Okiem zawodnika - "Wyjątkowy dzień"

Transkrypt

Okiem zawodnika - "Wyjątkowy dzień"
Okiem zawodnika - "Wyjątkowy dzień"
Konrad Kamiński, klasa III a
To był dla nas wyjątkowy dzień, godny zapamiętania. 13 grudnia 2016 roku my, gimnazjalna reprezentacja
(Konrad Borkowski, Konrad Kamiński, Jakub Żuchowski, Kacper Czerniejewski, Kacper Kowalski, Michał Janik,
Jakub Krzemiński, Kamil Hołtyn i Cezary Wójcik), pojechaliśmy na wojewódzki turniej w unihokeja, który odbywał
się w miejscowości Rogowo. Byliśmy bardzo podekscytowani, że zmierzymy się z najlepszymi drużynami z całego
województwa, choć nikt nie liczył na to, że wygramy. W trakcie jazdy autokarem nasz trener motywował nas i
objaśniał taktyki gry. Tłumaczył nam tak, jak przed każdym zawodami, żebyśmy się nie stresowali. Mówił, że na
boisku każdy jest odpowiedzialny za każdego. Rady, które mówił nam w autobusie czy w szatniach, zawsze trafiały do
naszych serc i umysłów, dzięki temu nigdy nie sobie nie odpuszczaliśmy. Przez cały czas jazdy nikt się nie odzywał,
staraliśmy się skoncentrować i nabrać sił po nieprzespanej z wrażenia nocy. Trener powiedział nam, że mamy
opóźnienie, przez co musieliśmy przebierać się w stroje sportowe w autokarze.
Po przyjeździe do Rogowa zauważyliśmy, ze inne drużyny już grały. Oglądając te mecze, poczuliśmy, że
jesteśmy spisani na przegraną. Nie potrafiliśmy grać tak jak oni. Większość zespołów, które tam przyjechały, były
klasami sportowymi, a u nas co? - garstka chłopaków trenujących na SKS-ach.
Gdy nadszedł moment naszego pierwszego meczu, byliśmy zestresowani i przestraszeni. Sędzia objaśnił nam
zasady gry i zaczęliśmy. Przez pierwszą połowę tylko się broniliśmy; zaskoczyli nas szybkością i dokładnością podań.
Po przerwie nadszedł czas na drugą połowę i to był nasz czas. Narzuciliśmy przeciwnikowi swój styl gry, to oni, a nie
my biegali za piłką. W każdym podaniu, akcji, rzucie wolnym wspieraliśmy się i podnosiliśmy na duchu. Na boisku to
my rządziliśmy, nie dawaliśmy im wolnego miejsca do wprowadzenia akcji, dzięki temu trafiliśmy bramkę dającą nam
wygraną. Gdy usłyszeliśmy końcowy gwizdek, byliśmy wykończeni, lecz bardzo szczęśliwi z wygranej. Żnin grał do
samego końca, to był ich najlepszy mecz.
Po kolejnych spotkaniach został wyłoniony faworyt turnieju, była to drużyna z Torunia. Wygrywali każdy mecz
bez żadnego wysiłku, bawili się, a nie starali. W zespole Torunia był zawodnik z numerem 8, byliśmy pod wielkim
wrażeniem tego, co potrafił zrobić z piłką. Zrozumieliśmy bez słów - to ogromny talent i efekt tysięcy godzin ćwiczeń
na treningach.
Drugi mecz graliśmy z Dobrzyniem. Znaliśmy się dosyć dobrze z poprzednich rozgrywek i wiedzieliśmy, kogo
trzeba będzie pilnować, lecz oni też to wiedzieli o nas. W tym spotkaniu było inaczej niż w pierwszym - każdy
wiedział, co robić, byliśmy zdeterminowani, by znowu wygrać, dominowaliśmy nad przeciwnikiem. W pierwszej
połowie strzeliliśmy bramkę, lecz Dobrzyń szybko się nam odpłacił. W drugiej połowie była jeszcze bardziej zacięta
walka, strzeliliśmy bramkę na 2-1, myśleliśmy, że mecz mamy wygrany. Zostało ostatnich kilka sekund do końca i
przez błąd pomocy straciliśmy bramkę. Mecz skończył się remisem. Gdy spotkanie dobiegło końca i szliśmy
korytarzem do szatni, każdy wiedział, że rozmowa z trenerem nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Dostaliśmy
od naszego trenera niemiłe i surowe pouczenia ze względu na naszą grę. Mówił, żebyśmy w następnych meczach
jeszcze bardziej się starali, bo mamy szansę pokazać się z jak najlepszej strony. Inne zespoły zauważyły, że nie ma z
nami żartów, bo wykorzystujemy każdy błąd przeciwnika. W każdym meczu oddawaliśmy serce na boisku.
Przyszedł czas na nasz trzeci mecz, graliśmy z Rynarzewem. Wiedzieliśmy, że to będzie ciężkie spotkanie,
oglądaliśmy ich poprzednie mecze i szło im dosyć dobrze. Najbardziej obawialiśmy się ich jednego obrońcy, zawodnik
miał około 2 metrów wysokości, był zwrotny i szybki. Już po paru minutach meczu wiedzieliśmy, że wygramy. W
pierwszej połowie wpadło aż 5 bramek! Na boisko w drugiej połowie został wpuszczony Kamil Włodarski,
zaprezentował się świetnie, miał dużo sytuacji do strzelenia bramek. Przeciwnicy dosyć poważnie odczuli jego grę
ciałem i nieustępliwość. Całe spotkanie mieliśmy pod kontrolą, to było jedyne łatwe zwycięstwo w tym turnieju.
Po tym meczu poszliśmy na pyszny obiad. Bardzo nam smakował, ale nie mogliśmy jeść za dużo, by nie stracić
strona 1 / 2
Okiem zawodnika - "Wyjątkowy dzień"
Konrad Kamiński, klasa III a
szybkości i zwrotności. Turniej się jeszcze nie skończył i zostały nam dwa najważniejsze mecze. Po obiedzie trener
chciał z nami porozmawiać. Tłumaczył nam taktykę - abyśmy się ustawili na drugie miejsce, wtedy ,,zdjąłby” trzech
głównych zawodników, aby nabrali sił na ostatni mecz. Gdy usłyszeliśmy, że trener chce się ,,podłożyć”, bardzo nas to
rozwścieczyło, zdeterminowało i zmotywowało. Na środku boiska, tak jak przed każdym meczem, rozmawialiśmy.
Teraz mówiliśmy tylko o grze do końca, nie ma poddawania się, gramy do ostatniego gwizdka. Widzieliśmy po
zachowaniu przeciwników, faworytów z Torunia, że nie będą się zbytnio starać - są stuprocentowo pewni, że wygrają
ten mecz.
Od początku spotkania narzuciliśmy swój styl gry, nie dawaliśmy im wolnej przestrzeni do wprowadzenia
akcji. Każdy zawodnik z naszej drużyny dawał z siebie wszystko. Chłopcy grali za trzech, wszędzie byliśmy pierwsi.
Trafiliśmy w pierwszej połowie bramkę, zmieniając wynik na 1-0. Zawodnicy z Torunia byli bardzo zaskoczeni naszą
grą. Nie mogli ,,przejść” naszych obrońców (K. Czerniejewski, K. Kowalski). W czasie przerwy trener był zaskoczony
wynikiem i zadowolony z naszej gry. Cofnął słowa o ,,podkładaniu się”. Druga połowa – kolejne 8 minut walki. Toruń
coraz mocniej atakował, starał się doprowadzić do remisu, mieliśmy jednak najlepszego bramkarza (Kamil Holtyn),
miał on niebywały refleks, łapał i bronił każdą piłkę. Nawet zawodnik z przeciwnej drużyny z numerem 8 nie mógł
sobie z nim poradzić. Ku zaskoczeniu wszystkich w drugiej połowie podwyższyliśmy wynik na 2-0 (strzelił Kuba
Krzemiński ), dzięki czemu odebraliśmy przeciwnikom szanse na zwycięstwo.
Po wygranym meczu poszliśmy do szatni, gdzie trener nam bardzo pogratulował zwycięstwa, widzieliśmy, że
rozpiera go duma. Pierwsze miejsce mieliśmy już w zasięgu ręki. Czekał nas ostatni bardzo ciężki mecz. Do
zwycięstwa i zostania mistrzami województwa wystarczył nam remis. Przeciwnikami była drużyna z Grudziądza.
Podeszli oni do meczu psychologicznie, starali się nas zdekoncentrować, wybić z rytmu gry. Początek meczu
zapowiadał się obiecująco, wydawało się nam, że przeciwnicy nie stanowią dużego zagrożenia. Spotkanie mieliśmy
pod kontrolą. Bramkarz Grudziądza zagrał wspaniały mecz, nie potrafiliśmy strzelić mu bramki. W pierwszej połowie
przez niedogadanie się obrońcy z bramkarzem przeciwnicy strzelili nam bramkę, zmieniając wynik na 1-0. W drugiej
połowie zaczęliśmy grać szybciej, dokładniej, z większym zaangażowaniem, co poskutkowało wywalczeniem remisu.
Wynik ten nas nie satysfakcjonował, dążyliśmy do zwycięstwa. Do końca meczu wynik nie zmienił się, ale
wiedzieliśmy, że mimo tego mamy pierwsze miejsce.
Nikt nie mógł uwierzyć w to, że garstka chłopaków z Publicznego Gimnazjum w Stawkach odniesie tak
spektakularne zwycięstwo. W końcu przyszedł upragniony moment wręczania medali, robienia nam tysiąca zdjęć, a
gratulacjom nie było końca. Dopiero w czasie powrotu do domu uświadomiliśmy sobie, że dokonaliśmy czegoś
historycznego i niemożliwego. Jako pierwsi w naszym gimnazjum zostaliśmy mistrzami województwa.
Teraz czekamy na rozgrywki w maju – Ogólnopolski turniej w unihokeja. Przed nami setki godzin treningów.
Nie odpuścimy!!!
Konrad Kamiński, klasa III a
strona 2 / 2

Podobne dokumenty