Rozmowy serdeczne z Królową Jadwigą o szczęściu i miłości Jest

Transkrypt

Rozmowy serdeczne z Królową Jadwigą o szczęściu i miłości Jest
Rozmowy serdeczne z Królową Jadwigą o szczęściu i miłości
Jest pierwszy września, ubrana w czarną, plisowaną spódnicę oraz białą bluzkę stoję
przy sztandarze szkoły. Na długim, drewnianym drzewcu umieszczony jest jasny sztandar
z wyszytą postacią Królowej Jadwigi. Jestem dumna z tego, że stoję tak blisko niej.
Tak bardzo dumna, że z tak bliska mogę obserwować jej lekko zarumienioną twarz. Z tak
bliskiej odległości wpatrywać się w lico osoby świętej, postaci tak ważnej dla historii
Polski i Europy.
Delikatne kryształki na jej sukience połyskują w świetle słońca wpadającego
do pomieszczenia, ale to nie suknia przykuwa moją uwagę. Tylko oczy. Jej oczy.
Uśmiechnięte, promienne, niezwykle błyszczące, szczęśliwe. Czy faktycznie była osobą
szczęśliwą? Czy można być zadowoloną z życia, kiedy w wieku 12 lat jest się zmuszonym
do poślubienia mężczyzny o 23 lata starszego? Czy dziecko, które w wieku 10 lat musiało
stać się osobą na tyle odpowiedzialną, aby rządzić państwem, mogło być szczęśliwe? Otóż
sądzę, że nie. Trudno, bardzo trudno.
Dla przeciętnej 12-latki własny ślub jest tematem bardzo odległym,
a jakakolwiek odpowiedzialność tym bardziej. Bo za co odpowiedzialna jest dziś 12-letnia
dziewczynka? Za to aby odrobić lekcje, której to czynności i tak mama dopilnuje! Czyli,
jednym słowem można by powiedzieć, że nie jest odpowiedzialne za nic. A na barkach
królowej spoczywa tak wiele! Więc jakie to szczęście wymalowane jest w tęczówkach jej
oczu? Kolejny raz wpatruję się w jej twarz, już z wyraźnym powątpiewaniem.
Czym dla mnie dzisiaj jest szczęście? To oczywiście zdrowa, kochana
rodzina, dobre oceny i przyjaciele, którzy zawsze potrafią poprawić mi humor. A czym
było dla niej? Próbuję odpowiedź wyczytać z jej twarzy i wówczas zwracam uwagę
na koronę. No tak, szczęście poddanych... Przecież swój majątek przekazała Akademii
Krakowskiej, by mogli się w niej kształcić.
Czy Królowa Jadwiga faktycznie była szczęśliwa? Najlepiej byłoby zapytać o to ją
samą. Myślę, że gdybym miała możliwość zadać jej to pytanie, usłyszałabym taką
odpowiedź: ”Całe życie starannie przygotowywana byłam na taką odpowiedzialność
i dobre wypełnianie obowiązków czyniło mnie szczęśliwą”.
Kolejny raz przestaję słuchać przemówienia dyrektora, ponieważ w mojej głowie
rodzą się następne pytania. Ściskam w dłoniach biało - czerwoną szarfę, staram się skupić
na przemówieniu, ale twarz tej wyjątkowej kobiety znów odrywa mnie od rzeczywistości.
Przyglądam się jej ustom. Z czym mi się kojarzą malinowe wargi? Oczywiście
z pocałunkami, śmieję się w duchu. A pocałunki? Rzecz jasna, że z miłością, uśmiecham
się szeroko, ale do porządku przywołuje mnie poważna mina jednej z nauczycielek.
Miłość? Czym ona dla mnie jest? Chyba niesamowitym uczuciem skierowanym
tylko do osób wyjątkowych. Myślę, że takimi osobami była też otoczona Królowa Jadwiga.
Kogo kochała? Bóg - to pierwsza osoba, która przychodzi mi się na myśl. To Pana Boga
kochała miłością niezłomną, świadczy o tym m.in. ten fragment: „ Odznaczała się głęboką
pobożnością i niezmierną miłością Boga” - napisany przez jednego z polskich kronikarzy –
Jana Długosza. Dlatego też 8 czerwca 1997 roku na Błoniach Krakowskich została
kanonizowana przez Jana Pawła II. Kolejną osobą, którą obdarzyła miłością była jej córka
Elżbieta Bonifacja, która zmarła miesiąc po narodzinach. Mimo iż miłość ta trwała bardzo
krótko, to wiem, że była niesamowicie silna, bo tylko matka potrafi kochać tak bardzo
swoje dziecko.
Dlaczego Królowa Jadwiga uważana jest za jednego z najlepiej panujących
władców? Otóż nie tylko ze względu na politykę, ale przede wszystkim dzięki szacunkowi,
jakim darzyła swoich poddanych. Dzięki temu zyskała wielką sympatię wśród prostych
ludzi. Sądzę, że ona po prostu kochała ludzi.
Oklaski przerywają moją rozmowę prowadzoną w myślach ze św. Jadwigą.
Odwracam się i wraz z pocztem sztandarowym zmierzam w stronę szklanej gabloty.
Po krótkiej chwili biało - czerwoną szarfę odwieszam na haczyk i ostatni raz spoglądam
na uśmiechniętą twarz patronki mojej szkoły. Cieszę się, mimo iż wielu moich przyjaciół
ze smutnymi minami kieruje się w stronę klas. Idąc schodami prowadzącymi do sali nr 42,
nadal mam przed oczami jej łagodny, radosny wyraz twarzy. Nigdy nie spodziewałam się
tego, iż tak wiele nauczę się z jednej rozmowy. Nigdy nie sądziłam, że tak ważna będzie
dla mnie jedna konwersacja. Mogę przyznać się szczerze, że nie spodziewałam się, aby
Królowa władająca całym państwem mogła okazać się tak niesamowitą i ciepłą osobą.
Ta godzinna rozmowa pokazała mi, że szczęście to nie pieniądze, to nie dobra materialne,
ale przede wszystkim uśmiech. Udowodniła, iż miłość chociaż czasem krótka
i nieszczęśliwa jest rzeczą najpiękniejszą. Uśmiecham się raz jeszcze i wchodzę
do wypełnionej hałasem dobrze mi znanej sali.
Ida Bury kl. 2c