Kliknij tutaj, aby pobrać Ślepcy
Transkrypt
Kliknij tutaj, aby pobrać Ślepcy
Pieter Bruegel Ślepcy Jacek Kaczmarski Przypowieść o ślepcach - Potykam się, więc ręce w przód, do góry twarz, w dół lecę! O, ciemny Boże mego życia, miej mnie w swej opiece! Nie puścić kija! Paść na wznak! Plecami na kamienie! To tylko rów, przydrożny rów, już po przerażeniu... - Gdzie wleczesz nas, przeklęty kpie? Gdzie jesteś, głupcze ślepy? Giń sam, jak chcesz, a nas ze sobą nie zabieraj w przepaść! W ręku mam twego płaszcza kłąb... Chryste! I ja padam! Z twarzy ucieka ciepło dnia! Biada nam, ginę! Biada! - Puść kij, którym mnie ciągniesz w dół ! Upadliście, ja stoję! Puść kij, my dalej chcemy iść! Przeklęte nogi twoje! Nie puszcza! Ciągnie tam gdzie garby poplątanych ciał! Ach, gdybym oczy miał! - Krzyk, hałas, co się dzieje tam? Bark tego co przede mną Twardnieje pod palcami, odgłosów pełna ciemność, Szum drzew, kroki, własny oddech, co w słuchaniu wadzi... Cóż z groźnych przeczuć? Pójdę tam, gdzie ślepiec poprowadzi! - Z ręką na cudzych plecach iść - poniżenie i męczarnia! Każdy z nich inną kryje myśl, w inną się stronę garnie. Przy żarciu też - ten pierwszy syty się poczuje, Kto szybciej zmaca gdzie jest chleb i szybciej go przeżuje! - Ciężko na końcu iść, tłum gnojem cię obrzuci, Lecz zawsze będę tym, który ostatni się przewróci. O, tak jak teraz! Padam na nich, kłębią się pode mną, A każdy swoje ciało ma i swoją w ciele ciemność! - Cóż nam zostało, kiedy świata zabrakło dookoła? Kije i sakwy i kapoty i palce w oczodołach! Powiewy wiatru, słońca promień na chciwe twarze brać, - Padać i wstawać, padać i wstawać, padać i wstawać... I wstać! Zostawcie ich! To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi obaj w dół wpadną Ewangelia wg św. Mateusza 15.14 Peter Bruegel starszy (zwany Chłopskim) to twórca wyjątkowy. Żył w latach 1525/1530 – 1569 „w czasach, kiedy średniowieczne misterium dotykało rodzącego się humanizmu (...), w czasach zamętu politycznego, religijnego i światopoglądowego”1 Otwarty na wszelkie kontakty z Północą i Południem, posiadał niewątpliwie umiejętność intelektualnego i artystycznego łączenia różnych racji, różnych punktów widzenia. Jednym z moich ulubionych dzieł tego artysty jest obraz z 1568 roku „Ś Ślepcy”. Obraz o wymiarach 86 x 154 cm namalowany jest temperą na płótnie. Technika ta stosowana była w XV i XVI w. w północnych szkołach malarstwa. Dzieła tego typu określano nazwą tüchlein (chusteczka). Płótno (o skośnym splocie) pokrywano rozcieranymi z wodą barwnikami, były zatem rozcieńczone, jakby rozmyte. Spoiwo zawierało dodatek kleju zwierzęcego. Obrazy nie kryte werniksem, były zazwyczaj matowe i jasne, ze względu na cienką warstwę malarską i stosowanie płótna, często traktowanego jako podłoże kolorystyczne. To tradycyjna technika (znana już w starożytnym Egipcie) zakłada szybkość malowania, ponieważ farba wysycha bardzo szybko (parowanie i jednoczenie wsiąkanie w powierzchnię płótna). Obecnie dzieło znajduj się w Museo e Gallerie Nazionali di Capodimonte w Neapolu. Inspiracją dla twórcy mógł być fragment przypowieści o faryzeuszach z Ewangelii św. Mateusza (15,14), stąd pewnie odnaleźć można różne tytuły tego samego obrazu (Korowód ślepców, Przypowieść o ślepcu, Upadek Ślepca). „Każde dzieło stanowi potencjał, który istnieje poprzez dyskusję, jaką wywołuje (...). Zakotwiczyć dzieło w jednej tylko epoce, to sprowadzić je do roli elementu dekoracyjnego”2 Inspirację twórcy oraz myśl zawarta w zacytowanym fragmencie to tropy, które wskazują na zasadę twórczą. Moim zdaniem określić ją można jako metaforyczną, symboliczną. Obraz przedstawia tytułowych ślepców, wędrujących razem. Jest ich sześciu. Każdy z nich ma ze sobą kostur. Ubrani są jak żebracy, część z nich ma na sobie kapoty, 1 2 Philippe i Francoise Roberts-Jones Bruegel, ARKADY, Warszawa 2000 Tamże inni odzienie chroniące ich przed zimnem i deszczem. Ich twarze skierowane są ku górze. Jeden z nich wpadł do przydrożnego rowu, drugi potyka się i też przewraca, ciągnąc za sobą kolejnego. Wędrują drogą, mam wrażenie, że opuszczają wieś. Za nimi widać domy, kościół, wieś, staw, drzewo rosnące nad wodą i pola. Obraz jest ilustracją biblijnej przypowieści, wywołuje jednak nie tak jednoznaczne komentarze. Można się w nim bowiem dopatrzyć jakby studium upadku – sześciu etapów „staczania się” – od poczucia pewności, ku absolutnemu upadkowi. Poszczególne jego fazy zostały przedstawione dzięki wprowadzeniu sześciu postaci, z których każda jest na innym etapie ruchu. Znawców uderza perfekcja, z jaką malarz oddał różne choroby oczu. Dramatyzm przejawia się w ukazaniu, jak utracony wzrok zastępowany jest przez dotyk, przez gesty rąk: od ostrożności, aż po rozpaczliwe chwytanie próżni. Oczy skierowane są ku niebu w poszukiwaniu światła, na twarzach maluje się przestrach i bezradność. Bruegel tak doskonale uchwycił poszczególne momenty utraty równowagi, że można odnieść wrażenie, jakby przedstawione zostały kolejne fazy ruchu tego samego ciała (co nasuwa skojarzenie z taśmą filmową). Obraz poddawano wielu analizom, zwracano uwagę na różne jego aspekty, między innymi dokładność z jaką Bruegel namalował twarze ślepców-żebraków. „Gdyby zanalizował je lekarz, mógłby prawdopodobnie postawić diagnozę co do przyczyny ślepoty: mężczyzna po lewej ma bielmo na rogówce, a ten po prawej cierpi na jasną ślepotę, podczas gdy gałki oczne mężczyzny na fragmencie na dole zostały wyłupione, może jako kara, może w wyniku awantury”3. Ludzkie postacie zarysowane są wyraźnie i szczegółowo, w wyraźne kontury wyposażone są też budynki. Podkreślona jest więc granica między naturą (przedstawioną bez tak zdecydowanych linii, jej elementy stapiają się ze sobą, przenikają, wynikają jedne z drugich), ludźmi i tym, co stworzyli. Kolorystyka obrazu utrzymana jest w tonacji szarości – od przybrudzonej bieli, poprzez różne odcienie szarego, do czerni. Innymi barwami, które gdzieniegdzie wydobywają się z obrazu są kolory ziemi: bure, rude, chciałoby się powiedzieć jesienne. Szarość ma w kulturze swoiste znaczenia. Jest symbolem starości, żałoby, cierpienia, wyrzeczenia, pokuty, pokory, smutku, utrapienia, nieczułości, ale także obojętności, jednostajności, nudy, przeciętności4. Te odcienie znaczeń mają więc swoje odzwierciedlenie w odcieniach barw. Nawet niebo jest szaro-białe. Jedyne jaśniejsze 3 4 Rose-Marie i Rainer Hagen Bruegel. Dzieła wszystkie. TASCHEN, Warszawa 2005 Władysław Kopaliński Słownik symboli. Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2001 plamy pojawiają się w przeciwległych rogach obrazu. Podkreślają one kompozycję zorganizowaną wyraźnie po zstępującej przekątnej, wzdłuż której poruszają się ślepcy. To też jedyny ruch na obrazie, krajobraz tkwi w bezruchu. Nie doszukamy się tu ostrych cieni związanych ze światłem, które zdawałoby się powinno być, ku niemu bowiem skierowują swe smutne twarze wędrowcy do nikąd. Wszystkie elementy składające się na obraz służą podkreśleniu schyłkowości: przyroda, dla której z całą pewnością nie jest to czas kwitnienia, lecz zasypiania, ponury dzień, przyczyniający się do podkreślenia nastroju dzieła, ciepło ubrani ślepcy-żebracy, Upadek dokonuje się też zgodnie z kulturowym porządkiem – z lewej ku prawej, z góry w dół. Wszędzie, w każdym elemencie obrazu mamy do czynienia z dokonującym się już schyłkiem, którego nie da się powstrzymać. W tym jesiennym uśpieniu natury jest nadzieja na wiosenne przebudzenie – stąd łagodność malarza, który nie izoluje zdecydowaną kreską wody od brzegu, drzewa od nieba... Ślepcy natomiast to skazani na siebie nieszczęśnicy. Wyraźne oddzielanie ich od tła i siebie oznacza moim zdaniem, że nigdy nie staną się jednością. Każdy nosi w sobie swoją historię, każdy tak naprawdę dba o siebie. Wiedzą jednak, że są od siebie zależni i tylko dlatego trzymają się razem. Także wioski, które mijają nie stają się częścią ich samych. Muszą się zatem odcinać, od krajobrazu i mijających ich przypadkowych, niewygodnych ludzi. Bruegel nie obdarzył ich jakimkolwiek sympatią i myślę, że to czytelny przekaz. Jest gdzieś w nich jednak jakaś determinacja w walce o życie, nikt nie ma chyba wątpliwości, że wstaną i pójdą dalej. Obraz ten zrobił na mnie duże wrażenie. W każdym z tych ślepców możemy dostrzec ludzkie zmagania ze znalezieniem swej drogi. Wspieramy się na sobie, zależymy jeden od drugiego, ale tak naprawdę chodzi nam o to, abym to ja przetrwał. Ponieważ nie możemy sobie tak naprawdę zaufać – upadamy, gubimy się. I... wstajemy, bo chcemy po prostu żyć. Ślepcy Bruegla robią wrażenie na wielu osobach, Jacek Kaczmarski (1957-2004) w swoim prywatnym muzeum zawiesił także i ten obraz, poświęcając mu utwór Przypowieść o ślepcach. Kaczmarski, jak reporter, pozwala bohaterom wypowiadać się. Trzy pierwsze zwrotki to słowa trzech pierwszych, upadających. W czterech wersach zawiera się strach, błaganie Boga o pomoc, silny instynkt, szybkie myśli, które uchronić mają przed nieszczęśliwymi skutkami upadku i wreszcie ulga – odczytanie sytuacji, pewność, że to nic groźnego, że i z tego upadku wyjdę cało. Druga i trzecia zwrotka także pełne są emocji: pretensji, ostrzeżenia, skargi, niepewności. Nie wiadomo, co się dzieje. Kiedy się orientujesz – nic już nie można zrobić. Pozostaje bunt, żal, rozpaczliwy lament, złość na tego, kto przede mną, ale i beznadziejne wołanie do Boga. Im dalszy w szeregu – tym więcej „opowieści” o ludzkim, smutnym losie, beznadziejności, a przede wszystkim bezsilności wobec kalectwa, wobec swojego losu. Ale w tym wszystkim jest jeszcze – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – strategia, ważenie zysków i strat, kosztów tego, że idzie się np. na końcu wędrujących. Ten tekst oddaje, podobnie jak dzieło Bruegla, osobność tych pozornie związanych ze sobą ludzi. Połączyła ich dola, są raczej na siebie skazani niż ze sobą związani. „Przy żarciu też - ten pierwszy syty się poczuje,/Kto szybciej zmaca gdzie jest chleb i szybciej go przeżuje! (...) A każdy swoje ciało ma i swoją w ciele ciemność!” – to słowa ślepców. Oba teksty kultury moim zdaniem wzajemnie się dopełniają. Pierwszy – obraz Bruegla – bez emocji „opowiada” nam o losie żebrzących ślepców, skazanych na ciągłe upadki. Kaczmarski ożywia, uczłowiecza postacie wyposażając je w ludzkie emocje, myśli, lęki. Oba teksty bez wątpienia mówią o nieuchronności upadku. Tekst Kaczmarskiego jednak z większą mocą podkreśla to, czego chyba brakuje w obrazie – siłę, która tkwi w człowieku. Nie zostanie w tym przydrożnym rowie. Pomimo tego, że los każe ciągle padać, na końcu tego przeplatanki padać i wstawać! pojawia się niepodważalne: I wstać! Tu pojawia się nawiązanie do myśli głównej dzieła Bruegla. Kaczmarski jest przekonany, że możliwe jest to, że nic nie musi być przesądzone, a każdy ma wpływ na to, co ze swoim życiem zrobi. Kaczmarski wprowadza do dzieła Bruegla barwy, które walczą z jednostajnością, pokorą, skazaniem. Ze ślepców, z którymi rozmawia Kaczmarski wylewa się czerwień emocji, energii, ciepła żółć słońca, biel światła. One dodają sił. Nie musimy już użalać się nad sobą, obojętnieć wobec innych. Możemy sami zadecydować, który z upadków będzie ostatnim. Sami też możemy być sprawcami cudu przejrzenia. Możemy wtedy oddzielić się od ślepcy – przewodnika, pójść własną drogą. Magdalena Banaszak