„polityka historyczna” nowego prezydenta? Głos w

Transkrypt

„polityka historyczna” nowego prezydenta? Głos w
„Polityka pamięci”, „polityka historyczna” nowego prezydenta? Głos w dyskusji.
Od czasu wybrania pana Andrzeja Dudy na urząd prezydenta, jednym z często zadawanych pytań jest
to jak będzie wyglądała jego „polityka historyczna”. Wiele głosów z obozu politycznego pana
prezydenta wskazuje na to, że może być ona niestety nieudana i powielić wiele błędów, z którymi
mierzymy się od samych początków III RP. Błędne założenie brzmi moim zdaniem już w samym
wyrażeniu „polityka historyczna”.
Musze przyznać, że zgrzytam zębami jak tylko słyszę ten termin. Uważam go nie tylko za wysoce
szkodliwy, ale również za ukazujący pewne dogłębne nieporozumienia, jeśli chodzi o istotę problemu.
Historia jest nauką - nauką dążącą do możliwie jak najdalszej obiektywizacji rzeczywistości i ukazania
jej w pełnej złożoności i kompleksowości. Powinna być nauką niezależną, opierająca się na metodzie
naukowej i dążącą do prawdy we wszystkich przypadkach. Jako taka nie może być przedmiotem
polityki, musi być suwerenna i bezkompromisowa. Słysząc "polityka historyczna" widzę przed oczami
posiedzenie Biura Politycznego na którym decyduje się, który fakt historyczny jest prawdziwy
(rewolucja październikowa), a który nie (Katyń). To są standardy państw totalitarnych.
Normalne, demokratyczne państwa prowadzą politykę pamięci. Pocieszam się, że być może osoby
mówiące o "polityce historycznej" myślą tak naprawdę właśnie o "polityce pamięci", mylą tylko
pojęcia. A przecież różnica jest zasadnicza – pamięć (w odróżnieniu od historii) nie jest prawdziwa
albo fałszywa, słuszna albo niesłuszna, dobra albo zła. I co najważniejsze - pamięci jest wiele.
Niektóre z nich są - pod kątem naszych dzisiejszych standardów - naprawdę trudne (duża część
Niemców wspominała III Rzeszę pozytywnie, bo po prostu dobrze im się wtedy żyło. W mniejszej skali
ten problem dotyka także PRL-u), są też te mniej kontrowersyjne. I bardzo często kolidują one ze
sobą, wchodzą we wzajemne starcia i napięcia. I tu pojawia się rola państwa oraz jego organów
wykonawczych. W tym prezydenta.
Moim zdaniem, poprzez politykę pamięci państwo powinno:
1) pozwalać pokojowo koegzystować różnym pamięciom i dążyć do ograniczania tarć i napięć
między poszczególnymi pamięciami
2) dążyć do ograniczania napięć także między pamięciami a historią
3) wspierać i promować pamięci stojące w zgodzie z systemem wartości przyjętym przez dany
ustrój państwowy, ale z pełnym poszanowaniem dla pamięci odmiennych
4) dążyć do stworzenia możliwie inkluzywnej i szerokiej wspólnoty narodowej
Oczywiście, poza pielęgnowaniem i doglądaniem, pewna doza oceny moralnej ze strony państwa jest
niezbędna. Rzeczy hańbiące należy określać w przestrzeni publicznej mianem rzeczy hańbiącej. Ale
nie może to być nigdy i pod żadnym pozorem pretekstem do stosowania odpowiedzialności
zbiorowej i do wykluczania ludzi ze wspólnoty narodowej. Taką politykę od samego zarania III RP
stosuję się wobec osób, które aktywnie działały w obrębie PRL-owskiego aparatu państwowego i z
państwem tym się utożsamiały. Taka dyskryminacyjna polityka wyrządziła już ogromne szkody i jej
kontynuacja przez obecnego prezydenta, będzie wielką porażką. Z kolei przez ‘wspólnotę narodową’
rozumiem wspólnotę inkluzywną, która dąży do włączenia jak najszerszych grup ludności w swoje
szeregi.
Polityka pamięci nie może być też narzędziem gry politycznej. To znaczy - nie powinno się jej do tego
używać ostentacyjnie, bo w pewnym stopniu wszystkie ekipy polityczne z niej w ten sposób
korzystają.
Co poza tym? Na pewno trzeba się wyzbyć utopii o "pamięci narodowej", pamięci monopolistycznej i
jedynej słusznej. Powinniśmy dążyć do stworzenia społeczeństwa wielo-pamięciowego, które będzie
szanowało swoje różnice i odmienności. Jednocześnie musi być to uzupełniane i podpierane wiedzą
historyczną, ale rolą państwa jest zrobienie tego tak, aby ataki historii na pamięć nie były napastliwe i
nie sprawiały wrażenia zagrożenia dla pamięci. Oczywiście, historia musi być bezkompromisowa w
dążeniu do prawdy. Ale środki, jakich do tego będzie używać muszą być wyważone i dostosowane do
potrzeb społecznych.
Moim zdaniem, nie ma czegoś takiego jak zunifikowana "pamięć narodowa" chociaż mogą istnieć jej
elementy. Ale elementy pamięci narodowej nie są czymś nadanym, są czymś co trzeba wypracować
na przestrzeni lat. My nie mamy niestety żadnego takiego wydarzenia. Najbliższa temu wydaje się być
data 11 listopada, ale na pewno nie stanowi ona jeszcze elementu 'pamięci narodowej', ponieważ 1)
jest interpretowana w skrajnie odmienny sposób przez różne środowiska 2) wykorzystywana jest
politycznie. Wydarzenia takie jak uchwalenie Konstytucji 3 Maja są w ogóle marnymi kandydatami to nie było obalenie Bastylii przez lud, tylko konstrukt garstki szlachty, która była zupełnie
odseparowana od reszty społeczeństwa polskiego. Porównajmy to sobie z Rewolucją Francuską albo
Rewolucją Amerykańską. Nie wiem czy uda się nam podciągnąć 11 listopada na taki poziom, ale na
pewno będzie to trudne i będzie wymagało czasu.
--------------------------------------------Pozostaje jedynie kwestia polityki pamięci na użytek zewnętrzny i międzynarodowy. Z całą pewnością
należy zdecydowanie walczyć z kłamliwymi i nieprawdziwymi twierdzeniami o „polskich obozach
zagłady” i podchodzić spokojnie i rzeczowo do faktów prawdziwych, takich jak zbrodnia w
Jedwabnem. Nie histerycznie, ponieważ żaden spisek dążący do oczernienia Polski na świecie nam po
prostu nie grozi. Problemem są pojedyncze gafy i ignorancja pojedynczych, znaczących polityków.
Jak podchodzić do czarnych kart naszej historii, do momentów trudnych i wstydliwych? Trochę ich
mamy, tak jak każdy kraj. Czy należy w dumie swej zamiatać je pod dywan, czy też być wzorcem
moralnym dla innych narodów, który zakłada worek pokutny i bije się w piersi?
Na pewno nie należy się z tymi rzeczami obnosić, ponieważ nie czyni tego żaden kraj i wcale wielkiej
chwały to Polsce nie przynosi. Ale jeżeli będziemy te problemy negować i w ogóle omijać (jak chce
część prawicy) to one prędzej czy później wybuchną i to ze zdwojoną siłą. Tak było w przypadku
polskiego antysemityzmu – wstydliwa zasłona milczenia została brutalnie rozdarta przez świetne, ale
kontrowersyjne, publikacje Jana Tomasza Grossa. Sposób w jaki się to jednak dokonało był straszny i
karczemna awantura oraz trwały podział w społeczeństwie polskim mogą być czymś, czego nie
zaleczymy przez dekady.
Trzeba stawiać trzy kroki do przodu i jeden do tyłu. Akcentować ilość Polaków ‘Sprawiedliwych wśród
narodów świata’ oraz przypadki polskiego bohaterstwa – i zaraz potem napomknąć, że ekscesy
antysemickie tez się zdarzały. Nie dawać tego na pierwszy plan, ale tez się nie wypierać. Powoli
wprowadzać do polskiej świadomości i pozwolić się oswoić.
Co jeśli tego nie zrobimy? Sprawa i tak wybuchnie. Podobnie było z odpowiedzialnością Niemców za
nazizm czy Francuzów za Vichy. Pierwsze pokolenie Niemców po wojnie wstydliwie milczało na temat
swojej przeszłości. Ale tylko do czasu gdy dorosły ich dzieci, które w latach ’60 zaczęły wychodzić na
ulice i domagać się prawdy o przeszłości rodziców, w organizowanych przez siebie demonstracjach.
Nasze winy są po wielokroć mniejsze od win Niemców. Ale też są, tak jak u wszystkich narodów. Na
świecie coraz więcej się mówi o tym, że średniowieczny feudalizm był ustrojem pod wieloma
względami niewolniczym a więc zbrodniczym. Takie są bieżące trendy w historiografii i naświetla się
rzeczy, które wcześniej bywały na drugim planie. Czy będziemy musieli kiedyś przepraszać za I RP i
wyzysk chłopów? Wiele wskazuje na to, że tak. Od nas zależy jednak, że wyskoczymy pierwsi jak Filip
z konopi albo zostaniemy z tyłu, jako czarne owce. A może stopniowymi, umiarkowanymi krokami
zaczniemy patrzeć krytycznie na swoją historię, łącząc usprawiedliwioną dumę z bycia Polakami, z
umiejętnością uderzenia się w piersi za krzywdy, jakie dokonaliśmy? Czy jedno wyklucza drugie?
Na razie nie musimy patrzeć aż tak daleko – bieżące problemy są o wiele bardziej przyziemne. Ale
dobrze by było, gdyby Andrzej Duda przetarł szlak na przyszłość.
Mateusz Kuryła