Wnieśli do rejsu radość Burgas i Bosman, psy morskie Uwaga, piraci!
Transkrypt
Wnieśli do rejsu radość Burgas i Bosman, psy morskie Uwaga, piraci!
Żagle sierpień 2010 przegląd Wywiady „Żagli” Bosman trafił na jacht w nieco innych okolicznościach, ale już znacznie później. Pamiętam, że Burgas był już dojrzałym psem. Rozleniwił się, był markotny. Stwierdziliśmy z synem, że potrzebuje towarzysza. Byliśmy wtedy w Afryce. Syn pewnego dnia poszedł na codzienne zakupy. Wrócił z wypchaną koszulą, pod którą trzymał fantastycznego psiaka. Spotkał ludzi, którzy mieli kilka szczeniaków i chcieli je rozdać. Upatrzył sobie zupełnie innego, ale podczas rozmowy z właścicielem niemal wszystkie zostały zabrane. Został tylko jeden, z bardzo smutnymi oczkami. Trafił do nas na pokład i był to strzał w dziesiątkę. Rozruszał całe towarzystwo, w tym Burgasa. Psiaki dożyły ostatnich dni u Jurka i odeszły na wieczną wachtę... Uwaga, piraci! n Trzymiesięczny wnuk Michał z dziadkiem podczas rejsu – Byłem strasznie zaskoczony – wspomina. – Spytałem więc grzecznie: „Dlaczego tak drogo?”. Bosman nieprzyjemnym głosem odpowiedział, że jeśli mi się nie podoba, to mogę sobie płynąć gdzie indziej. Ludzie się zmienili. Pieniądze zaczęły być najważniejsze. Podczas niedawnej wizyty Radomski zauważył dalszy „postęp” w tym zakresie. – Za dobę postoju w Dubrowniku mojego jachtu skasowali aż 150 euro! – wzdycha. Stawki widać są niebagatelne. Skąd brać na to wszystko pieniądze? Odpowiedź jest prosta: trzeba pracować! Kapitan przyznaje, że nie bał się żadnego zajęcia. Podczas budowy „Czarnego Diamentu” nauczył się wielu rzeczy, które później wykorzystywał podczas rejsu. Był między innymi spawaczem, ślusarzem, w Australii budował tunele. Woził też turystów. Starczyło mu to na utrzymanie siebie, jachtu oraz na to, by pomóc najbliższym w Polsce. Wnieśli do rejsu radość Jurek, bo tak każe się zwracać do siebie przyjaciołom morza, stale utrzymywał kontakt z rodziną. Co ważne – zawsze miał ich wsparcie. Na pierwszym miejscu stawiał ich dobro. Wiedział, że swą podróżą pozbawia ich czegoś cennego: obecności męża i ojca. Wciąż myślał, jak im to wynagrodzić. Przy każdej okazji ściągał ich do siebie na pokład „Czarnego Diamentu”. Dzięki temu zwiedzili kawał świata, zobaczyli rzeczy, o których nigdy nie śnili. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. – Chociaż w ten sposób mogłem im zrekompensować moją nieobecność – mówi wzruszony żeglarz. – Gdy do mnie przyjeż18 dżali, przeżywałem najpiękniejsze chwile tej podróży. Moja ukochana żona płynęła ze mną dookoła Europy. W Czarnogórze świętowaliśmy czterdziestolecie naszego małżeństwa. Syn na „Czarnym Diamencie” spędził ze mną dwa lata. W Tanzanii brał ślub... Nurkowaliśmy na Pacyfiku w Polinezji Francuskiej i Wielkiej Rafie Australijskiej... Z rozrzewnieniem wspominamy wypady do dżungli i do buszu afrykańskiego i rejs, gdy mój trzymiesięczny wnuczek Michał wypływał pierwszy raz w życiu na „Diamencie”. Rok temu wnuczka Miriam pięknie grała i śpiewała na pokładzie dziadkowi. No i biesiadowanie przy ogniskach w towarzystwie tubylców na wyspach Melanezji. Tego się nie da zapomnieć! Burgas i Bosman, psy morskie Z ogromnym sentymentem kapitan Radomski wspomina swoich dwóch nieodłącznych towarzyszy podróży – Burgasa i Bosmana. To dwa psiaki, które wychowały się na jachcie i pokochały morza i oceany. Spędziły na nich całe życie. Jak wspomina Jurek, ich utrzymanie było bardzo drogie. Obliczył kiedyś, że kupiłby za te pieniądze nowy samochód. Ale zdecydowanie większą satysfakcję miał wtedy, kiedy były blisko niego. Nierozłączni – tak mówi o tej niesamowitej przyjaźni. – Wniosły do mojego życia mnóstwo radości i miłości. Zresztą co tu dużo mówić, stanowiły jego część – wspomina. – Pływały ze mną przez niemal cały mój 32-letni rejs: Burgas przez 13 lat, Bosman przez 19. Pierwszego, kilkutygodniowego szczeniaczka, dostałem od znajomej bułgarskiej żeglarki. Morza, oceany i piękne widoki to zdecydowanie plusy takiego rejsu. Jednak nie zawsze był on godny pozazdroszczenia. Zdarzały się sytuacje bardzo niebezpieczne, zagrażające życiu żeglarza. – Jeżeli pływa się 32 lata, człowiek jest wprost skazany na różne przygody – opowiada kapitan. – Napotykałem ciężkie sztormy. Zaliczyłem też rafę koralową. Walczyłem o wyciągnięcie z niej jachtu aż 67 dni. Czterokrotnie natknąłem się na piratów. Muszę przyznać, że mam bardzo dużo szczęścia. Zawsze wychodziłem bez szwanku. Piraci... Ta historia rzeczywiście brzmi jak wyciągnięta ze scenariusza filmowego, jest jednak w stu procentach prawdziwa. Przydarzyła się na Zanzibarze, jednej z ulubionych wysp Jurka. Ma on tam francuskiego przyjaciela, Daniela. Pewnego razu przyszedł na pokład z ostrzeżeniem, że grupa czarnoskórych bandytów napada na jachty. Nie mają litości. Ich ofiarami zostało już młode małżeństwo – ograbione, związane i zakneblowane. Jeden z żeglarzy został pocięty przez nich niemiłosiernie nożem. – Daniel powiedział, że musimy nocą trzymać wachty – wspomina kapitan. – Bandytów nic nie powstrzyma, gdy już wejdą na pokład. Przygotowałem kuszę na dużą rybę i latarkę. Płynęli ze mną młodzi ludzi, którzy pilnowali nocą spokoju. W pewnym momencie obudziła mnie dziewczyna, która pełniła wachtę. Wyskoczyłem na pokład i zobaczyłem, że podpływa kanu. Zapytałem, czego chcą, odpowiedzieli, że łowią ryby. Na pokładzie było trzech czarnoskórych. Przyświeciłem latarką i zobaczyłem, że nie mieli wędek. Leżała jedynie maczeta. Powiedziałem, że zadzwonię po policję. I wtedy okazało się, kim są ci ludzie. Jeden z nich wziął maczetę w rękę i pokazał, że wtedy poderżnie mi gardło. Nie zastanawiałem się długo. Chwyciłem za Żagle | www.zagle.com.pl