15 czerwca 2014 Zobacz tylko na te pierwsze zdjęcia w galerii. I

Transkrypt

15 czerwca 2014 Zobacz tylko na te pierwsze zdjęcia w galerii. I
15 czerwca 2014
Zobacz tylko na te pierwsze zdjęcia w galerii. I padało i było ślisko (na trawie naprawdę), a jednak
jedziemy. Poranny widok dawał nadzieję. Wcześnie wstaliśmy, by być o 30 km dalej około 8-mej.
Siostra i szwagier jeszcze śpią. Oni zostają na wyspach, a my na cztery dni się rozstajemy). Udaliśmy
się do portu Andenes, by ustawić się w kolejce do najdłuższego lokalnego promu (a więc nie licząc
dwie przeprawy przez Cieśninę Skagerrak Dania – Norwegia). Czasami się zdarza, że prom nie
zabierze wszystkich. Ale to jeszcze nie sezon, więc nie było wątpliwości, że zabierze. Prom Andenes –
Gryllefjord jest jedną z bardziej atrakcyjnych wycieczek morskich. Czasami z pokładu można
podziwiać wieloryby. Niestety, tylko czasami, nam ogonami nie pomachały. Prom płynie między
największą wyspą Vesterålen, Andøyą, a drugą wyspą Norwegii (pierwszą, jeśli nie liczyć Svalbardu,
czyli po naszemu Szpicbergenu), Senja. Po zejściu z promu czekała nas wędrówka wzdłuż fiordów tej
wyspy. Zwiedziliśmy Park Trolli, atrakcję turystyczną. Fotografując się z Tollami zawsze można się
trochę dowartościować. A przecież one też są takie piękne, szczególnie dziewczyny. Na zdjęciach
widać jak pięknie rzeźbiona jest Senja, jak szpiczaste ma góry. Choć jechaliśmy wolno i tak do
Botnhamn dotarliśmy grubo przed czasem odpłynięcia drugiego promu, Botnhamn – Brendsholmen. I
tak przy niedzieli odpływał on o trzy kwadranse wcześniej. Udaliśmy się więc na pobliską powiedzmy
plażę i tam zajęliśmy się fotografowaniem mew i zbieraniem muszelek. Podeszła do nas Pani
Norweżka lekko ubrana z papieroskiem i zagadała, co robimy. Pogadałem z nią długo, dowiedziałem
się wiele o życiu tu, o pogodzie. Interesowała się też co robimy nie tylko tu na plaży, ale w całej
Norwegii. Była pełna podziwu, że wybraliśmy się taki kawał. Fajna babeczka, nawet nie znam jej
imienia. Na zdjęciu utrwaliłem jedynie żółty domek, w którym się urodziła i ciągle tu mieszka. A na
drugim promie ledwo mogliśmy usiąść. Promem przeprawiały się całe klany miejscowych. Ludzie z
kwiatami, tortami, w pięknych strojach, w tym ludowych jechali na jakąś uroczystość, być może
wesele.
Po zejściu z promu czekała nas niedługa droga do Tromsø. Jest to jedno z większych miast, bajecznie
położone. Zawsze marzyłem o odwiedzeniu go. Dotarliśmy tam, a pomógł nam Krzysiu Hołowczyc w
GPS. Często Krzysiu prowadzi drogami, o których trudno powiedzieć, że są drogami, ale najczęściej
pod wskazany adres prowadzi dobrze i jest nieodzowny. Jechaliśmy przez wiele tuneli, w których były
nawet odnogi i ronda. Siostra opowiadała, ze niektóre są tak długie, że dla ludzi bojących się,
urządzane są atrakcje, na przykład grają tam zespoły muzyczne. Podobał się jej mój dowcip, że gdyby
zagrał tam nasz Behemot z Nergalem, dopiero by się bali. My się baliśmy tylko o to, by dojechać na
kamping. Nie było problemów. Hyttę rezerwowałem jeszcze w Polsce, mailem. Hytta jak hytta, ale
blisko do miejsc, które zaplanowałem zwiedzić. A zamierzałem zwiedzić ciekawy nowoczesny kościół
Arctic Cathedral oraz pojechać górską kolejką linową na górę, z której widać panoramę Tromsø.
Udaliśmy się więc na długi pieszy spacer. A tu deszcz i deszcz ze śniegiem. No ale drugi raz tu szybko
nie będziemy. Katedra była zamknięta, a więc jej zwiedzenie zaplanowaliśmy nazajutrz. A kolejka?
Sam wątpiłem w sens jej użycia, ale w deszczu jak kat prowadziłem żonę. Dotarliśmy, a tu się okazało
o dziwo, że kolejka jest czynna. Gdy jechaliśmy w górę, początkowo nieco Tromsø było widać. Miasto
jest położone częściowo na wyspie. Ma wiele mostów. Gdy byliśmy już na górze zastała nas tam
śnieżyca. Nie widać było nie tylko miasta, ale i góry w odległości kilkudziesięciu metrów. Toż to
przecież też atrakcja, byś w śnieżnej chmurze. Tak się usiłowałem przekonywać do sensu wyprawy.
Żony nie przekonałem. Do czasu. Nagle stał się cud chyba, bo zaświeciło słoneczko i ukazało się
Tromsø. Oj mówiłem – Już mi teraz nie powiesz, że nie warto było. Po zjechaniu z góry wracaliśmy tą
samą drogą, ale było z górki. Odwiedziliśmy też cmentarz, który wyjątkowo nie był położony przy
„cirke”. „Cirke”, tak Norwegowie czytają słowo kyrke, czyli kościół.
Zmęczeni nieco wróciliśmy do hytty. Piękne jest Tromsø, tylko dlaczego jest tu 5-8 stopni w czerwcu?

Podobne dokumenty