Show publication content!

Transkrypt

Show publication content!
Dr. Stefan Pawlik.
Rolnictwo a Konstytucia 3. Maia
1791 roku.
Odczyt wygłoszony w 131-szą rocznicę Konstytucji
w sali Ratuszowej we Lwowie.
L W Ó W -W A R S Z A W A .
NAKŁADEM KSIĘGARNI GUBRYNOWICZA I SYNA W E LW OW IE.
1921.
& TO
Odczyt w ygłoszon y w 131-szą rocznicę Konstytucji
w sali Ratuszowej we Lwowie.
[ł w ó\\fw a r s z a w a .
NAKŁAD EM
K SIĘ G A K N T g U BRYNOW ICZA I SYNA W E L W O W IE .
*K*A0 GŁÓWNY w KSIĘCiAKl*.
G. S Z Y L I N G
Warszawa Szpitalna 10
5361,3
Z radosnem wzruszeniem zagajam dzisiejszą
uroczystość ku uczczeniu Konstytucji 3-go Maja
1791 r., którą lat temu 131 uchwalił szlachetny naród
polski w uznaniu potrzeby tej ważnej reformy. Obcho­
dziliśmy pamiątkę tego wielkiego dnia przez długie
lata niewoli i niedoli, wyczekując wyzwolenia na­
rodu i spełnienia się sprawiedliwości dziejowej. Odzy­
skaliśmy wolność i niepodległość, pośrednio wskutek
wojny światowej, o której M i c k i e w i c z marzył,
i wprawdzie przy wykuwaniu granic Rzeczypospo­
litej, ponieśliśmy znaczne ofiary w życiu i mieniu
licznego szeregu obywateli kraju, z uczuciem głę­
bokiej wdzięczności będziemy odnosić się do tych
szlachetnych narodów i państw, które poparły nas
moralnie i materjalnie w zdobyciu wolnej Ojczyzny.
I, w tym dniu wielkiego święta narodowego,
dobrze będzie rzucić okiem wstecz i choć w krótkości
rozpatrzyć epokę dziejową, która poprzedziła ten
wielki testament polityczny narodu.
Poraź trzeci obchodzimy to święto narodowe
w wolnej Rzeczypospolitej. W bież. roku na szczęście—
zamilkły już surmy wojenne, zdobyliśmy już upra­
gniony pokój. S e jm
S u w eren n y u c h w a lił
n o w ą K o n s t y t u c j ę, i odnieśliśmy s u k c e s na
G ó r n y m Ś lą s k u . Jest to rok, brzemienny w wielkie
dziejowe wypadki w historji naszego narodu. I py­
tamy, dlaczegóż jeszcze zajmujemy się przeszłością ?
Dlaczego rozpatrywać mamy to co minęło? gdy ra­
dość napełnia nasze myśli i serca teraźniejszością?
Bo chcemy z przeszłości czerpać naukę na przyszłość.
4
Mimowoli analogja stosunków — obecnie zamie­
rzona reforma agrarna — kierują myśl przedewszystkiem do również w końcu X V III wieku ważnej kwestji włościańskiej.
O złym układzie stosunków na wsi i upadku,
rolnictwa, o tern, że się źle działo po wsiach we dwo­
rach, o życiu nad stan szlachty, przy malejącej pro­
dukcji, spisano już tomy. Mniej zajmowano się opi­
sem rzeczy dobrych, godnych podkreślenia, a prze­
cież i takich nie brakowało już w X V II stuleciu 1).
Rozpraw naukowych, publikacji literackich, wyjaśnia­
jących ten okres czasu, posiadamy bardzo wiele, ale
i cudzoziemcy, objeżdżający Polskę, dorzucili niejedno
J) Oto kilka przykładów: Jan Lipiński z Sandomier­
skiego (Janowice) zostawia znaczny zapis dla włościan.
Jan Małachowski podkanclerzy kor., biskup chełmiński
i Krakowski f 1699 opłaca podatki za poddanych (80.000 zł. p.)..
Jerzy Ossoliński, kanclerz W . K . f 1650 z Klimontowa
funduje szpital wiejski.
Jakób Zadzik, biskup krakowski, f 1642 rozdał m iędzy
poddanych 200.000 korcy zboża i zaległości darował.
Piotr Gębicki, biskup krakowski, f 1651 bardzo gospo­
darny i ludzki dla kmieci, rozdał im przeszło 200.000 zł. p.
A n na z Branickich Stanisławowa Lubomirska kasztel,
wojnicka, f 1689 legowała testamentem rozdanie poddanym
zboża ze wszystkich spichlerzów swoich i darowała im wszystkie
zaległości.
Jędrzej Szołdrski, biskup poznański, w dobrach Korablewo, Grzybowo i Kleczewo — zwolnił od poddaństwa i pań­
szczyzny lud zubożały, zadowalniając się m ałym czynszem.
Jan Zebrzydowski miecznik kor., f 1641, b y ł wzorowym
gospodarzem i panem dla włościan. Opiewa je g o czyn y kazno­
dzieja A leksy Piotrkowczyk.
Michał Skoraczewski, chorąży poznański, rotmistrz z pod
Wiednia, umierając polecił pułkowi swemu, aby żołnierze nie
grabili po wsiach.
Katarzyna z Sobieskich .Radziwiłłowa, siostra króla Jana,,
słynęła z wielkiego miłosierdzia dla poddanych. Zakładała
szkółki wiejskie na Podlasiu (w Białej), zbudowała szpital
w Sławotyczach i ganiła okrucieństwa.
Paweł Piasecki, biskup przemyski, b y ł dla poddanych
pobłażliwym.
Marja Anna z Kazanowskich Stanisławowa Jabłonowska
hetmanowa W . Kor. f 1687, pochowana we Lwowie, opiekowała,
się włościanami.
5
do historji rolnictwa, obyczajów i t. p. Jedna uwaga
nasuwa się nam jednakże przy przeglądzie tych dzieł
i aktów, że pisali je uczeni i publicyści pod własnym
kątem widzenia i często bardzo przejaskrawiali rzecz
całą w jednę lub drugą stronę. Nie mamy zamiaru,
i niechcemy bronić zła, które było, ale, dla sprawie­
dliwości sądu, należy podkreślić i to, co było dobre
a nadto, należy się wmyśleć w ducha czasu tej epoki
i brać porównawczo stosunki panujące u nas ze sto­
sunkami na Zachodzie i Wschodzie. Dopiero w takiem
oświetleniu zyskamy obraz zbliżony do rzeczywi­
stości.
Cudzoziemiec, kryjący się pod pseudonimem
S i n c e r u s 1) charakteryzuje stosunki rolnicze w Pol­
sce w r. 1768 następująco:
„Polska kraina jest, która za przj^łożeniem sta­
rania miejsceby między najszczęśliwszemi świata
krainami posiadała, przestronna w granicach swoich,
pomiarkowana w przymiotach powietrza, w bujne
obfituje niwy, hojnie wszystkiemi życia potrzebami
obywateli obdarzające. Ma lasy obszerne, które mimo
samychże obywatelów po wielu miejscach usiłowania,
na pozbawienie się tych cale nie oszacowanych da­
rów przyrodzenia, wytępione być nie mogło. Mnóstwem
wielkim, tak stojących, jako i płynących wód podzie­
lona jest, w których najwyborniejsze znajdują się
ryby. Zwierz^ domowego i dzikiego, tak poziomego
jako latającego taki ma dostatek, iż na zbytek prawie
pochodzi. Najtłuściejsze pastwiska, obfitą licznym
trzodom trawę ofiarują. To nawet, co i ku odzieniu
służyć może w samymźe kraju w wielkiej rodzi się
obfitości; ale obywatele, po większej części, mniej
na to baczności mający, liczne na każdy rok statki
takowemi nie wyrobionemi towarami naładowane po­
syłają do sąsiedzkich krajów, w których obcym przedawano a po przekształtowaniu one nazad od nichże
odkupywane bywają.
2 Zob. U wagi tygodniowe warszawskie. 7. grudnia 1768.
6
Mieszkańcy sami tegoż królestwa do wszelkiego
rodzaju rękodziełów z przyrodzenia są nader spo­
sobni, ale mało bardzo do nich przykładając się,
wszystko prawie co ku ich potrzebie służyć może,
od zagranicznych sprowadzają, albo przez zagranicz­
nych sprowadzać sobie każą.
Widzi Polska, jak jest w sąsiednich krajach, jak
tam wzrasta dobrobyt jej kosztem, a jednak z twar­
dego snu swojego ocucić się niechce, niechce sił na­
brać i użyć one na swoje i potomności uszczęśliwienie."
Autor, cudzoziemiec, poczynający Polskę ko­
chać jak drugą Ojczyznę, chce swoim wydawnictwem,
„przerwać sen twardy, dodać serca i otuchy Polakom
i wskazać drogę do przyzwoitej ekonomji".
Program jego pisma obejmuje wszystkie działy
ekonomji a w szczególności, jak się sam wyraża, eko­
nomji po miastach i po wsiach.
W drugim numerze swoich „U w a g “ z d. 11grudnia 1768 r., wysławiając rolnictwo, jako naj­
pewniejsze źródło bogactw kraju, podkreśla, że przez
wydoskonalenie rolnictwa mogłaby Polska zyskać
niesłychanie wiele, przyczem twierdzi i zupełnie
słusznie, że Państwo, w którem wyłącznie handel
i rękodzieła występują, a rolnictwo odłogiem leży,
samo przez się upada i ginie.
Rozpowszechnione wówczas wypuszczanie w arendę znacznych posiadłości przez możnych panów,
powierzanie zarządu dóbr komisarzom, którzy pro­
wadzili rabunkowe gospodarstwo i powszechny brak
wiedzy rolniczo-ekonomicznej, u zamożnych posiedzicieli znacznych włości, brak wogóle oświaty rol­
niczej i Towarzystw rolniczych, oto błędy, które pro­
wadziły do powszechnego ubóstwa kraju a przedewszystkiem do ubóstwa gospodarzy.
Nie ulega wątpliwości, że gospodarstwo prowa­
dzone prostym sposobem jest z wielu względów wygodnem, ale takie nie może zaspokoić potrzeb. Nie­
zawodną prawdą jest, żeśmy gospodarowania na roli
uczyli się od włościan, od tych, którzy przedewszyst-
7
kiem rolę uprawiali, że jednakże należało do tej go­
spodarki wprowadzić pewne korzystne zmiany, które
jednakowoż wymagały wysiłku ze strony gospoda­
rujących, względnie kierowniczych organów admini­
stracyjnych o które to wysiłki wówczas było bardzo
trudno.
Lepsza uprawa roli, melioracja gruntów i łąk,
uporządkowanie leśnego gospodarstwa, wymagało od
administracyjnych organów wiedzy, której brak był
ogólnym zjawiskiem. Narzekano ogólnie na brak ro­
botnika, na małą wydatność jego pracy, stąd też
zwiększano robocizny, pomnażano dni pańszczyźniane,
dążono do przymnożenia ludzi w dobrach, jako rzeczy
najważniejszej, nie umiano zaś często użyć odpowiednio
tych sił, jakiemi gospodarstwa rozporządzały, nie
umiano zachęcić robotnika do wydatniejszej pracy.
Nie zwracano uwagi, ogólnie rzecz biorąc, na lepsze
obchodzenie się z poddanymi, nie zwracano uwagi
na ważny bardzo atut trzeźwości u ludu pracującego,
ba, nawet przeciwnie, starano się pośrednio — przy­
najmniej do pewnego stopnia — o ułatwienie roz­
powszechnienia pijaństwa, przez gęste zakładanie
karczem. W yjątkowo świecono innym przykładem
pracowitości w gospodarstwie, nieuznawano reguły,
że gospodarstwo tylko wówczas zapewnia odpowiednie
wyniki, gdy „ w ó z g o s p o d a r s k i ” ciągną wszyscy
wspólnie, od naczelnego organu administracyjnego
począwszy, aż do najniżej stojącego robotnika. W y­
magano od drugich wiele, od siebie mało, lub wcale
n ic ! Nieznano dokładnie granic swoich posiadłości,
nieznano zasiewów i plonów, nieliczono się w gospo­
darstwie nie wiedząc o tern, że wszelkie gospodarstwo
a zatem i rolnicze bez rachunku, to łódź bez wiosła,
okręt bez sternika. O tern, by ziemianie zjeżdżali się
celem wzajemnego pouczenia się, nie było wówczas
mowy, bywały wprawdzie liczne zjazdy, ale inne, nie
gospodarskie, cele miały na oku.
Wyludniały się wsie i miasta; ostatnie ubożały
z powodu braku żywności, drożyzna brała górę, na
co wiele czynników się składało. Nie niedoceniano
doniosłego znaczenia miast w ustroju społeczno poli­
tycznym narodu, a w zaślepieniu warstwy rządzącej
dopuszczono zniszczenie i zgubę żywiołu mieszczań­
skiego niezbędnego dla utrzymania równowagi w roz­
woju i kultury w kraju. Wprawdzie mieszczaństwo
prowincjonalne nie brało udziału w polityce, ale
w stolicy kraju, w Warszawie, znajdowało się w wyjątkowem położeniu, bo w swoim gronie miało liczny
zastęp wpływowych bankierów i przemysłowców,
i z tego powodu przedstawiało potęgę, z którą liczyć
się musiały stany sejmowe n o l e n s v o le n s . Dopiero
kiedy zbliżała się dziejowa chwila zwróciły uwagę
sfery sejmowe na stan miast, ale to było już zapóźno
i nie należy się dziwić, że wyludnione miasta, po­
cząwszy od Lwowa przez Kraków aż po Wilno, stały
dla nieprzyjaciół otworem. Obrady o prawach miast
przeciągały się, odwlekano niestety uznanie doko­
nanej ongi niesprawiedliwości aż do ostatniej chwili,
boć zaledwie 15 dni przed 3 Maja w r. 1791 przy­
jęto przez Sejm prawo o miastach.
Separacja wsi od miast była zgubna dla jednych
i dla drugich i dobrze się stało, że reformę w tym
kierunku powzięto choć nie zadawalniała ona w zu­
pełności ludności mieszczańskiej.
Zwracając się do stosunków rolniczych zauważyć
musimy, że z końcem X V III w. właściwie włościanin
był jednym czynnikiem produkcji, że posiadał wpraw­
dzie prawo własności ruchomej, osobistej, a chociaż
prawa własności ziemi nie miał, znaj do wał ją w swem
faktycznem posiadaniu. Los włościan nie był weso­
łym, z każdym wzrostem ludności przeprowadzono
nowy pomiar, tworzono oddzielne osady gruntów
i zwiększano odrobki. I, gdy dawniej włókowe osady
odrabiały 3 dni ciągłe na tydzień, po pomiarze od­
rabiano 3 dni ciągłe i 3 dni piesze. Godził się wło­
ścianin na to, bo w ten sposób zabezpieczał sobie
ciągłość posiadania rolnego. Ciężar odrabianej pań­
szczyzny łagodziło szerokie użytkowanie wspólności
9
pastwiska i lasu. Na pastwisku bywało zaledwie
kilka krów i źrebaków dworskich. Wieś zaś utrzy­
mywała liczne stada bydła, owiec, trzody i gęsi. Całe
arki Noego pozostawały na pastwiskach wspólnych.
Z lasu mogli korzystać włościanie ile tylko potrze­
bowali, a ściółka leśna, przy znacznej liczbie inwen­
tarza dostarczała dużo nawozu, wskutek czego na
rolach włościańskich bywały wyższe plony.
Od dłuższego już czasu od zachodniej granicy
Polski z Wielkopolski i przyległych części Mazowsza
oraz Małopolski zaczęły się pojawiać rysy w systemie
gospodarstwa pańszczyźnianego; folwarki zaprowa­
dzały własny sprzężaj, we wsiach gromadziła się
ludność bezrolna.
Postęp gospodarstwa Rzeczypospolitej zaznaczył
się dopiero z chwilą wprowadzenia reform stosunków
włościańskich w duchu prawie nowoczesnym. Zmniej­
szano pańszczyzny, zamieniano je na czynsze lub
też znoszono zupełnie poddaństwo. Przodował na tym
polu Andrzej hr. Zamoyski b. w. kanclerz koronny,
autor „projektu kodeksu polskiegou, który już 1760
r. uwolnił poddanych w Bieżuniu za opłatą dzie­
dzicznego czynszu. W r. 1769 zaprowadza ks. P a­
w e ł B r z o s t o w s k i, kanonik Wileński, pisarz W.
X . L. ustawy w dobrach Pawłowice czyli Merecz
nad Niemnem, które dopełnione w r. 1771 wciągnął
do akt ziemskich Wileńskich. Za tymi dwoma przy­
jaciółmi ludzkości poszedł na Mazowszu synowiec
królewski S t a n i s ł a w Ks. P o n i a t o w s k i , a re­
forma w dobrach Korsuńskich obejmowała 40.000
mieszkańców. Wymienić tu należy i innych, którzy
w dobrach swoich wprowadzali reformę jak J o a c h im a
C h r e p t o w ic z a, J a c k a J e z i e r s k i e g o , S z c z ę ­
s n e g o P o t o c k ie g o , S ta n is ła w a P o t o c k ie g o ,
S t a n i s ł a w a M a ł a c h o w s k i e g o , a z niewiast
polskich A n n ę z S a p ie h ó w J a b ło n o w s k ą ,
o której ks. B i s k u p K r a s i c k i , opisując w liście
do ks. St. Poniatowskiego swoją podróż z Warszawy
na Ruś, opowiada o Wysokiem:
10
„Gdzie wdowa niemodna zgorszeniem Warszawy
Podłą się pracą bawi, śmie myśleć o roli,
I w pośród kmieci swoich bardziej mieszkać woli“ .
A w powrotnej podróży, chcąc złożyć hołd oso­
biście wojewodzinie bracławskiej, zboczył do Sie­
miatycz na Kock i takim wierszem, który obiegi
Polskę, uczcił zasługę i ludzkość tej niewiasty:
„Gdzie Wieprz płynie korytem wązkiem i głębokiem
Taż sama pani w Kocku, która i w Wysokiem
Wszystkim chłopom, mieszczanom tego losu życzę
Jaki mają Wysokie, Kock i Siemiatycze41.
Prócz wymienionych dobrodziejów włościaństwa
w końcu X V III w. znalazłoby się jeszcze wielu innych,
dalsze badania archiwalne wykażą prawdopodobnie,
że było ich znacznie więcej.
A i ks. J e z i e r s k i miał się wyrazić, że gdyby
mu sądzonem było, być kmieciem polskim chciałby
być poddanym Czartoryskich. C a r o s i zaś zaznacza,
że dobra ks. Czartoryskiego wyróżniają się pomyśl­
nością poddanych i dobrym stanem wiosek.
Wieś polska miała dwie części składowe: wła­
ściwą wieś t. j. te grunty, które określone miarami
oddane były przez pana włościanom, oraz folwark
t. j. ziemię, którą pan bezpośrednio gospodarzył.
Obok ustaw wiejskich, wydawanych dla wsi w ściślejszem znaczeniu, stoją zarządzenia, ogłaszane przez
pana i dla tej drugiej części składowej wsi, w szer­
szeni tego słowa znaczeniu t. j. dla folwarku, nor­
mujące gospodarkę jak i stosunek folwarku do wsi.
Są to zarządzenia, złożone z norm, posiadających
stałą moc obowiązującą, ujęte w osobne akty, które
nazywano „ in s t r u k t a r z a m i e k o n o m i c z n y m i“ .
W tych właśnie instruktarzach, wydanych na pod­
stawie archiwalnych studjów, napotykamy liczne
artykuły, określające ściśle czynsze, robocizny i da-*)
*) Essai d’ une litographie de Młocin.
11
niny wsi, które włościanie mają składać. Ale nie brak
i artykułów, zabraniających ekonomom i innym orga­
nom administracyjnym wszelkiego wyzysku podda­
nych, oraz nakaz stosowania kar możliwie łagodnych,
za przestępstwa.
Z artykułów, odnoszących się do zachowania
się ekonomów i wogóle administracyjnego aparatu,
wnosić możemy, że byli to, ogólnie rzecz biorąc,
ludzie, nie cieszący się zbytnio dobrą ópinją i nad­
używający swojej władzy w stosunku do poddanych.
A ich żony, p. ekonomowe, co przebija z przepisów —
nie należały do zbyt uczciwych osób, bo i do nich
są apostrofy w instruktarzach n. p. „osoba Imci pani
ekonomowej niema być malowana ani w ramki
oprawna, ale dobra gospodyni4*. . .
To też pisarze polityczni, zmierzający do reform
stosunków agrarnych, zaznaczając wyzysk, podda­
nych i nadużycia, mieli niejednokrotnie rację, i jeśli
była wina po stronie właścicieli, to leży ona głównie
w tym, że właściciele posługiwali się zastępczo ta­
kim niepewnym elementem, który poza ich oczami
i nawet wbrew ich woli gnębił ludność kuzubalcami,
podsułami i t. p. daninami, lub też robocizną na
własny rachunek. To też niejeden z ekonomów, ma­
jący przy boku zapobiegliwą niewiastę, dorobił się
znacznej fortuny, kosztem właściciela i poddanych,
względnie włościan. Nie było też wielu ludzi uczci­
wych w tej branży ekonomskiej w tej dobie, ta
pewnik.
Zobaczmy teraz, czy i o ile bywało lepiej w go­
spodarstwach na Zachodzie? Otóż przeciwnie było
tam gorzej. Nie mówiąc o F r a n c j i , gdzie los wło­
ścian był najgorszym — boć byli on niewolnikami
aż do czasów wielkiej Rewolucji — ale wszakże ze
Ś lą s k a g ó r n e g o i z P o m o r z a opuszczali poddani
swe zagrody, i wyruszali z żonami, dziećmi i bydłem
na los szczęścia do Polski. Nie było rzeczą nadzwy­
czajną po wsiach nad granicą znaleść jedno lub kilka
gospodarstw opuszczonych nocy ubiegłej. Około 1780
r. zliczono, że w ostatnich 40—50 latach opuściło te
okolice 15.000 ludzi, zabierając wszystko ze sobą.
12
Tam też na Zachodzie trafiały się często bunty
chłopskie, krwawo tłumione, o których u nas w Rze­
czypospolitej wyjątkowo się słyszy. Ani jeden akt
urzędowy — pisze ks. Z im m e r m a n n w swej cennej
pracy
— ani autor prywatny nie wspomina, żeby
panowie niemieccy na Śląsku lepiej się obchodzili
z poddanymi i mniej od nich wymagali niż panowie
polscy. Trzeba i to podkreślić, że i tam gospodarstwo
stało bardzo nisko,, pomimo, i ź F r y d e r y k W i e l k i
starał się je za wszelką cenę podnieść, a zohydze­
niem stosunków w Polsce ściągnąć osadników i ko­
lonistów do opustoszałych wsi dobrowolnie lub też
przymusowo.
A od „ w s c h o d n ie j ś c i a n y “ , z pod Moskala,
podczas pierwszego rozbioru Polski rząd rosyjski
upominał się o 300.000 zbiegłych chłopów.
A jakkolwiek ustawa 3-go Maja nie dała pełnej
reformy włościańskiej, to jednak otworzyła do nich
na ścięźaj drogę przez zastrzeżenie, że państwo bie­
rze włościan pod opiekę prawa i rządu. Analogja
dziejowa chwili obecnej zwraca też uwagę na po­
trzebę reformy ducha narodu. I tu konstytucja już
silniejszy dała wyraz poprawie stosunków — już była
dowodem daleko posuniętego odrodzenia narodu.
To też cześć tym wszystkim autorom politycz­
nym oddać należy, którzy przygotowali teren, szerząc
słowem i pismem potrzebę reformy stosunków. Tu wy­
mienić należy: K a r w ic k ie g o , D z i e d u s z y c k i e g o ,
L e s z c z y ń s k i e g o , J a b ł o n o w s k i e g o , P o k ła t e c k i e g o , G a r cz y ń sk ie g o , K o nar sk ie g o , W y ­
b i c k i e g o , księży P o p ł a w s k i e g o i S t r o y n o w s k ie g o i innych, do największych K o ł ł ą t a j a
i S t a s z ic a , i tej znacznej plejady, która się koło
nich grupuje. A w czasie Sejmu 4-letniego obok
Staszica i Kołłątaja odzywają się w publicystyce
ludzie z różnych obozów i podają wskazówki i rady*)
*) Porównaj: Zimmermann. Fryderyk W ielki i jego k o ­
lonizacja rolna na ziemiach polskich. Poznań 1915. T. I. str.
121 i następne, oraz 166 i nast.
la
ja k : S e w e r y n R z e w u s k i , W o j c i e c h T u rs k i,,
dwaj J e z i e r s c y , K w i a t k o w s k i , ks. P i a t o l l i
i W o l s k i , major Ł o b a r z e w s k i , ks. O s o w s k i,,
mieszczanin M ą d r z e c k i B a rs s , B o u d o u i n d e
C o u r t e n a y i inni.
Ci wszyscy, dążą do etycznego odrodzenia na­
rodu, podnoszą ideały z ideałem Ojczyzny na czele
i stwarzają nową szkołę polską, którą organizuje
utworzona 1773 r. K o m i s j a e d u k a c y j n a , a cel&
ich: t o u s u n i ę c i e p o n i ż e n i a s t a n ó w n i ż ­
s z y c h , p r z y z n a n i e p r a w m ia s t o m , z a p e w ­
n ie n ie c h ło p u w o ln o ś c i o s o b is te j, p ra w a
do g ru n tu , z m n ie js z e n ia c ię ż a r ó w , p r z e d e w s z y s tk ie m r o b o c iz n y i j e j z a m ia n y na
czynsz.
Oni wszyscy chcą podnieść siły gospodarcze
kraju a więc podnieść rolnictwo, przemysł i handel,
pamiętają o obronie Ojczyzny i dążą do stworzenia
silnej armji, jak wreszcie i do znaczniejszego zasi­
lenia skarbu, państwa przez podatki. Ci wielcy mę­
żowie w Ojczyźnie wygrali wielką bitwę nie siłą
fizyczną ale duchem. Chcieli ratować naród i ziemię
polską od zagłady, do której dążyły państwa ościenne
zaborcze i słusznie ratowali ziemię, boć każdy naród
stoi na ziemi, żyje z ziemi i grzebie się w ziemi
(J. Supiński).
W organizacji ustroju państwa była Konsty­
tucja wyrazem tych głębokich przemian i dużego
życiowego doświadczenia. Jako taka też, jest K on­
stytucja 3-go Maja 1791 dziełem kompromisu dwóch
zwalczających się wzajemnie obozów, a choć tylko
częściowo weszła w życie i przepisy były jej krótko
trwałe, wskutek Targowicy i nieszczęśliwego Sejmu
Grodzieńskiego z r. 1793, b ę d z i e p o w s z y s t k i e
c z a s y n i e w y m o w n e m ś w i a d e c t w e m z w yo ię s t w a m ił o ś c i O jc z y z n y n ad e g o iz m e m
sta n ó w c z y j ed n ostek , z w y cię s tw e m d u ch a
n a d m a t e r j a liz m e m .
Jak się ościenne mocarstwa zapatrywały na tę
14
wielką reformę dość przytoczyć zdanie kanclerza ro­
syjskiego B e z r o b o d k o , który obawiał się rozprze­
strzenienia polskiej zarazy (r. 1794) a cesarz austr. L e ­
o p o l d rozkazał Gubernatorowi G-alicji napisać mem orjał: co czynić należy dla mieszczan i chłopów
w obec reform w Polsce dokonanych. W końcu, gdy
K o ś c i u s z k o w r. 1794 wydał uniwersał połaniecki,
w którym były dalej idące reformy na korzyść wło­
ścian — to zaraz po bitwie pod Maciejowicami ogło­
sił w G-rodnie generał moskiewski C y p r y j a n ó w
zakaz wprowadzenia tej reformy.
U p a d ł n a r ó d , a le p r z e c i e ż z a b o r c y
s t r a w i ć g o n ie m o g l i i d z iś , g d y p y c h a z a ­
b o r c ó w z o s t a ła n a le ż y c ie u k a ra n a , g d y
s t a ło s ię z a d o ś ć s p r a w ie d liw o ś c i d z i e jo ­
w ej i g d y ju ż m am y n a w e t n o w o u c h w a ­
l o n ą K o n s t y t u c j ę 17. m a r c a 1921 t o j e d ­
n a k ż e o t a m t e j w i e l k i e j K o n s t y t u c j i 3-go
M a ja n i g d y n i e z a p o m n i m y .
Mówiliśmy o nizkim stanie rolnictwa z końcem
X V III w. zaznaczyliśmy, że wiele przyczyn na to
się składało, dziś po 130 latach, wskutek długotrwałej
pożogi wojennej, stan produkcji rolniczo hodowlanej
w ziemiach Rzeczypospolitej przedstawia się również
niekorzystnie. Zmniejszona liczba inwentarza robo­
czego i dochodowego obniżyła produkcję nawozu sta­
jennego, tego podstawowego motoru produkcji rolni­
czej. Kupno potrzebnych ilości nawozów pomocni­
czych uniemożliwione, nadto są bardzo znaczne braki
wszelkich innych środków pomocniczych w gospo­
darstwach. O melioracji pól i łąk nie można bardzo
myśleć z powodu braku drenów i t. p. Nasion, łubinu
i seradeli na zielone pognoje dokupić się nie można.
Zniszczone zagrody i zabudowania folwarczne tylko
w bardzo małej części odbudowano. Ogromna ilość
warsztatów rolniczych kompletnie zniszczona, prócz
tego zginęło bardzo wielu tęgich kierowników go­
spodarstw tak folwarcznych jakoteż i włościańskich.
Obok tego długoletnia wojna wpłynęła w wysokim
15
stopniu ujemnie na wydatność pracy robotnika,
u wielu bardzo zaś wystąpił zanik zamiłowania do
pracy wogóle.
Inaczej było przed wojną, a zwłaszcza w po­
równaniu ze stanem gospodarstw X V III w. Olbrzy­
mim krokiem poszliśmy naprzód w produkcji rolnohodowlanej, zwłasza w ostatnich 20 latach. Przodo­
wała postępowi rolniczemu W i e 1k o p o s k a, ale i w b.
K r ó l e s t w i e P o l s k i e m i na L i t w i e i w M a ł o p o l s c e były liczne oazy na znacznych obszarach,
które wykazywały bardzo poważny rezultat. Jeźli
ogół gospodarstw folwarcznych nie stał na wysokości
zadania to w każdym razie znaczna ich część. Nie­
stety nie brakowało i źle zagospodarowanych, z któ­
rych część znaczna ginęła w szybkim tempie, prze­
chodząc w ręce włościan. I ci ostatni gospodarze
trzymali się najsilniej ziemi, a zapobiegliwością,
oszczędnością i własną pracą fizyczną, wzmacniały
się skutecznie i rozrastały gospodarstwa włościańskie.
Postęp w gospodarstwach wielkiej i małej wła­
sności był rezultatem wzmożonej wiedzy rolniczej,
szerzonej przez nieliczne — co prawda — s z k o ł y
r o l n i c z e wszelkiego typu; s t a c j e d o ś w i a d ­
c z a l n e oddawały tu bardzo poważne usługi, wreszcie
„ T o w a r z y s t w a r o l n i c z e 4* i „ K ó ł ka r o l n i c z e 44
wpływały bardzo wybitnie na rozwój gospodarczy.
Reforma stosunków robotniczych umożliwiła dopiero
w pełni rozwój gospodarczy w ziemiach Rzeczypo­
spolitej Polski.
W ojna zniszczyła ten plon pracy ostatniego
pokolenia, kilkakrotne inwazje przyczyniły się w wy­
sokim stopniu do obniżenia produkcji rolniczo-hodowlanej na wielkim terenie. Rząd ratował miasta
i osady fabryczne od zagłady, tudzież ludność bez­
rolną rolniczą, sprowadzaniem znacznych ilości zboża,
mąki, tłuszczów, ba, nawet ubrań i t. d. Kraj p a r
e x c e l e n c e rolniczy dziś absolutnie nie wystarcza
sobie. Bilans handlowy państwa wykazuje stale de­
ficyt, co wywiera ujemny wpływ na walutowe sto­
sunki.
16
T o też obecnie naszem p i e r w s z e m z a d a n i e m
j e st p o d n i e s i e n i e p r o d u k c j i r o l n e j j a k o
p o d s t a w o w e j ; usiłow ania R zą du do p opraw y sto­
sunków natrafiały jednakże dotychczas, wskutek w o­
jen n eg o stanu, na nieprzezw yciężone trudności. M am y
nareszcie upragn iony pok ój dzięki bohaterstwu m ło­
dej a zw ycięzkiej arm ji. A l e s p o ł e c z e ń s t w o
m u s i w y t ę ż y ć w s z y s t k i e siły, b y w y g r a ć
t e n p o k ó j , b y naw et najm niejszy kaw ałek ziemi
nie leżał odłogiem , b y popraw a w tym kierunku
b y ła ja k najrychlejsza. M usimy nietylk o d ą żyć do
odtw orzenia stanu kultury naszych gospodarstw , ale
podnieść ją najw ydatniej i do tej w yższej kultury
w ciągnąć i sfery ludow e, bo od podniesienia ducho­
w ego i um ysłow ego w łościan zależeć będzie, znacze­
nie najszerszych w arstw ludności rolniczej.
I jeśli ongi budow niczym i kultury polskiej b yła
praw ie w yłącznie szlachta, która przecież w yszła
z ludu i była kością z je g o kości i krwią je g o krw i,
to obecnie w spólnie szlachta z ludem m oże i pow inna
stanąć do pracy nad O drodzeniem O jczyzn y, nad je j
o d b u d ow ą ! Jak w iadom o na w ielkich obszarach ziemi
R zeczypospolitej nie uczon o chłopa historji polskiej,
mim o to Polska sam orzutnie rozkw itła w duszy je g o
ja k o rzecz, w ielka i św ięta! N i e c h ż e w i ę c d z i ś
d o j d z i e do p o d o b n e g o z b r a t a n i a s tanów ,
j a k i e z a s z ł o po u c h w a l e n iu K o n s t y t u c j i
z r. 1791, n i e c h ż e d z i ś n i e b ę d z i e r o z s t r ó j u
m iędzy szlachcicem, m ieszczaninem i wło­
ś c i a n i n e m , n i e c h w s z y s c y s t a i| ą s i ę r ó w n i e
g o d n y m i s y n a mi j e d n e j m a t k i O j c z y z n y ,
któ r ą m ądrze u m i ło w a ć należy, nie w sło­
w ach c z c z y c h ale p r z e d e w s z y s t k i e m w czy­
nach.