Największa tajemnica niedorzecznika

Transkrypt

Największa tajemnica niedorzecznika
CZŁOWIEK NA WIEŻY
Do błędów najpoważniejszych zaliczam pozostawienie
możliwości dożywotniego trzymania władzy absolutnej
w mieście przez jednostkę. To się sprawdza w krajach
o długiej tradycji demokratycznej, natomiast w państwach
postsowieckich i w społeczeństwach mentalnie akceptujących dyktaturę – prowadzi do głębokich patologii.
Największa tajemnica niedorzecznika
Andrzej Jarczewski
Będzie tu mowa o polityce kadrowej w kacykozie. Przypominam, że kacykoza to ustrojowa choroba społeczna,
ogarniająca całe otoczenie kacyka, o którym owo otoczenie
mniema, że sprawuje on dożywotnio władzę absolutną.
Społeczeństwo polskie, mimo dość widowiskowej działalności opozycji demokratycznej, zostało niestety do szpiku
kości zsowietyzowane i bardzo trudno nam się z tego
wychodzi. Za to łatwo akceptujemy zawłaszczenie już nie
tylko władzy sprawczej, ale również podporządkowanie
prezydentom rad miejskich, zwasalizowanie sądownictwa
i przejęcie tego, co w demokracji najcenniejsze – czwartej władzy, mediów. Do obywatela dociera różnymi kanałami coraz więcej propagandy sukcesu aktualnego kacyka, natomiast głosy krytyczne są systematycznie spychane na margines forów internetowych, a i tam są ścigane
przez sprzyjające kacykom sądy.
Literatura naukowa (z moim b. skromnym udziałem)
opisuje to zjawisko dość obszernie na przykładach z historii, a literatura piękna – na przykładzie tego, co bardziej wyczuleni obserwatorzy widzą wcześniej niż inni.
Tu najdoskonalszym przykładem jest „Cesarz” Ryszarda
Kapuścińskiego (jako opis zjawiska powszechnego, a nie
jako reportaż na polityczne zamówienie).
Moim głównym zadaniem filozoficznym jest praca nad
ustrojem, bez względu na politykę bieżącą, która mnie
interesuje średnio. Opracowałem metodę rozróżniania
tego, co w ustroju jest dobre od tego, co złe i staram się
znaleźć sposób na poprawę tego, co złe. Po przebadaniu
wybranych zjawisk w historii, zbieram nowe przykłady na
najlepszym pod względem badawczym, szybkozmiennym
terenie, czyli w polskim samorządzie, który urodził się
w roku 1990 od razu jako twór bardzo dobry, a w następnych latach był nieustannie modyfikowany, by lepiej
służyć ludziom.
W tej sytuacji w każdej kacykozie najważniejszym sługą
satrapy staje się ten, kto urabia opinię publiczną. U Hitlera taką funkcję pełnił Goebbels, u Jaruzelskiego Urban,
a u prezydenta Gliwic, Zygmunta Frankiewicza – jego
osobisty rzecznik Marek Jarzębowski.
Czego kacyk wymaga od swojej tuby? Przede wszystkim – żeby sławił i pogłębiał kult ukochanego wodza.
I ten warunek Marek Jarzębowski spełnia znakomicie,
dzięki czemu został rzecznikiem, naczelnikiem Wydziału
Kultury, redaktorem naczelnym MSI, a – jako wybitny
spec od budowy mostów – członkiem rady nadzorczej
PRUiM. Jakie wykształcenie, zapyta ktoś, trzeba mieć,
żeby dawać sobie radę na czterech posadach naraz,
dających ponad 155.000 zł dochodu w roku 2010?
Większość zmian prawa samorządowego rzeczywiście
poprawiała jakość demokracji. Do takich zaliczam m.in.
wprowadzenie bezpośrednich wyborów wójta, burmistrza
i prezydenta miasta. Dało to szefom gmin stabilność na
4 lata i prawdziwą władzę sprawczą.
1/2
Maturę, drogi Czytelniku, maturę! Takie właśnie
wykształcenie zdobył niedorzecznik Marek Jarzębowski,
a zarobków mogą mu zazdrościć nawet ministrowie!
(Próbował jeszcze teologię na KUL-u, ale nie dał rady).
Obiektywnie – pozbawienie Radiostacji jedynego pracownika tego oddziału w mojej osobie bez przygotowania
następcy, a tylko ja potrafię to sensownie zrobić, jest
zwykłym szkodnictwem. Niby chodzi tylko o zemstę osobistą, ale skutek jest taki, że Muzeum gorzej działa.
Dlaczego ujawniam najściślej strzeżoną, wstydliwą
tajemnicę prezydenckiej tuby? Ano dlatego, że właśnie
brak wykształcenia i ogólna bezmyślność ówczesnego
naczelnika Wydziału Kultury i Promocji Prezydenta Miasta
doprowadziła do wielu nieszczęść, a w końcu i do mojego
protestu (prawidłowa nazwa owego wydziału brzmi: Wydział Kultury i Promocji Miasta, ale ten wydział wraz
z osobnym Biurem Prezydenta Miasta i Rady Miejskiej
zajmuje się głównie promocją prezydenta; inne funkcje
wypełnia w miarę wolnego czasu, stąd lepszą, prawdziwszą nazwą jest właśnie Wydział Promocji Prezydenta).
Jestem pewien, że gdybym miał tylko maturę i chęć
szczerą służenia lokalnemu kacykowi – włos by mi z głowy nie spadł, zaraz bym też dostał ze dwie dodatkowe
pensje, a jakbym poprosił – to jeszcze i jakąś dobrze
płatna radę nadzorczą. Warto bowiem wiedzieć, że prezydent Frankiewicz osobiście rozprowadza swoich kumpli po
radach nadzorczych. Jest to element systemu korumpowania tej całej kamaryli i uzależniania ludzi od siebie.
W radach nadzorczych można kompletnie nic nie robić,
zgarnia się za to ponad 31.000 złotych rocznie, a rzeczywisty nadzór nad spółkami miejskimi i tak pełni dodatkowy Wydział Nadzoru Właścicielskiego, w którym już
faktycznie muszą pracować fachowcy.
To jest ważna sprawa, bo prezydent Frankiewicz stale
głosi, że stawia na najlepszych, że wszyscy jego współpracownicy to wybitni fachowcy, że zarządzanie kadrami
jest zorientowane na jakość i różne inne dyrdymały. W istocie liczy się tylko posłuszeństwo i wierne odtwarzanie,
powtarzanie a najlepiej: uprzedzanie myśli wodza.
No i pan Marek Jarzębowski bez żenady korzysta z tych
możliwości, otrzymuje też całą masę bonusów, o których
już nie chce mi się pisać. Na żadnej robocie się nie zna
i nie ma żadnych osiągnięć własnych, co zresztą jest plusem, gdyż nigdy nie odbierze on ani jednego promyczka
z aureoli wokół głowy szefa. Coś jednak z tego wynika!
Dla kontrastu – piszący te słowa, wywalony z pracy
kierownik Radiostacji, ukończył dwa fakultety, idealnie
pasujące do wykonywanej tam pracy. Jestem bowiem
inżynierem automatykiem i elektronikiem (Politechnika
Śląska) a także polonistą (Uniwersytet Śląski). Napisałem
kilka książek i mnóstwo prac naukowych i popularnych.
Jako wykładowca w Radiostacji zdobyłem też opinię „the
best story teller”, a moje lekcje muzealne stawiane są za
wzór młodym muzealnikom. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale znalezienie pracownika równie kompetentnego
i oddanego sprawie będzie trudnym przedsięwzięciem.
W radzie nadzorczej Przedsiębiorstwa Remontów Ulic
i Mostów nic, ale to kompletnie nic M. Jarzębowski nie
robi poza podpisywaniem listy obecności, czyli listy płac.
By uniknąć głupich odzywek od razu powiem, ze sam
byłem wielokrotnie członkiem i nawet przewodniczącym
kilku rad nadzorczych w samorządowych spzozach, ale
nigdy z tego tytułu nie otrzymałem ani grosza.
2/2