mlodzianki 226 - Kościół Akademicki św. Anny
Transkrypt
mlodzianki 226 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny MŁODZI ANKI Nr 16 (226) 10 II 2008 I niedziela wielkiego postu KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ EWANGELII $ ! ! & % $ 3 + 2 3 $ $ 3 ! 0 1 $ / $ ) 2 & + + ! $ & $ $ ' & $ $ ! $ ! & " & $ * $ , , ( Doświadczenie „pustyni” jest jednym z najpiękniejszych doświadczeń człowieka pragnącego przeżyć życie w pełni, z całym bogactwem kolorów, tak jak jest ono zaplanowane przez naszego Ojca Niebieskiego. Na „pustynię” trafiamy właściwie bez naszej wiedzy i zgody, jakby właśnie sam Duch Święty, czyli Miłość Boża nas tam wyprowadziła. Tracimy pracę, tracimy rodzinę, tracimy oparcie, tracimy pozycję społeczną, tracimy przyjaciół, tracimy oszczędności, tracimy wiarę w słuszność naszego powołania, tracimy to, co tak skrzętnie budowaliśmy, o co zabiegaliśmy przez lata. Tracimy to właściwie na skutek tzw. "zbiegu okoliczności”, który dopiero po czasie okazuje się być misternym Planem Bożym, bo „ Na „pustyni” dopadają nas „dobre rady przyjaciół”: sam sobie jesteś winien, zasłużyłeś na to, nie starasz się, jesteś beznadziejny, Bóg cię pokarał, nie masz wyjścia itd. To są ataki złego ducha, na które jesteśmy bardzo podatni, bo „ a to oznacza wielkie osłabienie. Osłabienie jest wielkie i obezwładniające. Podczas takiego właśnie doświadczenia przyszły mi do głowy słowa modlitwy: „Panie, bez Ciebie nie mogę ) $ " " & & $ & % $ ! $ ( # $ ( $ $ $ & " % ! $ . - " # ) % & $ $ % . $ " ! " $ ) " ! (Mt 4, 1-11 ) + , nic. O własnych siłach mogę co najwyżej otworzyć tego poranka lewe oko. Ale otwarcie prawego oka i podniesienie mnie, musi się już dokonać dzięki Twojej Mocy”. To odkrycie Prawdy Bożej, odkrycie Prawdy o własnej małości i Nieskończonym Majestacie Boga Ojca okazało się być źródłem Światła, Mądrości, które pozwoliło powiedzieć moim „dobry doradcom”: na tej „pustyni” stoi ze mną Jezus, On mnie przeprowadzi, poda rozwiązania i odniesie zwycięstwo nad demonami. Moim zadaniem jest tylko trwać, nie panikować i obserwować jak moi wrogowie są rozstawiani po kątach Mocą Ducha Świętego. Nie ma piękniejszego widoku. Takie są realia. Tego doświadczyli i Mojżesz i Jeremiasz i Eliasz i wielu innych i oczywiście król Dawid. Doświadczyło tego wielu nowożytnych i współczesnych świętych i św. Paweł i o. Pio i s. Faustyna. Tego doświadcza wielu chrześcijan XXI wieku, bo tylko na „pustyni” można doświadczyć żywej obecności Jezusa, który nieustannie prowadzi nabór do swojej Armii. Bracia i siostry, czy jest wśród was ktoś chętny? Rafał Bober 11 lutego 2008 r. – Światowy Dzień Chorych Pokonać chorobę... Ktokolwiek dziś spotyka Agnieszkę, widzi ponad 40-letnią kobietę pełną życia i radości. Dopóki nie zagłębi się w rozmowy dotyczące jej osobistego życia, dopóty nie domyśla się nawet, ile ma ona za sobą zmagań z różnego rodzaju chorobami, cierpieniami. A rzeczywiście ma ich wiele. Jej „przygoda” z chorobą zaczęła się zupełnie niespodziewanie, gdy miała zaledwie 17 lat. Była wtedy w liceum, bardzo dobrze się uczyła, miała normalna rodzinę – była szczęśliwa. I nagle szok. Coś zaczyna dziać się w jej organizmie – każdego niemal dnia dochodzą nowe niepokojące objawy. W końcu wizyta u lekarza i pada diagnoza: cukrzyca. Dla młodej dziewczyny to słowo zabrzmiało jak wyrok. Najpierw szpital, a potem zastrzyki do końca życia, dieta wymagająca wyrzeczenia się tego, co tak bardzo lubiła, czyli wszelkich słodkości. Jednak z każdym dniem pobytu w szpitalu oswajała się z myślą, że musi odmienić swój styl życia i się z nim pogodzić. I rzeczywiście, szybko odzyskiwała pogodę ducha i uczyła się zdyscyplinowania – w przestrzeganiu pór posiłków, robieniu zastrzyków, przeliczaniu jednostek insuliny, wyrzekaniu kostki czekolady, którą wtedy miała jeszcze przydzieloną na tzw. kartki. Z cukrzycą przebrnęła przez studia, mieszkanie w akademiku, chociaż nie zawsze było łatwo. Gdy koleżanki umawiały się z chłopakami np. do kina na 19.00, ona nie mogła, bo to kolidowało z porą jej kolacji i wcześniejszego zrobienia sobie zastrzyku, po uprzednim wygotowaniu igieł i strzykawek. Niestety, nie zawsze udało się powstrzymać przed pokusami – czasami słodycze nie tylko jadła, ale wręcz „pożerała”. Kiedyś przeholowała z orzeszkami w cukrze i... wylądowała w szpitalu. A właśnie wtedy zamierzała solidnie zabrać się za pracę magisterską. Częściowo pisała ją na szpitalnym łóżku. Chociaż wielokrotnie słyszała o tym, jakie to powikłania może spowodować nie wyrównana cukrzyca, nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że ją też może to spotkać. Robiła zastrzyki i starała się żyć pełnią życia. Jedynie w ukryciu marzyła o tym, by Pan Bóg pozwolił jej założyć rodzinę, mieć dzieci. Wtedy wiedziałaby, że ma dla kogo żyć i mogłaby zapanować nad tym wszystkim, co często wymykało się jej spod kontroli. Ale Pan Bóg z czasem zażądał dalszych wyrzeczeń. Po około 12 latach spadł na Agnieszkę kolejny cios. Z cukrzycą już dawno się oswoiła, ale dia- gnoza, jaką usłyszała po powrocie z dłuższego pobytu za granicą, wydała jej się końcem wszystkiego. Silna anemia, niewydolność nerek, repinopatia cukrzycowa, nadciśnienie itd. Doszła dodatkowa dieta – niskobiałkowa. Miała teraz już niewielki wybór produktów do jedzenia. Kiedy jednak z pomocą Bożą i lekarzy wyszła z tego, co najgorsze, znów pełna energii wróciła do życia i pracy. Ale pewne rzeczy zdążyła sobie już przewartościować. Zrozumiała, że „człowiek nie po to żyje, żeby jeść, ale je po to, aby żyć”. Często słyszała od znajomych słowa ubolewania nad jej losem, dlaczego to właśnie ją spotkało. Ona jednak, chociaż miewała chwile załamania, to jednak wierzyła, że Bóg miał w tym jakiś cel, obdarzając ją tym bagażem doświadczeń. Być może uchronił ją przed czymś gorszym... A to, że cierpi? Tyle dni, tyle tygodni przeleżała w szpitalu, tyle napatrzyła się na różne ludzkie cierpienia, że jej własne wydawały się całkiem niewielkie. I tak jak Robinson Kruzoe robiła sobie zestawienie „strat i zysków”: „mam wiele chorób, ale żadna z nich nie jest bolesna; bywam w szpitalach, ciągle na jakichś badaniach, przyjmuję mnóstwo leków – ale ze wszystkim radzę sobie, nie wymagam stałej opieki drugiej osoby; mieszkam sama, nie mam męża, który by się mną opiekował – ale mam wspaniałych sąsiadów i przyjaciół, na których pomoc zawsze mogę liczyć” itd. A liczyć na nich nieraz musiała, odkąd zamieszkała w Warszawie, bo jej najbliższa rodzina była daleko. Do Warszawy, do własnego mieszkania, sprowadziła się wraz z dializami, które sama wykonywała sobie w domu. To była dla niej kolejna szkoła zdyscyplinowania. Pokój przemienił się w salę szpitalną, w której musiały panować idealne warunki higieniczne, a do codziennych zabiegów co 5-7 godzin musiała przygotowywać się jak chirurg do operacji. Gdy lekarz tłumaczył jej, na czym to wszystko będzie polegać, słuchała tego z przerażeniem w oczach. Myślała, że teraz jej życie stanie się tylko wegetacją. Szybko jednak zrozumiała, że Pan Bóg dał jej szansę na normalne życie. To nic, że było ono dosyć uciążliwe, ale nauczyło ją niezwykłej organizacji czasu: o 6.00 pobudka, dializa, śniadanie, do pracy na 2-3 godz., powrót do domu i znów dializa, załatwienie jakichś spraw w mieście lub odwiedzenie znajomych, ale na 17.00 trzeba wrócić na kolejną dializę i jeszcze raz zrobić to samo tuż przed północą. Do tego mierzenie, waże- 3 nie, zapisywanie różnych informacji itd. Trudno było przewidzieć, jak długo będzie to trwało. Okazało się, że Bóg zaplanował równo rok. O północy wezwał ją do szpitala na przeszczep nerki. Agnieszka wierzy, że to za wstawiennictwem Matki Bożej Fatimskiej, której obraz tego dnia gościł w domu jej rodziców i przy którym modlili się mieszkańcy całej rodzinnej wioski. Przed nią był najważniejszy dzień – dzień, po którym odmieniło się jej życie. Wprawdzie wycierpiała jeszcze wiele, ale wierzyła, że teraz już może być tylko lepiej. I było. Z każdym dniem wracały jej siły i radość życia. Dziś jej samej trudno uwierzyć, że przez to wszystko przeszła. Od czasu do czasu zdarzają się jej jeszcze jakieś nowe „przygody” chorobowe, z którymi musi się zmagać, ale jest na tyle zahartowana, że wszystko znosi i nawet w bólu potrafi śmiać się i tańczyć. Jej pasją są wędrówki piesze i rowerowe. Mówi, że nadrabia zaległości z czasów wczesnej młodości, kiedy to o dalszych podróżach mogła tylko marzyć. Dziś spełniają się jej najskrytsze pragnienia. Irena Kietlińska I wanna be in Your Elite Force... - takimi słowami modlitwy zwróciłem się do Jezusa pewnego słonecznego, upalnego styczniowego dnia w Melbourne w roku 2004, podczas spotkania Grup Odnowy w Duchu Świętym. Moją najgłębszą intencją było zwrócenie uwagi Boga na to, co mi się przytrafiło i próba zaskarbienia sobie Jego Miłości swoim oddaniem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Miłość Boga Ojca jest bezwarunkowa i nie trzeba na tę Miłość wcale zasługiwać. A to co mi się przytrafiło to była „pustynia”. Całe życie misternie budowany „dom” runął. Na moich oczach zawaliły się życiowe osiągnięcia, legły w gruzach nadzieje. Byłem osłabiony walką z własnymi wątpliwościami typu: jestem nieodpowiedzialny, beznadziejny, zmarnowałem życie sobie i innym, zrujnowałem dorobek całego życia. Byłem wygłodniały brakiem miłości, przyjaźni, szacunku, osiągnięć zawodowych, pracy, sensu życia, brakiem akceptacji ze strony bliższej i dalszej rodziny. Jedyne co wtedy potrafiłem zrobić, to uczepić się obietnicy ”. I konsekwentJezusa: „ nie, moją główną troską stało się, aby prawda, którą widzę, której bronię była przede wszystkim Prawdą Jezusa, a nie tylko moją prawdą. 4 Przyglądałem się tej swojej prawdzie w codziennej modlitwie i ciągle ten sam wynik: „dom” zbudowałem na piasku, a nie na skale Jezusa i ten „dom” się rozpadał. Początkowo wydawało mi się, że źródłem nieustannych ataków na mnie było zwykłe ludzkie niezrozumienie, emocje, może błędnie pojmowana życzliwość. Czasami jednak ataki te były nadzwyczaj zuchwałe i bezlitosne. Podczas jednej z takich „przyjacielskich rozmów”, gdy to, co było białe, przedstawiono jako czarne, a to, co czarne jako białe, gdy odbierano mi resztki nadziei, odniosłem szczególne wrażenie rozmowy z demonem. Gdy wyszedłem z tego spotkania, musiałem być blady jak ściana, bo osoba na ulicy powiedziała mi: „wyglądasz, jakbyś przed chwilą spotkał diabła”. Bo i rzeczywiście chyba go wtedy spotkałem, biorąc pod uwagę, że mój „życzliwy” doradca miał absolutnie nieuporządkowane życie prywatne, począwszy od alkoholu, życia w konkubinacie, aż do znacznych nadużyć finansowych i łapówek. Ale jednocześnie mój rozmówca nosił ubrania najlepszych marek i jeździł najlepszymi samochodami i nie wyglądał na diabła, bo wtedy jeszcze „diabeł ubierał się u Prady”. Jednak ja powtarzałem z uporem maniaka: „Prawda mnie wyzwoli, bo tak obiecał mi Jezus” I Jego Prawdy poszukiwałem, nie swojej. W każdej modlitwie, spowiedzi rezultat był podobny, Prawda Jezusa pokrywała się z moja prawdą. Zatem trwałem przy Prawdzie Jezusa. I tym rozwścieczyłem złego ducha. Przestał udawać eleganckiego, dobrze wychowanego gentelmana. Zmienił taktykę. Atakował mnie we śnie, podczas kąpieli, podczas odmawiania modlitwy, podczas Mszy Świętej, podczas pielgrzymki. Kilkanaście razy całą noc nie zmrużyłem oka, czując jego obecność, odmawiając różaniec przez kilka godzin lub powtarzając w nieskończoność: „W Imię Jezusa Chrystusa rozkazuję ci odejść”. Powtarzałem to trzymając różaniec w ręku, aż do chwili, gdy jego obecność przestała być odczuwalna i mogłem zasnąć. Dzieliłem się tymi doświadczeniami z moimi znajomymi z Grupy Modlitewnej Odnowy w Duchu Świętzm i oni niezmiennie mi powtarzali, że musiałem się Jezusowi jakoś szczególnie spodobać, że na takie ostre testy zezwolił. Zrozumiałem, że moje wołanie „chcę Jezu być w Twoich Siłach Elitarnych” zostało potraktowane absolutnie poważnie i zostałem zaangażowany do Armii Jezusa, do Armii, która toczy w każdej sekundzie śmiertelne boje na różnych frontach. Około 30 maja 2004 roku obchodziliśmy Święto Zesłania Ducha Świętego w katedrze Św. Patryka w Melbourne. Po uroczystej Mszy Świętej, kilku księży i biskup czekało na wiernych przed kościołem, gotowych na przyjacielską pogawędkę, zgodnie z obowiązującymi tam zwyczajami. Gdy przechodziłem koło biskupa Chrisa Prowse, zauważyłem, że nie rozmawia z nikim i z zaciekawieniem mi się przygląda. Nagle zawołał do mnie: „Hi, you, soldier, come over here” (Żołnierzu, podejdź tu bliżej). Określenie mnie jako żołnierza było o tyle uzasadnione, że miałem na sobie kurtkę typu wojskowego, ale podobne kurtki nosiła połowa Melbourne. Dla mnie nie było wątpliwości. Słowa te padły z ust charyzmatycznego biskupa, jednego z dwóch w Odnowie w Melbourne, w Święto Zesłania Ducha Świętego. Uznałem te słowa za pochodzące od Jezusa, który osobiście przyjął mnie do swojej Armii. Wojna trwa bez przerwy. Bez ustanku spotykam osoby, które albo są nękane przez złego ducha, ukrytego niewinnie jako bożek perfekcjonizmu, osiągnięć zawodowych, pieniędzy, gorącego temperamentu, aż do osób, które cierpią z powodu swoich rodziców lub eksperymentów z New Age. Napotykam na sytuacje, gdy osoba nagle zaczyna mówić rzeczy nie swoje, nie pasujące do niej. Trafiają mi w ręce książki, w których opisywane są walki duchowe bardzo podobne do moich, włącznie z identycznymi snami. Z tego wszystkiego ujawnia się parę oczywistych faktów: • zły duch nie okazuje się w swej ohydzie ludziom, którzy nie chcą z nim walczyć, z powodu strachu albo z powodu swoich słabości i zniewoleń • zły duch nie okazuje się osobom, które nie wierzą w realność świata duchowego, które nie wierzą w istnienie złego, bo największym jego sukcesem jest przekonanie ludzi, w tym części duchowieństwa, że go „nie ma”. • zuchwałość złego ducha w kłamstwie jest bezgraniczna, rzeczy złe zostaną nazwane dobrymi, a potem złymi, a potem znowu dobrymi. Wszystko aby zamulić, zaciemnić prawdę. Zuchwałość przejawia się także atakami, które mogą nastąpić w czasie Mszy Świętej, modlitwy, itd. • JEZUS JEST ZAWSZE ZWYCIESKI I JEGO IMIĘ POKONUJE KAŻDEGO ZŁEGO ducha. Jako uczniowie Jezusa jesteśmy zaproszeni, aby podjąć nasze synowskie dziedzictwo i w Imię Jezusa najpierw samemu uwolnić się od zniewoleń złego ducha, tych ogólnie znanych, ale też i tych subtelniejszych, jak nadmierna ambicja, pogoń za pieniędzmi, sławą, perfekcjonizm, a potem, jeśli taka jest Wola Pana, służyć innym. Jezus prowadzi nieustanny nabór do Swoich Sił Elitarnych. I choć wydaje się to paradoksalne, nie ma ziemi „niczyjej”. Albo stoisz na ziemi Jezusa albo złego ducha. Jeśli nie przyłączysz się do Armii Jezusa, o własnych ludzkich siłach nie pokonasz swoich słabości, uzależnień, lęków. Lata terapii u najlepszych psychologów nie zmienią Twojego serca na w pełni zdrowe, na takie jakie zaplanował Pan Bóg. Jedynie na obozie treningowym Jezusa takie operacje się udają. A poza tym doświadczyłem, że Jezus jest nie tylko Dowódcą, ale głównie Towarzyszem Broni, Przyjacielem po wieczność i zawsze Zwycięskim. Nabór do Sił Specjalnych Armii Jezusa odbywa się 24h na dobę, 7 dni w tygodniu, w każdym miejscu na kuli ziemskiej i choć chętnych jest wielu, nie dostrzegłem kolejek. Rafał Bober 5 dokonywało weryfikacji osób żebrzących, ustalało imienne listy uprawnionych do żebrania oraz wydawało specjalne zezwolenia na – jak wtedy mówiono – dziadowanie. Dokumenty były sporządzane w języku rosyjskim, gdyż był to czas zaborów. Do żebrania przy konkretnym kościele lub cmentarzu mieli prawo jedynie wyznaczeni Wielki Post jest okresem, kiedy w sposób żebracy. Pozwolenie takie zawierało również szczególny słyszymy w Kościele wezwanie do prośbę do proboszcza danego kościoła, by udzielania bezinteresownej pomocy przypomniał żebrzącym, że „żebranina uliczna potrzebującym. Przez cały rok natomiast aktualne jest im najsurowiej wzbroniona i że w razie ujęcia pozostaje pytanie, czy dawać jałmużnę żebrakom, ich na takowej przez organa policji nie tylko czy też nie. pociągnięci będą do surowej odpowiedzialności, Żebractwo istniało od zawsze. Dla jednych był to ale i prawo żebrania przy kościele lub cmentarzu stracą”. Lista uprawnionych do żebrania zawierała sposób na życie, dla innych jedyna możliwość dane personalne oraz sytuację socjalną i przetrwania w sytuacji życiowych dramatów i zdrowotną danej osoby, np. „Weronika, lat 70, porażek. W Warszawie okresu Oświecenia, w wyrobnica, wdowa bezdzietna, niema i głucha”, XVIII wieku, istniały wyraźne kontrasty wynikające z różnego położenia ekonomicznego i albo „Jan, lat 88, dawny żołnierz, chory na nogi i oczy”. społecznego poszczególnych grup ludności. Taki sposób uregulowania tej sprawy może nas Nastąpił wtedy istotny rozwój miasta, czego dziś dziwić lub śmieszyć, ale miał on wiele zalet. przejawem było m. in. zakładanie pierwszych Wprowadzał kryteria weryfikacji osób systemów kanalizacyjnych na posesjach należących do bogatych rodzin, dzięki czemu nie ubiegających się o prawo do żebrania oraz zaprowadzał porządek na terenach kościelnych i musieli oni korzystać z rynsztoków lub – jak wielu biednych – wylewać nieczystości wprost na przycmentarnych, ograniczając do ok. 10 liczbę osób proszących o jałmużnę w danym miejscu. ulicę. Rosnąca zamożność części mieszkańców Również i dzisiaj ostrożny, a nawet niechętny przyciągała jednak do stolicy wielu włóczęgów, żebraków, rzezimieszków (jak dawniej nazywano stosunek wielu ludzi do żebraków, wynika z niskiej wiarygodności tych osób. Wielu z nich to złodziei). Podobnie jak dzisiaj, do miast ciągnęli oszuści, a pozyskane w ten sposób pieniądze zewsząd ubodzy, kalecy, sędziwi, nędzarze, alkoholicy – wszyscy szukający dla siebie szansy przeznaczają oni na papierosy, alkohol lub narkotyki. Jednak żebractwo obecnie nie jest przeżycia. Dla wielu nie było miejsca w karane, a w problemach z aroganckimi żebrakami przytułkach, które już istniały. Niektórzy z obrzucających wyzwiskami przechodniów, którzy różnych powodów nie chcieli z takiej pomocy skorzystać. Plagą miasta stało się żebractwo, czyli nie dają im pieniędzy, raczej nie można liczyć na reakcję straży miejskiej. tzw. „dziadowanie”. Władze miasta walczyły z Mimo to wielu z nas daje datki żebrzącym. żebrakami ze względu na ich agresywne Zastanówmy się, czy dajemy rzeczywiście tym zachowanie. Obecnie rzadko spotyka się taką natarczywość, jaka istniała wówczas. Dlatego nie najbardziej potrzebującym. Musimy mieć w pełni rozumiemy, jak poważny był to problem świadomość, że nawet w Warszawie są ludzie dla bezpieczeństwa mieszkańców. Na przykład w znajdujący się w krytycznej sytuacji finansowej, żyjący w skrajnym ubóstwie. Ale, jak uczy obławie przeprowadzonej w Warszawie w doświadczenie, ci przeważnie wstydzą się żebrać, listopadzie 1791 roku zatrzymano ponad 500 gdyż nie chcą publicznie przyznać się do swoich żebraków. Władze miejskie próbowały wprowadzić przepisy kłopotów. Takim ludziom pomagać należy, ale trafnie i skutecznie. Unikajmy dobroczynności regulujące kłopotliwe kwestie postępowania z złudnej, zaspokajającej wyłącznie naszą żebrakami. Na przełomie XIX i XX wieku zdecydowano się na rozwiązanie, którego dzisiaj wewnętrzną potrzebę czynienia dobra. Rzucenie się nie stosuje, a mianowicie zakazano ulicznego od niechcenia monety żebrakowi na ulicy – to żebrania bez posiadania specjalnych pozwoleń. W może nie być dobroczynność, ale wręcz działanie szkodliwe. Trudniej jest rozejrzeć się uważnie archiwum kościoła św. Anny przechowywane są wokół siebie i poszukać osób, które rzeczywiście dokumenty z tego okresu. Zostało wówczas potrzebują wsparcia, aby przetrwać trudne powołane tzw. Towarzystwo Przytułków momenty w życiu. Noclegowych, Tanich Garkuchni i Herbaciarni Być może poruszenie tego tematu skłoni nas do oraz Domów Zarobkowych. Towarzystwo to Jałmużna – tak, ale ... 6 osobistych refleksji i podzielenia się własnymi spostrzeżeniami czy pomysłami, jak praktykować mądrą i skuteczną chrześcijańską ofiarność, w duchu odpowiedzialności za drugiego człowieka, zwłaszcza skrzywdzonego i niezaradnego. Niezależnie od tego, co myślimy o napotykanych żebrakach, jałmużna to nasz chrześcijański obowiązek. Pomyślmy o tym szczególnie teraz, w okresie Wielkiego Postu. Olga Ziętkiewicz Autorka opiekuje się biblioteką i archiwum kościoła św. Anny. Biblioteka czynna w niedziele od 11.00 do 12.00 oraz w środy od 17.30 do 18.30. Wejście z krużganków, przez zakrystię lub salę C. mecenatowi królów z rodziny Wazów: Zygmunta III i Władysława IV. Wystrój z XVII wieku został prawie doszczętnie zniszczony w okresie „potopu szwedzkiego”, Jednym z najcenniejszych zabytków sztuki zwłaszcza w 1657 roku, barokowej w kościele św. Anny jest kropielnica, gdy Warszawę oblegały znajdująca się przy wyjściu z prezbiterium w wojska Jerzego stronę krużganków i zakrystii. Kropielnica została Rakoczego, księcia wykonana z czarnego marmuru dębnickiego ok. siedmiogrodzkiego, 1630 roku. Jej fundatorem była królewska rodzina sprzymierzonego ze Wazów, o czym świadczy umieszczony na niej Szwedami. Świątynia herb Snopek. Na ścianie nad kropielnicą została gruntownie przebudowana i na nowo umieszczona jest pasyjka z miedzianej blachy, wyposażona w XVIII wieku. ujęta w ramkę typową dla tej epoki. Kropielnica W naszej bibliotece można znaleźć ciekawe odgrodzona jest kutą kratą. materiały źródłowe na temat przeszłości kościoła Historyczne znaczenie kropielnicy jest o tyle św. Anny. Ten tekst ilustruje stara rycina z duże, że jest biblioteki, pokazująca cenną kropielnicę. ona jedynym Archiwalne zdjęcia w Internecie elementem wyposażenia Nasza strona internetowa została niedawno kościoła z wzbogacona o wybór starych fotografii i rycin, początku XVII pokazujących kościół św. Anny i jego otoczenie w różnych okresach historii. Zachęcamy do wieku. O odwiedzenia działu „Galeria”. Można tam artystycznej wspaniałości zobaczyć kościół na najstarszej zachowanej wnętrza z tego fotografii z XIX wieku. Tramwaje i samochody na okresu Krakowskim Przedmieściu w 20-leciu świadczą międzywojennym. Ludzi uciekających przed nalotem we wrześniu 1939 roku oraz stan kościoła ówczesne kroniki. tuż po wojnie, w 1945 roku. Reprodukcja obok pokazuje kartę pocztową z Kościół św. okresu międzywojennego z kolumną Zygmunta i Anny – wówczas kościołem św. Anny. Na stronie internetowej warto też przeczytać należący do zakonu obszerny tekst o historii kościoła i jego bernardynów – wyposażenia autorstwa pani Marii Ireny Kwiatkowskiej, historyka sztuki i znawczyni uchodził za najpiękniejszą dziejów Warszawy. Zapraszamy na: świątynię warszawską. Było to możliwe w Bohdan Białorucki dużym stopniu dzięki Skarby naszego kościoła Kropielnica z okresu Wazów www.swanna.waw.pl 7 Wielki Post u św. Anny... ...jest czasem intensywnej walki duchowej. Zapraszamy do stawienia się na następujące pola bitwy: , w niedziele , : I seria: , prowadzi o. Mirosław Pilśniak, dominikanin; II seria: , prowadzi ks. dr Sławomir Szczepaniak z kościoła św Marcina. Nauki rekolekcyjne odbywają się: w niedzielę podczas Mszy o 10.00, 12.00, 15.00, 19.00, 21.00, w dni powszednie o 10.00 i 18.30. Użyteczne informacje i aktualności na www.swanna.waw.pl L R W d Y Z Z ] e M R _ N U O P Q N Q N f M g R a h S s f U i V f R Q R h f W X Q j Y Z k Z N f L d W N ] [ f W Y h m Q \ Z R q ] M a ^ R _ j s _ P R ` l a b _ U V c R f L m a n ] M m o h p P f ` R S s U V R a 1 procent dla Fundacji Pro Bono W tym roku zmieniły się zasady przekazywania 1 proc. podatku dochodowego dla wybranej organizacji pożytku publicznego. Dotychczas podatnik był zobowiązany do samodzielnego wpłacenia wyliczonej kwoty na konto danej organizacji. W rozliczeniu PIT za rok 2007 obowiązują już nowe zasady. Osoby, które chcą wesprzeć działającą przy naszym kościele Fundację Pro Bono, powinny wpisać poprawnie w swoim formularzu PIT dane fundacji i jej numer zawarty w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS). Urząd Skarbowy jest zobowiązany do przekazania należnej kwoty na konto wskazanej przez podatnika organizacji pożytku publicznego w terminie do 31 lipca 2008 roku. Fundacja Pro Bono podejmuje przede wszystkim działania na rzecz dzieci z domów dziecka oraz rodzin biednych i patologicznych. W ciągu kilkunastu lat, przy wsparciu wolontariuszy i dzięki wspaniałomyślnej ofiarności darczyńców, zorganizowała wartościowy wypoczynek letni dla 4500 dzieci. Fundacja zapewnia, że każda złotówka pozyskana z 1 proc. podatku zostanie wykorzystana na organizację letnich kolonii w tym roku. Z góry dziękujemy za wsparcie. r p l s a j k a t _ R u R l R v v Więcej informacji o Fundacji na p www.swanna.waw.pl oraz www.probono.art.pl h Z ! " # $ % & ' # ( ) " * * + ( , $ - s / $ ( 1 2 3 4 5 6 7 8 9 6 : ; < 4 = ; > ? : ; @ \ i a m Q R m z L y Z s a Z Z Z Q _ N s m f U m t a m _ L Z U f s q N f w j N f x [ a \ [ A : & 0 ] _ b Z b Y ; B C [email protected] D 8 8 8 2 9 8 5 E E 5 2 8 5 8 2 F 1 D G ; 1 2 C H B I C J I J K Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00; 19.00; 21.00. Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00; 18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca: 21.00) 8 Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt. 7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 15-16, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych. Chrzty dzieci w I i III niedzielę miesiąca o godz 12.00