Nie muszę robić wrażenia na Bogu
Transkrypt
Nie muszę robić wrażenia na Bogu
ks. Bogdan Wawrzeczko teolog duchowny ewangelicki Nie muszę robić wrażenia na Bogu Jeszcze z czasów wczesnej młodości pamiętam bohaterskich muszkieterów i ich hasło: „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Piękne, jeśli chodzi o filmowe postacie, honor, wzajemną pomoc. Piękne, choć gdyby się temu bliżej przyjrzeć, to bardzo mało prawdopodobne. Oczywiście życzylibyśmy sobie, żeby wszyscy za nas ponosili takie czy inne koszty, wtedy owa zasada zdawałaby się nam całkiem dobra i praktyczna – jest przecież tak wiele oczywistych powodów, dla których owi wszyscy powinni zgadzać się na przykład na podwyżki dla mnie, wiadomo przecież, jak wygląda moja praca i jakie ma znaczenie w społeczeństwie; albo nie muszę nic robić, wszystko należy mi się przecież od państwa – przy odrobinie wyobraźni można podać jeszcze kilka przykładów z serii „wszyscy za (a może na) jednego”. Pytanie tylko, czy pierwsza część owej sentencji jest równie mile widziana? Jeden za wszystkich – może i tak, ale pod warunkiem, że chodzi o odbieranie nagród, splendor, chwałę. Generalnie jednak, jeżeli chodzi o koszty, to chcielibyśmy, aby nasza wspólnota czy przynależność nie kosztowała nic albo prawie nic. Czy nie przypomina nam to przynajmniej troszkę logiki Kalego – sympatycznego mieszkańca Czarnego Lądu z powieści Henryka Sienkiewicza W pustyni i w puszczy, który w specyficzny sposób pojmował dobro i zło? Dobre jest to, co dla mnie dobre, a złe, co dla mnie złe. Tak swoją drogą wydaje mi się, że coraz częściej uważamy takie subiektywizowanie dobra i zła za coś normalnego, nie wiedzieć tylko dlaczego nasze oburzenie wywołuje sytuacja, w której ktoś, postępując w myśl powyższej zasady, krzywdzi nas czy naszych bliskich. Zostawiam na chwilę dywagacje na temat dobra i zła, a wracam do muszkieterów i ich hasła „jeden za wszystkich”. Kiedy myślę o tym, co tak naprawdę ono oznacza, przypomina mi się nowotestamentowa nauka o Chrystusie, który, ratując 16 50! warto nas przed słusznym Bożym gniewem, oddał swoje życie za wszystkich. Co to jednak oznacza w praktyce? Powszechną możliwość zbawienia albo, prościej, życia z Bogiem. Dzięki temu, co dokonało się na Golgocie, każdy człowiek, bez względu na swoje pochodzenie, wykształcenie, ale również przeszłość, teraźniejszość i wszystkie inne różniące nas czynniki, ma możliwość pogodzenia się z Bogiem i codziennego życia z Nim. Naturalną tendencją człowieka jest szukanie Boga i chęć zaskarbienia sobie Jego przychylności. Bywa, że myślimy, że jeśli będziemy robić to czy tamto, to może Bóg będzie nam bardziej przychylny, to doceni nasze heroiczne wysiłki i okaże swoją łaskę. Kiedy jednak przyjrzymy się nauczaniu Nowego Testamentu, nie sposób nie odnaleźć prawdy o tym, że nie muszę robić wrażenia na Bogu, żeby zetknąć się z Jego łaską, bo ona już została mi okazana w Jezusie Chrystusie, bo to On, jak napisał prorok Izajasz w 53. rozdziale swojej Księgi: „nasze choroby nosił, ukarany został dla naszego zbawienia, bo wszyscy jak owce zbłądziliśmy”. Pytanie, które może się pojawić w tym momencie, brzmi: dlaczego? Dlaczego ktoś płaci tak wielką cenę za wszystkich? Dlaczego robi coś, co generalnie jest nam obce? Odniosę się do bardzo znanego fragmentu Ewangelii Jana: bo Bóg tak pokochał świat, że dał swojego jedynego syna po to, żeby każdy, kto uwierzy, mógł żyć z Bogiem wiecznie (por. Ewangelia Jana 3,16). Powodem tej ofiary nie jest więc chęć zaistnienia czy zyskania sobie zwolenników, którzy modliliby się i składali dary. (Czy Bóg jest bogatszy dzięki temu, co Mu dajemy? A może potężniejszy dzięki naszym modlitwom?) Powodem jest miłość, którą ja i ty zostaliśmy obdarzeni. Miłość Boża, która w Chrystusie zaprasza: „chodźcie do mnie wszyscy”, bo „stoję u drzwi i pukam, jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wejdę do Niego i będę z Nim”. On jeden za nas wszystkich cierpiał, abyśmy wszyscy mogli żyć dla Jednego.