Pobierz PDF: szopka-do
Transkrypt
Pobierz PDF: szopka-do
SZOPKA NOWOROCZNA 2015/2016 Występują osoby: Kobieta – K, Mężczyzna – M, Narrator – N. Nad całością czuwa Prowadzący – P. P – Jak co roku o tej porze spotykają się w sylwestrową noc, aby dokonać podsumowania minionego roku. Znamy ich, przecież to Oni: Kobieta, Mężczyzna i Narrator, a takie spotkania odbywają się od 13 lat w sylwestrową noc. 13 lat. (wszyscy wspólnie wzdychają) 13. spotkanie, można postawić pytania – czy też trzynastka będzie szczęśliwa czy nie, zatem zostają 2 pytania, a nie 13. To z kolei rodzi kolejne pytanie: czy to dobra wróżba, czy nie. Galimatias, ale z drugiej strony galimatias to specjalność Szopki, gdyby wszystko było proste, jasne i przejrzyste, to nie byłoby galimatiasu, czyli całe przedsięwzięcie byłoby przedsięwzięciem bez sensu. Czy zatem w tym wszystkim jest jakiś sens? Chyba nie ma sensu! (wszyscy) NO TO ZACZYNAMY! N – Kompletne pustkowie, „ciemno, zimno, nieprzyjemnie, luźna plomba dzwoni w zębie” – jak mówią słowa zapomnianej piosenki. I Oni. K – Co to za miejsce? Jakieś zakazane, przez Boga i ludzi miejsce zapomniane. M – Nie wzywaj Imienia...Miejsce jest urocze, wystarczy, że letni czar tego miejsca przed tobą roztoczę. K – Przypuszczam, że wątpię, dla mnie dalej miejsce zakazane... M – Może tak było, bo przez lata całe nic się tu nie działo, tylko o świetlanej przyszłości wciąż opowiadało, miało być cudnie, odlotowo, wręcz kosmicznie, bosko i kultowo... N – Pamiętam, wielkie inwestycje nam oferowano, czego od inwestorów nie oczekiwano!... K – A ten kapitał miał być z Ciechanowa... Czego tam miało nie być... M – Wreszcie Częstochowa sprawę w ręce wzięła i bez wielkich nakładów efekt osiągnęła! K – Widzę. Teren uporządkowano i w efekcie kąpielisko wspaniałe wygospodarowano... N – ...które przez mieszkańców często odwiedzane... M – ...powszechnie lubiane! Tu latem nad wodą są słoneczne plaże – taki maleńki Sopot... K – O Sopocie marzę!... N – Nie dziwię się, wszak miejsce jest między morzami, Bałtyk i Adriatyk jego patronami. M – Po tych akwenach kajaki... N – I kaczki! M – ...swobodnie pływają, a wędkarze ustronnych miejsc – gdzie bierze... N – Daremnie szukają! M – ...pływacy stylem dowolnym z topielą się mierzą... N – ...nie zraża ich, że na dnie w gęstym mule leżą doczesne szczątki śmiałków im podobnych. K – Znałam takiego, ten był zawsze modny, on nawet w garniturze pływał! N – Takim go znaleźli, chłopak nadużywał! M – Tu piękne dziewczyny na plaży się smażą... K – ...i podstarzały playboy przechadza się plażą... M – ...o, tam tęgawa pani wdzięki prezentuje! N – Widać dumna jest z siebie. M – Co ma – pokazuje. K – Środek zimy, a wy wciąż o lecie. N – Bo w szopce, choć bez sensu, tak się często plecie. K – Zimno tu i ciemno, co my tu robimy? N – Prawdę mówiąc, nie wiem, bez sensu mówimy (pieprzymy)! M – Czas zatem do cywilizacji. K – Zgadzam się, nie mogę odmówić ci racji! P – Wyruszają w kierunku łuny widocznej na wschodniej stronie nieba. To światła wielkiego miasta, przed nimi Częstochowa. K – Stroma ta góra, czy daleko jeszcze? M – Pytasz, jakbyś po raz pierwszy była w naszym mieście. N – Jeszcze troszkę pod górkę, jeszcze moment, chwila... K – Czy jeszcze daleko? M – Została nam mila. K – A mnie nogi bolą. M – Wcale się nie dziwię, ilekroć przez park idę – – obie nogi krzywię, po kilku krokach są powykręcane, raz boli mnie w kostce, to znowu w kolanie. N – Jeszcze troszkę... już widzę Aleje... jak pięknie oświetlone, ile się tu dzieje!... K – Faktycznie, girlandy świateł, drzewa ustrojone. Puby i restauracje, w którą spojrzysz stronę – – w gościnę zapraszają. M – A tuż, tuż przed nami Plac w świetlnej gali, tysiące światełek tu co noc się pali. A przed ratuszem choinka już stoi, jarzy się światłami. K – I nawet drzewa ubrane złotymi lampkami, i wielkie prezenty, piękne, kolorowe, i girlandy świetlne, i świetliste sople, z których w dół spływają światła srebrne krople a w rogu placu szopka, szopka z desek zbita w niej Święta Rodzina... N – I płatki śniegu na ratusz padają... I jeszcze inne niespodzianki na gości czekają! M – Czy masz na myśli ten w cieniu drzew prastarych rząd toi–tojek skryty? N – Oczywiście! W potrzebie korzystają z nich chłopy i kobity. M – Prezydent zapowiedział w tym temacie zmiany... K – Więc nowe kible będą? – Prezydent kochany!!! N – Tylko naprawi to, co jego poprzednicy w rewitalizacyjnym szale zlikwidowali... M – Nie dziwię się wcale, decyzja wspaniała. Oczyma duszy widzę Częstochowa cała wreszcie ulży sobie... K – Mam wspaniały pomysł na inaugurację: ja chętnie to zrobię! M – Już się pcha na świecznik. N – No, na sedes raczej. K – Gadajcie, gadajcie, świat się bardzo zmienia i my, polskie kobiety, wychodzimy z cienia. Teraz po fali przemian wzór wspaniały mamy i wam, wiecznym mądralom wreszcie „radę damy”! M – Widzę: na twej piersi piękny symbol świeci. K – A, ta broszka... Dostałam od dzieci. N – Przejdźmy do spraw poważnych, czas szybko upływa, rok się zaraz skończy K – Latek nam przybywa. M – Wybory były, posłów nowych mamy. N – A o senatorach znów zapominamy. K – Bo oni to jak broszka, no taka ozdóbka. M – Hola moja droga, nie rób ze mnie głupka, nie dla ozdoby senatorów mamy, w ich ręce ważne sprawy rodaków składamy. K – I co? M – Ano nic na razie, jeszcze się rozkręcają, jeszcze nie są w gazie. N – Sejm i prezydent daleko, ale my tu mamy naszych posłów, których wybieramy sami... K – W Częstochowie. M – Czy dobrze wybraliśmy – – przyszłość nam odpowie. N – Za to z naszej ziemi jeden poseł błyszczy. K – Pozwól, że zapytam, (pyta szeptem) który? N – To słodkie tajemnice moje. K – Zatem mówże: który? N – Śledź naszą prasę, która otwiera podwoje dla wszystkich... K – Już wiem, czytałam: „Nowy poseł w akcji”. N – Ten tytuł to zasługa lokalnej redakcji. K – Powiedz: której? N – Nie powiem, to kryptoreklama. M – A ta redakcja bez nas promuje się sama. K – Czy poseł w gazecie to jest coś dziwnego? M – Sadzę, że nie, co komu do tego... N – ...poseł to też człowiek... M – ...nawet gdy w gazecie mądrze się wypowiada... K – ...albo głupstwa gada! N – Ten temat mnie nudzi! Lecz jeśli chodzi o posła, podziwiam i cenię i chętnie spełniłbym każde poselskie życzenie. M – Słyszałem, że on prawy, bezkompromisowy. N – Myślisz, że coś innego przyszło mi do głowy?! K – A swoją drogą, pracowity bardzo, nawet w prokuraturze takimi nie gardzą, postawił tyle pytań... N – Wciąż bez odpowiedzi. M – Bo widzisz. w ludziach taki diabeł siedzi, że pytań nie lubią, nie odpowiadają, a jako dictum argumenty mają. Primo – student. Studenta specyfika taka, chcesz przesłuchać studenta – – no to zaraz draka, naruszasz swobody... Student wypić może, szczególnie kiedy Juwenalia były… N – Oj może! Może i to jego sprawa, dla niego Juwenalia bez piwa – to żadna zabawa i nawet gdy Pani Rektor patrzy na to krzywo, to student od Pani Rektor więcej lubi piwo. K – A przecież można sprawę mu wytoczyć... M – I ty takiemu chłopcu spojrzałabyś w oczy, wszak ludzie wykształceni to narodu przyszłość... Secundo... K – Skończże z tą łaciną! Wzruszył mnie los studenta, łzy mi z oczu płyną, tusz na rzęsach pewnie się rozmaże – – dostałam go na promocji w takim piwnym barze. N – Przestańcie, zmieńcie temat, jak plotkarki w maglu strzępicie języki. K – Ten magiel to nie nasza wina, to wina posła, po co on zaczynał! Mnie też już w głowie szumi, chociaż nic nie piłam – – sądzę, że na szampana dawno zasłużyłam N – Hola, hola, sporo czasu jeszcze do północy, bo dopiero wtedy korek z butelki wyskoczy. M – Tak mną zakręciliście... student, rektor, poseł, a na koniec piwko... N – …a tam naprzeciwko mural wspaniały, który nieba sięga. K – Taki mural to wielka potęga. Nad betonowym placem wreszcie dominuje i każdy przyjezdny tu się zatrzymuje. N – Zdjęcia robią, a nawet filmują. M – Gapią się, podziwiają i konfabulują... N – Pytanie stawiają, kto też za tym stoi... K – Pytam, za tą ścianą? N – I czemu na coś takiego pieniądze wydano? M – Tak mówią ci, co dla nich trawniki zasrane normą... N – ...ci, co niczego nigdy nie szanują, którym nawet przejścia dla pieszych bardzo humor psują, dla których nieważne przepisy drogowe, a miejscem do wyżycia elewacje nowe, które umazać trzeba, by obskurnie było. K – Czy jest szansa, by wreszcie chamstwo się skończyło? N – Może. M – Może, gdy społeczeństwo w tej sprawie pomoże! K – Widzę światełko, chociaż nie w tunelu. N – Cały plac w światełkach. K – Nie kpij przyjacielu. Bardzo ważna sprawa... N – Światełka? Poświecą i zgasną, dzień będzie dłuższy, dłużej będzie jasno. M – Światełka zastąpi dekoracja nowa sądzę, że tak jak ta – – równie wystrzałowa. K – A może nowy pomnik nam dołożą? M – Prezydent już powiedział, że w sierpniu otworzą nowe kible. K – Tak przecież słyszałam, wybaczcie, krótka pamięć, szybko zapomniałam. M – Sami je wykonamy i jakimś wydrwigroszom zarobić nie damy! K – Czy tam ładnie będzie? M – Tak jak w pierwszym lepszym publicznym urzędzie. N – To znaczy: klucz w sekretariacie. M – Przecież delikwent pobrudzi se gacie! K – Uważam, bardzo ważne będą tam symbole... M – A papier? Ja w kiblu papier od symboli wolę! N – Zgłaszam projekt, by papier był zadrukowany w symboliczne regionalne wzory. M – Ręce wprost opadają, czyś ty człeku chory? Na papierze, co służyć ma do podcierania, jakieś symbole? K – Prowokacja czysta, może jeszcze ma je stworzyć lokalny artysta, którego w ten sposób skompromitujemy?... N – Wielu artystów dla sławy temat by podjęło – – cel uświęca środki, sukces wieńczy dzieło! K – Proponuję zatem: zamówmy go w Chinach; dla kogoś do wycieczki będzie to przyczyna. M – Czy wam naprawdę pomysłów brakuje i ten toaletowy (gówniany) temat wieczór zdominuje? K – Dużo słyszałam o jakimś tam budżecie. M – Budżet obywatelski, nic o nim nie wiecie? N – Wiem, ale nie powiem, mnie tu obrażono, żądam, by natychmiast publicznie tu mnie przeproszono. wspólnie K i M głośno Przepraszamy, bardzo przepraszamy, cichutko a mimo to dalej inne zdanie mamy. K – Budżet obywatelski... Więc co to takiego? M – Wyjaśnij, proszę, uczony kolego! N – Mimo tych złośliwości chętnie wam odpowiem, szkoda tylko, że wam to moi złoci nie mieści się w głowie, jaki to wielki projekt i pomysł wspaniały – – i miasto, i mieszkańcy będą profit miały. K – Ja mam swój budżet... Co komu do tego, ile mam kasy i na co wydaję? Wystarczy, że do wypłaty jakoś – z trudem – staje. M – Tobie może starcza, lecz obywatele – ci potrzeby mają. Wymagają wiele, chcą, by im miasto ciągle coś dawało. N – A jak już dostaną, to i tak jest mało i najróżniejsze pomysły zgłaszają, i ciągle czegoś nowego od władz wymagają. M – Część tu, w Częstochowie, chciałoby lotnisko. N – Inna grupa nowoczesne chce mieć kąpielisko. Wielki basen termalny (na wszelki wypadek) w chłody podgrzewany. a zimą stok narciarski sztucznie naśnieżany... Jeszcze inni letnie lodowisko i to takie, na którym w upał największy byłoby też ślisko. K – Ja bym chciała, by w czas upałów sztuczny cień robiono, a w tęgie mrozy przechodniów przed zimnem chroniono... N – Koksiakami może? K – Koksiaki, stan wojenny, nie daj, Drogi Boże! M – Ponoć jest grupa, co żąda, by w tramwajach rano paniom po sześćdziesiątce śniadania dawano. N – To wierutna bzdura, czy do sześćdziesiątki przyzna się tam która? K – Ja lansuję pomysł, by emerytom w niedzielę desery dawano, nie jakieś wymyślne, wystarczą – lody ze śmietaną; korzyść obopólna cieszy wszystkie strony: urząd płaci, emeryt i handel jest uszczęśliwiony. N – Co ja tu słyszę! Zgroza! Uchowaj nas Boże od pomysłów takich, M – Nas poniosła fantazja tak troszkę dla draki, a faktem, że mieszkańcy cuda wymyślają, posłuchaj: to teatrzyk dla dzieci sami zakładają, kwiatki sieją lub sadzą drzewka młode, pewnych pań grupa, co ceni urodę i wygląd oraz sprawność, te wartości na świeczniku stawia... N – Dziwisz się? To dobre, co im radość sprawia, zresztą sprawność ponad wszystko! K – Znam takie, które na siłowni ciągle przesiadują... M – ...są nawet takie, co dżudo trenują. N – Wyżej cenię tych, co zapał mają i dla dzieciaków place zabaw urządzają. M – Ja jak dzieckiem byłem, to bez placów zabaw dobrze się bawiłem. Łaziliśmy po drzewach lub w szmaciankę grali albo też na rowerach po mieście hulali, prawda, pusto było, rzadko kiedy samochód tam się uświadczyło, na jasnogórską wieżę wyścig urządzało i na Skrze zza płotu mecze oglądało. K – A teraz rodzice sprawy wzięli w ręce! M – Może trochę szkoda, nie powiem nic więcej. K – A panowie też udział w tej zabawie biorą? N – Biorą i to grupą sporą, to ci, którym modny wygląd tak zamącił w głowie, że już włosów nie ujrzysz, łysiny królują, a oni, mimo zimna, glace eksponują. M – Glace pomadą jakąś wypomadowane, za to szyje szalem dziewczyny lub żony okutane. K – Podobno męską modę rewolucja czeka. N – Podobno znaleziono już nawet człowieka, który od razu zakasał rękawy i z ogromnym zapałem zabrał się za sprawy. K – I co robi? N – Lansuje. K – Tylko tyle? N – Tyle, lecz gdy wylansuje... M – Cały świat się zmieni, być może, że nawet szlachetnych zabraknie kamieni! N – Żaden problem, Chińczycy wnet wymyślą nowe i rynek zarzucą... M – Są już nagrobkowe chińskie kamienie, a nawet chińskie strzegomskie marmury! K – Jak zwykle w twym zwyczaju, znowu pleciesz bzdury. Wróćmy do męskiej mody choć na małą chwilę, co ten lansjer lansuje i powiedz, za ile? M – To będzie męska broszka, piękna, kolorowa i osadzone w niej będą szlachetne kamienie, i błyski w niej roznieci każde poruszenie noszącego broszkę. N – Wreszcie coś nowego, sądzę, że lukę na rynku wypełnią chińskie, tanie, takie dla każdego. K – Uważam ten pomysł za kompletnie głupi, pokaż mi idiotę, który broszkę kupi. M – Kupi, kupi, piękne wzorce mamy i każdego do kupna broszek zachęcamy. N – Widzicie tego, widać, że ma kasę... K – Facet z kasą, ale czy ma klasę? M – Kasa, klasa, on to w krótkim czasie doszedł do fortuny, którą mu sąd przysądził za różne tortury, którymi go miejska władza przez lata nękała. N – Dostał odszkodowanie i w tym rzecz jest cała. M – Ale z sądu nie wyszedł, jakby na dokładkę jednemu dręczycielowi jeszcze przypiął łatkę jeszcze przypiął i N – Znów odszkodowanie, znów kilka tysięcy od niego dostanie. K – Znam też tego faceta! N – Tego??? Ryśka Raczka, całe lata był dla władz miasta jak przewlekła sraczka. K – Mam nieśmiertelne pytanie: „Panie, co w kulturze?”. M – Ja nieśmiertelną odpowiedź: „zmiany, zmiany duże”! W większości ci, co byli, czyli kierowali, ci w większości na swoich stołkach jeszcze się ostali. K – O to nie pytałam, choć to ważna sprawa, ale o różne takie, takie jak zabawa. M – Całe lato w alejach miasto się bawiło, koncerty, teatrzyki, piwo także było i choć przeszkadzał upał, ludzie przychodzili, a nawet pod wodnymi kurtynami ciała swe chłodzili. N – Były też miejskie nagrody, wielu się starało i jak zwykle bywa, niewielu dostało. M – Z nagrodami tak bywa, specyfika taka, jury zwykle wybiera jednego biedaka, który potem obiektem staje się zazdrości. N – Powiem więcej, różnych złośliwości. M – Z innymi nagrodami mechanizm podobny, zawistnicy są wszędzie. N – Jestem z tobą zgodny w temacie... K – O czym znów gadacie? M – Ocknęła się, z zaświatów wróciła... N – Ciekawe, czym tym razem wszystkich zaskoczyła? K – Myśleliście, że spałam, a ja w tym czasie sobie rozmyślałam i... M i N wspólnie ... i co? K – To suma przemyśleń (wyjmuje plik kartek) PROGRAM, nad którym od dawna siedziałam i który wreszcie po kilku bezsennych nocach napisałam. N – Noc do spania i kochania, (mruczy na boku pod nosem) a nie programów pisania. M – To te kartki? Program już gotowy? K – Nawet bez kartek zacytuję z głowy! N – Ho, ho! Zatem proszę. K – Niech się skoncentruję, zaraz go wygłoszę. M – No to poczekamy, a my w międzyczasie sobie pogadamy. O tym, co nas zbliża. N – Domyślam się – o naszym „Traugucie”, a miłość do szkoły to piękne uczucie. M – Był jubileusz, ładnych kilku latek... N – Za pięć lat czuć się będę, jak jakiś stulatek, sędziwy, uhonorowany... K – A teraz nie byłeś? N – Czułem się olany, dostałem starą książkę, którą 5 lat temu podczas jubileuszu w tej szkole nabyłem... M – Ja też, to już drugi raz im zapłaciłem... N – 5 dych nam wyrwali, niby nie tak dużo, ale takie działanie po prostu mnie wkurza. K – A jednak suweniry jakieście dostali. M – Tak, plakietkę z plastiku i znaczek ze stali, który od lat wielu uczniom wciąż wciskali. N – Bądź sprawiedliwy, „LOT” gazetka była, a papierowa torba wszystko to mieściła. K – Słyszałam, że ciastko i kawa była podawana. N – Tak, tego nie neguję, od samego rana. M – Sorry, chcę zwrócić honor, bo ta gazetka w sumie – ważna sprawa. N – I tak, i nie, były czasy, gdy „Nasz Świat” wydawano, papieru nie było i nie zezwalano... M – A jednak papier skądsik wytrzaśnięto i w Stalinogrodzie cenzurę także ominięto. K – A balu nie było? M – Był w Złotym Potoku. K – Czemu tak daleko? N – By nie było tłoku, by każdy, kto tam dotarł, mógł się dobrze bawić, o ile podjął decyzję, by w domu zostawić samochód. M – A czasem i żonę... K – I jak wracał nocą? N – Mógł wynająć pokój, jeśli miał ochotę. K – A jak nie? M – Wracał na piechotę! K – Widzę chłopcy, że dawne czasy wspominacie, a z naszą współczesnością jakiś problem macie. Nie wiecie, co zrobić? Przecież mamy posła, on zbada i wyjaśni, sprawa będzie prosta, znajdą się winni, znajdą paragrafy... N – No właśnie, widać tak już mamy, że trochę wspominamy, trochę rozliczamy. K – Już wkrótce północ, dosyć wspominania, czy w zanadrzu coś mamy? Coś do obgadania? M – Byłem raz w NOT–cie... Kiedyś tam się działo!... K – A teraz? N – Trochę się zostało. Pięćdziesiąte Dni Techniki właśnie obchodzili. K – Piękny jubileusz, w kraju takich mało, nam też coś obchodzić może by się zdało? M – A NOT, choć stary, ze sceny nie schodzi, bo starzy fachowcy duchem ciągle młodzi, że czasem coś strzyka, rwie, a nawet boli, a w niejednej głowie coś tam się... N – Wykluwa, pomysł nowy rodzi... M – ...bo oni, NOT–owcy, duchem nadal młodzi! K – Był jeszcze jeden wielki jubileusz: Marka Perepeczki. N – To Janosik, na jego widok piszczały dzieweczki. M – Teraz poważnie, dziesiątą rocznicę właśnie obchodzono, gdy odszedł. K – Smutne to wspomnienie. M – Była uroczystość w teatrze na scenie, tam rzecz o Perepeczce była pokazana. N – Mistrza Kalinina piórem napisana... P – Tymczasem na placu tłum gęstnieje, rośnie kanonada, jeszcze ta nieoficjalna, prywatna, spontaniczna, a już głośna, już słychać wycie wystraszonych psów, już nerwowi mieszkańcy wkładają zatyczki do uszu, a gdy ich brak, nakrywają głowy poduszkami; pijane śpiewy i radosne okrzyki, butelki szampana, a i wódeczka się znajdzie, nie będziemy przecież bezgranicznie popierać ruskich i pić ich „igrustnoje”. Daje się wyczuć coraz bardziej intensywny smród spalenizny. N – Co to za zapachy? K – To mój program właśnie. M– Ja nic nie rozumiem, wypowiedz się jaśniej. K – Zapowiadałam program, więc go wymyśliłam, bo gdzie spojrzałam, inspiracja była i każda telewizja coś tam pitrasiła: tu kucharz stary, tam kucharka młoda, on już przygarbiony... M – ...z niej tryska uroda. K – Nie o urodzie plotki teraz w mojej głowie, a te ich potrawy – – nikt ich nie próbował, wierzyć na słowo trzeba temu, kto gotował. M – I tyś nam tutaj coś ugotowała. K – Nie ja, bo Częstochowa gotowała cała. Mieszkańcy swój obywatelski program teraz mają i w jego ramach tak się wyżywają, gotują i grillują w ogródkach, na skwerach... N – A nawet na balkonach, śmierdzi jak cholera. K – A że dym trochę dusi i oczy wyżera, to trudno, ta miłość kosztuje. M – A ty się nie boisz, że się ktoś otruje? K – Troszeczkę się boję, ale z drugiej strony, potrawy nie są przecież moje. P – Do uszu zebranych dobiega potężny grzmot, to właśnie wybuchła butla z gazem, syreny, straż pędzi, pogotowie, policja (kolejność nieprzypadkowa). Rwetes. Na scenie pojawia się Prezydent Miasta. Wiwaty. Przemawia. Wiwaty. Wznosi toast. Wiwaty. Zapowiada walkę o województwo. Wiwaty. Petardy. Wiwaty. Szampan. Wiwaty. Życzenia. Wiwaty. Fajerwerki. Wiwaty!!! Wypijmy zatem zdrowie nas i Częstochowy wszyscy Wiwaty. Race na niebie. Wycie psów. Brakło szampana!!! DO SIEGO ROKU!!! Wszyscy Kochajmy się!!! Wszyscy Zbisław Janikowski grudzień 2015