Nr 54 Waga: Mb
Transkrypt
Nr 54 Waga: Mb
www.expressgdynski.pl YMCA GDYNIA 25 listopada 2010 r. [email protected] 5 Nr 11 (54) listopad 2010 Fotoreportaż Barbary Zienkiewicz Jesienne spotkania florystyczne Dyrektor Radosław Daruk, prezes Dorota Kitowska, wykładowca Krystyna Żelewska-Mirska i grupa florystyki Pani Ewa Łowkiel, wiceprezydent Gdyni, pogratulowała wszystkim paniom uczestniczącym w zajęciach Świecznik ozdobiony liśćmi, suszkami i połówkami pomarańczy W życiu zza kwiatów lepiej widać... Do ułożenia kompozycji można użyć warzyw z ogrodu Pani Jesień 6 25 listopada 2010 r. [email protected] www.expressgdynski.pl YMCA GDYNIA DLACZEGO WARTO… Mimozami jesień się zaczyna. Złotawa, krucha i miła... Elżbieta Wierszko Czytam właśnie „Rok w podróży. Dzienniki pasjonatki”. Frances Mayes opowiada o miejscach, które ja chciałabym zwiedzić, o krajobrazach, które próbuję sobie wyobrazić, o potrawach, na które mam apetyt. Czytam więc i czuję, że narasta we mnie złość. Wściekam się oczywiście na autorkę, że tak ciekawie wyreżyserowała swoje życie; mam pretensję do siebie za bezradność w wielu ważnych życiowych sytuacjach; złoszczę się, że pozwoliłam, by czyjaś nielojalność pokrzyżowała mi pla- ny. Przewalają się we mnie wszystkie te emocje bez opamiętania, tak, że nie wiem już, komu jeszcze mogłabym przyłożyć. I nagle nadchodzi olśnienie i niespodziewane ukojenie. W kalejdoskopie obojętnych obrazów pojawia się ten jeden, dla którego czytam książki, który odmienia mój los: Mogłabym stać na pokładzie cały dzień, gapiąc się na nieskończoność wzorów, jakie tworzy powierzchnia morza. Barwinek? Niezupełnie. Jaskrawy błękit, błyszczący jak mokra emalia, głębia błękitu… Szafir… Tak! Tyle gry światła.** Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (przepraszam za ten baśniowy ton) spływa na mnie cisza. Ależ ja nie muszę już nigdzie wyjeżdżać! Wystarczy, że wyjdę na próg domu i zbiorę, nie mające sobie równych, wszystkie barwy jesiennego ogrodu, bo jak mówi poeta: „Barwy ze słońca są. A ono nie ma/Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie./I cała ziemia jest niby poemat,/ A słońce nad nią przedstawia artystę.”*** Nie będę tracić czasu na zazdrość, nie zmarnuję energii na niepotrzebne swary, przestanę się wściekać! Ileż radości czerpać można z chwytania chwil, rejestrowania wzruszeń, kolekcjonowania wspomnień! Z drugiej strony (że też zawsze są jakieś strony!), człowiek zastanawia się nad swoją skończonością, uświadamiając sobie bezmiar nieskończoności, a wtedy nieodmiennie pojawia się pytanie o ostateczny sens życia. Czy Marii Konopnickiej takie rozważania spędzały sen z oczu? Na pewno. Zanim poetka zaczę- ła odnosić sukcesy i zarabiać pieniądze jako autorka wierszy, opowiadań i artykułów, szarpała się i zapracowywała, by zapewnić sześciorgu dzieciom byt i wykształcenie. Na rozwój wewnętrzny i samorealizację twórczą pozostawały wieczory i noce. Na co dzień bywała krucha i niepewna, ale nigdy nie miała wątpliwości, gdy podejmowała walkę o równouprawnienie kobiet, zmianę porządku świata i głosiła poglądy poparte odważnymi czynami w obronie krzywdzonych. Troskliwa i kochająca matka manifestu- Wdzięk i urok milczenia czuję i pojmuję”* jąca swoją niezależność finansową (!) i artystyczną, być może wspierałaby współczesne feministki. Bo prawdę mówiąc, niewiele trzeba, by okrzyknięto cię feministką: wystarczy nie pozwolić sobą pomiatać! Tymczasem w setną rocznicę urodzin Marii Konopnickiej wciąż pamięta się, że porzuciła męża, ‘uroczego’ utracjusza i lekkoducha. A więc jednak! Powróciły, jak to się dzisiaj mówi, negatywne emocje, które będą zakłócały pozytywne wibracje. Dlatego odejdę od komputera, skończę uspokajające prasowanie chłopięcych koszulek, przeczytam coś, może pójdę do kina? I może w posadach / Ziemi nie poruszę/Ale tak się składa/ Że już nic nie muszę!”* Warto o tym pamiętać! * G. Szałkowska/ **F. Mayes, Rok w podróży / *** Miłosz Barwy ze słońca są. A ono nie ma/Żadnej osobnej barwy, bo ma wszystkie./I cała ziemia jest niby poemat,/ A słońce nad nią przedstawia artystę W DOMOWYM ZACISZU Jesienne smuteczki? Czy jest jakaś rada na jesienne smuteczki? Pewnie nie, gdyż od melancholii, refleksji nad przemijaniem w pewnym wieku nie sposób uciec, a listopadowe wieczory są coraz dłuższe. Zimno, ciemno, nie chce się wychodzić z domu, nawet do kina czy do teatru. Siedzimy sobie więc w domowym zaciszu i myślimy usprawiedliwiająco, że wybierzemy się tam …kiedyś. Ponadto liczymy na to, że zawsze możemy obejrzeć coś ciekawego w telewizji. Zresztą podobne myśli mają nasze koleżanki, ewentualne towarzyszki wieczornych wypraw „na miasto”.. Zniechęca nas do tego typu prób nie tylko jesienna aura, lenistwo, ale także brak poczucia bezpieczeństwa. Postanowiłam to wszystko przełamać i w piątkowy wieczór wybrałam się do sopockiego Multikina na film pt. The social Network” Dawida Finchera. W Gdyni tego filmu już nie grali, zresztą wszystkie wartościowe filmy mają tu krótki żywot. Film opowiada historię powstania portalu społecznościowego Facebook, który reklamuje obecnie w Internecie, że „pomaga swoim użytkownikom kontaktować się z innymi osobami i udostępnia im różne informacje”, a głównym bohaterem jest jego twórca Mark Zuckerberg, grany znakomicie przez Jesse Eisenberga. Tłem akcji filmu jest obraz życia studenckiego w USA, jakże różny od tego, co zapamiętałam jako studentka polonistyki UAM w Poznaniu w latach. 1965 – 1970. Zawsze fascynowało mnie porównywanie polskich realiów kształcenia z kształceniem w innych krajach. Na filmie zajęcia w Harvardzie, pokazane migawkowo, odbywają się w małych grupkach, w pełnych zieleni campusach. Życie studenckie to także czynne uprawianie sportu, traktowane z całą powagą przez władze uniwersytetu i miasta. Zawody wioślarskie zyskują rangę ważnego wydarzenia towarzyskiego, którym entuzjazmuje się całe środowisko, a zwycięzcy stają się przedmiotem westchnień studentek. Uderzająca jest swoboda obyczajów i strojów. Studenci spędzają czas wolny w pubach przy ogłuszającej muzyce. Marzą o sławie, sukcesie. Ważną rolę w ich życiu spełnia internet. Główny bohater filmu nie uczestniczy w zajęciach i życiu studenckim. Swoich profesorów ignoruje, publicznie ocenia jako ludzi , którzy niczego nie wymyślili i nie wymyślą. Całe dnie i noce siedzi w pokoju w akademiku przy komputerze, nie ma zbyt wielu znajomych. Nie potrafi zdobyć dziewczyny ani przyjaciół, bo wszystko podporządkował bezwzględnej walce o sukces. W 2003 r. włamuje się do uniwersyteckiej sieci komputerowej, umieszcza w internecie zdjęcia swoich koleżanek, studentek Harvardu, i poddaje publicznej ocenie ich urodę. Przynosi mu to sławę w środowisku studenckim i skłania do dalszej pracy. Zukerberg jest wyjątkowo inteligentny, genialny, ale pozbawiony inteligencji emocjonalnej; ma kompleksy, ale umie bez skrupułów posługiwać się ludźmi; wykorzystuje ich pieniądze, wiedzę, pomysły, ale nie chce się dobrowolnie z nikim dzielić zarobionymi milionami. Zdobywa ogromny majątek w wieku 23 lat. Tak twórca portalu Facebook o globalnym zasięgu zrewolucjonizował internet, zmienił losy świata. Ostatnia scena filmu przedstawia bohatera daremnie oczekującego na odpowiedź od ukochanej dziewczyny. Samotny człowiek, pierwszy na liście najbogatszych ludzi świata. Jako przedstawiciel młodego pokolenia w niczym nie przypomina moich kole- gów z czasów studiów. Film, choć ma charakter dokumentu, ogląda się w napięciu, jak thriller, ma świetne dialogi, pełne humoru. Bardzo to pouczający film – o trudnych relacjach między młodymi ludźmi, bez miłości i przyjaźni. Czy można za tym nadążyć? Miałam o czym myśleć przez następne dni. Na przykład, czy chciałabym, by któryś z moich synów był geniuszem, miliarderem, jaka jest tego cena? Jak to się dzieje, że współcześni młodzi ludzie nie umieją z sobą rozmawiać, że muszą w internecie szukać znajomych, przyjaciół, kandydatów na żonę, męża. My poznawaliśmy się, także studentów z innych uczelni, na rajdach, w czasie wakacyjnych obozów studenckich, podczas pochodów pierwszomajowych. I nie było wtedy komórek! Uświadomiłam sobie, że świat pomknął do przodu – rewolucja techniczna przez moje pokolenie trudna jest do ogarnięcia, a Film, choć ma charakter dokumentu, ogląda się w napięciu, jak thriller, ma świetne dialogi, pełne humoru Redaktor naczelna: Dorota Kitowska Redaktor prowadzący: Radosław Daruk Kolegium redakcyjne: Dorota Kitowska, Radosław Daruk, Gabriela Kurpisz-Kasprzak, Elżbieta Wierszko Opracowanie tekstów i korekta: Gabriela Kurpisz-Kasprzak, Elżbieta Wierszko Redakcja techniczna, skład i łamanie: Łukasz Bieszke Zespół redakcyjny: Gabriela Kurpisz-Kasprzak, Kazimierz Krzyżak, Halina Młyńczak, Ewa Przybyłowska, Elżbieta Wierszko Adres redakcji: Ognisko ZMCh „POLSKA YMCA” w Gdyni, 81-346 Gdynia, ul. Żeromskiego 26 Kontakt: tel. 58 620–31–15, 621-78-42 tu jeszcze tyle problemów, dotyczących przecież także nas. Wszak żyjemy nie na bezludnej wyspie, ale w rodzinie, w społeczeństwie. Czy możemy odegrać tu jeszcze jakąś pozytywną rolę? W drodze powrotnej zachwyciłam się nocnym Sopotem. Pięknie oświetlony deptak na Monte Cassino był prawie pusty, ale w kawiarniach jeszcze byli goście. Zimno, nieliczni spacerowicze spoglądali na siebie życzliwie. W otwartym sklepie na rogu kupiłam mandarynki i wróciłam do domu. Warto było opuścić domowe pielesze, by odczuć przyjemność powrotu w znajome kąty z nowymi myślami. Codzienny rytuał zasiadania przed telewizorem, możliwość biegania po kanałach utrudniają wrażliwy i głębszy odbiór dzieł sztuki. Po raz kolejny postanowiłam także codziennie spacerować przed snem. Może za miesiąc znowu opowiem o swojej nowej intelektualnej przygodzie? Ewa Przybyłowska, wykładowca Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w gdyńskiej YMCA e–mail: [email protected] Redakcja zastrzega się sobie prawo do skrótów i opracowań tekstów. YMCA GDYNIA www.expressgdynski.pl 25 listopada 2010 r. [email protected] 7 GOŚĆ MIESIĄCA Niektórzy rodzą się wielkimi, inni wielkość osiągają, jeszcze innym wielkość sama się narzuca W cyklu Nasz Gość listopadowe „De Novo” przedstawia z prawdziwą przyjemnością aktora Teatru Miejskiego w Gdyni Pana MARIUSZA ŻARNECKIEGO. Pochodzi z południa Polski. Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Grał znaczące role w Teatrze Starym. Od nazwisk ludzi, z którymi współpracował, kręci mi się w głowie, a zielenieję z zazdrości , gdy słyszę, że na żywo widział Kantora i jego „Umarłą klasę”! Po Krakowie był Teatr im. Jaracza w Łodzi, a następnie świadomie wybrana Gdynia i Teatr Muzyczny, ale również Studium AktorskoWokalne, w którym realizował się jako pedagog. W Teatrze Miejskim w Gdyni jest od 1992 roku. Pamiętam wiele z imponujących kreacji Pana Mariusza, jego role komediowe i kabaretowe, gombrowiczowskie i dramatyczne. To aktor, który łączy precyzyjne wykonanie zadań aktorskich ze swobodą i lekkością, a mistrzowskiemu opanowaniu rzemiosła i świadomemu stosowaniu środków towarzyszy naturalność, dzięki której grane przez Niego postaci są żywe, organiczne i pełne niespodzianek. Nie uchroniłam się przed zadaniem pytania z serii pytań standardowych, dociekając przyczyn, dla których podejmuje się decyzję o wyborze zawodu aktora. Wiem, że niektórzy już rodzą się z jakąś misją do spełnienia, drzemiącą w podświadomości i czekającą na właściwy moment. Przekonałam się jednak, że pasję się dziedziczy – po rodzicach, nauczycielach lub mentorach. „W szkole bawiłem się w teatr. I miałem szczęście do ciekawych ludzi.”- mówi Pan Żarnecki. Po prostu! Kiedy aktor wychodzi na scenę, widz musi mieć pewność, że uszanowana zostanie jego wrażliwość. Nawet jeśli trzeba będzie wystawić ją na próbę, potrząsając przyzwyczajeniami, zaściankowością lub dulszczyzną. Dlatego tak ważna jest w teatrze (i w życiu) odpowiedzialność to obowiązek będący konsekwencją poczynań aktora. Tylko w ten sposób jawi się tak ważna w sztuce teatralnej wiarygodność. Bo TEATR musi być dla ludzi! Kiedy słowa w sztuce poczynają biec/ jak chmury złote, które wiatr wiosenny goni** zachodzi niemożliwy do nazwania, elektryzujący proces komunikacji między aktorem i widzem, że aż zachwycona widownia powstaje z miejsc.** Rozmawiamy także o emocjach, które aktor musi zapisać w scenariuszu pracy nad sztuką. Aktorstwo – mówi Pan Żarnecki – to umiejętność gotowości rozumianej zarówno jako stan należytego przygotowania do działania artystycznego, wykreowania wszystkich niuansów postaci, którą się gra, jak i zdolność przywoływania pamięci, a także zdecydowanie w podejmowaniu decyzji. W teatrze bowiem doświadczenia ludzkie trzeba ciągle od nowa przedstawiać i podawać do przeżywania innym jako żywe doświadczenie ludzkie, fizycznie obecne. I chociaż wszystko jest ważne: tekst, dekoracja, światło, muzyka, kostiumy, maski - to wszystko staje się nieważne, gdy nie ma porozumienia, fluidów, magii … między aktorem a publicznością. Jesteśmy zgodni w twierdzeniu, że teatr odgrywa niepowtarzalną rolę w kulturze. Od greckich początków pełnił zaszczytną funkcję polaryzatora poglądów; wpływał na filozofię życia i decydował o życiu na co dzień; zabierał głos zarówno w sprawie ludzkiego sumienia, jak i w ważnych debatach narodowych, społecznych i politycznych. Dzisiaj ważne jest, by wrócić do idei teatru, który uczy, wychowuje, śmieszy, bawi i rozczula. Tak, by bez podlizywania się widzowi, zainteresować go spektaklem. Równie istotne, moim zdaniem, wręcz niezbędne jest przygotowanie do odbioru sztuki teatru i rozsmakowanie w przeżyciu teatralnym. Pan Mariusz Żarnecki aktywnie uczestniczy w edukacji teatralnej trójmiejskiej młodzieży. Od lat prowadzi warsztaty teatralne w Teatrze Miejskim w ramach projektu „Scena 138”. Jest admiratorem przeglądów teatrów szkolnych, docenia ich wpływ na kształtowanie wrażliwości teatralnej młodego pokolenia, może przyszłych twórców, może bywalców teatru. Obecnie uczy także retoryki i wiedzy o kulturze w Zespole Szkół Katolickich w Gdyni. Gdynianie znają Go z udziału w akcjach charytatywnych, a teraz, jako wolontariusz gdyńskiej YMCA, bierze udział w przedsięwzięciu Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w ramach projektu pod hasłem „Przeciwdziałamy przemocy w rodzinie”. I oto 9 listopada 2010 roku w budynku YMCA przy ulicy Żeromskiego, w małej salce z dwoma rzędami szkolnych ławek, młodzi uczniowie szkół podstawowych i gimnazjalnych uczestniczyli w spotkaniu, które ma ich zaprowadzić na deski TEATRU MIEJSKIEGO. Trwają przygotowania do inscenizacji pięciominutowej scenki „W moim bezpiecznym domu” (ramach projektu: Przeciwdziałamy przemocy w rodzinie). Aktorzy amatorzy opowiedzą o złych i dobrych relacjach w rodzinie; pokażą, co dzieje się w dwóch domach borykających się z problemami przemocy, bezsilności, obojętności. Wszystko rozgrywać się będzie poza słowem, w teatrze cieni, a wymowność i wyrazistość przesłania widzowie – uczestnicy konferencji – odczytywać będą z emocji, gestów, ruchu ciała. Wykorzystywanie naturalnych skłonności młodych aktorów do aktywności i spontaniczności, wymodelowanie takich umiejętności i zachowań, które wynikają z ich zabaw i codziennych czynności, stworzenie z tych składników spektaklu - to właśnie zadanie Pana Mariusza Żarneckiego. Patrzyłam z podziwem, jak w ciągu kilku minut przekonał niepokornych do idei zagrania trudnych ról wynikających z bycia w rodzinie. Proszę mi wierzyć, niełatwo zaprzyjaźnić się z nastolatkami, jeszcze trudniej sprawić, żeby sami z siebie występowali z inicjatywą, ale wprost niewiarygodne, żeby skomplikowane pojęcie znaku w teatrze przedstawić jako naturalną konsekwencję przestrzeni teatralnej, w której trzeba będzie się poruszać. Koniec spektaklu – naprawdę podniosłe jest opadanie kurtyny/ i to, co widać jeszcze w niskiej szparze:/ tu oto jedna ręka po kwiat spiesznie sięga,/ tam druga chwyta upuszczony miecz/. Dopiero wtedy trzecia, niewidzialna,/spełnia swoją powinność:/ŚCISKA MNIE ZA GARDŁO.*** Oby pięciominutowa teatralna scenka „W moim bezpiecznym domu” dostarczyła tak silnych wzruszeń reżyserowi, aktorom i widzom. Elżbieta Wierszko *S. Wyspiański, Studium o „Hamlecie” **K. I. Gałczyński, Rozmowa z aktorem ***W. Szymborska, Wrażenia z teatru „W szkole bawiłem się w teatr. I miałem szczęście do ciekawych ludzi.”mówi Pan Żarnecki. Po prostu! „To nie są błazny (…),/ lecz ludzie, których na to powołano, by biorąc na się maskę i udanie,/ mówili prawdy wiecznej przykazanie. Na co stać kogo, tajemnic tych sięga;/wieczna w tym siła, groza i potęga”* 8 25 listopada 2010 r. [email protected] www.expressgdynski.pl YMCA GDYNIA Samotny i niespokojny świat poety Gabriela Kurpisz -Kasprzak wykładowca Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w gdyńskiej YMCA Wielkie wrażenie wywarła na nas wszystkich samobójcza śmierć Lechonia. Przed jego pogrzebem czworo pisarzy (z innymi jakoby nie zdążono się porozumieć): Parandowski, Słonimski, Jastrun i ja – wysłaliśmy do ambasady w Nowym Yorku prośbę o wieniec dla Lechonia z napisem: „Wielkiemu poecie – przyjaciele z Warszawy”. – napisała Maria Dąbrowska. Są skoki w dół finalne, na bruk, są skoki w górę lekkie, jak obłok i cienie. Ten samobójczy skok Lechonia z 14 piętra nowojorskiego hotelu „Henry Hudson” na bruk (8 czerwca 1956 r.) był rozrachunkiem z samym sobą. Rozrachunkiem z rozpaczą, pustką i samotnością: Z łez wylanych ukradkiem, o których nikt nie wie,. Ze wszystkiego, com kochał - zostanie nie więcej/ Niż imię, scyzorykiem wyryte na drzewie. /Więc czegom nie powiedział - niech będzie ukryte, / Mych listów i pamiątek niech spłonie stos cały! Cudowne dziecko. Debiutował Jan Lechoń (naprawdę nazywał się Leszek Serafinowicz) w wieku zaledwie 13 lat(!). Pisał wiersze między wyprawami, nierzadko w „dyżurnych” butach (bracia Serafinowicze „mieli jedną parę butów na dwie osoby”) do miejskiej garkuchni (rodzina borykała się z ogromnymi kłopotami finansowymi). Wszystkie ukazały się kilkanaście lat później w tomiku Karmazynowy poemat. Było ich zaledwie ... siedem, wszystkie fascynujące, olśniewające i zachwycające, zwłaszcza ten o Maurycym Mochnackim, koncertującym we francuskim Metzu, utrzymany w stylu mickiewiczowskiego koncertu Jankiela. „Powtarzany na (...) wieczorach poetyckich w Warszawie budził za każdym razem taki sam dreszcz wśród słuchaczy, jak ten, co w wierszu szedł po sali słuchającej koncertu. W wolnej Polsce – najważniejszy z ważnych poetów Skamandra, pełen werwy, olśniewający Skamandryta, stały bywalec warszawskiej kawiarni poetyckiej „Pod Picadorem”, także piszący w miesięczniku młodzieży akademickiej Uniwersytetu Warszawskiego „Pro arte et studio” (z łac. ‘w obronie sztuki i nauki’) W obronie poezji traktuje programowy tekst poety: Poezja, której nie będzie i poezja idąca Poeta pesymizmu, miłości i śmierci, szczególnie w bardzo osobistych wierszach w tomiku: Srebrne i czarne, jawiących się w barwach ceremonii pogrzebowych i nostalgicznej refleksji, bo jedno wiemy tylko. / I nic się nie zmienia./Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci. Poeta klasyk – W całej polskiej poezji współczesnej jego [Lechonia] kryształowy, zimny wers wydaje się zbliżać najbardziej do klasycznego rygoru – napisał w The History of Polish Literature Czesław Miłosz. Poeta osobistego dramatu, niepokoju, obsesji i samotności. Modlę się całą duszą na kolanach, abym wyszedł z tej straszliwej samotności. Prowadził z podziwu godną pedantycznością Dziennik (w psychoanalizie dziennik bywa formą terapii). W bardzo osobistych zapiskach stworzył dokument emigracyjnego życia (szczególnie pobyt w Nowym Jorku), niestety pełen goryczy i smutnych refleksji i przejmujący jak w Rozmowie z Aniołem: Dziś we śnie mnie nawiedził anioł polskiej doli/ I płakał, szumiąc w mroku skrzydłami srebrnemi,/ Jak gdyby chciał powiedzieć: Umierasz powoli/Samotny, tak daleko od rodzinnej ziemi. To swoisty dokument prawdy o poecie. O poecie osamotnionym w walce z pojawiającymi się znienacka depresjami, nasilającymi stanami nerwicy, a nade wszystko osaczonym katastroficzną wizją śmierci na obcej ziemi osnutej wokół bólu istnienia oraz miłości i śmier- ci, wokół jakichś demonów wewnątrz. Ten wewnętrzny dramat poety rozgrywa się na oczach ludzi, lecz wszystko w milczeniu. To osobliwy dziennik konfesyjny, pisany codziennie, nieomal reżimowo, nawet pod koniec życia z ogromnym już trudem. Ostatni zapis w Dzienniku pojawił się 30 maja 1956 r., na tydzień przed śmiercią: Można zawsze znaleźć w swej inteligencji, woli, sercu coś, co pomoże nam w walce z życiem, ludźmi. Ale na walkę z sobą – jest tylko modlitwa. Poeta niezwykłej osobowości i sprzeczności. Na przedmieściach Warszawy w maleńkim mieszkaniu na Przyrynku nr 4 raz w roku młodziutki Lechoń przyjmował na spotkaniach towarzysko-literackich znakomitych gości i tak czarował sobą że wyprawa do jego domu (...) wydawała się warta fatygi. A poeta? Poeta był jakby w innym świecie. Zachwycał się tymi, którzy akurat byli na świeczniku, również tymi, którzy byli w ogóle publiczni – może to przypisywany mu nienasycony głód snobizmu. Może... Późniejszy „wielki świat”, bale, rauty przyjęcia i szczytne cnoty, dla których gwarny świat nas chwali,/ Czyny, których przykładem przyszłość ma się ćwiczyć,/ I nasz honor kamienny, i wola ze stali – były desperacką próbą ucieczki poety od samego siebie, od dręczącego go skrajnego pesymizmu i na wskroś skonfliktowanej osobowości. Mistrzowsko skrywał rozdarcie swej niespokojnej duszy, nieusposobiony do rozmowy w gronie przyjaciół ratował się ...anegdotami. Znał ich mnóstwo, zbierał je i lubił. Grał perfekcyjnie. O tej jedynej w swoim rodzaju „grze” napisał w Dzienniku tak: Na wierzchu spokój, opanowanie, nawet dowcip (...) ale w środku bunt, szaleństwo(...)Trzymać się udawać do końca – w nadziei, że Bóg mnie uspokoi i pozwoli być sobą i mieć twarz, jaką trzeba, dla ludzi. Bóg pozwolił i pozwala nam cenić i wielbić może dziś jakby zapomnianego poetę. Mówią mi: „Nic nie wskrzesi czasu co przeżyty, Wkrótce o nim i pamięć wśród młodych się zatrze. Zabieraj sobie swoje stare rekwizyty, Bo nową będą grali sztukę na teatrze”. Cóż robić? Trzeba upić ambrozji się flachą, Co jeszcze mi została z młodzieńczych bankietów. Wychodzę z różą w ręku, z księżycem pod pachą. A resztę pozostawiam dla nowych poetów. Jan Lechoń Poeta niemodny 19 Finał WOŚP już w styczniu Siema! Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy po raz dziewiętnasty zagra na całym świecie. Tematem 19 Finału jest pomoc dzieciom z chorobami urologicznymi i nefrologicznymi. W Polsce jest kilkanaście centrów urologii i nefrologii dziecięcej z doskonałą kadrą, ale nie są one dostatecznie wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt potrzebny do diagnostyki i leczenia dzieci. Dlatego 9 stycznia 2011 roku chcemy zebrać pieniądze na zakup niezbędnego sprzętu. Ognisko ZMCh „Polska YMCA” w Gdyni od samego początku gra w Orkiestrze Jurka Owsiaka. Jako SZTAB Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy koordynujemy pracę ponad 1000 wolontariuszy. Wspólnie z Regionalnym Centrum Wolontariatu w Gdańsku organizujemy dwie duże imprezy: w Gdyni w siedzibie YMCA oraz w Gdańsku na Długim Targu. Koordynujemy i wspieramy też imprezy organizowane w szkołach, domach kultury i klubach osiedlowych. Efekty prowadzonej od dziewiętnastu lat akcji widać w całej Polsce. Transparentność rozliczeń prowadzonych przez Fundację WOŚP gwarantuje, że środki zebrane podczas finałówwykorzystywane są tak, aby jak najlepiej służyły dzieciom. Najprostszą formą wsparcia jest darowizna, wrzucenie kilku złotych do puszki lub wpłata na konto fundacji. Można też zostać wolontariuszem i kwestować . W tym celu należy zgłosić się do naszego Sztabu przez Internet. Szczegóły na stronie www.gdynia.ymca.pl/ wosp2011. Czekamy na Was! Zapraszamy do współpracy także szkoły! YMCA GDYNIA www.expressgdynski.pl 25 listopada 2010 r. [email protected] 9 OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Emilia Plater – symbolem bohaterstwa polskich kobiet Jest w Polsce i na świecie wiele szkół i drużyn harcerskich, którym patronuje Emilia Plater. Jej imieniem nazwano ulice w Sopocie i Gdańsku. Niestety, w Gdyni tej bohaterskiej niewiasty nie uczczono! Zapewne w przedwojennej Polsce nie zdążono, a w czasach PRL-u ówczesnym władzom w Gdyni nie leżało przypominanie niepodległościowych zmagań Polaków z rosyjskim zaborcą. Był to czas dominacji dobrodziejów proletariatu: Janka Krasickiego, Juliana Marchlewskiego, Feliksa Dzierżyńskiego, Marcelego Nowotki i Róży Luksemburg. Szczęśliwie te antypolskie postacie od lat wielu już nie figurują na ulicach naszego miasta. Ulicę Róży Luksemburg przemianowano na gen. Józefa Hallera; dzielnicę Gdyni ze Wzgórza Marcelego Nowotki uchwałą Rady Miasta i zgodnie z wolą mieszkańców nazwano Wzgórzem św. Maksymiliana. Mamy także w Gdyni ulice poświęcone glorii powstań. Zarówno Powstanie Listopadowe, jak i późniejsze Powstanie Styczniowe oraz wiele kolejnych zrywów narodowowyzwoleńczych doprowadziły w 1918 roku do powrotu Rzeczypospolitej na mapy Europy. Właśnie nocą 29 listopada wybije okrągła, 180. rocznica, gdy młodzież z elitarnej szkoły Podchorążych Królestwa Polskiego w Warszawie pod dowództwem Piotra Wysokiego zbrojnie ruszyła na Belweder, by zdetronizować carskiego namiestnika, wielkiego księcia Konstantego, i zapalić naród polski do walki o niepodległy byt państwowy. Powstanie ogarnęło cały zabór rosyjski. Stoczono krwawe walki z regularną, potężną armią carską pod dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza i gen. Iwana Paskiewicza. Obaj mieli niemieckie arystokratyczne pochodzenie. Lecz próżno władze powstańcze zabiegały w Paryżu i Londynie o międzynarodowe poparcie wolnościowego zrywu. Niestety! Rządy Francji i Wielkiej Brytanii uznały Powstanie Listopadowe za wewnętrzną sprawę imperium rosyjskiego, a Prusy zamknęły swe granice i zabroniły wwozu broni do Królestwa. Austria, łudząc Polaków pozorną „życzliwością”, pilnie strzegła, aby powstanie nie przerzuciło się na ziemie przez nią zagarnięte podczas rozbiorów. Po dziesięciomiesięcznych, krwawych zmaganiach powstanie upadło. Na powstańców spadły ciężkie represje: wyroki śmierci, wieloletnia katorga na Sybirze, pozbawienie majątków i szlachectwa. Szczęśliwcem był ten, kto wyrwał się na emigracyjną tułaczkę do krajów zachodnich. Mój pradziad, szesnastoletni Karol Szpilewski, szlachcic herbu Ostrogski, młodociany uczestnik powstania, wyrokiem Sądu w Mińsku Litewskim pozbawiony został prawa do nauki oraz odebrano mu status szlachcica i zdegradowano do stanu mieszczanina. Majątek rodziców wystawiono na licytację, a ich samych wydalono do mohilowskiej guberni. Rodzinne kroniki nie odnotowały, czy mój pradziad był w oddziałach partyzanckich Emilii Plater. Ta polska Joanna d’Arc (!) na wiadomość o wybuchu w Warszawie powstania, przywdziała męski strój żołnierski i na obszarach Żmudzi i Litwy sformowała oddziały partyzanckie, początkowo liczące 280 strzelców, kilkuset chłopów kosynierów i 60 kawalerzystów. Do oddziałów przybywali kolejni liczni ochotnicy, pragnący walczyć pod polskimi sztandarami. Platerówna za dzielność w dowodzeniu i odwagę na polu walki została mianowana przez gen. Dezyderego Chłapowskiego kapitanem, a równocześnie ustanowiona dowódcą 25 Pułku Piechoty Liniowej. Niestety. Powstanie końcem 1831 roku dogorywało. Gdy gen. Chłapowski zrezygnował z dalszej walki, wycofując się z żołnierzami do Prus, bohaterska Emilia Plater zdecydowała walczyć w szeregach powstańczych nadal. Z przyjaciółką i kuzynem żmudnie przedzierali się ku Warszawie. Jednakże pokonała ją choroba. Zmarła 23 grudnia 1831r. w wieku zaledwie 25 lat. Została pochowana na cmentarzu katolickim w małej miejscowości, w Kopciowie koło Sejn na Litwie i ma tam dotąd swą mogiłkę i pomnik. Cześć Jej pamięci! Urodziła się 13 listopada 1806 roku w Wilnie. Otrzymała staranne wykształcenie humanistyczne. Pisała wiersze, pięknie śpiewała i rysowała, pasjonowała się ideą Filomatów i Filaretów. Posługiwała się biegle trzema obcymi językami. Uprawiała fechtunek, konną jazdę, myślistwo, Pochodziła z patriotycznego hrabiowskiego dworu, lecz dolę ówczesnego chłopa pańszczyźnianego uznawała za społecznie niesprawiedliwą. Optyczny wizerunek Emilii przekazał w pamiętnikach Ignacy Domeyko, przyjaciel Mickiewicza. Emilia była (…)”niskiej urody, blada, niepiękna, ale okrągłej, przyjemnej, sympatycznej twarzy, błękitnych oczu, kształtnej, ale niesilnej budowy; była poważną, bardziej surową, niż ujmującą w obejściu się, mało mówiąca i spojrzeniem nakazująca dla siebie należne względy i przyzwoitość”. Sceneria z ostatnich chwil życia Emilii Plater, ukazana przez Mickiewicza w wierszu „Śmierć Pułkownika”, jest fikcją literacką. W rzeczywistości zmarła nie w „chatce leśnika”, lecz pieczołowicie pielęgnowana w patriotycznym dworze arystokratycznym w Justynowie, pod zakonspirowanym nazwiskiem „bony Korawińskiej”. Postać Emilii Plater rozsławiona przez literaturę emigracyjną stała się symbolem bohaterstwa polskich kobiet, walczących z narażeniem o Honor i Ojczyznę. Halina Młyńczak W głuchej puszczy, przed chatką leśnika, Rota strzelców stanęła zielona; A u wrót stoi straż Pułkownika, Tam w izdebce Pułkownik ich kona. Z wiosek zbiegły się tłumy wieśniacze, Wódz to był wielkiej mocy i sławy, Kiedy po nim lud prosty tak płacze I o zdrowie tak pyta ciekawy. Kazał konia Pułkownik kulbaczyć, Konia w każdej sławnego potrzebie; Chce go jeszcze przed śmiercią obaczyć, Kazał przywieść do izby - do siebie. Kazał przynieść swój mundur strzelecki, Swój kordelas i pas, i ładunki; Stary żołnierz - on chce jak Czarniecki. Umierając, swe żegnać rynsztunki. A gdy konia już z izby wywiedli, Potem do niej wszedł ksiądz z Panem Bogiem; I żołnierze od żalu pobledli. A lud modlił się klęcząc przed progiem. Nawet starzy Kościuszki żołnierze, Tyle krwi swej i cudzej wylali, Łzy ni jednej - a teraz płakali I mówili z księżami pacierze. Z rannym świtem dzwoniono w kaplicy; Już przed chatą nie było żołnierza, Bo już Moskal był w tej okolicy. Przyszedł lud widzieć zwłoki rycerza, Na pastuszym tapczanie on leży W ręku krzyż, w głowach siodło i burka, A u boku kordelas, dwururka. Lecz ten wódz, choć w żołnierskiej odzieży, Jakie piękne dziewicze ma lica? Jaką pierś? - Ach, to była dziewica, To Litwinka, dziewica-bohater, Wódz Powstańców - Emilija Plater! Adam Mickiewicz Śmierć Pułkownika 10 25 listopada 2010 r. [email protected] www.expressgdynski.pl YMCA GDYNIA Dek sesa renkonto kun Esperanto Saluton! Przyrostek ig: oznacza czynić czymś, wprowadzać kogoś w jakiś stan, powodować jakąś czynność, skłaniać do czegoś, np: devi - musieć; devigi zmuszać; bela - piękny; beligi - upiększyć; ruino - ruina; ruinigi - zrujnować; pendi wisieć; pendigi - powiesić. Przyrostek iĝ: - oznacza stawać się czymś, wprowadzać się w jakiś stan, znaleźć się w jakiejś sytuacji, np: ruiniĝi - zrujnować się; beliĝi - wypięknieć; finiĝi - skończyć się; riĉiĝi - wzbogacić się; sidiĝi - usiąść. Przyrostek uniwersalny um: - używany jest, gdy żaden inny nie nadaje się do zastosowania, np: kolo - szyja; kolumo - kołnierz; mano - ręka; manumo - mankiet; plena - pełny; plenumi - spełniać; buŝo - usta; buŝumo kaganiec; mastro - gospodarz; mastrumi - gospodarzyć. Pozostałe przyrostki i przedrostki: Zdrobnienie imion męskich - ĉj, np: Marko - Marĉjo Mareczek; Zdrobnienie imion żeńskich - nj, np: Eva, Evo - Enjo Ewunia; Obrzydzenie z powodu wyglądu, woni - aĉ, np: domo - domaĉo - rudera Obsada, pochwa - ing, np: kandelo - kandelingo świecznik; Subiektywna pogarda - fi, np: homo - fihomo - podlec; Roz - dis, np: doni - disdoni - rozdać; ĵeti - disĵeti - rozrzucić. Partykuła ajn: - oznacza nieokreśloność osób, rzeczy, miejsca i tłumaczy się jak „kolwiek”, np: iu ajn - ktokolwiek; io ajn - cokolwiek; ie ajn - gdziekolwiek. Vortoj: agi – działać antaǔ ol – zanim briko - cegła des pli - tym bardziej digno – godność reprezenti - reprezentować grava – ważny ie – gdzieś ju pli - im więcej kondukt - prowadzić kongreso - kongres konsili - radzić konsilo - rada ligi - łączyć memori - pamiętać nobla – szlachetny perfekta - doskonały perilo - pośrednik praktyka – praktyczny progreso – postęp rememori – wspominać renkonti - spotkać rilato - związek simbolo - symbol Tabela przyimków al - do, ku anstataŭ - zamiast antaŭ - przed apud - obok ĉe - przy, u ĉikaŭ - dookoła, w okół da - /ilościowy/ de - od, przez dum - podczas ekster - z zewnątrz el - z /czegoś/ en - do, w ĝis - do, aż do inter - między je - /nieokreślony/ kontraŭ - przeciw krom - prócz, oprócz kun - z /kim, czym/ laŭ - według, wzdłuż malantaǔ - za, poza malgraŭ - mimo, pomimo per - przez, za pomocą po - po por - dla, za post - po, poza, za preter - obok, mimo pri - o pro - z powodu sen - bez sub - pod super - nad, ponad sur - na tra - przez /wskroś/ trans – przez (ponad). za, poza tro - zbyt Iomete pri YMCA: - La multjara gvidanto de YMCA - John Raleigh Mott ricevis en la jaro 1946 Nobelpacpremion, por agado ligita kun plifirmigo de internaciaj kristanaj studentaj organizoj. kies la celo estis pacpromocio en la mondo. Kanzono: - na melodię: - W poniedziałek rano kosił ojciec siano ... Ĝis revido al vi (bis) ĉu kontentaj, ne kontentaj, ĝis revido al vi (bis) Humoraĵo: - Kara amiko, kial vi ne volas ke via filo edziĝu? - Tial ke mi ne volas ke mia edzino fariĝu bopatrino. Proverbo: - Kvankam riĉa, ĉu li estas feliĉa Tasko: Przykłady: - Tre bonaj kolegoj fariĝas amikoj, ili amikiĝas. Sinjoro donas koloron al meblo, li kolorigas ĝin. La homoj fariĝas maljunaj, ili maljuni... La plafono fariĝas malpura, ĝi malpuri..., do sinjoro faras ĝin blanka, li blanki... ĝin. Eva faras akvon varma, ŝi varmi... ĝin kaj la akvo fariĝas varma, ĝi varmi... La direktoro vokas, ke la oficisto venu al li. Li veni... la oficiston al si Porównaj: - Oni trovis homon morta. Oni sin demandas: Ĉu la homo mortis (umarł)? Mortiĝis (zabił się przypadkowo)? Mortigis sin (popełnił samobójstwo)? Aŭ iu mortigis lin (ktoś zabił go)? Fino (Zakończenie) - Antaŭ ol fini kurson mi turnas min al vi kun kelkaj petoj kaj konsiloj. Vi fariĝis esperantisto (ino), sed ankoraŭ ne perfekta. Al perfektiĝo en la lingvo kondukas tri vojoj: legado, korespondado kaj parolo. Ju pli multe vi parolos, des pli rapide vi progresos en la lingvokono. Baldaŭ vi ligos amikajn rilatojn. Memoru ĉiam, ke esperanto estas ne nur lingva perilo, sed ankaŭ simbolo de tutmonda fratiĝo. Plenumu la noblan taskon kaj dissemu la Esperantan ideon inter viaj gekonatuloj. Fariĝante vera esperantisto vi aldonos unu brikon en proksimiĝo de la homaro. Revenadu ofte al la unuaj tagoj de via esperantistiĝo. La rememoroj multe helpas. Se vi renkontos iujn fihomojn kaj liajn agaĉojn pripensu, ke vero ĉiam venkas. Ie ajn vi estos, reprezentu digne nian landon. Fine mi varme deziras al vi, ke vi partoprenu en iu esperanta renkontiĝo, ekskurso aŭ kongreso kaj spertu praktike la altan valoron de Esperanto. Aliĝu al Esperanto-Asocio! Mi proponas, ke vi ĉiam portu la verdan stelon kaj propagandu Esperanton. http://www. esperanto.pl/ Ĝis la revido! Opracował Kazimierz Krzyżak Postscriptum lekcji języka esperanto Pierwszego października 2009 roku ukazała się w „De Novo” nr 20 (32) pierwsza lekcja języka esperanto. Dzisiaj jest już ostatnia. Wszyscy, którzy zdecydowali się lekcje te pilnie śledzić i poświęcili nieco czasu, aby je sobie przyswoić, na pewno potwierdzą, że esperanto jest bardzo łatwym i pięknym językiem. Polska, będąc kolebką esperanta, ma szczególny powód, by czuć się dumną, szczęśliwą i wdzięczną losowi, bowiem esperanto może przyczynić się do uszczęśliwienia całej ludzkości. Ludzie od zarania dziejów poszukiwali różnych sposobów złagodzenia przekleństwa wieży Babel, która podzieliła świat pod względem językowym i religijnym, oraz marzyli o łatwym porozumiewaniu się. Ideą języka esperanto jest budowanie zgody, harmonii i przyjaźni. Czy rozsądnemu człowiekowi może się to nie podobać? Wiele wybitnych osobistości wspierało i bardzo pochlebnie się wypowiadało na temat języka esperanto. Japoński przemysłowiec Etsuo Miyoshi powiedział: Opatrzność dała wam Zamenhofa, esperanto jest wszędzie na świecie znane jako polski wynalazek. Wybitny polski językoznawca Zenon Klemensiewicz uważał, że esperanto jest dorobkiem kultury polskiej, a wybitny polski filozof Tadeusz Kotarbiński uznał za najgenialniejsze połączenie logiki i prostoty. Esperanto jest naszym skarbem narodowym. W świecie istnieje ponad 1400 pomników i miejsc poświęconych językowi esperanto i jego twórcy. W kosmosie krążą dwie asteroidy nazwane: Zamenhof i Esperanto. Voyager’y 1 i 2 zabrały na swych pokładach w przestrzeń kosmiczną, przesłanie do istot pozaziemskich w dziesięciu językach, w tym w języku esperanto, o treści: „Amikoj, mi parolas al vi de sur la planedo Tero” (Przyjaciele, mówię do was z planety Ziemi). Publikowane w „De Novo” nieco ponad rok raz w miesiącu krótkie lekcje sprawiły, że można było w stopniu zadowalającym opanować podstawy języka esperanto, całą jego bardzo prostą gramatykę i elementarny zasób słownictwa, a to wystarcza, aby w najistotniejszych sprawach można było się porozumieć z przedstawicielami każdego narodu znającego te podstawy. Korzystający z tych lekcji nie powinni jednak na tym poprzestać, ale nadal doskonalić i utrwalać język. Każdy język wymaga ciągłego posługiwania się nim, ponieważ nieużywany szybko jest zapominany. Nie wolno nam do tego dopuścić. Musimy poszukiwać różnych sposobów, które zapewnią nam stały kontakt z esperanto. Możliwości takich jest wiele, pozwolę sobie Esperanto jest naszym skarbem narodowym. W świecie istnieje ponad 1400 pomników i miejsc poświęconych językowi esperanto i jego twórcy zasugerować tylko niektóre z nich: 1. www.lernu.net - prowadzone kursy języka esperanto o różnym stopniu zaawansowania i trudności; można nawiązać osobisty kontakt z jakimś, najlepiej zagranicznym, esperantystą 2. www.esperanto.pl - na 97 stronach znajdują się informacji o esperancie 3. www.esperanto.net/org - można wejść na 63 narodowe strony esperanckie, wybrać sobie odpowiedni hobbystyczny klub zainteresowania, a także skorzystać z bardzo atrakcyjnego „Pasporta servo”, umożliwiającego tanią, wymienną turystykę z całym światem. 4. audycje w języku esperanto emitowane przez wiele rozgłośni radiowych; polecałbym Ĉina Radio International. 5 5. prenumerowanie i regularne czytanie esperanckich czasopism, np. wydawane przez UEA (Universala Esperanto-Asocio - Światowy Związek Esperanta) „Esperanto revuo” a także „La Ondo de Esperanto”. 6. czytanie ciekawych książek esperanckich; chętnie przekażę którąś (a nawet wszystkie) ze swej prywatnej internetowej biblioteki esperanckiej, zawierającej około 120 pozycji różnej literatury. 7. utrzymywanie stałego, bezpośredniego kontaktu z innymi esperantystami i włączanie się w ich działalność. Serdecznie zapraszam na spotkania gdyńskich esperantystów, które odbywają się w Klubie Marynarki Wojennej „Riwiera” przy ul. Zawiszy Czarnego 1 w każdy poniedziałek w godz. 16.30 – 18.00 w pokoju 104. Na zakończenie pragnę wyrazić ogromną wdzięczność i serdecznie podziękować Pani Dorocie Kitowskiej, prezes Zarządu gdyńskiej YMCA, Panu Radosławowi Darukowi, dyrektorowi programowemu gdyńskiej YMCA oraz Panu Piotrowi Ruszewskiemu, redaktorowi naczelnemu „Expressu Gdyńskiego” – za życzliwe udostępnienie łamów tej gazety na comiesięczną publikację lekcji esperanta. Dziękuję też jeszcze raz moim esperanckim kolegom, Edwardowi Jaśkiewiczowi i Edwardowi Kozyrze, za przeprowadzenie bardzo rzetelnej i wnikliwej korekty opracowanych przeze mnie lekcji. Słuchaczom Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, którzy korzystali z publikowanych w „De Novo” lekcji, życzę zgłębiania tajników języka esperanto. Mam nadzieję, że pozostaną wiernymi zwolennikami i propagatorami tego pięknego, najłatwiejszego i neutralnego języka oraz jego cudownej OD REDAKCJI: Drogi Panie Kazimierzu. Serdecznie dziękujemy za Pana idei zbratania ludzkości całego świata. niezłomną postawę propagatora polskiego wynalazku, jakim Kazimierz Krzyżak, wykładowca jest język esperanto. Żywimy przekonanie, że lekcje te dla wielu Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego staną się inspiracją do zgłębienia tajemnic tego uniwersalnego Wieku w gdyńskiej YMCA języka i dołączenia do międzynarodowej rodziny esperantystów. Życzymy wielu lat w zdrowiu oraz satysfakcji z prowadzonej działalności w gdyńskiej YMCA.