JSR w weneckim lustrze (WBI)

Transkrypt

JSR w weneckim lustrze (WBI)
Jednolity Rynek Cyfrowy w weneckim lustrze,
Dr inż. Wacław Iszkowski
Fragmenty tego tekstu zostały wygłoszone 14 maja 2015 roku podczas debaty Konferencji
MAiC "Europejski rynek cyfrowy - umiejętności, gospodarka, praca" z udziałem Andrusa Ansipa
- Wiceprzewodniczącego KE
Pojawienie się strategii rozwoju Jednolitego Rynku Cyfrowego (JRC) [Digital Single Market (DSM)] jest
nowym krokiem w rozwoju unijnej przestrzeni społeczeństwa cyfrowego. Wiele już powiedziano o
szansach tego nowego etapu rozwoju cyfrowego Unii Europejskiej i wiele z tych informacji jest już
coraz bardziej powszechnie znanych.
Staniemy przed weneckim lustrem i zajmiemy się drugą stroną tego rozwoju JRC, o której się
praktycznie nie wspomina -infrastrukturą teleinformatyczną, która ma zapewnić sprawne działanie
tego rynku. W szczególności spróbuję naszkicować problemy unijnego przemysłu
teleinformatycznego – produkcji sprzętu i oprogramowania.
Pierwszym problemem jest brak formalnie wiarygodnych zbiorczych danych statystycznych jakim
potencjałem wytwórczym dysponuje przemysł teleinformatyczny w Unii Europejskiej. Z danych
Eurostatu oraz lokalnych urzędów statystycznych możemy się już wiele dowiedzieć o strukturze
społeczeństwa cyfrowego – potrzebach użytkowników internetu i jego dostępności oraz o brakach eusług administracji. Ale nie możemy się wprost z danych Eurostatu dowiedzieć jaki jest potencjał
przemysłu teleinformatycznego – ile produkujemy sprzętu, a ile oprogramowania, ile osób jest
zatrudnionych oraz jaki %PKB wytwarza ten przemysł w skali pojedynczych krajów i całej Unii. Brak
takich zbiorczych danych jest wynikiem przestarzałej unijnej klasyfikacji produktów i usług (NACE)
oraz klasyfikacji działalności (CPA), które są skopiowane do polskiego PKWiU i PKD. Na przykład
tworzenie oprogramowania jest w jednej klasie z wytwarzaniem programów telewizyjnych.
Oczywiście istnieją raporty i opracowania komercyjne szacujące liczbę firm teleinformatycznych oraz
ich produkcję i usługi, a także efektywność ekonomiczną. Ale z oficjalnych danych łatwiej się
dowiedzieć ilu mamy jeszcze w Europie górników niż programistów. Jeżeli chcemy poważnie myśleć o
rynku cyfrowego, to musimy też dysponować aktualnymi danymi gospodarczymi pozyskiwanymi
według klasyfikacji produktów i usług nowych technologii.
Ciekawi mnie, czy są Państwo w stanie wymienić kilkanaście, a może nawet tylko kilka największych
europejskich firm informatycznych. Ta konferencja tego Państwu nie powie – widzimy bowiem tutaj
jako sponsorów tylko unijną telekomunikacyjną firmę Orange oraz firmy amerykańskie i koreańską,
którym oczywiście bardzo dziękujemy, że mogliśmy się dzięki im tutaj spotkać. Dobrym pytaniem jest
dlaczego polskie czy unijne firmy nie zdecydowały się na sponsoring tak poważnej i również dla nich
ważnej konferencji? Nie znam wprost odpowiedzi na to pytanie, ale wydaje mi się, że się oni trochę
boją pokazywać politykom z obawy, że prędzej czy później zostaną poddani jakimś kolejnym unijnym
regulacjom – tak jak to zaznały już firmy telekomunikacyjne, stając się zakładnikiem administracyjnie
narzucanych zadań, ograniczeń w świadczeniu usług czy ustalania poziomu cen hurtowych.
Oczywiście jeszcze istnieje wiele polskich i unijnych firm przemysłu teleinformatycznego. Pierwsza
siódemka integratorów systemów, to: SAP z Niemiec, Dassault System z Francji, SAGE z Wlk.Brytanii,
Hexagon ze Szwecji, Winco Nixdorf z Niemiec, Asseco z Polski czy Software AG z Niemiec.
W.Iszkowski, JRC w weneckim lustrze
Strona 1
Ale też musimy postawić pytanie dlaczego wiele ze znanych nam firm europejskich - SKYPE, Nokia a
w kolejce jest już Alcatel - zostało przejętych przez poza europejskie koncern. W 2014 roku firmy
amerykańskie przejęły ponad 100 europejskich firm nowych technologii, z czego np. Google kupił 8
takich firm. Również Indie wykupują w Europie firmy informatyczne. Są też oczywiście przypadki
odwrotne – zakupu firm spoza Europy przez firmy europejskie.
Bardzo znamiennym przykładem jest zakup przez amerykański koncern Politico magazynu „The
European Voice”, który dotychczas leżał na każdym biurku, w każdym holu i hotelu w Brukseli.
Rozumiem, że dobro to pozostaje w naszej rodzinie, ale nawet w rodzinie teściom nie dajemy się
wtrącać w wychowanie naszych dzieci.
Dalej mamy nierozstrzygnięte pytanie, dlaczego unijny przemysł nowych technologii nie potrafi się
szybciej rozwijać i często traci oddech. Jak mamy namawiać młodych do zakładania innowacyjnych
firm start-upowych, gdy po wspomożeniu ich inkubacji środkami krajowymi i unijnymi – najlepsze z
nich wysyłamy do Doliny Krzemowej. A tam one słyszą – YES, Ok., You are very smart zainwestujemy w was w zamian za 51% udziałów, ale najlepiej by było jakbyście tutaj w Kalifornii
osiedli na stałe, gdyż my nie rozumiemy tych tak bardzo skomplikowanych unijnych , a szczególnie
tych polskich, przepisów podatkowych.
Poszukując dalej odpowiedzi, popatrzmy na internetowe witryny europolityków i witryny krajowych
urzędów. Na czołowych miejscach znajdujemy tam loga Twittera, Facebooka, YouTube’a, Google’a
itp. – ale żadnych firm europejskich. Powtarzam, tam nie pojawiają się nazwy usług, ale loga tych
firm, a to jest po prostu również ich darmową reklamą.
Oczywiście politycy twitują, puszą się na Facebooku i Instagramie – czasem tym samym wpadając w
pułapkę medialną, bo coś tam za szybko wyślą. A na jednej ze stron ważnego polskiego polityka przy
prezentacji jego klipów na Youtube pojawiła się reklama serwisu Do DUPY (sorry!). Cóż, widzę
zdziwienie na wielu Waszych twarzach – przecież to nic złego, jak są takie serwisy, to przecież trzeba
z nich korzystać chcąc dotrzeć do młodego pokolenia. Przecież nie można z tym walczyć. Walczyć
oczywiście nie trzeba, ale ….o tym za chwilę.
W tym miejscu muszę wyraźnie podkreślić, że w żadnym przypadku nie chcę zwalczać firm
amerykańskich. Bez IBM, HP, Apple’a, Microsoftu, Oracle’a, Google’a, Facebooka, Twittera i innych
firm amerykańskich nie mielibyśmy takiego rozwoju informatyki i tylu nowoczesnych, jakże
użytecznych urządzeń i aplikacji. Równocześnie uważam też, że działania administracyjne Komisji
Europejskiej wobec Microsofta, aby podawał użytkownikom na tacy inne przeglądarki, Google’a aby
zapominał to co znalazł w sieci lub też tłumaczył się pod groźbą 6 mld euro kary z algorytmu
wyszukiwania informacji oraz rozmowa z Facebookiem o ochronie danych osobowych – jest
irracjonalna i w zasadzie niczym się nie różni do ukazów rosyjskich czy chińskiej cenzury internetu.
Ale może jest też odpowiedzią na poszukiwane przez nas pytanie. Celem administracji unijnej, a w
tym również polskiej jest głównie wymierzanie podmiotom kary finansowej. W Polsce poprzednie
UKE, obecny UOKiK i cały czas Urzędy Skarbowe (o innych urzędach i agencjach już nie będziemy
wspominać) dążą do ukarania podmiotu jak najwyższą grzywną, przyjmując zawsze, że dany podmiot
specjalnie działał wbrew coraz bardziej skomplikowanemu prawu. Równocześnie większość z tych
urzędników nigdy nie zarządzało czy prowadziło, a nawet nie pracowało w firmach, a ich ewentualna
wiedza ekonomiczna na ten temat jest czysto teoretyczna. I zamiast, stojąc na straży prawa,
równoprawnej konkurencji czy ochronie praw konsumenta, starać się wspólnie z ułomnym w
działaniu podmiotem poszukiwać rzeczywistych przyczyn takiego stanu rzeczy pomagając im wybrnąć
W.Iszkowski, JRC w weneckim lustrze
Strona 2
z kłopotów – na przykład wpływając na zmianę prawa – to nakładana jest kara. Potem tylko zarabiają
prawnicy próbując w kolejnych instancjach i latach przekonać kolejnej składy sędziowskie, że urzędy
niewłaściwie oceniły przebieg inkryminowanego zdarzenia gospodarczego.
A tak przy okazji, korzystając z obecności Pana M.Boniego, chciałbym przypomnieć że mija już 6 rok
od chwili wykrycia afery informatycznej zwanej Stajnią Augiasza, a do dzisiaj nie ma nawet aktu
oskarżenia, gdy już medialnie „ukarano” kilka firm i wiele osób.
Kończąc już – możemy przejść do postulatów.
Komisja Europejska powinna dokonać analizy rzeczywistego potencjału przemysłu
teleinformatycznego w przestrzeni europejskiej mającego być podstawą rozwoju Jednolitego Rynku
Cyfrowego. W tej analizie koniecznym jest określnie możliwości rozwoju firm oraz wykrycie i
zlikwidowanie barier i ograniczeń blokujących ich rozwój czy nawet stabilne działanie. Taka analiza
powinna być dokonana z krajowymi i europejskim organizacjami przedsiębiorców w celu
opracowania programu tworzenia jednolitych, prostych warunków prawnych i ekonomicznych
rozwoju naszego przemysłu teleinformatycznego.
Korzystając z już istniejących wzorców – jak na przykład wspólne opracowanie i produkcja
europejskiej serii samolotów airbus będących konkurencją dla amerykańskich boeingów – Komisja
Europejska powinna zainicjować i stymulować powstanie europejskich rozwiązań informatycznych,
równoważnych, a nawet lepszych portali społecznościach oraz informacyjnych. Można tutaj
wykorzystać już istniejące rozwiązania – jak np., hiszpański portal społecznościowy Tuenti należący
do telekomunikacyjnego operatora Telefonica, który może być przez innych operatorów
wypromowany w innych regionach językowych. W przestrzeni europejskiej istnieje też wiele innych
ciekawych rozwiązań teleinformatycznych, które przy odpowiednim wspólnym działaniu firm
europejskich, oraz krajowych władz gospodarczych mogą się rozwinąć na rynku unijnym i poza nim. I
znowu, dla jasności, nie chodzi tutaj o wykluczenie z rynku już istniejących amerykańskich produktów,
ale stworzenie europesjkiej konkurencji. LOT lata Dreamlinerami, a American Airlines ma w swojej
flocie 357 Airbusów.
Ale oczywiście europolitycy powinni wtedy zacząć korzystać z rozwiązań europejskich i używać na
przykład Tomtita (sikorki) zamiast Twittera (świergotu).
I jeszcze powracając do programu Jednolitego Rynku Cyfrowego. W Brukseli wszyscy podobno mówią
po angielskiemu, ale niestety potem w restauracji zdarza się, że trzeba dogadać się po flamadzku.
Jeszcze długo główną przeszkodą w powszechnym korzystaniu z jednolitego rynku cyfrowego będzie
brak możliwości porozumienia się, bo nawet znajomość angielskiego nie jest powszechna, a poza tym
co zrobimy jak się Brytyjczycy wyprowadzą z Unii zabierając też swój język?
Teleinformatyka jest już technicznie gotowa do realizacji automatycznego metajęzykowego tłumacza
pisma i mowy w czasie rzeczywistym. I tu również koniecznym jest działanie stymulujące, ba – niech
będzie – nawet regulacyjne - do wymuszenia zrealizowania takiego EUROTŁUMACZA na te
kilkadziesiąt języków, zanim to uczynią inni.
A teraz korzystając jeszcze z tłumacza Google’a, chciałbym „soovin teile Andrius Ansip, asepresident
Euroopa Komisjoni edu rakendamisel digitaalse ühtse turu ja algatamine kiirema arengu EL IKT
tööstuse”.
Tänan teid tähelepanu eest
W.Iszkowski, JRC w weneckim lustrze
Strona 3