpiewać Bogu na chwałę. Mury Jerycha zawaliły się, kiedy lud
Boży wysławiał Pana. Nauczyć się wysławiać Boga nawet w
chwilach trudnych, w chwilach doświadczeń, to prawdziwa
wielkość chrześcijańskiego życia, szczególnie tych, którzy stoją w jego służbie.
Życzę ci drogi bracie, aby dziękczynienie stało się zasadniczą twoją chrześcijańską postawą, wynikającą ze świadomości Bożej łaski. Życzę ci, aby dziękczynienie modlitewne
przypominało ci zbawcze czyny Boga, aby zawsze budziło
świadomość, że stale grozi nam niebezpieczeństwo utraty tego, co już osiągnęliśmy, aby było przepełnione wiarą określającą nowy stosunek do Boga, do naszych braci i sióstr, do
siebie samego.
A wam Drodzy parafianie życzę,, abyście poprzez
dziękczynienie przynosili w modlitwie przed tron Boży waszego proboszcza, abyście za wszystko dziękowali. Amen
Podziękowanie 10.11.2003
Wasze Ekscelencje, Drodzy Bracia w urzędzie, Panie
Wojewodo, Panie Prezydencie, Siostry i Bracia w Chrystusie
Chociaż w zasadzie nie mam żadnych kłopotów z zachowaniem posłuchu w diecezji czy parafii, to dzisiejsze nabożeństwo dziękczynne przygotowano w tajemnicy przede
mną i bez mojej wyraźnej zgody. Gdyż moim koledzy wiedzą,
że nie lubię rocznic na cześć ludzi i godzę się tylko na takie
nabożeństwa, które są związane z możliwością oddawania
Bogu chwały i dziękowanie Mu za dotychczasowe prowadzenie.
Za to jestem wdzięczny, że mogę oglądać tyle miłych i
drogich mi twarzy. Waszą obecność poczytuję sobie jakie
wielkie wyróżnienie i serdecznie za tę obecność dziękuję.
Ale przede wszystkim jestem wdzięczny, że każdego
dnia, a szczególnie dzisiaj tak wielu z was modli się wspólnie
za mnie i za naszą diecezję i Kościół, za oddawanie Bogu czci
i chwały. Bez jego błogosławieństwa nic uczynić nie możemy i
ważne jest, aby Święty Bóg w Jezusa Chrystusie na nasze
„tak” odpowiedział swoje „tak”. Z tą świadomością żyłem przez
wszystkie dotychczasowe lata i Bogu zawsze powierzałem
swą służbę w Mikołowie, Świętochłowicach, Wirku, Katowicach, w pracy młodzieżowej, ekumenicznej i medialnej.
Dzisiaj w tym uroczystym dniu dziękuję Bogu szczególnie swej rodzinie, która dzieli na co dzień ze mną tę służbę,
wszystkim współpracownikom duchownym i świeckim, z którymi działałem w różnych parafiach, wszystkim, wiernym, którzy swą postawą świadczą o Chrystusie.
Na dzisiejszy dzień w psalmie 67,2 na są słowa jakże
pasujące do dzisiejszej uroczystości słowa o Bożym Błogo-
sławieństwie: „Niech nam Bóg miłościw będzie i niech nam
błogosławi”.
Zapewniam was o swej modlitwie codziennej o cały Kościół Chrystusowy na ziemi, o naszą diecezje, o wszystkie parafie, o wszystkich współpracowników w Kościele, a przede
wszystkich o tych wszystkich, którzy są przeróżnych potrzebach i kłopotach.
Boże błogosławieństwo niechaj będzie z nami teraz i
zawsze. Bóg zapłać, pozostańcie z Bogiem.
Lista Gości duchownych:
BISKUPI:
Biskup dr Jan Szarek
Biskup Paweł Anweiler – zwierzchnik Diecezji Cieszyńskiej
Biskup Ryszard Bogusz – Zwierzchnik Diecezji Wrocławskiej
Biskup Mieczysław Cieślar - Zwierzchnik Diecezj Warszawskiej
Biskup Ryszard Borski - ewangelicki biskup wojskowy
Biskup dr Stefan Cichy, rprezentujący Kościół rzymskokatolicki i Metropolitę Arcybiskupa Damiana Zimonia ,
Ks. dziekan Stanisłąw Puchała,
Ks. Andrzej Suchoń z sąsiedniej parafii
Przwedstawiciele Kościołów z Polskiej Rady Ekumenicznej:
Infułat Eugeniusz Stelmach i Ks. Adam Stelmach z Kościoła
Polsko - Katolickiego
Ks.Mitrat Sergiusz Dziewiatowski z Kościoła Prawosławnego
Ks. Prezbiter Okręgowy Jerzy Rogaczewski
Ks. prezbiter dr Stefan Rogaczewski z Kościoła Babtystów,
Ks. Roman Chmielewski ze zborów Chrystusowych
Lista gości świeckich:
Wojewoda dr Lechosław Jarzębski
Prezydent Miasta Piotr Uszok
Wicewojewoda Andrzej Waliszewski
Pogrzeb śp. Bronisławy Buzek
Chorzów, 26 sierpnia 2003
„Teraz puszczasz sługę swego, Panie, według słowo swego w
pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie twoje Łuk. 2,29-30
Droga zasmucona rodzino, siostry i bracia w Chrystusie!
Żegnamy dzisiaj, gdyż taka była wola świętego Boga, śp. Bronisławę Buzek, zd. Szczuka, urodzoną 25 listopada 1913 roku
w Gutach na Zaolziu a zmarła 25 sierpnia 2003 r. w Katowicach w domu córki w 90 roku swego życia. Była córką Jana
kierownika polskiej szkoły i Heleny nauczycielki. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Gutach dalszą naukę pobierała w
Cieszynie kończąc żeńskie seminarium nauczycielskie w 1932
roku. Po wyjściu za mąż w 1936 roku za Pawła Buzka, inżyniera elektronika, absolwenta Politechniki Gdańskiej jako Polacy przenieśli się ze względu na pracę zawodową męża do
Chorzowa. Wojnę przeżyła u krewnych na Zaolziu, a wiosną
1947 roku powróciła z całą rodziną do Chorzowa. W 1953 r.
mąż
.
Powitanie
Nabożeństwo dziękczynne z okazji 45. rocznicy
Ordynacji ks. Jana Macha
Katowice, 5 września 2003 roku
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
W wielką radością i wdzięcznością witam wszystkich na
tym skromnym nabożeństwie dziękczynnym z okazji 45. rocznicy ordynacji naszego przyjaciela ks. Jana Mach, gdyż pragniesz wraz z rodziną i swoimi najbliższymi Bogu najwyższemu podziękować i okazać dziękczynienie. Wśród tych, którzy
dzielą z Tobą tę radość i dziękczynie witam Najprzewielebniejszych biskupów Jana Volnego z Zaozia i Jana Szarka,
prezesa Synodu ks. Jana Grossa, ks. Waldemara Preissa
……………………………
Nie chciałeś drogi księże rozgłosu i szerszej informacji
o tym nabożeństwie, bo chciałeś być w gronie przyjaciół. Myśmy dochowali tajemnicy, ale sądzę, że takiego jubileuszu nie
można utrzymać w tajemnicy, że rozszedł się jak światło
uwolnione spod korca i wielu jakże wdzięcznych parafian,
szczególnie z Świętochłowic pragnie z nami dziękować Bogu,
za dotychczasowe lata służby dla Pana, z tak wielkim oddaniem, jako wielki przyjaciel naszych zborów w Polsce, na Śląsku w Czechach, Węgrzech.
Twe wielkie serce pełne miłości w okazywaniu pomocy
wszystkim potrzebującym budzi wśród tych, którzy cię znają
niekłamany szacunek ,wręcz wdzięczność. Pozwól, że podziękujemy Boga za twe życie i twą rodzinę razem z tobą.
Jesteś prawdziwym sługą Bożym, który swą posługę
widzi w tajemnicy zmartwychwstania Pana i Zesłania Ducha
Świętego jako uobecnienie słów Jezusa: „nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem”. Przez chrzest a potem ordynację
powołany przed laty zostałeś do głoszenia Ewangelii i szafarstwa Sakramentami jako „niewolnik Jezusa”. Nazwany „ustami
naszego Pana, odtwarzałeś wolę Trójjedynego Boga, która
zapewnia nam uczestnictwo „w tajemnicy rzeczy wiecznych i
sprawiedliwości wiekuistej”. Pojąłeś istotę tej służby polegającej, na wzór usługiwania Jezusa Chrystusa, na całkowitym
byciu dla innych i sprawowaniu powinności między ludźmi jako
„ten, który służy”. Za takie Twe usługiwanie pragniemy Bogu
serdecznie wspólnie podziękować.
Porządek Nabożeństwa dziękczynnego
z okazji 45. rocznicy
Ordynacji ks. Jana Macha
Katowice, 5 września 2003 roku
1. Preludium
2. Powitanie Bp T.Szurman
3. Pieśń 595
4. Liturgia (intr. 112)
5. Pieśń 475
6. Kazanie – Bp Jan Szarek
7. Pieśń 421
8. Udzielenie Błogosławieństwa Jubilatowi
9. Pieśń 583
10. Spowiedź – Ks. Prezes Jan Gross
11. Pieśń 409
12. Liturgia Komunijna
13. Błogosławieństwo
14. Pieśń 578
Pamiątka umarłych 1 listopada 2003-10-31
„Zaprawdę powiadam wam, kto słucha słowa mego o
wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie
przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota. Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam, zbliża się godzina, owszem już
nadeszła, kiedy umarli usłyszą głos Syna Bożego i ci, co usłyszą, żyć będą.
Przebywając na cmentarzach, na których śmierć przemawia i ma decydujące znaczenie potrzeba nam szczególnej
pociechy i nadziei. Tutaj wszak są pochowani nasi bliscy, tutaj
leżą zasłużeni dla całej społeczności znamienici ludzie, tutaj
pochowano tych, którzy jeszcze w zeszłym roku byli po stronie
żywych. Ich śmierć przerwała wszystkie relacje i dlatego
śmierć zawsze jest przeżyciem bolesnym, przed którym uciekamy. W tym względzie nie ma jakieś omijającej ścieżki. Zapłatą za grzech jest śmierć”, więc wszyscy fizycznie, docześnie umrzeć musimy i musimy pozostawić tutaj wszystko co
łączyło nas z innymi, co stanowiło nasze skarby na ziemi. To
oznacza po pierwsze, że Śmierć też jest czymś ważnym nie
dlatego, że stanowi koniec wartości materialnym, lecz dlatego,
że oznacza koniec naszych ziemskich bogów, których uczyniliśmy z owych materialnych wartości, stawiając je w miejsce
„bycia bogatym w Bogu”. A po drugie, że choć człowiek nie
jest stworzony po to aby umrzeć, to śmierć ustanowiona jest
jako kara za grzechy. Prawda ta ukryta jest w stwierdzeniu, że
człowiek który został stworzony nie znał śmierci i miał udział w
wiecznym życiu Boga. To jest mój obraz w was – powiada do
Adama i Ewy, Jeśli jednak zgrzeszycie, utracicie ten obraz i
umrzecie”.
Pociechą jest jednak, że po drugiej stronie śmierci Bóg
jest w dalszym ciągu naszym Panem i nie dopuści do przerwania naszej raz rozpoczętej historii z Nim związanej. Jest
dla nas Bogiem życia i zmartwychwstania. Więcej losem ludzkości jest umieranie i zmartwychwstanie.
A to oznacza, że u podstaw biblijnego twierdzenia,
stwierdzającego, iż w chwili śmierci musimy pozostawić
wszystko, w czym pokładaliśmy nadzieję tu, na ziemi, nie leży
sceptycyzm lub negacja wszystkich wartości życiowych, lecz
nadzieja, że być bogatym w Bogu, mimo utraty wartości ziemskich, prowadzi nas do ojczyzny w niebie. Tak więc, gdybyśmy poprzestali na negatywnym stwierdzeniu, że już po
wszystkim, że wszystko się już skończyło, nie uczestniczylibyśmy w zwycięstwie zmartwychwstania. Luter w objaśnieniu
Listu do Rzymian przeciwstawia śmiertelne ciało duszy, którą
uważa za coś niezniszczalnego. Pojęcie „dusza” jest synonimem człowieka, który został wezwany przez Słowo Boże do
nieprzerwalnej wspólnoty z Bogiem i w niej znajduje ocalenie.
Biblijna nauka eschtologiczna a wiec o rzeczach ostatecznych, nie jest jednak, jak by nam się marzyło i wydawało,
zwiastowaniem powszechnego i automatycznego dla wszystkich ludzi zwycięstwa życia nad śmiercią, nie jest zapowiedzią
zbawienia dla wszystkich niezależnie od rodzaju wiary i życia.
Choćby dzisiejszy tekst mówi o powtórnym przyjściu Jezusa,
dla tych, którzy usłyszą głoś jego. Będzie to godzina sądu,
gdyż Chrystus otrzymał władzę sądzenia. Dla jednych będzie
to godzina powstania do życia, dla drugich godzina powstania
na sąd. Po pierwszym wtargnięciu Chrystusa poprzez zmartwychwstanie w świat człowieczej śmierci, nastąpi powtórne
przyjście Chrystusa, które jest drugim adwentem oczekiwanym przez wszystkie pokolenia. Nie znamy dnia ani godziny
tego przyjścia, wiemy jedynie, że będzie to dzień sądu, dzień
powszechnego zmartwychwstania.
Choć stara budowla człowieczego życia na ziemi się
rozpadła, na tym miejscu powstała nowa. Zewleczeni w tego
co doczesne, z ciała, przyobleczeni zostajemy w to co wieczne w ciało duchowe, które nazwane jest nowym ciałem. Powtórne przyjście Chrystusa, jak wierzymy, będzie dla jednych
dniem przemienienia, aby zawsze być już z Panem. To co
skażone stanie się nieskażone, obraz ziemskiego człowieka
przemieni się w niebiański, to, co śmiertelne, stanie się nieśmiertelne. Będzie też dniem sądu, kiedy to Pan powie – nigdy was nie znałem, idźcie precz ode mnie. Choć każdemu będzie dana sposobność, by imię jego było zapisane w księdze
żywota, bo Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale chce aby
wszyscy przyszli do poznania prawdy i byli zbawieni, to jednak
odrzucenie czeka tych, którzy tej łaski nie przyjęli.
W Chrystusie dla wierzących jest darowane życie.
Śmierć nie jest ostatnim argumentem. Zwycięstwo krzyża
Golgoty w poranek wielkanocny jest oczywistym. Trzeba nam
to tylko przyjąć wiarą. Wiara zaś rodzi się ze słuchania Słowa
Bożego. Potwierdza to dzisiejszy tekst: „Zaprawdę powiadam
wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał
ma żywot wieczny”. Trzeba nam pochylając się nad mogiłami,
pochylić nad Bożym Słowem. Nie nasze przemyślenia, nie nasza mądrość, ale Boże Słowa z kart Biblii może dam darować
wiarę, która sięga poza grób i pozwala nam dostrzegać nadzieję ponad chmurami doczesnego przemijalnego życia. Zapalając znicze, dostrzegajmy w nich nie tylko symbole ludzkiej
pamięci i wdzięczności ale symbole światła nadziei, symbole
Chrystusa, który przez swe słowo przekazuje nam wiarę w
swe powtórne przyjście, zmartwychwstanie i życie wieczne dla
wierzących.. Amen.
Święto Reformacja – 2 listopada 2003
Każda społeczność ma swoje szczególne święta. Dla Kościoła
ewangelickiego takim dniem jest święto reformacji. W to święto wspominamy wielkie i błogosławione dzieło odnowy Kościoła chrześcijańskiego, które miało miejsce w XVI wieku. Nie było ono dziełem człowieka, ks.dra Marcina Lutra lecz Ducha
Bożego. Ks. Marcin Luter, mnich augustiański i profesor uniwersytetu w Wittenberdze, był narzędziem w ręku Pana Kościoła, Jezusa Chrystusa, który upomniał się o miejsce swej
ewangelii w świecie. Samo ludzkie dzieło nie mogłoby zaowocować tak wielkim błogosławieństwem w moc Chrystusowego
krzyża.
Jeśli Reformacja jest dziełem Bożym, to z okazji Święta
Reformacji na czoło wysuwają się dwa bardzo ważne dla naszej wiary pytania. Pierwsze dotyczy przeszłości: jakie znaczenie miała Reformacja w minionych wiekach? Drugie pytanie dotyczy teraźniejszości: jakie znaczenie ma dla nas, ludzi
żyjących w zgoła innym świecie aniżeli Luter i jemu współcześni.