NASZ DOM SPIS TREŚCI:
Transkrypt
NASZ DOM SPIS TREŚCI:
Numer 12 i 1 GRUDZIEŃ 2014/STYCZEŃ 2015 NASZ DOM SPIS TREŚCI: NA DOBRY POCZĄTEK TEMAT MIESIACA: Modlitwa za Jasienicę URODZINY MIESIĄCA CIEKAWOSTKI GADKA „JASPISOWEGO” DZIADKA HOROSKOP MIESIĘCZNY z z Redagują: I. Fedorek M. Pakuła A. Rzodkiewicz B.Wiechucka 1 Na DOBRY POCZĄTEK „ŻYCIE CZŁOWIEKA MA KOLOR JEGO WYOBRAŹNI” Marek Aureliusz TEMAT MIESIĄCA Modlitwa za Jasienicę Janusz Schwertner Redaktor Onet Wiadomości Trzydzieści lat temu pani Stanisława, pobożna mieszkanka niewielkiej wsi w okolicach Warszawy, przekazała za darmo na rzecz Kościoła tysiąc osiemset metrów kwadratowych własnego pola. Trzy dekady później surowy proboszcz, ks. Wojciech Lemański, nie odwiedził jej po kolędzie. Gdy inni parafianie nie wpuścili jej do kościoła, przeżyła szok. Materiał przypominamy w ramach zestawienia "Best of 2014" – najlepszych tekstów, galerii i klipów wideo, które pojawiły się na naszych stronach w 2014 roku. Pani Stanisława ma 92 lata. Trzydzieści lat temu pozwoliła, by na jej działce wybudowano kościół. Jeszcze wcześniej w jej domu odbywały się lekcje religii. W końcu dopięła swego. Przekazała na rzecz Kościoła tysiąc osiemset metrów własnego pola i osobiście dopilnowała, by jej marzenie się ziściło. Trzy dekady później surowy proboszcz jej parafii, ks. Wojciech Lemański, za karę nie odwiedził jej po kolędzie. Z kolei w Niedzielę Palmową pani Stanisława przekonała się, że w wiosce są ludzie, którzy wcale jej tutaj nie chcą. Gdy w końcu przez sąsiadów nie została wpuszczona do kościoła znajdującego się na jej działce – przeżyła szok. Pani Stanisława żyje w Jasienicy, niewielkiej wsi w pobliżu Warszawy, gdzie przez lata wszystko toczyło się pod dyktando proboszcza - ks. Wojciecha Lemańskiego. Znają Państwo księdza Wojciecha z TVN24: to przedstawiciel Kościoła otwartego, który walczy z ciemnogrodem. Darzy miłosierdziem rozwodników, dzieci z in vitro i celebrytów satanistów. Toczy wojnę z polskim 2 antysemityzmem. Jest uwikłany w spór z abp. Henrykiem Hoserem, który pewnego dnia nie wytrzymuje i agresywnie pyta Lemańskiego: "Czy ksiądz jest obrzezany?!". Ale znają Państwo księdza Wojciecha także z mediów katolickich: to wywrotowiec, który nie potrafi podporządkować się hierarchii. Walczy z Kościołem i ze swoim ego. Podważa istotę chrześcijaństwa, choć równocześnie marzy, by zostać papieżem. Jest pupilkiem i bohaterem mediów walczących z polskim Kościołem. Dokonuje prowokacji, powołując się na dialog polsko-żydowski. Jest uwikłany w spór z abp. Henrykiem Hoserem, ale podczas ich rozmowy nigdy nie pada słynne pytanie o obrzezanie. *** We wsi są tacy, którzy oddaliby życie za Wojciecha Lemańskiego, ale także tacy, którzy mają go dość. We wsi rodziny znające się od pokoleń spuszczają wzrok, gdy mijają się w drodze do sklepu. We wsi doszło do bójki między małżonkami. Poszło o to, czy ks. Lemański jest dobry, czy zły. We wsi dzieci w szkole pytają się nawzajem: "Jesteś za Lemańskim?". Ojciec trójki dzieci, niegdyś przyjaciel księdza, dziś boi się posyłać dzieci do szkoły. Dla świętego spokoju dzieci mówią innym dzieciom, że trzymają stronę księdza. We wsi wszyscy mają rację i równocześnie wszyscy się mylą. Ksiądz karzący i miłosierny Ksiądz Lemański w bliskim kontakcie sprawia wrażenie człowieka niedostępnego. Rzadko patrzy prosto w oczy, raczej unika wzroku. Często przybiera pozy. Chętnie przechodzi na "ty" z osobami, które przypadły mu do gustu. Ale sympatia księdza nie jest dana raz na zawsze. Gdy relacje się psują, z powrotem mówi na "pan". - Odkąd tu przyszedł, posługuje się esbeckimi metodami – mówią mi ludzie. Od mieszkańców słyszę, że ks. Wojciechowi zdarzyło się kiedyś przed wizytą u parafian stanąć pod oknem i podsłuchiwać, o czym mówią. - Zanim wszedł do domu, podszedł pod okno i podsłuchiwał, o czym rozmawiamy. Usłyszał prawie wszystko. Nakryliśmy go. 3 Jedna z parafianek: - Rozmawiałam z organizatorem niedawnego protestu zwolenników księdza, który odbył się pod kurią. Tłumaczyłam, że Wielki Czwartek to niedobry termin na strajk, żeby przemyślał, czy warto w tym czasie wdawać się w awanturę. Nagle zerkam w dół i widzę dwóch chłopców, którzy nagrywają moje słowa. Mówię: "Dzieci, tak nie wolno robić!" Ale to były metody Lemańskiego. Uczył nas wszystkich, by szpiegować, podsłuchiwać, nagrywać. W Jasienicy przez lata działał nieoficjalny Komitet Ochrony Proboszcza w skrócie: KOP. Rozmawiam z jednym z jego byłych liderów i innymi mieszkańcami Jasienicy, którzy dziś ujawniają nieznaną twarz księdza Wojciecha Lemańskiego. Gdy ich słucham, obraz medialny byłego proboszcza zdaje mi się jedynie karykaturą prawdziwego oblicza duchownego. Historie części jasieniczan rysują obraz zawistnego człowieka, niezdolnego do dialogu. Surowego kapłana, trzymającego w garści całą wieś. - I my też daliśmy się mu omamić. Trzymał nas na sznurku, wykonywaliśmy wszystkie jego polecenia. Mógł dzwonić w środku nocy, a my zrywaliśmy się do telefonu i słuchaliśmy, co mamy robić. Spełnialiśmy jego prośby bez chwili wahania. Komitet Ochrony Proboszcza: - Byliśmy jego strażą, gdy zaognił się konflikt. Chroniliśmy go. Uważaliśmy, że był poniewierany. Zmanipulował nas, byliśmy zaślepieni tak, jak ludzie dzisiaj. Nie mamy do nich pretensji. Na bazie uczuć religijnych można prowadzić ludzi na manowce. Zwolennicy ks. Lemańskiego kreślą mi postać zgoła inną. Sylwetkę tożsamą z tą, którą znam z telewizji. Gdy rozmawiam z nimi, widzę człowieka wręcz obsesyjnie ceniącego dialog, równocześnie z bólem znoszącego wyniosłość starszych księży, przełożonych. - Otrzymał dar od Boga. Dar pisania, mówienia, rozmawiania z drugim człowiekiem. Ma niezwykłą charyzmę, a przy tym zdolność zachowywania spokoju. Nigdy nie widzieliśmy, by zadziałał pod wpływem impulsu - opowiadają. Pani Ilona, była parafianka Lemańskiego z Otwocka: - Zawsze był gotów do rozmowy z ludźmi, którzy mieli przeciwne zdanie. Jest otwarty na wszystko i na wszystkich. Ale równocześnie nigdy nie szedł tam, gdzie akurat zawiał wiatr. Lubił kroczyć pod prąd. Nigdy nie zapomnimy dobra, które dla nas zrobił. Rozkochał nas w Bogu. * W drodze do Jasienicy, zatrzymuję się w Warszawie. Akurat przebywa tam kilkudziesięcioosobowa grupa zwolenników ks. Lemańskiego, którzy w Wielki Czwartek protestują przeciwko Henrykowi Hoserowi. Arcybiskupa obarczają 4 odpowiedzialnością za to, co stało się w Jasienicy kilka dni wcześniej, w Niedzielę Palmową. Wtedy zdarzyło się coś, co niektórym mieszkańcom wioski do tej pory nie mieści się w głowie. Nie ma jednej prawdy o tym, co stało się w trakcie porannej, niedzielnej mszy w kościele Narodzenia Pańskiego w Jasienicy. Faktem jest, że ks. administrator Grzegorz Chojnicki, który przybył do wioski po tym, jak arcybiskup zakazał księdzu Lemańskiemu odprawiania mszy, przez chwilę bał się o swoje życie. Był bardzo zdenerwowany, w pewnym momencie nie wiedział, gdzie się schować. Usłyszał, że jest "pedofilem" i "ch...m". Został opluty. Chwycił za klucz i zamknął się przed grupą wiernych. Ludzie protestowali, chcieli Lemańskiego. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli. Jeszcze nigdy w pobliżu kościoła znajdującego się na działce pani Stanisławy nie było tyle policji i tylu złych emocji. Do dramatu nie doszło, cienkiej granicy nie przekroczono. Obecny na mszy ks. Lemański, wcześniej poproszony - jak twierdzi - przez ks. Grzegorza o opuszczenie kościoła, starał się uspokoić tłum. Ale równocześnie rozkładał ręce. Mówił: - Parafianie powiedzieli mi, że słuchali mnie przez pół roku, a teraz mają dość. Bo ja ich uspokajam, a kuria robi swoje. Według zwolenników księdza, cała sytuacja mogła być - świadomie bądź nie inspirowana przez abp. Hosera. Zdaniem kurii, dekret zakazujący mu odprawiania mszy nie był nową decyzją, lecz jedynie uszczegółowieniem tego, co ustalono wcześniej. Ale procedura odwoławcza, której dokonał Lemański, zakończyła się na kilka miesięcy przed Niedzielą Palmową, jeszcze w poprzednim roku. Było więc wiele czasu na to, by powiedzieć księdzu, na czym stoi. Zrobiono to dopiero w sobotę. Pan Bartosz przez lata służył jako ministrant u ks. Wojciecha: - Nie musiano tego robić akurat wtedy. Biskup doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wiedział też, jak duże emocje budzi ta sprawa. Tylko idiota nie spodziewałby się, że może dojść do ujścia tych emocji. Dlaczego więc arcybiskup nie poinformował księdza o zakazie wcześniej lub później - tylko akurat w przeddzień Niedzieli Palmowej? 17 kwietnia. Gwiazdą protestu w obronie księdza, który wybuchł po niedzielnych wydarzeniach, jest pani Lucyna. To ona przynosi dobrą nowinę o tajemniczej pani Barbarze z Ameryki, starszej kobiecie, która zechciała przekazać na rzecz ks. Wojciecha kilkaset dolarów i drobne upominki. W Wielki Czwartek przechadzała się w pobliżu warszawskiej kurii i zauważyła protestujący tłum. Wyjęła pieniądze i poprosiła, by przekazać je księdzu, którego zna i kocha "z telewizji". 5 - To dar od niebios – szeptał tłum. - Powiedzmy, że są to takie znaki boskie, znaki od dobrych ludzi – mówią protestujący. - Czy państwo podaliście już na pasku, że pani Barbara z Ameryki przekazała pieniądze na rzecz ks. Lemańskiego? - wołają do wozu TVN24. Wchodzą do środka, a siedzący wewnątrz techniczny życzliwie potakuje głową. - Podobno papież do nas przemówił. Nareszcie! Powiedział, że mamy prawo domagać się takiego księdza, jakiego chcemy. Boże, to niesamowite, my z małej wioski, a Ojciec Święty nas dostrzegł! - Ale czy to nie plotka? Boże, żeby to nie była plotka! - Spytajcie natychmiast pana redaktora, czy na pasku leci informacja o papieżu! - Słuchajcie, jacyś dobrzy ludzie przynieśli nam wodę. Czy ktoś chce wody? Mamy dużo wody, proszę się częstować. Jedna z protestujących: Hoser za ch...j do nas nie wyjdzie. Arcybiskup Hoser rzeczywiście nie wychodzi. Przekazuje jedynie dziennikarzom informację, że sytuacja ks. Lemańskiego zależy od decyzji Watykanu, a kościół w Jasienicy – nadal pozostanie zamknięty. - Wracamy do domu. *** Pukam do drzwi najbliższego gospodarstwa, by poprosić o wskazówkę, jak trafić na jedną z ulic w Jasienicy. Jestem tam umówiony na pierwszą rozmowę. Staram się zasugerować, że szukam agroturystyki, w której chcę przenocować. Blef się nie udaje. - Pan pewnie redaktor? Dobrze, pokażemy panu drogę. Jaki adres? Ach, czyli jedzie pan do przeciwników księdza. Tuż obok nich swój dom mają Milewscy, którzy z kolei o księdzu nie pozwolą powiedzieć złego słowa. Naprzeciwko – też zwolennicy. Za to obok kościoła od lat żyją Masłowscy, przeciwnicy. Ludzi z Jasienicy od jakiegoś czasu zaczął identyfikować stosunek do byłego proboszcza. *** - Powiedział nam kiedyś wprost: Jasienica? Myślicie, że to mnie uszczęśliwia? Ja nawet nie chcę poznawać imion i nazwisk tych wszystkich ludzi – mówi mi jeden ze zdenerwowanych parafian. 6 Jako proboszcz ks. Wojciech wprowadzał w Jasienicy surowe zasady. - Mówił nam: to ja ustanowiłem prawo i nie będziemy go łamać – opowiada pani Beata. Mnie powiedział wprost: jestem ponad prawem – kręci głową pan Mieczysław. Lemański karał swoich parafian za nieposłuszeństwo, omijając ich domy w trakcie wizyt duszpasterskich. Po kolędzie nie była odwiedzana m.in. pani Stanisława (dzięki której powstał kościół), pani Mirosława (bo wysłała maila, w którym podważyła sens istnienia w kościele instalacji grobu Pańskiego 2011), czy pracownicy miejscowej szkoły (bo solidaryzowali się z dyrektorką, którą ksiądz podał do sądu). Lista jest sporo dłuższa. - Zapytałam kiedyś księdza, dlaczego ominął mój dom rodzinny i dom mojej siostry. Odpowiedział, że prawo kanoniczne nakazuje mu odwiedzanie wszystkich mieszkańców tylko pierwszego roku. Później – dokonuje wyborów według uważania. My trafiliśmy na listę tych, których proboszcz nie odwiedzał – opowiada mi pani Grażyna, siostra Mirosławy. Traktowaliście to jak zemstę? - A jak inaczej mogliśmy to traktować? Część parafian: - Rzeczywiście, omijanie domów po kolędzie było formą kary w stosunku do parafian, którzy mu podpadli. Jak byli traktowani ludzie pomijani przez księdza? - To mała wieś. Kto nie został odwiedzony, był narażony na ostracyzm. Powody, dla których mieszkańcy niespełna 3-tysięcznej wsi nie byli odwiedzani przez ks. Wojciecha, były różne. W przypadku 92-letniej pani Stanisławy wszystko zaczęło się od maila jej córki, pani Mirosławy. W trakcie jednej z mszy proboszcz poprosił wiernych, by wyrazili swoją opinię na temat pomnika dzieci pomordowanych przez Heroda. Nie przyjmuję anonimów i proszę o szczerość. Gwarantuję dyskrecję – zapewniał z ambony. Dyskrecji nie było. Księdzu podpadła córka pani Marii, której instalacja nie przypadła do gustu. Po miesiącu kartka z wydrukowaną treścią listu oraz imieniem i nazwiskiem nadawczyni zawisła na parafialnej tablicy ogłoszeniowej. Wierni usłyszeli o sprawie w czasie mszy, z ust samego ks. Lemańskiego. Pani Grażyna, córka pani Stanisławy: - Nie wytrzymałam. Poszłam na spotkanie rady parafialnej, przyznałam się, że autorką listu jest moja siostra. Byłam dumna z jej odwagi, bo wszyscy inni bali się księdza. Zapytałam, jak śmiał opublikować list. Mówię: "przecież obiecywał ksiądz anonimowość!" Przerwał mi w swoim stylu: "nie udzieliłem pani głosu". Wściekłam się. - Nie musi ksiądz. Gdy ksiądz kłamie albo dotyka mojej rodziny, to mam prawo zaprotestować! 7 - Zapytałam, na jakiej podstawie ksiądz opublikował list, ujawnił nadawcę i nastawił ludzi przeciwko mojej siostrze. Uzyskałam odpowiedź: "gdyby pani siostra zaadresowała list »do Wojciecha Lemańskiego« to nie miałbym prawa go upublicznić. Ale zwróciła się oficjalnie: »ks. proboszcz Wojciech Lemański«. Pani siostra odwołała się do instytucji, zatem miałem prawo zrobić to, co zrobiłem". Ksiądz ani słowem nie odniósł się do tego, że po ludzku obiecał nam dyskrecję. Pan Jakub: - On zawsze ma kamienną twarz, która wyraża prawdę. Jest świetnie przygotowany. Wyciąga jakiś paragraf, od którego nie ma odwrotu. To pozwala mu łatwiej wdawać się w kłamstwa. Pani Stanisławie dostało się więc za maila, którego wysłała jej córka. Ks. Wojciech po prostu nie przyszedł, z premedytacją nas pominął. Ale upokorzeń było więcej. - W Niedzielę Palmową w ogóle nie wpuszczono jej do kościoła. - Co się stało z moją Jasienicą? - pyta pani Stanisława. Ja pytam, czy pomijanie wizyt nie ma związku z niechęcią niektórych wiernych do księdza. No bo jak odwiedzić kogoś, kto szczelnie zamyka drzwi? - Proszę pana, jedna z osób pobiegła za księdzem i prosiła go, by przyszedł. Nawet się nie odwrócił. Pani Helena z miejscowej szkoły to szczególny wróg ks. Wojciecha. Jej konflikt z księdzem Lemańskim to jeden z ważniejszych powodów, dla których były proboszcz został ukarany przez abp. Henryka Hosera. Lemański bowiem – bez wymaganej konsultacji z biskupem – wytoczył jej proces. O tym, jak on przebiega, we wsi krążą legendy. Nie jest to zresztą proces cywilny, a – karny. Chciał jej mocniej przyłożyć – mówią ludzie. Jedna z osób, która z bliska miała okazję obserwować proces: - Jest doskonale przygotowany merytorycznie. Czuje się w sądzie jak ryba w wodzie. Powołuje świadków, omawia z nimi strategię, zadaje dziesiątki pytań. Dziwi to pana? Może dlatego, że zna pan ks. Lemańskiego z telewizji. Ale tu, we wsi, żyjemy z zupełnie innym księdzem od tego, którego pokochała Polska. Ksiądz dialogu? Proszę nie żartować. Gdy przytaczam tę historię zwolennikom księdza Lemańskiego, kręcą głowami. - To niemożliwe. Ksiądz Lemański chce rozmawiać z każdym. Ta sytuacja nie mogła się zdarzyć, mówią o jakimś innym księdzu. Nie wierzymy. 8 Jeden z mieszkańców od jakiegoś czasu boi się posyłać swoje dzieci do szkoły. Niegdyś działał w Komitecie Ochrony Proboszcza, ale dość szybko znalazł się u ks. Lemańskiego na cenzurowanym. - Podziwiałem go, zrobił na mojej rodzinie piorunujące wrażenie. Gdy zaczął się konflikt z kurią, stanąłem po jego stronie. Później się zreflektowałem, bo zauważyłem, że ks. Lemański chwyta się niegodnych metod. I że w walce z kurią wcale nie ma racji – opowiada. Czara goryczy przelała się, gdy proboszcz poprosił parafian o napisanie listu, w którym mieli wyrazić oburzenie niewłaściwym zachowaniem katechetki (skonfliktowanej z księdzem) pracującej w jasienickiej szkole. - Mówię do księdza: ale zaraz, nas tam nie było... jak możemy napisać o czymś, czego nie widzieliśmy? Ksiądz to musi napisać - opowiada mi jedna z osób. - Ale ja jestem ksiądz, a wy jesteście parafianie. To musi wyjść od was. - Księże Wojciechu, nie podpiszę się pod czymś, czego nie widziałem. Inny z parafian mówi, że ksiądz zawiódł się na nim, gdy nie chciał podpisać listu. - Później zdałem sobie sprawę z tego, jak w rzeczywistości wyglądała nasza relacja. Ks. Wojciech upatrzył sobie mnie jako człowieka, który będzie bez słowa wykonywał jego polecenia. Tylko do tego byłem mu potrzebny. Proboszcz przestał odzywać się do niego w kolejne święta. - Modlę się za księdza. Jeden z byłych członków KOP-u chwyta się za głowę, gdy opowiada, jak bardzo ludzie byli oddani księdzu. - Potrafił nas pogłaskać, sprawić, że czuliśmy się wyjątkowi, wspaniali. Byliśmy gotowi zrobić dla niego wszystko. Jeden z pierwszych wyjazdów delegacji zwolenników ks. Lemańskiego do Warszawy. Cel: przekonać abp. Hosera, by zmienił decyzję dot. proboszcza. Pani Beata, erudytka, przebojowa kobieta, akurat miała nie jechać. W przeddzień wyjazdu dzwoni ks. Lemański. - Beato, bo jutro jedzie ta delegacja... Ja bym bardzo prosił, żebyś pojechała tam z nimi. Bo co oni powiedzą? Niby Irena jedzie, ale Beato, co ona powie? A ty – ty potrafisz się wyrazić. - A ja naiwna idiotka, mówię: proszę księdza, niby mam jutro z mamą wizytę u lekarza profesora, ale dobrze, zadzwonię, odwołam i pojadę. Pojechałam i broniłam księdza z całych sił. Lemański ciągle dzwonił: "Już tam jesteście? Oby wam się udało!". Działacze Komitetu Ochrony Proboszcza twierdzą, że wszystkie "oddolne" akcje parafian w rzeczywistości były sterowane przez księdza. - Planował najmniejszy szczegół, a potem mówił w mediach: to spontaniczna akcja ludzi! Nie wierzyliśmy w to, co słyszymy, ale ciągle ufaliśmy księdzu. 9 Jeden z wielu uczestników spotkań z Lemańskim: - Zwoływał radę parafialną. Mówił: "No cóż, nie wiem, co wy, jako parafianie, chcielibyście zrobić w tej sytuacji mojego konfliktu z kurią. Myśleliście już, co zrobić?" Ludzie siedzą i myślą. W końcu ktoś mówi: "pismo, napiszmy pismo!". Lemański oddycha z ulgą. "Świetnie, pismo. A co w takim piśmie? Ja wam nie mogę powiedzieć. To od was musi wyjść. Ale moim zdaniem powinniście tam napisać, że...". "No, to kto by to napisał?". "No, to ja was zostawiam". "I co, macie już coś? Tam na górze jest komputer, pójdźcie w dwie osoby i to napiszcie". - Wkodował nam roszczeniowe postawy. Mówił: bierzcie długopisy i piszcie odwołania: do kurii! Do dziekana! Do biskupa! Do urzędu miasta! Mam całe archiwum tych dokumentów. Chce pan zobaczyć? Upór ks. Lemańskiego nietrudno zrozumieć. Od początku byli tacy, którzy zaczęli go zwalczać z tylko sobie znaną zawziętością. Proboszcz miał zwyczaj przesiadywać godzinami u wiernych, którym ufał. Lubił się zwierzać i żalić. Częstym bohaterem opowiadanych przez niego historii był ksiądz dziekan Władysław Trojanowski, specjalista od donosów. Pan Roman przez lata, wraz z żoną, z całych sił wspierał ks. Lemańskiego. Zna treść tych donosów, które spływały do abp. Hosera. - Trzeba przyznać, że to były obrzydliwe paszkwile. Przykład? Lemańskiemu zarzucano, że najpierw wita się z ludźmi, a nie z księżmi. Że nie uczestniczy w biesiadach z nimi. A gdy okazało się, że uczestniczy, to księża stwierdzili, iż "duchem jest wówczas gdzieś indziej". Ręce opadają. Dostało mu się też za chodzenie bez skarpet i pomaganie pobliskiemu księdzu alkoholikowi. Denerwowała nas perfidia, z jaką traktowali Lemańskiego. Tu miał rację i wykorzystywał to, by wzbudzić naszą sympatię. W trakcie jednego ze spotkań, ks. Wojciech przyznał, że w życiu często wchodził w konflikty z innymi księżmi. Od jednego miał kiedyś usłyszeć: "Poszukaj sobie baby albo wyjeżdżaj na misję. Inaczej długo tym księdzem nie pobędziesz". Jeden z parafian, który dziś podejrzewa Lemańskiego o wyrachowaną walkę z Kościołem: - Błagaliśmy księdza: proszę nam obiecać, że nie będzie ksiądz walczył z Kościołem, że po prostu chce ksiądz się bronić. Przyrzekł. Okłamał nas. Proboszcz Wojciech toczył też wyniszczający konflikt ze swoim poprzednikiem, ks. Stanisławem Kazulakiem. I znów oliwy do ognia dolewał przeciwnik Lemańskiego. Skarżył się na młodego proboszcza i wciąż chciał rządzić parafią, tyle że z tylnego fotela. Któregoś dnia ks. Lemański miał się trochę zapędzić. "Dopóki nie wymeldujecie stąd Kazulaka, to nie będzie dobrze. Sprzeda wasz 10 kościół! Doprowadźcie do tego, by zniknął ze wsi". Ludzie ufali Lemańskiemu, bo od Kazulaka różnił się wszystkim. Był wśród ludzi, ujmował podejściem do dzieci, prowadził nowoczesne msze. W wolnych chwilach własnymi rękami remontował kościół. Był kontrą dla zacietrzewionych księży. Ludzie potrzebowali odwilży. Pani Dagmara, zwolenniczka księdza z byłej parafii: - Ks. Wojtek siedem lat przebywał na Białorusi. Przeszedł tam szkołę życia. Zmagał się ze wszystkim: budował kościoły, pomagał ludziom, walczył z biedą. Gdy wrócił do Polski, nie do końca mógł zrozumieć niektórych księży. Oni skupiali się na zabawach, biesiadach, samochodach. I przede wszystkim: skupiali się na sobie. Zwolennicy księdza Lemańskiego, ci z Jasienicy i Otwocka, twierdzą, że kolejne ataki księży na nowo otwierały z trudem gojone rany. Donosów miało być mnóstwo. Poza tymi absurdalnymi, księdza bezpośrednio krytykowano także za sprzyjanie Żydom. - Donosili, że czyta "książki zakazane". Przepraszam bardzo, moim zdaniem książka o Marku Edelmanie zakazana nie jest - mówi zdenerwowana pani Dagmara. Pytam ją, dlaczego ks. Wojciech został przeniesiony z Otwocka do Jasienicy. Od kilku osób słyszałem, że podobnie jak w Jasienicy - skłócił ludzi. - To kłamstwo! Gdy ksiądz się z nami żegnał, wszyscy płakaliśmy: kobiety, mężczyźni, dzieci. Prosiliśmy o zmianę decyzji. Nie wysłuchano nas. Pogodziliśmy się z tym, zwłaszcza że ks. Wojciech miał w Jasienicy do wykonania kolejną misję - wspomina pani Dagmara. Dlaczego Lemański odszedł? - Było na niego wiele skarg - mówi mi pan Mariusz, który włącza się do rozmowy. - Od kogo? - Od księży. Znów donosy. List przeciwko Lemańskiemu pochodzący od osoby świeckiej był jeden. Jeden na tysiące parafian! Komuś się nie spodobało, że pojechał do Jedwabnego. Ksiądz Wojciech na tropie antysemitów Fajnego mamy tego księdza, ale Żydom to on potrafi dołożyć! - mówili po domach jasieniczanie, gdy ks. Lemański zaczął umieszczać w kościele akcenty żydowskie. W jasienickim kościele drzwiczki półki, na której leży Biblia, przypominają zwoje tory. Witraże opatrzone są hebrajskimi podpisami, a na ścianach wiszą macewy uratowane przez księdza Wojciecha z żydowskiego cmentarza. Gdy w kościele pojawiły się napisy: "Achtung Jude!", "Jude Raus!" czy "Śmierć Żydom!" ludzie byli w szoku. Po pasterce pytali się nawzajem, dlaczego proboszcz tak bardzo nie lubi Żydów. Czym oni tak zaleźli mu za skórę? 11 We wsi nie rozumiano, że "Achtung Jude" to prowokacja. - Jak ludzie mieli rozumieć, skoro nie znają języków obcych? Skoro niczego nie wytłumaczył? A tam były napisy po niemiecku, po angielsku. Prosiłam księdza: proszę to ludziom dokładnie wyjaśnić, oni nie rozumieją tej prowokacji. "Mylisz się, nie sądzę, że są tutaj tak nieinteligentni ludzie" - odpowiedział. Nie dał się przekonać i zaczął prowokować coraz mocniej - opowiada pani Jola, mieszkanka Jasienicy. Z czasem część mieszkańców Jasienicy zaczęła myśleć, że proboszcz na siłę robi z nich antysemitów. - Nam naprawdę nie przeszkadzały jego pomysły, instalacje. Po prostu, w pewnym momencie zaczął przesadzać. Szanujemy naszych braci w wierze, ale on dialog chrześcijańsko-żydowski traktował jako oręż w swojej grze – opowiada część parafian. Niektórzy twierdzą, że ks. Lemański zamiast miłości do Żydów, uczył ich antysemityzmu. W rozmowie z nimi, miał powiedzieć: "Dopóki poruszam się w dialogu polsko-żydowskim, jestem nie do ruszenia". Pan Roman: - Słyszałem te słowa. Mnie powiedział: "Kościół myśli, że ja jestem szpiegiem, posłanym, by rozwalać go od środka. A Żydzi – mają mnie za karierowicza". Dobrze czuł się w tej roli, traktował Żydów jako swój parasol ochronny. Któregoś dnia doszedłem do wniosku, że to jego broń w walce z klerem. Pytałem: "czy ksiądz się nie boi?". "Nie" - odpowiadał. Miał plecy. Jasienica, w okolicach której jeszcze w latach 20. mieszkało kilkuset Żydów, za sprawą ks. Lemańskiego znalazła się w centrum polsko-żydowskiego dialogu. Odważne, pobudzające do myślenia prowokacje przestawały podobać się kurii. Z kolei część mieszkańców nie do końca rozumiała, czemu w ich skromnej wiosce na nowo trzeba rozbudzać bolesną historię wojny. - Mówię mu: "proszę księdza, u nas nie ma antysemityzmu". A nawet jak ktoś mówi, że nie lubi Żydów, to nie wie, co mówi. No i tu Żydów żadnych nie ma przecież. A on – szukał antysemitów na siłę. Gdy jeździł do Auschwitz czy Treblinki, to przeżywał to tak samo jak my. Kiedyś, w czasie rozmowy z nim, wyrwało mi się: "ale ja nie czuję się winny tego dramatu, który wydarzył się w Auschwitz". Był oburzony: "jak to nie?!". On szukał dziury w całym, chciał wzbudzić w nas poczucie winy. Gdy protestowaliśmy, stawaliśmy się antysemitami. Tutaj nikomu nawet do głowy nie przyszłaby myśl, żeby coś złego Żydowi zrobić. Gdyby Żydzi do nas przyjechali, szybko byśmy się razem zasymilowali. Ale gdyby nadal był tu Lemański: zaraz byśmy się pożarli. Jedna z parafianek mówi mi, że kiedyś rozmowa o Żydach tak rozsierdziła proboszcza, że omal nie doszło do rękoczynów. 12 W wiosce trwał akurat głośny konflikt między Lemańskim a katechetką i dyrektorką szkoły. Nieporozumień było wiele. Tym razem poszło o tablicę ku pamięci Janusza Korczaka, patrona szkoły. Dyrektorka miała pretensje, że ksiądz nie zgodził się przyjść i poświęcić tablicy. - Wy nie wiecie, że Korczak był Żydem? Że mógłby nie życzyć sobie święconej wody? - zganił wiernych. Ludzie zdziwieni. - Tłumaczyliśmy, że zgodnie z naszą tradycją chcielibyśmy w ten sposób uczcić patrona szkoły. I że Korczak był człowiekiem wielkim, heroicznym i otwartym na inne wyznania – opowiadają. - Proszę księdza, on na pewno święconej wody by się nie bał! - krzyknęła jedna z osób. - Weszła pani na grząski grunt! - wycedził Lemańskim. - Ale ja umiem pływać! - usłyszał. Ks. Wojciech był wściekły. - Bałam się, że podejdzie do mnie i mnie uderzy. Jedna z parafianek: - W pewnym momencie się go bałam. Jest mściwy i nieprzewidywalny w swoich zachowaniach. Nie udowodnisz mu nic, ale on może cię zniszczyć psychicznie. Ma niesamowite metody. Kuria nie zauważyła, jak silnego ma przeciwnika. W dużej mierze przegrywa to starcie, bo Lemański jest sprytny i bardzo inteligentny. * Któregoś dnia pan Zbigniew szedł ulicą. Nagle usłyszał: "Czy ty wiesz, jak zachowuje się twoja siostra? Jak źle mówi o Lemańskim?". Pan Zbigniew przytaknął. - I ty nic na to?! - usłyszał. Zagotował się. "A co wy chcecie, żebym zrobił? Położył ją i zlał pasem?". - Nie mam pretensji do tej osoby, że to powiedziała. Jest sterowana przez Lemańskiego - mówi mi na chłodno, gdy pytam, czy taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. - Choć nie mieści mi się to w głowie. Siostrę mi chcieli ukarać! Sterowana ma też być miejscowa radna. Fryzjerka, ciepła i przebojowa osoba, znana z występów przed kamerami. To ks. Lemański namaścił ją na radną. Mówił do wiernych: Głosujcie! Każdy głos może przeważyć szalę! - Sugerował nam, że musimy głosować na nią. Czy to dziwne? Nie, to typowy Lemański. Ale tak, wiem, co ma pan na myśli. Owszem, w telewizji na pewno krytykowałby mieszanie się duchownych w politykę - mówi mi jedna z parafianek. W trakcie kampanii do proboszcza przychodzili ludzie, którzy mówili o niecnych działaniach kontrkandydatów jego faworytki. Walka o władzę w Jasienicy była ostra. Zakończyła się tak, jak chciał tego ks. Wojciech. 13 * W mediach od wakacji 2013 roku najgłośniej wybrzmiewa spór ks. Lemańskiego z abp. Hoserem o to, co stało się w styczniu 2010 roku. Według relacji byłego proboszcza, Hoser natarczywie zadawał mu pytanie o to, czy jest obrzezany. Biskup, w rozmowie ze mną, zaprzeczył. Jeden z jasieniczan: - Ja też zapytałem kiedyś księdza o to, czy jest Żydem. To pytanie nasuwało się samo, bo Lemański z większą czcią traktował Żydów niż nas. Jego tłumaczenie przyjąłem jednak ze zrozumieniem. Tłumaczył, że na Białorusi odmawiał brewiarz i któregoś dnia przemówił do niego Pan: "masz bronić dzieci Izraela". Lemańskiego mocno to poruszyło. Chce być kustoszem ich pamięci. Dziś zwolennicy księdza mają do Żydów pretensje. - Gdy zaczęły się kłopoty, odsunęli się od niego. Czy którykolwiek zaprotestował przeciwko decyzji Hosera? Wersję arcybiskupa, według którego Lemański przeinaczył jego pytanie o obrzezanie, jednak odrzucają. Są gotowi odciąć sobie rękę za wiarygodność Lemańskiego. - To pytanie padło na pewno - mówią. Opowiadają przy okazji, że w rozmowie między Hoserem a Lemańskim padło jeszcze jedno sformułowanie, o którym nikt dotąd nie słyszał. Spotkanie miało przebiegać w spokojnej atmosferze tylko do czasu. W pewnym momencie - jak opowiadają - arcybiskup miał wpaść w szał i powiedzieć do Lemańskiego: zniszczę cię! Indywidualista Ludzie w Jasienicy, którzy mają dość konfliktu księdza Lemańskiego z kurią, twierdzą, że były proboszcz chce dokonać rewolucji. I tak naprawdę to martwi ich najbardziej. Podważanie odwiecznej hierarchii istniejącej w Kościele katolickim - nie mieści im się w głowie. Mówiąc wprost: trudno ukryć im wstyd, że zafascynowani jednym duchownym, w duchu przeklinali Kościół. Jasienica – niezależnie od tego, kto ma jaki stosunek do ks. Lemańskiego – to wieś niezwykle pobożna. To, że jej wielu starszych mieszkańców jest gotowych sprzeciwić się Kościołowi i podążać za byłym proboszczem – jest paradoksem, którego nikt nie przewidywał. Protest przed kurią w Wielki Czwartek zorganizował pan Robert. Z Jasienicy i pobliskich wiosek zjechało kilkadziesiąt osób. Była grupa młodzieży, ludzie w średnim wieku i staruszkowie. Wszyscy gotowi walczyć za księdza. A walka 14 o księdza Lemańskiego nie jest dziś łatwa. Pan Robert, w przeddzień protestu, odebrał telefon od swojego księdza proboszcza. Chciał potwierdzić, czy to on organizuje wyjazd. - Wstydzę się takiego parafianina - stwierdził. Na koniec groził ekskomuniką. Żona pana Roberta: - Na kazaniu w trakcie mszy wyraził nadzieję, że parafianie, którzy jadą na ten protest, dostaną rozwolnienia. Jeden z uczestników odebrał za to telefon od ks. Trojanowskiego. Z groźbą utraty pracy. - Wielu jasieniczan widzi w naszym biskupie Hoserze samo zło. Ale równocześnie nie chce widzieć tego, co złego czyni Lemański. Skoro tak mocno domaga się obrony, to dlaczego sam nigdy nie zaprotestował przeciwko okrutnym oskarżeniom, że Hoser mordował ludzi w Rwandzie? - pytają ci, którzy trzymają stronę arcybiskupa. - Dlaczego Hoser opuścił ks. Lemańskiego, gdy ten został sam? Dlaczego nie chce z nim rozmawiać? - pytają zwolennicy. - Zamiast wyciągnąć dłoń, zamiast pojechać do Jasienicy, wbił mu nóż w serce. Część osób, która domaga się przyjęcia ks. Lemańskiego na rozmowę w kurii, twierdzi, że ostatnia rozmowa duchownych miała miejsce w grudniu 2013 roku. Hoser poinformował Lemańskiego o odrzuceniu przez Watykan jego odwołania od decyzji biskupa. Pani Lucyna, zwolenniczka: - A on i tak cieszył się z tego spotkania. Rozumie pan? Człowiek dowiaduje się, że przegrał odwołanie, czuje się dotknięty, a do nas mówi, że ucieszyło go to spotkanie. Uznał je za budujące. Stwierdził: "przynajmniej mogliśmy chwilę porozmawiać". W kurii słyszę jednak inną wersję. Dwa "długie spotkania" miały odbyć się już w tym roku. Dostaję też informację, że kuria "pozostaje w stałym kontakcie telefonicznym z ks. Wojciechem" i nieraz wyrażała już gotowość do przyjęcia go przez arcybiskupa. We wsi nikt nie ma wątpliwości, że spór Lemańskiego z Hoserem - który uczynił z Jasienicy najbardziej znaną wieś w Polsce – to starcie dwóch wielkich osobowości. Zasadnicza różnica między ludźmi żyjącymi ze sobą od lat, dziś mocno poróżnionych, zasadza się na dwóch kwestiach. Po pierwsze: czy rację ma zamknięty w warszawskiej kurii Hoser, czy żyjący wśród nich Lemański? To pytanie bez odpowiedzi. Drugie pytanie dotyczy faktów: kogo popiera większość? Nikt nie jest dziś w stanie tego oszacować. Faktem jest, że jasieniczanie przestali sobie ufać. - Żyliśmy w zgodzie od lat, ale teraz nie możemy się dogadać – słyszę od obydwu stron. 15 Doszło do przepychanki. Księdza Grzegorza część wsi nie chce widzieć na oczy. Pan Roman: - Jest teraz niemal wrogiem numer jeden. Ks. Lemański mówi: to nie jest kościół administratora, tylko wasz. Więc weźcie sprawy w swoje ręce. Jego ostatnie kazania były po prostu pożywką dla agresji. Zrobił wiele, by utrzymywać ludzi w niezdrowym podnieceniu. "To nieprawda!" oburza się pan Bartosz. - Nigdy nie słyszałem, by na kazaniach mówił cokolwiek o swojej sytuacji. To ks. administrator podburzył ludzi przeciwko niemu. Gdy zdenerwowani ludzie chcieli iść na niego z grabiami, mówił: "grabie zostawcie w domu, idźcie się modlić". Pan Jakub: - Nadal szanuję ks. Wojciecha. Modlę się za niego. Wierzę, że się przełamie. Opamięta. On byłby w stanie naprawić tę sytuację. Proszę Boga, by Lemańskiemu starczyło sił, by nabrać pokory i odsunąć się na bok. Dla dobra nas wszystkich. On musi zdawać sobie sprawę z tego, że mocno nas podzielił. Podziały zaczęły narastać, gdy ludzie w Jasienicy zaczęli orientować się, że są tacy, którzy nie podpisują listów w obronie ks. Lemańskiego. Jeden z parafian zjawisko "łapanki" nazwisk osób niepopierających proboszcza po raz pierwszy zaobserwował, gdy starsza pani, dotąd mu życzliwa, na jego "dzień dobry" spuszczała wzrok. Pan Janusz Wróbel rosnącą nieufność dostrzegł, gdy w Niedzielę Palmową wraz z bratem nie został wpuszczony do kościoła. Pan Janusz i jego brat to chłopy na schwał. Prawie ich zemdliło, gdy jeden z nich usłyszał: "Ty, Wrona, spi...laj do Otwocka!". Państwo Miechowscy, staruszkowie po osiemdziesiątce, też nie mogą odnaleźć się w nowej sytuacji. Gdy chcieli wejść do kościoła, na drodze do wejścia stanął pan Janek, kolega ich dzieci. Miechowscy pamiętają go jeszcze z czasów dzieciństwa. Zaczęli negocjować. "Panie Janku, przecież my własny* Tłum w środę, kilka dni po decyzji abp. Henryka Hosera o zamknięciu kościoła, był agresywny. Wszystkim udzieliły się emocje. Do Jasienicy przyjechał właśnie rzecznik kurii, który chciał wysłuchać mieszkańców broniących ks. Lemańskiego. Padło wiele słów, które – gdyby nie emocje – nie mogłyby paść. Nie tu, w Jasienicy, gdzie nigdy do podobnych scen nie dochodziło. To wtedy jedna z jasieniczanek poczuła, że musi się wychylić. Rzecznik z trudem uciszył tłum i pozwolił jej mówić. - Zapytałam ludzi: co się z wami dzieje? Czy Lemański naprawdę chce, żebyście bronili go w taki sposób? Takimi narzędziami? Agresją? Przekleństwami? Czy on was o to prosił? - Od ludzi, których znam od dzieciństwa, usłyszałam, że więcej we wsi nie chcą mnie widzieć. Krzyczeli: "kim ty jesteś!", "nie chcemy cię!", "wynoś się stąd!". 16 Z jakiej ty rodziny pochodzisz... byle jakiej!". To nie są jacyś nieznajomi. To moi sąsiedzi, koleżanki ze szkolnej ławki, matki znajomych moich dzieci. Mieszkańcy Jasienicy czują się dziś trochę jak małpki w zoo. Bo przyjeżdżają tu dziennikarze, w telewizji wypowiadają się profesorowie, eksperci, doktorzy. Mądrze analizują. Jednym pasuje, gdy winą za całą sprawę obarczają Lemańskiego, innym - Hosera. Wobec mnie padają różne prośby: "Proszę trwać przy ks. Lemańskim. Ludzie zaczną się go wypierać, bo trudno być przy tym, który jest poniewierany. Proszę napisać prawdę, że gdyby nie abp Hoser w Jasienicy nic złego by się nie stało". Inni też błagają o prawdę, ale widzą ją zupełnie inaczej. Proszą, by na chwilę zapomnieć o ks. Lemańskim znanym z telewizora. I napisać prawdę - że gdyby nie on, w Jasienicy nie doszłoby do konfliktu. Kilka osób chciało za pośrednictwem mediów zwrócić się do księdza Lemańskiego. Pani Dagmara: - Księżę Wojciechu, proszę wytrzymać. Oszczerstwa ustaną. Będziemy z księdzem i ludźmi do samego końca. Pani Ewa: - Rozbudził ksiądz nienawiść wśród ludzi. Oni wspierają księdza, ale przy tym - krzyczą: "Nie chcemy Watykanu!", "Nie chcemy Hosera!", "Nie chcemy ks. Grzegorza!". Mówią, że tylko ksiądz się dla nich liczy. Czy o to księdzu chodziło? Pani Lucyna: - Niektórzy ludzie, a zwłaszcza duchowni, odwrócili się od księdza ze strachu. Trudno bronić człowieka, którego atakuje się zewsząd. Ale ma ksiądz nasze poparcie, poparcie zwykłych osób. My nie boimy się narazić w walce o prawdę. Pani Grażyna: - Miał ksiądz czas, by jeździć po Polsce i promować swoją książkę. Modliłam się, by znalazł ksiądz czas dla nas. Że poprosi ksiądz ludzi, by uszanowali Triduum Paschalne. Czy takich emocji, nienawiści chciał ksiądz w Jasienicy w trakcie świąt Zmartwychwstania Pańskiego? Tuż przed publikacją tego tekstu, zadzwonił do mnie pan Edward. Rozmawialiśmy o wywiadzie z abp. Henrykiem Hoserem, który wcześniej ukazał się na łamach Onetu. Pan Edward chciał zaapelować do biskupa: nawet jeśli ks. Wojciech nie jest idealny, to czy należało mu w tak ważnym czasie dla katolika odebrać to, co kocha? Ksiądz Lemański i pan Edward się znają. Ten drugi kiedyś przemierzył kilkaset kilometrów, by uczestniczyć w mszy świętej sprawowanej przez ks. Wojciecha. Olbrzymie wrażenie zrobił na nim m.in. list Lemańskiego do pierwszej osoby poczętej drogą in vitro, o którym mówiła cała 17 Polska. Był poruszony. Także rozmową, którą odbyli później - miał po niej wrażenie, jakby rozmawiał z człowiekiem, znającym go od dziecka. Jako 11-latek pan Edward był molestowany przez księdza, któremu ufał. Chwila rozmowy z nim daje mi pewność, że dzięki ks. Lemańskiemu panu Edwardowi łatwiej z tym żyć. Jeden z parafian pod koniec długiej rozmowy mówi mi, że lżej mu na sercu. Przyznaje, że ks. Lemański jest niezwykłym człowiekiem. Piekielnie inteligentnym, ciekawym. Z niezwykłą osobowością i talentem. - Mógłby być kimś wielkim. Ale dla nas on nie jest żadnym "księdzem dialogu". Czy tego chciał, czy nie - to przez niego ludzie w Jasienicy nie mogą znieść się nawzajem. Czasami nie trzeba się odzywać, bo tak to widać. Ludzie mówią, że dwadzieścia lat upłynie, a blizny, które pozostawił po sobie ks. Lemański, się nie zagoją. Pani Krystyna: - Wszyscy przegraliśmy. Dziś nie potrafię już mówić dobrze o tym, co zrobił w Jasienicy ks. Lemański, ale nie chcę zwalać winy na jego zwolenników. Każdy z nas poniósł klęskę. Także abp Hoser i także ks. Wojciech. Ale tylko ten ostatni może doprowadzić do tego, że Jasienica znów będzie taka jak dawniej. Pani Beata: - On zjednał ludzi, to prawda. Ale zjednał ich wokół siebie, a nie wokół Boga. Pani Dagmara: - Dziś wszystko zależy od arcybiskupa, ale on już skreślił i nas, i ks. Wojtka. Pan Jakub mówi, że Jasienica ostatnio mało myśli o Bogu. Prosi, by modlić się za Jasienicę. Imiona większości bohaterów zostały zmienione. Chcę podziękować wszystkim mieszkańcom Jasienicy - tak zwolennikom, jak i osobom zdystansowanym wobec działań księdza Wojciecha Lemańskiego. Ks. Lemański został odwołany z funkcji proboszcza Jasienicy w lipcu 2013 r. po tym, jak publicznie krytykował kościelnych hierarchów, w tym swojego przełożonego. Otrzymał też zakaz wypowiadania się w mediach. Ksiądz odwołał się od tej decyzji do Watykanu. Stolica Apostolska nie uwzględniła odwołania. Pod koniec lipca tego roku ks. Lemański przyjął - decyzją abpa 18 Hosera - obowiązki kapelana w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii w Zagórzu. W Jasienicy władzę sprawuje inny proboszcz. Po tym jak podczas Przystanku Woodstock mówił o skostnieniu Kościoła i o tym, że stare pokolenie biskupów musi wymrzeć, konflikt odżył. Ostatecznie ksiądz Lemański został ukarany suspensą. Oznacza to m.in. odsunięcie duchownego od pełnienia funkcji kapłańskich oraz zakaz noszenia sutanny. * Tłum w środę, kilka dni po decyzji abp. Henryka Hosera o zamknięciu kościoła, był agresywny. Wszystkim udzieliły się emocje. Do Jasienicy przyjechał właśnie rzecznik kurii, który chciał wysłuchać mieszkańców broniących ks. Lemańskiego. Padło wiele słów, które – gdyby nie emocje – nie mogłyby paść. Nie tu, w Jasienicy, gdzie nigdy do podobnych scen nie dochodziło. To wtedy jedna z jasieniczanek poczuła, że musi się wychylić. Rzecznik z trudem uciszył tłum i pozwolił jej mówić. - Zapytałam ludzi: co się z wami dzieje? Czy Lemański naprawdę chce, żebyście bronili go w taki sposób? Takimi narzędziami? Agresją? Przekleństwami? Czy on was o to prosił? - Od ludzi, których znam od dzieciństwa, usłyszałam, że więcej we wsi nie chcą mnie widzieć. Krzyczeli: "kim ty jesteś!", "nie chcemy cię!", "wynoś się stąd!". Z jakiej ty rodziny pochodzisz... byle jakiej!". To nie są jacyś nieznajomi. To moi sąsiedzi, koleżanki ze szkolnej ławki, matki znajomych moich dzieci. Mieszkańcy Jasienicy czują się dziś trochę jak małpki w zoo. Bo przyjeżdżają tu dziennikarze, w telewizji wypowiadają się profesorowie, eksperci, doktorzy. Mądrze analizują. Jednym pasuje, gdy winą za całą sprawę obarczają Lemańskiego, innym - Hosera. Wobec mnie padają różne prośby: "Proszę trwać przy ks. Lemańskim. Ludzie zaczną się go wypierać, bo trudno być przy tym, który jest poniewierany. Proszę napisać prawdę, że gdyby nie abp Hoser w Jasienicy nic złego by się nie stało". Inni też błagają o prawdę, ale widzą ją zupełnie inaczej. Proszą, by na chwilę zapomnieć o ks. Lemańskim znanym z telewizora. I napisać prawdę - że gdyby nie on, w Jasienicy nie doszłoby do konfliktu. Kilka osób chciało za pośrednictwem mediów zwrócić się do księdza Lemańskiego. Pani Dagmara: - Księżę Wojciechu, proszę wytrzymać. Oszczerstwa ustaną. Będziemy z księdzem i ludźmi do samego końca. 19 Pani Ewa: - Rozbudził ksiądz nienawiść wśród ludzi. Oni wspierają księdza, ale przy tym - krzyczą: "Nie chcemy Watykanu!", "Nie chcemy Hosera!", "Nie chcemy ks. Grzegorza!". Mówią, że tylko ksiądz się dla nich liczy. Czy o to księdzu chodziło? Pani Lucyna: - Niektórzy ludzie, a zwłaszcza duchowni, odwrócili się od księdza ze strachu. Trudno bronić człowieka, którego atakuje się zewsząd. Ale ma ksiądz nasze poparcie, poparcie zwykłych osób. My nie boimy się narazić w walce o prawdę. Pani Grażyna: - Miał ksiądz czas, by jeździć po Polsce i promować swoją książkę. Modliłam się, by znalazł ksiądz czas dla nas. Że poprosi ksiądz ludzi, by uszanowali Triduum Paschalne. Czy takich emocji, nienawiści chciał ksiądz w Jasienicy w trakcie świąt Zmartwychwstania Pańskiego? Tuż przed publikacją tego tekstu, zadzwonił do mnie pan Edward. Rozmawialiśmy o wywiadzie z abp. Henrykiem Hoserem, który wcześniej ukazał się na łamach Onetu. Pan Edward chciał zaapelować do biskupa: nawet jeśli ks. Wojciech nie jest idealny, to czy należało mu w tak ważnym czasie dla katolika odebrać to, co kocha? Ksiądz Lemański i pan Edward się znają. Ten drugi kiedyś przemierzył kilkaset kilometrów, by uczestniczyć w mszy świętej sprawowanej przez ks. Wojciecha. Olbrzymie wrażenie zrobił na nim m.in. list Lemańskiego do pierwszej osoby poczętej drogą in vitro, o którym mówiła cała Polska. Był poruszony. Także rozmową, którą odbyli później - miał po niej wrażenie, jakby rozmawiał z człowiekiem, znającym go od dziecka. Jako 11-latek pan Edward był molestowany przez księdza, któremu ufał. Chwila rozmowy z nim daje mi pewność, że dzięki ks. Lemańskiemu panu Edwardowi łatwiej z tym żyć. Jeden z parafian pod koniec długiej rozmowy mówi mi, że lżej mu na sercu. Przyznaje, że ks. Lemański jest niezwykłym człowiekiem. Piekielnie inteligentnym, ciekawym. Z niezwykłą osobowością i talentem. - Mógłby być kimś wielkim. Ale dla nas on nie jest żadnym "księdzem dialogu". Czy tego chciał, czy nie - to przez niego ludzie w Jasienicy nie mogą znieść się nawzajem. Czasami nie trzeba się odzywać, bo tak to widać. Ludzie mówią, że dwadzieścia lat upłynie, a blizny, które pozostawił po sobie ks. Lemański, się nie zagoją. Pani Krystyna: - Wszyscy przegraliśmy. Dziś nie potrafię już mówić dobrze o tym, co zrobił w Jasienicy ks. Lemański, ale nie chcę zwalać winy na jego zwolenników. Każdy z nas poniósł klęskę. Także abp Hoser i także ks. 20 Wojciech. Ale tylko ten ostatni może doprowadzić do tego, że Jasienica znów będzie taka jak dawniej. Pani Beata: - On zjednał ludzi, to prawda. Ale zjednał ich wokół siebie, a nie wokół Boga. Pani Dagmara: - Dziś wszystko zależy od arcybiskupa, ale on już skreślił i nas, i ks. Wojtka. Pan Jakub mówi, że Jasienica ostatnio mało myśli o Bogu. Prosi, by modlić się za Jasienicę. Imiona większości bohaterów zostały zmienione. Chcę podziękować wszystkim mieszkańcom Jasienicy - tak zwolennikom, jak i osobom zdystansowanym wobec działań księdza Wojciecha Lemańskiego. Ks. Lemański został odwołany z funkcji proboszcza Jasienicy w lipcu 2013 r. po tym, jak publicznie krytykował kościelnych hierarchów, w tym swojego przełożonego. Otrzymał też zakaz wypowiadania się w mediach. Ksiądz odwołał się od tej decyzji do Watykanu. Stolica Apostolska nie uwzględniła odwołania. Pod koniec lipca tego roku ks. Lemański przyjął - decyzją abpa Hosera - obowiązki kapelana w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii w Zagórzu. W Jasienicy władzę sprawuje inny proboszcz. Po tym jak podczas Przystanku Woodstock mówił o skostnieniu Kościoła i o tym, że stare pokolenie biskupów musi wymrzeć, konflikt odżył. Ostatecznie ksiądz Lemański został ukarany suspensą. Oznacza to m.in. odsunięcie duchownego od pełnienia funkcji kapłańskich oraz zakaz noszenia sutanny. W całości skopiowane z portalu Onet.pl 21 URODZINY MIESIĄCA GRUDNIA I STYCZNIA Wasze Urodziny, które są raz w roku niech będą szczęśliwe i pełne uroku. My ze swej strony ślemy Wam życzenia, by się spełniły wszystkie Wasze marzenia Stu lat w zdrowiu życzą Dyrektor, personel oraz mieszkańcy. Berhgof Krawczyk Kasperczyk Dubis Golis Kopytko Moczyński Szydłowska Zuber Kotowicz Sorn Łapiński Solga Jurgen Aleksandra Urszula Danuta Irena Irena Aleksander Marianna Kazimierz Karina Janina Zbigniew Józef 22 ZAPROSZENIE Serdecznie zapraszamy na kolację wigilijną, która odbędzie się 24.12.2014 (środa) o godz. 16.00 na jadalni naszego domu. 23 CIEKAWOSTKI HISTORIA JARMARKÓW.... W średniowieczu jedna z podstawowych form wolnego handlu, głównie hurtowego. Jarmarki organizowano corocznie w stałych terminach, najczęściej przy okazji święta kościelnego. Przywileje świeckie i kościelne gwarantowały kupcom bezpieczeństwo osobiste i nienaruszalność mienia, a miejscowe władze miały obowiązek ograniczyć na ten czas cechowy monopol sprzedaży i nadzorować prawidłowość dokonywanych transakcji (miary, wagi, ceny). Jarmarki trwały od 1-2 dni do 2 tygodni. Niekiedy na czas ten dzielono na terminy wystawiania towarów, zawierania umów i rozliczania zobowiązań. Masowy napływ kupców i klientów przyczyniał się do rozkwitu miast jarmarcznych. W XVI wieku wraz z rozwojem komunikacji i pojawieniem się nowych form handlu rola jarmarków znacząco się zmniejszyła W Polsce jarmarki upowszechniły się w XIII wieku w Gdańsku, a w wiekach późniejszych we Lwowie, Łucku, Grodnie, Wilnie (głównie produkty leśne); Jarosławiu, Przemyślu, Przeworsku (woły); Krakowie, Sandomierzu, Kazimierzu Dolnym, Płocku, Toruniu (zboża) i Lublinie (wina węgierskie, zboża, woły) . Współcześnie nieliczne istniejące nadal jarmarki mają miejscowy zasięg lub stanowią rodzaj festynu (Jarmark św. Dominika w Gdańsku, Jarmark Jagielloński w Lublinie). Potocznie nazwa targ i jarmark używana jest zamiennie. Pierwsze jarmarki umiejscawiane były przy głównych traktach handlowokupieckich, odbywały się w specjalnie ku temu przeznaczonych budynkach, lub na wydzielonych placach. Ponieważ przedmiotem wymiany handlowej był produkt tzw. naturalny, stąd też jarmarki, określano mianem towarowych. Jarmarki dzieliły się na międzynarodowe i lokalne. Organizowano je w regularnych odstępach czasu, najczęściej raz lub dwa razy do roku, w ściśle określonym miejscu. Poza wymianą kupiecką, na jarmarkach odbywał się obrót kredytowy (pieniężny). Nad handlem jarmarcznym swą pieczę sprawowali reprezentanci króla, biskupa lub pana feudalnego (w zależności od właściciela miasta, względnie ośrodka, w którym organizowano targ). Poza nimi, nad prawidłowością dokonujących się transakcji czuwał sąd targowy. On także strzegł utartych praw jarmarcznych. Najczęściej na czas odbywania się jarmarków, wprowadzono tzw. pokój targowy (lub inaczej pokój boży). 24 Podczas jarmarków, szereg czynności wykonywali też włodarze. Ich zadaniem było dokonanie inspekcji ulic oraz zajazdów, celem zorientowania się i ustalenia, jak rozlokowały się grupy targowe, a więc grupy handlujące woskiem, skórą, płótnem, żelazem, itd. Do ich obowiązków należało także przypominanie kupcom o potrzebie uiszczenia podatku od wagi. Kolejną grupą zawodową podczas targów byli maklerzy. Informowali o towarach przeznaczonych do zbycia lub o tych, które konkretna osoba chciała nabyć. Występowali także w charakterze "kontrolerów" jarmarcznych towarów. Jeśli produkt spożywczy nie był zdatny do spożycia, makler miał obowiązek usunięcia go z kupieckiego obiegu. Przybywającym oraz przebywającym na targu przysługiwało najważniejsze z praw kupieckich, prawo gościa. Było ono równoznaczne ze swobodą wymiany handlowej oraz gwarantem odbioru oraz zabezpieczenia i oclenia nadanego towaru. Wszelkie płatności targowe, regulowano w postaci pieniężnej lub naturalnej (przyprawami, tkaninami czy zbożem). Jako że targi organizowano w dniach świątecznych, lub w uroczystości ku czci konkretnego patrona, tak też je nazywano. Najbardziej znanymi, XII- i XII-wiecznymi jarmarkami europejskimi były jarmarki szampańskie. Pośredniczyły one i uczestniczyły w handlu ukierunkowanym na Wschód. W wieku XIV oraz w pierwszej połowie XV punkt ciężkości w handlu europejskim przesunął się z Szampanii ku Genewie, Antwerpii czy Frankfurtowi nad Menem; na trakt kupiecki wzdłuż Renu. Jarmarki lyońskie pośredniczyły w wymianie handlowej z Europy Środkowej na Półwysep Iberyjski. Wraz z odkryciami geograficznymi coraz częściej powstawały targi o profilu zamorskim. Jarmarki, na których dokonywano pierwszych operacji kredytowych lub wymiennych, odbywały się w XVI i XVII wieku w Genui. Wraz z rozwojem gospodarki w kierunku kapitalistycznym, zmianie uległ charakter targu. Jarmarki przestały być punktami obrotu towarowego, a stały się wystawami wytwórczości. Jarmarki adwentowe ... odbywają się we wszystkich krajach germańskich oraz w Czechach. Zaczynają się w połowie listopada i trwają do samych Świąt, a niektóre nawet do Nowego Roku. 25 Jest to bardzo stara, germańska tradycja. Pierwsza wzmianka o bożonarodzeniowym jarmarku pochodzi z 1434 roku, z Drezna. Liczba jarmarków jest niezliczona, bo organizują je niemal wszystkie większe miasta w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Danii, a niektóre z miast nawet po kilka. W samym Berlinie jest ich ponad 60. Najsłynniejsze jarmarki są w Wiedniu, w Berlinie, w Norymberdze, w Kopenhadze, w Zurychu. Niedawno tej tradycji zaczęli też hołdować Czesi. Spacer wśród straganów, na których sprzedaje się świąteczne ozdoby i smakołyki jest czymś, czego nie opuści żaden Niemiec, Austriak, Szwajcar i Duńczyk. Przyjemnie jest wdychać zapach cynamonu, prażonych migdałów, pieczonych kasztanów i świeżych ciast. A zziębnięci długim spacerowaniem mogą się rozgrzać grzanym winem, ponczem lub gorącą czekoladą. Tworzą się nowe tradycje. Na przykład w Kopenhadze od ponad 40 lat organizowane są wystawy świątecznie przystrojonych stołów, a w namiocie rozbitym w kopenhaskim parku rozrywki Tivoli można oglądać mechaniczne skrzaty. W Linzu każdy, kto ma ochotę, może odlać z płynnego wosku świecę o niepowtarzalnym kształcie i zabrać ją do domu, a pieniążek, który za to wrzuci do skarbonki wesprze cel charytatywny. Jest to także okazja do spotkań towarzyskich. Wiedeńczycy w tym okresie chętnie wyznaczają sobie spotkania na jarmarkach. W całości skopiowane z portalu internetowego A.Rz. GADKA „JASPISOWEGO” DZIADKA - o współczesnej kobiecie (u nas) Kontynuując temat z poprzedniego numeru naszej „Gazetki”, omawiam teraz szkicowo sytuację kobiet w naszym kraju. W Polsce wystąpiły ostatnio tendencje do powierzania kobietom najwyższych funkcji samorządowych i państwowych (funkcje marszałków i wicemarszałków sejmu pełnione były przez kobiety już od pewnego czasu, a uprzednio w początkach III RP mieliśmy jedną panią – premier H. Suchocką). We wrześniu br. na stanowisko premiera rządu zastała powołana dotychczasowa marszałek sejmu E. Kopacz. Dobrała ona sobie do swego gabinetu od razu 5 kobiet w randzie ministrów, a następnie też nominowała kobiety na stanowiska sekretarzy stanu i dyrektorów sektorów resortowych (ich ilość jest „in statu nascendi” na wnioski zainteresowanych ministrów płci „pięknej” i „brzydkiej”). - Pani E. Kopacz zastąpiła dotychczasowego premiera D. Tuska na stanowisku premiera, zostawszy jako wiceprezes PO jej szefem. 26 D. Tusk awansował w hierarchii organów Unii Europejskiej, został bowiem powołany na przewodniczącego Rady Europy. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że premier E Kopacz obsadziła kobietami szefostwa ministerialne w kilku ważnych i węzłowych resortach, będących do tej pory bezsporną domeną mężczyzn. Reprezentatywnym przykładem może tu być Ministerstwo Spraw Wewnętrznych któremu podlegają siłowe organy państwaPolicja i Służby Bezpieczeństwa (Agencje operacyjne). - Zobaczymy, jak premier Kopacz będzie kierować rządem i czy zdawać będą egzamin wszystkie kobiety powołane na ministerialne stanowiska. „Jaspis 90” P.S W naszej powojennej historii mieliśmy kobietę – premiera Hannę Suchocką. Rządziła ona mądrze i odpowiedzialnie, nie mając w swoim gabinecie ministrów „płci pięknej”. Kierowała rządem „po męsku” bo tylko z mężczyznami miała do czynienia w swoim gabinecie i agendach rządowych. W odmiennych warunkach objęła rządy premier E. Kopacz i na samym początku urzędowania, jeszcze przed wygłoszeniem expose „wygadała się”, że będzie rządzić „ po kobiecemu”. Jeszcze nie wiadomo, na czym takie rządzenie ma polegać i czy będzie w praktyce możliwe do wykonania. Istnieć może obawa, że w ślad za swoją szefową panie minister będą też kierować się mentalnością kobiecą. Wynika przy tym kontrowersja nie tylko ze strony opozycji, ale również w łonie partii rządzących. Czas pokaże przydatność tego eksperymentu w polskim systemie parlamentarnym i niekanclerskim usytuowaniu premiera rządu. „Jaspis 90” A propos Mężczyzna kontra kobiety, czyli dlaczego Janusz Piechociński po Kongresie Kobiet zrozumiał tylko, że "facet to świnia"? 27 Goszczący piątek w Australii noblista Dalajlama XIV przekonywał, iż kobiety są dziś lepiej predestynowane do przywództwa ze względu na swoją naturalną skłonność do okazywania większego współczucia drugiemu człowiekowi. W tym samym czasie polski wicepremier Janusz Piechociński po wizycie na organizowanym w Warszawie Kongresie Kobiet zrozumiał tymczasem tylko tyle, że większość ambitnych kobiet mężczyzn nienawidzi. - To przez zaścianek, w którym tkwi - oceniają rozmówcy naTemat. Dlaczego dla jednych emancypacja i większy udział kobiet w polityce jest nadzieją na zmianę skostniałych reguł rządzących współczesnym światem, a inni wciąż widzą je tylko jako dekorację życia publicznego? Ten podział najlepiej było widać w piątek na przykładzie dwóch polityków, którzy postanowili podzielić się swoimi wrażeniami po spotkaniu z kobietami walczącymi o równouprawnienie w życiu publicznym. Kiedy na drugiej półkuli Dalajlama przekonywał o znakomitych kompetencjach kobiet do uprawiania polityki, w Warszawie wicepremier Janusz Piechociński tak podsumował swoją wizytę na Kongresie Kobiet: Janusz Piechociński wicepremier i minister gospodarki o Kongresie Kobiet na Facebooku „No Panowie wracam z Kongresu Kobiet . Z tego co o nas wysłuchałem wynika ,ze "facet to świnia" to bardzo elegancka opinia o facetach.... „ Czy tylko tyle jeden z ważniejszych polityków w Polsce mógł wynieść z udziału w tym wydarzeniu? Zdaniem Krystyny Kofty, wicepremierowi po prostu zabrakło kompetencji intelektualnych do tego, by goszcząc na Kongresie pokusić się o przemyślenia choćby odrobinę podobne do tych, którymi po spotkaniu z Australijkami podzielił się laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Janusz Piechociński ciągle żyje niestety w zaścianku. Sądziłam, że to będzie lepszy wicepremier niż Waldemar Pawlak, ale bardzo się zawiodłam. Gdyby na tym Kongresie był jego poprzednik z pewnością pomyślałby i powiedział zupełnie co innego - mówi nam członkini Rady Programowej KK. Zaścianek się boi Krystyna Kofta jest w pełni przekonana, że Janusz Piechociński pomimo tego, iż od lat gości na Kongresie Kobiet, w ogóle nie interesuje się tym, o co chodzi Polkom. Jej zdaniem, szef ludowców tą niskich lotów ironią dość mocno strzelił też sobie w stopę. - Coraz częściej na Kongres przyjeżdżają bowiem więcej 28 kobiet z małych miasteczek i wsi. Tam są dziesiątki wspaniałych kobiet, które bez względu na to kim są, chcą w życiu czegoś więcej. A poza tym, mają właśnie tę wielką wrażliwość społeczną, o której mówi Dalajlama - przekonuje . W Australii noblista pokusił się tymczasem o jeszcze jedno stwierdzenie. Dalajlama przekonywał, że w dzisiejszych czasach nikogo nie powinno już zdziwić, że... następną - Dalajlamą XV będzie właśnie kobieta. Krystyna Kofta twierdzi, że na tym właśnie polega różnica między noblistą, a polskim wicepremierem. Ten drugi reprezentuje wciąż sporą i wpływową grupę mężczyzn, którzy bardzo mocno obawiają się płci przeciwnej. - Oni boją się tego, że kobiety wejdą do polityki i okażą się lepsze od nich. To w końcu dość częste. Bo są i takie kobiety, jak Krystyna Pawłowicz, ale większość to ambitne i świetnie wykształcone osoby, które mogą tylko Polsce pomóc. No i wykosić wielu miernych mężczyzn - ocenia. Takich obaw nie ma dziennikarz Jacek Żakowski. W rozmowie z „na Temat” przekonuje, że czwartkowy dysonans w komentarzach płynących z Sydney i z Warszawy najlepiej pokazuje, jak wielkie dzielą nas różnice kulturowe względem dojrzałych demokracji. - Wpis Janusza Piechocińskiego to dowód na całkowity brak zrozumienia tego, co się dzieje we współczesnym świecie. Mężczyznom takim jak on brak nawet nawyku, by próbować to zrozumieć. Na wszystko, co niezrozumiałe reagują więc automatycznym odrzuceniem tego, pogardą, albo lekceważeniem - tłumaczy. Piechociński potwierdza problemy całego społeczeństwa Jego zdaniem, to właśnie podstawowy problem, przez który w Polsce mężczyźni radzą sobie ze sprawowaniem władzy dużo gorzej niż w innych krajach rozwiniętych. Jacek Żakowski przyznaje, że wielu Polaków nie ma tyle problemu z akceptacją równouprawnienia, ale przede wszystkim ze swoją zaściankowością. I to dotyczy nie tylko mężczyzn. - Zarówno kobiety, jak i mężczyźni w naszym kraju po prostu mają często problem ze zrozumieniem różnorodności. Za tym wszystkim stoi zbyt wiele skrajnych emocji. To tkwi zbyt głęboko w naszej świadomości - przekonuje. Dziennikarz przyznaje jednak, że przede wszystkim za niechęcią wobec równouprawnienia stoi zwykle po prostu strach o pozycję. - Jeśli ktoś sam ma problem z uczciwością, to najgłośniej krzyczy o jej braku u innych, kiedy stosuje nepotyzm, posądza o niego innych, a gdy ma problem z tolerancją 29 spodziewa się, że wszyscy inni też tak mają. To samo dotyczy postrzegania płci przeciwnej - podsumowuje Żakowski. W całości skopiowane z portalu internetowego HOROSKOP Strzelec Nowy astrologiczny miesiąc powitaliśmy w sobotę, 22 listopada. Słońce wkroczyło w znak Strzelca. Rozpocznie się czas sprzyjający nauce, podróżom i układaniu ambitnych planów. Grudniowa, przedświąteczna krzątanina będzie czasem nerwowym, ale też udanym i radosnym. Baran Zapowiada się udany miesiąc. Jesienne wieczory wcale nie będą napawać cię smutkiem. Nie przegapisz żadnego przedświątecznego spotkania w pracy czy u przyjaciół. Będziesz energiczny, pomysłowy i w dobrym humorze. Byk W tym miesiącu staniesz się bardziej ostrożny i cierpliwy. Postanowisz zająć się tylko tym, co na prawdę ważne i zyskowne. Cudze opinie i ryzykowne propozycje przestaną się dla ciebie liczyć. Opozycja Merkurego na początku nowego astrologicznego miesiąca sprawi, że pomogą ci życzliwi ludzie, na których zawsze mogłeś liczyć. Bliźnięta Ten miesiąc pełen będzie zaproszeń na ciekawe imprezy, wykłady i spotkania. Pojawią się nowi ludzie, a ich doświadczenia będą dla ciebie bardzo interesujące. Podczas podejmowania decyzji nie kieruj się tym, co wypada! Inwestuj w swoje umiejętności i szukaj dla siebie korzyści, a koniec roku będzie bardzo udany. Rak Zbliżające się Święta i koniec roku sprawią, że postanowisz uporządkować wiele zaległych spraw. Popatrzysz krytycznym wzrokiem na swoje otoczenie i zaczniesz zastanawiać się, co trzeba naprawić lub zmienić. Sprawiedliwie podzielisz grudniowe obowiązki między domowników, a szefowi obiecasz, że będziesz się bardziej starał. 30 Lew Nadchodzi miesiąc, w którym twoje sprawy przebiegać będą pomyślnie. Działaj szybko i nie odkładaj ważnych spraw na później, bo jeszcze przed Świętami masz szansę na spektakularny sukces. Panna Będziesz podsumowywać sukcesy mijającego roku i ułożysz dobry plan na przyszłość. Bądź jednak spokojny i nie wpadaj w panikę na widok byle trudności. Kwadratury Słońca i Merkurego (od 28.11) nie sprzyja rozpoczynaniu nowych spraw. Nie ryzykuj, nie ufaj obietnicom i podejmuj tylko takie decyzje, do których jesteś całkowicie przekonany. Waga Jesienne słoty nie zdołają popsuć ci humoru. Będziesz energiczny i towarzyski, a także pełen dobrych chęci i woli do życia. Szkolenia, krótkie podróże i niezobowiązujące ploteczki przyniosą ci więcej korzyści, niż sądzisz. Koniec roku sprzyja też spotkaniom z ludźmi, których dawno nie widziałeś. Skorpion W tym miesiącu staniesz się bardzo zdecydowany i pewny siebie. Nie zniesiesz sprzeciwu wobec ustalanych przez siebie planów. Będziesz wymagać, decydować i sprawdzać. Nie wahaj się przed rozpoczęciem porządków i zmian na lepsze. Strzelec Zapowiada się udany miesiąc. Słońce powróci do twojego znaku zodiaku, przyniesie ci sympatyczne wydarzenia i sprawi, że łatwiej uporasz się z codziennymi kłopotami. Nie zwlekaj dłużej z tym, co dla ciebie ważne! Koźorożec W tym miesiącu do szczęścia potrzebny jest ci przede wszystkim święty spokój. Ambitne projekty przekażesz innym znakom zodiaku, a nawet wymigasz się od uczestnictwa w firmowych świątecznych spotkaniach. Znów zainteresujesz się swoim hobby. Wyłączysz telefon, będziesz czytać romantyczne opowieści i słuchać muzyki sprzed lat. 31 Wodnik Będziesz w dobrym nastroju, a ciekawych pomysłów teraz ci nie zabraknie. Z niczym nie zwlekaj, bo grudzień sprzyja załatwianiu ważnych spraw. Twoja odwaga zadziwi wrogów, a okazywany przez ciebie upór sprawi, że postawisz na swoim! Ryby Gdy wszyscy zajmą się gwiazdkowymi zakupami, ty będziesz planował rozwój swojej kariery. Odkryjesz nowe zainteresowania i spostrzeżesz, że masz prawdziwy talent do kierowania innymi ludźmi. Kwadratura Słońca uczyni cię pewnym siebie, a trygon Merkurego (do 28.11) doda ci sprytu i odwagi. Skopiowała z Internetu B.W. 32