Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Kolbego Kotarbiński oczywiście kwestionował, a wręcz potępiał. Bertrand Russell był człowiekiem tego samego typu. Jeden z największych ateistów XX wieku sponso- rował swoją córkę, która była zakonnicą. Nie widział on absolutnie żadnego konfliktu w tych postawach. SCJENTYZM TO OPIUM DLA MAS Przypisy: 1. Wspomniany przez Pana Profesora Bogdana Szlachtę sąd nad rewolucją francuską odbył się jesienią 2000 roku w siedzibie Kabaretu Loch Camelot. Imprezę zorganizował Klub Jagielloński w ramach dwudniowego festiwalu „Człowiek z celuloidu”, inspirowanego filmami Andrzeja Wajdy. Bogdan Szlachta (ur. 1959): 22 profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyk myśli politycznej, redaktor naczelny półrocznika „Politeja” (pismo Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ). Członek Ośrodka Myśli Politycznej. Konserwatysta. Członek Rady Stowarzyszenia Klubu Jagiellońskiego. Jan Woleński (ur. 1940): profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, filozof analityczny, logik i epistemolog, teoretyk prawdy oraz filozof języka. Krzysztof Mazur Michałowi, z wdzięcznością za inspirujące (u)liczne rozmowy N asze myślenie o miejscu religii w życiu publicznym zostało w dużej mierze ukształtowane przez XIX-wieczny pozytywizm i scjentyzm. Wtedy to w dyskusjach światopoglądowych pojawiło się popularne do dziś stanowisko, że w refleksji nad państwem należy odrzucić wszelkie inspiracje religijne, metafizyczne oraz normatywne. W zamian XIX-wieczni scjentyści głosili kult nauki, której kolejne odkrycia pozwalały odrzucać poszczególne dogmaty religijne, a dzięki „eksperymentowi i metodzie” świat stawał się coraz bardziej „odczarowany”. Ponadto, za sprawą odkrycia zależności pomiędzy nauką i praktyką pojawiła się nadzieja, że człowiek na drodze racjonalnego poznania „może dojść do zrozumienia natury zgodnie z jej prawami i doprowadzić ostatecznie do zwycięstwa sztuki nad naturą”1. Ów nurt filozofii pozytywistycznej, do której Kołakowski2 zalicza myślicieli tak różnych jak Comte, Mill, Spencer, Pierce, Popper czy Wittgenstein, został wyznaczony przez następujące fundamentalne założe- nia: a) nie istnieje różnica pomiędzy „istotą” a „zjawiskiem” (istotą każdego zjawiska jest to, co ujawnia się w doświadczeniu); b) terminy ogólne nie mają swoich realnych odpowiedników, gdyż istnieją jedynie przedmioty konkretne; c) sądy normatywne nie mają żadnej wartości poznawczej i należy je odrzucić; d) należy stosować regułę jedności metody wiedzy, która zakłada, że sposoby zdobywania wiedzy są zasadniczo te same dla wszystkich dziedzin doświadczenia, a metodologiczny ideał wyznaczają nauki przyrodnicze, do których powinny się upodobnić nauki społeczno-humanistyczne; e) wartość naukową mają jedynie te zależności, które korespondują z fizykalistyczną koncepcją związku przyczynowego (zawsze, jeśli zajdą określone warunki, z konieczności zaobserwujemy określony skutek); f) zjawiska, których nie da się zbadać i wyjaśnić według powyższych założeń, nie istnieją; g) nauka powinna mieć praktyczny i użytkowy wymiar. W efekcie pozytywizm i wywodzący się z niego scjentyzm głosiły, że prawdziwą i w pełni uzasadnioną wiedzę Ekspressje 23 o całej otaczającej nas rzeczywistości (zatem zarówno o świecie przyrody, jak i o świecie kultury) dostarczają tylko nauki szczegółowe wolne od wszelkich niefalsyfikowalnych eksperymentalnie teorii (w tym przede wszystkim klasycznej metafizyki). 24 W namyśle nad państwem w efekcie inspiracji scjentystycznych zwyciężył paradygmat funkcjonalny, według którego państwo jest zredukowane do sprawnej maszynki zarządzanej przez niezaangażowany rozum, dostarczającej obywatelom konkretnych dóbr, takich jak bezpieczeństwo, sprawiedliwość społeczna, wolność indywidualna, poszanowanie własności, równość . W dużym stopniu współczesna socjologia i politologia, a w efekcie także nasze myślenie o społeczeństwie i państwie, zostały ukształtowane przez ten potężny prąd intelektualny. W socjologii skutkuje to tendencją naturalistyczną, redukującą zjawiska społeczne do poziomu zjawisk przyrodniczych. W namyśle nad państwem w efekcie inspiracji scjentystycznych zwyciężył paradygmat funkcjonalny, według którego państwo jest zredukowane do sprawnej maszynki zarządzanej przez niezaangażowany rozum, dostarczającej obywatelom konkretnych dóbr, takich jak bezpieczeństwo, sprawiedliwość społeczna, wolność indywidualna, poszanowanie własności, równość. Maszynki wolnej od wszelkich wpływów ze strony teorii normatywnych. Wychodząc od powyższych założeń, można sformułować następujący sąd, który głoszą zarówno XIX-wieczni, jak i współcześni scjentyści: w najszerzej rozumianej refleksji nad państwem za akty wartościowe poznawczo należy uznać jedynie te, które są wyznaczone przez zabiegi nauk społeczno-humanistycznych i czynią zadość opisanym powyżej założeniom; religia i tradycyjna metafizyka stosujące inne metody nie mogą rościć sobie pretensji, by prawa przez nie głoszone były uznane za wartościowe w tym sensie. Zatem także w praktyce politycznej państwo powinno być wolne od wszelkich odniesień aksjologicznych (religijnych na pierwszym miejscu), których prawdziwości nie sposób dowieść na drodze racjonalnych (naukowych) analiz. To stanowisko jest uzasadniane przeważnie na jeden z czterech możliwych sposobów, które poniżej krytycznie omawiam. Zaznaczam od razu, że jest to krytyka wewnątrzsystemowa, która stosując założenia scjentystyczne, ma za zadanie pokazać ich autodestrukcyjny charakter. Uzasadnienie historyczne Jednym ze sposobów, w jaki scjentyści uzasadniają swoje stanowisko, jest odwołanie się do rozwoju kultury europejskiej. Zgodnie z tą interpretacją (czerpiącą wiele z historiozofii Comte’a), postęp wiedzy ludzkiej przechodził przez określone fazy, wśród których ważne miejsce w pierwszych wiekach odgrywała faza teologiczna (zwana u innych filozofów fazą religijną). Na tym poziomie umysł ludzki wypytywał o utajnioną naturę rzeczy, a odpowiadając na to pytanie, konstruował własny obraz bóstwa. Jednak wraz z rozwojem nauki człowiek coraz lepiej rozumiał otaczający go świat, co sprawiło, że wiele tajemniczych dotąd zjawisk (osławione w tym kontekscie błyskawice występujące w trakcie burz) przestało wywoływać w nim strach. W efekcie sfera sacrum, pierwotna tajemnica świata, została radykalnie ograniczona, a światopogląd religijny na mocy samych odkryć nauki zostaje zanegowany i zastąpiony światopoglądem naukowym. Zgodnie z tą interpretacją religijna wizja świata była właściwa dla wczesnej epoki rozwoju ludzkości, a dziś, w epoce postępu nauki i powszechnego oświecenia społeczeństw, religia nie spełnia już swojej roli. Ten sam proces możemy zaobserwować w kształtowaniu się współczesnego rozumienia państwa – właściwe dla starożytnych epok systemy teistyczne odwoływały się do Absolutu, by przedstawić i uzasadnić genezę władzy; wraz z kształtowaniem się nowożytnej koncepcji suwerena wszelkie religijne inspiracje w naszych rozważaniach nad państwem przestały być w mocy. Ergo: w dzisiejszej epoce powszechnej dominacji nauki nasza refleksja nad państwem powinna być wolna od wszelkich odniesień religijnych. W mojej ocenie powyższy wywód jest nieprawdziwy. Zgodnie z zarysowaną argumentacją konieczność przemiany religijnej wizji świata w naukową odbyła się na mocy obiektywnych, niezaprzeczalnych faktów – przewaga światopoglądu naukowego polega bowiem na tym, że jego fundament został ustanowiony przez obiektywne prawa nauki, o których możemy orzekać z niezachwianą pewnością. Zatem scjentyzm, inaczej niż wiara, nie jest subiektywnym wyborem jednostki, ale opiera się na obiektywnym dorobku ludzkości. Jeśli przeanalizujemy rozwój idei XIX wieku3, dostrzeżemy, że jest to błędna interpretacja, gdyż przyczyną sekularyzacji nie było sfalsyfikowanie na poziomie naukowym przekonań religijnych, jak się powszechnie błędnie sądzi, lecz wyłonienie się konkurencyjnego, równie subiektywnego, horyzontu moralnego. Charles Taylor nazywa ten okres w historii myśli europejskiej „wielkim wiktoriańskim dramatem niewiary”. Rdzeń tego procesu miał polegać na wyłonieniu się, obok tradycyjnej wizji etycznej bazującej na religii, konkurencyjnego ideału moralnego. Jego Przyczyną sekularyzacji nie było sfalsyfikowanie na poziomie naukowym przekonań religijnych, jak się powszechnie błędnie sądzi, lecz wyłonienie się konkurencyjnego, równie subiektywnego, horyzontu moralnego. fundamentem było przekonanie, że każdy człowiek indywidualnie powinien dążyć do poznania obiektywnej prawdy, do której droga wiedzie poprzez odrzucenie wszystkiego, czego prawdziwości nie sposób dowieść na drodze badań empirycznych. W tym ujęciu zostały połączone trzy ideały. Po pierwsze, ideał wolności opartej na Ekspressje 25 26 racjonalności, według którego jesteśmy zobowiązani do samodecydowania o sobie na podstawie racjonalnych analiz. W wyniku owych racjonalnych analiz powinniśmy dochodzić do norm i reguł, których prawdziwość jesteśmy w stanie udowodnić, i wyłącznie na nich opierać nasze przekonania. Z drugiej strony współtworzył tę wizję moralną ideał heroizmu, który zakładał, zycznym”4. Tak powstała mitologia materializmu scjentystycznego, która w epoce wiktoriańskiej ufundowała konkurencyjny wobec religii horyzont moralny: dobra konstytutywne (termin zaczerpnięty z analiz Taylora) zostały ulokowane w wolności i racjonalności człowieka, którego powołaniem jest podążanie ku obiektywnej prawdzie opartej na dowodach rozumianych że każda osoba indywidualnie musi podjąć wysiłek poznania prawdy o rzeczach, abstrahując przy tym od wszelkich możliwych autorytetów. Po trzecie, normy i prawa, na których chcemy budować nasze zasady etyczne, powinny mieć cechy specyficznie rozumianych prawd naukowych (być jasne i przejrzyste oraz empirycznie dowodliwe). Te trzy teoretyczne składowe „wiktoriańskiego dramatu niewiary” zostały wzmocnione o dwa ważne czynniki zewnętrzne: a) praktyczne zastosowanie odkryć nauk przyrodniczych wpłynęło na poprawę warunków życia społeczeństw, a w nauce zaczęto upatrywać mocy pomagającej przezwyciężyć siły natury; b) z epoki oświecenia zachowano ideał powszechnej ludzkiej życzliwości; dzięki postępowi nauki możliwy jest postęp społeczny, który niesie szczęście innym ludziom, zwłaszcza tym społeczeństwom, które nie rozwinęły tak wspaniale nauk przyrodniczych (w ten sposób uzasadniano kolonializm). W efekcie połączenia tych pięciu elementów narodziło się przekonanie, że „prawdziwy prometejski duch nauki polega na tym, by wyzwalać człowieka, dostarczając mu wiedzy i umożliwiając w pewnym stopniu panowanie nad środowiskiem fi- na sposób nauk przyrodniczych. Tylko w ten sposób jest możliwy postęp dziejowy, który niósłby szczęście całej ludzkości, w czym wyraża się nasza naturalna sympatia i życzliwość wobec innych ludzi. Zasadniczy problem polega jednak na tym, że ów nowy ideał moralny nie jest w stanie, jak się powszechnie dziś sądzi, unieważnić obowiązującej dotąd perspektywy teistycznej. Najlepiej przekonuje o tym lektura Doświadczenia religijnego Williama Jamesa5, filozofa, który będąc dzieckiem epoki wiktoriańskiej, najpełniej opisał jej specyfikę. Według jego rozważań ostateczne rozstrzygnięcie pomiędzy teizmem a scjentyzmem nie jest możliwe, gdyż (a) każda ze stron czerpie z odmiennych źródeł, (b) nasza kultura jako całość nie jest najwyraźniej w stanie dotrzeć do punktu, w którym jedno ze źródeł przestaje już na nas oddziaływać, a mimo to (c) wydaje się, że w ogóle nie jesteśmy w stanie funkcjonować, jeśli nie odwołujemy się do któregoś z nich. Na mocy tej konstatacji James, a w sto lat po nim Taylor, stwierdzili, że przyczyną sekularyzacji nie było sfalsyfikowanie przekonań religijnych, ale wyłonienie się konkurencyjnego horyzontu moralnego, który przekonał wielu wiktorian do porzu- cenia tradycyjnej religijności. Jego wybór jest jednak tak samo arbitralny (subiektywny), jak wybór horyzontu religijnego. Uzasadnienie epistemologiczne Inny argument scjentystów odwołujący się do dorobku filozoficznego przebiega następująco: epistemologia dowiodła, że akty wartościowe poznawczo są to takie akty, które są wyznaczone przez metody naukowe. Religia, nie stosując takowych, nie może rościć sobie pretensji do tego, by prawa przez nią głoszone były uznane za wartościowe poznawczo. Zatem reguły rządzące państwem powinny czerpać wyłącznie z dorobku nauk, a abstrahować od wszelkich „prawd” religijnych (o prawdzie we właściwym sensie orzekać może jedynie nauka). Fałsz tego typu argumentacji w sposób brawurowy, a zarazem bardzo przystępny, wyłożył Leszek Kołakowski6: jeśli przyjmiemy powyższe założenie (akty wartościowe poznawczo są to takie akty, które są wyznaczone przez zabiegi naukowe), rzeczywiście religia, a nawet sam Bóg, są bezsilni jeśli chodzi o „przedłożenie świadectwa swego istnienia, które byłoby niepodważalne lub choćby wysoce przekonywające wedle naukowych standardów”7. Dzieje się tak, gdyż z samego przyjętego założenia „jakiekolwiek wyjaśnienie przez naturalne przyczyny, choćby bardzo mało wiarygodne, jest lepsze od wyjaśnienia nadprzyrodzonego”8. Sceptyk oglądający na własne oczy wszystkie cuda opisane w Złotej legendzie Jakuba de Voragine będzie zawsze szukał naturalnych wyjaśnień, nawet jeśli takowych nie będzie na podorędziu, przekonuje Kołakowski. W ten sposób ludzkość, przyjmując wzorzec naukowy, sprawiła, że Bóg na poziomie empirycznym jest bezsilny – z definicji nie jest w stanie dokonać cudu, który przekonałby nas o Jego istnieniu (mógłby jedynie zmusić nas do wiary poprzez wlanie w nasze umysły nieodpartej łaski wiary, co byłoby jednak sprzeczne z koncepcją wolnej woli). Podobnie na poziomie apriorycznym: także wszelkie tzw. dowody na istnienie Boga poza tym, że są logicznie niepoprawne, z definicji dowieść mogłyby jedynie istnienia Wielkiego Rachmistrza, a nie „Boga Abrahama i Izaaka”; byłyby jedynie tworem teoretycznym, a nie Osobą w rozumieniu chrześcijaństwa. W tak zdefiniowanej sytuacji wierzący nie może ubiegać się, by „prawdę” wywiedzioną z objawionych dogmatów religijnych traktować jako wartościową poznawczo. Kołakowski pyta jednak, jakie przesłanki sprawiają, że musimy zgodzić się na przyjęcie kluczowego założenia, że akty wartościowe poznawczo są to takie akty, które są wyznaczone przez zabiegi naukowe. W tym celu opisuje symboliczny dialog pomiędzy osobą wierzącą i sceptykiem religijnym, w którym ten pierwszy prosi sceptyka o uzasadnienie jego stanowiska, co wcale nie jest proste. Dlaczego właściwie mamy uznać, że kryterium naukowości wyznacza granicę pomiędzy tym, co ma, i tym, co nie ma wartości poznawczej? W odpowiedzi sceptyk stwierdza, że tylko „metody naukowe pozwalają przewidywać zdarzenia” i z tego tytułu mają one szczególne Ekspressje 27 miejsce w naszej teorii poznania. Dotyczy to jednak w dużej mierze wyłącznie świata przyrodniczego (choć i tu prognozy bywają mniej lub bardziej chybione), który nie wyczerpuje całej otaczającej nas rzeczywistości. Dlaczego zatem mamy stosować metody (mniej lub bardziej) sprawdzone w badaniu świata przyrodniczego do badania świata kultury, gdzie przewidywalność 28 zdarzeń jest nieproporcjonalnie niższa od świata przyrodniczego? Wydaje się, że kluczowa różnica tkwi w wolnej woli istot tworzących kulturę, która to nie daje się opisać za pomocą fizykalistycznej koncepcji związku przyczynowego (dowodem na to są wyraźne ograniczenia perspektywy behawioralnej zarówno w psychologii, jak i socjologii). Trudno zatem mówić o przewidywalności zdarzeń w świecie kultury z podobną choćby dokładnością, jak ma to miejsce w świecie przyrody. Sceptyk, rozumiejąc, że podany przez niego argument z przewidywalności dotyczy przede wszystkim nauk przyrodniczych, podaje inny: przewagą metody naukowej jest to, że zakłada ona poznanie jednej obiektywnej prawdy na drodze rozumowej analizy, do której każdy racjonalnie myślący człowiek po wnikliwym zapoznaniu się z problemem zostanie przekonany. Nietrudno jednak zauważyć, że jest to raczej pewien ideał (zaprawdę byłoby pięknie, gdyby na kształt nauki wszystkie inne wymiary naszej rzeczywistości dawały się obiektywnie poznać i klarownie wyjaśnić) niż wniosek dający się racjonalnie wywieść ze współczesnego stanu refleksji filozoficznej (wciąż nie znamy odpowiedzi na najbardziej funda- mentalne pytania) oraz nauk społeczno-humanistycznych, który pozwoliłby nam przyznać, iż rzeczywiście wyłączne prawo do definiowania, czym jest wiedza, przysługuje prawom naukowym. Ponadto pozostaje w dalszym ciągu problem standardów pewności, które domagają się jasnego, uniwer- Krytyczna analiza obnaża nieuprawnione roszczenia do prawdy zarówno osoby wierzącej, jak i sceptyka scjentysty. Żaden z nich nie ma narzędzi, by się nawzajem przekonać do swoich racji, gdyż nie ma jednego superarbitra, który mógłby ustanowić uniwersalne kryteria wszelkich roszczeń do prawdy. salnego uzasadnienia. Takowego nie widać na horyzoncie. Tak przyparty do muru sceptyk ostatecznie powołuje się na „powszechną akceptację” głoszonych przez niego kryteriów, co sprowadza całą dyskusję do opinii większości, a ta nie może być żadnym rozstrzygającym argumentem. Zrelacjonowany skrótowo spór opisany szerzej przez Kołakowskiego ma niebagatelne znaczenie: pokazuje, że krytyczna analiza obnaża nieuprawnione roszczenia do prawdy zarówno osoby wierzącej, jak i sceptyka scjentysty. Żaden z nich nie ma narzędzi, by się nawzajem przekonać do swoich racji, gdyż nie ma jednego superarbitra, który mógłby ustanowić uniwersalne kryteria wszelkich roszczeń do prawdy. Definiując zatem pojęcie prawdy, staje- my wobec niewygodnego wyboru: „regres w nieskończoność albo dowolne ustanowienie, przy czym w tym drugim przypadku w istocie wszystko jest dozwolone”9. Okazuje się zatem, że krytyczne dociekania są równie druzgocące dla światopoglądu scjentysty, jak i osoby religijnej. Ta konstatacja, na nieco innym, teoretycznym gruncie, potwierdza tezę Taylora: scjentyzm dowodzi bowiem, że realizacja tego postulatu jest korzystna dla wszystkich mieszkańców naszego kontynentu, a powrót do religijnych haseł wprowadza tylko zagrożenie dla z trudem uzyskanego ładu, czego znamiennym przykładem są emigranci wyznający islam. Jednocześnie gołym okiem widać, że praktyczne konsekwencje społeczno-humanistycznych badań nauko- nie unieważnił przekonań religijnych, lecz jedynie wyłonił konkurencyjny horyzont moralny, którego wybór jest tak samo arbitralny jak wybór horyzontu religijnego. Zatem argumenty religijne w dyskusji o państwie są tak samo arbitralne/uprawnione, jak argumenty naukowe. wych są pożyteczne społecznie. Wniosek utylitarno-pragmatyczny: religia w wymiarze społecznym jest przeważnie szkodliwa, a zastosowanie dorobku nauk pożyteczne. Temu zgrabnemu skądinąd wywodowi można wytknąć dwa istotne mankamenty. Po pierwsze, pozornie opiera się on na znajomości historii, a w rzeczywistości jest to znajomość szalenie wybiórcza, zideologizowana, która projektuje na nasze rozumienie przeszłości określoną tezę, dobierając do niej potwierdzające ją fakty. W efekcie, tak argumentujący scjentysta nie będzie dostrzegał zarówno wielkiego dorobku chrześcijaństwa dla kultury europejskiej10, jak i wielu negatywnych efektów nowożytnego, abstrahującego od religijnych przesłanek, namysłu nad państwem (najczęściej używany w tym kontekście argument: powszechnie w „oświeconych kręgach” wyznawany w XIX wieku scjentyzm nie był w stanie uchronić Europę przed Oświęcimiem i Gułagiem). Rzetelnie analizując historię, należy stwierdzić, że teza, iżby religia w życiu publicznym przeważnie prowadziła do negatywnych skutków, a zastosowanie dorobku nauk przynosiło głównie korzyści, jest nie do udowodnienia. Zawsze znajdziemy bowiem fakty zarówno ją potwierdza- Uzasadnienie pragmatyczne Scjentyści wolni od tak bardzo teoretycznego zacięcia zwykle używają prostszego uzasadnienia: historia uczy nas, że wszelkie sojusze religii z polityką ostatecznie z konieczności prowadzą do wojen religijnych i niepokojów społecznych na tle wyznaniowym. Jednocześnie okres powojenny wyraźnie pokazuje, że współczesne państwa europejskie abstrahujące od mocnych religijnych odniesień, budowane raczej na racjonalnych przesłankach, są gwarantem pokoju międzynarodowego i nie generują napięć wewnętrznych na tle religijnym. Nie wikłajmy się zatem w nierozstrzygalne filozoficzne spory, a dostrzeżmy prosty fakt: postulat państwa wolnego od wszelkich odniesień religijnych nie wypływa z głębszych przesłanek, a jedynie z czystej pragmatyki. Współczesna historia Europy Ekspressje 29 jące, jak i negujące; od hipotezy badawczej historyka będzie zależeć, które będziemy podkreślać, a które pomniejszać jako „wyjątek potwierdzający regułę”. Tak oto historia w rękach udowodniającego swoje hipernaukowe racje scjentysty z nauki przemienia się w pole ideologicznego sporu. Drugim komponentem powyższego rozumowania jest zwrócenie uwagi nie tyle 30 na historię, ile na współczesność. Scjentysta może zatem przyznać, że rzeczywiście historia nie daje prostego potwierdzenia jego tezy, ale znajduje on je w obserwacji współczesności. „Popatrz – przekonuje – na dzisiejszą Europę. Unia Europejska to bezprecedensowy projekt pokojowego współżycia narodów, które w historii zawsze toczyły ze sobą wojny. Państwa tworzące Unię są zaś laickie, a więc to dzięki wyrugowaniu religii z życia publicznego udało się stworzyć ten projekt. Porzućmy zatem dywagacje filozoficzne czy historyczne, gdyż ostateczne potwierdzenie mojego stanowiska znajdujemy w praktyce dzisiejszych państw tworzących Unię”. W mojej ocenie jest to nieprawdziwe rozumowanie. Głównym bodźcem do powstania Unii nie była bowiem postępująca sekularyzacja czy upowszechnianie się laickiego modelu państwa, a raczej dramat dwóch wojen światowych, a nade wszystko doświadczenie Holocaustu. Te wydarzenia wstrząsnęły Europejczykami bardziej niż zawsze przywoływane w sporach o miejsce religii w sferze publicznej wojny krzyżowe, i to one stały się bodźcem do podjęcia tego wielkiego projektu, jakim jest Unia. Mało tego, w początkowych la- tach integracja nie odbywała się w kontrze do chrześcijaństwa, a raczej z jego inspi- Argument pragmatyczny (religia w wymiarze społecznym jest przeważnie szkodliwa, a zastosowanie dorobku nauk przeważnie pożyteczne) jest uprawnionym, acz arbitralnym wyznaniem wiary scjentysty, a nie uniwersalną, intersubiektywnie sprawdzalną zasadą; prawem w rozumieniu nauk humanistycznych, które to prawa tak bardzo umiłował scjentyzm. racji, czego znamiennym świadectwem są pisma i wystąpienia Ojców założycieli Europy. W tym kontekście można przywołać dwa najbardziej znamienne: „Zanim Europa stanie się sojuszem wojskowym czy całością ekonomiczną, musi być wspólnotą kulturalną w najszczytniejszym sensie tego słowa... Europa jest realizacją demokracji w chrześcijańskim znaczeniu tego słowa” (Robert Schuman). „Gdybym mógł zacząć od początku, zacząłbym od kultury” (Jean Monet). Podobnie w zapiskach i przemówieniach Adenauera, de Gasperiego, czy Spaaka można znaleźć słowa mówiące, iż silne instytucje europejskie są w ich wizji osadzone na głębokim projekcie ideowym wyrosłym na gruncie ich chrześcijańskich przekonań. Dodajmy, wszyscy ci politycy byli świadomymi, praktykującymi chrześcijanami11. Oczywiście, można spierać się, na ile laickość państw dziś tworzących Unię jest jej siłą, a na ile słabością, i pewnie są argumenty za każdą z tych tez. Nie można jednak negować, że u podstaw tego unikalnego projektu leży wyraźna inspiracja chrześcijańska. Ergo: argument pragmatyczny (religia w wymiarze społecznym jest przeważnie szkodliwa, a zastosowanie dorobku nauk przeważnie pożyteczne) jest uprawnionym, acz arbitralnym wyznaniem wiary scjentysty, a nie uniwersalną, intersubiektywnie sprawdzalną zasadą; prawem w rozumieniu nauk humanistycznych, które to prawa tak bardzo umiłował scjentyzm . nością wyboru między różnymi absolutami (jak choćby wybór pomiędzy scjentyzmem a wiarą religijną), co wydaje się nieuniknioną cechą kondycji ludzkiej. Pozwólmy zatem każdemu wybierać według własnego uznania, gwarantując mu wolność negatywną (»sferę, w której może działać człowiek bez przeszkód ze strony innych ludzi«). Odrzućmy jednocześnie przysłoniętą metafizyczną mgiełką wiarę, że można stworzyć monistyczny system wartości. Skupmy się na tym, co jest osiągalne – na pluralizmie. »Pluralizm jest bardziej ludzki, ponieważ (…) nie pozbawia ludzi w imię jakiegoś odległego Uzasadnienie polityczne (pluralistyczne) „Dobrze – odpowie scjentysta znużony przydługimi teoretycznymi dywagacjami – niech będzie. Powiedzmy, że nie potrafię dowieść, że namysł nad państwem powinien być wolny od wszelkich tradycyjnych religijnych odniesień, których miejsce powinny zająć reguły wywiedzione z nauk społeczno-humanistycznych. Mogę zgodzić się także, że mój scjentyzm jest wyborem tak samo arbitralnym, jak wiara religijna. Istnieje jednak ostateczny powód, dla którego należy chronić państwo przed inspiracjami religijnymi – jest nim pluralizm. Jeśli nie jest możliwe ustanowienie jednego obowiązującego katalogu zasad moralnych, a przynajmniej przez cztery tysiące lat panowania naszej cywilizacji nikomu osiągnąć się tego nie udało, widać z »drzewa człowieczeństwa nic prostego nie da się wyciosać«. Jednocześnie każdy z nas codziennie stoi przed koniecz- lub niezbornego ideału tego, co im (…) jest po prostu niezbędne do życia«” – kończy, cytując Isaiah Berlina, scjentysta12. Postulat pluralizmu, który gwarantuje jednostkom możliwość swobodnego wyboru własnego horyzontu moralnego, ochraniając jednocześnie sferę publiczną przed osobami, które cechuje monistyczne myślenie o wartościach, jest wymierzony zarówno w religię, jak i w naukę . Jest to znamienna konkluzja dyskusji pomiędzy wierzącym a podążającym w kierunku sceptycyzmu scjentystą, która w pewien sposób oddaje dzisiejszy stan filozofii polityki. Zauważmy bowiem, że scjentysta sięgający po klasyczny argument zaczerpnięty z Berlina wydaje na siebie wyrok. Postulat pluralizmu, który gwarantuje jednostkom możliwość swobodnego wyboru Ekspressje 31 32 własnego horyzontu moralnego, ochraniając jednocześnie sferę publiczną przed osobami, które cechuje monistyczne myślenie o wartościach, jest wymierzony zarówno w religię, jak i w naukę. Widać to wyraźnie we wspomnianym eseju Berlina: „Jest takie przekonanie, które w stopniu większym niż jakiekolwiek inne ponosi odpowiedzialność za rzeź jednostek na ołtarzu wielkich politycznej za wartościowe poznawczo, a zatem wiążące, należy uznać jedynie prawa dające się dowieźć na drodze naukowych analiz) jest nieuprawnione. Oczywiście możemy takie stanowisko wyznawać, ale jest ono równie arbitralne, jak stanowisko przeciwne, które głosi, że wiążącymi w tym sensie są jedynie prawa wywiedzione z Objawienia. Jeśli jednak chcielibyśmy (a w życiu prywatnym niech każdy robi, co mu się żywnie podoba) oraz sprawiedliwej redystrybucji podstawowych dóbr (karkołomnym wszak zadaniem jest zdefiniowanie, czym jest sprawiedliwość w tym minimalistycznym ujęciu). To ostatnie rozwiązanie ma jednak bardzo znamienne konsekwencje: w minimalistycznym modelu państwa nie ma już miejsca zarówno na cno- państwem wyłącznie prawa naukowe bądź prawa wywiedzione na przykład z Objawienia, powinniśmy nie tyle odrzucić oba rozwiązania jako jednakowo arbitralne, co raczej uznać ich niewystarczalność. Jednocześnie zauważyć, że te dwa w historii walczące z sobą światopoglądy starają się szukać odpowiedzi na to samo pytanie (w kontekście tu omawianym): historycznych ideałów. (…) Jest to mianowicie przekonanie, że w przeszłości lub w przyszłości, w boskim umyśle, albo w umyśle filozofa, w odkryciach historycznych lub naukowych, a może w prostym sercu nie zepsutego, dobrego człowieka kryje się ostateczne rozwiązanie. Ta starożytna wiara opiera się na przeświadczeniu, że wszystkie pozytywne wartości, w które wierzyli ludzie, muszą być w ostatecznym rachunku zgodne, a może nawet wzajemnie się warunkujące”13. Właśnie ta zgubna wiara jest przyczyną wszelkich klęsk i dramatów historycznych, zarówno tych odległych, jak i tych XX-wiecznych. Postulat pluralizmu, zabezpieczenia sfery wolności negatywnej obywateli, jest zatem praktycznym wybiegiem, by chronić wspólnotę polityczną przed zakusami wszelkiego rodzaju monistów moralnych, do których Berlin zalicza na równych prawach racjonalistów, jak i osoby wierzące. stosować konsekwentnie reguły, które sami postulujemy i na poziomie deklaracji uznajemy, powinniśmy przyznać, że nie ma ostatecznego kryterium, które pozwala nam nie uwzględniać w tym kontekście praw wywiedzionych z religii, a uznawać prawa naukowe. Indywidualną sprawą jest, co z taką konstatacją poczniemy. Część osób uzna powyższe zarzuty za niewystarczające, czy wręcz bezzasadne, podając konkretne kontrargumenty do przytoczonych. Zacietrzewieni scjentyści w dalszym ciągu nie będą dostrzegali problemu, co pozwoli im dalej uznawać poddawany tu krytyce sąd za oczywisty. Osoby o realistycznym usposobieniu powołają się na „powszechną akceptację” kryteriów naukowych, a zatem sprowadzą spór pomiędzy dwoma analizowanymi tu światopoglądami do sporu stricte politycznego. Jeszcze inną możliwą reakcją jest uświadomienie sobie problemu braku uniwersalnego kryterium, co skutkuje charakterystycznym dla współczesnej filozofii polityki minimalizmem w refleksji nad państwem. Porzuca ona aspirację, by państwo realizowało jakikolwiek pozytywny model, i ogranicza jego rolę do gwaranta poszanowania wolności negatywnej obywateli ty publiczne, jak i na wszelkie inne elementy, które budują emocjonalne więzi pomiędzy wspólnotą a jej członkami. Opis tego zjawiska dobrze zarysował Tocqueville wskazując na łagodny despotyzm, który jest wzmacniany przez charakterystyczne błędne koło: apatia obywateli spowodowana brakiem identyfikacji z instytucjami państwowymi umożliwia rozrastanie się niekontrolowanej władzy, co z kolei wzmaga poczucie bezradności, a to znów pogłębia apatię. Osobiście skłaniam się w stronę innego rozwiązania: dostrzegając brak jednego ostatecznego kryterium pozwalającego uznać za wiążące w naszej refleksji nad jak uczynić szczęśliwym współżycie ze sobą ludzi? Analiza wychodzących z różnych założeń i korzystających z różnych metod odpowiedzi może doprowadzić do nihilizmu z uwagi na brak jednoznacznego rozstrzygnięcia; może jednak wzajemnie rozszerzyć obydwie perspektywy i pozwolić szukać pewnej wspólnej płaszczyzny. Płaszczyzny, gdzie religia, tradycyjna metafizyka i etyka wyznaczałyby cele ogólne i wytyczne dla szczegółowych rozwiązań czerpiących z dorobku nauk społeczno-humanistycznych. Jest to jednak zadanie dla ludzi o umiarkowanych temperamentach i szerokich horyzontach. Wniosek Jeśli zgodzimy się z zaprezentowanym tu rozumowaniem, przyznamy, że sformułowane we wstępie stanowisko (zarówno w refleksji nad państwem, jak i w praktyce Przypisy: 1. Benedykt XVI, Spe Salvi, paragraf 16, Rzym 2007. 2. L. Kołakowski, Filozofia pozytywistyczna, Warszawa 2004, passim. 3. Znakomicie robi to C. Taylor w pracy pt. Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przeł. Marcin Gruszczyński, naukowo oprac. Tadeusz Gadacz, wstępem poprzedziła Agata Bielik-Robson, Warszawa 2001. 4. E.O. Wilson, O naturze ludzkiej, Warszawa 1998; przekł. Barbara Szacka. 5. W. James, Doświadczenia religijne, Kraków 2001, przekł. Jan Hempel. 6. L. Kołakowski, Jeśli Boga nie ma… Horror metaphysicus, Poznań 1999. 7. Ibidem, s. 64. 8. Ibidem, s. 63. Ekspressje 33 9. Ibidem, s. 69. 10. Wątpiących odsyłam do szerokiej literatury historycznej na ten temat, m.in. eseju J. Kłoczowskiego: Europa. Chrześcijańskie korzenie, Warszawa 2004. 11. Wszystkie cytaty za H. Woźniakowskim, Polityka a kultura w obliczu integracji europejskiej, http://www.omp.org.pl/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=284. 12. I. Berlin, Cztery eseje o wolności, Poznań 2000, przeł. Daniel Grinberg, Dorota Lachowska, Jerzy Łoziński. 13. Ibidem, s. 233-234. ANTYCHRYST JAKO HUMANISTA: DIALEKTYKA OŚWIECENIA I ROSYJSKA ESCHATOLOGIA Krzysztof Mazur (ur. 1982): absolwent politologii oraz MISH na UJ. Pracownik Instytutu Tertio Millenio, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego. Stanisław Pelc Z agadnienie stosunków pomiędzy Koś- 34 ciołem i współczesnym państwem jest ściśle związane z pytaniem o możliwość współistnienia chrześcijaństwa i oświecenia. Po pierwsze, oświecenie położyło podwaliny pod nowoczesny model państwa liberalno-demokratycznego. Po drugie, przynajmniej dwie wielkie rodziny politycznych doktryn: liberalna i socjaldemokratyczna kontynuują do dziś na różne sposoby oświeceniowy projekt emancypacyjny. Łatwo jest zauważyć, że do konfrontacji między Kościołem a państwem dochodzi zazwyczaj wtedy, gdy władzę obejmują partie związane z tym projektem. Należy zatem spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje jakaś nieusuwalna sprzeczność pomiędzy nauką Chrystusa a ideologiami emancypacyjnymi, ideologiami laickiego humanizmu. Jeżeli tak, Kościół i państwo będą skazane na jakiegoś rodzaju konfrontację za każdym razem, gdy liberałowie lub socjaldemokraci ujmują ster rządów. Chciałbym zaproponować rozważenie opcji najbardziej pesymistycznej. Nie dlatego jednak, że miałaby być ona najbardziej prawdopodobna (tego nie chcę tu rozstrzygać), ale dlatego, że może stanowić dogodny punkt orientacyjny: typ idealny, z którym można będzie porównywać rzeczywiste sytuacje konfliktowe i który pomoże wydobyć z nich kwestie istotne. Do szczególnie ostrej konfrontacji pomiędzy chrześcijaństwem a oświeceniem dochodziło w czasie ostatnich trzech stuleci we Francji, Hiszpanii, Meksyku i Rosji. Nie licząc pierwszego z nich, były to państwa zacofane, do których myśl oświeceniowa dostawała się z zewnątrz. Nie rozwijała się ona na miejscu: rozwinięte koncepcje, nieraz całościowe projekty przebudowy społeczeństwa, były przynoszone już gotowe. Szokowały one przywiązane do tradycji i religii społeczeństwo i rozpoznawane były jako obce. Skutkiem była silna polaryzacja przekonań. W krajach tych politycz- Ekspressje 35