Seminarium Johna Maina Toronto 1993 O. William

Transkrypt

Seminarium Johna Maina Toronto 1993 O. William
Seminarium Johna Maina Toronto 1993
O. William Johnston SJ
Nowy mistycyzm chrześcijański
1. Nowe elementy w mistycyzmie chrześcijańskim
Kiedy dziś rano wszedłem do naszej sali spotkań, to pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się
w oczy, to plakat ze słowami Johna Maina: „Miłość wszystko trzyma razem”. Myślę, że
słowa te wyszły z ust, albo spod pióra, człowieka o wielkiej mądrości.
Jesteśmy świadkami eksplozji ruchu medytacyjnego, która ogarnia cały nasz glob, nie tylko
chrześcijan, ale także buddystów i hinduistów, medytuje też wielu ludzi nie wyznających
żadnej religii. Skąd bierze się w nich ten głód medytacji, tego powiedzieć nie potrafią,
wiedzą tylko, że chcą medytować. Dla mnie jest to znak działania Ducha Świętego we
współczesnym świecie. Ostatecznie wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Sobór
Watykański II użył na to określenia „lud Boży”, obejmując nim buddystów, hinduistów,
Żydów... wszystkich razem. Przyświecała temu określeniu idea jedności całej ludzkości.
Tylko taka wizja świata gwarantuje mu prawdziwy pokój. Ruch medytacyjny, o którym tutaj
mówimy, jest dokładnie tym czynnikiem, który ma moc pogodzić w sobie dzielące nas
różnice wierzeń i przekonań. To dlatego uważam, że medytacja jest bezcennym darem i
wynikiem działania Ducha.
Wybrałem jako tytuł tego Seminarium Johna Maina „Nowy mistycyzm chrześcijański ”.
Skąd ta nazwa? Wierzę w przejście od medytacji do mistycyzmu, który na użytek tej
prelekcji zdefiniuje skrótowo, jako głębszą formę medytacji. Musimy uwolnić się od
powierzchowności i wypłynąć na głębiny. Spójrzcie na moją dłoń. Widzicie tu pięć palców i
środek dłoni. Jest to dobry obraz rzeczywistości. Tu na górze mamy świat dualizmu i
podziałów, cały ten jazgot słów i czynów, który buddyści nazywają samsarą. Tu w środku
panuje zjednoczenie. Pokój i głębia. Większość z nas żyje na górze, na poziomie różnic,
wszelkiego rodzaju twierdzeń i definicji. Jednak czasami udaje się ludziom zejść poniżej,
zanurzyć się w wielkiej tajemnicy, która kryje się na dnie każdego ludzkiego życia i stanowi
podstawową tkankę wszechświata. To jest mistycyzm, o którym chcę tutaj mówić. Uczą go
wszystkie wielkie religie. Buddyści nazywają go Naturą Buddy, hinduiści Brahmanem, czy
Atmanem. My mówimy Bóg, Trójca Święta. Dla wszystkich jednak niepojęta tajemnica,
Tajemnica wszystkich tajemnic. Kiedy siadamy do medytacji, przechodzimy jakby w świat
poza wszelkimi dualizmami, do miejsca gdzie jesteśmy jednością. Wchodzimy w Komunię.
Medytacja to nie tylko „ja” i „o mnie”, ona prowadzi do innych, do poczucia wspólnoty z
całą ludzkością.
Chociaż używam określenia „nowy mistycyzm chrześcijański ”, to przecież w
chrześcijaństwie mistycyzm jest czymś bardzo „starym”. Na czy więc zasadza się jego
„nowość”? Otóż pojawiły się w nim dotąd nieobecne zjawiska. Jedno z nich to jego
dostępność dla ludzi świeckich, przestał być domeną mnichów i zakonnic. Rozpowszechnia
się on dziś poza mury klasztorów. Rodzi się w świecie nowa świadomość, która przenika
cały „lud Boży”. To nie było zawsze takie oczywiste. Autor Obłoku Niewiedzy dokonał
podziału między tymi, którzy powołani są do doskonałości, a tymi do zbawienia.
Doskonałość była zarezerwowana dla duchowieństwa, mnichów, zakonnic, księży.
Zwykły lud mógł jedynie dostąpić zbawienia. Tak myślało XIV-wiecze i autor Obłoku,
któremu poniekąd zawdzięczamy perłę chrześcijańskiej klasyki mistycyzmu, był
człowiekiem tamtych czasów. Sobór Watykański II, kiedy mówi o powszechnym, tzn.
każdego bez wyjątku, powołaniu do świętości, rozbił to stare myślenie na drobne kawałki.
Kolejnym novum w dzisiejszym mistycyzmie chrześcijańskim jest wpływ Azji.
Mistycyzm ma zawsze swój realny kontekst geokulturowy. Najbardziej pierwotnym
kontekstem mistycyzmu w chrześcijaństwie jest judaizm, Ewangelia, Listy św. Pawła i
pozostyałych apostołów. W miarę jak ów kontekst przemieszczał się w stronę kultury
zachodniej, szczególnie neoplatonizmu Greków, zlewał się coraz bardziej z myśleniem
antycznym wokół basenu Morza Śródziemnomoskiego. Nasz dzisiejszy świat znajduje się
pod wielkim wpływem systemów mądrościowych Azji. Wystarczy tylko uświadomić sobie
kim byli wielcy współcześni inspiratorzy nowego chrześcijańskiego widzenia. Thomas
Metron, który zmarł w Bangkoku, był zafascynowany zenem, Johna Maina uczył medytować
hinduski swami, Antoni de Mello był hinduskim jezuitą, Bede Griffiths spędził swe zakonne
benedyktyńskie powołanie w aśramie w Indiach. Tak jak dawniej chrześcijański mistycyzm
wyrastał w oparciu o myśl grecką, tak dzisiaj czerpie on z bogatej duchowości Azji. Musimy
z pokorą przyznać się do naszego wielkiego długu wdzięczności, jaki zaciągamy wobec
buddyzmu i hinduizmu. I chociaż w Kościele Katolickim jawi się to jako coś
niespodziewanego, to jednak Sobór Watykański II nie miał wątpliwości, że przed nami wiele
do nauczenia się od innych tradycji mądrościowych. Przedsoborowy Kościół był wyrocznią i
do niego należało pouczanie reszty świata. Sobór uznał obecność i działanie Ducha Świętego
we wszystkich religiach. I to właśnie w medytacji, wyzbywszy się wpierw naszego
triumfalizmu, możemy się wiele od nich zaczerpnąć. Przy tym ucząc się od Wschodu, nie
musimy wyrzekać się naszej głębokiej wiary w Jezusa Chrystusa i w Ewangelię.
Cóż takiego jest w duchowości Azji i co ma ona nam nowego do przekazania?
Jedną z jej wielkich mądrości jest rola ciała. Ciało jest na Wschodzie holistyczne, jest
narzędziem chwały Boga. Umysł i ciało są miejscem dokonującego się oświecenia człowieka.
Nie ulega wątpliwości, że Grecy zostawili nam w spadku dualizm ciała i duszy. Duch był
wszystkim, ciało zaś niczym. Duchowość wschodnia to ascetyzm całości, trening ciała i
umysłu, tak by medytował cały człowiek. Mamy więc w niej trenowanie oddechu i naukę
prawidłowego siedzenia. Nie obce są nam obrazy joginów siedzących godzinami bez słów i
w bezruchu medytacji. Dlaczego oni milczą? Bo poprzez ich ciało przemawia jego mowa:
„Oto jestem tutaj przed Bogiem i nie potrzebne są mi słowa, całe moje ciało jest mową”. No i
jest jeszcze wspaniała pozycja siedząca kwiatu lotosu. Jej wielkość leży w optymalnym
przepływie energii, która obiegając swobodnie ciało prowadzi umysł do oświecenia. To
wszystko jest częścią treningu ciała do medytacji.
Jednak najważniejszym aspektem duchowości Wschodu, o którym niestety i on sam
coraz częściej zapomina, jest to, że całe to ćwiczenie w medytację ma prowadzić do coraz to
większej mądrości. Wschód przez stulecia gloryfikował mądrość, tęsknił za nią, czekał na jej
ujawnienie. Dzisiaj niestety coraz częściej używa medytacji dla rozwoju tzw. potencjału
człowieka. Może jestem tu zbyt cyniczny, bo nie ma przecież nic złego w udoskonalaniu
ludzkich zdolności, to jednak nie wolno zapominać, ku czemu mają one prowadzić.
Mianowicie ku mądrości, głębokiej mądrości. Jest to droga dla każdego z nas medytujących.
Bo dlaczego tak właściwie medytujemy? Jaki cel nam przyświeca? Jest nim satori, głębokie i
prawdziwe oświecenie. Tego najwięcej potrzebuje nasz nowoczesny świat. Potrzeba nam
pilnie mądrości. Świat roi się od ludzi z wszelkim rodzajem wiedzy, od głów nią nabitych .
Ale brak nam wielkiej mądrości, która uczyni go światem pełnym pokoju, bardziej
sprawiedliwym społecznie i wspólnotowym. Medytacja, mówiąc idealistycznie, prowadzi
nas do takiej prawdziwej mądrości.
Coptright: WCCM.PL
Przekład: Andrzej Ziółkowski