zasłużeni dla pedagogiki specjalnej
Transkrypt
zasłużeni dla pedagogiki specjalnej
ZASŁUŻENI DLA PEDAGOGIKI SPECJALNEJ MAŁGORZATA DOŃSKA-OLSZKO ZSS nr 109, Warszawa WSPOMNIENIE O DR ANNIE LECHOWICZ Żyjemy obok drugiego człowieka, w bliskości, przyjaźni. Wydaje nam się, że wszystko o nim wiemy, ale kiedy życie konfrontuje nas z sytuacjami skrajnie trudnymi, okazuje się, że tak naprawdę niewiele wiemy o osobie, która nam towarzyszyła. Tak też właśnie stało się w moim przypadku. Znałam dr Annę Lechowicz 30 lat, a przyjaźniłam się z Nią prawie 20 lat. Razem pracowałyśmy i wspólnie wspierałyśmy się w codziennym życiu. Myślałam, że znam Ją dobrze. Kiedy nadeszła ciężka choroba i śmierć Hani, zobaczyłam znaną w szkole pod pseudonimem „Misiek" osobę oczami Jej kolegów z pracy, pedagogów specjalnych i terapeutów z całej Polski. Każdy mówił o Niej: „przyjaciel". Jak to? Więc nie była tylko moim przyjacielem? Z setek listów, maili i telefonów, jakie otrzymywałam podczas Jej choroby i zaraz po odejściu, wyłonił się obraz zupełnie dla mnie nowy. Odkrywałam, jak Ją postrzegali inni koledzy, znajomi, najbliższa rodzina. Jak dalece Jej nie znałam i nie doceniałam? Poruszenie całego środowiska nauczycieli pracujących z osobami z niepełnosprawnością spowodowane przedwczesnym odejściem dr Anny Lechowicz odkryło mi Jej prawdziwy obraz. Prof. Marta Bogdanowicz z Uniwersytetu Gdańskiego, zawiadomiona przez Lidię Klaro-Celej (doradcę metodycznego w Warszawie) o śmierci Hani, napisała: „Pani Lidio. Wiem o Niej wszystko co najlepsze. Miałam zaszczyt recenzować Jej pracę doktorską i być Jej przyjacielem, jednym z wielu. Wielu jakich miała". Hania była jak się mówi potocznie prawdziwym nauczycielem, a dokonany przez Nią wybór zawodu nie był przypadkowy. Od dziecka realizowała swoje marzenia. Rodzina wspomina, że już jako mała dziewczynka sadzała wszystkie dzieciaki z podwórka na schodkach kamienicy przy ul. Rybnickiej 2 w Wodzisławiu Śląskim, gdzie się urodziła. Tam właśnie, kiedy miała kilka lat, widoczna już była jej pasja. Uczyła dzieciaki czytania i liczenia. Dyrygowała grupą i zaprowadzała w niej porządek. Nie miała czasu wejść na górę do mieszkania, gdy mama Paulina wołała na obiad. Prosiła, by zrzucić Jej kromkę chleba przez balkon, bo nie może zostawić swojej klasy. Gdy po ukończeniu szkoły podstawowej trzeba było zdecydować o dalszej edukacji, Hania nie miała żadnych wątpliwości co do wyboru szkoły. Liceum Pedagogiczne w Pszczynie było oczywistością. Dawało też szansę na usamodzielnienie się i zamieszkanie w internacie, bez rodziców. Zaraz po maturze wyjechała na studia do Warszawy. Opiekunem grupy Hani w 1970 r. w ówczesnym Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej (obecnie Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej) została mgr Irena Muszyńska, która od razu rozpoznała potencjał studentki i wspierała Ją, bowiem utrzymanie się w tamtych latach w stolicy nie było łatwym zadaniem dla młodej dziewczyny z prowincji. Hania tułała się wówczas po wynajmowanych pokojach, brakowało Jej pieniędzy na życie, miała bardzo skromny budżet SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 377 MAŁGORZATA DOŃSKA-OLSZKO na jedzenie. Mieszkając w akademiku przy ulicy Spiskiej, często nie miała pieniędzy na obiad w studenckiej stołówce. Przetrwała dzięki pomocy I. Muszyńskiej i rodziny z Wodzisławia Śląskiego, która pomagała najmłodszej z całego rodzeństwa siostrze utrzymać się w Warszawie. Ojciec Hani - kolejarz z zawodu, brat Tadeusz i najstarsza siostra Danusia regularnie wozili ze Śląska ciepłe ubrania, smalec, ogórki i kapustę zasmażaną z kiełbasą. Zawsze, do ostatnich dni życia, mogła liczyć na rodzinę. Przetrwała także oczywiście dzięki własnej wytrwałości, ambicji i podjęciu pracy równolegle ze studiami. I. Muszyńska wspomina, że Hania jako starościna grupy przychodziła do niej jedynie w sprawach kolegów, nigdy z własnymi problemami. „Była niezwykle zdolna, otwarta i doskonale zorganizowana, wszystkie egzaminy zdawała przed terminem. To, co robiła, zawsze obudowywała wiedzą, tzn. teorią z literatury. W lot chwytała wszelkie rady i rozwijała je dodatkowo o własne pomysły. Była studentką nieprzeciętną, wybijającą się na tle własnej grupy i studentów tego rocznika" Podjęła pracę w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym przy ul. Osowskiej z młodzieżą społecznie zaniedbaną, która weszła już w rozmaite kolizje z prawem. Wypożyczała od dyrektora na swoją odpowiedzialność finansową sprzęty techniczne (telewizor, magnetofon) i uczyła młodzież ich obsługi. Zabierała chłopców do kawiarni i uczyła ich właściwego zachowania się w miejscach publicznych, korzystania ze środków komunikacji i miejskiej w kulturalny sposób. Podejmowała próby uspołeczniania młodzieży poza terenem placówki. W tamtym czasie były to niespotykane działania pedagogiczne, całkowicie innowacyjne, bo Hania zawsze wyprzedzała swoim podejściem do nauczania czasy, w których przyszło jej żyć i pracować. Pamiętam, że w szkole na ul. Radomskiej w latach 80. postawiła komputer Atari jeden z pierwszych w Polsce, otrzymany od niemieckiej organizacji Quaker Hilfe posadziła nauczycieli i szkoliła ich w jego obsłudze. Fascynacja Hani nowoczesną technologią doprowadziła Ją później do stworzenia pierwszej w naszym kraju specjalistycznej pracowni komputerowej dla uczniów z niepełnosprawnością ruchową i złożoną w organizowanej przez Nią od podstaw (1985 r.) Szkole Podstawowej nr 327 przy ul. Radomskiej 13/21 w Warszawie. Przez pierwsze lata pełniła w niej funkcję dyrektora i aż do śmierci pracowała jako nauczyciel-specjalista komunikacji i dostosowań komputerowych. „Radomska" zawsze była Jej ukochanym miejscem pracy. Tam było Jej serce, jej dzieci i ich rodziny. Uczyła nas skupienia się na dziecku, poszukiwania skutecznych metod i sposobów pracy. Mobilizowała do urzeczywistniania marzeń, do ustawicznego rozwoju szkoły i podejmowania nowych inicjatyw. Rozbudzała niepokój pedagogiczny opowiadając o swoich wizjach, o tym, co musimy zmienić, wdrożyć, rozwijać w szkole, żeby zaspokoić potrzeby uczniów. Szkoła, dzieci i koledzy nauczyciele oraz pozostali pracownicy byli dla Niej najważniejsi. Cokolwiek robiła dodatkowo w ramach szkoleń i wykładów z AAC (ang. Alternatme and Augmentative Communicatioń) na uczelniach, to zawsze wracała do źródła. Podkreślała, że wszystkiego nauczyły Ją dzieci i ich rodzice oraz koledzy ze szkoły. Wychwalała swoje macierzyste miejsce pracy i rozbudzała w każdym studencie, przyszłym młodym nauczycielu, a także czynnych pedagogach innych placówek w kraju chęć i ciekawość poznania szkoły na ul. Radomskiej. Mgr Magdalena Sarat obecnie pedagog szkolny w naszej placówce - która poznała dr Annę Lechowicz w 2001 r. studiując pedagogikę specjalną na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, tak Ją wspomina: „O swojej pracy nauczycielskiej z dziećmi niepełnosprawnymi zawsze mówiła z ogromną pasją i przejęciem. Często 378 SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 WSPOMNIENIE O DR ANNIE LECHOWICZ odnosiłam wrażenie, że nie ma dla Niej rzeczy niemożliwych do osiągnięcia. Taką dr Annę Lechowicz poznawali Jej studenci. Energiczną, profesjonalną, chętną do niebanalnych dyskusji. O szkole na Radomskiej opowiadała jak o wielkiej przygodzie i ciągłym wyzwaniu. Zachęcała nas do poszukiwania własnej drogi, eksperymentowania i nieulegania przeciwnościom losu. I chyba właśnie takim podejściem najbardziej imponowała młodym ludziom. Z uśmiechem pozwalała popełniać nam błędy i spierać się w udowadnianiu swoich racji tylko po to, żeby na koniec dyskusji zadać jedno celne pytanie, burząc pewność naszych poglądów. Była wykładowcą wymagającym od swoich studentów otwartości i determinacji w dążeniu do celu. Czasami myślę, że właściwie poznałam dwie Hanie Lechowicz. Pierwszą wykładowcę akademickiego, który imponował mi olbrzymią wiedzą, ale jednocześnie trochę onieśmielał. To Ona sprawiła, że chciałam robić w życiu coś dobrego i ważnego. O szkole przy ul. Radomskiej (obecnie Zespół Szkół nr 109 na ul. Białobrzeskiej 44), jej nauczycielach i uczniach opowiadała z wielkim zaangażowaniem. Jako studentka z zaciekawieniem słuchałam, jak cenna jest współpraca z ludźmi, na których można polegać, ile ciekawych projektów udało się zrealizować na rzecz podopiecznych placówki. Szybko uległam czarowi tych opowiadań i bardzo chciałam dołączyć do zespołu nauczycieli szkoły na Radomskiej. Nie zawiodłam się - praca okazała się tak ciekawa i wciągająca jak opowiadała o niej na wykładach dr Lechowicz. Tam spotkałam drugą Hanię nauczycielkę, z którą miałam okazję współpracować na co dzień. Niezwykle profesjonalną, niepoddającą się żadnym przeciwnościom, poszukującą rozwiązań w trudnych sytuacjach, dowcipną i niemal zawsze uśmiechniętą. Wielokrotnie doradzała mi, jak postępować, inspirowała do doskonalenia własnych umiejętności, ale kiedy trzeba było, potrafiła bezlitośnie demaskować błędy i potknięcia". Przygoda dr Anny Lechowicz z komunikacją wspomagającą i alternatywną (AAC) zaczęła się równolegle z powierzeniem Jej przez ochockie władze edukacyjne w 1985 r. misji utworzenia pierwszej w Polsce szkoły dla dzieci z porażeniem mózgowym. Podczas jednej z Jej pierwszych wizyt w Niemczech - organizowanych przez Olgę Carstens i jej ojca Heindricha Carstensa, działacza organizacji Quaker Hilfe Anna Lechowicz zwiedziła liczne szkoły specjalne w Hamburgu. Przywiozła ze sobą w kieszeni symbol Blissa z myślą o niemówiących uczniach szkoły na Radomskiej. System porozumiewania się przy użyciu symboli Blissa i innych systemów komunikacji niewerbalnej przez osoby z poważnymi zaburzeniami mowy lub jej brakiem był wtedy w Polsce nieznany. Ten jeden tajemniczy symbol dał początek wieloletnim poszukiwaniom możliwości kontaktu z osobami niemówiącymi. Skupienie się na komunikacji międzyludzkiej, uczestniczenie w licznych szkoleniach za granicą i wreszcie zdobycie uprawnień „Senior Presentor" pozwoliły Annie Lechowicz na samodzielne prowadzenie szkoleń dla polskich nauczycieli i specjalistów oraz zorganizowanie pierwszego kursu Blissa w roku 1991. Przez kolejne lata Hania wraz z mgr Ireną. Muszyńską i mgr Teresą Mierzwą przeszkoliła tysiące nauczycieli i terapeutów z całego kraju, a także studentów licznych warszawskich uczelni pedagogicznych. Termin AAC kojarzy się w Polsce każdemu pedagogowi specjalnemu z nazwiskiem Anny Lechowicz - prekursorem zastosowania komunikacji wspomagającej i alternatywnej w terapii i nauczaniu dzieci z niepełnosprawnością oraz towarzyszącymi jej poważnymi zaburzeniami mowy. Hania była jednym z założycieli i członkiem zarządu ogólnopolskiego Stowarzyszenia „Mówić bez słów". SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 379 MAŁGORZATA DOŃSKA-OLSZKO Obecny jego prezes mgr Agnieszka Pilch z Zamościa powiedziała: „Zdajemy sobie sprawę, że my także, jako stowarzyszenie, boleśnie odczujemy brak Hani w naszym gronie. To Ona była jednym z założycieli naszej organizacji, a przez wiele lat jednym z najaktywniejszych członków zarządu. Utraciliśmy koleżankę, osobę wielkiej życzliwości, pełną dobrej woli. Zawsze gotową nieść pomoc innym, zarówno osobom niepełnosprawnym, ich rodzinom, jak i ogromnej rzeszy nauczycieli. Autentyczne oddanie wspólnej sprawie, kultura osobista, spokój i mądrość zjednywały Jej rzeszę przyjaciół. Była niezwykłym człowiekiem. Umiała prowadzić fascynujące i wzbogacające rozmowy. Jak nikt inny umiała mówić i słuchać oraz inspirować nas do dalszej pracy. Potrafiła w nas dostrzec potencjalne możliwości, podsycała nasz zapał i energię do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Wspierała nas i dodawała otuchy w trudnych chwilach. Zawsze mogliśmy zwrócić się do niej o pomoc lub o radę. Była dla nas najżyczliwszym przyjacielem, drogowskazem w wielu sprawach. Przy każdej okazji uczyła nas szacunku i zrozumienia dla potrzeb drugiego człowieka. Była naszym mistrzem i przewodnikiem. Miała rozległą wiedzę i wysokie kompetencje w zakresie pracy z osobami z poważnymi problemami w komunikowaniu się. Przekazywała swoje myśli, swoją wiedzę w sposób obiektywny, pełen pasji, działając na wyobraźnię, prowokując do myślenia, pobudzając ciekawość, pozostawiając w nas głód kolejnych spotkań. Zapamiętamy Ją ubraną w kamizelkę z figlarnie zawiązaną apaszką, z okularami na nosie i spojrzeniem pełnym pogody, zrozumienia, taktu i ludzkiej uczciwości". Dwa widoczne nurty zainteresowań Hani, obydwa całkowicie nowatorskie w polskiej pedagogice specjalnej - komunikacja i nowoczesna technologia - znalazły odzwierciedlenie w Jej pracy doktorskiej pt. Komputerowe wspomaganie procesu komunikacji niewerbalnej dzieci z wieloraką niepełnosprawnością. Na obronę pracy (2003 r.) przyszło wielu aktualnych i byłych uczniów Hani z ciężką niepełnosprawnością ruchową wraz z rodzicami. To było dla Niej największe szczęście i sukces. Taką publiczność zapamiętali także uczestnicy obrony doktoratu. Wózki elektryczne, komunikatory generujące głos, pomoce komunikacyjne robiły wrażenie na zgromadzonych. Takiej obrony jeszcze nie było na tej uczelni. Dr Danuta Emiluta-Rozya, logopeda i wykładowca warszawskiej APS, napisała na klepsydrze rozwieszonej na uczelni po śmierci Hani: „Dzięki dr Annie Lechowicz dzieci pozbawione możliwości porozumiewania się werbalnego otrzymały indywidualne książki do komunikacji (oparte na symbolach Blissa, piktogramach PCS czy innych systemach), a później urządzenia technologiczne generujące głos, które pozwalają osobom niemówiącym kontaktować się z otoczeniem i rozwijać swój potencjał poznawczy". Obecność uczniów i absolwentów szkoły na obronie doktoratu stanowiła dla Hani miarę Jej własnych osiągnięć zawodowych. Karierą dla osobistych apanaży nie była zainteresowana. Najważniejsi byli Jej uczniowie. To dla nich podejmowała wszelkie wysiłki i poszukiwała rozwiązań. To ich jakość życia była drogowskazem w rozwoju zawodowym Anny Lechowicz. Ta tendencja jest także widoczna na zdjęciach z uroczystości 20-lecia Szkoły Podstawowej nr 327 w 2006 r. Hania na większości zdjęć siedzi naprzeciw absolwentów szkoły - Jej byłych uczniów - i rozmawia przy użyciu książki lub tablicy do komunikacji. Nie widać jej wśród innych zaproszonych gości, władz oświatowych czy nauczycieli, bo najważniejszymi dla Niej gośćmi byli uczniowie szkoły oraz ich rodziny. Mateusz Gregorski, który ukończył parę lat temu szkołę na Radomskiej, tak wspomina swoją nauczycielkę od komputerów: „Szesnaście lat temu trafiłem do 380 SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 WSPOMNIENIE O DR ANNIE LECHOWICZ szkoły na Radomskiej i tam miałem szczęście dostać się w ręce niezwykłego nauczyciela, Hani Lechowicz. To ona okiem eksperta dostrzegła i poczuła, że we mnie drzemie potencjał, o którym nikomu się wtedy nie śniło. Byłem chłopcem zbuntowanym, niemogącym pogodzić się z tym, że nie mogę działać, że niczego nie mogę ani ręką, ani nogą samodzielnie zrobić. Nie mogłem też swobodnie porozumiewać się, mówiłem z trudem i bardzo niewyraźnie. Wkurzało mnie to, że wszyscy czegoś ode mnie oczekiwali, uczyli, ćwiczyli, rehabilitowali i liczyli na spektakularne efekty, których nie było. Nie mogłem się nawet bawić. W II klasie rozpocząłem lekcje z Hanią. Spotkania w składzie Hania, komputer i ja nie od początku były fajne, chociaż komputer mnie fascynował. Hania była wymagająca i czasem bezwzględna, nie zawsze mnie rozumiała, a ja robiłem różne numery. Nie byłem łatwym uczniem, chociaż bardzo zależało mi na tych lekcjach. Pewna afera stała się punktem zwrotnym w naszej współpracy. Hania chciała pokazać gościom ze Szwecji, jak pracuję, a ja zrobiłem jakiś niekontrolowany, niezamierzony ruch ręką, który Hania źle odczytała. Wściekła się i wyrzuciła mnie z pracowni. Ja czułem się niesłusznie ukarany, a dziś po cichu powiem, że Szwedki były po mojej stronie. Po efektownej drace, dla podkreślenia wagi porozumienia, założyliśmy firmę non-profit HAMAT (HAnia i MATeusz). To był oczywiście sprytny wybieg pedagogiczny Hani, ale od tego momentu zaczęliśmy współpracować i zaprzyjaźniliśmy się. Nasza firma przetrwała lata. Hania nazywała mnie Hamat, a dla nas w rodzinie to ona była Hamatem (lub Miśkiem). Maskotką firmy był mój ukochany miś koala, którego przyniosłem Hani na przeprosiny i możliwe, że do dziś stoi w Jej pracowni komputerowej. Lekcje z Hanią były dla mnie niezwykłe i najważniejsze na świecie, co ratowało panią Elę (moją wychowawczynię) w sytuacjach, gdy nie mogła sobie ze mną poradzić. Pisała wtedy listy do Hani, żeby nie dawała mi pracować na komputerze. To samo robiła moja mama. Jak już bardzo podpadałem, zostawałem w domu tego dnia, kiedy miałem lekcje komputerowe z Hanią. To robiło na mnie wrażenie, bo na niczym innym mi tak nie zależało, jak na tych spotkaniach. Hania taktownie zwróciła mamie uwagę, żeby była uprzejma zastosować inne metody wychowawcze. Jak już byłem «uznanym komputerowcem», wielokrotnie udawało mi się zepsuć w domu komputer. Gdy formatowałem dyski, przestawiałem coś w BlOS-ie, rodzina traciła cenne dane i można sobie wyobrazić, jakie burze to wywoływało. To oczywiście docierało do Hani. Gdy na miesiąc miałem szlaban na komputer, co mnie prawie «zabiło», Hania wstawiła się za mną i dyplomatycznie wynegocjowała złagodzenie kary. Kochana Hania zawsze mnie broniła mówiąc, że jak nie zepsuję, to się nie nauczę. Hania potrafiła też sprawić, że zaistniałem wśród sprawniejszych kolegów. Jak mieli problemy komputerowe, odsyłała ich do mnie. Zobaczyłem wtedy, że coś mi wychodzi lepiej niż innym i mogę im pomóc. Hania chwaliła mnie przy każdej okazji i wszędzie, nawet wśród obcych. Pamiętam noworoczne ognisko w górach, przy którym się bawiliśmy. Było dużo nieznajomych ludzi, a Hania, która ze wszystkimi nawiązywała szybko kontakt, zadziwiła innych opowiadaniem o mnie, czego to nie osiągnąłem. Bardzo to było dla mnie miłe. Hania pracując ze mną przez kilka lat dała mi wielkie wsparcie i wspaniały warsztat, umiejętność pracy na komputerze. Otworzyła przede mną możliwości samodzielnego działania i decydowania o różnych sprawach. Ja też w końcu zrozumiałem, że SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 381 MAŁGORZATA DOŃSKA-OLSZKO nawet kiedy mnie krytykowała, to bardzo mnie wspierała. Dała mi poczucie własnej wartości, a to dało mi siłę, gdy wyszedłem spod jej skrzydeł. Dziś jestem studentem europeistyki Uniwersytetu Warszawskiego i czuję w tym rękę Hani". Po śmierci Hani, zgodnie z Jej życzeniem, odbyło się u Niej w domu spotkanie rodziny, przyjaciół, znajomych i kolegów ze szkoły. Kunegunda Barbara Czarnecka, przebywająca już na emeryturze, wizytatorka opieki nad dzieckiem i kształceniem specjalnym, poznała Annę Lechowicz w 1977 r. pracując w Wydziale Edukacji i Wychowania na Ochocie. To ona rekomendowała Ją w 1985 r. na dyrektora i twórcę pierwszej w kraju placówki edukacyjnej dla uczniów z porażeniem mózgowym. Na spotkaniu opowiadała, dlaczego Hania była osobą właściwą, by organizować od podstaw szkołę: „Pracowała w dzielnicy już 8 lat, nie było takiej aktywności, w której nie chciałaby uczestniczyć. Lubiła mierzyć się z nowymi problemami. Skompletowani przez Hanię nie bez trudności - pracownicy (nauczycielki, psycholog, rehabilitanci, opiekunki) od początku wiedzieli, że razem będą uczyć się uczyć, docierać do podobnych doświadczeń w innych krajach, szukać potrzebnej wiedzy. Każde posiedzenie rady pedagogicznej było burzą mózgów, gdyż wszyscy byli młodzi i opanowani - jak ich dyrektorka pasją tworzenia nowego. Była człowiekiem renesansu. Osobą wszechstronną, charakteryzującą się wysoką inteligenta, niewątpliwym talentem pedagogicznym, ogromną pracowitością, determinacją w osiąganiu celów i wyjątkową wrażliwością na potrzeby innych. Wszystko, czemu choć na trochę oddała umysł i serce, po pewnym czasie zamieniało się w dobro. Zawodowi nauczyciela nadała rangę posłannictwa. Ta sama Hania, pełen talentów i rozlicznych zasług pedagog, była także uroczą kobietą. Skromną, ciepłą, ujmującą w sposobie bycia, umiejącą sprostać wszystkim wymogom etykiety. Z taką osobą współpracowałam i przyjaźniłam się przez wiele lat i taką Ją zapamiętam. Spotkanie pamięci w Jej domu w dniu 19 lutego 2012 r. było dla mnie uczestnictwem w swoistym koncercie miłości. Miłości i wdzięczności. Za wszystkie jej dokonania, wspomnienia, które po sobie zostawiła, i wzruszenia, których nam dostarczyła". Hania była nauczycielem dzieci i młodzieży, studentów i czynnych nauczycieli. Jej pasja nie omijała nikogo i każdy nadawał się na ucznia, również urzędnicy. Zaprzyjaźniona z Hanią mgr Ewa Krawczyk, wicedyrektor w Biurze Edukacji Urzędu Miasta st. Warszawy w latach 2002-2009, mówiła podczas mszy pożegnalnej w kościele Świętego Jakuba: „Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły. Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń. Takim aniołem na ziemi była dr Hanna Lechowicz, pierwszy w Polsce pedagog specjalny, który otrzymał tytuł Honorowego Profesora Oświaty. Taka osoba znana jako Misiek była moją przyjaciółką. Zawsze ciepła, można było przytulić się do Niej, herbatkę podawała z sokiem, okrywała miękkim kocem. A Ona myślała o innych, o niepełnosprawnych, szacunku dla nich, godnym życiu. Wiele rozmawiałyśmy, godzinami chodziłyśmy z kijami w Łomiankach, wśród pól i drzew, które kochała. Mówiła mi, jak jest zorganizowana pomoc dla starszych i niepełnosprawnych w Hamburgu, jak są zorganizowane szkoły specjalistyczne w Hamburgu. Specjalistyczne, a nie specjalne. To duża różnica w nazwie, ale i w sensie tej nazwy. Hania pokazała mi, co to jest przyjaźń. Pokazała, jak z szacunkiem do innych można okazywać wdzięczność. Nauczyła mnie wszystkiego, co wiem o niepełnosprawno382 SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 WSPOMNIENIE O DR ANNIE LECHOWICZ ści, o godności osób niepełnosprawnych oraz ich potrzebach w niezależnym, godnym, szczęśliwym życiu. Nie godziła się na obecne rozwiązania. Była dla mnie wielką inspiracją i motywacją do działań. Wykazywała mi błędy, absurdy w prawie oświatowym, które blokowały pomoc dla osób niepełnosprawnych. Dzięki Niej tak wiele wiedziałam o niepełnosprawności i mogłam coś zrobić pracując w Biurze Edukacji czy w Zespole ds. Uczniów o Specjalnych Potrzebach Edukacyjnych powołanym przy MEN". Kiedy na posiedzeniu rady pedagogicznej w dniu 9 maja 2012 r. nauczyciele jednogłośnie podjęli uchwałę o nadaniu Zespołowi Szkół nr 109 imienia dr Anny Lechowicz, nie mieli wątpliwości, że nie ma godniejszego i bardziej zasłużonego dla szkoły patrona. Zaczęliśmy zapisywać historię placówki. Pomyślałam, że warto spisać wspomnienia nauczycieli, którzy pracowali na Radomskiej od samego początku (prawie 30 lat), i młodych, którzy po wykładach Hani pragnęli się tam znaleźć. Młodziutka i podobnie jak Hania „prawdziwa" nauczycielka Kasia Cichocka-Segiet spisała wspomnienia kolegów ze szkolnego zespołu AAC. W posiedzeniach tego zespołu Hania zawsze uczestniczyła. Powstał materiał pokazujący, jak postrzegali dr Hannę Lechowicz Jej koledzy z grona pedagogicznego szkoły, którą tworzyła, której oddała całe swoje serce i do której każdego poranka jechała z radością. Myśląc o ogromie dobra, zaangażowania, uwagi, o wielostronności spojrzenia i umiejętności przeniesienia do Polski innowacyjnych rozwiązań z całego świata, trudno jest uwierzyć, że jest to dzieło jednego człowieka. Człowieka, który nie tylko potrafił działać na rzecz innych ludzi, ale który mimo ogromu wiedzy, dokonań, tytułów naukowych i wyróżnień ministerialnych potrafił być przyjacielem; co więcej, przyjacielem nie tylko dzieci, ale także dorosłych. Nie traktowała nas jedynie jako pracowników szkoły, ale przede wszystkim jako ludzi, którzy są interesujący, mają swoje życie, problemy. Potrafiła koordynować pracę wielu osób równocześnie bez cienia zawiści, złości, występowania z pozycji nadrzędnej zarówno ze względu na wiek, jak i wiedzę oraz zajmowane stanowisko. Miała w sobie iskrę, pasję, umiała zachęcić inne osoby do pracy, korzystania z pomocy. Bardzo ważne było dla niej, aby nauczyciele ciągle poszerzali swoją wiedzę, rozwijali kwalifikacje, umiejętności; nie stali w miejscu zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym Po śmierci dr Hanny Lechowicz nie było w szkole osoby, która nie tylko zapytana, ale sama, z potrzeby swojego serca nie miałaby do opowiedzenia przynajmniej kilku anegdot ukazujących, jak dobrym, szlachetnym, odważnym, pełnym uroku i ciepła była człowiekiem oraz jak potrafiła odnaleźć te cechy w drugim człowieku i pokazać mu je tak, że również czuł się wartościowy. Hania nie tylko miała ogromną wiedzę, ale także potrafiła się nią dzielić w sposób bezinteresowny. Stworzyła zespół szkoleniowy. Powołała go, pokazując nam, że mamy własną wartość. To także przekładało się na uczniów. Nie tylko poszukiwała rozwiązań ważnych tu i teraz, umiała także przewidywać, planować, patrzeć w przyszłość. Potrafiła doskonale łączyć ludzi ze sobą tak, aby mogli się wspierać. Miała wyczucie, w czym się szkolić, jakie kończyć studia. Widziała przyszłość, potrafiła przewidzieć, co nastąpi. Mimo rozlicznych działań, jakie podejmowała w wielu miejscach w Polsce, na pierwszym miejscu, najważniejszym, zawsze była szkoła. Tego także nas nauczyła. Niezależnie gdzie jesteśmy i co robimy, wszyscy zawsze pamiętamy, gdzie jest nasze SZKOŁA SPECJALNA 5/2012 383 MAŁGORZATA DOŃSKA-OLSZKO miejsce w świecie Pokazywała nam, że aby być dobrym nauczycielem, trzeba czerpać przyjemność z pracy, czuć się w niej komfortowo, każdy dzień rozpoczynać z radością. Hania była nauczycielem komunikacji nie tylko niewerbalnej, ale przede wszystkim międzyludzkiej. Wspaniale umiała rozmawiać z rodzicami uczniów. Zawsze chcieliśmy, aby uczestniczyła w naszych spotkaniach z „trudnymi" rodzicami. Była dla nas wsparciem w wielu sytuacjach, doskonale wyczuwała, co się dzieje, zawsze potrafiła znaleźć trafną konkluzję, nie pozwalała, aby rodziły się konflikty". Była bardzo towarzyska, nakłaniała nas do przebywania ze sobą nie tylko w pracy. Nauczyła nas zarówno tego, jak wielostronnie możemy spoglądać na dziecko, ale także tego, jak uważni musimy być wobec siebie nawzajem. Uczyła nas rozmawiania ze sobą, współdziałania, uwagi i otwartości na drugiego człowieka. Pokazywała nam, że najważniejsze jest działanie w tym samym kierunku, razem, niezależnie od tytułu naukowego czy zajmowanego stanowiska. Miała jeszcze jedną cechę - potrafiła przestać być dyrektorem, przekazać swoją funkcję i pozostać w szkole. Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje się, że była człowiekiem potrafiącym wiele zdziałać na gruncie polskiej pedagogiki speq'alnej. W sedno trafiała, doskonale oceniała ludzi i bezbłędnie poruszała się wewnątrz polityki oświatowej. Była człowiekiem, który siłą swojego człowieczeństwa potrafił porwać i pobudzić do działania zarówno młodych, dopiero rozpoczynających pracę nauczycieli, jak i starszych, doświadczonych, niekiedy krytycznie i z rezerwą angażujących się w nowe zadania. Każdy, kto poznał Hanię, dostąpił niezwykłego zaszczytu. Dr Anna Lechowicz zmarła 1 lutego 2012 r. mając zaledwie 61 lat. Pracowała niemal do ostatniej chwili, do końca z uwagą dla życia szkoły, bliskich, otaczających ją osób, do końca z pasją i charakteryzującym Ją niepokojem pedagogicznym. Odchodziła z niezwykłą godnością, prezentując ogromną siłę charakteru. Wszyscy liczni Jej przyjaciele mają poczucie, że nikt nie wypełni luki pozostałej po Niej. Dr Wirginia Loebl z Uniwersytetu w Gdańsku napisała po Jej śmierci: „Choć powiada się, iż nie ma ludzi niezastąpionych, to w odniesieniu do Hani Lechowicz to stwierdzenie jest nieprawdziwe. Jej siła, energia, ambicja, kompetencje zawodowe były niezwykłe. Pełna szacunku wobec przyjaciół. Oddana w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi, rozumiejąca ich problemy. Walcząca o ich pozycję, właściwy stosunek do ich człowieczeństwa. Wymagająca wobec siebie i innych osób. Poznała dogłębnie sztukę porozumiewania się z użyciem niekonwencjonalnych sposobów. Jako pierwsza współtworzyła polską szkołę AAC, dzieląc się hojnie swoją wiedzą i umiejętnościami". Zgodnie z życzeniem Hania została pochowana w Wodzisławiu Śląskim, w rodzinnym grobie na malutkim cmentarzu przy ul. Pszowskiej. Chciała wrócić do swoich bliskich, w których zawsze miała oparcie. Do Wodzisławia, rodzinnego miasta, do którego jeździła kilka razy w roku z radością. Samochodową trasę z Warszawy na Śląsk mogła pokonać z zamkniętymi oczami. Tam czekała na Nią rodzina, miejsce przy stole i ulubione kluski śląskie z roladkami i modrą kapustą. Tam też znalazła ciszę. Tak trudno jest nam używać czasu przeszłego, gdy mówimy o dr Annie Lechowicz. Uczyła nas konsekwentnie, latami, jak porozumiewać się bez słów. Dziś możemy korzystać z tych umiejętności w codziennej pracy z osobami z niepełnosprawnością, w kontaktach z nimi. 384 SZKOŁA SPECJALNA 5/2012