Duże zwierzę Mała świnka i jej stryjek
Transkrypt
Duże zwierzę Mała świnka i jej stryjek
fragmenty tekstów © Dorota Bielska [email protected] wierszyki dla dzieci Duże zwierzę Znałam kiedyś duże zwierzę Co lubiło tłuc talerze. Kupowałam stos talerzy Płacąc za nie jak należy, Me talerze jeszcze świeże Tłukło z hukiem duże zwierzę. Zwierzu – mówię – bądźmy szczerzy Nie należy tłuc talerzy. Tłuc talerzy nie należy! Ale zwierzę mi nie wierzy Wciąż pozbawia mnie talerzy Jeszcze mordę do mnie szczerzy! Jeśli spotkasz takie zwierzę Chowaj prędko swe talerze! Mała świnka i jej stryjek Mała świnka i jej stryjek Posprzeczali się o ryjek. „Jestem większy - mówi stryjek Poważniejszy jest mój ryjek. Bardzo się rozzłościł stryjek I na pomoc wezwał... kijek. Długo już na świecie żyję Często ziemię ryjkiem ryję Świnka ryjek w dół spuściła „Muszę być dla stryjka miła Słuchaj, przeto swego stryjka I tu nie zadzieraj ryjka!” Nim stryj w ryjek weźmie kijek I w dyskusji go użyje.” Świnka stryjka ryjkiem bada I odważnie odpowiada: Przez ogonka dwa zakręty Doszliśmy do świńskiej pointy: „Może rzadziej ryjkiem ryję Za to częściej ryjek myję!” Na nic śwince język cięty Twarde starszych argumenty... fragmenty tekstów © Dorota Bielska [email protected] dla dorosłych Czas zaprzeszły Kiedyś list do siebie w przyszłość napisałam I zakleiłam Potem po latach przeczytałam I spaliłam A teraz już nie pamiętam, co w nim było recenzja Zuzanna Orlińska „Matka Polka” - recenzja Matka Polka. Z czym Wam się to kojarzy, na pierwszy rzut oka? Uciemiężona matrona rodaczka, macierzyństwem swoim sterana... A tu... książeczka dla dzieci! O... matce POLKA! – Apolinarego. Do której nie pasują żadne zdrobnienia i dlatego Polek mówi o niej po prostu: matka. Moja matka. „Nie jest wcale drobna, o nie. Jest po prostu duża. Ma długie nogi i długie ręce. Jej włosy – dużo włosów koloru rdzawo-brązowego – skręcone w maleńkie sprężynki fruwają swobodnie wokół głowy”, ma małe oczy, haczykowaty nosek i mnóstwo piegów, z których każdy „jest pamiątką jakiegoś słonecznego dnia”. Chodzi zawsze w trampkach, nawet zimą, a pasiasty szalik powiewa za nią zaczepnie. Jest wspaniałą kompanką swojego synka. Potrafi zaprzyjaźnić się z najstraszniejszymi potworami z przerażających gier komputerowych, a nawet znaleźć im lepszą pracę, w której nikt do nich nie strzela. Potrafi pokonać – podszywającą się pod nią – wzorową gospodynię domową wyjętą wprost z miksu reklam telewizyjnych, smarując jej śnieżnobiały obrus keczupem i musztardą. Potrafi wygrać bitwę z pirackim Kapitanem Kłem, który nigdy nie jadł słodyczy, więc ma lśniące białe kły i którego amunicję stanowią świeże warzywa. Matka Polka pokonuje go za pomocą broni palnej z użyciem ciastek z kremem... ...ale... jeżeli Polek zagadnąłby ją o to, co będzie dziś na kolację, mogłaby spojrzeć na niego błędnym wzrokiem, wzruszyć ramionami i zapytać: „A skądże JA mam to wiedzieć?”. Ponieważ matka Polka miewa potrzebę zajęcia się sobą i jej synek doskonale to rozumie i potrafi uszanować. Czyż to nie jest oczywiste, że chłopiec chodzący do szkoły może zrobić kolację (aktualnie zajętej) matce swojej? W tej rodzinie najwyraźniej jest! W ogóle fajna ona, ta matka. I synka ma fajnego. I męża ma fajnego. I fajna to nie-zwyczajna rodzinka, z „normalnymi” problemami, które fajnie rozwiązywać potrafią. Aż mam ochotę zaprosić ich do siebie na fajną zdrową kolacyjkę. Urocza, zabawna książeczka. O nas dziś. O zmaganiu z wszechobecnością konsumpcjonizmu i sieczką medialną. O wyobraźni. O miłości, przyjaźni. O pozytywnej matce, spełnionej zawodowo i rodzinnie. Zuzanna Orlińska z wielkim wdziękiem zabrała się za odczarowywanie naszych ciężkich postromantycznych mitów. Viva macierzyństwo! Viva dzieciństwo! Viva życie. Ja z przyjemnością czytuję, wieczorami, wtulona w ciepłe ciałka moich radosnych, kochanych dzieciaków. Ja – współczesna Polka, matka. fragmenty tekstów © Dorota Bielska [email protected] wpis na blogu Czas pisać. Po prostu przepukać na ekran uczucie. Trochę mnie ręka boli w nadgarstku. Będzie więc bólem okupione tworzenie, czyli dobre. Bo my tu Pani z Polski, tu się cierpi za milijony inaczej nie można mienić się poetą. A raczej tką. Poe-tką. Poetka - brzmi jak saszetka. Taka mała do schowania czego nie powinno się pokazywać albo co się może rozsypać. Ale tu o to, żeby się rozsypywało w sposób kontrolowany idzie. Treść treścią, treść ma każdy człek i każdy wiersz. Ale tu idzie o formę o warsztat o takie rozsypywanie tego co schowane, żeby ludzie oniemieli i poczuli, że im tak samo się rozsypuje. Żeby się zjednoczyli i pokłon oddali. Formie właśnie. Bo treść banalna. Że co? - że cierpię? A kto nie cierpi? Żem szczęśliwa? - też coś! To, to nawet nie wypada. Co to byłby za wiersz bez cierpienia, taka pornografia uczuciowa: „Och, ach! Tak mi rób, tak, dobrze, tak, dobrze.” Zdecydowanie lepiej brzmi: „Chcę, nie mam, zabrali, z resztek złudzeń ogołocili, gwałciciele ducha”. No więc o czym tu pukać w klocuszki? O nudzie może? No bo poeta wiadomo to ktoś kto się tak chorobliwie nudzi w życiu, że aż pisać zaczyna. Znaczy pukać. Nie chce mu się naczyń umyć, podłogi wypastować, firanek wykrochmalić, ciasta upiec. On nic tylko siedzi. Dzieciom w szufladach majtki się kończą a on (poeta znaczy, albo saszetka) siedzi. Czasem leży. Leży i myśli. I nic nowego nie wymyśli, poskłada tylko to czego się w szkole nasłuchał, na polskim, jak koledzy referowali i będzie że jego. I jak mu wyjdzie oryginalnie poskładane - to zdolny, mesjasz. A jak po prostu, normalnie po ludzku postuka to grafoman. To może tak zacznę: Siedzę ach i bredzę Zjadałam tosty dwa Nad wierszem się biedzę Kiszka marsza gra Musi być jedna bo dwie się nie zrymują. Ale te kiszki to jedna o drugą grają? Czy każda sama może? Bo to ważne. Bo poeta musi mieć wiedzę. Nie może bez naukowych dowodów amerykańskich naukowców pisać wiersza. Trzeba sprawdzić. Czterowersa nabredziłam Nadal bredzić chce się Przeplatany rym użyłam Bo się lepiej niesie Ale rytm siada. W wydawnictwie kazali sobie na głos czytać. Że brzmi inaczej. Poeta też musi. I saszetka. Wyliczanie też nie pomaga. Trzeba się dać ponieść fali. Dlatego mesjasze wybierali trzynastozgłoskowce. Bo dużo czasu do namysłu. Jak się rozpędzisz to - zanim się skończy - już masz rym do następnego wersu. A jakby to na trzynasto zamienić, to co wyjdzie? Siedzę ach i bredzę, zjadłam tosty dwa, aż dwa Nad wierszem się biedzę, kiszka marsza gra, niech gra. Nabredziłam wersa cztero i chcę bredzić wciąż Przeplatany rym użyłam bo go lubi mąż No tak, ale rym się zmienił teraz na aa bb... cholera. To podobno gorzej, będzie grafomania. To może pozamieniać kolejność? Ale przecież mesjasz też rymował parzyście! No to jest nadzieja. Poeta kobieta. Poetka kobietka. Facetka rakietka żyletka skarpetka. fragmenty tekstów © Dorota Bielska [email protected] A co to to co to to co mnie tak gna? Że etką z poety się staję i ja Choć godność w języku zachować próbuję Z saszetki kobietki rymiki wyjmuję A może tu może coś NIE gra, nie GRA Gdy człowiek – poeta – kobieta to ja A człowiek – poeta – mężczyzna to ty; Poeta z poetą - czy etką? - to my? A może kobietka i mężczyźnik? Teraz pasuje do pary, teraz się sparowało. Nie zrymuję na wszelki wypadek nic z ostatnim zdaniem. Panowie i Panie… i niech tak zostanie. Z nadzieją, że sprawi przyjemność czytanie Ofiarowuję Wam moje pisanie.