NASZ DOM SPIS TREŚCI:

Transkrypt

NASZ DOM SPIS TREŚCI:
Numer 12 i 1
GRUDZIEŃ 2014/STYCZEŃ 2015
NASZ
DOM
SPIS TREŚCI:

NA DOBRY POCZĄTEK

TEMAT MIESIACA: Modlitwa za Jasienicę
URODZINY MIESIĄCA
CIEKAWOSTKI
GADKA „JASPISOWEGO” DZIADKA
HOROSKOP MIESIĘCZNY
z
z
Redagują:
I. Fedorek
M. Pakuła
A. Rzodkiewicz
B.Wiechucka
1
Na DOBRY POCZĄTEK
„ŻYCIE CZŁOWIEKA MA KOLOR JEGO WYOBRAŹNI”
Marek Aureliusz
TEMAT MIESIĄCA
Modlitwa za Jasienicę
Janusz Schwertner Redaktor Onet Wiadomości
Trzydzieści lat temu pani Stanisława, pobożna mieszkanka niewielkiej wsi
w okolicach Warszawy, przekazała za darmo na rzecz Kościoła tysiąc osiemset
metrów kwadratowych własnego pola. Trzy dekady później surowy proboszcz,
ks. Wojciech Lemański, nie odwiedził jej po kolędzie. Gdy inni parafianie nie
wpuścili jej do kościoła, przeżyła szok.
Materiał przypominamy w ramach zestawienia "Best of 2014" –
najlepszych tekstów, galerii i klipów wideo, które pojawiły się na naszych
stronach w 2014 roku.
Pani Stanisława ma 92 lata. Trzydzieści lat temu pozwoliła, by na jej działce
wybudowano kościół. Jeszcze wcześniej w jej domu odbywały się lekcje religii.
W końcu dopięła swego. Przekazała na rzecz Kościoła tysiąc osiemset metrów
własnego pola i osobiście dopilnowała, by jej marzenie się ziściło.
Trzy dekady później surowy proboszcz jej parafii, ks. Wojciech Lemański, za
karę nie odwiedził jej po kolędzie. Z kolei w Niedzielę Palmową pani
Stanisława przekonała się, że w wiosce są ludzie, którzy wcale jej tutaj nie chcą.
Gdy w końcu przez sąsiadów nie została wpuszczona do kościoła znajdującego
się na jej działce – przeżyła szok.
Pani Stanisława żyje w Jasienicy, niewielkiej wsi w pobliżu Warszawy, gdzie
przez lata wszystko toczyło się pod dyktando proboszcza - ks. Wojciecha
Lemańskiego.
Znają Państwo księdza Wojciecha z TVN24: to przedstawiciel Kościoła
otwartego, który walczy z ciemnogrodem. Darzy miłosierdziem rozwodników,
dzieci z in vitro i celebrytów satanistów. Toczy wojnę z polskim
2
antysemityzmem. Jest uwikłany w spór z abp. Henrykiem Hoserem, który
pewnego dnia nie wytrzymuje i agresywnie pyta Lemańskiego: "Czy ksiądz jest
obrzezany?!".
Ale znają Państwo księdza Wojciecha także z mediów katolickich:
to wywrotowiec, który nie potrafi podporządkować się hierarchii. Walczy
z Kościołem i ze swoim ego. Podważa istotę chrześcijaństwa, choć
równocześnie marzy, by zostać papieżem. Jest pupilkiem i bohaterem mediów
walczących z polskim Kościołem. Dokonuje prowokacji, powołując się na
dialog polsko-żydowski. Jest uwikłany w spór z abp. Henrykiem Hoserem,
ale podczas ich rozmowy nigdy nie pada słynne pytanie o obrzezanie.
***
We wsi są tacy, którzy oddaliby życie za Wojciecha Lemańskiego, ale także
tacy, którzy mają go dość.
We wsi rodziny znające się od pokoleń spuszczają wzrok, gdy mijają się
w drodze do sklepu.
We wsi doszło do bójki między małżonkami. Poszło o to, czy ks. Lemański jest
dobry, czy zły. We wsi dzieci w szkole pytają się nawzajem: "Jesteś za
Lemańskim?". Ojciec trójki dzieci, niegdyś przyjaciel księdza, dziś boi się
posyłać dzieci do szkoły. Dla świętego spokoju dzieci mówią innym dzieciom,
że trzymają stronę księdza.
We wsi wszyscy mają rację i równocześnie wszyscy się mylą.
Ksiądz karzący i miłosierny
Ksiądz Lemański w bliskim kontakcie sprawia wrażenie człowieka niedostępnego. Rzadko patrzy prosto w oczy, raczej unika wzroku. Często przybiera pozy.
Chętnie przechodzi na "ty" z osobami, które przypadły mu do gustu. Ale sympatia księdza nie jest dana raz na zawsze. Gdy relacje się psują, z powrotem mówi
na "pan".
- Odkąd tu przyszedł, posługuje się esbeckimi metodami – mówią mi ludzie.
Od mieszkańców słyszę, że ks. Wojciechowi zdarzyło się kiedyś przed wizytą
u parafian stanąć pod oknem i podsłuchiwać, o czym mówią. - Zanim wszedł do
domu, podszedł pod okno i podsłuchiwał, o czym rozmawiamy. Usłyszał prawie
wszystko. Nakryliśmy go.
3
Jedna z parafianek: - Rozmawiałam z organizatorem niedawnego protestu zwolenników księdza, który odbył się pod kurią. Tłumaczyłam, że Wielki Czwartek
to niedobry termin na strajk, żeby przemyślał, czy warto w tym czasie wdawać
się w awanturę. Nagle zerkam w dół i widzę dwóch chłopców, którzy nagrywają
moje słowa. Mówię: "Dzieci, tak nie wolno robić!" Ale to były metody Lemańskiego. Uczył nas wszystkich, by szpiegować, podsłuchiwać, nagrywać.
W Jasienicy przez lata działał nieoficjalny Komitet Ochrony Proboszcza w skrócie: KOP. Rozmawiam z jednym z jego byłych liderów i innymi
mieszkańcami Jasienicy, którzy dziś ujawniają nieznaną twarz księdza
Wojciecha Lemańskiego. Gdy ich słucham, obraz medialny byłego proboszcza
zdaje mi się jedynie karykaturą prawdziwego oblicza duchownego. Historie
części jasieniczan rysują obraz zawistnego człowieka, niezdolnego do dialogu.
Surowego kapłana, trzymającego w garści całą wieś.
- I my też daliśmy się mu omamić. Trzymał nas na sznurku, wykonywaliśmy
wszystkie jego polecenia. Mógł dzwonić w środku nocy, a my zrywaliśmy się
do telefonu i słuchaliśmy, co mamy robić. Spełnialiśmy jego prośby bez chwili
wahania.
Komitet Ochrony Proboszcza: - Byliśmy jego strażą, gdy zaognił się konflikt.
Chroniliśmy go. Uważaliśmy, że był poniewierany. Zmanipulował nas, byliśmy
zaślepieni tak, jak ludzie dzisiaj. Nie mamy do nich pretensji. Na bazie uczuć
religijnych można prowadzić ludzi na manowce.
Zwolennicy ks. Lemańskiego kreślą mi postać zgoła inną. Sylwetkę tożsamą
z tą, którą znam z telewizji. Gdy rozmawiam z nimi, widzę człowieka wręcz
obsesyjnie ceniącego dialog, równocześnie z bólem znoszącego wyniosłość
starszych księży, przełożonych. - Otrzymał dar od Boga. Dar pisania, mówienia,
rozmawiania z drugim człowiekiem. Ma niezwykłą charyzmę, a przy tym
zdolność zachowywania spokoju. Nigdy nie widzieliśmy, by zadziałał pod
wpływem impulsu - opowiadają.
Pani Ilona, była parafianka Lemańskiego z Otwocka: - Zawsze był gotów do
rozmowy z ludźmi, którzy mieli przeciwne zdanie. Jest otwarty na wszystko i na
wszystkich. Ale równocześnie nigdy nie szedł tam, gdzie akurat zawiał wiatr.
Lubił kroczyć pod prąd. Nigdy nie zapomnimy dobra, które dla nas zrobił.
Rozkochał nas w Bogu.
*
W drodze do Jasienicy, zatrzymuję się w Warszawie. Akurat przebywa tam
kilkudziesięcioosobowa grupa zwolenników ks. Lemańskiego, którzy w Wielki
Czwartek protestują przeciwko Henrykowi Hoserowi. Arcybiskupa obarczają
4
odpowiedzialnością za to, co stało się w Jasienicy kilka dni wcześniej,
w Niedzielę Palmową. Wtedy zdarzyło się coś, co niektórym mieszkańcom
wioski do tej pory nie mieści się w głowie.
Nie ma jednej prawdy o tym, co stało się w trakcie porannej, niedzielnej mszy
w kościele Narodzenia Pańskiego w Jasienicy. Faktem jest, że ks. administrator
Grzegorz Chojnicki, który przybył do wioski po tym, jak arcybiskup zakazał
księdzu Lemańskiemu odprawiania mszy, przez chwilę bał się o swoje życie.
Był bardzo zdenerwowany, w pewnym momencie nie wiedział, gdzie się
schować. Usłyszał, że jest "pedofilem" i "ch...m". Został opluty. Chwycił za
klucz i zamknął się przed grupą wiernych. Ludzie protestowali, chcieli
Lemańskiego. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli. Jeszcze nigdy w
pobliżu kościoła znajdującego się na działce pani Stanisławy nie było tyle
policji i tylu złych emocji. Do dramatu nie doszło, cienkiej granicy nie
przekroczono.
Obecny na mszy ks. Lemański, wcześniej poproszony - jak twierdzi - przez ks.
Grzegorza o opuszczenie kościoła, starał się uspokoić tłum. Ale równocześnie
rozkładał ręce. Mówił: - Parafianie powiedzieli mi, że słuchali mnie przez pół
roku, a teraz mają dość. Bo ja ich uspokajam, a kuria robi swoje.
Według zwolenników księdza, cała sytuacja mogła być - świadomie bądź nie inspirowana przez abp. Hosera. Zdaniem kurii, dekret zakazujący mu
odprawiania mszy nie był nową decyzją, lecz jedynie uszczegółowieniem tego,
co ustalono wcześniej. Ale procedura odwoławcza, której dokonał Lemański,
zakończyła się na kilka miesięcy przed Niedzielą Palmową, jeszcze w
poprzednim roku. Było więc wiele czasu na to, by powiedzieć księdzu, na czym
stoi. Zrobiono to dopiero w sobotę.
Pan Bartosz przez lata służył jako ministrant u ks. Wojciecha: - Nie musiano
tego robić akurat wtedy. Biskup doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wiedział
też, jak duże emocje budzi ta sprawa. Tylko idiota nie spodziewałby się, że
może dojść do ujścia tych emocji. Dlaczego więc arcybiskup nie poinformował
księdza o zakazie wcześniej lub później - tylko akurat w przeddzień Niedzieli
Palmowej?
17 kwietnia. Gwiazdą protestu w obronie księdza, który wybuchł po
niedzielnych wydarzeniach, jest pani Lucyna. To ona przynosi dobrą nowinę o
tajemniczej pani Barbarze z Ameryki, starszej kobiecie, która zechciała
przekazać na rzecz ks. Wojciecha kilkaset dolarów i drobne upominki.
W Wielki Czwartek przechadzała się w pobliżu warszawskiej kurii i zauważyła
protestujący tłum. Wyjęła pieniądze i poprosiła, by przekazać je księdzu,
którego zna i kocha "z telewizji".
5
- To dar od niebios – szeptał tłum. - Powiedzmy, że są to takie znaki boskie,
znaki od dobrych ludzi – mówią protestujący. - Czy państwo podaliście już na
pasku, że pani Barbara z Ameryki przekazała pieniądze na rzecz ks.
Lemańskiego? - wołają do wozu TVN24. Wchodzą do środka, a siedzący
wewnątrz techniczny życzliwie potakuje głową.
- Podobno papież do nas przemówił. Nareszcie! Powiedział, że mamy prawo
domagać się takiego księdza, jakiego chcemy. Boże, to niesamowite, my z małej
wioski, a Ojciec Święty nas dostrzegł! - Ale czy to nie plotka? Boże, żeby to nie
była plotka! - Spytajcie natychmiast pana redaktora, czy na pasku leci
informacja o papieżu!
- Słuchajcie, jacyś dobrzy ludzie przynieśli nam wodę. Czy ktoś chce wody?
Mamy dużo wody, proszę się częstować.
Jedna z protestujących: Hoser za ch...j do nas nie wyjdzie.
Arcybiskup Hoser rzeczywiście nie wychodzi. Przekazuje jedynie
dziennikarzom informację, że sytuacja ks. Lemańskiego zależy od decyzji
Watykanu, a kościół w Jasienicy – nadal pozostanie zamknięty.
- Wracamy do domu.
***
Pukam do drzwi najbliższego gospodarstwa, by poprosić o wskazówkę, jak
trafić na jedną z ulic w Jasienicy. Jestem tam umówiony na pierwszą rozmowę.
Staram się zasugerować, że szukam agroturystyki, w której chcę przenocować.
Blef się nie udaje. - Pan pewnie redaktor? Dobrze, pokażemy panu drogę. Jaki
adres? Ach, czyli jedzie pan do przeciwników księdza.
Tuż obok nich swój dom mają Milewscy, którzy z kolei o księdzu nie pozwolą
powiedzieć złego słowa. Naprzeciwko – też zwolennicy. Za to obok kościoła od
lat żyją Masłowscy, przeciwnicy. Ludzi z Jasienicy od jakiegoś czasu zaczął
identyfikować stosunek do byłego proboszcza.
***
- Powiedział nam kiedyś wprost: Jasienica? Myślicie, że to mnie uszczęśliwia?
Ja nawet nie chcę poznawać imion i nazwisk tych wszystkich ludzi – mówi mi
jeden ze zdenerwowanych parafian.
6
Jako proboszcz ks. Wojciech wprowadzał w Jasienicy surowe zasady. - Mówił
nam: to ja ustanowiłem prawo i nie będziemy go łamać – opowiada pani Beata. Mnie powiedział wprost: jestem ponad prawem – kręci głową pan Mieczysław.
Lemański karał swoich parafian za nieposłuszeństwo, omijając ich domy
w trakcie wizyt duszpasterskich. Po kolędzie nie była odwiedzana m.in. pani
Stanisława (dzięki której powstał kościół), pani Mirosława (bo wysłała maila,
w którym podważyła sens istnienia w kościele instalacji grobu Pańskiego
2011), czy pracownicy miejscowej szkoły (bo solidaryzowali się z dyrektorką,
którą ksiądz podał do sądu). Lista jest sporo dłuższa. - Zapytałam kiedyś
księdza, dlaczego ominął mój dom rodzinny i dom mojej siostry. Odpowiedział,
że prawo kanoniczne nakazuje mu odwiedzanie wszystkich mieszkańców tylko
pierwszego roku. Później – dokonuje wyborów według uważania. My trafiliśmy
na listę tych, których proboszcz nie odwiedzał – opowiada mi pani Grażyna,
siostra Mirosławy.
Traktowaliście to jak zemstę? - A jak inaczej mogliśmy to traktować?
Część parafian: - Rzeczywiście, omijanie domów po kolędzie było formą kary w
stosunku do parafian, którzy mu podpadli. Jak byli traktowani ludzie pomijani
przez księdza? - To mała wieś. Kto nie został odwiedzony, był narażony na
ostracyzm.
Powody, dla których mieszkańcy niespełna 3-tysięcznej wsi nie byli odwiedzani
przez ks. Wojciecha, były różne.
W przypadku 92-letniej pani Stanisławy wszystko zaczęło się od maila jej córki,
pani Mirosławy. W trakcie jednej z mszy proboszcz poprosił wiernych, by
wyrazili swoją opinię na temat pomnika dzieci pomordowanych przez Heroda. Nie przyjmuję anonimów i proszę o szczerość. Gwarantuję dyskrecję –
zapewniał z ambony. Dyskrecji nie było. Księdzu podpadła córka pani Marii,
której instalacja nie przypadła do gustu. Po miesiącu kartka z wydrukowaną
treścią listu oraz imieniem i nazwiskiem nadawczyni zawisła na parafialnej
tablicy ogłoszeniowej. Wierni usłyszeli o sprawie w czasie mszy, z ust samego
ks. Lemańskiego.
Pani Grażyna, córka pani Stanisławy: - Nie wytrzymałam. Poszłam na spotkanie
rady parafialnej, przyznałam się, że autorką listu jest moja siostra. Byłam dumna
z jej odwagi, bo wszyscy inni bali się księdza. Zapytałam, jak śmiał
opublikować list. Mówię: "przecież obiecywał ksiądz anonimowość!" Przerwał
mi w swoim stylu: "nie udzieliłem pani głosu". Wściekłam się. - Nie musi
ksiądz. Gdy ksiądz kłamie albo dotyka mojej rodziny, to mam prawo
zaprotestować!
7
- Zapytałam, na jakiej podstawie ksiądz opublikował list, ujawnił nadawcę
i nastawił ludzi przeciwko mojej siostrze. Uzyskałam odpowiedź: "gdyby pani
siostra zaadresowała list »do Wojciecha Lemańskiego« to nie miałbym prawa go
upublicznić. Ale zwróciła się oficjalnie: »ks. proboszcz Wojciech Lemański«.
Pani siostra odwołała się do instytucji, zatem miałem prawo zrobić to, co
zrobiłem". Ksiądz ani słowem nie odniósł się do tego, że po ludzku obiecał nam
dyskrecję.
Pan Jakub: - On zawsze ma kamienną twarz, która wyraża prawdę. Jest świetnie
przygotowany. Wyciąga jakiś paragraf, od którego nie ma odwrotu. To pozwala
mu łatwiej wdawać się w kłamstwa.
Pani Stanisławie dostało się więc za maila, którego wysłała jej córka. Ks. Wojciech po prostu nie przyszedł, z premedytacją nas pominął.
Ale upokorzeń było więcej. - W Niedzielę Palmową w ogóle nie wpuszczono jej
do kościoła.
- Co się stało z moją Jasienicą? - pyta pani Stanisława.
Ja pytam, czy pomijanie wizyt nie ma związku z niechęcią niektórych wiernych
do księdza. No bo jak odwiedzić kogoś, kto szczelnie zamyka drzwi? - Proszę
pana, jedna z osób pobiegła za księdzem i prosiła go, by przyszedł. Nawet się
nie odwrócił.
Pani Helena z miejscowej szkoły to szczególny wróg ks. Wojciecha. Jej konflikt
z księdzem Lemańskim to jeden z ważniejszych powodów, dla których były
proboszcz został ukarany przez abp. Henryka Hosera. Lemański bowiem – bez
wymaganej konsultacji z biskupem – wytoczył jej proces. O tym, jak on
przebiega, we wsi krążą legendy. Nie jest to zresztą proces cywilny, a – karny. Chciał jej mocniej przyłożyć – mówią ludzie.
Jedna z osób, która z bliska miała okazję obserwować proces: - Jest doskonale
przygotowany merytorycznie. Czuje się w sądzie jak ryba w wodzie. Powołuje
świadków, omawia z nimi strategię, zadaje dziesiątki pytań. Dziwi to pana?
Może dlatego, że zna pan ks. Lemańskiego z telewizji. Ale tu, we wsi, żyjemy z
zupełnie innym księdzem od tego, którego pokochała Polska. Ksiądz dialogu?
Proszę nie żartować.
Gdy przytaczam tę historię zwolennikom księdza Lemańskiego, kręcą głowami.
- To niemożliwe. Ksiądz Lemański chce rozmawiać z każdym. Ta sytuacja nie
mogła się zdarzyć, mówią o jakimś innym księdzu. Nie wierzymy.
8
Jeden z mieszkańców od jakiegoś czasu boi się posyłać swoje dzieci do szkoły.
Niegdyś działał w Komitecie Ochrony Proboszcza, ale dość szybko znalazł się u
ks. Lemańskiego na cenzurowanym. - Podziwiałem go, zrobił na mojej rodzinie
piorunujące wrażenie. Gdy zaczął się konflikt z kurią, stanąłem po jego stronie.
Później się zreflektowałem, bo zauważyłem, że ks. Lemański chwyta się
niegodnych metod. I że w walce z kurią wcale nie ma racji – opowiada. Czara
goryczy przelała się, gdy proboszcz poprosił parafian o napisanie listu, w
którym mieli wyrazić oburzenie niewłaściwym zachowaniem katechetki
(skonfliktowanej z księdzem) pracującej w jasienickiej szkole. - Mówię do
księdza: ale zaraz, nas tam nie było... jak możemy napisać o czymś, czego nie
widzieliśmy? Ksiądz to musi napisać - opowiada mi jedna z osób.
- Ale ja jestem ksiądz, a wy jesteście parafianie. To musi wyjść od was. - Księże
Wojciechu, nie podpiszę się pod czymś, czego nie widziałem.
Inny z parafian mówi, że ksiądz zawiódł się na nim, gdy nie chciał podpisać
listu. - Później zdałem sobie sprawę z tego, jak w rzeczywistości wyglądała
nasza relacja. Ks. Wojciech upatrzył sobie mnie jako człowieka, który będzie
bez słowa wykonywał jego polecenia. Tylko do tego byłem mu potrzebny.
Proboszcz przestał odzywać się do niego w kolejne święta. - Modlę się za
księdza.
Jeden z byłych członków KOP-u chwyta się za głowę, gdy opowiada, jak bardzo
ludzie byli oddani księdzu. - Potrafił nas pogłaskać, sprawić, że czuliśmy się
wyjątkowi, wspaniali. Byliśmy gotowi zrobić dla niego wszystko.
Jeden z pierwszych wyjazdów delegacji zwolenników ks. Lemańskiego do
Warszawy. Cel: przekonać abp. Hosera, by zmienił decyzję dot. proboszcza.
Pani Beata, erudytka, przebojowa kobieta, akurat miała nie jechać. W
przeddzień wyjazdu dzwoni ks. Lemański. - Beato, bo jutro jedzie ta delegacja...
Ja bym bardzo prosił, żebyś pojechała tam z nimi. Bo co oni powiedzą? Niby
Irena jedzie, ale Beato, co ona powie? A ty – ty potrafisz się wyrazić.
- A ja naiwna idiotka, mówię: proszę księdza, niby mam jutro z mamą wizytę u
lekarza profesora, ale dobrze, zadzwonię, odwołam i pojadę. Pojechałam i
broniłam księdza z całych sił. Lemański ciągle dzwonił: "Już tam jesteście? Oby
wam się udało!".
Działacze Komitetu Ochrony Proboszcza twierdzą, że wszystkie "oddolne"
akcje parafian w rzeczywistości były sterowane przez księdza. - Planował
najmniejszy szczegół, a potem mówił w mediach: to spontaniczna akcja ludzi!
Nie wierzyliśmy w to, co słyszymy, ale ciągle ufaliśmy księdzu.
9
Jeden z wielu uczestników spotkań z Lemańskim: - Zwoływał radę parafialną.
Mówił: "No cóż, nie wiem, co wy, jako parafianie, chcielibyście zrobić w tej
sytuacji mojego konfliktu z kurią. Myśleliście już, co zrobić?" Ludzie siedzą
i myślą. W końcu ktoś mówi: "pismo, napiszmy pismo!". Lemański oddycha
z ulgą. "Świetnie, pismo. A co w takim piśmie? Ja wam nie mogę powiedzieć.
To od was musi wyjść. Ale moim zdaniem powinniście tam napisać, że...". "No,
to kto by to napisał?". "No, to ja was zostawiam". "I co, macie już coś? Tam na
górze jest komputer, pójdźcie w dwie osoby i to napiszcie".
- Wkodował nam roszczeniowe postawy. Mówił: bierzcie długopisy i piszcie
odwołania: do kurii! Do dziekana! Do biskupa! Do urzędu miasta! Mam całe
archiwum tych dokumentów. Chce pan zobaczyć?
Upór ks. Lemańskiego nietrudno zrozumieć. Od początku byli tacy, którzy
zaczęli go zwalczać z tylko sobie znaną zawziętością.
Proboszcz miał zwyczaj przesiadywać godzinami u wiernych, którym ufał.
Lubił się zwierzać i żalić. Częstym bohaterem opowiadanych przez niego
historii był ksiądz dziekan Władysław Trojanowski, specjalista od donosów. Pan
Roman przez lata, wraz z żoną, z całych sił wspierał ks. Lemańskiego. Zna treść
tych donosów, które spływały do abp. Hosera. - Trzeba przyznać, że to były
obrzydliwe paszkwile. Przykład? Lemańskiemu zarzucano, że najpierw wita się
z ludźmi, a nie z księżmi. Że nie uczestniczy w biesiadach z nimi. A gdy
okazało się, że uczestniczy, to księża stwierdzili, iż "duchem jest wówczas
gdzieś indziej". Ręce opadają. Dostało mu się też za chodzenie bez skarpet i
pomaganie pobliskiemu księdzu alkoholikowi. Denerwowała nas perfidia, z jaką
traktowali Lemańskiego. Tu miał rację i wykorzystywał to, by wzbudzić naszą
sympatię.
W trakcie jednego ze spotkań, ks. Wojciech przyznał, że w życiu często
wchodził w konflikty z innymi księżmi. Od jednego miał kiedyś usłyszeć:
"Poszukaj sobie baby albo wyjeżdżaj na misję. Inaczej długo tym księdzem nie
pobędziesz".
Jeden z parafian, który dziś podejrzewa Lemańskiego o wyrachowaną walkę
z Kościołem: - Błagaliśmy księdza: proszę nam obiecać, że nie będzie ksiądz
walczył z Kościołem, że po prostu chce ksiądz się bronić. Przyrzekł. Okłamał
nas.
Proboszcz Wojciech toczył też wyniszczający konflikt ze swoim poprzednikiem,
ks. Stanisławem Kazulakiem. I znów oliwy do ognia dolewał przeciwnik
Lemańskiego. Skarżył się na młodego proboszcza i wciąż chciał rządzić parafią,
tyle że z tylnego fotela. Któregoś dnia ks. Lemański miał się trochę zapędzić.
"Dopóki nie wymeldujecie stąd Kazulaka, to nie będzie dobrze. Sprzeda wasz
10
kościół! Doprowadźcie do tego, by zniknął ze wsi". Ludzie ufali Lemańskiemu,
bo od Kazulaka różnił się wszystkim. Był wśród ludzi, ujmował podejściem do
dzieci, prowadził nowoczesne msze. W wolnych chwilach własnymi rękami
remontował kościół. Był kontrą dla zacietrzewionych księży. Ludzie
potrzebowali odwilży.
Pani Dagmara, zwolenniczka księdza z byłej parafii: - Ks. Wojtek siedem lat
przebywał na Białorusi. Przeszedł tam szkołę życia. Zmagał się ze wszystkim:
budował kościoły, pomagał ludziom, walczył z biedą. Gdy wrócił do Polski, nie
do końca mógł zrozumieć niektórych księży. Oni skupiali się na zabawach,
biesiadach, samochodach. I przede wszystkim: skupiali się na sobie.
Zwolennicy księdza Lemańskiego, ci z Jasienicy i Otwocka, twierdzą,
że kolejne ataki księży na nowo otwierały z trudem gojone rany. Donosów
miało być mnóstwo. Poza tymi absurdalnymi, księdza bezpośrednio
krytykowano także za sprzyjanie Żydom. - Donosili, że czyta "książki
zakazane". Przepraszam bardzo, moim zdaniem książka o Marku Edelmanie
zakazana nie jest - mówi zdenerwowana pani Dagmara.
Pytam ją, dlaczego ks. Wojciech został przeniesiony z Otwocka do Jasienicy.
Od kilku osób słyszałem, że podobnie jak w Jasienicy - skłócił ludzi. - To
kłamstwo! Gdy ksiądz się z nami żegnał, wszyscy płakaliśmy: kobiety,
mężczyźni, dzieci. Prosiliśmy o zmianę decyzji. Nie wysłuchano nas.
Pogodziliśmy się z tym, zwłaszcza że ks. Wojciech miał w Jasienicy do
wykonania kolejną misję - wspomina pani Dagmara.
Dlaczego Lemański odszedł?
- Było na niego wiele skarg - mówi mi pan Mariusz, który włącza się do
rozmowy. - Od kogo? - Od księży. Znów donosy. List przeciwko Lemańskiemu
pochodzący od osoby świeckiej był jeden. Jeden na tysiące parafian! Komuś się
nie spodobało, że pojechał do Jedwabnego.
Ksiądz Wojciech na tropie antysemitów
Fajnego mamy tego księdza, ale Żydom to on potrafi dołożyć! - mówili po domach jasieniczanie, gdy ks. Lemański zaczął umieszczać w kościele akcenty żydowskie. W jasienickim kościele drzwiczki półki, na której leży Biblia, przypominają zwoje tory. Witraże opatrzone są hebrajskimi podpisami, a na ścianach
wiszą macewy uratowane przez księdza Wojciecha z żydowskiego cmentarza.
Gdy w kościele pojawiły się napisy: "Achtung Jude!", "Jude Raus!" czy "Śmierć
Żydom!" ludzie byli w szoku. Po pasterce pytali się nawzajem, dlaczego proboszcz tak bardzo nie lubi Żydów. Czym oni tak zaleźli mu za skórę?
11
We wsi nie rozumiano, że "Achtung Jude" to prowokacja. - Jak ludzie mieli
rozumieć, skoro nie znają języków obcych? Skoro niczego nie wytłumaczył?
A tam były napisy po niemiecku, po angielsku. Prosiłam księdza: proszę to ludziom dokładnie wyjaśnić, oni nie rozumieją tej prowokacji. "Mylisz się, nie
sądzę, że są tutaj tak nieinteligentni ludzie" - odpowiedział. Nie dał się przekonać i zaczął prowokować coraz mocniej - opowiada pani Jola, mieszkanka Jasienicy.
Z czasem część mieszkańców Jasienicy zaczęła myśleć, że proboszcz na siłę
robi z nich antysemitów. - Nam naprawdę nie przeszkadzały jego pomysły, instalacje. Po prostu, w pewnym momencie zaczął przesadzać. Szanujemy naszych braci w wierze, ale on dialog chrześcijańsko-żydowski traktował jako oręż
w swojej grze – opowiada część parafian.
Niektórzy twierdzą, że ks. Lemański zamiast miłości do Żydów, uczył ich antysemityzmu. W rozmowie z nimi, miał powiedzieć: "Dopóki poruszam się w dialogu polsko-żydowskim, jestem nie do ruszenia". Pan Roman: - Słyszałem te
słowa. Mnie powiedział: "Kościół myśli, że ja jestem szpiegiem, posłanym, by
rozwalać go od środka. A Żydzi – mają mnie za karierowicza". Dobrze czuł się
w tej roli, traktował Żydów jako swój parasol ochronny. Któregoś dnia doszedłem do wniosku, że to jego broń w walce z klerem. Pytałem: "czy ksiądz się nie
boi?". "Nie" - odpowiadał. Miał plecy.
Jasienica, w okolicach której jeszcze w latach 20. mieszkało kilkuset Żydów,
za sprawą ks. Lemańskiego znalazła się w centrum polsko-żydowskiego dialogu. Odważne, pobudzające do myślenia prowokacje przestawały podobać się
kurii. Z kolei część mieszkańców nie do końca rozumiała, czemu w ich skromnej wiosce na nowo trzeba rozbudzać bolesną historię wojny.
- Mówię mu: "proszę księdza, u nas nie ma antysemityzmu". A nawet jak ktoś
mówi, że nie lubi Żydów, to nie wie, co mówi. No i tu Żydów żadnych nie ma
przecież. A on – szukał antysemitów na siłę. Gdy jeździł do Auschwitz czy Treblinki, to przeżywał to tak samo jak my. Kiedyś, w czasie rozmowy z nim, wyrwało mi się: "ale ja nie czuję się winny tego dramatu, który wydarzył się w Auschwitz". Był oburzony: "jak to nie?!". On szukał dziury w całym, chciał wzbudzić w nas poczucie winy. Gdy protestowaliśmy, stawaliśmy się antysemitami.
Tutaj nikomu nawet do głowy nie przyszłaby myśl, żeby coś złego Żydowi zrobić. Gdyby Żydzi do nas przyjechali, szybko byśmy się razem zasymilowali. Ale
gdyby nadal był tu Lemański: zaraz byśmy się pożarli.
Jedna z parafianek mówi mi, że kiedyś rozmowa o Żydach tak rozsierdziła proboszcza, że omal nie doszło do rękoczynów.
12
W wiosce trwał akurat głośny konflikt między Lemańskim a katechetką i dyrektorką szkoły. Nieporozumień było wiele. Tym razem poszło o tablicę ku pamięci
Janusza Korczaka, patrona szkoły. Dyrektorka miała pretensje, że ksiądz nie
zgodził się przyjść i poświęcić tablicy. - Wy nie wiecie, że Korczak był Żydem?
Że mógłby nie życzyć sobie święconej wody? - zganił wiernych.
Ludzie zdziwieni. - Tłumaczyliśmy, że zgodnie z naszą tradycją chcielibyśmy
w ten sposób uczcić patrona szkoły. I że Korczak był człowiekiem wielkim,
heroicznym i otwartym na inne wyznania – opowiadają.
- Proszę księdza, on na pewno święconej wody by się nie bał! - krzyknęła jedna
z osób. - Weszła pani na grząski grunt! - wycedził Lemańskim. - Ale ja umiem
pływać! - usłyszał. Ks. Wojciech był wściekły. - Bałam się, że podejdzie do
mnie i mnie uderzy.
Jedna z parafianek: - W pewnym momencie się go bałam. Jest mściwy i nieprzewidywalny w swoich zachowaniach. Nie udowodnisz mu nic, ale on może cię
zniszczyć psychicznie. Ma niesamowite metody. Kuria nie zauważyła, jak silnego ma przeciwnika. W dużej mierze przegrywa to starcie, bo Lemański jest
sprytny i bardzo inteligentny.
*
Któregoś dnia pan Zbigniew szedł ulicą. Nagle usłyszał: "Czy ty wiesz, jak zachowuje się twoja siostra? Jak źle mówi o Lemańskim?". Pan Zbigniew przytaknął. - I ty nic na to?! - usłyszał. Zagotował się. "A co wy chcecie, żebym zrobił?
Położył ją i zlał pasem?". - Nie mam pretensji do tej osoby, że to powiedziała.
Jest sterowana przez Lemańskiego - mówi mi na chłodno, gdy pytam, czy taka
sytuacja rzeczywiście miała miejsce. - Choć nie mieści mi się to w głowie. Siostrę mi chcieli ukarać!
Sterowana ma też być miejscowa radna. Fryzjerka, ciepła i przebojowa osoba,
znana z występów przed kamerami. To ks. Lemański namaścił ją na radną.
Mówił do wiernych: Głosujcie! Każdy głos może przeważyć szalę! - Sugerował
nam, że musimy głosować na nią. Czy to dziwne? Nie, to typowy Lemański. Ale
tak, wiem, co ma pan na myśli. Owszem, w telewizji na pewno krytykowałby
mieszanie się duchownych w politykę - mówi mi jedna z parafianek.
W trakcie kampanii do proboszcza przychodzili ludzie, którzy mówili o niecnych działaniach kontrkandydatów jego faworytki. Walka o władzę w Jasienicy
była ostra.
Zakończyła się tak, jak chciał tego ks. Wojciech.
13
*
W mediach od wakacji 2013 roku najgłośniej wybrzmiewa spór ks. Lemańskiego z abp. Hoserem o to, co stało się w styczniu 2010 roku. Według relacji byłego proboszcza, Hoser natarczywie zadawał mu pytanie o to, czy jest obrzezany.
Biskup, w rozmowie ze mną, zaprzeczył.
Jeden z jasieniczan: - Ja też zapytałem kiedyś księdza o to, czy jest Żydem. To
pytanie nasuwało się samo, bo Lemański z większą czcią traktował Żydów niż
nas. Jego tłumaczenie przyjąłem jednak ze zrozumieniem. Tłumaczył, że na Białorusi odmawiał brewiarz i któregoś dnia przemówił do niego Pan: "masz bronić
dzieci Izraela". Lemańskiego mocno to poruszyło. Chce być kustoszem ich pamięci.
Dziś zwolennicy księdza mają do Żydów pretensje. - Gdy zaczęły się kłopoty,
odsunęli się od niego. Czy którykolwiek zaprotestował przeciwko decyzji Hosera?
Wersję arcybiskupa, według którego Lemański przeinaczył jego pytanie
o obrzezanie, jednak odrzucają. Są gotowi odciąć sobie rękę za wiarygodność
Lemańskiego. - To pytanie padło na pewno - mówią.
Opowiadają przy okazji, że w rozmowie między Hoserem a Lemańskim padło
jeszcze jedno sformułowanie, o którym nikt dotąd nie słyszał. Spotkanie miało
przebiegać w spokojnej atmosferze tylko do czasu. W pewnym momencie - jak
opowiadają - arcybiskup miał wpaść w szał i powiedzieć do Lemańskiego:
zniszczę cię!
Indywidualista
Ludzie w Jasienicy, którzy mają dość konfliktu księdza Lemańskiego z kurią,
twierdzą, że były proboszcz chce dokonać rewolucji. I tak naprawdę to martwi
ich najbardziej. Podważanie odwiecznej hierarchii istniejącej w Kościele katolickim - nie mieści im się w głowie. Mówiąc wprost: trudno ukryć im wstyd, że
zafascynowani jednym duchownym, w duchu przeklinali Kościół.
Jasienica – niezależnie od tego, kto ma jaki stosunek do ks. Lemańskiego – to
wieś niezwykle pobożna. To, że jej wielu starszych mieszkańców jest gotowych
sprzeciwić się Kościołowi i podążać za byłym proboszczem – jest paradoksem,
którego nikt nie przewidywał.
Protest przed kurią w Wielki Czwartek zorganizował pan Robert. Z Jasienicy
i pobliskich wiosek zjechało kilkadziesiąt osób. Była grupa młodzieży, ludzie
w średnim wieku i staruszkowie. Wszyscy gotowi walczyć za księdza. A walka
14
o księdza Lemańskiego nie jest dziś łatwa. Pan Robert, w przeddzień protestu,
odebrał telefon od swojego księdza proboszcza. Chciał potwierdzić, czy to on
organizuje wyjazd. - Wstydzę się takiego parafianina - stwierdził. Na koniec
groził ekskomuniką. Żona pana Roberta: - Na kazaniu w trakcie mszy wyraził
nadzieję, że parafianie, którzy jadą na ten protest, dostaną rozwolnienia. Jeden z
uczestników odebrał za to telefon od ks. Trojanowskiego. Z groźbą utraty pracy.
- Wielu jasieniczan widzi w naszym biskupie Hoserze samo zło. Ale
równocześnie nie chce widzieć tego, co złego czyni Lemański. Skoro tak mocno
domaga się obrony, to dlaczego sam nigdy nie zaprotestował przeciwko
okrutnym oskarżeniom, że Hoser mordował ludzi w Rwandzie? - pytają ci,
którzy trzymają stronę arcybiskupa.
- Dlaczego Hoser opuścił ks. Lemańskiego, gdy ten został sam? Dlaczego nie
chce z nim rozmawiać? - pytają zwolennicy. - Zamiast wyciągnąć dłoń, zamiast
pojechać do Jasienicy, wbił mu nóż w serce.
Część osób, która domaga się przyjęcia ks. Lemańskiego na rozmowę w kurii,
twierdzi, że ostatnia rozmowa duchownych miała miejsce w grudniu 2013 roku.
Hoser poinformował Lemańskiego o odrzuceniu przez Watykan jego odwołania
od decyzji biskupa.
Pani Lucyna, zwolenniczka: - A on i tak cieszył się z tego spotkania. Rozumie
pan? Człowiek dowiaduje się, że przegrał odwołanie, czuje się dotknięty, a do
nas mówi, że ucieszyło go to spotkanie. Uznał je za budujące. Stwierdził:
"przynajmniej mogliśmy chwilę porozmawiać".
W kurii słyszę jednak inną wersję. Dwa "długie spotkania" miały odbyć się już
w tym roku. Dostaję też informację, że kuria "pozostaje w stałym kontakcie
telefonicznym z ks. Wojciechem" i nieraz wyrażała już gotowość do przyjęcia
go przez arcybiskupa.
We wsi nikt nie ma wątpliwości, że spór Lemańskiego z Hoserem - który
uczynił z Jasienicy najbardziej znaną wieś w Polsce – to starcie dwóch wielkich
osobowości. Zasadnicza różnica między ludźmi żyjącymi ze sobą od lat, dziś
mocno poróżnionych, zasadza się na dwóch kwestiach. Po pierwsze: czy rację
ma zamknięty w warszawskiej kurii Hoser, czy żyjący wśród nich Lemański?
To pytanie bez odpowiedzi. Drugie pytanie dotyczy faktów: kogo popiera
większość? Nikt nie jest dziś w stanie tego oszacować.
Faktem jest, że jasieniczanie przestali sobie ufać. - Żyliśmy w zgodzie od lat, ale
teraz nie możemy się dogadać – słyszę od obydwu stron.
15
Doszło do przepychanki. Księdza Grzegorza część wsi nie chce widzieć na
oczy. Pan Roman: - Jest teraz niemal wrogiem numer jeden. Ks. Lemański
mówi: to nie jest kościół administratora, tylko wasz. Więc weźcie sprawy
w swoje ręce. Jego ostatnie kazania były po prostu pożywką dla agresji. Zrobił
wiele, by utrzymywać ludzi w niezdrowym podnieceniu. "To nieprawda!" oburza się pan Bartosz. - Nigdy nie słyszałem, by na kazaniach mówił
cokolwiek o swojej sytuacji. To ks. administrator podburzył ludzi przeciwko
niemu. Gdy zdenerwowani ludzie chcieli iść na niego z grabiami, mówił:
"grabie zostawcie w domu, idźcie się modlić".
Pan Jakub: - Nadal szanuję ks. Wojciecha. Modlę się za niego. Wierzę, że się
przełamie. Opamięta. On byłby w stanie naprawić tę sytuację. Proszę Boga,
by Lemańskiemu starczyło sił, by nabrać pokory i odsunąć się na bok. Dla dobra
nas wszystkich. On musi zdawać sobie sprawę z tego, że mocno nas podzielił.
Podziały zaczęły narastać, gdy ludzie w Jasienicy zaczęli orientować się, że są
tacy, którzy nie podpisują listów w obronie ks. Lemańskiego. Jeden z parafian
zjawisko "łapanki" nazwisk osób niepopierających proboszcza po raz pierwszy
zaobserwował, gdy starsza pani, dotąd mu życzliwa, na jego "dzień dobry"
spuszczała wzrok.
Pan Janusz Wróbel rosnącą nieufność dostrzegł, gdy w Niedzielę Palmową wraz
z bratem nie został wpuszczony do kościoła. Pan Janusz i jego brat to chłopy na
schwał. Prawie ich zemdliło, gdy jeden z nich usłyszał: "Ty, Wrona, spi...laj do
Otwocka!".
Państwo Miechowscy, staruszkowie po osiemdziesiątce, też nie mogą odnaleźć
się w nowej sytuacji. Gdy chcieli wejść do kościoła, na drodze do wejścia stanął
pan Janek, kolega ich dzieci. Miechowscy pamiętają go jeszcze z czasów
dzieciństwa. Zaczęli negocjować. "Panie Janku, przecież my własny*
Tłum w środę, kilka dni po decyzji abp. Henryka Hosera o zamknięciu kościoła,
był agresywny. Wszystkim udzieliły się emocje. Do Jasienicy przyjechał
właśnie rzecznik kurii, który chciał wysłuchać mieszkańców broniących ks.
Lemańskiego. Padło wiele słów, które – gdyby nie emocje – nie mogłyby paść.
Nie tu, w Jasienicy, gdzie nigdy do podobnych scen nie dochodziło. To wtedy
jedna z jasieniczanek poczuła, że musi się wychylić. Rzecznik z trudem uciszył
tłum i pozwolił jej mówić. - Zapytałam ludzi: co się z wami dzieje? Czy
Lemański naprawdę chce, żebyście bronili go w taki sposób? Takimi
narzędziami? Agresją? Przekleństwami? Czy on was o to prosił?
- Od ludzi, których znam od dzieciństwa, usłyszałam, że więcej we wsi nie chcą
mnie widzieć. Krzyczeli: "kim ty jesteś!", "nie chcemy cię!", "wynoś się stąd!".
16
Z jakiej ty rodziny pochodzisz... byle jakiej!". To nie są jacyś nieznajomi.
To moi sąsiedzi, koleżanki ze szkolnej ławki, matki znajomych moich dzieci.
Mieszkańcy Jasienicy czują się dziś trochę jak małpki w zoo. Bo przyjeżdżają tu
dziennikarze, w telewizji wypowiadają się profesorowie, eksperci, doktorzy.
Mądrze analizują. Jednym pasuje, gdy winą za całą sprawę obarczają
Lemańskiego, innym - Hosera. Wobec mnie padają różne prośby: "Proszę trwać
przy ks. Lemańskim. Ludzie zaczną się go wypierać, bo trudno być przy tym,
który jest poniewierany. Proszę napisać prawdę, że gdyby nie abp Hoser w Jasienicy nic złego by się nie stało".
Inni też błagają o prawdę, ale widzą ją zupełnie inaczej. Proszą, by na chwilę
zapomnieć o ks. Lemańskim znanym z telewizora. I napisać prawdę - że gdyby
nie on, w Jasienicy nie doszłoby do konfliktu.
Kilka osób chciało za pośrednictwem mediów zwrócić się do księdza
Lemańskiego.
Pani Dagmara: - Księżę Wojciechu, proszę wytrzymać. Oszczerstwa ustaną.
Będziemy z księdzem i ludźmi do samego końca.
Pani Ewa: - Rozbudził ksiądz nienawiść wśród ludzi. Oni wspierają księdza, ale
przy tym - krzyczą: "Nie chcemy Watykanu!", "Nie chcemy Hosera!", "Nie
chcemy ks. Grzegorza!". Mówią, że tylko ksiądz się dla nich liczy. Czy o to
księdzu chodziło?
Pani Lucyna: - Niektórzy ludzie, a zwłaszcza duchowni, odwrócili się od
księdza ze strachu. Trudno bronić człowieka, którego atakuje się zewsząd. Ale
ma ksiądz nasze poparcie, poparcie zwykłych osób. My nie boimy się narazić w
walce o prawdę.
Pani Grażyna: - Miał ksiądz czas, by jeździć po Polsce i promować swoją
książkę. Modliłam się, by znalazł ksiądz czas dla nas. Że poprosi ksiądz ludzi,
by uszanowali Triduum Paschalne. Czy takich emocji, nienawiści chciał ksiądz
w Jasienicy w trakcie świąt Zmartwychwstania Pańskiego?
Tuż przed publikacją tego tekstu, zadzwonił do mnie pan Edward.
Rozmawialiśmy o wywiadzie z abp. Henrykiem Hoserem, który wcześniej
ukazał się na łamach Onetu. Pan Edward chciał zaapelować do biskupa: nawet
jeśli ks. Wojciech nie jest idealny, to czy należało mu w tak ważnym czasie dla
katolika odebrać to, co kocha? Ksiądz Lemański i pan Edward się znają. Ten
drugi kiedyś przemierzył kilkaset kilometrów, by uczestniczyć w mszy świętej
sprawowanej przez ks. Wojciecha. Olbrzymie wrażenie zrobił na nim m.in. list
Lemańskiego do pierwszej osoby poczętej drogą in vitro, o którym mówiła cała
17
Polska. Był poruszony. Także rozmową, którą odbyli później - miał po niej
wrażenie, jakby rozmawiał z człowiekiem, znającym go od dziecka.
Jako 11-latek pan Edward był molestowany przez księdza, któremu ufał. Chwila
rozmowy z nim daje mi pewność, że dzięki ks. Lemańskiemu panu Edwardowi
łatwiej z tym żyć.
Jeden z parafian pod koniec długiej rozmowy mówi mi, że lżej mu na sercu.
Przyznaje, że ks. Lemański jest niezwykłym człowiekiem. Piekielnie
inteligentnym, ciekawym. Z niezwykłą osobowością i talentem. - Mógłby być
kimś wielkim. Ale dla nas on nie jest żadnym "księdzem dialogu". Czy tego
chciał, czy nie - to przez niego ludzie w Jasienicy nie mogą znieść się
nawzajem. Czasami nie trzeba się odzywać, bo tak to widać.
Ludzie mówią, że dwadzieścia lat upłynie, a blizny, które pozostawił po sobie
ks. Lemański, się nie zagoją.
Pani Krystyna: - Wszyscy przegraliśmy. Dziś nie potrafię już mówić dobrze o
tym, co zrobił w Jasienicy ks. Lemański, ale nie chcę zwalać winy na jego
zwolenników. Każdy z nas poniósł klęskę. Także abp Hoser i także ks.
Wojciech. Ale tylko ten ostatni może doprowadzić do tego, że Jasienica znów
będzie taka jak dawniej.
Pani Beata: - On zjednał ludzi, to prawda. Ale zjednał ich wokół siebie, a nie
wokół Boga.
Pani Dagmara: - Dziś wszystko zależy od arcybiskupa, ale on już skreślił i nas,
i ks. Wojtka.
Pan Jakub mówi, że Jasienica ostatnio mało myśli o Bogu.
Prosi, by modlić się za Jasienicę.
Imiona większości bohaterów zostały zmienione.
Chcę podziękować wszystkim mieszkańcom Jasienicy - tak zwolennikom, jak i
osobom zdystansowanym wobec działań księdza Wojciecha Lemańskiego.
Ks. Lemański został odwołany z funkcji proboszcza Jasienicy w lipcu 2013 r. po
tym, jak publicznie krytykował kościelnych hierarchów, w tym swojego
przełożonego. Otrzymał też zakaz wypowiadania się w mediach. Ksiądz
odwołał się od tej decyzji do Watykanu. Stolica Apostolska nie uwzględniła
odwołania. Pod koniec lipca tego roku ks. Lemański przyjął - decyzją abpa
18
Hosera - obowiązki kapelana w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii
w Zagórzu. W Jasienicy władzę sprawuje inny proboszcz.
Po tym jak podczas Przystanku Woodstock mówił o skostnieniu Kościoła
i o tym, że stare pokolenie biskupów musi wymrzeć, konflikt odżył. Ostatecznie
ksiądz Lemański został ukarany suspensą. Oznacza to m.in. odsunięcie
duchownego od pełnienia funkcji kapłańskich oraz zakaz noszenia sutanny.
*
Tłum w środę, kilka dni po decyzji abp. Henryka Hosera o zamknięciu kościoła,
był agresywny. Wszystkim udzieliły się emocje. Do Jasienicy przyjechał
właśnie rzecznik kurii, który chciał wysłuchać mieszkańców broniących ks.
Lemańskiego. Padło wiele słów, które – gdyby nie emocje – nie mogłyby paść.
Nie tu, w Jasienicy, gdzie nigdy do podobnych scen nie dochodziło. To wtedy
jedna z jasieniczanek poczuła, że musi się wychylić. Rzecznik z trudem uciszył
tłum i pozwolił jej mówić. - Zapytałam ludzi: co się z wami dzieje? Czy
Lemański naprawdę chce, żebyście bronili go w taki sposób? Takimi
narzędziami? Agresją? Przekleństwami? Czy on was o to prosił?
- Od ludzi, których znam od dzieciństwa, usłyszałam, że więcej we wsi nie chcą
mnie widzieć. Krzyczeli: "kim ty jesteś!", "nie chcemy cię!", "wynoś się stąd!".
Z jakiej ty rodziny pochodzisz... byle jakiej!". To nie są jacyś nieznajomi. To
moi sąsiedzi, koleżanki ze szkolnej ławki, matki znajomych moich dzieci.
Mieszkańcy Jasienicy czują się dziś trochę jak małpki w zoo. Bo przyjeżdżają tu
dziennikarze, w telewizji wypowiadają się profesorowie, eksperci, doktorzy.
Mądrze analizują. Jednym pasuje, gdy winą za całą sprawę obarczają
Lemańskiego, innym - Hosera. Wobec mnie padają różne prośby: "Proszę trwać
przy ks. Lemańskim. Ludzie zaczną się go wypierać, bo trudno być przy tym,
który jest poniewierany. Proszę napisać prawdę, że gdyby nie abp Hoser w Jasienicy nic złego by się nie stało".
Inni też błagają o prawdę, ale widzą ją zupełnie inaczej. Proszą, by na chwilę
zapomnieć o ks. Lemańskim znanym z telewizora. I napisać prawdę - że gdyby
nie on, w Jasienicy nie doszłoby do konfliktu.
Kilka osób chciało za pośrednictwem mediów zwrócić się do księdza
Lemańskiego.
Pani Dagmara: - Księżę Wojciechu, proszę wytrzymać. Oszczerstwa ustaną.
Będziemy z księdzem i ludźmi do samego końca.
19
Pani Ewa: - Rozbudził ksiądz nienawiść wśród ludzi. Oni wspierają księdza, ale
przy tym - krzyczą: "Nie chcemy Watykanu!", "Nie chcemy Hosera!",
"Nie chcemy ks. Grzegorza!". Mówią, że tylko ksiądz się dla nich liczy. Czy o
to księdzu chodziło?
Pani Lucyna: - Niektórzy ludzie, a zwłaszcza duchowni, odwrócili się od
księdza ze strachu. Trudno bronić człowieka, którego atakuje się zewsząd. Ale
ma ksiądz nasze poparcie, poparcie zwykłych osób. My nie boimy się narazić w
walce o prawdę.
Pani Grażyna: - Miał ksiądz czas, by jeździć po Polsce i promować swoją
książkę. Modliłam się, by znalazł ksiądz czas dla nas. Że poprosi ksiądz ludzi,
by uszanowali Triduum Paschalne. Czy takich emocji, nienawiści chciał ksiądz
w Jasienicy w trakcie świąt Zmartwychwstania Pańskiego?
Tuż przed publikacją tego tekstu, zadzwonił do mnie pan Edward.
Rozmawialiśmy o wywiadzie z abp. Henrykiem Hoserem, który wcześniej
ukazał się na łamach Onetu. Pan Edward chciał zaapelować do biskupa: nawet
jeśli ks. Wojciech nie jest idealny, to czy należało mu w tak ważnym czasie dla
katolika odebrać to, co kocha? Ksiądz Lemański i pan Edward się znają. Ten
drugi kiedyś przemierzył kilkaset kilometrów, by uczestniczyć w mszy świętej
sprawowanej przez ks. Wojciecha. Olbrzymie wrażenie zrobił na nim m.in. list
Lemańskiego do pierwszej osoby poczętej drogą in vitro, o którym mówiła cała
Polska. Był poruszony. Także rozmową, którą odbyli później - miał po niej
wrażenie, jakby rozmawiał z człowiekiem, znającym go od dziecka.
Jako 11-latek pan Edward był molestowany przez księdza, któremu ufał. Chwila
rozmowy z nim daje mi pewność, że dzięki ks. Lemańskiemu panu Edwardowi
łatwiej z tym żyć.
Jeden z parafian pod koniec długiej rozmowy mówi mi, że lżej mu na sercu.
Przyznaje, że ks. Lemański jest niezwykłym człowiekiem. Piekielnie
inteligentnym, ciekawym. Z niezwykłą osobowością i talentem. - Mógłby być
kimś wielkim. Ale dla nas on nie jest żadnym "księdzem dialogu". Czy tego
chciał, czy nie - to przez niego ludzie w Jasienicy nie mogą znieść się
nawzajem. Czasami nie trzeba się odzywać, bo tak to widać.
Ludzie mówią, że dwadzieścia lat upłynie, a blizny, które pozostawił po sobie
ks. Lemański, się nie zagoją.
Pani Krystyna: - Wszyscy przegraliśmy. Dziś nie potrafię już mówić dobrze o
tym, co zrobił w Jasienicy ks. Lemański, ale nie chcę zwalać winy na jego
zwolenników. Każdy z nas poniósł klęskę. Także abp Hoser i także ks.
20
Wojciech. Ale tylko ten ostatni może doprowadzić do tego, że Jasienica znów
będzie taka jak dawniej.
Pani Beata: - On zjednał ludzi, to prawda. Ale zjednał ich wokół siebie, a nie
wokół Boga.
Pani Dagmara: - Dziś wszystko zależy od arcybiskupa, ale on już skreślił i nas,
i ks. Wojtka.
Pan Jakub mówi, że Jasienica ostatnio mało myśli o Bogu.
Prosi, by modlić się za Jasienicę.
Imiona większości bohaterów zostały zmienione.
Chcę podziękować wszystkim mieszkańcom Jasienicy - tak zwolennikom, jak
i osobom zdystansowanym wobec działań księdza Wojciecha Lemańskiego.
Ks. Lemański został odwołany z funkcji proboszcza Jasienicy w lipcu 2013 r. po
tym, jak publicznie krytykował kościelnych hierarchów, w tym swojego
przełożonego. Otrzymał też zakaz wypowiadania się w mediach. Ksiądz
odwołał się od tej decyzji do Watykanu. Stolica Apostolska nie uwzględniła
odwołania. Pod koniec lipca tego roku ks. Lemański przyjął - decyzją abpa
Hosera - obowiązki kapelana w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii w
Zagórzu. W Jasienicy władzę sprawuje inny proboszcz.
Po tym jak podczas Przystanku Woodstock mówił o skostnieniu Kościoła i o
tym, że stare pokolenie biskupów musi wymrzeć, konflikt odżył. Ostatecznie
ksiądz Lemański został ukarany suspensą. Oznacza to m.in. odsunięcie
duchownego od pełnienia funkcji kapłańskich oraz zakaz noszenia sutanny.
W całości skopiowane z portalu Onet.pl
21
URODZINY MIESIĄCA GRUDNIA I STYCZNIA
Wasze Urodziny,
które są raz w roku
niech będą szczęśliwe i pełne uroku.
My ze swej strony ślemy Wam życzenia,
by się spełniły
wszystkie Wasze marzenia
Stu lat w zdrowiu życzą
Dyrektor, personel oraz mieszkańcy.
Berhgof
Krawczyk
Kasperczyk
Dubis
Golis
Kopytko
Moczyński
Szydłowska
Zuber
Kotowicz
Sorn
Łapiński
Solga
Jurgen
Aleksandra
Urszula
Danuta
Irena
Irena
Aleksander
Marianna
Kazimierz
Karina
Janina
Zbigniew
Józef
22
ZAPROSZENIE
Serdecznie zapraszamy
na kolację wigilijną,
która odbędzie się
24.12.2014
(środa) o godz. 16.00
na jadalni naszego domu.
23
CIEKAWOSTKI
HISTORIA JARMARKÓW....
W średniowieczu jedna z podstawowych form wolnego handlu, głównie
hurtowego. Jarmarki organizowano corocznie w stałych terminach, najczęściej
przy okazji święta kościelnego. Przywileje świeckie i kościelne gwarantowały
kupcom bezpieczeństwo osobiste i nienaruszalność mienia, a miejscowe władze
miały obowiązek ograniczyć na ten czas cechowy monopol sprzedaży
i nadzorować prawidłowość dokonywanych transakcji (miary, wagi, ceny).
Jarmarki trwały od 1-2 dni do 2 tygodni. Niekiedy na czas ten dzielono na
terminy wystawiania towarów, zawierania umów i rozliczania zobowiązań.
Masowy napływ kupców i klientów przyczyniał się do rozkwitu miast
jarmarcznych.
W XVI wieku wraz z rozwojem komunikacji i pojawieniem się nowych form
handlu rola jarmarków znacząco się zmniejszyła
W Polsce jarmarki upowszechniły się w XIII wieku w Gdańsku, a w wiekach
późniejszych we Lwowie, Łucku, Grodnie, Wilnie (głównie produkty leśne);
Jarosławiu, Przemyślu, Przeworsku (woły); Krakowie, Sandomierzu,
Kazimierzu Dolnym, Płocku, Toruniu (zboża) i Lublinie (wina węgierskie,
zboża, woły) .
Współcześnie nieliczne istniejące nadal jarmarki mają miejscowy zasięg lub
stanowią rodzaj festynu (Jarmark św. Dominika w Gdańsku, Jarmark
Jagielloński w Lublinie). Potocznie nazwa targ i jarmark używana jest
zamiennie.
Pierwsze jarmarki umiejscawiane były przy głównych traktach handlowokupieckich, odbywały się w specjalnie ku temu przeznaczonych budynkach, lub
na wydzielonych placach. Ponieważ przedmiotem wymiany handlowej był
produkt tzw. naturalny, stąd też jarmarki, określano mianem towarowych.
Jarmarki dzieliły się na międzynarodowe i lokalne. Organizowano je
w regularnych odstępach czasu, najczęściej raz lub dwa razy do roku, w ściśle
określonym miejscu. Poza wymianą kupiecką, na jarmarkach odbywał się obrót
kredytowy (pieniężny).
Nad handlem jarmarcznym swą pieczę sprawowali reprezentanci króla, biskupa
lub pana feudalnego (w zależności od właściciela miasta, względnie ośrodka,
w którym organizowano targ). Poza nimi, nad prawidłowością dokonujących się
transakcji czuwał sąd targowy. On także strzegł utartych praw jarmarcznych.
Najczęściej na czas odbywania się jarmarków, wprowadzono tzw. pokój
targowy (lub inaczej pokój boży).
24
Podczas jarmarków, szereg czynności wykonywali też włodarze. Ich zadaniem
było dokonanie inspekcji ulic oraz zajazdów, celem zorientowania się
i ustalenia, jak rozlokowały się grupy targowe, a więc grupy handlujące
woskiem, skórą, płótnem, żelazem, itd. Do ich obowiązków należało także
przypominanie kupcom o potrzebie uiszczenia podatku od wagi. Kolejną grupą
zawodową podczas targów byli maklerzy. Informowali o towarach
przeznaczonych do zbycia lub o tych, które konkretna osoba chciała nabyć.
Występowali także w charakterze "kontrolerów" jarmarcznych towarów. Jeśli
produkt spożywczy nie był zdatny do spożycia, makler miał obowiązek
usunięcia go z kupieckiego obiegu.
Przybywającym oraz przebywającym na targu przysługiwało najważniejsze
z praw kupieckich, prawo gościa. Było ono równoznaczne ze swobodą wymiany
handlowej oraz gwarantem odbioru oraz zabezpieczenia i oclenia nadanego
towaru.
Wszelkie płatności targowe, regulowano w postaci pieniężnej lub naturalnej
(przyprawami, tkaninami czy zbożem).
Jako że targi organizowano w dniach świątecznych, lub w uroczystości ku czci
konkretnego patrona, tak też je nazywano.
Najbardziej znanymi, XII- i XII-wiecznymi jarmarkami europejskimi były
jarmarki szampańskie. Pośredniczyły one i uczestniczyły w handlu
ukierunkowanym na Wschód.
W wieku XIV oraz w pierwszej połowie XV punkt ciężkości w handlu
europejskim przesunął się z Szampanii ku Genewie, Antwerpii czy Frankfurtowi
nad Menem; na trakt kupiecki wzdłuż Renu. Jarmarki lyońskie pośredniczyły
w wymianie handlowej z Europy Środkowej na Półwysep Iberyjski. Wraz
z odkryciami geograficznymi coraz częściej powstawały targi o profilu
zamorskim. Jarmarki, na których dokonywano pierwszych operacji kredytowych
lub wymiennych, odbywały się w XVI i XVII wieku w Genui.
Wraz z rozwojem gospodarki w kierunku kapitalistycznym, zmianie uległ
charakter targu. Jarmarki przestały być punktami obrotu towarowego, a stały się
wystawami wytwórczości.
Jarmarki adwentowe
... odbywają się we wszystkich krajach germańskich oraz w Czechach.
Zaczynają się w połowie listopada i trwają do samych Świąt, a niektóre nawet
do Nowego Roku.
25
Jest to bardzo stara, germańska tradycja. Pierwsza wzmianka o
bożonarodzeniowym jarmarku pochodzi z 1434 roku, z Drezna. Liczba
jarmarków jest niezliczona, bo organizują je niemal wszystkie większe miasta w
Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Danii, a niektóre z miast nawet po kilka. W
samym Berlinie jest ich ponad 60. Najsłynniejsze jarmarki są w Wiedniu, w
Berlinie, w Norymberdze, w Kopenhadze, w Zurychu. Niedawno tej tradycji
zaczęli też hołdować Czesi. Spacer wśród straganów, na których sprzedaje się
świąteczne ozdoby i smakołyki jest czymś, czego nie opuści żaden Niemiec,
Austriak, Szwajcar i Duńczyk. Przyjemnie jest wdychać zapach cynamonu,
prażonych migdałów, pieczonych kasztanów i świeżych ciast. A zziębnięci
długim spacerowaniem mogą się rozgrzać grzanym winem, ponczem lub gorącą
czekoladą. Tworzą się nowe tradycje. Na przykład w Kopenhadze od ponad 40
lat organizowane są wystawy świątecznie przystrojonych stołów, a w namiocie
rozbitym w kopenhaskim parku rozrywki Tivoli można oglądać mechaniczne
skrzaty. W Linzu każdy, kto ma ochotę, może odlać z płynnego wosku świecę o
niepowtarzalnym kształcie i zabrać ją do domu, a pieniążek, który za to wrzuci
do skarbonki wesprze cel charytatywny. Jest to także okazja do spotkań
towarzyskich. Wiedeńczycy w tym okresie chętnie wyznaczają sobie spotkania
na jarmarkach.
W całości skopiowane z portalu internetowego A.Rz.
GADKA „JASPISOWEGO” DZIADKA
- o współczesnej kobiecie (u nas)
Kontynuując temat z poprzedniego numeru naszej „Gazetki”, omawiam
teraz szkicowo sytuację kobiet w naszym kraju.
W Polsce wystąpiły ostatnio tendencje do powierzania kobietom
najwyższych funkcji samorządowych i państwowych (funkcje marszałków i
wicemarszałków sejmu pełnione były przez kobiety już od pewnego czasu, a
uprzednio w początkach III RP mieliśmy jedną panią – premier H. Suchocką).
We wrześniu br. na stanowisko premiera rządu zastała powołana
dotychczasowa marszałek sejmu E. Kopacz. Dobrała ona sobie do swego
gabinetu od razu 5 kobiet w randzie ministrów, a następnie też nominowała
kobiety na stanowiska sekretarzy stanu i dyrektorów sektorów resortowych (ich
ilość jest „in statu nascendi” na wnioski zainteresowanych ministrów płci
„pięknej” i „brzydkiej”).
- Pani E. Kopacz zastąpiła dotychczasowego premiera D. Tuska na
stanowisku premiera, zostawszy jako wiceprezes PO jej szefem.
26
D. Tusk awansował w hierarchii organów Unii Europejskiej, został
bowiem powołany na przewodniczącego Rady Europy.
Trzeba w tym miejscu zauważyć, że premier E Kopacz obsadziła
kobietami szefostwa ministerialne w kilku ważnych i węzłowych resortach,
będących do tej pory bezsporną domeną mężczyzn. Reprezentatywnym
przykładem może tu być Ministerstwo Spraw Wewnętrznych któremu podlegają
siłowe
organy
państwaPolicja
i Służby Bezpieczeństwa (Agencje operacyjne).
- Zobaczymy, jak premier Kopacz będzie kierować rządem i czy zdawać
będą egzamin wszystkie kobiety powołane na ministerialne stanowiska.
„Jaspis 90”
P.S
W naszej powojennej historii mieliśmy kobietę – premiera Hannę Suchocką.
Rządziła ona mądrze i odpowiedzialnie, nie mając w swoim gabinecie
ministrów
„płci
pięknej”.
Kierowała rządem „po
męsku” bo
tylko
z mężczyznami miała do czynienia w swoim gabinecie i agendach rządowych.
W odmiennych warunkach objęła rządy premier E. Kopacz i na samym
początku urzędowania, jeszcze przed wygłoszeniem expose „wygadała się”,
że będzie rządzić „ po kobiecemu”.
Jeszcze nie wiadomo, na czym takie rządzenie ma polegać i czy będzie
w praktyce możliwe do wykonania. Istnieć może obawa, że w ślad za swoją
szefową panie minister będą też kierować się mentalnością kobiecą. Wynika
przy tym kontrowersja nie tylko ze strony opozycji, ale również w łonie partii
rządzących. Czas pokaże przydatność tego eksperymentu w polskim systemie
parlamentarnym i niekanclerskim usytuowaniu premiera rządu.
„Jaspis 90”
A propos
Mężczyzna kontra kobiety, czyli dlaczego Janusz Piechociński po
Kongresie Kobiet zrozumiał tylko, że "facet to świnia"?
27
Goszczący piątek w Australii noblista Dalajlama XIV przekonywał, iż kobiety
są dziś lepiej predestynowane do przywództwa ze względu na swoją naturalną
skłonność do okazywania większego współczucia drugiemu człowiekowi. W
tym samym czasie polski wicepremier Janusz Piechociński po wizycie na
organizowanym w Warszawie Kongresie Kobiet zrozumiał tymczasem tylko
tyle, że większość ambitnych kobiet mężczyzn nienawidzi. - To przez zaścianek,
w którym tkwi - oceniają rozmówcy naTemat.
Dlaczego dla jednych emancypacja i większy udział kobiet w polityce jest
nadzieją na zmianę skostniałych reguł rządzących współczesnym światem, a
inni wciąż widzą je tylko jako dekorację życia publicznego? Ten podział
najlepiej było widać w piątek na przykładzie dwóch polityków, którzy
postanowili podzielić się swoimi wrażeniami po spotkaniu z kobietami
walczącymi o równouprawnienie w życiu publicznym. Kiedy na drugiej półkuli
Dalajlama przekonywał o znakomitych kompetencjach kobiet do uprawiania
polityki, w Warszawie wicepremier Janusz Piechociński tak podsumował swoją
wizytę na Kongresie Kobiet:
Janusz Piechociński
wicepremier i minister gospodarki o Kongresie Kobiet na Facebooku
„No Panowie wracam z Kongresu Kobiet . Z tego co o nas wysłuchałem wynika
,ze "facet to świnia" to bardzo elegancka opinia o facetach.... „
Czy tylko tyle jeden z ważniejszych polityków w Polsce mógł wynieść z udziału
w tym wydarzeniu? Zdaniem Krystyny Kofty, wicepremierowi po prostu
zabrakło kompetencji intelektualnych do tego, by goszcząc na Kongresie
pokusić się o przemyślenia choćby odrobinę podobne do tych, którymi po
spotkaniu z Australijkami podzielił się laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Janusz Piechociński ciągle żyje niestety w zaścianku. Sądziłam, że to będzie
lepszy wicepremier niż Waldemar Pawlak, ale bardzo się zawiodłam. Gdyby na
tym Kongresie był jego poprzednik z pewnością pomyślałby i powiedział
zupełnie co innego - mówi nam członkini Rady Programowej KK.
Zaścianek się boi
Krystyna Kofta jest w pełni przekonana, że Janusz Piechociński pomimo tego,
iż od lat gości na Kongresie Kobiet, w ogóle nie interesuje się tym, o co chodzi
Polkom. Jej zdaniem, szef ludowców tą niskich lotów ironią dość mocno strzelił
też sobie w stopę. - Coraz częściej na Kongres przyjeżdżają bowiem więcej
28
kobiet z małych miasteczek i wsi. Tam są dziesiątki wspaniałych kobiet, które
bez względu na to kim są, chcą w życiu czegoś więcej. A poza tym, mają
właśnie tę wielką wrażliwość społeczną, o której mówi Dalajlama - przekonuje .
W Australii noblista pokusił się tymczasem o jeszcze jedno stwierdzenie.
Dalajlama przekonywał, że w dzisiejszych czasach nikogo nie powinno już
zdziwić, że... następną - Dalajlamą XV będzie właśnie kobieta. Krystyna Kofta
twierdzi, że na tym właśnie polega różnica między noblistą, a polskim
wicepremierem. Ten drugi reprezentuje wciąż sporą i wpływową grupę
mężczyzn, którzy bardzo mocno obawiają się płci przeciwnej. - Oni boją się
tego, że kobiety wejdą do polityki i okażą się lepsze od nich. To w końcu dość
częste. Bo są i takie kobiety, jak Krystyna Pawłowicz, ale większość to ambitne
i świetnie wykształcone osoby, które mogą tylko Polsce pomóc. No i wykosić
wielu miernych mężczyzn - ocenia.
Takich obaw nie ma dziennikarz Jacek Żakowski. W rozmowie z „na Temat”
przekonuje, że czwartkowy dysonans w komentarzach płynących z Sydney i z
Warszawy najlepiej pokazuje, jak wielkie dzielą nas różnice kulturowe
względem dojrzałych demokracji. - Wpis Janusza Piechocińskiego to dowód na
całkowity brak zrozumienia tego, co się dzieje we współczesnym świecie.
Mężczyznom takim jak on brak nawet nawyku, by próbować to zrozumieć. Na
wszystko, co niezrozumiałe reagują więc automatycznym odrzuceniem tego,
pogardą, albo lekceważeniem - tłumaczy.
Piechociński potwierdza problemy całego społeczeństwa
Jego zdaniem, to właśnie podstawowy problem, przez który w Polsce mężczyźni
radzą sobie ze sprawowaniem władzy dużo gorzej niż w innych krajach
rozwiniętych. Jacek Żakowski przyznaje, że wielu Polaków nie ma tyle
problemu z akceptacją równouprawnienia, ale przede wszystkim ze swoją
zaściankowością. I to dotyczy nie tylko mężczyzn. - Zarówno kobiety, jak i
mężczyźni w naszym kraju po prostu mają często problem ze zrozumieniem
różnorodności. Za tym wszystkim stoi zbyt wiele skrajnych emocji. To tkwi
zbyt głęboko w naszej świadomości - przekonuje.
Dziennikarz przyznaje jednak, że przede wszystkim za niechęcią wobec
równouprawnienia stoi zwykle po prostu strach o pozycję. - Jeśli ktoś sam ma
problem z uczciwością, to najgłośniej krzyczy o jej braku u innych, kiedy
stosuje nepotyzm, posądza o niego innych, a gdy ma problem z tolerancją
29
spodziewa się, że wszyscy inni też tak mają. To samo dotyczy postrzegania płci
przeciwnej - podsumowuje Żakowski.
W całości skopiowane z portalu internetowego
HOROSKOP
Strzelec
Nowy astrologiczny miesiąc powitaliśmy w sobotę, 22 listopada. Słońce
wkroczyło w znak Strzelca. Rozpocznie się czas sprzyjający nauce, podróżom i
układaniu ambitnych planów. Grudniowa, przedświąteczna krzątanina będzie
czasem nerwowym, ale też udanym i radosnym.
Baran
Zapowiada się udany miesiąc. Jesienne wieczory wcale nie będą napawać cię
smutkiem. Nie przegapisz żadnego przedświątecznego spotkania w pracy czy u
przyjaciół. Będziesz energiczny, pomysłowy i w dobrym humorze.
Byk
W tym miesiącu staniesz się bardziej ostrożny i cierpliwy. Postanowisz zająć się
tylko tym, co na prawdę ważne i zyskowne. Cudze opinie i ryzykowne
propozycje przestaną się dla ciebie liczyć. Opozycja Merkurego na początku
nowego astrologicznego miesiąca sprawi, że pomogą ci życzliwi ludzie, na
których zawsze mogłeś liczyć.
Bliźnięta
Ten miesiąc pełen będzie zaproszeń na ciekawe imprezy, wykłady i spotkania.
Pojawią się nowi ludzie, a ich doświadczenia będą dla ciebie bardzo
interesujące. Podczas podejmowania decyzji nie kieruj się tym, co wypada!
Inwestuj w swoje umiejętności i szukaj dla siebie korzyści, a koniec roku będzie
bardzo udany.
Rak
Zbliżające się Święta i koniec roku sprawią, że postanowisz uporządkować
wiele zaległych spraw. Popatrzysz krytycznym wzrokiem na swoje otoczenie i
zaczniesz zastanawiać się, co trzeba naprawić lub zmienić. Sprawiedliwie
podzielisz grudniowe obowiązki między domowników, a szefowi obiecasz, że
będziesz się bardziej starał.
30
Lew
Nadchodzi miesiąc, w którym twoje sprawy przebiegać będą pomyślnie. Działaj
szybko i nie odkładaj ważnych spraw na później, bo jeszcze przed Świętami
masz szansę na spektakularny sukces.
Panna
Będziesz podsumowywać sukcesy mijającego roku i ułożysz dobry plan na
przyszłość. Bądź jednak spokojny i nie wpadaj w panikę na widok byle
trudności. Kwadratury Słońca i Merkurego (od 28.11) nie sprzyja rozpoczynaniu
nowych spraw. Nie ryzykuj, nie ufaj obietnicom i podejmuj tylko takie decyzje,
do których jesteś całkowicie przekonany.
Waga
Jesienne słoty nie zdołają popsuć ci humoru. Będziesz energiczny i towarzyski,
a także pełen dobrych chęci i woli do życia. Szkolenia, krótkie podróże i
niezobowiązujące ploteczki przyniosą ci więcej korzyści, niż sądzisz. Koniec
roku sprzyja też spotkaniom z ludźmi, których dawno nie widziałeś.
Skorpion
W tym miesiącu staniesz się bardzo zdecydowany i pewny siebie. Nie zniesiesz
sprzeciwu wobec ustalanych przez siebie planów. Będziesz wymagać,
decydować i sprawdzać. Nie wahaj się przed rozpoczęciem porządków i zmian
na lepsze.
Strzelec
Zapowiada się udany miesiąc. Słońce powróci do twojego znaku zodiaku,
przyniesie ci sympatyczne wydarzenia i sprawi, że łatwiej uporasz się z
codziennymi kłopotami. Nie zwlekaj dłużej z tym, co dla ciebie ważne!
Koźorożec
W tym miesiącu do szczęścia potrzebny jest ci przede wszystkim święty spokój.
Ambitne projekty przekażesz innym znakom zodiaku, a nawet wymigasz się od
uczestnictwa w firmowych świątecznych spotkaniach. Znów zainteresujesz się
swoim hobby. Wyłączysz telefon, będziesz czytać romantyczne opowieści i
słuchać muzyki sprzed lat.
31
Wodnik
Będziesz w dobrym nastroju, a ciekawych pomysłów teraz ci nie zabraknie. Z
niczym nie zwlekaj, bo grudzień sprzyja załatwianiu ważnych spraw. Twoja
odwaga zadziwi wrogów, a okazywany przez ciebie upór sprawi, że postawisz
na swoim!
Ryby
Gdy wszyscy zajmą się gwiazdkowymi zakupami, ty będziesz planował rozwój
swojej kariery. Odkryjesz nowe zainteresowania i spostrzeżesz, że masz
prawdziwy talent do kierowania innymi ludźmi. Kwadratura Słońca uczyni cię
pewnym siebie, a trygon Merkurego (do 28.11) doda ci sprytu i odwagi.
Skopiowała z Internetu
B.W.
32

Podobne dokumenty