Pobierz PDF: szopka-do

Transkrypt

Pobierz PDF: szopka-do
SZOPKA
NOWOROCZNA
2015/2016
Występują osoby: Kobieta – K, Mężczyzna – M,
Narrator – N.
Nad całością czuwa Prowadzący – P.
P – Jak co roku o tej porze spotykają
się w sylwestrową noc, aby dokonać
podsumowania minionego roku. Znamy
ich, przecież to Oni: Kobieta, Mężczyzna
i Narrator, a takie spotkania odbywają się od
13 lat w sylwestrową noc.
13 lat. (wszyscy wspólnie wzdychają)
13. spotkanie, można postawić pytania
– czy też trzynastka będzie szczęśliwa czy nie,
zatem zostają 2 pytania, a nie 13. To z kolei
rodzi kolejne pytanie: czy to dobra wróżba,
czy nie.
Galimatias, ale z drugiej strony galimatias
to specjalność Szopki, gdyby wszystko było
proste, jasne i przejrzyste, to nie byłoby
galimatiasu, czyli całe przedsięwzięcie byłoby
przedsięwzięciem bez sensu.
Czy zatem w tym wszystkim jest jakiś sens?
Chyba nie ma sensu! (wszyscy)
NO TO ZACZYNAMY!
N – Kompletne pustkowie, „ciemno, zimno,
nieprzyjemnie, luźna plomba dzwoni
w zębie” – jak mówią słowa zapomnianej
piosenki. I Oni.
K – Co to za miejsce? Jakieś zakazane, przez
Boga i ludzi miejsce zapomniane.
M – Nie wzywaj Imienia...Miejsce jest urocze,
wystarczy, że letni czar tego miejsca przed
tobą roztoczę.
K – Przypuszczam, że wątpię, dla mnie dalej
miejsce zakazane...
M – Może tak było, bo przez lata całe nic się
tu nie działo, tylko o świetlanej przyszłości
wciąż opowiadało, miało być cudnie,
odlotowo, wręcz kosmicznie, bosko
i kultowo...
N – Pamiętam, wielkie inwestycje nam
oferowano, czego od inwestorów nie
oczekiwano!...
K – A ten kapitał miał być
z Ciechanowa...
Czego tam miało nie być...
M – Wreszcie Częstochowa sprawę w ręce
wzięła i bez wielkich nakładów efekt
osiągnęła!
K – Widzę. Teren uporządkowano i w efekcie
kąpielisko wspaniałe wygospodarowano...
N – ...które przez mieszkańców często
odwiedzane...
M – ...powszechnie lubiane!
Tu latem nad wodą są słoneczne plaże – taki
maleńki Sopot...
K – O Sopocie marzę!...
N – Nie dziwię się, wszak miejsce jest między
morzami, Bałtyk i Adriatyk jego patronami.
M – Po tych akwenach kajaki...
N – I kaczki!
M – ...swobodnie pływają,
a wędkarze ustronnych miejsc – gdzie
bierze...
N – Daremnie szukają!
M – ...pływacy stylem dowolnym z topielą się
mierzą...
N – ...nie zraża ich, że na dnie w gęstym
mule leżą doczesne szczątki śmiałków im
podobnych.
K – Znałam takiego, ten był zawsze modny, on
nawet w garniturze pływał!
N – Takim go znaleźli, chłopak nadużywał!
M – Tu piękne dziewczyny na plaży się smażą...
K – ...i podstarzały playboy przechadza się
plażą...
M – ...o, tam tęgawa pani wdzięki prezentuje!
N – Widać dumna jest z siebie.
M – Co ma – pokazuje.
K – Środek zimy, a wy wciąż o lecie.
N – Bo w szopce, choć bez sensu, tak się często
plecie.
K – Zimno tu i ciemno,
co my tu robimy?
N – Prawdę mówiąc, nie wiem,
bez sensu mówimy (pieprzymy)!
M – Czas zatem do cywilizacji.
K – Zgadzam się, nie mogę odmówić ci racji!
P – Wyruszają w kierunku łuny widocznej
na wschodniej stronie nieba. To światła
wielkiego miasta, przed nimi Częstochowa.
K – Stroma ta góra,
czy daleko jeszcze?
M – Pytasz, jakbyś po raz pierwszy była
w naszym mieście.
N – Jeszcze troszkę pod górkę,
jeszcze moment, chwila...
K – Czy jeszcze daleko?
M – Została nam mila.
K – A mnie nogi bolą.
M – Wcale się nie dziwię,
ilekroć przez park idę –
– obie nogi krzywię,
po kilku krokach
są powykręcane,
raz boli mnie w kostce,
to znowu w kolanie.
N – Jeszcze troszkę... już widzę Aleje...
jak pięknie oświetlone,
ile się tu dzieje!...
K – Faktycznie,
girlandy świateł,
drzewa ustrojone.
Puby i restauracje,
w którą spojrzysz stronę –
– w gościnę zapraszają.
M – A tuż, tuż przed nami
Plac w świetlnej gali,
tysiące światełek tu co noc się pali.
A przed ratuszem choinka już stoi,
jarzy się światłami.
K – I nawet drzewa ubrane
złotymi lampkami,
i wielkie prezenty,
piękne, kolorowe,
i girlandy świetlne,
i świetliste sople,
z których w dół spływają
światła srebrne krople
a w rogu placu szopka,
szopka z desek zbita
w niej Święta Rodzina...
N – I płatki śniegu na ratusz padają...
I jeszcze inne niespodzianki na gości czekają!
M – Czy masz na myśli
ten w cieniu drzew prastarych rząd toi–tojek
skryty?
N – Oczywiście!
W potrzebie korzystają z nich chłopy i kobity.
M – Prezydent zapowiedział w tym temacie
zmiany...
K – Więc nowe kible będą?
– Prezydent kochany!!!
N – Tylko naprawi to,
co jego poprzednicy
w rewitalizacyjnym szale
zlikwidowali...
M – Nie dziwię się wcale,
decyzja wspaniała.
Oczyma duszy widzę
Częstochowa cała
wreszcie ulży sobie...
K – Mam wspaniały pomysł
na inaugurację:
ja chętnie to zrobię!
M – Już się pcha na świecznik.
N – No, na sedes raczej.
K – Gadajcie, gadajcie,
świat się bardzo zmienia
i my, polskie kobiety,
wychodzimy z cienia.
Teraz po fali przemian
wzór wspaniały mamy
i wam, wiecznym mądralom
wreszcie „radę damy”!
M – Widzę:
na twej piersi
piękny symbol świeci.
K – A, ta broszka...
Dostałam od dzieci.
N – Przejdźmy do spraw poważnych,
czas szybko upływa,
rok się zaraz skończy
K – Latek nam przybywa.
M – Wybory były,
posłów nowych mamy.
N – A o senatorach znów zapominamy.
K – Bo oni to jak broszka,
no taka ozdóbka.
M – Hola moja droga,
nie rób ze mnie głupka,
nie dla ozdoby senatorów mamy,
w ich ręce ważne sprawy rodaków składamy.
K – I co?
M – Ano nic na razie,
jeszcze się rozkręcają,
jeszcze nie są w gazie.
N – Sejm i prezydent daleko,
ale my tu mamy
naszych posłów,
których wybieramy sami...
K – W Częstochowie.
M – Czy dobrze wybraliśmy –
– przyszłość nam odpowie.
N – Za to z naszej ziemi jeden poseł błyszczy.
K – Pozwól, że zapytam,
(pyta szeptem) który?
N – To słodkie tajemnice moje.
K – Zatem mówże: który?
N – Śledź naszą prasę,
która otwiera podwoje
dla wszystkich...
K – Już wiem, czytałam:
„Nowy poseł w akcji”.
N – Ten tytuł to zasługa lokalnej redakcji.
K – Powiedz: której?
N – Nie powiem,
to kryptoreklama.
M – A ta redakcja bez nas
promuje się sama.
K – Czy poseł w gazecie
to jest coś dziwnego?
M – Sadzę, że nie,
co komu do tego...
N – ...poseł to też człowiek...
M – ...nawet gdy w gazecie
mądrze się wypowiada...
K – ...albo głupstwa gada!
N – Ten temat mnie nudzi!
Lecz jeśli chodzi o posła,
podziwiam i cenię
i chętnie spełniłbym każde
poselskie życzenie.
M – Słyszałem,
że on prawy,
bezkompromisowy.
N – Myślisz,
że coś innego przyszło mi do głowy?!
K – A swoją drogą, pracowity bardzo,
nawet w prokuraturze takimi nie gardzą,
postawił tyle pytań...
N – Wciąż bez odpowiedzi.
M – Bo widzisz.
w ludziach taki diabeł siedzi,
że pytań nie lubią,
nie odpowiadają,
a jako dictum argumenty mają.
Primo – student.
Studenta specyfika taka,
chcesz przesłuchać studenta –
– no to zaraz draka,
naruszasz swobody...
Student wypić może,
szczególnie kiedy Juwenalia były…
N – Oj może!
Może i to jego sprawa,
dla niego Juwenalia bez piwa
– to żadna zabawa
i nawet gdy Pani Rektor
patrzy na to krzywo,
to student od Pani Rektor
więcej lubi piwo.
K – A przecież można
sprawę mu wytoczyć...
M – I ty takiemu chłopcu
spojrzałabyś w oczy,
wszak ludzie wykształceni
to narodu przyszłość...
Secundo...
K – Skończże z tą łaciną!
Wzruszył mnie los studenta,
łzy mi z oczu płyną,
tusz na rzęsach pewnie się rozmaże –
– dostałam go na promocji
w takim piwnym barze.
N – Przestańcie,
zmieńcie temat,
jak plotkarki w maglu
strzępicie języki.
K – Ten magiel to nie nasza wina,
to wina posła, po co on zaczynał!
Mnie też już w głowie szumi,
chociaż nic nie piłam –
– sądzę, że na szampana dawno zasłużyłam
N – Hola, hola,
sporo czasu jeszcze do północy,
bo dopiero wtedy korek
z butelki wyskoczy.
M – Tak mną zakręciliście...
student, rektor, poseł,
a na koniec piwko...
N – …a tam naprzeciwko
mural wspaniały,
który nieba sięga.
K – Taki mural to wielka potęga.
Nad betonowym placem wreszcie dominuje
i każdy przyjezdny tu się zatrzymuje.
N – Zdjęcia robią, a nawet filmują.
M – Gapią się, podziwiają
i konfabulują...
N – Pytanie stawiają,
kto też za tym stoi...
K – Pytam, za tą ścianą?
N – I czemu na coś takiego
pieniądze wydano?
M – Tak mówią ci,
co dla nich trawniki zasrane
normą...
N – ...ci, co niczego nigdy nie szanują,
którym nawet przejścia dla pieszych
bardzo humor psują,
dla których nieważne przepisy drogowe,
a miejscem do wyżycia elewacje nowe,
które umazać trzeba,
by obskurnie było.
K – Czy jest szansa, by wreszcie
chamstwo się skończyło?
N – Może.
M – Może,
gdy społeczeństwo w tej sprawie pomoże!
K – Widzę światełko,
chociaż nie w tunelu.
N – Cały plac w światełkach.
K – Nie kpij przyjacielu.
Bardzo ważna sprawa...
N – Światełka?
Poświecą i zgasną,
dzień będzie dłuższy,
dłużej będzie jasno.
M – Światełka zastąpi dekoracja nowa
sądzę,
że tak jak ta –
– równie wystrzałowa.
K – A może nowy pomnik nam dołożą?
M – Prezydent już powiedział,
że w sierpniu otworzą
nowe kible.
K – Tak przecież słyszałam,
wybaczcie,
krótka pamięć,
szybko zapomniałam.
M – Sami je wykonamy
i jakimś wydrwigroszom
zarobić nie damy!
K – Czy tam ładnie będzie?
M – Tak jak w pierwszym lepszym
publicznym urzędzie.
N – To znaczy:
klucz w sekretariacie.
M – Przecież delikwent pobrudzi se gacie!
K – Uważam,
bardzo ważne będą tam symbole...
M – A papier?
Ja w kiblu papier od symboli wolę!
N – Zgłaszam projekt, by papier
był zadrukowany
w symboliczne regionalne wzory.
M – Ręce wprost opadają,
czyś ty człeku chory?
Na papierze, co służyć ma do podcierania,
jakieś symbole?
K – Prowokacja czysta,
może jeszcze ma je stworzyć lokalny artysta,
którego w ten sposób skompromitujemy?...
N – Wielu artystów dla sławy temat by podjęło –
– cel uświęca środki,
sukces wieńczy dzieło!
K – Proponuję zatem:
zamówmy go w Chinach;
dla kogoś do wycieczki
będzie to przyczyna.
M – Czy wam naprawdę pomysłów brakuje
i ten toaletowy (gówniany) temat
wieczór zdominuje?
K – Dużo słyszałam o jakimś tam budżecie.
M – Budżet obywatelski,
nic o nim nie wiecie?
N – Wiem,
ale nie powiem,
mnie tu obrażono,
żądam, by natychmiast
publicznie
tu mnie przeproszono.
wspólnie K i M
głośno Przepraszamy,
bardzo przepraszamy,
cichutko a mimo to dalej
inne zdanie mamy.
K – Budżet obywatelski...
Więc co to takiego?
M – Wyjaśnij, proszę,
uczony kolego!
N – Mimo tych złośliwości
chętnie wam odpowiem,
szkoda tylko,
że wam to moi złoci
nie mieści się w głowie,
jaki to wielki projekt
i pomysł wspaniały –
– i miasto, i mieszkańcy
będą profit miały.
K – Ja mam swój budżet...
Co komu do tego,
ile mam kasy
i na co wydaję?
Wystarczy,
że do wypłaty
jakoś – z trudem – staje.
M – Tobie może starcza,
lecz obywatele –
ci potrzeby mają.
Wymagają wiele,
chcą, by im miasto
ciągle coś dawało.
N – A jak już dostaną,
to i tak jest mało
i najróżniejsze pomysły zgłaszają,
i ciągle czegoś nowego od władz wymagają.
M – Część tu, w Częstochowie, chciałoby
lotnisko.
N – Inna grupa nowoczesne chce mieć
kąpielisko.
Wielki basen termalny
(na wszelki wypadek) w chłody
podgrzewany.
a zimą stok narciarski sztucznie naśnieżany...
Jeszcze inni letnie lodowisko
i to takie, na którym w upał największy
byłoby też ślisko.
K – Ja bym chciała, by w czas upałów
sztuczny cień robiono,
a w tęgie mrozy przechodniów
przed zimnem chroniono...
N – Koksiakami może?
K – Koksiaki, stan wojenny,
nie daj, Drogi Boże!
M – Ponoć jest grupa,
co żąda,
by w tramwajach rano
paniom po sześćdziesiątce
śniadania dawano.
N – To wierutna bzdura,
czy do sześćdziesiątki
przyzna się tam która?
K – Ja lansuję pomysł,
by emerytom w niedzielę
desery dawano,
nie jakieś wymyślne,
wystarczą – lody ze śmietaną;
korzyść obopólna
cieszy wszystkie strony:
urząd płaci,
emeryt i handel jest uszczęśliwiony.
N – Co ja tu słyszę!
Zgroza!
Uchowaj nas Boże od pomysłów takich,
M – Nas poniosła fantazja
tak troszkę dla draki,
a faktem, że mieszkańcy cuda wymyślają,
posłuchaj:
to teatrzyk dla dzieci sami zakładają,
kwiatki sieją lub sadzą drzewka młode,
pewnych pań grupa, co ceni urodę
i wygląd oraz sprawność,
te wartości na świeczniku stawia...
N – Dziwisz się?
To dobre, co im radość sprawia,
zresztą sprawność ponad wszystko!
K – Znam takie,
które na siłowni ciągle przesiadują...
M – ...są nawet takie, co dżudo trenują.
N – Wyżej cenię tych, co zapał mają
i dla dzieciaków place zabaw urządzają.
M – Ja jak dzieckiem byłem,
to bez placów zabaw
dobrze się bawiłem.
Łaziliśmy po drzewach
lub w szmaciankę grali
albo też na rowerach
po mieście hulali,
prawda, pusto było,
rzadko kiedy samochód
tam się uświadczyło,
na jasnogórską wieżę
wyścig urządzało
i na Skrze zza płotu
mecze oglądało.
K – A teraz rodzice
sprawy wzięli w ręce!
M – Może trochę szkoda,
nie powiem nic więcej.
K – A panowie też udział
w tej zabawie biorą?
N – Biorą i to grupą sporą,
to ci,
którym modny wygląd
tak zamącił w głowie,
że już włosów nie ujrzysz,
łysiny królują,
a oni, mimo zimna, glace eksponują.
M – Glace
pomadą jakąś wypomadowane,
za to szyje
szalem dziewczyny lub żony okutane.
K – Podobno męską modę rewolucja czeka.
N – Podobno znaleziono już nawet człowieka,
który
od razu zakasał rękawy
i z ogromnym zapałem zabrał się za sprawy.
K – I co robi?
N – Lansuje.
K – Tylko tyle?
N – Tyle, lecz gdy wylansuje...
M – Cały świat się zmieni,
być może,
że nawet szlachetnych
zabraknie kamieni!
N – Żaden problem,
Chińczycy wnet wymyślą nowe
i rynek zarzucą...
M – Są już nagrobkowe
chińskie kamienie,
a nawet chińskie strzegomskie marmury!
K – Jak zwykle w twym zwyczaju,
znowu pleciesz bzdury.
Wróćmy do męskiej mody
choć na małą chwilę,
co ten lansjer lansuje
i powiedz, za ile?
M – To będzie męska broszka,
piękna, kolorowa
i osadzone w niej będą
szlachetne kamienie,
i błyski w niej roznieci
każde poruszenie
noszącego broszkę.
N – Wreszcie coś nowego,
sądzę, że lukę na rynku wypełnią chińskie,
tanie,
takie dla każdego.
K – Uważam ten pomysł za kompletnie głupi,
pokaż mi idiotę, który broszkę kupi.
M – Kupi, kupi,
piękne wzorce mamy
i każdego do kupna broszek zachęcamy.
N – Widzicie tego,
widać, że ma kasę...
K – Facet z kasą,
ale czy ma klasę?
M – Kasa,
klasa,
on to w krótkim czasie
doszedł do fortuny,
którą mu sąd przysądził za różne tortury,
którymi go miejska władza
przez lata nękała.
N – Dostał odszkodowanie
i w tym rzecz jest cała.
M – Ale z sądu nie wyszedł,
jakby na dokładkę
jednemu dręczycielowi
jeszcze przypiął łatkę
jeszcze przypiął i
N – Znów odszkodowanie,
znów kilka tysięcy
od niego dostanie.
K – Znam też tego faceta!
N – Tego???
Ryśka Raczka,
całe lata był dla władz miasta
jak przewlekła sraczka.
K – Mam nieśmiertelne pytanie:
„Panie, co w kulturze?”.
M – Ja nieśmiertelną odpowiedź:
„zmiany, zmiany duże”!
W większości ci, co byli,
czyli kierowali,
ci w większości na swoich
stołkach jeszcze się ostali.
K – O to nie pytałam,
choć to ważna sprawa,
ale o różne takie,
takie jak zabawa.
M – Całe lato w alejach
miasto się bawiło,
koncerty, teatrzyki,
piwo także było
i choć przeszkadzał upał,
ludzie przychodzili,
a nawet pod wodnymi kurtynami
ciała swe chłodzili.
N – Były też miejskie nagrody,
wielu się starało
i jak zwykle bywa,
niewielu dostało.
M – Z nagrodami tak bywa,
specyfika taka,
jury zwykle wybiera
jednego biedaka,
który potem obiektem
staje się zazdrości.
N – Powiem więcej,
różnych złośliwości.
M – Z innymi nagrodami
mechanizm podobny,
zawistnicy są wszędzie.
N – Jestem z tobą zgodny
w temacie...
K – O czym znów gadacie?
M – Ocknęła się,
z zaświatów wróciła...
N – Ciekawe, czym tym razem
wszystkich zaskoczyła?
K – Myśleliście, że spałam,
a ja w tym czasie sobie rozmyślałam
i...
M i N wspólnie
... i co?
K – To suma przemyśleń (wyjmuje plik kartek)
PROGRAM,
nad którym od dawna siedziałam
i który wreszcie
po kilku bezsennych nocach
napisałam.
N – Noc do spania i kochania, (mruczy na boku
pod nosem)
a nie programów pisania.
M – To te kartki?
Program już gotowy?
K – Nawet bez kartek zacytuję z głowy!
N – Ho, ho! Zatem proszę.
K – Niech się skoncentruję,
zaraz go wygłoszę.
M – No to poczekamy,
a my w międzyczasie
sobie pogadamy.
O tym, co nas zbliża.
N – Domyślam się –
o naszym „Traugucie”,
a miłość do szkoły
to piękne uczucie.
M – Był jubileusz,
ładnych kilku latek...
N – Za pięć lat czuć się będę,
jak jakiś stulatek,
sędziwy,
uhonorowany...
K – A teraz nie byłeś?
N – Czułem się olany,
dostałem starą książkę,
którą 5 lat temu
podczas jubileuszu
w tej szkole nabyłem...
M – Ja też,
to już drugi raz im zapłaciłem...
N – 5 dych nam wyrwali,
niby nie tak dużo,
ale takie działanie
po prostu mnie wkurza.
K – A jednak suweniry jakieście dostali.
M – Tak, plakietkę z plastiku
i znaczek ze stali,
który od lat wielu uczniom
wciąż wciskali.
N – Bądź sprawiedliwy,
„LOT” gazetka była,
a papierowa torba wszystko to mieściła.
K – Słyszałam,
że ciastko i kawa była podawana.
N – Tak, tego nie neguję,
od samego rana.
M – Sorry,
chcę zwrócić honor,
bo ta gazetka
w sumie – ważna sprawa.
N – I tak, i nie,
były czasy, gdy „Nasz Świat” wydawano,
papieru nie było
i nie zezwalano...
M – A jednak papier
skądsik wytrzaśnięto
i w Stalinogrodzie cenzurę
także ominięto.
K – A balu nie było?
M – Był w Złotym Potoku.
K – Czemu tak daleko?
N – By nie było tłoku,
by każdy, kto tam dotarł,
mógł się dobrze bawić,
o ile podjął decyzję,
by w domu zostawić
samochód.
M – A czasem i żonę...
K – I jak wracał nocą?
N – Mógł wynająć pokój,
jeśli miał ochotę.
K – A jak nie?
M – Wracał na piechotę!
K – Widzę chłopcy,
że dawne czasy wspominacie,
a z naszą współczesnością
jakiś problem macie.
Nie wiecie, co zrobić?
Przecież mamy posła,
on zbada i wyjaśni,
sprawa będzie prosta,
znajdą się winni,
znajdą paragrafy...
N – No właśnie,
widać tak już mamy,
że trochę wspominamy,
trochę rozliczamy.
K – Już wkrótce północ,
dosyć wspominania,
czy w zanadrzu coś mamy?
Coś do obgadania?
M – Byłem raz w NOT–cie...
Kiedyś tam się działo!...
K – A teraz?
N – Trochę się zostało.
Pięćdziesiąte Dni Techniki
właśnie obchodzili.
K – Piękny jubileusz,
w kraju takich mało,
nam też coś obchodzić
może by się zdało?
M – A NOT, choć stary,
ze sceny nie schodzi,
bo starzy fachowcy
duchem ciągle młodzi,
że czasem coś strzyka,
rwie, a nawet boli,
a w niejednej głowie
coś tam się...
N – Wykluwa,
pomysł nowy rodzi...
M – ...bo oni, NOT–owcy,
duchem nadal młodzi!
K – Był jeszcze jeden wielki jubileusz:
Marka Perepeczki.
N – To Janosik,
na jego widok piszczały dzieweczki.
M – Teraz poważnie,
dziesiątą rocznicę właśnie obchodzono,
gdy odszedł.
K – Smutne to wspomnienie.
M – Była uroczystość w teatrze na scenie,
tam rzecz o Perepeczce była pokazana.
N – Mistrza Kalinina piórem napisana...
P – Tymczasem na placu tłum gęstnieje, rośnie
kanonada, jeszcze ta nieoficjalna, prywatna,
spontaniczna, a już głośna, już słychać
wycie wystraszonych psów, już nerwowi
mieszkańcy
wkładają zatyczki do uszu, a gdy ich brak,
nakrywają głowy poduszkami; pijane śpiewy
i radosne okrzyki, butelki szampana,
a i wódeczka się znajdzie, nie będziemy
przecież
bezgranicznie popierać ruskich i pić ich
„igrustnoje”.
Daje się wyczuć coraz bardziej intensywny
smród spalenizny.
N – Co to za zapachy?
K – To mój program właśnie.
M– Ja nic nie rozumiem,
wypowiedz się jaśniej.
K – Zapowiadałam program,
więc go wymyśliłam,
bo gdzie spojrzałam, inspiracja była
i każda telewizja coś tam pitrasiła:
tu kucharz stary, tam kucharka młoda,
on już przygarbiony...
M – ...z niej tryska uroda.
K – Nie o urodzie plotki
teraz w mojej głowie,
a te ich potrawy –
– nikt ich nie próbował,
wierzyć na słowo trzeba temu, kto gotował.
M – I tyś nam tutaj coś ugotowała.
K – Nie ja, bo Częstochowa gotowała cała.
Mieszkańcy
swój obywatelski program teraz mają
i w jego ramach tak się wyżywają,
gotują i grillują
w ogródkach, na skwerach...
N – A nawet na balkonach,
śmierdzi jak cholera.
K – A że dym trochę dusi
i oczy wyżera, to trudno,
ta miłość kosztuje.
M – A ty się nie boisz,
że się ktoś otruje?
K – Troszeczkę się boję,
ale z drugiej strony,
potrawy nie są przecież moje.
P – Do uszu zebranych dobiega potężny grzmot,
to właśnie wybuchła butla z gazem, syreny,
straż pędzi, pogotowie, policja (kolejność
nieprzypadkowa).
Rwetes.
Na scenie pojawia się Prezydent Miasta.
Wiwaty.
Przemawia.
Wiwaty.
Wznosi toast.
Wiwaty.
Zapowiada walkę o województwo.
Wiwaty.
Petardy.
Wiwaty.
Szampan.
Wiwaty.
Życzenia.
Wiwaty.
Fajerwerki.
Wiwaty!!!
Wypijmy zatem zdrowie nas i Częstochowy
wszyscy
Wiwaty.
Race na niebie.
Wycie psów.
Brakło szampana!!!
DO SIEGO ROKU!!! Wszyscy
Kochajmy się!!! Wszyscy
Zbisław Janikowski
grudzień 2015

Podobne dokumenty