Przyjęliśmy Hiszpanów w naszych domach jak rodzinę

Transkrypt

Przyjęliśmy Hiszpanów w naszych domach jak rodzinę
Przyjęliśmy Hiszpanów w naszych domach jak rodzinę. Zaangażowali się wszyscy, rodzina,
przyjaciele, nauczyciele i myślę, że serdeczniejszego przyjęcia nie można było sobie wymarzyć.
Następnego dnia od samego rana postanowiliśmy pochwalić się tym co mamy w Gdańsku
najpiękniejsze, czyli Starym Miastem. Starówka zachwyciła wszystkich. Każdy podziwiał niebanalny
wygląd każdej z kamienic, kunszt, bogactwo i wielokulturowość jednego z najważniejszych miast w
XVI wiecznej Europie.
Co ciekawe, mimo że osobiście mieszkam w Gdańsku niemal od urodzenia to okazało się, że
w Gdańsku wciąż jest mnóstwo miejsc do zwiedzenia i obejrzenia. Dzięki wymianie zobaczyłam wiele
miejsc po raz pierwszy.
Pod koniec pierwszego dnia mieliśmy okazję spróbować swoich sił na smoczych łodziach. To
co wygląda na proste okazało się niemałym wyzwaniem. Wszystko zakończyło się szczęśliwie i z
różowymi wypiekami na twarzach udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Następnego dnia zwiedziliśmy Oliwę. Spacer po parku, wejście na Pachołek i zasłużony obiad
u naszej wspaniałej Pani Renatki w bufecie szkolnym. Jednak zanim usiedliśmy wszyscy razem do
stołu serdecznie przywitała nas, a przede wszystkim Hiszpanów, Pani dyrektor.
Polska kuchnia zdobyła niemałe uznanie wśród przyjaciół południa Hiszpanii. Wielkim
zaskoczeniem dla nich były zupy, które w Polsce się je codziennie, a w Hiszpanii w sumie tylko
podczas choroby. 
Po obiedzie Pani dyrektor zaskoczyła nas wspaniałym tortem z flagą Hiszpanii. Słodki akcent
na zakończenie posiłku, jeszcze tylko dla każdego Polskie jabłko na podwieczorek i czas na wręczenie
drobnych upominków, które przygotowaliśmy. Wyświetliliśmy również film ze zdjęciami z wymiany w
Hiszpanii żeby pokazać jak bardzo tęskniliśmy i jak fantastycznie się tam bawiliśmy.
Na koniec trochę ruchu i zawody w siatkówce, unihokeju, piłce nożnej i koszykówce. Uff…
zdaje się, że nabierzemy nie lada kondycji.
Trzeci dzień pobytu w Gdańsku był trochę bardziej na poważnie, ponieważ pojechaliśmy do
obozu koncentracyjnego Stutthof w Sztutowie. Wstrząsające przeżycia i lekcja historii, którą chyba
każdy na zawsze zapamięta.
Następnie coś da Hiszpanów nietypowego: smażenie kiełbasek na ognisku. Chwila
odpoczynku w sadzie na trawce i czas wracać do Gdańska, na wizytę ze reprezentantami społeczności
żydowskiej.
Poszliśmy również na górę Gradową pokazać panoramę Gdańską nocą, co według mnie jest
jednym z piękniejszych widoków w całym Trójmieście.
Następnego dnia zwiedziliśmy nowo otwarte muzeum Solidarności w Gdańsku, a następnie
udaliśmy się do Sopotu na obiad i kurs windsurfingu.
Można by przypuszczać, że we wrześniu Polska nie jest najlepszym miejscem na naukę
pływania na desce z żaglem, ale na szczęście pogoda dopisała. Było duuuużo śmiechu, choć mało
wiatru, a w przerwach w pływaniu można było zagrać w siatkówkę na plaży. Po kolacji przyszedł czas
na… Zumbę na molo.
Nie można wyjechać z Gdańska nie zwiedzając Westerplatte, a my obejrzeliśmy je z każdej
strony. Rano na piechotę, a po obiedzie i zabawie w podchody po Gdańsku popłynęliśmy tam
statkiem. Pomimo chłodu bawiliśmy się świetnie, była to kolejna atrakcja Gdańska, z której nigdy nie
miałam okazji skorzystać jako mieszkanka Gdańska.
Po zmierzchu przyszedł czas na niespodziankę. Zeszliśmy nad kanał Motławy i puściliśmy
kolorowe lampiony, które w bezwietrzny dzień powoli unosiły się nad Gdańskiem. Wyglądało to
bajecznie, a nasze serca ścisnął lekki żal, bo mieliśmy świadomość, że już jutro będzie trzeba się
pożegnać.
Ostatniego dnia w Gdańsku zobaczyliśmy PGE arenę i zjedliśmy pożegnalny obiad w
restauracji T29.
Ostatnie chwile na zakupy, pakowanie walizek i wieczorem zbiórka na Dworcu Głównym. Tym
razem również łzy polały się strumieniami. W Hiszpanii żegnaliśmy się mówiąc do zobaczenia na
wymianie w Polsce, a tego dnia żegnaliśmy się mówiąc „może się jeszcze kiedyś zobaczymy, ale
zapewne już nie w takim samym składzie”.
Jesteśmy w klasie trzeciej, po zakończeniu każdy pójdzie w swoją stronę, ale przyjaźń
zawiązana podczas całej wymiany pozostanie na zawsze. Między sobą nie nazywamy się nawet
przyjaciółmi, mówimy, że jesteśmy rodziną. „Rodzina Padul-Gdańsk”. I odjechali z obietnicami, że to
jeszcze nie koniec, że jeszcze wrócą, zapewnieniami, że nie spodziewali się takiej wspaniałej Polski, że
choć wykorzystali każdą chwilę spędzoną z nami to wciąż za mało, by nacieszyć się tym wszystkim.
Ciężko jest wrócić potem do szkoły. Intensywny tydzień dał nam odrobinę w kość fizycznie i
psychicznie, bo jak tu siedzieć w szkole jak nasza „rodzina” wyjechała na drugi koniec Europy?
Smutno, ale miejmy nadzieję, że wspomnienia tej przygody zmotywują nas i dodadzą sił podczas
ciężkiej pracy, która nas czeka przez ten ostatni rok liceum.
Każdemu życzę takiej przygody, niesamowitej przyjaźni i więzi jaka nas połączyła.
Julia Wośko kl. 3H