Więzi międzyludzkie ożywiane słuchaniem Słowa i

Transkrypt

Więzi międzyludzkie ożywiane słuchaniem Słowa i
Więzi międzyludzkie ożywiane słuchaniem Słowa
i celebracją Eucharystii
Każdy z nas jest spragniony bliskości i więzi. Dobrze się czujemy, dobrze się
rozwijamy, możemy się realizować, gdy przeżywamy więź z drugim człowiekiem, a
jeszcze lepiej, gdy przeżywamy więź z Bogiem. Pragnienie bliskości i więzi to głęboka,
ludzka potrzeba, zakorzeniona w naszej naturze. Pragniemy poczuć się braćmi. Pragniemy środowiska bliskich nam osób – osób, które nas rozumieją, które nas akceptują,
które są gotowe znieść nasze braki. Czymś więcej niż taka więź, jest jedność. Jedność
to zjednoczenie serc, wybór wspólnej drogi, zmierzanie do wspólnego celu. Tworzymy
coś, co nie jest tylko zbiorem ludzi, ale jest czymś scalonym, jednym. Jak to realizować? Skoro wszyscy tego pragniemy, dlaczego tego nie ma? Skoro wszyscy pragną
jedności, to skąd tyle Kościołów, dlaczego Kościół jest tak podzielony? Dlaczego tyle
wyznań, tyle religii? Okazuje się, że ta jedność nie jest łatwa. I może ona być realizowana tylko w jeden sposób. O tym za chwilę.
Żyjemy w czasie, kiedy przeżywamy liczne podziały, kiedy od człowieka do
człowieka jest coraz dalej, dystans się zwiększa. Kiedyś przeżywaliśmy wspólnotę narodową, teraz jest zupełnie inaczej. Kiedyś, nasi przodkowie, w imię tej wspólnoty
walczyli o jej byt w formie państwa narodowego, a teraz już większość Polaków nie
ceni sobie tak bardzo narodowej wspólnoty. Człowiek coraz mniej przeżywa wspólnotę. Szuka jej namiastek. Na przykład subkultur młodzieżowych. Właśnie ludzie młodzi
najbardziej zmierzają w tym kierunku, bo poczucia wspólnoty potrzebują najbardziej.
I w dobie narastających podziałów, gdy od człowieka do człowieka jest coraz
większy dystans, Bóg przychodzi i daje swoje znaki. Miało to na przykład miejsce w
Sokółce. Jesienią 2008 roku upadł komunikant – zdarza się tak czasami. Ksiądz włożył
go do naczynia, które jest przy ołtarzu, do tak zwanego vasculum. Zrobił to po to, aby
komunikant się rozpuścił i żeby po rozpuszczeniu zawartość można było wylać do ziemi, bo wtedy nie ma już w nim specjalnej obecności. Kościół uczy, że ta obecność
trwa, kiedy trwają postacie. Kiedy komunikant się rozpuści, już jej nie ma. Komunikant
długo się nie rozpuszczał, więc schowano vasculum do sejfu, żeby nie uległo jakiemuś
zbeszczeszczeniu. Po tygodniu zajrzała do tego sejfu siostra zachrystianka, siostra eucharystka, ponieważ tam posługują siostry z tego zgromadzenia, założonego przez bł.
Jerzego Matulewicza w Wilnie. Poczuła zapach chleba, zajrzała do naczynia i stwierdziła, że na tym komunikancie pojawiła się czerwonokrwista plama, jakiś obszar przypominający skrzep, kawałek ciała. Był jasnoczerwony. Obejrzeli to proboszcz, księża,
wikariusze, powiadomiony został biskup. I nie było wiadomo co to jest. Jak to się stało? Czy było coś w wodzie? Czy był to jakiś proces chemiczny? A może to kolejny cud
eucharystyczny?
Takich cudów na świecie zarejestrowanych jest ponad sto. Najbardziej znany to
cud z Lanciano, z VIII wieku. W końcu, czerwona substancja została przekazana do
zbadania dwóm lekarzom patomorfologom. Jeden z nich wiedział z czym ma do czynienia. Obaj stwierdzili, że jest to tkanka mięśniowa, która najbardziej przypomina
tkankę mięśniową serca człowieka i została pobrana od człowieka żyjącego, lecz będącego w agonii. Lekarze stwierdzili to ponad wszelką wątpliwość. Stwierdzili obecność
mięśni prążkowanych serca, ze śladami skurczów przedśmiertnych. Zaobserwowali też
białe ciałka krwi, które były charakterystyczne dla procesu umierania. Poza tym
stwierdzili, że ta tkanka serca, przechodzi w sposób płynny, w niecałkiem rozpuszczoną substancję komunikantu – w postać opłatka. Jedno i drugie jest tak ze sobą splecione, że niemożliwe jest, aby człowiek mógł sztucznie to uczynić. To nie mogło być dzie-
75
łem człowieka. Nie dało się wyjaśnić jak, w jaki sposób ta tkanka była zrośnięta z
fragmentami białej skrobi.
Pan Bóg dał taki znak, wskazał na swoja mękę. Kościół jeszcze się nie wypowiedział na ten temat oficjalnie. Badanie w diecezji zostało zakończone. Z Archidiecezji Białostockiej materiały zostały przekazane do Rzymu, ale ponieważ jest to Ciało
Pańskie, jest wystawione na widok publiczny, do adoracji. Ta substancja eucharystyczna jest na małym korporale. Jest już teraz wyschnięta, przyklejona i każdy może adorować ciało Pańskie, które przybrało taką postać. I Bóg nam mówi, że jest i że ta komunia, którą przyjmujemy zrodziła się z Jego męki. Komunia oznacza jedność, można
powiedzieć, że w komunii przyjmujemy jedność, jedność z Bogiem i z ludźmi. I to się
zrodziło z Jego męki i tylko mocą Jego męki ta jedność z ludźmi może być zaprowadzona. Z Jego męki także, może być zaprowadzona więź, z której rodzi się prawdziwa
wspólnota między ludźmi. To może być tylko na gruncie Jego męki i zmartwychwstania, na gruncie Eucharystii przyjętej z wiarą. Na fundamencie męki i zmartwychwstania Chrystusa można zbudować więź małżeńską, odbudowywać miłość małżeńską,
rodzinną.
Nie umiemy kochać, a tutaj On nam przypomina, że jeszcze kiedy żył, dał nam
swoje serce. W tym znaku, tkanka mięśnia sercowego została pobrana od człowieka
jeszcze żyjącego. On żyjąc daje się nam, daje nam żywe serce. Daje się z miłości pokroić. Adorujemy Go, który nam się daje. Jeśli modlimy się o jedność i jej pragniemy,
to nie łudźmy się, ona przyjdzie tylko z ołtarza, tylko mocą Jego męki i zmartwychwstania. I gdy z wiarą będziemy przyjmować komunię, gdy będziemy razem z Nim
chcieli tracić siebie, siebie zostawiać, to w ten sposób będzie się rodzić prawdziwa relacja spotkania, prawdziwe spotkanie nie tylko z Bogiem, ale i z drugim człowiekiem.
Aby spotkać drugiego człowieka trzeba zachowywać się tak, jakby on był ważniejszy ode mnie. Może to być człowiek dla mnie trudny, człowiek który mnie denerwuje, który walczy ze mną, który mnie krzywdzi. Mimo to, ja chcę zostawić swoje racje, zostawić siebie, wysłuchać go, przyjąć takim jakim jest, zrozumieć, pokochać. Nie
umiem tego zrobić, to Jezus potrafi tak tracić siebie, aż do pokrojenia swojego serca na
kawałki, zrobienia ze swojego serca preparatów pod mikroskop, abyśmy pod tym mikroskopem zobaczyli Jego miłość, to Jego serce pokrojone, pokawałkowane, dane z
miłości. Kościół nie mówi, że ten znak Eucharystyczny w Sokółce ma takie właśnie
znaczenie, ale możemy się domyślać, że jest ono właśnie takie.
Jeżeli chcemy przyjąć Eucharystię w pełni, to trzeba dawać siebie. A możemy
to czynić mocą tej miłości, jaką odnajdujemy w Nim. Bo skoro On mnie tak kocha, aż
do zapomnienia o Sobie, to czy ja nie mogę o sobie zapomnieć na rzecz bliźniego, aby
z nim być, aby go przyjąć, wysłuchać, służyć mu? Skoro Bóg postępuje tak ze mną, to
czy ja nie mogę tak postąpić z bliźnim? Ewangelia mówi, że będziemy sądzeni z miłości. Tylko z miłości, z niczego więcej. Niech to nasze przeżywanie Eucharystii, niech
to nasze przeżywanie adoracji, będzie wejściem w tajemnicę miłości Jezusa, który traci
siebie całkowicie dla mnie, jakbym tylko ja istniał na świecie. On traci siebie, aby obdarzyć mnie swoim życiem, okazuje mi tę niezwykłą miłość, wciąga mnie, abym realizował tę miłość wobec innych, przekazywał ją dalej, abym chciał tracić siebie – swój
egoizm, swoje oczekiwania, wymarzone plany – tracić dla Boga, tracić dla drugiego
człowieka. Oby Eucharystia przemieniała nas w ten sposób. I tak będziemy realizować
podwójna komunię, w oparciu o Eucharystię, komunię z Bogiem i komunię z ludźmi,
czyli wspólnotę, jedność.
76