dom boży pełen chwały, na ziemski patrzy krąg
Transkrypt
dom boży pełen chwały, na ziemski patrzy krąg
JUBILEUSZ 100-LECIA KOŚCIOŁA LISTOPAD 2012 „DOM BOŻY PEŁEN CHWAŁY, NA ZIEMSKI PATRZY KRĄG ... 1912 - 2012 ... DOM TEN OPROMIENIAŁY, WSZAK Z BOŻYCH WYSZEDŁ RĄK” 2 Wyjątkowy rok, wyjątkowa rocznica dla naszego kościoła Jubileusz stulecia! Ten rok jest szczególny dla naszej parafii, bo właśnie w czasie jego trwania, a dokładnie 17 listopada 2012 roku, dana jest nam łaska świętowania stu okrągłych lat ukończenia budowy i poświęcenia naszego kościoła. Dzięki tej rocznicy jeszcze pełniej stajemy się dziedzicami wielkiej hojności Bożej. ALEKSANDRA POŁOCZAŃSKA C ofnijmy się w czasie o sto lat. Jak głosi „Posłaniec niedzielny”, ówczesny tygodnik katolicki, dnia 17 listopada 1912 roku, o godzinie m.in. hrabiego Ballestrema, dyrektora górniczego Kocksa, dyrektora generalnego Pielera, jak i twórcy naszego kościoła profesora dr Kühna Gazeta z 1912 r. 8:30 zawołały czyste dźwięki dzwonów kościelnych by zgromadzić nie tylko rokitniczan należąc ych do dopiero co wybudowanego kościoła, lecz także wszystkich zainteresowanych z okolic i dalszych stron, a wszystko to, po to, by okazać serdeczny współudział w pierwszym dniu narodzin tego pięknego kościoła. Jak donosi „Posłaniec”, na twarzach zgromadzonych odbijała się radość wewnętrzna, ujawniająca wyraźnie, jak bardzo każdy czuł potrzebę posiadania odtąd własnej świątyni. Ta wielka uroczystość nie mogła się odbyć bez wyższych osobistości, które swym przybyciem lub wysłaniem przedstawicieli objawili swe żywe zainteresowanie tym dziełem. Tego dnia nie zabrakło obecności z Drezna, a także naczelnika urzędu dr Lazarka. Punktualnie o godzinie 9 poświęcenia świątyni dokonał ks. radca Emanuel Buchwald. Po odśpiewaniu przeznaczonych na tę uroczystość pieśni gregoriańskich otwarto zgromadzonemu tłumnie ludowi bożemu uroczyście drzwi kościoła. Wnet obszerna świątynia zapełniła się po brzegi po to, by przeżywać pierwszą w dziejach tej świątyni uroczystość. Pierwsze kazanie wygłosił ks. proboszcz Kubis z Bytomia Bobrka. Po uroczystości kościelnej odbyła się na probostwie uczta, podczas której to przemówił ówczesny, a zarazem pierwszy proboszcz - ks. Ernest Lange. W słowach najserdeczniejszego podziękowania i niekłamanej radości wewnętrznej wyraził On w imieniu parafian najserdeczniejsze podziękowanie wszystkim tym, którzy w jakikolwiek sposób umożliwi tak szybką budowę naszej świątyni. Tyle z historii. Istota rocznicy Zatrzymajmy się na chwilę nad znaczeniem słowa „jubi l e us z”. We d ł u g Starego Testamentu rok jubileuszowy to czas przywrócenia Bożego porządku. Bóg chce, żeby każdy Izraelita odzyskał wolność i ziemię - Jego dary, bez których Izrael nie byłby sobą. Ten biblijny wzór jest też podstawą do chrześcijańskiego świętowania jubileuszu. Rok jubileuszowy w Kościele to dla chrześcijan czas, by przywrócić w sercach pierwotny Boży porządek. Najpierw w wymiarze indywidualnym a również w wymiarze wspól- noty. Jednak najważniejsze nie są odremontowane świątynie, obchody „ku czci”, wmurowane tablice i odsłonięte pomniki najważniejsze jest to, co dzieje się w sercu człowieka i w myśleniu wspólnoty. Warto tu zauważyć, że jubileusz wymaga od człowieka wysiłku. Świadectwem tego jest już sam fakt, że jubileusz nie zaczynał się w święto związane ze świąteczną ucztą tylko w pokutny, postny dzień przebłagania. Dlatego też przygotowując się do naszego jubileuszu ks. proboszcz zorganizował misje święte. Jubileusz to wielka chwila wdzięczności za dar kościoła na naszej rokitnickiej ziemi, zwłaszcza za wiarę i trud naszych przodków. Ale to także spojrzenie w przyszłość przez pryzmat historii, która nas stworzyła i nadal tworzy. Nasi przodkowie przez wiarę budując kościół, dali nam „korzenie” i „skrzydła”! „Korzenie”, abyśmy wiedzieli, gdzie jest nasz dom - Boży i ludzki, zaś „skrzydła”, abyśmy wiarą niesieni urzeczywistniali to, czego nauczyliśmy się w domu - Bożym i ludzkim. Mam nadzieję, że obchody jubileuszu głęboko zapadną w sercach naszych parafian, a także wszystkich gości, którzy wraz z nami w tym dniu śpiewają szczere i pełne wdzięczności „Te Deum Laudamus”. Pierwsza widokówka kościoła z 1912 r. 3 Zacheuszki - miejsca namaszczenia Znaki dedykacyjne PAULINA KWAŚNIEWSKA Nasza Parafia obchodzi właśnie 100-lecie poświęcenia kościoła. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na niewielkie, złote symbole na wewnętrznych ścianach świątyni, znajdujące się w dwunastu różnych miejscach. To zacheuszki - miejsca, w których biskup, podczas poświęcenia świątyni przed stu laty, kreślił świętym olejem znaki krzyża. Miejsca namaszczeń oznaczano dotąd w różny sposób. Stosowano kamienne płyty z rytowanym w nich znakiem krzyża. Czasami zacheuszki malowano bezpośrednio na tynku. Na ścianach nieotynkowanych, miejsca konsekracji oznaczano drewnianymi bądź metalowymi krzyżykami, te z kolei wykonane były często w formie kutych kinkietów z miejscem na świecę. Zacheuszki malowane na tynku przyjmowały formę krzyża równoramiennego wpisanego w koło. Niekiedy ramiona krzyża rozszerzały się nieco na końcach. Rysunek, zazwyczaj jednokolorowy, konturowy, imitował r yt wykonany na kamieniu. Nazwa zacheuszki pochodzi od Zacheusza - celnika, który przyjął Jezusa w swoim domu. Był on zwierzchnikiem celników w Jerychu. Gdy Jezus przechodził przez miasto, zapowiedział swą wizytę u Zacheusza, a ten oświadczył wówczas, iż połowę swego majątku odda ubogim, a skrzywdzonych przez siebie wynagrodzi poczwórnie. Po tych słowach Jezus nazwał go prawdziwym synem Abrahama. Dawniej namaszczenia ścian i ołtarza dokonywał wyłącznie biskup. Kreślił na ścianach kościoła oraz ołtarza Świętym olejem niewielkie krzyże równoramienne. Obrzęd zwyczajowo zaczynało się od ściany północnej, później kolejno biskup przechodził na ścianę zachodnią i południową. Ołtarz namaszczano jako ostatni. Tradycyjnie miejsc namaszczenia było dwanaście – jako symboli dwunastu apostołów. Jednak w mniejszych kościoła praktykuje się czter y takie miejsca jako symbol czterech ewangelistów – filarów wiary. Obecnie biskup dokonuje namaszczenia ołtarza, zaś prezbiterzy ścian kościoła. Następnym etapem poświęcenia jest okadzenie ołtarza i kościoła oraz rozświetlenie świątyni poprzez zapalenie świec w miejscach namaszczenia. Od tej pory kościół uzyskuje prawo do sprawowania w nim Mszy Świętej. Warto zaznaczyć, że obrzęd namaszczenia świątyni na- wiązuje do symboliki starotestamentowej — jest znakiem bożego wybraństwa, a także „legalizuje” sprawiane urzędy kościelne oraz miejsca święte. Jest symbolem bożej łaski oraz mocy. Namaszczenia dokonuje się olejem krzyżma — będącym mieszaniną naturalnej oliwy lub oleju roślinnego z wonnościami (najczęściej z balsamem). Olej ten jest często używany w sakramentach świętych, jego symbolika jest także bardzo bogata, zarówno w świecie starożytnym, jak i biblijnym. Oznacza płodność, czystość, dobrobyt, radość, energię, przyjaźń, piękno, powodzenie, urodzajnoś ć ziemi, sytoś ć, błogosławieństwo, siłę ducha, świadomość i prawdę. W naszym kościel e o d na l e ź ć moż na dwanaście zacheuszek wykonanych z marmuru. Znajdują się one na filarach. Pierwszą Mszę Świętą oraz namaszczenia kościoła dokonał ks. radca Emmanuel Buchwald 17 listopada 1912 r. Obecnie, podczas remontu, zacheuszki zostały odnowione i wyeksponowane. Uroczystość poświęcenia kościoła Ewangelia: (Mt 16,13-19) Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie». 4 Krótka instrukcja obsługi Sakrament Pokuty KS. KAROL DARMAS Grzech jest przede wszystkim obrazą Boga, zerwaniem jedności z Nim. Narusza on równocześnie komunię z Kościołem. Dlatego też nawrócenie przynosi przebaczenie ze strony Boga, a także pojednanie z Kościołem, co wyraża i urzeczywistnia w sposób liturgiczny sakrament pokuty i pojednania. (KKK 1440) Może wydać się komuś niestosowne, że pierwszymi słowami w artykule, który ma przybliżyć Sakrament Pokuty, są słowa o grzechu. Jednak myślę, że trzeba sobie jasno powiedzieć, że gdyby nie ludzka skłonność do grzechu, sakrament ten nie byłby nam potrzebny. Lecz grzechy nam się zdarzają. Zarówno lekkie, powszednie, jak i te ciężkie, i co za tym idzie, zadają rany, o których mówią katechizmowe słowa. Niszczą naszą jedność z Bogiem, Kościołem, a także drugim człowiekiem. Chrystus był świadomy, zarówno tej ludzkiej skłonności do błądzenia, jak i jej skutków. Wiedział, że człowiek będzie potrzebował kontynuacji Jego misji „lekarza ciał i dusz ludzkich”. I to właśnie uzdrowienie duszy człowieka z choroby grzechu jest celem pokuty sakramentalnej. Wizyta u lekarza duszy Chcąc przystąpić do Sakramentu Pokuty, musimy wziąć pod uwagę kilka spraw. (Tu przemawia przeze mnie co prawda niewielkie, ale doświadczenie spowiednika). Po pierwsze – na spowiedź musimy mieć czas. To jest bardzo ważne. Bynajmniej nie jest niczym dobrym zostawianie jej sobie na ostatni moment. Kiedy chcemy się wyspowiadać, to powinniśmy jednak wybrać się do kościoła wcześniej niż zwykle. Jeśli kapłani jeszcze nie spowiadają – możemy uklęknąć i poprosić o dobre przeżycie tego sakramentu. Niejeden człowiek dziwił się wpadając w połowie Mszy św., że nikt nie spowiada. Spotkałem się nawet z awanturą, że jest to niedopuszczalne, bo... Doświadczyłem też nie raz penitenta, który wpadał do kościoła jak do marketu. Na szybko. Nawet znaku krzyża nie zrobił, nie przyklęknął przed tabernakulum, tylko pędem wbiegał do konfesjonału i zdyszanym głosem zaczynał spowiedź, po której od razu wybiegał z kościoła dalej, do swoich spraw. Nie miał czasu... Pamiętam z dzieciństwa, że w moim Skarbczyku, to co dotyczyło spowiedzi zawierało się na kilku stronach. Modlitwa przed rachunkiem sumienia, modlitwa przed spowiedzią, modlitwa po spowiedzi. Nauczony byłem, że to wszystko trzeba było odmówić, bo spowiedź to ważna rzecz, bo do tego nie można podejść byle jak. Dziś bardzo często w konfesjonale doświadczam właśnie bylejakości. Tak jakby zatarło się w ludzkiej świadomości, że spowiedź to sakrament spotkania z Jezusem Chrystusem oferującym swoje przebaczenie. Zapomniana recepta Kolejna obserwacja, którą wynoszę z konfesjonału, to przerażające przypuszczenie, że wielu penitentów zapomniało o najprościej zdefiniowanym przepisie na DOBRĄ spowiedź, jakim jest 5 warunków dobrej spowiedzi. Skąd ono – z doświadczenia opisanego powyżej – z bylejakości w podejściu do spowiedzi. Z tego, że penitent np. nie potrafi wypowiedzieć formuły spo- wiedzi, że bardzo często słyszę: „no w sumie to ja grzechów nie mam”, co sugeruje, że Rachunek Sumienia był albo pobieżny, albo niedokładny, albo, że go w ogóle nie było. Jest jeszcze oczywiście kilka innych możliwości. Jak chociażby ta, że człowiek klęczący po drugiej stronie jest zarażony grzechem pychy, która nie pozwala mu dostrzec własnej grzeszności. Świętość raczej nie wchodzi w rachubę, bo Żywoty ukazują ich najczęściej jako ludzi o niesamowicie wyczulonym sumieniu i częstych gości swoich spowiedników. Co więc powinno leżeć nam na sercu, aby dobrze przygotować się do spowiedzi? – troska o przestrzeganie owego przepisu, owej recepty na nam KKK w punkcie 1450 Pokuta zobowiązuje grzesznika do dobrowolnego przyjęcia wszystkich jej elementów: żalu w sercu, wyznania ustami, głębokiej pokory, czyli owocnego zadośćuczynienia w postępowaniu. Na te trzy przypada jeden istotny akt spowiednika, jakim jest rozgrzeszenie. Kto może spowiadać? Odpowiedź wydaje się oczywista, ale jak dzisiejszy świat pokazuje – nie jest. Tylko kapłani, którzy zostali upoważnieni przez władzę kościelną do spowiadania, mogą przebaczać grzechy w imieniu Chrystusa. (KKK 1495). Owo „Tylko” należało by podkreślić po wielokroć. Spowiedź jest bowiem aktem, który rozgrywa się pomiędzy kapłanem upoważnionym, a penitentem, w osobistym spotkaniu. Nie są dopuszczalne formy zastępcze. Nie ma spowiedzi przez telefon, przez Internet, czy za pośrednictwem tradycyjnego listu. Jedyną nadzwyczajną formą uzyskania odpuszczenia grzechów jest absolucja generalna, której kapłan może udzielić wobec rzeczywistego zagrożenia nagłą śmiercią, gdy nie można z powodów obiektywnych (utrata przytomności u ofiary wypadku samochodowego, zbyt wielka liczba osób w spadającym samolocie) udzielić rozgrzeszenia w formie zwyczajnej. Co mi to daje? „dobrą spowiedź”. Troska o dobry, częstszy nawet niż tylko przed spowiedzią rachunek sumienia. Modlitwa o łaskę prawdziwego żalu za grzechy i wzbudzenie w sobie mocnego postanowienia poprawy. Wreszcie zdobycie się na odwagę szczerej spowiedzi i zadośćuczynienie. Co zależy ode mnie? Może zdziwić zasygnalizowany przeze mnie temat 5 warunków dobrej spowiedzi. Jest on ważny o tyle, że zawierają się w nim tzw. akty penitenta. To znaczy te części sakramentu pokuty, które zależą od spowiadającego się. Jest tych aktów trzy. A jak mówi Pytanie – wydaje mi się – kluczowe dla dzisiejszego człowieka, który lubi wiedzieć czy dane działanie przyniesie mu zysk. Sakrament Pokuty, dobrze przeżyty udziela nam następujących łask: jedna nas z Bogiem i przywraca nam łaskę. Jedna nas także z Kościołem jako wspólnotą. Daruje karę wieczną, zaciągniętą wskutek grzechów śmiertelnych, a także przynajmniej w części kary doczesne, jakie są skutkiem grzechu. Sakrament ten, przywraca nam spokój sumienia i pogodę ducha (czego pewnie nie raz już doświadczyliśmy) i dodaje sił duchowych do dalszej walki z grzechem w naszym życiu. Życzę więc wszystkim owocnego korzystania z tych łask w dobrym przeżywaniu spowiedzi. 5 Wskazówki w podejmowaniu kolejnych kroków do świętości, czyli Droga (prosto) do nieba AGNIESZKA KLIKS Biblijność, liturgiczność, ekumeniczność, maryjność – takimi cechami można opisać naszą Drogę do nieba. W tym roku świętuje ona swoje 109 urodziny. Wprawdzie nie jest to okrągła rocznica, jednak warto dowiedzieć się czegoś więcej o tym niesamowitym i niezwykle oryginalnym śpiewniku diecezji gliwickiej i opolskiej. służyć do nabożeństwa domowego i kościelnego. (…) Rodziny, odprawiające dzień społem nabożnie tutaj podane piękne modlitwy i śpiewy, nie zboczą tak łatwo z drogi do Nieba! (…) Śpiewaj, ludu kochany, dalej twoje prześliczne pieśni pobożne! Śpiewaj po domach i po kościołach! One bowiem świadczą o twojej wierze i o twojej miłości ku Bogu żywemu”. Zasadniczym novum modlitewnika jest podział na dwie części: I – Modlitwy i II – Pieśni. Skąd ten pomysł? Na to pytanie odpowiada fragment powyższego cytatu: „ma służyć do nabożeństwa domowego i kościelnego”. Księga wychowania Modlitewnik Pierwsze wydanie Drogi do nieba ukazało się w 1903r. Inicjatorem był ks. Ludwik Skowronek – proboszcz w Bogucicach (miejscowość k. Katowic). Tradycja tworzenia śpiewników na Górnym Śląsku sięga już XVI wieku, zaś szczególny ich rozkwit nastąpił pod koniec wieku XIX. Początkowo wydawali je sami duszpasterze na potrzeby swoich parafian i tak też powstała Droga… Gdy zorientowano się, jak dobrze została zredagowana, zaczęto z niej korzystać na całym terenie Górnego Śląska. Z biegiem lat jej popularność przerosła wszelkie oczekiwania bogucickiego proboszcza. Dlaczego podbiła serca wiernych? Jednym z powodów może być jej niezwykła dbałość o śląską tożsamość, na którą składają się nie tylko elementy polskiej kultury, ale także niemieckiej oraz morawsko-czeskiej. O wielkim zainteresowaniu śpiewnikiem świadczy również fakt, że tylko w powojennej Polsce sprzedano go w ponad 4 milionach egzemplarzy! Od samego początku Droga… miała pomóc ludowi śląskiemu w głębszym przeżywaniu wiary oraz stanowiła niejako dostęp do Słowa Bożego. W Przedmowie do pierwszego wydania, ks. Skowronek napisał: „Droga do nieba ma Kartkując tę część można zaobserwować niezwykłą różnorodność treści, jakie się w niej znajdują. Przedmowa, kalendarz świętych i błogosławionych, katechizm ogólny oraz porządek życia chrześcijańskiego, stanowią wstęp. Sporo miejsca zajmują teksty ściśle liturgiczne ze względu na soborowe zalecenia, mówiące o czynnym, owocnym i bardziej świadomym uczestnictwie wiernych w liturgii. Każdy sakrament został dokładnie opisany – podany jest przebieg obrzędów oraz obszerne komentarze, jak przygotować się do ich przyjęcia. Znaleźć tutaj można wszelakie modlitwy – od porannych, poprzez zwracające się o wstawiennictwo do różnych świętych, na okolicznościowych (np. modlitwa narzeczonych) kończąc. Nie brak również rozdziału poświęconego Maryi – zawiera on teksty litanii, godzinek, nabożeństw oraz modlitw do Niepokalanej. Po co to wszystko? Sam ks. Skowronek zwrócił uwagę na różne zadania, z którymi człowiek musi się zmierzyć w ciągu swojego życia. Pragnął pomóc wiernym we właściwym kształtowaniu swoich wartości, wśród których Bóg musi być tą nadrzędną. Wiele miejsca poświęcił Mszy Świętej – istocie chrześcijaństwa. Niestety, pomimo że część ta obejmuje jedną trzecią książeczki, wielu wiernych nie zdaje sobie sprawy z jej zawartości. Szkoda, gdyż jest to jedno z nielicznych takich bogactw. Śpiewnik Najnowsze wydanie Drogi… z 2003r. wprowadziło sporo zamieszania wśród wiernych. Największy kłopot wynikał z zupełnie nowej numeracji pieśni. Od tego czasu wielu z nas przestało nosić do kościoła swoje książeczki, gdyż stały się już „nieaktualne”. Wprowadzenie zapisu nutowego także stało się dla wiernych pewnego rodzaju utrudnieniem. Trzeba jednak przyznać, że nowy jej układ jest bardzo czytelny, a podział pieśni stał się dużym ułatwieniem w ich szybkim znalezieniu. W procesie ich wyboru kierowano się m.in. postulatem zachęcającym do ponownego wykorzystywania śpiewów gregoriańskich podczas liturgii. Na tej podstawie wprowadzono wiele tzw. pieśni naprzemiennych, w których lud śpiewa refren, natomiast zwrotki wykonuje kantor bądź organista. By zapewnić adekwatny śpiew podczas liturgii, ustalono również uniwersalne wersje zapisu nutowego poszczególnych pieśni. Dlatego też, czasem można zaobserwować pewne różnice w melodiach, wynikające z dawnych przyzwyczajeń. W takich sytuacjach, gdy słyszymy, że śpiewamy coś innego, niż jest grane, zachęcam do wnikliwszego słuchania organisty, który zawsze powinien podawać prawidłowe wersje. W ten sposób nasza modlitwa stanie się jednolita, a co za tym idzie, jeszcze piękniejsza. Weg zum Himmel Jako że Górny Śląsk był w okresie powstawania śpiewnika dwujęzyczny, wydano również wersję niemieckojęzyczną – Weg zum Himmel. W pamiętnym 1989 roku, wskutek zmian politycznych, zaistniała możliwość przywrócenia sprawowania liturgii w tym języku. Książeczka ta składa się z czterech części – trzy pierwsze mają charakter katechizmowo-modlitewny, natomiast ostatnią stanowią wybrane pieśni. Większość modlitw czy śpiewów posiada również polskie tłumaczenia. Istotny dla wydawców był jednoczący charakter modlitewnika, łączący wspomnianą wielokulturowość. Ks. Joachim Waloszek – jeden ze współtwórców niemieckiej wersji – zwrócił uwagę na „ułatwiony dostęp ludu Bożego naszej śląskiej ziemi do bardzo bogatego skarbca duchowości chrześcijańskiej, do dziedzictwa ojców, do modlitw i pieśni wyrażających naszą miłość do Boga i Kościoła w języku serca”. Biskupi gliwicki i opolski w przedmowie do wydania z 2001r. napisali, że Droga do nieba to „wierny towarzysz w pielgrzymce przez życie, nieoceniona skarbnica modlitw i pieśni. (…) Przyczynia się do swoistego przyśpieszenia kroku na drodze do świętości, na DRODZE DO NIEBA”. 6 Rozmowa z ks. biskupem JANEM KOPCEM, ordynariuszem diecezji gliwickiej, byłym wikarym naszej parafii Jubileuszowe wspomnienia - Pełnienie posługi biskupa to bardziej zaszczyt i prestiż, czy wyzwanie i odpowiedzialność? - Dziś pytanie tak sformułowane jawi się coraz częściej. Przyzwyczajeni jesteśmy, dzięki prawdopodobnie tkwiącej w nas tendencji, przejętej z dawnych epok, że każde wyniesienie w społeczności to zaszczyt i prestiż. Nie zwracaliśmy uwagi na wymiar nałożonej i koniecznej do spełnienia pasterskiej pracy. Wprawdzie w Ewangelii Pan Jezus przypomina często, by jako przełożony być przede wszystkim sługą wszystkich, to jednak w naszych społecznych odniesieniach, wysokie stanowisko bardziej kojarzy się raczej z odbieraniem wyrazów szacunku i uznania, niż dostrzeganiem nierzadko męczącej, elementarnej pracy. Dziś się sytuacja zmienia i to nie tyle pod wpływem naszych ewangelijnych impulsów, ile tzw. świat zmienił priorytety: by pełnić w społeczeństwie jakąkolwiek funkcję musimy bez wątpienia uwzględniać presję tych, do których jest się posłanym. Częściej, jako przełożeni, spotykamy się z rozliczaniem nas, niż możemy spodziewać się pokornej relacji osób, powierzonych naszej trosce, o wypełnieniu zleconych im przez nas zadań. Zastanawiałem się wielokrotnie, czy to nie jest postulat, który Opatrzność podsuwa nam, aby uczciwie sprawdzić, na ile stać nas wszystkich na uczciwe tkwienie na wspólnej drodze. I gdzie powinno się zakotwiczyć poczucie odpowiedzialności i spokojny. A jednak 21 grudnia ub. r. zwykły telefon postawił na nogi: Tu mówi nuncjusz. Czy Ks. Biskup może jutro przyjechać do Warszawy, by być o 11. 30 w osobistej sprawie? Nie ukrywam, że domyśliłem się wagi tej czekającej mnie rozmowy. Przygotowałem sobie zestaw argumentów, mających mi umożliwić pozostanie na już wypróbowanej drodze w Opolu, ale efekt był taki: To nie odgrywa żadnej roli. Ojciec Święty uznał, że ks. Biskup nadaje się do tej nowej posługi, więc proszę o taką współpracę. Czy wtedy o czymś ważnym myślałem, o kon- zdj. Gość Niedzielny ROZMAWIAJĄ: KAROLINA I MARCIN RADZIEJ troski, a gdzie pozostać muszą oczekiwania, nie zawsze doprowadzone do spełnienia. Wszyscy jesteśmy dziećmi tej samej epoki, a rozliczanie przełożonych oraz osób uczestniczących w kierowaniu innymi współbraćmi, jest pochodną demokratycznego - w obiegowym rozumieniu tego pojęcia - podejścia do wyrównywania różnic. Jeżeli w myśl tego nastawienia poczucie odpowiedzialności będzie dominowało, to posługa biskupa we wspólnocie ludzi wierzących będzie wyrazem prestiżu, ale zbudowanym na poczuciu przejęcia się wypełnieniem wyraźnie zleconej troski o ducha i życie Boże w każdym z nas. - Jakie myśli towarzyszyły ks. Biskupowi w chwili, gdy dowiedział się o nominacji na ordynariusza naszej diecezji? W jakich okolicznościach nadeszła ta wiadomość? - Przez 19 lat byłem biskupem pomocniczym w diecezji opolskiej, stąd włączenie w pasterskie udzielanie się było mi już znane. Na obecnym urzędzie w Gliwicach wszedłem już na etap powolnego podsumowywania. Wiadomość przyszła nieoczekiwanie, chociaż - przyznaję to szczerze - pojawiały się już wcześniej aluzje w różnych kręgach, że może jeszcze Ojciec Święty zdecyduje się na powierzenie mi innego wycinka odpowiedzialności. Słyszałem to w miesiącach poprzedzających nominację, ale - jak uświadomiłem sobie moje przeżyte już 64 lata - byłem sekwencjach czy planach? Raczej zbierałem refleksje, jak różnymi drogami wiedzie Pan swoje sługi. W drodze z Warszawy przychodziły tylko pytania: jak uda mi się wejść w nowe środowisko, które niby znałem z dawnych lat, ale w kontekście zleconej nowej płaszczyzny współpracy wszystko jawi się jakże odmiennie. - Jak wspomina ks. Biskup pracę w naszej parafii jako wikary w latach 1974-1978. Utkwiło w pamięci jakieś szczególne zdarzenie, spotkanie, cokolwiek charakterystycznego? Może pozostały jakieś kontakty lub po prostu serdeczne wspomnienia o konkretnych osobach? - Praca w Rokitnicy była moim drugim etapem posługi wikariuszowskiej. Pierwsze doświadczenia po przyjęciu święceń kapłańskich w 1972 r. zdobywałem przez dwa lata w parafii pw. św. Franciszka w Zabrzu-Zaborzu, a więc nie całkiem daleko, a jeżeli jeszcze dodać bliskość parafii rodzinnej w Bytomiu-Szombierkach, to właściwie znajdowałem się cały czas w kręgu bardzo podobnych uwarunkowań i oceniania rzeczywistości. Proboszcza, ks. Apolinarego Czekańskiego, osobiście dotąd nie znałem, jedynie z opowieści. Oczywiście, zawsze nieznane miejsce budzi najpierw zainteresowanie; do głosu musi dojść wyznaczona nowa wspólnota współbraci i społeczeństwa wiernych, by i siebie zobaczyć w tym kontekście. Dziś, po wielu latach nie potrafiłbym powiedzieć, że w Rokitnicy coś działo się nadzwyczajnego, co wywarłoby jakiś szczególny odzew w mojej świadomości. Rytm życia parafialnego narzucał wszędzie z natury rzeczy kształt życia na plebanii, poruszania się w parafii, zdobywania orientacji w tej rzeczywistości. W Rokitnicy spotkałem wielu życzliwych ludzi, pełny kościół na siedmiu mszach św. w 7 to niewielki retusz na obliczu Kościoła diecezjalnego, a jednak wywarł on zasadniczą zmianę i rozluźniły się jej kontakty z Opolem, a ja przeznaczony zostałem jako wykładowca historii Kościoła do Wyższego Seminarium w Nysie, a potem mianowany dyrektorem Archiwum Diecezjalnego w Opolu; więc po prostu: wzruszające też reakcje, gdy np. 21 lipca tego roku przewodniczyłem w bawarskim sanktuarium w Altötting dorocznej pielgrzymce ku czci św. Anny dla wywodzących się ze Śląska obecnie mieszkających w Bawarii wiernych. Po uroczystej sumie prawie końca nie było wypowiadanym pozdrowieniom: proszę ks. Biskupa, miesz- mniej było tych więzów z parafią w Rokitnicy, a na sprzyjające okazje trzeba było szczególnie wyczekiwać. W dodatku 6 stycznia 1993 r. przyjąłem święcenia biskupie jako pomocniczy biskup w diecezji opolskiej. Przybyły nowe obowiązki, ściśle związane z tym Kościołem lokalnym. Ale z ks. proboszczem A. Czekańskim pozostawałem w kontakcie listownym i telefonicznym i jednak kilka razy przybyłem do Rokitnicy. Podobnie z niektórymi parafianami, zwłaszcza rodzinami, z których wyszli kapłani lub siostry zakonne, kontakt był częstszy. Nie oznacza to, że z innymi nie było serdecznej wymiany pamięci i towarzyszenia modlitwą. W tym momencie mogę też wspomnieć naprawdę kaliśmy przy ul. Jabłońskiego, czy Findera, czy Kołobrzeskiej; moje dzieci uczęszczały na religię do księdza; nas ksiądz błogosławił przy ołtarzu; u nas był dwa (nawet i trzy) razy na kolędzie. Nie mogła się wtedy nie przesunąć przed oczyma świątynia w Rokitnicy i jej wierni, ciągle żywotnie związani z Chrystusem. - W roku bieżącym mieliśmy zaszczyt gościć ks. Biskupa w naszej parafii już kilkakrotnie. Ostatni raz przy okazji konsekracji nowego ołtarza posoborowego. Czy namaszczając go świętymi olejami wracały jakieś wspomnienia? I jak ocenia ks. Biskup ten nasz nowy stół ofiarny? Był to moment szczególnie mi bliski. Zdawałem sobie sprawę zdj. Tomasz Szczurek niedziele, kolejki do konfesjonału każdego niemal dnia, katechizację w niewygodnych salkach katechetycznych - nie udzielaliśmy jeszcze w tamtych latach lekcji religii w szkole - do tego dużo nabożeństw, zwłaszcza środowa nowenna ku czci Matki Bożej Nieustającej Pomocy, sobotnie nabożeństwo maryjne, nieszpory niedzielne... Kolorytu dodawało duszpasterstwo akademickie dla studentów Akademii Medycznej, za które odpowiedzialny był ks. Marcin Ogiolda, ale my z ks. Czesławem Kantym włączaliśmy się w pewnym stopniu w to posługiwanie. Dyskretny „parasol” komunistycznego systemu na pewno był nad nami rozciągnięty, ale widocznie mieściłem się w pewnej normie, skoro w tym czasie nie byłem niepokojony najściami czy niedozwolonymi propozycjami. Otrzymawszy to pytanie nie ukrywam, że po latach, gdzieś w zakamarkach serca odzywa się nuta sentymentu, nieco idealizującego wspomnienia, tęsknoty za czasem, który już nie powróci. Zwłaszcza, że dzisiejsza rzeczywistość wymaga czegoś zdecydowanie trudniejszego. - Czy w późniejszych latach, będąc wykładowcą, a później biskupem, utrzymywał ksiądz kontakty z Rokitnicą? Wraca ksiądz do nas jak do dawnego domu? Przyznam szczerze, że tych czysto osobistych kontaktów było niewiele. Owszem, poznałem wspaniałych parafian, na różnym etapie życia odzywali się oni z prośbą o pamięć, o wsparcie duchowe, o towarzyszenie komuś z bliskich w ostatniej drodze na cmentarz. Towarzyskich chwil nie było wiele, bo z Lublina, Nysy czy potem Opola trzeba było o wolny czas mocno zabiegać. Jeszcze w trakcie przygotowywania doktoratu było w czasie wakacji czy ferii świątecznych więcej tych okazji, stąd brała się moja regularna obecność i pomoc duszpasterska w tych okresach w Rokitnicy. To jeszcze bardziej utrwalało refleksje i pamięć o minionych czasach wikariuszowskich. W 1992 r. rokitnicka parafia znalazła się w nowej diecezji gliwickiej - niby owego dnia 15 czerwca br., że tą posługą ujawnia się w pełni Kościół Chrystusowy. Nie dopuszczałem do opanowania mnie przez wspomnienia, ale mimo wewnętrznej dyscypliny uświadomiłem sobie, że w tym miejscu byłem szczególnie mocno związany z centrum życia Kościoła. Przez pełne 4 lata, a potem przez kilka wakacyjnych okresów, sprawowałem w tym miejscu Eucharystię. Inny był wówczas wystrój prezbiterium - ale taki fakt ustawicznego unowocześniania i upiększania towarzyszy nam przez całe życie, które rozwija się i otwiera ustawicznie nowe przestrzenie. W kontekście ówczesnym, gdy wyrósł nowy stół ofiarny we wspólnocie parafialnej, przejęty byłem wewnętrzną mocą i kontynuacją spraw nadprzyrodzonych. My, ludzie, związani z tym kościołem parafialnym dawniej, zdążyliśmy się znacząco zmienić, dojrzewać i zbliżyć się ku wypełnieniu misji na tym świecie, a Kościół trwa i będzie gromadził następne pokolenia. Zespół pracowników Pańskich z ks. proboszczem Zygfrydem zapisał się odwagą w upiększeniu świątyni, a ja mogłem to Bogu oddać na własność przez święte namaszczenie dla pożytku naszych następców. Coś z tkliwości się odezwało! I odezwie jeszcze silniej chyba w dniu 18 listopada, gdy będę miał szczególne zadanie podziękować parafii za sto lat trwania jej świątyni, o której pisałem, w której swoje kapłaństwo szlifowałem i z którego po latach jakby rozliczam się, gdy do wspólnej modlitwy dziękczynnej zaproszę wszystkich jako biskup Kościoła Gliwickiego, w którym Rokitnica posiada swe bardzo ważne miejsce. Dziękujemy ks. Biskupowi za rozmowę. 8 Nasze świadectwa Myślę, że tak! Droga prowadząca do kapłaństwa nie jest prosta. Powołanie jest wielkim darem, nie każdy jednak potrafi je przyjąć. Pan Jezus wybrał na apostołów zwykłych prostych ludzi, którzy byli mu całkowicie oddani. Czy trzeba mieć jakieś szczególne predyspozycje aby zostać księdzem? Co sprawia, że jedni decydują się podążać za Jezusem, a inni rezygnują? Myślę, że dla każdego jest to sprawa indywidualna. Jak było w przypadku naszego wikarego - księdza Jacka Płachty dowiemy się czytając jego świadectwo. IWONA SZAJKOWSKA każdego z nas. Szczególnie dzisiaj, gdy wśród tylu różnych alternatyw dla wiary i zamętu społecznego, spotykamy ludzi zdezorientowanych i zapracowanych w gonitwie o lepsze jutro. Czasem mogłoby się wydawać, że zmęczony i zaganiany świat zapomniał już o Bogu, który objawił się w najdoskonalszy sposób w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Tylko, czy to do końca prawda? Czy to prawda, że już nie ma nadziei? Ucząc religii na co dzień w Gimnazjum można czasem dojść do takiego wniosku. Oglądam czasem archiwalne wiadomości z roku 1990, gdy katecheza wracała do szkoły. Panowała wówczas powszechna euforia. Nikt wtedy nie myślał o deklarowaniu się, kto chodzi na religię, a kto nie. Dziś, tak trudno czasem katechecie sprawdzić obecność nie gubiąc się w gąszczu uczniów, z których jeden nie wierzy, a drugi po prostu nie chodzi na religię. Tak często rozbijają się chęci i zaangażowanie katechety o bezsensowne przegadywanie się z uczniami pozbawione jarys. Iwona Szajkowska Jedną z moich ulubionych postaci biblijnych jest św. Piotr. Jego osoba, bardzo wyraźnie zarysowana na kartach Nowego Testamentu, zawsze mocno mnie urzekała. Gwałtowny i porywczy w swojej miłości, a jednak słaby i upadający, gdy przyszło wiarę wyznawaną ustami potwierdzić własnymi czynami. Czy ten, który został powołany jako pierwszy z uczniów, który chodził z Jezusem po jeziorze, nie mógł przezwyciężyć pokusy zwątpienia? Dlaczego zabrakło mu wiary? Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że to właśnie jemu, a nie komu innemu, powierza ostatecznie Chrystus klucze swojego królestwa. Czy doświadczenie upadku go umocniło? Czy wtedy, gdy po trzykrotnym zaparciu się Jezusa, na placu arcykapłana, Pan spojrzał na Piotra, a Piotr gorzko zapłakał, złamało się ostatecznie serce Pierwszego Apostoła? Myślę, że tak! Nawet więcej. Myślę, że Piotr, który stanął na plaży wobec Chrystusa Zmartwychwstałego, który po trzykroć wyznał mu swoją miłość, choć świadomy własnej słabości i grzeszności, nie był już tym samym struchlałym ze strachu uczniem. Piotr stał się kimś innym, nowym, dlatego Pan powołał go na nowo, po raz drugi, mówiąc na zakończenie Ewangelii według św. Jana Pójdź za mną (J 21, 19). A Piotr poszedł… Droga wiary Piotra jest drogą kiejkolwiek treści merytorycznej lub sensu. Tak często cierpi w ten sposób reszta klasy pragnąca normalnej katechezy, wpatrująca się w rosnącą frustrację i bezsilność prowadzącego. Tak powszechny jest relatywizm moralny wyrastający nie z głębokiego przekonania, ale z podstawowej niewiedzy. Uczniowie bazują na subiektywnej i raniącej medialnej ocenie Kościoła dokonywanej przez ludzi pozbawionych wszelkich kompetencji i skrupułów. Czy dla takich klas czy pojedynczych uczniów, jest jeszcze nadzieja? Myślę, że tak! Nawet więcej. Myślę, że w perspektywie wiary, historia po prostu się powtarza, tylko że w innym czasie i innym kontekście. Napawa mnie nadzieją moment, gdy rodziło się moje własne powołanie. Byłem uczniem I Liceum Ogólnokształcącego w Zabrzu. Zbliżała się matura. Chodziłem na religię, choć nie pamiętam, żebym uwielbiał te lekcje. Pamiętam natomiast, że zamiast uważnie notować mądre treści, pochodzące nota bene z ust i doświadczenia ks. Józefa Kuschego, ówczesnego proboszcza parafii św. Anny w Zabrzu, razem z kolegą, zdarzało się nam grać w statki, i nie tylko, na skrawkach papieru. Pominę już fakt, że owa czynność nieraz została zauważona przez bystrego proboszcza. Nigdy nie byłem ministrantem, choć muszę przyznać, że zawsze imponowała mi Liturgiczna Służba Ołtarza. Nie należałem do żadnej parafialnej grupy młodzieżowej. Być może był to jeden jedyny raz, gdy uczestniczyłem, na zaproszenie katechety, w religijnym musicalu wystawianym przez parafialną młodzież. Niedzielna eucharystia była dla mnie oczywista, choć niewiele poza tym. Ławka w kościele była niewygodna i uwierająca, a przeglądanie Drogi do nieba, tam i z powrotem, było rutyną i codziennością. Zdarzało się, że spotykałem na swojej drodze księdza, który mi imponował swoją postawą, lecz nigdy nie przekładało się to na jakieś konkretne działanie. Budziło czasem jakąś emocję, lecz ta szybko gasła, gdy przychodziły inne myśli i codzienne obowiązki. Ten stan rzeczy trwał właściwie odkąd sięgam pamięcią, a przynajmniej kilka dobrych lat przed maturą. Pamiętam, jakby to było dzisiaj, moment przyjmowania z rąk ks. bpa Jana Wieczorka Sakramentu Bierzmowania. Rozumiałem potrzebę jego przyjęcia, lecz poza tą racjonalną zgodą, nie było żadnej odpowiedzi ze strony wiary. Bardziej pamiętam sztywność i ciężar grubego wełnianego garnituru, niż owoce Ducha Świętego. Właściwie pamiętam tylko garnitur… Tę codzienną rutynę wiary, od czasu do czasu, przerywało jedynie wspomnienie pochodzące z dzieciństwa. Wiązało się ono z postacią ks. Eugeniusza Plichty, proboszcza parafii św. Macieja w Zabrzu. Był kimś, kogo nie sposób było 9 nie pamiętać. Wysoki, dostojny i posunięty już w latach prowadził katechezę dla dzieci. To był ostatni rok religii w salkach przed jej powrotem do szkoły. Do dzisiaj pamiętam doświadczenie ciepła i serdeczności, jakie od niego emanowały. Zachowywał się tak, jakby dla niego zatrzymał się czas, jakby pochodził z poprzedniej epoki. Zamiast ocen wystawiał słoneczka, których ewentualna liczba świadczyła o postępach w nauce. Pamiętam, że bardzo chciałem być taki sam jak on. Nie wiedziałem wówczas z racji dziecięcego wieku, że rzeczywiście był, jak na kapłana, niezwykły. Prowadził wymagający i ascetyczny tryb życia. Nosił na sobie pokornie brzemię pokuty i umartwienia. Mieszkał na granicy godności i użyteczności. Był niezwykły w każdym calu. Ta prawda dotarła do mnie znacznie później. Nie tylko przypomniała doświadczenie z dzieciństwa, ile je wzmocniła wzrastającym podziwem i uznaniem. Niezwykły dar, dla kogoś kto stoi na rozdrożu własnego życia… Minęło kilka lat i nagle wszystko się zmieniło. Była to końcówka I semestru czwartej klasy Liceum. Do matury pozostało tylko kilka miesięcy. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Sam nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Wszystkie moje plany i marzenia stanęły pod wielkim znakiem zapytania. W głowie pojawiła się myśl, której nigdy wcześniej tam nie było. Nie miała powodu ani racjonalnego wytłumaczenia. Więcej, domagała się ode mnie rzeczy, na które wcześniej nie było mnie stać. Z natury nieśmiały i trochę zakompleksiony chłopak musiał dokonać zasadniczej zmiany w swoim własnym życiu, ale przede wszystkim swoimi planami musiał się w końcu z kimś podzielić. Nadchodząca studniówka uświadamiała, jak szybko czas biegł do przodu. Na wszelkie możliwe sposoby zacząłem szukać informacji, w jaki sposób zostać księdzem!? Internet był wówczas jeszcze w powijakach. W poradniku maturzysty wyczytałem, że pierwszym krokiem jaki należy podjąć jest udanie się do swojego katechety. Z natury nieśmiały odważyłem się po raz pierwszy wejść na drogę powołania i mimo feralnej gry w statki… zostałem przyjęty. Czasem myślę sobie, czy dzisiaj, sam z perspektywy czasu, mógłbym sobie dać szansę na to, że zostanę księdzem? Myślę, że… nie wiem! A to wcale nie oznaka jakiegoś zwątpienia, lecz owoc czegoś co odkryłem po drodze, że tu o wiele więcej, niż zdawało mi się wcześniej, ma do powiedzenia Bóg. Tak jak zmienił serce Piotra. Tak jak jest źródłem siły dla każdego ucznia z Gimnazjum, nawet tego, który jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, tak zadziałał również w moim życiu zmieniając je na pełne Jego zbawczej obecności. Od tamtej pory, zawsze gdy nachodzą mnie wątpliwości, zawsze gdy dotyka mnie próba, staram się pomyśleć pozytywnie, że nigdy nie jestem sam, że nie jestem pozostawiony sam sobie. Więc gdy ktoś mnie pyta, czy mi się chce, bądź czy mi się uda, odpowiadam po prostu: Myślę, że tak! Od redakcji: Przypominamy, że czekamy na kolejne świadectwa. Wysyłajcie je na adres mailowy: [email protected] z dopiskiem – Świadectwo lub składajcie w kancelarii parafialnej Pamiątki jubileuszowe Postanowiliśmy na łamach naszej gazety zaprezentować twórczość osób związanych z naszą parafią. W rubryce zatytułowanej „Liryczny zakątek” przedstawiamy Z okazji jubileuszu 100-lecia kościoła zostawiersze z rozdziału pt. „Sen” Redakcja GS ły przygotowane pamiątki upamiętniający ten "Nie czuję już nic poza chwilami wielkich wzruszeń gdy niezaadresowane łzy płyną w nieznanym kierunku... Wszystko śpi na dnie serca skrytego przed samym sobą w mroku najgłębszym nieprzeniknionym... Tonie światło zuchwałe pochwycone przez ciemność i skazane na przegraną w poszukiwaniach przez duszy niechętnej nieśmiertelność... I śni sen z otwartymi oczyma i sercem bijącym niespokojnie o ciszy o spokoju o miłości o cieple o wszystkim czego nigdy nie miało... I wzrusza się głęboko rodząc łzę która pragnie by dostrzegł ją wreszcie ktoś kto jej ikarowy lot zrozumie i ukocha i... Blask poranka mrok nocy rozproszył przegnał sen A może to nie był sen?" (JP2012) dzień. W kancelarii parafialnej można nabyć: - Przewodnik po kościele - Filiżanki - Kubki - Świece 10 Początki Szensztatu w Rokitnicy Historia obrazem pisana WIOLETTA PIPCZYŃSKA Maryja jako Matka Kościoła działa w sposób doświadczalny dla człowieka. Łączy się Ona z konkretnym miejscem i działa poprzez ludzi, którzy oddają się Jej do dyspozycji. Tak było w przypadku Fatimy, Lourdes, Gietrzwałdu i wielu innych sanktuariów maryjnych. My mamy w Rokitnicy swój Szensztat. O. Józef Kentenich, Założyciel Ruchu Szensztackiego urodził się 16.11.1885r. w Gymnich. W kronice parafialnej odnotowano, że tego dnia było poświęcenie kościoła. Miłość do Kościoła cechowała jego osobę. W słowach „Dilexit Ecclesiam” widział syntezę swego posłannictwa i życia. Ksiądz Kardynał Joseph Ratzinger w kazaniu wygłoszonym podczas mszy świętej o dprawianej w Bazylice Santa Maria Maggiore, 18.09.1985r. Powiedział: On zawarł przymierze z Maryją, Matką Pana, aby przez Nią, która sama, jako Osoba jest Kościołem(…) móc mówić pełne, czyste „tak” na wolę Bożą. 18.10.1914r. Założyciel i pierwsza generacja zawarli przymierze miłości z Matką Bożą. Maryja związała swe macierzyńskie działanie w Szensztacie z konkretnym miejscem, z kaplicą świętego Michała w Schönstatt. Specyfiką Ruchu Szensztackiego są małe kapliczki - sanktuaria, w których czczony jest obraz Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej (z łac.: Mater ter Admirabilis, skrót: MTA). Jak to się stało, że w Rokitnicy rozwija się Ruch Szensztacki? Historia, zaczynu Szensztatu w naszej parafii sięga odleglejszych czasów. Ewidentnie wskazuje na działanie Opatrzności Bożej i współpracę człowieka z Matką Bożą, według szensztackiej zasady: „Nic bez Ciebie, nic bez nas”. Z relacji śp. Hedwig Birnbach, jednej z pierwszych Pań Szensztatu pochodzącej z Zabrza, dowiadujemy się więcej na ten temat. Podaje ona, że w Rokitnicy na terenie dzisiejszego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego znajdował się duży szpital. Jedna z pielęgniarek będąc w Schönstatt, przywiozła obraz z przeznaczeniem dla części mieszkalnej szpitala, gdzie później powstało oratorium. Z czasem pielęgniarki wstąpiły do Ruchu Szensztackiego i związały się z Szensztacką Ligą Kobiet. Na swoje spotkanie zapraszały ówczesną przewodniczącą okręgu Marię Müller. Czasami zapraszały także Hedwig Birnbach, która tak wspomina: ”Modliłyśmy się przed tym obrazem. Było tak od roku 1936 do II wojny światowej, kiedy pielęgniar- ki musiały opuścić szpital. Obraz zabrała z sobą jego właścicielka, siostra Anna Zwaka. W pobliżu rokitnickiego szpitala Siostry Notre Dame miały swój dom z ogrodem, otoczony wysokim murem. Dom ten był ośrodkiem wypoczynkowym dla wspólnoty Sióstr, które pracowały w Bytomiu w gimnazjum dla dziewcząt. Około 1947r. przełożona Sióstr Notre Dame zwróciła się do Agnes Kunz (Pani Szensztatu mieszkającej w Bytomiu) z zapytaniem o obraz Matki Bożej do wyremontowanej kaplicy domowej. Agnes Kunz zaproponowała siostrze obraz MTA(…), który był wcześniej w szpitalu akademickim. Przełożonej Sióstr obraz się spodobał, przyjęły go z radością i umieściły nad tabernakulum. Po wojnie, do kobiet należących do Ligi przyjeżdżała S.M. Theresia Maria. Spacerując po polanie w lesie, który jest teraz tłem dla sanktuarium, pomyślałyśmy, że byłoby to dobre miejsce pod budowę sanktuarium z wielkim placem dla pielgrzymów. Z tą intencją w maju 1959r. na skraju lasu, zakopałyśmy małą metalową kapliczkę(…) i obrazek MTA. Pełne nadziei w krótkiej modlitwie powierzyłyśmy to miejsce Matce Bożej. W komunistycznych czasach plan ów wydawał się niemożliwy do zrealizowania. W lipcu 1992r. Siostry Szkolne postanowiły sprzedać dom. Wiadomość dotarła do Ks. Bpa Jana Wieczorka, Ordynariusza nowopowstałej Diecezji Gliwickiej. Ks. Biskup, sympatyk GŁOS SERCA - INFORMATOR PARAFII NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA OPIEKA KOŚCIELNA: KS. KAROL DARMAS, KS. JACEK PŁACHTA OPIEKA DZIENNIKARSKA: PRZEMYSŁAW JARASZ SKŁAD GAZETY: MARCIN RADZIEJ TEKSTY OPRACOWALI: KS. KAROL DARMAS, KS. JACEK PLACHTA, IWONA SZAJKOWSKA, KAROLINA RADZIEJ, WIOLETTA PIPCZYŃSKA, IZABELA ZAREMBA, MARCIN RADZIEJ, AGNIESZKA KLIKS, PAULINA KWAŚNIEWSKA Ruchu Szensztackiego, wiedział, że Panie Szensztatu poszukują domu i wskazał im to miejsce. Przełożeni Instytutu z Schönstatt zadecydowali o nabyciu Domu. Ku zaskoczeniu w kaplicy domowej powitała ich z obrazu Matka Boża Trzykroć Przedziwna. Tak przedstawiały się losy, pierwsze promienie Szensztatu w Rokitnicy wg. Hedwig Birnbach. Na takich fundamentach 9 września A.D.2000 przy ulicy Generała Władysława Andersa 67 dzięki staraniom duchowym jak również fizycznej pracy wielu osób powstało Sanktuarium Matki Jedności. Dwa lata temu miał miejsce akt koronacji Maryi (11.9.2010r). O. Z ałożyciel koronował Maryję w miarę jak pogłębiała się jego miłość i zaufanie do Niej, w miarę jak doświadczał Jej działania; po wielu latach istnienia Ruchu powiedział: Wszystko, cokolwiek powstało w Rodzinie, powstało w zależności od Jej wstawiennictwa i Jej przykładu. Dlatego chętnie nazywamy Ją naszą Założycielką, Panią i Królową. Nawoływał, by każdy w swym życiu był żywą koroną Maryi a dla Niej najpiękniejszą koroną jest świętość nas wszystkich. Świętość, która jest darem od Boga i naszym życiowym zadaniem. Przyszłość Szensztatu w Rokitnicy zależy od każdego z nas. Matka i Królowa Jedności czeka, zaprasza do współpracy. Ona, nasza Matka i Królowa chce nas wychowywać, prowadzić do jedności z Bogiem i ludźmi. Z ośmiokątnej ramy obrazu zapewnia: Sługa Maryi nigdy nie zginie. Zapraszamy od poniedziałku do soboty na godzinę 15:00 do wspólnej modlitwy Koronką do Miłosierdzia Bożego, zapraszamy do Sanktuarium i do Ogrodu Maryi. Od świtu do zmierzchu otwarta brama niech będzie symbolem otwartego Serca Maryi dla Każdego z Was. 11 19.11 - 25.11.2012 r. Poniedziałek – 19.11 - Wspomnienie bł. Salomei, zakonnicy 6.45 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo. i zdrowie dla Elżbiety Piecuch z okazji imienin 7.30 – za zm. Stanisławę Dobrzyńską 18.00 – za zm. rodziców Anielę i Stanisława Wolskich – za zm. matkę Gertrudę Halejak w 2 roczn. śmierci oraz za zm. męża Kazimierz, teściów Elżbietę i Henryka Jagła, zm. z rodziny Wtorek – 20.11. - Wspomnienie św. Rafała Kalinowskiego, prezbitera 6.45 – za zm. Łucję Lisek w 30 dni po śmierci 7.30 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo. i zdrowie dla Andrzeja Nikiel z okazji 60 roczn. urodzin oraz opiekę Bożą dla calej rodziny 18.00 – zbiorowa za zmarłych Środa – 21.11 - Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny 6.45 – (Boryczka) 7.30 – za zm. Helenę Staszewską - int. od męża z rodziną 17.45 – Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Msza Św. w int. próśb i podziękowań Ze względu na wczesne oddanie gazety do druku nie wszystkie intencje zostały potwierdzone - zaznaczone są tylko rezerwacje PORZĄDEK INTENCJI Czwartek – 22.11. - Wspomnienie św. Cecylii, dziewicy i męczennicy 6.45 – 7.30 – za zm. rodziców Karolinę i Marcina Bujak, zm. braci Bolesława, Antoniego, Alfreda Bujak, bratowe Jadwigę i Danutę, teściów Marię i Pawła Solga, Hildegardę i Ericha Solga, zm. babcie i dziadków z obu stron, zm. z pokrewieństwa Bochenek, Flak, Solga i Bujak oraz dusze w czyśćcu cierpiące 16.30 – (Msza św. szkolna) - za zm. rodziców Helenę i Stanisława Szczepańskich, zm. siostrę Stanisławę, szwagra Jana Adamczyka, babcię Franciszkę Szczepańską, Jolę Kućmę i duszę w czyśćcu cierpiące 18.00 – za zm. Marka Konopińskiego oraz jego ojca Czesława - int. od mamy – ku czci św. Cecylii w intencji członków scholi parafialnej w dniu ich święta Piątek – 23.11. - św. Kolumbana, opata (Relikwie znajdują się w naszym kościele w ołtarzu Matki Bożej) 6.45 – za zm. Rudolfa Szołtysek w 30 dni po śmierci - int. od sąsiadów z ul. Krakowskiej 27-27d 7.30 – (Siemasz) 18.00 – za zm. Elżbietę Gałęziok, męża Antoniego, zm. rodziców z obu stron – za zm. męża Edwarda Bartel w 15 roczn. śmierci oraz za zm. z rodziny Bartel i Szczudlik i dusze w czyśćcu cierpiące Sobota – 24.11. 6.45 – 7.30 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo. i zdrowie dla Bożeny i Jana Kurowskich w 35 roczn. ślubu oraz Helenę i Sebastiana Kroczek w 7 roczn. ślubu 18.00 – za zm. syna Marka Jurczak – za zm. matkę Salomeę Kułak w 1 roczn. śmierci, zm. tatę Franciszka, zm. brata Czesława w 1 roczn. śmierci, zm. dziadków Kułak i Babiarz Niedziela – 25.11 - Uroczystość Chrystusa Króla 7.00 – za zmarłych w miesiącu listopadzie 8.30 – 9.45 – za parafian – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej Nieustającej Pomocy za dar życia z prośbą o dalsze Boże błogo. i opiekę dla Bogusławy 11.00 – za zm. żonę Krystynę Piasecką, zm rodziców Weronike i Stanisława Piaseckich, dziadków z obu stron, zm. brata Mariana Piaseckiego, siostrę Stanisławę i jej męża Janosków, zm. wujka Klemensa Szczerbik i Genowefę, teściów Jadwigę i Edwarda Majzner, zm. z rodziny Piaseckich i Szczerbik oraz dusze w czyścu cierpiące 12.15 – za zm. Genowefę i Lecha Morawieckich, zięcia Jana Murgott i zm. z rodziny 15.00 – za zm. męża Mieczysława Zięba w 10 roczn. śmierci, zm. rodziców z obu stron, zm. braci z obu stron, siostrę Gertrudę z mężem, zm. siostrzenicę i wszystkich zm. z rodziny 18.00 – do Najśw. Serca Pana Jezusa i Matki Bożej z podziękowaniem za odebrane łaski z prośbą o Boże błogo. i zdrowie dla Czesławy z okazji 65 roczn. urodzin i opiekę Bożą dla calej rodziny OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE 18.06 - 25.06.2012 r. 1. Dziś UROCZYSTOŚĆ 100-LECIA KOŚCIOŁA o godz. 16:00 Koncert Jubileuszowy 2 WE WTOREK o godz. 18:00 - Msza Św. zbiorowa za zmarłych 3. W ŚRODĘ o godz. 17:45 - Nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i Msza Święta 4. W CZWARTEK o godz. 18:00 - Msza Św. w int. scholi parafialnej z okazji ich święta patronalnego 5. W PRZYSZŁĄ NIEDZIELĘ o godz. 7:00 - Msza Św. za zm. w miesiącu listopadzie 12 W październiku przeżywaliśmy wyjątkowy tydzień z Bogiem i religijną refleksją nad swą wiarą Jubileuszowe Misje Święte Do tej szczególnej uroczystości jaką jest 100-lecie poświęcenia naszego kościoła parafialnego, przygotowywaliśmy się przez cały rok. Szczególnym i chyba najważniejszym wydarzeniem w ramach tych przygotowań był udział w parafialnych Misjach Świętych. IZABELA ZAREMBA zdj. Marcin Radziej W tym roku Misje parafialne trwały 8 dni. Wśród zwyczajowych nauk ogólnych i stanowych w programie Misji Świętych znalazły się wyjątkowe punkty, jak cowieczorny Apel Misyjny, Droga Krzyżowa ulicami naszej parafii albo Msze Święte z błogosławieństwem rodzin i odnowieniem przysięgi małżeńskiej. Wśród wielu wydarzeń tego tygodnia nie zapomniano o naszych nieco starszych i schorowanych parafianach, odprawiono Mszę Świętą dla i w intencji chorych oraz zorganizowano odwiedziny w ich domach. Misje Święte to wyjątkowy czas refleksji i zadumy nad swoim życiem. To chwile szczególnej obecności pośród nas Jezusa Chrystusa. Jezus przed swoim Wniebowstąpieniem wydał apostołom polecenie: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody (Mt 28, 19). W taki sposób rozpoczęła się misyjna praca Kościoła, który do tej pory posyła chrześcijan w te zakątki świata, gdzie ludzie nie znają jeszcze Chrystusa. Nam już ochrzczonym, także potrzebni są tacy ludzie, którzy pomogą nam pogłębić naszą wiarę, znaleźć odpowiedzi na nurtujące Droga Krzyżowa Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich pytania. Dlatego także do nas, chrześcijan Kościół posyła misjonarzy, obdarzonych odpowiednimi charyzmatami przez Ducha Świętego. Misje parafialne odbywają się w danej parafii co około 10 lat. Czasem poprzedzają one jakieś ważne wydarzenia, jakim niewątpliwie jest dla nas Jubileusz 100-lecia kościoła. Misje najczęściej trwają tydzień, w tym czasie wygłaszane są nauki rano i wieczorem oraz odprawiane są różne nabożeństwa. Głoszone są ogólne nauki dla wszystkich, ale także dla poszczególnych stanów: kobiet, mężczyzn, młodzieży itp. W naszej parafii w 1931 roku Misje Święte trwały przez cały Adwent. W tym czasie w parafii istniały dwie silne grupy narodowe: polska i niemiecka. Ze względu na to dwa pierwsze tygodnie przeznaczone były dla Niemców, a kolejne dwa dla Polaków. Natomiast w 1958 roku Misje trwały dwa tygodnie. Pierwszy tydzień przeznaczono dla kobiet i dziewcząt, a kolejny dla mężczyzn i chłopców. Do tej pory w parafii Misje Święte odbyły się dziesięciokrotnie. Poniżej przedstawiono kiedy odbywały się Misje i przez kogo były prowadzone. Rok Czas trwania Kto prowadził 1918 Czas trwania Misji oraz ich prowadzący nie są znani 1926 Czas trwania Misji oraz ich prowadzący nie są znani 1931 Cały Adwent o.o. oblaci 1940 1-9 marca o.o. franciszkanie 1949 8-15 grudnia o.o. klaretyni 1958 23 marca – 6 kwietnia o.o. oblaci 1970 Wielki Tydzień księża filipini 1980 23-30 marca księża filipini 1990 o.o. Jezuici 21-28 października 2001 11-18 marca werbista O. Henryk Kałuża 2012 7-14 października redemptoryści O. Mirosław Lipowicz O. Piotr Koźlak