Sąd: Klientce należy się 75 tys. zł zadośćuczynienia za
Transkrypt
Sąd: Klientce należy się 75 tys. zł zadośćuczynienia za
Sąd: Klientce należy się 75 tys. zł zadośćuczynienia za zranienie w Biedronce Klientka zasłabła w sklepie i upadając, przecięła sobie ścięgna i nerwy lewej ręki. Po trzyletnim procesie sąd w Katowicach uznał, że wózek, o który kobieta się zraniła, był nienależycie zabezpieczony. Jeronimo Martins, właściciel sieci sklepów, musi wypłacić jej 75 tys. zł zadośćuczynienia. - Po tych nieszczęsnych zakupach przyznano mi II grupę inwalidztwa, bo moja lewa dłoń jest kompletnie niesprawna - wzdycha Barbara Niemczyk z Będzina. Przeszła już kilka operacji ręki, pod koniec stycznia czeka ją kolejna. Ciągle walczy z bólem. "Tak naprawdę jestem jednoręczna" We wrześniu 2009 roku poszła z córką na zakupy do Biedronki przy alei Piłsudskiego w Będzinie. W pewnej chwili zrobiło się jej duszno i postanowiła wyjść. Była blisko kas, gdy zasłabła. Upadając, chwyciła się wózka z wystawionymi na nim paletami z kwiatami, który był zakończony ostrymi, nieosłoniętymi krawędziami. Kobieta przecięła sobie na nich ścięgna i nerwy lewej dłoni. Pogotowie zabrało ją do szpitala, gdzie ją zoperowano. Mimo że od pechowych zakupów minęło już ponad pięć lat, kobieta ma stały przykurcz palców i nie może nimi ruszać. - O chwytaniu czegokolwiek nie ma mowy, tak naprawdę jestem więc jednoręczna - podkreśla Niemczyk. Tydzień przed wypadkiem zaczęła pracę w handlu. Kiedy okazało się, że ma niesprawną dłoń, została zwolniona. Córka Barbary Niemczyk zaraz po wypadku zdobyła pisemne oświadczenia klientów, którzy wszystko widzieli. Potwierdzili, że wózek z kwiatami miał ostre, niezabezpieczone końcówki. Dodatkowo kierownik będzińskiej Biedronki przyznał na piśmie, że "nasz sklep jest przed przebudową i nie mamy zabezpieczeń na wózki. Nikt nigdy ich nie zabezpieczał, jak przychodzą z kwiatami, tak są wystawiane na sklep". Jednak zaraz po tym, jak klientka przecięła sobie ścięgna, wózki z kwiatami zaczęto zabezpieczać. To było jak walka Dawida z Goliatem Rok po wypadku Barbara Niemczyk zwróciła się do Jeronimo Martins, właściciela sieci sklepów Biedronka, z wezwaniem o zapłatę 30 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy oraz pokrycie kosztów leczenia. Jeronimo Martins odrzuciło też drugie wezwanie do zapłaty zadośćuczynienia. - Nasz ubezpieczyciel po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego stwierdził brak winy spółki w związku z wypadkiem - wyjaśnili prawnicy właściciela sieci Biedronka. W tej sytuacji prawnik Niemczyk złożył w sądzie pozew przeciwko Jeronimo Martins. Domagał się w nim 75 tysięcy zł zadośćuczynienia. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny Podczas procesu sąd zasięgał opinii m.in. ortopedy, traumatologa, psychiatry i psychologa. Prawnicy Jeronimo Martins w dokumentacji medycznej Niemczyk znaleźli informację, że przed wypadkiem miała zdiagnozowaną cukrzycę oraz przeszła zawał serca. - Chcieli więc ustalić, czy w takiej sytuacji moja klientka mogła chodzić do sklepu. Na szczęście lekarze stwierdzili, że nie było ku temu żadnych przeciwwskazań - mówi Ścibich. 22 grudnia Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że właściciel Biedronki ponosi odpowiedzialność za wypadek Barbary Niemczyk. Spółka musi wypłacić jej 75 tys. zł zadośćuczynienia wraz z odsetkami. - Wyrok nie jest jednak prawomocny - podkreśla sędzia Krzysztof Zawała, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Katowicach. Radca Ścibich: - Ten wyrok powinien uwrażliwić wszystkie osoby, które są odpowiedzialne za przestrzeń publiczną. Ona nie powinna stanowić zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi. Na razie nie wiadomo, czy właściciel Biedronki wypłaci zadośćuczynienie czy też złoży apelację od wyroku. - Ewentualne decyzje w tej sprawie mogą być podjęte przez naszą firmę po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku - przekazało nam biuro prasowe Jeronimo Martins Polska.