dom boży pełen chwały, na ziemski patrzy krąg

Transkrypt

dom boży pełen chwały, na ziemski patrzy krąg
JUBILEUSZ 100-LECIA KOŚCIOŁA
LISTOPAD 2012
„DOM BOŻY PEŁEN CHWAŁY,
NA ZIEMSKI PATRZY KRĄG ...
1912 - 2012
... DOM TEN OPROMIENIAŁY,
WSZAK Z BOŻYCH WYSZEDŁ RĄK”
2
Wyjątkowy rok, wyjątkowa rocznica dla naszego kościoła
Jubileusz stulecia!
Ten rok jest szczególny
dla naszej parafii, bo właśnie w czasie jego trwania, a
dokładnie 17 listopada 2012
roku, dana jest nam łaska świętowania stu okrągłych
lat ukończenia budowy i poświęcenia naszego kościoła.
Dzięki tej rocznicy jeszcze pełniej stajemy się dziedzicami wielkiej hojności Bożej.
ALEKSANDRA
POŁOCZAŃSKA
C ofnijmy się w czasie o
sto lat. Jak głosi „Posłaniec
niedzielny”, ówczesny tygodnik katolicki, dnia 17 listopada 1912 roku, o godzinie
m.in. hrabiego Ballestrema,
dyrektora górniczego Kocksa, dyrektora generalnego
Pielera, jak i twórcy naszego
kościoła profesora dr Kühna
Gazeta z 1912 r.
8:30 zawołały czyste dźwięki
dzwonów kościelnych by zgromadzić nie tylko rokitniczan
należąc ych do dopiero co
wybudowanego kościoła, lecz
także wszystkich zainteresowanych z okolic i dalszych
stron, a wszystko to, po to, by
okazać serdeczny współudział
w pierwszym dniu narodzin
tego pięknego kościoła. Jak
donosi „Posłaniec”, na twarzach zgromadzonych odbijała
się radość wewnętrzna, ujawniająca wyraźnie, jak bardzo
każdy czuł potrzebę posiadania odtąd własnej świątyni. Ta
wielka uroczystość nie mogła
się odbyć bez wyższych osobistości, które swym przybyciem
lub wysłaniem przedstawicieli
objawili swe żywe zainteresowanie tym dziełem. Tego
dnia nie zabrakło obecności
z Drezna, a także naczelnika
urzędu dr Lazarka.
Punktualnie o godzinie 9
poświęcenia świątyni dokonał ks. radca Emanuel
Buchwald. Po odśpiewaniu przeznaczonych na tę
uroczystość pieśni gregoriańskich otwarto zgromadzonemu tłumnie ludowi
bożemu uroczyście drzwi
kościoła. Wnet obszerna
świątynia zapełniła się po
brzegi po to, by przeżywać pierwszą w dziejach
tej świątyni uroczystość.
Pierwsze kazanie wygłosił ks. proboszcz Kubis z
Bytomia Bobrka.
Po uroczystości kościelnej odbyła się na probostwie uczta, podczas
której to przemówił ówczesny, a zarazem pierwszy
proboszcz - ks. Ernest Lange.
W słowach najserdeczniejszego podziękowania i niekłamanej radości wewnętrznej
wyraził On w imieniu parafian
najserdeczniejsze podziękowanie wszystkim tym, którzy
w jakikolwiek sposób umożliwi tak szybką budowę naszej
świątyni. Tyle z historii.
Istota rocznicy
Zatrzymajmy się na chwilę
nad znaczeniem słowa „jubi l e us z”. We d ł u g
Starego Testamentu
rok jubileuszowy to
czas przywrócenia
Bożego porządku.
Bóg chce, żeby każdy Izraelita odzyskał wolność i ziemię - Jego dary, bez
których Izrael nie
byłby sobą. Ten biblijny wzór jest też
podstawą do chrześcijańskiego świętowania jubileuszu.
Rok jubileuszowy
w Kościele to dla
chrześcijan czas, by
przywrócić w sercach pierwotny Boży porządek. Najpierw
w wymiarze indywidualnym
a również w wymiarze wspól-
noty. Jednak najważniejsze nie
są odremontowane świątynie,
obchody „ku czci”, wmurowane
tablice i odsłonięte pomniki najważniejsze jest to, co dzieje
się w sercu człowieka i w myśleniu wspólnoty.
Warto tu zauważyć, że jubileusz wymaga od człowieka
wysiłku. Świadectwem tego
jest już sam fakt, że jubileusz nie zaczynał się w święto związane ze świąteczną
ucztą tylko w pokutny, postny
dzień przebłagania. Dlatego
też przygotowując się do naszego jubileuszu ks. proboszcz
zorganizował misje święte.
Jubileusz to wielka chwila
wdzięczności za dar kościoła
na naszej rokitnickiej ziemi,
zwłaszcza za wiarę i trud naszych przodków. Ale to także
spojrzenie w przyszłość przez
pryzmat historii, która nas
stworzyła i nadal tworzy.
Nasi przodkowie przez wiarę
budując kościół, dali nam „korzenie” i „skrzydła”! „Korzenie”, abyśmy wiedzieli, gdzie
jest nasz dom - Boży i ludzki,
zaś „skrzydła”, abyśmy wiarą
niesieni urzeczywistniali to,
czego nauczyliśmy się w domu
- Bożym i ludzkim.
Mam nadzieję, że obchody
jubileuszu głęboko zapadną
w sercach naszych parafian, a
także wszystkich gości, którzy
wraz z nami w tym dniu śpiewają szczere i pełne wdzięczności
„Te Deum Laudamus”.
Pierwsza widokówka kościoła z 1912 r.
3
Zacheuszki - miejsca namaszczenia
Znaki dedykacyjne
PAULINA
KWAŚNIEWSKA
Nasza Parafia obchodzi
właśnie 100-lecie poświęcenia kościoła. Warto przy
tej okazji zwrócić uwagę na
niewielkie, złote symbole
na wewnętrznych ścianach
świątyni, znajdujące się w
dwunastu różnych miejscach. To zacheuszki - miejsca, w których biskup, podczas poświęcenia świątyni
przed stu laty, kreślił świętym olejem znaki krzyża.
Miejsca namaszczeń oznaczano dotąd w różny sposób.
Stosowano kamienne płyty z
rytowanym w nich znakiem
krzyża. Czasami zacheuszki
malowano bezpośrednio na
tynku. Na ścianach nieotynkowanych, miejsca konsekracji
oznaczano drewnianymi bądź
metalowymi krzyżykami, te
z kolei wykonane były często
w formie kutych kinkietów
z miejscem na świecę. Zacheuszki malowane na tynku
przyjmowały formę krzyża
równoramiennego wpisanego
w koło. Niekiedy ramiona
krzyża rozszerzały się nieco na
końcach. Rysunek, zazwyczaj
jednokolorowy, konturowy,
imitował r yt wykonany na
kamieniu.
Nazwa zacheuszki pochodzi
od Zacheusza - celnika, który
przyjął Jezusa w swoim domu.
Był on zwierzchnikiem celników w Jerychu. Gdy Jezus przechodził przez miasto, zapowiedział swą wizytę u Zacheusza,
a ten oświadczył wówczas, iż
połowę swego majątku odda
ubogim, a skrzywdzonych przez
siebie wynagrodzi poczwórnie.
Po tych słowach
Jezus nazwał go
prawdziwym synem Abrahama.
Dawniej namaszczenia ścian i
ołtarza dokonywał
wyłącznie biskup.
Kreślił na ścianach
kościoła oraz ołtarza Świętym
olejem niewielkie
krzyże równoramienne. Obrzęd
zwyczajowo zaczynało się od ściany
północnej, później
kolejno biskup
przechodził na
ścianę zachodnią
i południową. Ołtarz namaszczano jako ostatni.
Tradycyjnie miejsc namaszczenia było dwanaście – jako
symboli dwunastu apostołów.
Jednak w mniejszych kościoła
praktykuje się czter y takie
miejsca jako symbol czterech
ewangelistów – filarów wiary.
Obecnie biskup dokonuje
namaszczenia ołtarza, zaś prezbiterzy ścian kościoła. Następnym etapem poświęcenia jest
okadzenie ołtarza i kościoła
oraz rozświetlenie świątyni
poprzez zapalenie świec w
miejscach namaszczenia. Od
tej pory kościół uzyskuje prawo
do sprawowania w nim Mszy
Świętej.
Warto zaznaczyć, że obrzęd
namaszczenia świątyni na-
wiązuje do symboliki starotestamentowej — jest znakiem
bożego wybraństwa, a także
„legalizuje” sprawiane urzędy
kościelne oraz miejsca święte.
Jest symbolem bożej łaski oraz
mocy. Namaszczenia dokonuje
się olejem krzyżma — będącym
mieszaniną naturalnej oliwy
lub oleju roślinnego z
wonnościami (najczęściej z balsamem). Olej
ten jest często używany
w sakramentach świętych, jego symbolika
jest także bardzo bogata, zarówno w świecie starożytnym, jak
i biblijnym. Oznacza
płodność, czystość, dobrobyt, radość, energię, przyjaźń, piękno,
powodzenie, urodzajnoś ć ziemi, sytoś ć,
błogosławieństwo, siłę
ducha, świadomość i
prawdę.
W naszym kościel e o d na l e ź ć moż na
dwanaście zacheuszek
wykonanych z marmuru. Znajdują się one
na filarach. Pierwszą
Mszę Świętą oraz namaszczenia kościoła dokonał
ks. radca Emmanuel Buchwald
17 listopada 1912 r. Obecnie,
podczas remontu, zacheuszki
zostały odnowione i wyeksponowane.
Uroczystość poświęcenia kościoła
Ewangelia:
(Mt 16,13-19)
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza,
jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo
Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to
Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało
i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, Skała, i na
tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa
niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi,
będzie rozwiązane w niebie».
4
Krótka instrukcja obsługi
Sakrament Pokuty
KS. KAROL
DARMAS
Grzech jest przede wszystkim obrazą Boga, zerwaniem
jedności z Nim. Narusza on
równocześnie komunię z Kościołem. Dlatego też nawrócenie przynosi przebaczenie
ze strony Boga, a także pojednanie z Kościołem, co wyraża
i urzeczywistnia w sposób
liturgiczny sakrament pokuty
i pojednania. (KKK 1440)
Może wydać się komuś niestosowne, że pierwszymi słowami
w artykule, który ma przybliżyć
Sakrament Pokuty, są słowa o
grzechu. Jednak myślę, że trzeba sobie jasno powiedzieć, że
gdyby nie ludzka skłonność do
grzechu, sakrament ten nie byłby
nam potrzebny. Lecz grzechy
nam się zdarzają. Zarówno lekkie, powszednie, jak i te ciężkie,
i co za tym idzie, zadają rany, o
których mówią katechizmowe
słowa. Niszczą naszą jedność
z Bogiem, Kościołem, a także
drugim człowiekiem.
Chrystus był świadomy, zarówno tej ludzkiej skłonności
do błądzenia, jak i jej skutków.
Wiedział, że człowiek będzie potrzebował kontynuacji Jego misji
„lekarza ciał i dusz ludzkich”. I
to właśnie uzdrowienie duszy
człowieka z choroby grzechu jest
celem pokuty sakramentalnej.
Wizyta u lekarza duszy
Chcąc przystąpić do Sakramentu Pokuty, musimy wziąć
pod uwagę kilka spraw. (Tu przemawia przeze mnie co prawda
niewielkie, ale doświadczenie
spowiednika).
Po pierwsze – na spowiedź
musimy mieć czas. To jest bardzo ważne. Bynajmniej nie jest
niczym dobrym zostawianie
jej sobie na ostatni moment.
Kiedy chcemy się wyspowiadać,
to powinniśmy jednak wybrać
się do kościoła wcześniej niż
zwykle. Jeśli kapłani jeszcze nie
spowiadają – możemy uklęknąć
i poprosić o dobre przeżycie tego
sakramentu. Niejeden człowiek
dziwił się wpadając w połowie
Mszy św., że nikt nie spowiada.
Spotkałem się nawet z awanturą,
że jest to niedopuszczalne, bo...
Doświadczyłem też nie raz penitenta, który wpadał do kościoła
jak do marketu. Na szybko.
Nawet znaku krzyża nie zrobił,
nie przyklęknął przed tabernakulum, tylko pędem wbiegał
do konfesjonału i zdyszanym
głosem zaczynał spowiedź, po
której od razu wybiegał z kościoła dalej, do swoich spraw.
Nie miał czasu...
Pamiętam z
dzieciństwa, że w
moim Skarbczyku, to co dotyczyło
spowiedzi zawierało się na kilku
stronach. Modlitwa
przed rachunkiem sumienia, modlitwa przed
spowiedzią, modlitwa po
spowiedzi. Nauczony byłem,
że to wszystko trzeba było odmówić, bo spowiedź to
ważna rzecz, bo do tego
nie można podejść
byle jak. Dziś bardzo
często w konfesjonale
doświadczam właśnie
bylejakości. Tak jakby zatarło
się w ludzkiej świadomości, że
spowiedź to sakrament spotkania z Jezusem Chrystusem
oferującym swoje przebaczenie.
Zapomniana recepta
Kolejna obserwacja, którą
wynoszę z konfesjonału, to przerażające przypuszczenie, że wielu
penitentów zapomniało o najprościej zdefiniowanym przepisie
na DOBRĄ spowiedź, jakim jest
5 warunków dobrej spowiedzi.
Skąd ono – z doświadczenia
opisanego powyżej – z bylejakości w podejściu do spowiedzi. Z
tego, że penitent np. nie potrafi
wypowiedzieć formuły spo-
wiedzi, że bardzo często słyszę:
„no w sumie to ja grzechów nie
mam”, co sugeruje, że Rachunek
Sumienia był albo pobieżny,
albo niedokładny, albo, że go w
ogóle nie było. Jest jeszcze oczywiście kilka innych możliwości.
Jak chociażby ta, że człowiek
klęczący po drugiej stronie jest
zarażony grzechem pychy, która
nie pozwala mu dostrzec własnej
grzeszności. Świętość raczej nie
wchodzi w rachubę, bo Żywoty
ukazują ich najczęściej jako ludzi
o niesamowicie wyczulonym
sumieniu i częstych gości swoich
spowiedników.
Co więc powinno leżeć nam
na sercu, aby dobrze przygotować
się do spowiedzi? – troska o przestrzeganie
owego
przepisu, owej
recepty na
nam KKK w punkcie 1450 Pokuta
zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej
elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli
owocnego zadośćuczynienia w
postępowaniu. Na te trzy przypada jeden istotny akt spowiednika,
jakim jest rozgrzeszenie.
Kto może spowiadać?
Odpowiedź wydaje się oczywista, ale jak dzisiejszy świat
pokazuje – nie jest. Tylko kapłani,
którzy zostali upoważnieni przez
władzę kościelną do spowiadania,
mogą przebaczać grzechy w imieniu Chrystusa. (KKK 1495). Owo
„Tylko” należało by podkreślić po
wielokroć. Spowiedź jest bowiem
aktem, który rozgrywa się pomiędzy kapłanem upoważnionym, a
penitentem, w osobistym spotkaniu. Nie są dopuszczalne formy
zastępcze. Nie ma spowiedzi przez
telefon, przez Internet, czy za
pośrednictwem tradycyjnego
listu. Jedyną nadzwyczajną
formą uzyskania odpuszczenia grzechów jest absolucja
generalna, której kapłan może
udzielić wobec rzeczywistego
zagrożenia nagłą śmiercią, gdy
nie można z powodów obiektywnych (utrata przytomności u
ofiary wypadku samochodowego,
zbyt wielka liczba osób w spadającym samolocie) udzielić rozgrzeszenia w formie zwyczajnej.
Co mi to daje?
„dobrą spowiedź”. Troska o dobry,
częstszy nawet niż tylko przed
spowiedzią rachunek sumienia.
Modlitwa o łaskę prawdziwego
żalu za grzechy i wzbudzenie w
sobie mocnego postanowienia
poprawy. Wreszcie zdobycie się
na odwagę szczerej spowiedzi i
zadośćuczynienie.
Co zależy ode mnie?
Może zdziwić zasygnalizowany
przeze mnie temat 5 warunków
dobrej spowiedzi. Jest on ważny
o tyle, że zawierają się w nim
tzw. akty penitenta. To znaczy te
części sakramentu pokuty, które
zależą od spowiadającego się.
Jest tych aktów trzy. A jak mówi
Pytanie – wydaje mi się – kluczowe dla dzisiejszego człowieka,
który lubi wiedzieć czy dane działanie przyniesie mu zysk. Sakrament
Pokuty, dobrze przeżyty udziela
nam następujących łask: jedna nas
z Bogiem i przywraca nam łaskę.
Jedna nas także z Kościołem jako
wspólnotą. Daruje karę wieczną,
zaciągniętą wskutek grzechów
śmiertelnych, a także przynajmniej
w części kary doczesne, jakie są
skutkiem grzechu. Sakrament ten,
przywraca nam spokój sumienia i
pogodę ducha (czego pewnie nie
raz już doświadczyliśmy) i dodaje
sił duchowych do dalszej walki z
grzechem w naszym życiu.
Życzę więc wszystkim owocnego korzystania z tych łask
w dobrym przeżywaniu spowiedzi.
5
Wskazówki w podejmowaniu kolejnych kroków do świętości, czyli
Droga (prosto) do nieba
AGNIESZKA
KLIKS
Biblijność, liturgiczność,
ekumeniczność, maryjność
– takimi cechami można
opisać naszą Drogę do nieba. W tym roku świętuje
ona swoje 109 urodziny.
Wprawdzie nie jest to okrągła rocznica, jednak warto
dowiedzieć się czegoś więcej
o tym niesamowitym i niezwykle oryginalnym śpiewniku diecezji gliwickiej i
opolskiej.
służyć do nabożeństwa domowego
i kościelnego. (…) Rodziny, odprawiające dzień społem nabożnie
tutaj podane piękne modlitwy i
śpiewy, nie zboczą tak łatwo z
drogi do Nieba! (…) Śpiewaj, ludu
kochany, dalej twoje prześliczne
pieśni pobożne! Śpiewaj po domach i po kościołach! One bowiem
świadczą o twojej wierze i o twojej
miłości ku Bogu żywemu”.
Zasadniczym novum modlitewnika jest podział na dwie
części: I – Modlitwy i II – Pieśni.
Skąd ten pomysł? Na to pytanie
odpowiada fragment powyższego
cytatu: „ma służyć do nabożeństwa domowego i kościelnego”.
Księga wychowania
Modlitewnik
Pierwsze wydanie Drogi do
nieba ukazało się w 1903r. Inicjatorem był ks. Ludwik Skowronek – proboszcz w Bogucicach
(miejscowość k. Katowic).
Tradycja tworzenia śpiewników na Górnym Śląsku sięga już
XVI wieku, zaś szczególny ich
rozkwit nastąpił pod koniec wieku XIX. Początkowo wydawali je
sami duszpasterze na potrzeby
swoich parafian i tak też powstała
Droga… Gdy zorientowano się,
jak dobrze została zredagowana, zaczęto z niej korzystać na
całym terenie Górnego Śląska.
Z biegiem lat jej popularność
przerosła wszelkie oczekiwania
bogucickiego proboszcza.
Dlaczego podbiła serca wiernych? Jednym z powodów może
być jej niezwykła dbałość o śląską
tożsamość, na którą składają się nie
tylko elementy polskiej kultury, ale
także niemieckiej oraz morawsko-czeskiej. O wielkim zainteresowaniu śpiewnikiem świadczy również
fakt, że tylko w powojennej Polsce
sprzedano go w ponad 4 milionach
egzemplarzy!
Od samego początku Droga…
miała pomóc ludowi śląskiemu
w głębszym przeżywaniu wiary
oraz stanowiła niejako dostęp do
Słowa Bożego. W Przedmowie do
pierwszego wydania, ks. Skowronek napisał: „Droga do nieba ma
Kartkując tę część można zaobserwować niezwykłą różnorodność treści, jakie się w niej
znajdują. Przedmowa, kalendarz
świętych i błogosławionych, katechizm ogólny oraz porządek życia
chrześcijańskiego, stanowią wstęp.
Sporo miejsca zajmują teksty ściśle
liturgiczne ze względu na soborowe zalecenia, mówiące o czynnym, owocnym i bardziej świadomym uczestnictwie wiernych w
liturgii. Każdy sakrament został
dokładnie opisany – podany jest
przebieg obrzędów oraz obszerne
komentarze, jak przygotować się
do ich przyjęcia. Znaleźć tutaj
można wszelakie modlitwy – od
porannych, poprzez zwracające
się o wstawiennictwo do różnych
świętych, na okolicznościowych
(np. modlitwa narzeczonych)
kończąc. Nie brak również rozdziału poświęconego Maryi – zawiera on teksty litanii, godzinek,
nabożeństw oraz modlitw do Niepokalanej. Po co to wszystko? Sam
ks. Skowronek zwrócił uwagę na
różne zadania, z którymi człowiek
musi się zmierzyć w ciągu swojego
życia. Pragnął pomóc wiernym we
właściwym kształtowaniu swoich
wartości, wśród których Bóg musi
być tą nadrzędną. Wiele miejsca
poświęcił Mszy Świętej – istocie
chrześcijaństwa. Niestety, pomimo że część ta obejmuje jedną
trzecią książeczki, wielu wiernych
nie zdaje sobie sprawy z jej zawartości. Szkoda, gdyż jest to jedno z
nielicznych takich bogactw.
Śpiewnik
Najnowsze wydanie Drogi…
z 2003r. wprowadziło sporo
zamieszania wśród wiernych.
Największy kłopot wynikał z
zupełnie nowej numeracji pieśni. Od tego czasu wielu z nas
przestało nosić do kościoła swoje
książeczki, gdyż stały się już
„nieaktualne”. Wprowadzenie
zapisu nutowego także stało się
dla wiernych pewnego rodzaju
utrudnieniem. Trzeba jednak
przyznać, że nowy jej układ jest
bardzo czytelny, a podział pieśni
stał się dużym ułatwieniem w ich
szybkim znalezieniu. W procesie
ich wyboru kierowano się m.in.
postulatem zachęcającym do
ponownego wykorzystywania
śpiewów gregoriańskich podczas liturgii. Na tej podstawie
wprowadzono wiele tzw. pieśni
naprzemiennych, w których lud
śpiewa refren, natomiast zwrotki
wykonuje kantor bądź organista.
By zapewnić adekwatny śpiew
podczas liturgii, ustalono również uniwersalne wersje zapisu
nutowego poszczególnych pieśni. Dlatego też, czasem można
zaobserwować pewne różnice w
melodiach, wynikające z dawnych przyzwyczajeń. W takich
sytuacjach, gdy słyszymy, że
śpiewamy coś innego, niż jest grane, zachęcam do wnikliwszego
słuchania organisty, który zawsze
powinien podawać prawidłowe
wersje. W ten sposób nasza modlitwa stanie się jednolita, a co
za tym idzie, jeszcze piękniejsza.
Weg zum Himmel
Jako że Górny Śląsk był w
okresie powstawania śpiewnika
dwujęzyczny, wydano również
wersję niemieckojęzyczną – Weg
zum Himmel. W pamiętnym
1989 roku, wskutek zmian politycznych, zaistniała możliwość
przywrócenia sprawowania liturgii w tym języku. Książeczka ta
składa się z czterech części – trzy
pierwsze mają charakter katechizmowo-modlitewny, natomiast
ostatnią stanowią wybrane pieśni.
Większość modlitw czy śpiewów
posiada również polskie tłumaczenia. Istotny dla wydawców
był jednoczący charakter modlitewnika, łączący wspomnianą
wielokulturowość. Ks. Joachim
Waloszek – jeden ze współtwórców niemieckiej wersji – zwrócił
uwagę na „ułatwiony dostęp
ludu Bożego naszej śląskiej ziemi do bardzo bogatego skarbca
duchowości chrześcijańskiej, do
dziedzictwa ojców, do modlitw i
pieśni wyrażających naszą miłość
do Boga i Kościoła w języku serca”.
Biskupi gliwicki i opolski w
przedmowie do wydania z 2001r.
napisali, że Droga do nieba to
„wierny towarzysz w pielgrzymce
przez życie, nieoceniona skarbnica modlitw i pieśni. (…) Przyczynia się do swoistego przyśpieszenia kroku na drodze do świętości,
na DRODZE DO NIEBA”.
6
Rozmowa z ks. biskupem JANEM KOPCEM,
ordynariuszem diecezji gliwickiej, byłym wikarym naszej parafii
Jubileuszowe wspomnienia
- Pełnienie posługi biskupa to
bardziej zaszczyt i prestiż, czy
wyzwanie i odpowiedzialność?
- Dziś pytanie tak sformułowane jawi się coraz częściej.
Przyzwyczajeni jesteśmy, dzięki
prawdopodobnie tkwiącej w nas
tendencji, przejętej z dawnych
epok, że każde wyniesienie w
społeczności to zaszczyt i prestiż. Nie zwracaliśmy uwagi na
wymiar nałożonej i koniecznej
do spełnienia pasterskiej pracy.
Wprawdzie w Ewangelii Pan Jezus przypomina często, by jako
przełożony być przede wszystkim
sługą wszystkich, to jednak w naszych społecznych odniesieniach,
wysokie stanowisko bardziej
kojarzy się raczej z odbieraniem
wyrazów szacunku i uznania, niż
dostrzeganiem nierzadko męczącej, elementarnej pracy. Dziś się
sytuacja zmienia i to nie tyle pod
wpływem naszych ewangelijnych
impulsów, ile tzw. świat zmienił
priorytety: by pełnić w społeczeństwie jakąkolwiek funkcję
musimy bez wątpienia uwzględniać presję tych, do których jest
się posłanym. Częściej, jako
przełożeni, spotykamy się z rozliczaniem nas, niż możemy spodziewać się pokornej relacji osób,
powierzonych naszej trosce, o
wypełnieniu zleconych im przez
nas zadań. Zastanawiałem się
wielokrotnie, czy to nie jest postulat, który Opatrzność podsuwa
nam, aby uczciwie sprawdzić, na
ile stać nas wszystkich na uczciwe
tkwienie na wspólnej drodze. I
gdzie powinno się zakotwiczyć
poczucie odpowiedzialności i
spokojny. A jednak 21 grudnia
ub. r. zwykły telefon postawił na
nogi: Tu mówi nuncjusz. Czy Ks.
Biskup może jutro przyjechać do
Warszawy, by być o 11. 30 w osobistej sprawie? Nie ukrywam, że
domyśliłem się wagi tej czekającej
mnie rozmowy. Przygotowałem
sobie zestaw argumentów, mających mi umożliwić pozostanie
na już wypróbowanej drodze w
Opolu, ale efekt był taki: To nie
odgrywa żadnej roli. Ojciec Święty
uznał, że ks. Biskup nadaje się do
tej nowej posługi, więc proszę o
taką współpracę. Czy wtedy o
czymś ważnym myślałem, o kon-
zdj. Gość Niedzielny
ROZMAWIAJĄ:
KAROLINA
I MARCIN
RADZIEJ
troski, a gdzie pozostać muszą
oczekiwania, nie zawsze doprowadzone do spełnienia. Wszyscy
jesteśmy dziećmi tej samej epoki,
a rozliczanie przełożonych oraz
osób uczestniczących w kierowaniu innymi współbraćmi, jest
pochodną demokratycznego - w
obiegowym rozumieniu tego
pojęcia - podejścia do wyrównywania różnic. Jeżeli w myśl tego
nastawienia poczucie odpowiedzialności będzie dominowało, to
posługa biskupa we wspólnocie
ludzi wierzących będzie wyrazem prestiżu, ale zbudowanym
na poczuciu przejęcia się wypełnieniem wyraźnie
zleconej troski o ducha
i życie Boże w każdym
z nas.
- Jakie myśli towarzyszyły ks. Biskupowi w chwili, gdy
dowiedział się o
nominacji na ordynariusza naszej
diecezji? W jakich
okolicznościach
nadeszła ta wiadomość?
- Przez 19 lat
byłem biskupem
pomocniczym w
diecezji opolskiej,
stąd włączenie w
pasterskie udzielanie się było mi już
znane. Na obecnym
urzędzie w Gliwicach wszedłem już
na etap powolnego
podsumowywania.
Wiadomość przyszła nieoczekiwanie,
chociaż - przyznaję to
szczerze - pojawiały się już wcześniej aluzje w różnych kręgach,
że może jeszcze Ojciec Święty
zdecyduje się na powierzenie mi
innego wycinka odpowiedzialności. Słyszałem to w miesiącach
poprzedzających nominację,
ale - jak uświadomiłem sobie
moje przeżyte już 64 lata - byłem
sekwencjach czy planach? Raczej
zbierałem refleksje, jak różnymi
drogami wiedzie Pan swoje sługi.
W drodze z Warszawy przychodziły tylko pytania: jak uda mi
się wejść w nowe środowisko,
które niby znałem z dawnych lat,
ale w kontekście zleconej nowej
płaszczyzny współpracy wszystko
jawi się jakże odmiennie.
- Jak wspomina ks. Biskup
pracę w naszej parafii jako wikary w latach 1974-1978. Utkwiło
w pamięci jakieś szczególne
zdarzenie, spotkanie, cokolwiek
charakterystycznego? Może
pozostały jakieś kontakty lub po
prostu serdeczne wspomnienia
o konkretnych osobach?
- Praca w Rokitnicy była moim
drugim etapem posługi wikariuszowskiej. Pierwsze doświadczenia po przyjęciu święceń kapłańskich w 1972 r. zdobywałem
przez dwa lata w parafii pw. św.
Franciszka w Zabrzu-Zaborzu,
a więc nie całkiem daleko, a jeżeli jeszcze
dodać bliskość parafii
rodzinnej w Bytomiu-Szombierkach, to
właściwie znajdowałem się cały czas w kręgu bardzo podobnych
uwarunkowań i oceniania rzeczywistości.
Proboszcza, ks. Apolinarego Czekańskiego, osobiście dotąd nie
znałem, jedynie z opowieści. Oczywiście, zawsze nieznane miejsce
budzi najpierw zainteresowanie; do głosu
musi dojść wyznaczona nowa wspólnota
współbraci i społeczeństwa wiernych,
by i siebie zobaczyć w
tym kontekście. Dziś,
po wielu latach nie
potrafiłbym powiedzieć, że w Rokitnicy
coś działo się nadzwyczajnego, co wywarłoby jakiś szczególny odzew w
mojej świadomości. Rytm życia
parafialnego narzucał wszędzie
z natury rzeczy kształt życia na
plebanii, poruszania się w parafii,
zdobywania orientacji w tej rzeczywistości. W Rokitnicy spotkałem wielu życzliwych ludzi, pełny
kościół na siedmiu mszach św. w
7
to niewielki retusz na obliczu
Kościoła diecezjalnego, a jednak
wywarł on zasadniczą zmianę i
rozluźniły się jej kontakty z Opolem, a ja przeznaczony zostałem
jako wykładowca historii Kościoła do Wyższego Seminarium
w Nysie, a potem mianowany
dyrektorem Archiwum Diecezjalnego w Opolu; więc po prostu:
wzruszające też reakcje, gdy np. 21
lipca tego roku przewodniczyłem
w bawarskim sanktuarium w Altötting dorocznej pielgrzymce ku
czci św. Anny dla wywodzących
się ze Śląska obecnie mieszkających w Bawarii wiernych. Po
uroczystej sumie prawie końca nie
było wypowiadanym pozdrowieniom: proszę ks. Biskupa, miesz-
mniej było tych więzów z parafią
w Rokitnicy, a na sprzyjające
okazje trzeba było szczególnie
wyczekiwać. W dodatku 6 stycznia 1993 r. przyjąłem święcenia
biskupie jako pomocniczy biskup
w diecezji opolskiej. Przybyły
nowe obowiązki, ściśle związane
z tym Kościołem lokalnym. Ale z
ks. proboszczem A. Czekańskim
pozostawałem w kontakcie listownym i telefonicznym i jednak kilka
razy przybyłem do Rokitnicy. Podobnie z niektórymi parafianami,
zwłaszcza rodzinami, z których
wyszli kapłani lub siostry zakonne,
kontakt był częstszy. Nie oznacza
to, że z innymi nie było serdecznej
wymiany pamięci i towarzyszenia
modlitwą. W tym momencie
mogę też wspomnieć naprawdę
kaliśmy przy ul. Jabłońskiego, czy
Findera, czy Kołobrzeskiej; moje
dzieci uczęszczały na religię do
księdza; nas ksiądz błogosławił
przy ołtarzu; u nas był dwa (nawet
i trzy) razy na kolędzie. Nie mogła
się wtedy nie przesunąć przed
oczyma świątynia w Rokitnicy i jej
wierni, ciągle żywotnie związani z
Chrystusem.
- W roku bieżącym mieliśmy
zaszczyt gościć ks. Biskupa w
naszej parafii już kilkakrotnie.
Ostatni raz przy okazji konsekracji nowego ołtarza posoborowego. Czy namaszczając go
świętymi olejami wracały jakieś
wspomnienia? I jak ocenia ks. Biskup ten nasz nowy stół ofiarny?
Był to moment szczególnie mi
bliski. Zdawałem sobie sprawę
zdj. Tomasz Szczurek
niedziele, kolejki do konfesjonału
każdego niemal dnia, katechizację w niewygodnych salkach katechetycznych - nie udzielaliśmy
jeszcze w tamtych latach lekcji
religii w szkole - do tego dużo
nabożeństw, zwłaszcza środowa
nowenna ku czci Matki Bożej
Nieustającej Pomocy, sobotnie
nabożeństwo maryjne, nieszpory
niedzielne... Kolorytu dodawało
duszpasterstwo akademickie dla
studentów Akademii Medycznej,
za które odpowiedzialny był ks.
Marcin Ogiolda, ale my z ks.
Czesławem Kantym włączaliśmy
się w pewnym stopniu w to posługiwanie. Dyskretny „parasol”
komunistycznego systemu na
pewno był nad nami rozciągnięty, ale widocznie mieściłem się
w pewnej normie, skoro w tym
czasie nie byłem niepokojony
najściami czy niedozwolonymi
propozycjami.
Otrzymawszy to pytanie nie
ukrywam, że po latach, gdzieś
w zakamarkach serca odzywa się nuta sentymentu, nieco
idealizującego wspomnienia,
tęsknoty za czasem, który już nie
powróci. Zwłaszcza, że dzisiejsza
rzeczywistość wymaga czegoś
zdecydowanie trudniejszego.
- Czy w późniejszych latach,
będąc wykładowcą, a później
biskupem, utrzymywał ksiądz
kontakty z Rokitnicą? Wraca
ksiądz do nas jak do dawnego
domu?
Przyznam szczerze, że tych
czysto osobistych kontaktów było
niewiele. Owszem, poznałem
wspaniałych parafian, na różnym
etapie życia odzywali się oni z
prośbą o pamięć, o wsparcie duchowe, o towarzyszenie komuś
z bliskich w ostatniej drodze na
cmentarz. Towarzyskich chwil nie
było wiele, bo z Lublina, Nysy czy
potem Opola trzeba było o wolny
czas mocno zabiegać. Jeszcze w
trakcie przygotowywania doktoratu było w czasie wakacji czy ferii
świątecznych więcej tych okazji,
stąd brała się moja regularna
obecność i pomoc duszpasterska
w tych okresach w Rokitnicy. To
jeszcze bardziej utrwalało refleksje
i pamięć o minionych czasach
wikariuszowskich. W 1992 r.
rokitnicka parafia znalazła się w
nowej diecezji gliwickiej - niby
owego dnia 15 czerwca br., że
tą posługą ujawnia się w pełni Kościół Chrystusowy. Nie
dopuszczałem do opanowania
mnie przez wspomnienia, ale
mimo wewnętrznej dyscypliny uświadomiłem sobie, że w
tym miejscu byłem szczególnie
mocno związany z centrum
życia Kościoła. Przez pełne 4
lata, a potem przez kilka
wakacyjnych okresów,
sprawowałem w tym
miejscu Eucharystię.
Inny był wówczas wystrój prezbiterium - ale
taki fakt ustawicznego unowocześniania i
upiększania towarzyszy nam przez całe życie, które rozwija się
i otwiera ustawicznie
nowe przestrzenie. W
kontekście ówczesnym,
gdy wyrósł nowy stół
ofiarny we wspólnocie
parafialnej, przejęty byłem wewnętrzną mocą
i kontynuacją spraw
nadprzyrodzonych. My,
ludzie, związani z tym
kościołem parafialnym
dawniej, zdążyliśmy
się znacząco zmienić,
dojrzewać i zbliżyć się
ku wypełnieniu misji na
tym świecie, a Kościół
trwa i będzie gromadził
następne pokolenia.
Zespół pracowników
Pańskich z ks. proboszczem Zygfrydem
zapisał się odwagą w upiększeniu świątyni, a ja mogłem
to Bogu oddać na własność
przez święte namaszczenie dla
pożytku naszych następców.
Coś z tkliwości się odezwało!
I odezwie jeszcze silniej chyba
w dniu 18 listopada, gdy będę
miał szczególne zadanie podziękować parafii za sto lat trwania
jej świątyni, o której pisałem,
w której swoje kapłaństwo szlifowałem i z którego po latach
jakby rozliczam się, gdy do
wspólnej modlitwy dziękczynnej zaproszę wszystkich jako
biskup Kościoła Gliwickiego, w
którym Rokitnica posiada swe
bardzo ważne miejsce.
Dziękujemy ks. Biskupowi za
rozmowę.
8
Nasze świadectwa
Myślę, że tak!
Droga prowadząca do kapłaństwa nie jest prosta. Powołanie jest wielkim darem,
nie każdy jednak potrafi je
przyjąć. Pan Jezus wybrał na
apostołów zwykłych prostych ludzi, którzy byli mu całkowicie oddani. Czy trzeba mieć jakieś szczególne predyspozycje aby zostać księdzem? Co sprawia, że jedni decydują
się podążać za Jezusem, a inni rezygnują? Myślę, że dla
każdego jest to sprawa indywidualna. Jak było w przypadku naszego wikarego - księdza Jacka Płachty dowiemy się
czytając jego świadectwo.
IWONA
SZAJKOWSKA
każdego z nas. Szczególnie dzisiaj,
gdy wśród tylu różnych alternatyw
dla wiary i zamętu społecznego,
spotykamy ludzi zdezorientowanych i zapracowanych w
gonitwie o lepsze jutro.
Czasem mogłoby się
wydawać, że zmęczony
i zaganiany świat zapomniał już o Bogu, który
objawił się w najdoskonalszy sposób w swoim
Synu, Jezusie Chrystusie. Tylko, czy to do
końca prawda? Czy to
prawda, że już nie ma
nadziei? Ucząc religii na
co dzień w Gimnazjum
można czasem dojść do
takiego wniosku.
Oglądam czasem archiwalne wiadomości
z roku 1990, gdy katecheza wracała do szkoły. Panowała wówczas
powszechna euforia.
Nikt wtedy nie myślał
o deklarowaniu się,
kto chodzi na religię, a
kto nie. Dziś, tak trudno czasem katechecie
sprawdzić obecność nie
gubiąc się w gąszczu
uczniów, z których jeden nie wierzy, a drugi
po prostu nie chodzi
na religię. Tak często rozbijają się
chęci i zaangażowanie katechety
o bezsensowne przegadywanie
się z uczniami pozbawione jarys. Iwona Szajkowska
Jedną z moich ulubionych postaci biblijnych jest św. Piotr.
Jego osoba, bardzo wyraźnie
zarysowana na kartach Nowego
Testamentu, zawsze mocno mnie
urzekała. Gwałtowny i porywczy
w swojej miłości, a jednak słaby
i upadający, gdy przyszło wiarę
wyznawaną ustami potwierdzić
własnymi czynami. Czy ten, który
został powołany jako pierwszy z
uczniów, który chodził z Jezusem
po jeziorze, nie mógł przezwyciężyć pokusy zwątpienia? Dlaczego
zabrakło mu wiary? Najciekawsze
jednak w tym wszystkim jest to, że
to właśnie jemu, a nie komu innemu, powierza ostatecznie Chrystus klucze swojego królestwa.
Czy doświadczenie upadku
go umocniło? Czy wtedy, gdy
po trzykrotnym zaparciu się Jezusa, na placu arcykapłana, Pan
spojrzał na Piotra, a Piotr gorzko
zapłakał, złamało się ostatecznie
serce Pierwszego Apostoła? Myślę, że tak! Nawet więcej. Myślę, że
Piotr, który stanął na plaży wobec
Chrystusa Zmartwychwstałego,
który po trzykroć wyznał mu
swoją miłość, choć świadomy
własnej słabości i grzeszności, nie
był już tym samym struchlałym
ze strachu uczniem. Piotr stał się
kimś innym, nowym, dlatego Pan
powołał go na nowo, po raz drugi,
mówiąc na zakończenie Ewangelii według św. Jana Pójdź za mną
(J 21, 19). A Piotr poszedł…
Droga wiary Piotra jest drogą
kiejkolwiek treści merytorycznej
lub sensu. Tak często cierpi w ten
sposób reszta klasy pragnąca normalnej katechezy, wpatrująca się
w rosnącą frustrację i bezsilność
prowadzącego. Tak powszechny
jest relatywizm moralny wyrastający nie z głębokiego przekonania,
ale z podstawowej niewiedzy.
Uczniowie bazują na subiektywnej i raniącej medialnej ocenie
Kościoła dokonywanej przez ludzi
pozbawionych wszelkich kompetencji i skrupułów. Czy dla takich
klas czy pojedynczych uczniów,
jest jeszcze nadzieja? Myślę, że
tak! Nawet więcej. Myślę, że w
perspektywie wiary, historia po
prostu się powtarza, tylko że w
innym czasie i innym kontekście.
Napawa mnie nadzieją moment, gdy rodziło się moje własne powołanie. Byłem uczniem
I Liceum Ogólnokształcącego
w Zabrzu. Zbliżała się matura.
Chodziłem na religię, choć nie pamiętam, żebym uwielbiał te lekcje.
Pamiętam natomiast, że zamiast
uważnie notować mądre treści,
pochodzące nota bene z ust i doświadczenia ks. Józefa Kuschego,
ówczesnego proboszcza parafii św.
Anny w Zabrzu, razem z kolegą,
zdarzało się nam grać w statki, i
nie tylko, na skrawkach papieru.
Pominę już fakt, że owa czynność
nieraz została zauważona przez
bystrego proboszcza.
Nigdy nie byłem ministrantem,
choć muszę przyznać, że zawsze imponowała mi Liturgiczna
Służba Ołtarza. Nie należałem
do żadnej parafialnej grupy młodzieżowej. Być może był to jeden
jedyny raz, gdy uczestniczyłem, na
zaproszenie katechety, w religijnym musicalu wystawianym przez
parafialną młodzież. Niedzielna
eucharystia była dla mnie oczywista, choć niewiele poza tym. Ławka w kościele była niewygodna i
uwierająca, a przeglądanie Drogi
do nieba, tam i z powrotem, było
rutyną i codziennością. Zdarzało
się, że spotykałem na swojej drodze księdza, który mi imponował
swoją postawą, lecz nigdy nie
przekładało się to na jakieś konkretne działanie. Budziło czasem jakąś emocję,
lecz ta szybko gasła,
gdy przychodziły inne
myśli i codzienne obowiązki. Ten stan rzeczy
trwał właściwie odkąd sięgam pamięcią,
a przynajmniej kilka
dobrych lat przed maturą. Pamiętam, jakby
to było dzisiaj, moment
przyjmowania z rąk ks.
bpa Jana Wieczorka
Sakramentu Bierzmowania. Rozumiałem
potrzebę jego przyjęcia,
lecz poza tą racjonalną
zgodą, nie było żadnej
odpowiedzi ze strony
wiary. Bardziej pamiętam sztywność i ciężar
grubego wełnianego
garnituru, niż owoce
Ducha Świętego. Właściwie pamiętam tylko
garnitur…
Tę codzienną rutynę
wiary, od czasu do czasu, przerywało jedynie
wspomnienie pochodzące z dzieciństwa.
Wiązało się ono z postacią ks.
Eugeniusza Plichty, proboszcza
parafii św. Macieja w Zabrzu.
Był kimś, kogo nie sposób było
9
nie pamiętać. Wysoki, dostojny i
posunięty już w latach prowadził
katechezę dla dzieci. To był ostatni rok religii w salkach przed jej
powrotem do szkoły. Do dzisiaj
pamiętam doświadczenie ciepła i
serdeczności, jakie od niego emanowały. Zachowywał się tak, jakby
dla niego zatrzymał się czas, jakby
pochodził z poprzedniej epoki.
Zamiast ocen wystawiał słoneczka, których ewentualna liczba
świadczyła o postępach w nauce.
Pamiętam, że bardzo chciałem być
taki sam jak on. Nie wiedziałem
wówczas z racji dziecięcego wieku,
że rzeczywiście był, jak na kapłana,
niezwykły. Prowadził wymagający
i ascetyczny tryb życia. Nosił na
sobie pokornie brzemię pokuty i umartwienia. Mieszkał na
granicy godności i użyteczności.
Był niezwykły w każdym calu. Ta
prawda dotarła do mnie znacznie
później. Nie tylko przypomniała
doświadczenie z dzieciństwa, ile
je wzmocniła wzrastającym podziwem i uznaniem. Niezwykły
dar, dla kogoś kto stoi na rozdrożu
własnego życia…
Minęło kilka lat i nagle wszystko się zmieniło. Była to końcówka
I semestru czwartej klasy Liceum.
Do matury pozostało tylko kilka
miesięcy. Zbliżały się święta
Bożego Narodzenia. Sam nie
rozumiałem, co się ze mną dzieje.
Wszystkie moje plany i marzenia
stanęły pod wielkim znakiem
zapytania. W głowie pojawiła się
myśl, której nigdy wcześniej tam
nie było. Nie miała powodu ani
racjonalnego wytłumaczenia.
Więcej, domagała się ode mnie
rzeczy, na które wcześniej nie
było mnie stać. Z natury nieśmiały i trochę zakompleksiony chłopak musiał dokonać zasadniczej
zmiany w swoim własnym życiu,
ale przede wszystkim swoimi
planami musiał się w końcu z
kimś podzielić.
Nadchodząca studniówka
uświadamiała, jak szybko czas
biegł do przodu. Na wszelkie
możliwe sposoby zacząłem szukać
informacji, w jaki sposób zostać
księdzem!? Internet był wówczas
jeszcze w powijakach. W poradniku maturzysty wyczytałem, że
pierwszym krokiem jaki należy
podjąć jest udanie się do swojego
katechety. Z natury nieśmiały
odważyłem się po raz pierwszy
wejść na drogę powołania i mimo
feralnej gry w statki… zostałem
przyjęty. Czasem myślę sobie, czy
dzisiaj, sam z perspektywy czasu,
mógłbym sobie dać szansę na to,
że zostanę księdzem? Myślę, że…
nie wiem! A to wcale nie oznaka
jakiegoś zwątpienia, lecz owoc
czegoś co odkryłem po drodze, że
tu o wiele więcej, niż zdawało mi
się wcześniej, ma do powiedzenia
Bóg. Tak jak zmienił serce Piotra.
Tak jak jest źródłem siły dla każdego ucznia z Gimnazjum, nawet
tego, który jeszcze nie zdaje sobie z
tego sprawy, tak zadziałał również
w moim życiu zmieniając je na
pełne Jego zbawczej obecności.
Od tamtej pory, zawsze gdy nachodzą mnie wątpliwości, zawsze
gdy dotyka mnie próba, staram się
pomyśleć pozytywnie, że nigdy nie
jestem sam, że nie jestem pozostawiony sam sobie. Więc gdy ktoś
mnie pyta, czy mi się chce, bądź
czy mi się uda, odpowiadam po
prostu: Myślę, że tak!
Od redakcji:
Przypominamy, że czekamy
na kolejne świadectwa.
Wysyłajcie je na adres mailowy:
[email protected]
z dopiskiem – Świadectwo lub
składajcie w kancelarii parafialnej
Pamiątki jubileuszowe
Postanowiliśmy na łamach naszej gazety zaprezentować
twórczość osób związanych z naszą parafią. W rubryce zatytułowanej „Liryczny zakątek” przedstawiamy
Z okazji jubileuszu 100-lecia kościoła zostawiersze z rozdziału pt. „Sen”
Redakcja GS
ły przygotowane pamiątki upamiętniający ten
"Nie czuję już nic
poza chwilami wielkich wzruszeń
gdy niezaadresowane łzy
płyną w nieznanym kierunku...
Wszystko śpi
na dnie serca skrytego
przed samym sobą w mroku najgłębszym
nieprzeniknionym...
Tonie światło zuchwałe
pochwycone przez ciemność
i skazane na przegraną w poszukiwaniach
przez duszy niechętnej nieśmiertelność...
I śni sen z otwartymi oczyma
i sercem bijącym niespokojnie
o ciszy
o spokoju
o miłości
o cieple
o wszystkim czego nigdy nie miało...
I wzrusza się głęboko rodząc łzę
która pragnie by dostrzegł ją wreszcie
ktoś kto jej ikarowy lot
zrozumie i ukocha i...
Blask poranka mrok nocy rozproszył
przegnał sen
A może to nie był sen?"
(JP2012)
dzień. W kancelarii parafialnej można nabyć:
- Przewodnik po kościele
- Filiżanki
- Kubki
- Świece
10
Początki Szensztatu w Rokitnicy
Historia obrazem pisana
WIOLETTA
PIPCZYŃSKA
Maryja jako Matka Kościoła
działa w sposób doświadczalny dla człowieka. Łączy się
Ona z konkretnym miejscem
i działa poprzez ludzi, którzy
oddają się Jej do dyspozycji.
Tak było w przypadku Fatimy,
Lourdes, Gietrzwałdu i wielu
innych sanktuariów maryjnych. My mamy w Rokitnicy
swój Szensztat.
O. Józef Kentenich, Założyciel
Ruchu Szensztackiego urodził
się 16.11.1885r. w Gymnich. W
kronice parafialnej odnotowano,
że tego dnia było poświęcenie
kościoła. Miłość do Kościoła
cechowała jego osobę. W słowach
„Dilexit Ecclesiam” widział syntezę swego posłannictwa i życia.
Ksiądz Kardynał Joseph Ratzinger w kazaniu
wygłoszonym
podczas mszy
świętej o dprawianej w Bazylice
Santa Maria Maggiore, 18.09.1985r.
Powiedział: On
zawarł przymierze
z Maryją, Matką
Pana, aby przez
Nią, która sama,
jako Osoba jest
Kościołem(…) móc mówić pełne,
czyste „tak” na wolę Bożą.
18.10.1914r. Założyciel i pierwsza generacja zawarli przymierze
miłości z Matką Bożą. Maryja
związała swe macierzyńskie działanie w Szensztacie z konkretnym
miejscem, z kaplicą świętego
Michała w Schönstatt. Specyfiką
Ruchu Szensztackiego są małe
kapliczki - sanktuaria, w których
czczony jest obraz Matki Bożej
Trzykroć Przedziwnej (z łac.: Mater ter Admirabilis, skrót: MTA).
Jak to się stało, że w Rokitnicy rozwija się Ruch
Szensztacki?
Historia, zaczynu Szensztatu w
naszej parafii sięga odleglejszych
czasów. Ewidentnie wskazuje
na działanie Opatrzności Bożej
i współpracę człowieka z Matką
Bożą, według szensztackiej zasady: „Nic bez Ciebie, nic bez nas”.
Z relacji śp. Hedwig Birnbach, jednej z pierwszych Pań
Szensztatu pochodzącej z Zabrza,
dowiadujemy się więcej na ten
temat. Podaje ona, że w Rokitnicy
na terenie dzisiejszego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego
znajdował się duży szpital. Jedna
z pielęgniarek będąc w
Schönstatt,
przywiozła
obraz z przeznaczeniem dla
części mieszkalnej szpitala, gdzie później powstało
oratorium. Z
czasem pielęgniarki wstąpiły do Ruchu
Szensztackiego
i związały się
z Szensztacką
Ligą Kobiet. Na swoje spotkanie
zapraszały ówczesną przewodniczącą okręgu Marię Müller.
Czasami zapraszały także Hedwig
Birnbach, która tak wspomina:
”Modliłyśmy się przed tym obrazem. Było tak od roku 1936 do II
wojny światowej, kiedy pielęgniar-
ki musiały opuścić szpital. Obraz
zabrała z sobą jego właścicielka,
siostra Anna Zwaka.
W pobliżu rokitnickiego szpitala Siostry Notre Dame miały
swój dom z ogrodem, otoczony
wysokim murem. Dom ten był
ośrodkiem wypoczynkowym dla
wspólnoty Sióstr, które pracowały
w Bytomiu w gimnazjum dla
dziewcząt.
Około 1947r. przełożona Sióstr
Notre Dame zwróciła
się do Agnes Kunz
(Pani Szensztatu
mieszkającej w Bytomiu) z zapytaniem
o obraz Matki Bożej
do wyremontowanej kaplicy domowej.
Agnes Kunz zaproponowała siostrze obraz
MTA(…), który był
wcześniej w szpitalu
akademickim. Przełożonej Sióstr obraz
się spodobał, przyjęły go z radością
i umieściły nad tabernakulum.
Po wojnie, do kobiet należących
do Ligi przyjeżdżała S.M. Theresia Maria. Spacerując po polanie
w lesie, który jest teraz tłem dla
sanktuarium, pomyślałyśmy,
że byłoby to dobre miejsce pod
budowę sanktuarium z wielkim
placem dla pielgrzymów. Z tą
intencją w maju 1959r. na skraju
lasu, zakopałyśmy małą metalową kapliczkę(…) i obrazek MTA.
Pełne nadziei w krótkiej modlitwie powierzyłyśmy to miejsce
Matce Bożej. W komunistycznych
czasach plan ów wydawał się niemożliwy do zrealizowania.
W lipcu 1992r. Siostry Szkolne postanowiły sprzedać dom.
Wiadomość dotarła do Ks. Bpa
Jana Wieczorka, Ordynariusza
nowopowstałej Diecezji Gliwickiej. Ks. Biskup, sympatyk
GŁOS SERCA - INFORMATOR PARAFII NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA
OPIEKA KOŚCIELNA: KS. KAROL DARMAS, KS. JACEK PŁACHTA
OPIEKA DZIENNIKARSKA: PRZEMYSŁAW JARASZ SKŁAD GAZETY: MARCIN RADZIEJ
TEKSTY OPRACOWALI: KS. KAROL DARMAS, KS. JACEK PLACHTA, IWONA SZAJKOWSKA, KAROLINA RADZIEJ,
WIOLETTA PIPCZYŃSKA, IZABELA ZAREMBA, MARCIN RADZIEJ, AGNIESZKA KLIKS, PAULINA KWAŚNIEWSKA
Ruchu Szensztackiego, wiedział,
że Panie Szensztatu poszukują
domu i wskazał im to miejsce.
Przełożeni Instytutu z Schönstatt
zadecydowali o nabyciu Domu.
Ku zaskoczeniu w kaplicy domowej powitała ich z obrazu Matka
Boża Trzykroć Przedziwna.
Tak przedstawiały się losy,
pierwsze promienie Szensztatu
w Rokitnicy wg. Hedwig Birnbach. Na takich fundamentach
9 września A.D.2000 przy ulicy
Generała Władysława Andersa
67 dzięki staraniom duchowym
jak również fizycznej pracy wielu osób powstało Sanktuarium
Matki Jedności. Dwa lata temu
miał miejsce akt
koronacji Maryi
(11.9.2010r).
O. Z ałożyciel koronował
Maryję w miarę
jak pogłębiała
się jego miłość
i zaufanie do
Niej, w miarę
jak doświadczał
Jej działania; po
wielu latach istnienia Ruchu powiedział:
Wszystko, cokolwiek powstało
w Rodzinie, powstało w zależności od Jej wstawiennictwa i
Jej przykładu. Dlatego chętnie
nazywamy Ją naszą Założycielką,
Panią i Królową.
Nawoływał, by każdy w swym
życiu był żywą koroną Maryi a
dla Niej najpiękniejszą koroną
jest świętość nas wszystkich.
Świętość, która jest darem od
Boga i naszym życiowym zadaniem.
Przyszłość Szensztatu w Rokitnicy zależy od każdego z nas.
Matka i Królowa Jedności czeka,
zaprasza do współpracy. Ona,
nasza Matka i Królowa chce nas
wychowywać, prowadzić do
jedności z Bogiem i ludźmi. Z
ośmiokątnej ramy obrazu zapewnia: Sługa Maryi nigdy nie zginie.
Zapraszamy od poniedziałku
do soboty na godzinę 15:00 do
wspólnej modlitwy Koronką do
Miłosierdzia Bożego, zapraszamy
do Sanktuarium i do Ogrodu
Maryi. Od świtu do zmierzchu
otwarta brama niech będzie symbolem otwartego Serca Maryi dla
Każdego z Was.
11
19.11 - 25.11.2012 r.
Poniedziałek – 19.11 - Wspomnienie bł. Salomei, zakonnicy
6.45 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo.
i zdrowie dla Elżbiety Piecuch z okazji imienin
7.30 – za zm. Stanisławę Dobrzyńską
18.00 – za zm. rodziców Anielę i Stanisława Wolskich
– za zm. matkę Gertrudę Halejak w 2 roczn. śmierci oraz za zm. męża Kazimierz, teściów Elżbietę
i Henryka Jagła, zm. z rodziny
Wtorek – 20.11. - Wspomnienie św. Rafała Kalinowskiego, prezbitera
6.45 – za zm. Łucję Lisek w 30 dni po śmierci
7.30 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo.
i zdrowie dla Andrzeja Nikiel z okazji 60 roczn. urodzin oraz opiekę Bożą dla calej rodziny
18.00 – zbiorowa za zmarłych
Środa – 21.11 - Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny
6.45 – (Boryczka)
7.30 – za zm. Helenę Staszewską - int. od męża z rodziną
17.45 – Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Msza Św. w int. próśb i podziękowań
Ze względu na wczesne oddanie gazety do druku nie wszystkie intencje zostały potwierdzone
- zaznaczone są tylko rezerwacje
PORZĄDEK INTENCJI
Czwartek – 22.11. - Wspomnienie św. Cecylii, dziewicy i męczennicy
6.45 –
7.30 – za zm. rodziców Karolinę i Marcina Bujak, zm. braci Bolesława, Antoniego, Alfreda Bujak, bratowe
Jadwigę i Danutę, teściów Marię i Pawła Solga, Hildegardę i Ericha Solga, zm. babcie i dziadków z obu
stron, zm. z pokrewieństwa Bochenek, Flak, Solga i Bujak oraz dusze w czyśćcu cierpiące
16.30 – (Msza św. szkolna) - za zm. rodziców Helenę i Stanisława Szczepańskich, zm. siostrę Stanisławę, szwagra
Jana Adamczyka, babcię Franciszkę Szczepańską, Jolę Kućmę i duszę w czyśćcu cierpiące
18.00 – za zm. Marka Konopińskiego oraz jego ojca Czesława - int. od mamy
– ku czci św. Cecylii w intencji członków scholi parafialnej w dniu ich święta
Piątek – 23.11. - św. Kolumbana, opata (Relikwie znajdują się w naszym kościele w ołtarzu Matki Bożej)
6.45 – za zm. Rudolfa Szołtysek w 30 dni po śmierci - int. od sąsiadów z ul. Krakowskiej 27-27d
7.30 – (Siemasz)
18.00 – za zm. Elżbietę Gałęziok, męża Antoniego, zm. rodziców z obu stron
– za zm. męża Edwarda Bartel w 15 roczn. śmierci oraz za zm. z rodziny Bartel i Szczudlik i dusze
w czyśćcu cierpiące
Sobota – 24.11.
6.45 –
7.30 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo.
i zdrowie dla Bożeny i Jana Kurowskich w 35 roczn. ślubu oraz Helenę i Sebastiana Kroczek w 7 roczn.
ślubu
18.00 – za zm. syna Marka Jurczak
– za zm. matkę Salomeę Kułak w 1 roczn. śmierci, zm. tatę Franciszka, zm. brata Czesława w 1 roczn.
śmierci, zm. dziadków Kułak i Babiarz
Niedziela – 25.11 - Uroczystość Chrystusa Króla
7.00 – za zmarłych w miesiącu listopadzie
8.30 –
9.45 – za parafian
– do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Nieustającej Pomocy za dar życia z prośbą o dalsze Boże błogo.
i opiekę dla Bogusławy
11.00 – za zm. żonę Krystynę Piasecką, zm rodziców Weronike i Stanisława Piaseckich, dziadków z obu stron,
zm. brata Mariana Piaseckiego, siostrę Stanisławę i jej męża Janosków, zm. wujka Klemensa Szczerbik
i Genowefę, teściów Jadwigę i Edwarda Majzner, zm. z rodziny Piaseckich i Szczerbik oraz dusze
w czyścu cierpiące
12.15 – za zm. Genowefę i Lecha Morawieckich, zięcia Jana Murgott i zm. z rodziny
15.00 – za zm. męża Mieczysława Zięba w 10 roczn. śmierci, zm. rodziców z obu stron, zm. braci z obu stron,
siostrę Gertrudę z mężem, zm. siostrzenicę i wszystkich zm. z rodziny
18.00 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo.
i zdrowie dla Czesławy z okazji 65 roczn. urodzin i opiekę Bożą dla calej rodziny
OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE
18.06 - 25.06.2012 r.
1. Dziś UROCZYSTOŚĆ 100-LECIA KOŚCIOŁA o godz. 16:00 Koncert Jubileuszowy
2 WE WTOREK o godz. 18:00 - Msza Św. zbiorowa za zmarłych
3. W ŚRODĘ o godz. 17:45 - Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Msza Święta
4. W CZWARTEK o godz. 18:00 - Msza Św. w int. scholi parafialnej z okazji ich święta patronalnego
5. W PRZYSZŁĄ NIEDZIELĘ o godz. 7:00 - Msza Św. za zm. w miesiącu listopadzie
12
W październiku przeżywaliśmy wyjątkowy tydzień z Bogiem i religijną refleksją nad swą wiarą
Jubileuszowe Misje Święte
Do tej szczególnej uroczystości jaką jest 100-lecie poświęcenia naszego kościoła
parafialnego, przygotowywaliśmy się przez cały rok. Szczególnym i chyba najważniejszym
wydarzeniem w ramach tych przygotowań był udział w
parafialnych Misjach Świętych.
IZABELA
ZAREMBA
zdj. Marcin Radziej
W tym roku Misje parafialne trwały 8 dni. Wśród zwyczajowych
nauk ogólnych i stanowych w programie Misji Świętych znalazły się
wyjątkowe punkty, jak cowieczorny Apel Misyjny, Droga Krzyżowa
ulicami naszej parafii albo Msze Święte z błogosławieństwem rodzin
i odnowieniem przysięgi małżeńskiej. Wśród wielu wydarzeń tego
tygodnia nie zapomniano o naszych nieco starszych i schorowanych
parafianach, odprawiono Mszę Świętą dla i w intencji chorych oraz
zorganizowano odwiedziny w ich domach.
Misje Święte to wyjątkowy czas refleksji i zadumy nad swoim życiem. To chwile szczególnej obecności pośród nas Jezusa Chrystusa.
Jezus przed swoim Wniebowstąpieniem wydał apostołom polecenie:
Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody (Mt 28, 19). W taki sposób
rozpoczęła się misyjna praca Kościoła, który do tej pory posyła chrześcijan w te zakątki
świata, gdzie ludzie
nie znają jeszcze
Chrystusa. Nam
już ochrzczonym,
także potrzebni są
tacy ludzie, którzy
pomogą nam pogłębić naszą wiarę,
znaleźć odpowiedzi na nurtujące
Droga Krzyżowa
Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich
pytania. Dlatego także do nas, chrześcijan Kościół posyła misjonarzy,
obdarzonych odpowiednimi charyzmatami przez Ducha Świętego.
Misje parafialne odbywają się w danej parafii co około 10 lat. Czasem poprzedzają one jakieś ważne wydarzenia, jakim niewątpliwie
jest dla nas Jubileusz 100-lecia kościoła. Misje najczęściej trwają
tydzień, w tym czasie wygłaszane są nauki rano i wieczorem oraz
odprawiane są różne nabożeństwa. Głoszone są ogólne nauki dla
wszystkich, ale także dla poszczególnych stanów: kobiet, mężczyzn,
młodzieży itp.
W naszej parafii w 1931 roku Misje Święte trwały przez cały Adwent. W tym czasie w parafii istniały dwie silne grupy narodowe:
polska i niemiecka. Ze względu na to dwa pierwsze tygodnie przeznaczone były dla Niemców, a kolejne dwa dla Polaków. Natomiast
w 1958 roku Misje trwały dwa tygodnie. Pierwszy tydzień przeznaczono dla kobiet i dziewcząt, a kolejny dla mężczyzn i chłopców.
Do tej pory w parafii Misje Święte odbyły się dziesięciokrotnie.
Poniżej przedstawiono kiedy odbywały się Misje i przez kogo były
prowadzone.
Rok Czas trwania Kto prowadził
1918 Czas trwania Misji oraz ich prowadzący nie są znani
1926 Czas trwania Misji oraz ich prowadzący nie są znani
1931 Cały Adwent
o.o. oblaci
1940 1-9 marca
o.o. franciszkanie
1949 8-15 grudnia
o.o. klaretyni
1958 23 marca – 6 kwietnia o.o. oblaci
1970 Wielki Tydzień
księża filipini
1980 23-30 marca
księża filipini
1990
o.o. Jezuici
21-28 października
2001 11-18 marca
werbista
O. Henryk Kałuża
2012 7-14 października
redemptoryści
O. Mirosław Lipowicz
O. Piotr Koźlak