JNBT FAQ 21.06.2012 Wiadomość od uytkownika Ela Wysłano dnia

Transkrypt

JNBT FAQ 21.06.2012 Wiadomość od uytkownika Ela Wysłano dnia
JNBT FAQ 21.06.2012
Wiadomość od użytkownika Ela
Wysłano dnia 11.06.2012 o godzinie 8:59
Witam, Jeżdżę rekreacyjnie raz w tygodniu od ok. 4 lat, 10 mies. temu miałam
upadek z konia zakończony uszkodzeniem kręgosłupa, chodzeniem o kulach i
wielotygodniową rehabilitacją. Nadal chcę jeździć, od maja tego roku wznowiłam jazdy w mojej
stajni. Ponieważ prześladuje mnie duży lęk poprosiłam instruktora (właściciela) o jazdy
indywidualne i o spokojne konie przez jakiś czas. Zgodził się, ale co przyjeżdżam na jazdę, to dostaję
albo konia z którego spadłam, albo drugiego, który też nie należy do „łatwych”. Gdy zapytałam
dlaczego, dostałam odpowiedź, że takie osoby jak ja same nie podniosą sobie poprzeczki i będą
tkwiły w takim stanie, tzn. będą jeździć indywidualnie i będą cały czas chciały dla siebie taryfę
ulgową oraz że to, że dostaję takie konie to przypadek, bo on nie może dać takich koni osobie, która
jeździ gorzej ode mnie. Ponieważ wjechało
mi to na ambicję, podczas tych jazd
zagryzłam zęby i chociaż nie należały do
najbardziej udanych i tak uważam za swój
duży sukces, że w ogóle na te konie
wsiadłam. Wczoraj zostałam przeniesiona
na jazdę grupową i dostałam znów
niepokorną klaczkę, z której spadłam.
Wzięłam ją i do kłusa było w miarę ok
(jest to koń do poganiania, z reguły
pomaga dopiero użycie bacika). Schody
zaczęły się w galopie (galopujemy zawsze
indywidualnie). Na sygnał ruszenia cofała
się, kładła uszy i tak mierzyła, aby sczepić
się zadem z którymś koniem, w galopie
przechodziła do kłusa, ścinała narożniki,
lgnęła do koni. Nie pomaga łydka, głos,
instruktor kazał mi używać bacika i tu
dochodzimy do sedna problemu – mam
paniczny lęk przed bacikiem na tym koniu, bo tak właśnie spadłam. Mimo to machnęłam tym
bacikiem i uderzyłam ją kilkakrotnie, praktycznie za każdym razem klacz oddaje z tylnych kopyt.
Byłam przestraszona. Mimo to „jakoś” zrobiłyśmy 2-3 okrążenia. Ten koń doskonale wie jak
przestraszyć jeźdźca i nie waha się go także zrzucić, bo wie, że
dzięki temu ma balast z grzbietu i przerwę w pracy. W galopie
po pół okrążenia, ściągała mi ręce w dół, przechodziła do
kłusa, ja wtedy nie odważyłam się jej uderzyć, bo wiem jaką
ma siłę barani skok przy nisko trzymanej głowie. Chociaż
instruktor w sumie mnie pochwalił, ja mam poczucie że ten
koń znów ze mną wygrał, bo mój strach nie przełamał się, lecz
pogłębił. Powiedziano mi jeszcze, że to nie jest problem konia,
tylko mój problem. Wiem, że moim „problemem” jest strach,
wiem, że ten koń to wie. Podobno ta klacz czasami wysadza
jeźdźców, ale podobno również pod niektórymi chodzi
normalnie (normalnie chodzi też pod instruktorami). Ja czuję
się niesprawiedliwie oceniona oraz że moja prośba o spokojne
konie nie jest szanowana. Z jednej strony rozumiem być może strategię przełamywania mnie (nie
posądzam tych ludzi o złośliwość), z drugiej w moim przypadku szokowa motywacja jest
nieskuteczna. Właściwie przełamałam się już na tyle, że wezmę nawet trudnego konia, ale wtedy
osoba instruktora musi mi dawać poczucie bezpieczeństwa, na ostatniej jeździe tak nie było. Ja wiem
jedno, „moja klaczka” nie szanuje ludzi i kwestia upadku czy wypadku na niej to kwestia czasu.
Dodam tylko, że wcześniej jeździłam na niej bez strachu i nawet w dniu upadku używałam bacika bez
strachu, mimo że koń brykał. Wtedy wierzyłam, że takie brykanie nie jest w stanie mnie wysadzić z
siodła - więcej nawet - wiedziałam że upadki są nieuniknione i mój strach przed nimi był w granicach
normy, bo kilka razy spadłam bez poważnych konsekwencji. Zgodnie z filozofią JNBT należałoby
wrócić do pracy od podstaw na ziemi. Pracy nad zaufaniem a potem szacunkiem. Ten koń jednak
moim zdaniem wymaga pewnego doświadczenia, dużej stanowczości, asertywności, jeśli nie presji i
agresji jeźdźca, przynajmniej na początku. Po pierwsze gdybym to ja miała tak popracować z tym
koniem potrzebowałabym wsparcia, po drugie jakie ja mam szanse, aby popracować w ten sposób z
koniem ze szkółki?! Teoretycznie nawet gdybym wykonała z nią taką pracę, ona i tak zostanie
„popsuta” przez całą rzeszę uczących się jeźdźców. Dodam, że kiedyś chciałam z nią zrobić 10 ZM i
właściwie mi się to nie udało. Wściekle kładła uszy, gdy tylko mnie zobaczyła, rzucała głową, biła
przednim kopytem. Tupnęłam na nią nogą, poprzestawiałam w boksie, ale nadal pozostała
nieujarzmiona, bez oznak uległości. Praca z nią wymaga ostrej konfrontacji, potem ona ustępuje –
widziałam to na własne oczy. Chciałabym, abyś mi powiedział, jak Ty to widzisz. Dla mnie ta
sytuacja jest jak ślepy zaułek. Chcę dalej jeździć, ale nie chcę przeżywać za każdym razem tego
strachu i niepewności, jakiego konia dostanę, udowadniać sobie (i nie wiem komu jeszcze) swoją
odwagę na siłę i jeszcze za to płacić. Jeśli uważasz, że z moją osobowością nie powinnam dalej
jeździć, proszę napisz mi to. Ja nie potrafię powiedzieć sobie „koniec z jazdą, przerzucam się na
rower, albo kajak”. Teraz myślę nad zmianą stajni. Pozdrawiam serdecznie
Elu,
Podjąłem temat twojego pytania bo nie ty jedna pytasz o strach pod siodłem. Trudno o radę „nie bój
się” bo to nie droga JNBT. Tak, uważam poczucie strachu jako rozsądną część naszej pracy czy
zabawy z końmi. Bo czy uważasz, że jeździectwo to zabawa w której powinniśmy zapomnieć o tym
co to strach? Zdecydowanie nie. Konie to silne zwierzęta i jeśli jeden koń chce dobitnie powiedzieć
drugiemu „nie” to tamten może kuleć przez resztę życia a my możemy doznać koszmarnych obrażeń
z jakimi spotykam się na co dzień w świecie koniarzy. Ty po wypadku masz problem być może ze
strachem nad którym ci trudno zapanować i chyba nikt rozsądny się temu nie dziwi. Ale popatrz na
to oczami zwierzęcia na którym przychodzi ci jeździć. Ich życiem rządzi strach i nie o wypadek ale o
to czy przeżyją jeszcze jeden dzień. Zatem jeśli to zwierzę czuje strach drugiego zwierzęcia, które na
dodatek stara mu się przewodzić, to jasne, że samo przestaje czuć się pewnie i takiemu liderowi ani
nie zaufa ani nie pozwoli sobą łatwo powodować. A jeśli do tego wie jak tego unikać, to z chęcią się
go pozbędzie z siodła. I ten koń to potrafi. Zatem karanie go palcatem bynajmniej nie buduje
wzajemnego zaufania ale podporządkowanie siłą, które jest kruche i pęka jak bańka mydlana przy
byle problemie. Zatem tak jak piszesz nie pytanie „czy” ale kiedy może się wydarzyć coś złego.
Zatem nie podnoszenia poprzeczki ale jej OBNIŻENIA potrzebujesz w tej chwili. I sugeruję, abyś ty
w tym nie brała po prostu udziału. Tak jak z młodymi końmi buduję ich ufność pozwalając im
pokonywać pewnie przeszkody niższe niż dotychczas skakały i zanim podniosę poprzeczkę właśnie
zawsze staram się im najpierw ją obniżyć. Dopiero jak są pewniejsze siebie i ufają mi, zaczynam
stawiać nowe wyzwania.
Jeździectwo dla wielu to jeszcze taki test macho. Ale wiesz, że to podejście z modelu JNBT jest
ślepe i nie buduje właściwych relacji i prawie zawsze w konsekwencji siłowej próby to koń wygra.
Czy zatem miałabyś dlatego zrezygnować z jeździectwa? Nie. Tak konie jak i my nie lubimy się bać
(poza niektórymi facetami potrzebującymi adrenaliny na co dzień). Rozwiązaniem jest oczywiście
nie rzucanie ciebie w parze z tym koniem na głęboką wodę (to był kiedyś test czarownic ☺) ale
znalezienie szkółki o rozsądniejszym podejściu, gdzie dadzą ci konia profesora i na pewno nie będą
kazali jeździć z palcatem i karać konia. Wiesz , że to zwiększa prawdopodobieństwo wypłacenia
przez konia jeźdźcowi jego uderzeń. Nie palcatem się dominuje te zwierzęta ale głową. Samo twoje
pytanie świadczy o tym, że masz tego świadomość, i że to chyba nie najlepsza droga nauki i nie
zauważyłem w twoim mailu słowa o tym jak cudowne miałaś przeżycia i emocje na którejś z jazd.
Nie staraj się zatem szkolić konia, popsutego cwaniaka ale znajdź zwierzę , które ci zaufa pomimo
twojej niepewności siebie i zacznij pracować nad kontrolą własnego strachu. Właśnie konie
profesorowie najlepiej się w tym spełniają. Kilka jazd na ufnym, nie starającym się dominować,
przepuszczalnym koniu trenowanym metodami naturalnymi pomoże ci zapanować nad emocjami ale
nie staraj się też wyzbywać strachu. Naucz się go kontrolować. Potraktuj wypadek jako życiowe
doświadczenie i naukę , niestety bolesną, którą dały ci konie i nie powielaj błędów przeszłości.
Odmów jazd na koniu nie dopasowanym do twoich umiejętności i pewności siebie i rozwijaj własne
doświadczenia i naukę idąc np. na początek w kierunku zabaw i pracy z ziemi. Odkryjesz może jak
zabawne i oddane potrafią być te zwierzęta. Wsiadasz teraz pewnie z duszą na ramieniu na nie ufne,
szkółkowe zwierzę z wędzidłem w pysku a twoje ręce stają się sztywne zadając ból a strach udziela
się wam jeszcze na maneżu. To nie rozwiąże twoich problemów.
Wczoraj pracowałem z młodym Ślązakiem pomiatającym ludźmi. Taki młody”podwórkowy”
chuligan, którego właścicielka zaczęła się poważnie bać. Miała połamaną ciężko rękę, pogryzienia,
zaczął wyrzucać ją z boksu i coraz gorzej zachowywać się wobec ludzi. Trochę przypomina to twoją
sytuację tyle ,że ten koń był jej własnością. Patrzyłem kątem oka na nią jak reagowała kiedy
skarciłem to zwierzę, gdy pokazywało mi, że mnie kopnie i razem z zadawanymi pytaniami
domyślałem się ile błędów w wychowywaniu tego zwierzęcia udało jej się już popełnić. I wiem, że
jeśli nie pokusi się o wiedzę na jakimś z kursów to tylko będzie gorzej. Ryzyko będzie rosło a im
później tym trudniej u tego zwierzęcia będzie odbudować utratę szacunku do człowieka. Dopiero
JNBT Relations Level 3 wyposaża studentów w wiedzę pozwalającą na powodowanie końmi w
pełnym zakresie tj budowania relacji opartych o zaufanie , szacunek i dominację. Odwiedź być może
warsztaty z dzikimi końmi jako słuchacz, gdzie zachowanie dzikich ogierów poszerzy twoją skalę
wyzwań i trudności jeździeckich oraz da wyobrażenie jak bardzo trzeba kontrolować własne emocje
stając oko w oko z dominującym dzikim ogierem w roundpenie. To przecież nauka i budowanie
swojej osobowości ale to właśnie konie uczą nas jak być lepszymi. Czasami niestety to boli ale warto
próbować.
Pozdrawiam
Andrzej Makacewicz