W tym numerze - I Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila

Transkrypt

W tym numerze - I Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Kamila
Numer 9—Grudzień
I Liceum Ogólnokształcące
im. Cypriana Kamila Norwida w Wyszkowie
07-200 Wyszków, ul. 11 Listopada 1
Strona szkoły: www.1lowyszkow.pl
Masz do nas pytanie? [email protected]
Mikołaj odwiedził naszą redakcję. Zanim to zrobił, zastanawialiśmy się, gdzie zgubiliśmy listopadowy numer.
Jednak to nie my go zgubiliśmy. Został brutalnie przez
tego pana skradziony i wzbogacony o wydanie grudniowe, bardzo świąteczne. Znajdziecie w nim rady i ciekawostki związane z Bożym Narodzeniem, świąteczne skojarzenia. A także wreszcie, po bardzo długiej nieobecności – ploteczki z korytarza! Pojawił się także nowy dział,
a w nim bardzo interesujący wywiad. Ze spraw językowych dowiecie się czy można znajdywać czy znajdować.
Specjalnie dla Was publikujemy także artykuł absolwenta! Tyle nowości, specjalności i niespodzianek dla Was
i z okazji świąt i w ramach zadośćuczynienia.
Droga Dyrekcjo, drodzy nauczyciele oraz nasi
najwspanialsi czytelnicy! Cała redakcja składa Wam
najserdeczniejsze życzenia świąteczne. Obyście zaznali
spokoju, rodzinnego ciepła i przeżyli cudownie to Boże
Narodzenie. Odpocznijcie, aby z motywacją, chęcią i radością wrócić do pracy w Nowym Roku 2017!
Oczywiście życzymy także udanej zabawy sylwestrowej i
wytrwałości w realizowaniu postanowień noworocznych.
Magicznych Świąt!
W tym numerze:
Święta Bożego Narodzenia
Świąteczne rady i ciekawostki
Etos wiedzy
Ploteczki z korytarza
Językowy misz-masz
ŚWIĄTECZNE RADY I CIEKAWOSTKI
Zbliżają się Święta! Wiąże się z tym coraz więcej pracy, ale i coraz lepszy humor. Z tej okazji przedstawiamy kilka rad i ciekawostek.
Wszyscy mamy jakieś wyobrażenia o świętach. Wyidealizowaliśmy je sobie oglądając filmy, czytając książki
i wymyślając sobie samemu. Jak możemy sprawić, żeby święta były naprawdę udane?
1. ODROBINA DYSTANSU
Nie mamy wpływu na innych ludzi i choć czasami osoby z naszego otoczenia zachowują się nie tak, jak byśmy
tego chcieli, warto mieć w pamięci, że bliska nam osoba, jest taka, jaka jest, i że właśnie taką ją kochamy.
Należy uzbroić się w spokój, nabrać wdech cierpliwości wobec jej działań i uśmiechnąć się.
2. TO, CO NAJWAŻNIEJSZE
Przygotowując się do świąt chcielibyśmy by wszystko było zrobione perfekcyjnie, ale niestety, tak się nie da.
Trzeba wybrać parę najważniejszych dla nas rzeczy i skupić się właśnie na tym. Inaczej padniemy z wyczerpania
od wyznaczonych sobie zadań i wydamy fortunę na podarunki. Szykując się do świąt, róbmy to tak, by sprawiało nam to przyjemność.
3. TWORZENIE WŁASNYCH TRADYCJI
Jeśli co roku nasze święta wyglądają podobnie i lekko mówiąc wpadamy pod ich wpływem w rutynę i nie spodziewamy się niczego nowego - czas, by to zmienić. Razem z rodziną możemy obmyślić plan, by zrobić coś, co
byłoby wyjątkowe i niepowtarzalne (np. wykonywanie wspólnego, rodzinnego, corocznego, wigilijnego zdjęcia
w ciekawych strojach, lub śpiewanie kolęd w formie karaoke).
4. WYCIĄGANIE WNIOSKÓW
Jeśli ostatnio nasze Boże Narodzenie nie pasowało do tego jak je sobie wyobraziliśmy i obawiamy się, że w tym
roku nie będzie inaczej, należałoby zatrzymać się choć na chwilę i zastanowić się nad tym, co ostatnio (lub w
poprzednich latach) psuło nam humor. Kiedy już zdamy sobie sprawę, co było powodem nie do końca udanych
świąt, teraz mamy jeszcze czas i zawsze możemy to zmienić.
Każdy ma inną wizję Świąt Bożego Narodzenia, bo nikt nie myśli tak samo i dla każdego z nas są ważne różne
rzeczy. Jednak jak różni byśmy nie byli, łączy nas jedno - marzenia. Gdybyśmy nie marzyli, nie różnilibyśmy się
od innych form życia. Musimy więc pilnować jednego i sprawdzać co chwilę - nasze dobre nastawienie.
Nie może ono zniknąć, ani się zmniejszyć od czasu wytyczenia sobie zadań, by nasze święta były idealne, bo
inaczej nie będą. Musi ono pozostać tak uskrzydlające i silne, jak w okresie planowania.
CIEKAWOSTKI

Ludy germańskie stroiły drzewka, by odgonić od siebie mrok i obchodziły święta długo przed pojawieniem się chrześcijaństwa. Kościół sprzeciwiał się kultywowaniu pogańskich tradycji, więc zaczęliśmy obchodzić wówczas Boże Narodzenie, choć podania historyczne nie wskazują, żeby Chrystus urodził się 25
grudnia.

W czeskich domach wigilijna kolacja kończy się deserem – 12 rodzajów ciastek oznaczających 12
miesięcy nadchodzącego roku.

W Wenezueli podczas Świąt Bożego Narodzenia twa gorące lato. Ludzie nie dzielą się tam opłatkiem
tak jak u nas, lecz kiścią winogron. Każdy odrywa sobie z tej kiści 12 gron i kolejno je zjada wypowiadając życzenia na nadchodzące miesiące Nowego Roku

Szwedzi na choinkach wieszają kolorowe torebki pełne słodyczy. Ostatniego dnia świąt dzieci zapraszają do siebie przyjaciół i wspólnie jedzą przysmaki z drzewek.

Największą na świecie szopkę buduje się na Placu Świętego Piotra w Watykanie. Ma ona rozmiary
mieszkalnego budynku, a postaci w niej umieszczone są naturalnej wielkości.

Na Węgrzech ludzie nakrywają stół trzema obrusami i wkładają pod nie grzebień, nóż i osełkę.
Na wigilię jedzą pieczonego indyka, rosół z kury i zupę rybną.

Tradycyjne kolory świąt to zieleń (symbolizująca życie i odrodzenie), czerwień (krew Chrystusa) oraz
złoto (bogactwo i królewskie pochodzenie).

W Niemczech prezenty układane są na stole a nie pod choinką. Najczęstsze potrawy w pierwszym
dniu świąt to: pieczona gęś, kaczka, indyk i dziczyzna, a tradycyjny deser to tzw. Weihnachtsstollen,
czyli strucla z bardzo dużą ilością bakalii.

We Francji nie obchodzi się Mikołajek. Dni poprzedzających Boże Narodzenie nie spędza się na gruntownych porządkach. Dekoracje świąteczne są utrzymane w bardziej bajkowym, niż religijnym klimacie.
Julia Dumała i Agnieszka Pietrus, kl. I a
Święta Bożego Narodzenia
Jak ten czas szybko leci... Znowu będziemy mieć święta! Ten magiczny czas nasuwa różne skojarzenia. Zdarzają się także negatywne, ale właśnie Święta są po to, żebyśmy nauczyli się szukać tego, co dobre
w naszym życiu i zaczęli to doceniać. Każdy zna „Opowieść wigilijną” Karola Dickensa, a jeśli nie czytaliście
książki to na pewno oglądaliście film lub byliście obecni na zeszłorocznym apelu z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Główny bohater Scrooge nie jest w stanie sam dostrzec magii świąt, brak mu empatii dla ludzi
i ma więcej szacunku do dóbr materialnych niż do drugiego człowieka. Można by powiedzieć, że na szczęście nawiedzają go duchy i zmienia to swoje skamieniałe, puste serce. Ta historia pokazuje jakie wartości
powinny być najważniejsze w życiu, nie tylko w czasie świąt. Zapytałam Was co kojarzy się Wam ze świętami. Wymieniliście naprawdę sporo i nie są to wyłącznie rzeczy namacalne. Odpowiedzi poniżej. :)
Święta są dla mnie przede wszystkim chwilą spotkania z rodziną, także z tą częścią, którą widuję tylko kilka
razy w roku. W klasie maturalnej przerwa świąteczna nabiera też dla mnie pewnego pragmatycznego znaczenia, liczę na swego rodzaju oczyszczenie ciała i umysłu z obowiązków związanych z egzaminem dojrzałości, by w nowym roku podejść do nich
z nową werwą.
*
Święta kojarzą mi się z odpoczynkiem, którego nikt nie zazna. Z pakowaniem i obdarowywaniem prezentami, z zapachem mandarynek, z rodzinną atmosferą, z Mikołajem z Coca-Coli, z kolejkami w każdym sklepie. Jeszcze kojarzą mi się z radością dzieci i zmęczeniem matek, które robią wszystko by święta się w ogóle odbyły i zamiast świętować tak naprawdę pragną ich końca. Życie takie, że już mało komu najpierw na
myśl przyjdzie narodzenie Zbawcy Świata.
*
No więc święta kojarzą mi się ze smutkiem i zawodem... siadam przy wigilijnym stole i patrzę na rozbitą
rodzinę. Na ciocię z dwojgiem małych dzieci opuszczonych przez ojca, na babcię która nie potrafi sobie poradzić z dziadkiem, a on jak zawsze jest już pijany. Patrzę na swoją siostrę i widzę smutek, bo chciałaby,
żeby chociaż raz w święta była z nami mama. Myślę o mamie, która spędza teraz święta z kimś innym
i już nie pamięta o swoich dzieciach...
*
Boże Narodzenie z całą pewnością jest dla mnie jednym z najpiękniejszych dni w roku. Gdy byłam mała
cały rok z niecierpliwością czekałam na moment, w którym w końcu dostanę swój wymarzony prezent
i ubiorę z mamą choinkę, śpiewając kolędy. Obecnie święta również są czasem niezwykle ważnym, jednak
ich magia nie ogranicza się jedynie to pięknej choinki, prezentu, czy szopki w kościele. Boże Narodzenie to
przede wszystkim czas, w którym pojawiają się refleksje na temat własnego życia, rodzi się na nowo chęć
zmiany, poprawy. W oczekiwaniu na przyjście Pana, porządkujemy nie tylko nasze domy, ale przede
wszystkim nasze serca. Dzięki dobremu przygotowaniu mogę czerpać więcej radości z tego dnia, patrząc
na członków swojej rodziny przy wigilijnym stole, składając sobie życzenia z przyjaciółmi, patrząc na cieplutkie, pięknie ozdobione mieszkanie, stół pełen najróżniejszych potraw. Jestem wdzięczna za to, że jestem częścią tego wszystkiego, mimo iż w ciągu roku tak często zapominam o tym, że nie każdy ma to
szczęście, często kłócę się z najważniejszymi dla mnie osobami, albo nie mam dla nich czasu. W Boże Narodzenie otwierają mi się oczy, widzę swoje błędy, jestem w stanie zapomnieć o wszystkim co złe i uświadamiam sobie, że mam wszystko co potrzebne do prawdziwego szczęścia, chociaż na co dzień tego nie dostrzegam.
*
Skojarzeń ze świętami Bożego Narodzenia mam wiele. Najbardziej działającym na zmysły i upewniającym
mnie w tym, że nadchodzą - jest zapach pieczonych pierników, który wypełnia cały dom. Święta to także
rodzinne ciepło i wewnętrzna radość. Uczta dla ciała i duszy :)
*
Święta to czas, o którym nie da się zapomnieć, bo już dwa miesiące przed nimi w sklepach pojawiają się
czekoladowe Mikołaje, a później wszędzie lecą amerykańskie świąteczne piosenki. Mimo tego, że święta
to idealny czas dla rozwoju konsumpcjonizmu i tracenia pieniędzy, nie psuje mi to wesołej rodzinnej atmosfery.
*
Święta...? Kojarzą mi się z mnóstwem rzeczy: choinką, mandarynkami, makowcem mojego taty i moimi
urodzinami. Kojarzą mi się też z wiarą świętego Mikołaja pogrzebaną dziesięć lat temu i oddechem od
szkoły - jest to czas, kiedy śpię więcej niż dwie, w porywach cztery godziny dziennie i mam czas przeczytać
książkę, którą chcę przeczytać, a nie jest to lektura szkolna.
*
Kojarzą mi się oczywiście z prezentami, ale jest to na drugim miejscu, na pierwszym jest spotkanie z rodziną i gwarne siedzenie przy stole przez całe święta, rozmowy, zapach świątecznych potraw... Ale najważniejsi są ludzie, rodzina, przyjaciele :)
*
Święta Bożego Narodzenia to ten najdziwniejszy, a przez to najpiękniejszy czas w roku. Wszyscy wiemy, że
to ten wyjątkowy czas i mi właśnie kojarzy się z tą wyjątkowością. Nie prezenty, nie choinka, chociaż to po
części też, ale z tym poczuciem ekskluzywności tak dostępnego dla wszystkich przecież czasu - i to jest najpiękniejsze.
Szczerze powiedziawszy, w tym roku ciężko było mi poczuć przedświąteczny klimat, który by mnie upewnił, że święta za rogiem. Ułatwiło mi to czytanie Waszych odpowiedzi. Z niektórych ciepło bije na kilometr (nie, to nie sarkazm), a wspomniane zapachy działają na zmysły. Dodam jeszcze do tego, że mi święta kojarzą się także z pomaganiem innym. Akcje takie jak np. „Szlachetna paczka” to naprawdę cudowne
pomysły. Milej jest nam spędzać święta z poczuciem, że przynieśliśmy radość i „ulepszyliśmy” komuś Boże
Narodzenie, komuś kto tego potrzebuje. Pomijając już względy finansowe, trzeba pamiętać, że okres świąteczny nie dla każdego jest taki wesoły. Szczególnie wtedy, kiedy ktoś zabija w nas i w sobie chęć zmiany
na lepsze. Boże Narodzenie ma być szczególnym czasem i ma przynosić wewnętrzny spokój oraz szczęście.
To czas kiedy myślimy o naszych bliskich i choć niektórych nam bardzo brakuje, nie powinniśmy pogrążać
się w tęsknocie, pustce czy depresji. Wiem, że ktoś może w tym momencie pomyśleć „no, łatwo ci napisać”, ale rozumiem osoby dotknięte utratą bliskich, bo sama do nich należę. Chodzi mi o to, żebyśmy
w tym czasie docenili to, co mamy tu i teraz. Dostrzegli życzliwych ludzi wokół nas i podziękowali im za to,
że są.
Wesołych Świąt! :)
Rozalia Wota, kl. III a
Jak wszyscy wiemy, w listopadzie otworzony został nowy wiadukt. Oto relacja jednego ze świadków:
”Poszedłem na to otwarcie. Nie było przecinanej żadnej wstęgi; robotnicy zabrali auta i odjechali. I że o to
tyle szumu... Zrobiłem zdjęcie i już miałem iść, ale zatrzymała mnie jedna pani z Tuby Wyszkowa i zapytała, z jakiej gazety jestem. Odpowiedziałem, że z żadnej, ale chyba nie uwierzyła...”
No cóż.
Dzisiejsze czasy rządzą się swoimi prawami - Snapchat, Facebook i Instagram także. Nie wszyscy jednak
chyba o tym wiedzą. Albo podejrzliwość w stosunku do potencjalnej konkurencji jest wpisana w zawód
dziennikarza. Któż to może wiedzieć...?
*
Chwilę później zamknęli przejazd kolejowy na ulicy Pułtuskiej. Przyznam, że nie było to najlepsze rozwiązanie, zwłaszcza, że czyszczenie torów odbywało się w środku listopada w trakcie tygodnia roboczego.
W praktyce wyglądało to mniej więcej tak: dojeżdżasz do Biedronki, bo dalej nie masz szans, gramolisz się z samochodu, rodzicielka z głębokim współczuciem życzy Ci miłego dnia i zawraca do pracy.
Ty ze strasznym westchnieniem, śladem innych przechodniów, przechodzisz przez tory w dziwnym miejscu i w zależności od pogody, starasz się nie utopić w błocie po kolana, bądź też nie zabić się na śliskim
“kiedyśbłocie”, z racji tego, że temperatura w nocy spadła do minus pięciu stopni, a i teraz jest niewiele
więcej niż minus trzy.
Tak, to był ciężki tydzień...
*
Apel do rocznika ‘00 (czytaj: klas pierwszych), aczkolwiek niecałego:
Ja wiem, że przerwa to czas na obgadywanie ostatniego sprawdzianu, tego, co powiedział nauczyciel i na
inne pasjonujące rozmowy, ale można to czynić pod ścianą, naprawdę! Wspaniale, że czujecie się dobrze
w naszej szkole (wszak o to chodzi), ale prowadzenie zażartych dyskusji na samym środku korytarza
w sztuk od pięciu do kilkunastu nie jest najlepszym rozwiązaniem, zważając na to, że ktoś inny chce
przejść tym samym kawałkiem przestrzeni, a szerokie korytarze nagle zmniejszają się do rozmiarów klaustrofobicznych.
*
Tegoroczni “Bardowie Wolności i Solidarności” obyli się bez wyjących mikrofonów (niewtajemniczonych
odsyłam do “Ploteczek z korytarza”, gazetka grudzień 2015). Wszystko było cacy - reprezentanci naszego
Liceum wykazali się zarówno talentem do śpiewania i grania na instrumentach, oratorstwem, jak i niejakim
pojęciem, o czym się śpiewa. Były gitary, były podkłady. Byli zarówno soliści, duety, jak i zespoły.
Czekamy na koncert za rok!
*
Jak już jesteśmy przy wydarzeniach łączących się z trzynastym grudnia... Właśnie tego dnia na spotkanie z
uczniami naszejszkoły przyjechała p. Maria Dłużewska - reżyser, scenarzystka, aktorka, działaczka opozycji antykomunistycznej w okresie PRL-u.. Obejrzeliśmy także film wyreżyserowany przez naszego gościa,
który, mam wrażenie, skłaniał do refleksji, bo po napisach końcowych przez dobrą chwilę panowała grobowa cisza. Efekty specjalne mimo to, a jakże, były. Urozmaiceniem opowieści p. Dłużewskiej były siedzące
za mną trzy czy cztery dziewoje nawijające w sposób bardzo rozpraszający. Za tło dźwiękowe serdecznie
dziękujemy.
*
Od parunastu dni sklepik i jego okolice lśnią i wabią lampkami choinkowymi, a gdzieś tak od drugiego
piątku miesiąca w naszej szkole stoją pięknie przystrojone, pachnące drzewka świąteczne. I byłoby zupełnie świątecznie, gdyby nie to, że zbliża się koniec semestru, więc wszyscy pod presją 19 grudnia (sama data brzmi złowieszczo...) starają wcisnąć się ze sprawdzianem/kartkówką/zbiorowym pytaniem
(niepotrzebne skreślić) w jakikolwiek wolny dzień w tygodniu, którego nie ma. Strasznym jest mieć trzy
sprawdziany, cztery kartkówki i dwie wiszące nad człowiekiem niczym miecz Damoklesa groźby pytania
w dodatku na tydzień (!) przed Świętami. Cytując Wisławę Szymborską - “Nie bez po-wabów jest ten
straszny świat, nie bez po-ranków, dla których war-to się budzić”. W odniesieniu do naszego grudniowego
życia: straszny świat - wszyscy rozumieją - szkoła i inne zjawiska podobne, powaby - wizja coraz bardziej
zbliżających się Świąt.
*
W imieniu całej społeczności uczniowskiej, proszę uprzejmie o przynajmniej cień litości... My chcemy
Święta!
Nie wyobrażam sobie, jakbym mógł sprzedać
kogoś i żyć z taką świadomością
Kiedy rozpoczął się stan wojenny miał 17 lat. Kiedy został aresztowany, był w tym samym wieku, co my.
Dziś, po 35 latach od tych wydarzeń, jest w stanie odtworzyć je i opisać ze szwajcarską wręcz precyzją.
Jako, że miejsce w gazetce jest ograniczone, oto pierwsza część (następna w kolejnym numerze) wywiadu
z panem Wojciechem Fijałkowskim.
Szukałyśmy takich osób jak pan i z pomocą naszej pani od historii, pani Głowackiej, która zaangażowała
swojego męża, dostałyśmy do Pana numer. I… chciałybyśmy wiedzieć coś więcej; Pan jako świadek tamtych czasów, tego wydarzenia…
Tamtych czasów…? Wie pani… wczoraj byłem na mszy za ojczyznę. Wyszedłem przed blok - kolega
miał podjechać - zapaliłem papierosa… wróciły tamte lata. Ale to już nie ten Wyszków. To już nie ten
Wyszków… Podzieliłem się tym z kolegą, zapytał, czy pamiętam tamte czasy. Pamiętam doskonale.
Ale wróćmy do tematu; nie wiem, czy panie widziały tego pułkownika Mazgułę i jego wypowiedź, że „stan
wojenny to w miarę kultura”. No powiem… nie było kulturalnie, nie było miło. No… nieraz było straszno.
Chciałyśmy zapytać przede wszystkim o wspomnienia związane akurat z 13 grudnia 1981 roku.
Trzynasty grudnia…? Tak, pamiętam.
Do kościoła się wybierałem. W niedzielę wstawaliśmy na dziewiątą do kościoła. Ktoś włączył telewizor… nic. Radio włączyli… słyszałem, że stan wojenny. To był dla mnie szok niesamowity.
Nasze życie towarzyskie koncentrowało się wtedy na klatkach. Z dwoma kolegami stwierdziłem, że
jednak trzeba coś robić.
Najpierw ganialiśmy się z ormowcami, zomowcami po parku - jak jakiś patrol szedł, po dwudziestej
godzinie… od dwudziestej pierwszej chyba była godzina policyjna, jak pamiętam… Takie zabawy mieliśmy.
Z ormowcami najlepiej było - teren znajomy - ganiali nas, ale jak wpadliśmy do bloku, obojętnie którego,
bo znaliśmy te piwnice jak własną kieszeń, to już byliśmy dla nich straceni.
Wreszcie przyszło coś poważniejszego zrobić. Maszynę żeśmy jakoś zdobyć chcieli… jedyna
możliwość to kradzież. Mnie to się nie podobało, co się mamy okłamywać.
Nasza pierwsza akcja… pomnik wyzwolenia, pamiętacie? Tu macie Kościuszki i teraz ten skwer naprzeciwko Banku PKO… te murale zostały jeszcze. Tę wieżę rozebrali, to chyba na cześć generała Czujkowa…
coś takiego. No to, o, parę napisów zrobiliśmy.
I druga akcja – nie chcę się tak chwalić za bardzo, bo teraz wyczytałem w „Wyszkowiaku”, że obrzucili
farbą komitet partii. Szacunek dla niego z mojej strony, wielki szacunek. Nawet nie wiedziałem o tym… ale
fajnie było takie coś przeczytać. Ale myślę, że my pierwsi zrobiliśmy; nie tylko na dom partii, ale jeszcze
rozrzuciliśmy butelki na komendę. Ale się nie zajęła. To było z takich poważniejszych…
Już nie pamiętam, którego to było - poszliśmy malować napisy. Oblecieliśmy pół Wyszkowa i tu już do
nas doszliśmy. Przy tym garażu, co tu obok na osiedlu stoi, dwóch chłopaków stało i patrzyło, a ja malowałem. I słyszę… słyszę i widzę, jak uciekają obok mnie w stronę ulicy Prostej. Ja za garaż przykucnąłem… a
trzech z kałachami za nimi. Obszedłem garaż, wszedłem na czwartą klatkę i, jeszcze wtedy piwnice nie były zamykane, nie były zamurowane przejścia, także z czwartej klatki przeszedłem tu do siebie; byłem umazany w farbie, więc przebrałem się… no i nic. Spokojnie było. Na drugi dzień się spotkaliśmy; ładnie ich pogonili.
No i później z tymi ulotkami…
Napisałem, poodbijałem. Którego? Dwudziestego chyba drugiego lutego… na stacji – na dworcu –
PKS. Ludzi pełno tam było… Rozrzuciłem tak około pięćdziesięciu sztuk. Nie pamiętam dokładnie, ile.
Przygotowane było więcej niż pięćdziesiąt sztuk, ale mieliśmy zamiar jeszcze rozrzucić je na stacji kolejowej. Rozrzuciliśmy tam te ulotki i koło Wyszkowianki na dół zeszliśmy. Dopiero później - na sprawie, na
której był jako świadek - się dowiedziałem, że w tym czasie wśród podróżnych był ormowiec z Kamieńczyka. Zaczął krzyczeć, żeby nie podnosić i zaczął zabierać ludziom te ulotki. Przepraszał mnie, mówił, że jakby
wiedział, jak się skończy, to on by wcale ten… bo miał kłopoty, że musiał na sprawę przyjechać, że musiał
do Wyszkowa przyjeżdżać na przesłuchania… ale to mało ważne.
No i tak upływał czas… do marca. W Bugu Wyszków trenowałem, a w marcu już taka w miarę pogoda
była, że już na boisku można było grać. Wróciłem z treningu… Pora była popołudniowa. Wchodzę do domu i widzę, że czterech już u nas siedzi i robią kipisz w domu. Miałem swój pokój, tam już jeden siedział,
przeglądał, a jakby lepiej poprzeglądał, to mógłby coś znaleźć. Ale nic nie znaleźli... No i do mamy mówią,
że biorą mnie na komendę, papiery podpiszę jak świadek. Schodzimy już, stał Mirek na klatce i Janek – ich
też zwinęli. Oni radiowozem pojechali, ja – fiatem. Później się dowiedziałem, że ich wzięli, na komendzie;
jak z przesłuchania wracałem, to widziałem ich na piętrze - pokręciłem tylko głową, że nic.
Po pierwsze, nie byłem nigdy na komendzie… Niezbyt miłe miejsce. To było na piętrze. Drugi pokój po
lewej, zdaje się… taak, drugi po lewej. Wszedłem, dostałem strzał w ucho, ale to tak… dźwięczało mi później w uszach. To kiedyś się działo – to nie teraz, że jestem spokojny. Kiedyś… rzuciłem się na niego.
No i… wtedy dostałem trochę. Bili mnie. Taki starszy ubek, nie pamiętam nazwiska, nie pamiętam żadnego
z nazwisk tych, którzy mnie słuchali; przesłuchiwał mnie przeważnie ten starszy:
- Uspokoiłeś się?
- Taaa…
No i zaczęli wałkować. To, tamto. Kazali mi pisać.
- Nie będę nic pisał.
- No to chodź, odpoczniesz trochę.
Zaprowadził mnie na dół i to wtedy widziałem chłopaków na holu, powiedziałem, że nic. Dali mnie do
celi, nie potrafię wam powiedzieć, ile tam siedziałem. Przychodzę znowu na górę i znów mam pisać.
Ten, który mnie przesłuchiwał mówi, że ma świadków, że to ja malowałem tutaj to „precz z komuną”.
W zaparte szedłem. Zmęczenie… W końcu przyznałem się do tych ulotek, bo i tak to już lepiej, żeby nie
krążyli koło tych gorszych tematów.
Zamknęli mnie. Pamiętam – o piątej rano szedłem raz na przesłuchanie, około siódmej na przesłuchanie; pisałem, już nie pamiętam, co… pisałem… kiedy robiłem, ile tych ulotek. No i z tymi papierami trzech
– jeden kierowca, dwóch do eskorty – pojechało ze mną fiatem do Warszawy do prokuratury wojskowej.
Garnizonowa Prokuratura Wojskowa - to jest na ulicy Nowowiejskiej.
W czasie jazdy złapaliśmy gumę i jeden do mnie mówi:
- Rozkoszuj się, bo długo wolności nie zobaczysz.
Czekałem do wieczora, może wcześniej… Do prokuratora wojskowego w mundurze powtórzyłem to,
co na komendzie. Wyszedł, wrócił z papierem i mówi, że przełożony zastosował areszt tymczasowy.
Nie chciało mi się wierzyć. No ale w samochód wsiadam, jedziemy i widzę, że nie wracamy. Jadę na Rakowiecką. To już był późny wieczór.
W tej sieczkarni przeszukanie było, odciski palców zdejmowane, bieliznę osobistą musiałem zostawić,
dostałem bieliznę więzienną.
Pierwsze dni naprawdę były trudne, bo ciężko się przyzwyczaić. O szóstej rano taki głośny dzwonek –
pobudka – i od razu betoniara zaczyna bębnić. To z radiowęzła puszczali Program Pierwszy. To denerwowało mnie najbardziej. Pod celą nie mogliśmy mieć nic do czytania, po śledztwie tylko „Trybunę Ludu” się
dostawało. No i pół godziny spaceru. Czekałem na niego zawsze, każdego dnia. Kiedy wyprowadzali nas na
ten spacer, była godzina dziesiąta, jedenasta zazwyczaj. Przechodziło się tak na światłach, spacerniak też
podzielony był na osiem boksów, jak pamiętam, także cela z celą nie mogła się spotkać. To zapamiętałem
z tej celi. Jeszcze kraty w oknie, za kratami okienko, za oknem krata, siatka i blindy. Trochę te blindy były
oddalone i nieba trochę mogłeś zobaczyć, ale to, co jest na zewnątrz... Już tego nie widziałeś cały czas.
No i non stop światło się paliło w celi. W piątki łaźnia była, to zmieniało się wtedy bieliznę. I wieczorem był
taki stołek. Tam wszystkie ciuchy swoje prywatne wszyscy układali, w kosteczkę z ręcznikiem zawijali, na
stołek to ubranie ułożone bardzo ładnie się kładło i jak któryś z tamtych leciał po apelu, wystawiało się ten
stołek i buty na korytarz. Także zostawało się w samej bieliźnie więziennej na noc.
Na tej przejściówce przesiedziałem około dwóch tygodni.
W czasie, gdy siedziałem, jeszcze przyjeżdżał śledczy, chyba z Pałacu Mostowskich. Dopytywał się, w
sprawie tych ulotek, z kim byłem. Ja mówię, że byłem sam, cały czas tak zeznawałem. A praktycznie – było
nas trzech. Ktoś tam podał, że było nas trzech. Koniecznie chciał się dowiedzieć, nie tylko on, w Wyszkowie też za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć, kto był ze mną. Powiedziałem, że byłem sam i nikogo ze
mną nie było. Nie wiem, jak… nie wyobrażam sobie, jakbym mógł sprzedać kogoś i żyć z taką świadomością.
Taki bardziej otrzaskany, on przesiedział ładnych kilkanaście lat, z Pruszkowa drobny złodziejaszek taki, no ale recydywa, zrobił warcaby z chleba, a chleb to był tam na Rakowieckiej skarb. Pamiętam, papierosy i chleb to była waluta. No i pamiętam głód. Cały czas byłem głodny. Na śniadanie rano przynosili pocięte pół bochenka chleba (bo nie można było mieć noża), rano dostawało się twarożku troszeczkę, mar-
garynę, no i tak się wydzielało, żeby starczyło na śniadanie, do obiadu i do kolacji. Mało tego chleba było.
Ale postarał się chłopak – zrobił szachownicę, warcaby i trochę szybciej czas mijał przy tych warcabach.
Po dwóch tygodniach zostałem przeniesiony na górę - na pierwsze piętro. Nie pamiętam numeru celi,
ale... Poznam ten blok, na pewno poznam. Przy tym bloku co siedziałem, to obok znajduje się osławiona
dzisiaj dziesiątka.
Dziesiąty pawilon.
Katownia UB.
Tam polityczni więźniowie siedzieli, ale nie wszyscy, Większość dawali do kryminalnych. Mieszali...
Honorata Depta i Hanna Kwaśny, kl. II g
Był początek grudnia. Gwoli ścisłości - wieczór. Z cierpiętniczą miną (to taki wyraz twarzy, który jest
wynikiem cierpienia zadawanego samemu sobie, głównie przez dobrowolne czytanie Kraszewskiego) siedziałam przy biurku, katusze zapijając początkowo wrzącą, a po jakimś czasie ledwo ciepłą herbatą.
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że coraz mniej skupiam się na czytanej powieści i tak
w zasadzie nie wiem, co zostało opisane na ostatnich dziesięciu stronach. Czy ten Cygan wybudował już
dom? A może znowu zniszczyli tę lepiankę i chłop po raz trzeci zaczyna budowę od początku, z narzędzi
mając do dyspozycji jakąś tępą siekierę...? Z westchnieniem przewróciłam parę kartek.
Kiedy już prawie udało mi się skupić na jakże wartkiej akcji, do rzeczywistości sprowadził mnie chórek niekoniecznie utrzymujący się w jednej, a właściwie w żadnej, tonacji.
- Mizerna ciicha, stajenka liicha, pełna niebieeskiej chwaaałyyy...
Z rozrzewnieniem pomyślałam o Bożym Narodzeniu, od którego dzieliło mnie tylko paręnaście dni.
Perspektywa braku przymusu uczenia się, możliwości spania do późna i rodzinnych spotkań brzmi kusząco. Tęskniąc za czasem wolnym, którego przez ostatnie trzy miesiące było tak mało, doszłam do wniosku,
że skoro nawet na chemii od listopada intonowany był przez niektórych “Jezus Malusieńki” (to nic, że w
tym roku nie mam chemii; rok temu miałam), oznacza to, że nie tylko ja wzdycham za Świętami. Komu nie
uśmiecha się śpiewanie kolęd, choinka i, mimo że wiara w Świętego Mikołaja została pogrzebana mniej
więcej w przedziale wiekowym pięć - dziesięć lat, znajdowanie pod nią prezentów? Chociaż... Może
znajdywanie...?
Jak przypuszczałam, tak też się stało. Słownik Języka Polskiego wiedział.
Według niektórych słowników obie formy są poprawne. Okazuje się jednak, że znajdywanie jest
trzydziestokrotnie rzadsze od znajdowania.
- Mirosław Bańko
Przyznam się. Ja też zawsze znajdowałam. A teraz wiem, że mogę, całkiem legalnie!, znajdywać. A,
wbrew pozorom, błahą informacją to nie jest...
Kończąc Wesołych Świąt!
Hanna Kwaśny, kl. II g
„- Kto jest autorem równania ‘E=mc2’?
- Nie wiem, Pitagoras jakiś?”
Kultowy już kanał „Matura to bzdura” wielu z nas daje powód do podświadomego poczucia wyższości nad masami społecznymi. Brak elementarnej wiedzy w wielu dziedzinach życia wydaje się czasem
aż abstrakcyjny. Bo rzeczywiście jest to dziwne, gdy dwudziestokilkuletnia dziewczyna nie wie, gdzie w jej
ciele znajduje się piszczel. Myślę, że zgodzimy się z tym wszyscy.
Jednakże, gdybym miał napisać prywatny ranking najgłupszych stwierdzeń, powtarzanych po-
wszechnie w moim pokoleniu, to wysoką pozycję miałoby: „Po co mam się tego uczyć? Przecież nie przyda
mi się to w życiu.” Tak, rzeczywiście, znajomość metod sekwencjonowania DNA wydaje się być niezbyt
potrzebna w życiu przeciętnego człowieka. Atakowanie systemu szkolnictwa za to, że uczy umiejętności
nieprzydatnych jest rzeczą na tyle intuicyjną, że pierwszą myślą większości z nas będzie aprobata dla takiej
postawy. Jak to często bywa, istota zagadnienia tkwi nieco głębiej. Czy zdobywanie szerokiego, wielodziedzinowego wykształcenia czemukolwiek służy? Owszem, służy.
W pierwszej kolejności warto (pobieżnie, bo na potrzeby krótkiego tekstu) przyjrzeć się uwarunkowaniom polityczno-kulturowym. Wielkie przemiany społeczne, zapoczątkowane przez Rewolucję Francuską, a zakończone demokratyzacją europejskich społeczeństw spowodowały, że każdy obywatel kraju
otrzymał prawo do decydowania o losie swojej ojczyzny.
Na barkach człowieka XX i XXI wieku zostało położone niełatwe zadanie – wybieranie władzy, osądzanie, który z polityków ma najlepszą wizję kraju. Człowiek ten otrzymał nieograniczoną możliwość demonstrowania w obronie swoich racji oraz zakładania własnych ugrupowań. Oparło się to na zaufaniu, że
każdy z kilkudziesięciu milionów głosujących obywateli najlepiej będzie wiedział, co dla niego dobre.
Dochodząc do sedna sprawy: skąd szary Kowalski ma mieć pojęcie o tym czy wysokość jego emerytury jest adekwatna do przepracowanych lat? Z lekcji matematyki. Osoba potrafiąca wziąć kartkę do ręki i
powierzchownie przeliczyć propozycje pana z telewizji wykryje, jeżeli są one oszustwem. Skąd ma wiedzieć, która strona ma rację w awanturze o pomnik stawiany na placu za rogiem? Z lekcji historii.
Podstawowe pojęcie o wydarzeniach z przeszłości pozwoli nam wyrobić sobie pogląd na kontrowersje
związane z jakąś postacią. Skąd ma wiedzieć czy reklamowany proszek do prania rzeczywiście wypierze
twoje ubrania tysiąc pięćset razy skuteczniej niż zwykły proszek? Lekcja chemii podpowie, że takich cudów
nie ma. Pojęcie o świecie uodparnia nas na manipulację, pozwala oddzielić prawdę od zakłamania.
Jeżeli nie mamy o niczym pojęcia, jedynym kryterium osądu będzie zasłyszana opinia. A taką opinię
(niestety!) może wydać osoba dbająca niekoniecznie o nasz interes.
W porządku, ale jeśli komuś nie przeszkadza bycie manipulowanym, a dobro społeczeństwa średnio go obchodzi? Nawet przyjmując taką postawę, czytanie książek, poznawanie nowych dziedzin życia,
służy przede wszystkim nam samym. Zalet nauki nie można szukać tylko w jej bezpośrednich skutkach.
Otwarcie nieprzetartych dotąd „ścieżek” w mózgu, umiejętność rozwiązywania nowych problemów na
zasadzie analogii do tych, które już poznaliśmy. Można to nazwać nabywaniem zdolności do myślenia kreatywnego. Lecz jest jeszcze jeden ważny aspekt sprawy, który warto poruszyć.
Skąd wiemy, że jeszcze nie trafiliśmy na to, co nas naprawdę pasjonuje? Byłbym co najmniej niemądry twierdząc, że „Mona Lisa” jest najpiękniejszym obrazem na świecie, gdybym nigdy w życiu nie widział innego dzieła sztuki. Jednak im więcej galerii malarskich odwiedzę, tym większe będzie moje prawo
do takiego stwierdzenia. A może w którymś z muzeów znajdę malowidło, które zachwyci mnie dużo bardziej niż dzieło Leonarda Da Vinci?
Rozszerzenie horyzontu pozwala zobaczyć coś, czego wcześniej się nie widziało, poznać lądy dotąd
nieznane. Czasem będą to ziemie jałowe, zupełnie nas nieinteresujące. Często kompletnie nas rozczarują
i nie będziemy mieli ochoty do nich nigdy wracać. Ale czy nie warto podróżować, jeżeli jest szansa, że jedno z wybrzeży jest częścią rajskiej wyspy?
Krzysztof Głowacki
absolwent
Korekta: p. Katarzyna Mielcarz, p. Marzena Deluga
Grafik: Aleksander Bednarczyk
Redaktor strony www: p. Adam Czechowski
Redaktorzy naczelni: Rozalia Wota, Marcel Kozon