Tańcząc z własnym cieniem Kim Nataraja

Transkrypt

Tańcząc z własnym cieniem Kim Nataraja
Tańcząc z własnym cieniem
Kim Nataraja
Uspokoić ciało i umysł
W naszej zachodniej kulturze wychowywano nas do niedawna w braku poszanowania
dla ciała. W najlepszym przypadku traktujemy je jako wehikuł dla umysłu i życie
nasze toczy się głównie w myślącej głowie. Tymczasem jest rzeczą zasadniczą stawać
się coraz bardziej świadomym swego ciała i poświęcać należą mu uwagę. Bo w
rzeczywistości ciało jest lustrem umysłu i nerwowość myśli widoczna jest w naszych
członkach. I przeciwnie, wynikiem zdrowego ciała jest zdrowy duch. Stąd pomocne
jest przed rozpoczęciem medytacji rozprężenie i rozluźnienie ciała. Ćwiczenia, które
mogą tu przyjść z kapitalną pomocą oferują praktyki takie jak joga, Tai Chi i Chi
Kong. Stawanie się coraz bardziej świadomym oddechu i ciała jest gruntem, na
którym wzrasta nasza uważność i czujność – owe nieodłączne elementy medytacji.
Rozluźniona, wyprostowana medytacyjna postawa zalecana jest przez wiele tradycji.
Nie ma to żadnego znaczenia, czy siedzimy prosto na krześle, czy też trwamy w
postawie pełnego lotosu, tak długo, jak wybrana pozycja pozwala nam na utrzymanie
kręgosłupa w prostej zrelaksowanej postawie przez cały czas medytacji. Wówczas
klatka piersiowa jest w pełni otwarta, umożliwiając optymalny dopływ tlenu do
wszystkich części naszego ciała, co z kolei pozwala nam zachować czujność i nie
popaść w drzemkę. Stopy lub kolana muszą być solidnie oparte o ziemię, by nasza
pozycja była w pełni ukorzeniona. Jak pisał John Main: „[…] postawa jest
zewnętrznym znakiem naszego wewnętrznego zobowiązania dyscyplinie medytacji.
Zakorzeniając się w samych sobie, zakorzeniamy się na naszym miejscu w porządku
stworzenia”. Większość tradycji zaleca siedzenie z „otwartymi dłońmi skierowanymi
ku górze lub ku dołowi z kciukiem i palcem wskazującym złączonymi razem”.(John
Main). W tradycjach wschodnich tak złączone oba palce oznaczają zamknięcie
obwodu cyrkulacji energii. Poza tym jest to doskonały sposób na zachowanie
czujności: kiedy rozprasza się nasza uwaga wtedy z reguły nasze palce rozchodzą się.
Niepokój i stałość
Siedzenie bez ruchu w jednym miejscu jest pierwszą trudnością w praktyce medytacji.
Jesteśmy przyzwyczajeni do bycia w ciągłym ruchu, tak że siedzenie bez
jakiejkolwiek aktywności wydaje się dość zniechęcającą propozycją. [...].
Tymczasem faktem jest, że nasz niepokój kończy się często stratą czasu
poświęconego myślom trywialnym, zamiast skupienia się na jednej rzeczy
konstruktywnej. Śnimy na jawie planując i zamartwiając się bez przerwy. Po
niedługim czasie męczy to nas i rozpoczynamy poszukiwania czegoś do zrobienia.
Czegoś do oglądnięcia lub do przeczytania. Tak nawykliśmy do reagowania na
bodźce z zewnątrz, że ich brak wprowadza nas w stan niepokoju. Owa nerwowość
mieści się w naszych genach. Wszyscy nasi przodkowie byli koczownikami w
nieustannej pogoni za żywnością. Doskonale widać to w zachowaniu niemowlaków.
Każdy rodzic wie, że płaczące dziecko można uspokoić kołysaniem, noszeniem na
rękach lub przejażdżką w wózku. Stąd nieruchome trwanie w jednym miejscu jawi się
nam, jako działanie wbrew naturze. Zezwolenie naszemu ciału na nic-nie-robienie jest
pierwszym krokiem na drodze do poradzenia sobie z naszą wrodzoną nadaktywnością.
Trwanie w tej dyscyplinie sprawia, że powoli wygasa ciśnienie przemieszczania się i
wzrasta w nas przekonanie o wartości bezruchu i ciszy. Ojcowie i Matki Pustyni, na
których praktykach modlitewnych bazuje chrześcijańska medytacja, podkreślali to
nieustannie: „Brat z Scestis poszedł po radę do Abby Mojżesza, a ten mu poradził tak:
Wracaj do swojej celi, ona nauczy cię wszystkiego”.
Chociaż nadaktywność jest cechą ogólnoludzką, to szczególnie widać ją na Zachodzie.
Jesteśmy zawsze w ruchu, ciągle w coś zaangażowani, nierzadko uwikłani w kilka
projektów na raz. Dotyczy to szczególnie tych, którzy mieszkają w dużych
skupiskach miejskich. Ciągle są oni dokąś w drodze: a to do pracy, to na rozrywkę, w
odwiedzinach u przyjaciół... Widać to również w niestałości i nieprzywiązywaniu się
do miejsc, stąd taka duża ilość coraz to nowych restauracji, barów, a nawet i
zmienność w kręgu przyjaciół. Więcej w nas robienia niż bycia: Nie siedź tak
bezczynnie, rusz się w końcu i zrób coś pożytecznego! Już jako dzieci mieliśmy
wypełniony terminarz zajęciami artystycznymi lub edukacyjnymi, szczególnie kiedy
przyszło nam mieć nadambitnych rodziców. Siedzenie i marzycielstwo nie były w
cenie. Ile razy słyszymy dzieci z ich bezustannym „Nudzi mi się”, kiedy nie robią
czegoś, co je bez reszty pochłania lub nie przychodzi im do głowy nic, co mają ze
sobą dalej zrobić. Owa nerwowość daje też znać o sobie w syndromie „duchowego
skakania z kwiatka na kwiatek”: zmianie jednego nauczyciela na następnego, nigdy
przy żadnym nie zagrzewając na dłużej miejsca.
Ojcowie Pustyni patrzyli na to surowym okiem: „Jeżeli przyjdzie ci znaleźć się w
klasztorze, to nie opuszczaj go. Tak jak ptak, który porzucając swoje gniazdo pełne jaj,
nie daje im się wykluć, tak zakonnik lub zakonnica tracą swój zapał i stygnie ich
wiara, gdy nie trzymają się jednego miejsca” (Amma Syncletica). Św. Benedykt,
którego poprzez pisma Kasjana, bardzo zainspirowała praktyka pustyni, ustanowił
stałość jako jedną ze swych kardynalnych zasad. Już w pierwszym rozdziale swej
Reguły wyraża się on bardzo krytycznie o niestałych zakonnikach, nazywając ich
gyrovagues, co to nigdzie nie usiedzą, wiecznie przemieszczając się od klasztoru do
klasztoru. Niestety przywiązanie do miejsca nie było szeroko przyjętą praktyką w
naszym zachodnim monastycyzmie, choć problem ten nie był obcy tradycjom
prawosławnym, hinduistycznym buddyjskim, gdzie zmiana nauczyciela była dość
powszechnie akceptowana i praktykowana. Za tym niestety szła też zmiana praktyki.
Chociaż przychodzi nam czasem wypróbować kilka różnych dyscyplin duchowych –
choć i tak większość z nich posługuje się tymi samymi metodami wkroczenia w sferę
ciszy – to w końcu musimy zdecydować się na jedną i pozostać jej wiernym na
zawsze, by przy jej pomocy wejść w głąb, ku naszym korzeniom. W przeciwnym
razie przyjdzie nam ślizgać się tylko po powierzchni i przytrafi się nam to, co
przydarzyło się owemu farmerowi z następującej historii:
Pewien farmer postanowił wykopać na swoim polu studnię. Ktoś powiedział mu, że
dawno temu była już na tym polu studnia i że na pewno pod ziemią znajduje się źródło
wody. Zabrał się więc ochoczo do pracy i przez jakiś czas kopał głębiej i głębiej.
Jednak kiedy mimo ciężkiej pracy nie ukazała się żadna kropla wody, pomyślał, że
może kopie w złym miejscu i że z pewnością będzie miał więcej szczęścia próbując
kawałek dalej. I znów włożył w kopanie studni całe swoje serce, ale i tym razem po
całym dniu ciężkiego kopania nie dokopał się do wody. I tak rozczarowany brakiem
efektów swej pracy, rozpoczynał kopanie w coraz to nowych miejscach, by w końcu
zostać z polem pełnym dziur i brakiem studni. A gdyby tylko zdecydował się na
wytrwałe kopanie w jednym z miejsc, to na pewno dotarłby do Źródła i wytrysnęłaby
zeń woda.
Stałość, jako przeciwieństwo nerwowości, ma znaczenie podstawowe. Trzeba nam
wewnętrznie stać na solidnym gruncie, zakorzenienić się w nim duchowo i
psychicznie. Trzeba nam stać się: nieruchomym punktem obracającego się świata
(T.S. Eliot). To zakorzenienie będzie z nami nie tylko podczas czasu medytacji, ale w
końcu stanie się właściwością naszego ducha. Pozwoli nam na przemianę życia tak,
że nasze działanie będzie wypływało z samego środka naszego bytu.
Copyright: WCCM.PL
Przekład: Andrzej Ziółkowski