Prezentujemy treść rozmowy z Markiem Kacprzakiem

Transkrypt

Prezentujemy treść rozmowy z Markiem Kacprzakiem
2013-10-28 09:23:28
Wywiad z dziennikarzem telewizji Polsat News
Prezentujemy treść rozmowy z Markiem Kacprzakiem dziennikarzem telewizji Polsat News, który ukazał się w 40 numerze „Tygodnia w
Koluszkach”.
Rozmówca „Tygodnia w Koluszkach” urodził sie w Gałkowie, swoje dzieciństwo i młodość spędził w rodzinnym Justynowie. Niegdyś
związany z Koluszkami, gdzie uczą sie obecnie jego dzieci. W latach 80-tych i na początku 90-tych należał do Ruchu Światło- Życie,
czyli Oazy przy parafii Niepokalanego Poczęcia N.M.P. w Koluszkach. Z Markiem Kacprzakiem dziennikarzem telewizji „Polsat News”,
prezenterem programu informacyjnego „Wydarzenia”oraz prowadzącym swój autorski prorgam publicystyczny „Wydarzenia, Opinie i
Komentarze” w Polsat News, rozmawia Zbigniew Komorowski.
-Jak trafiłeś do Polsat News?
-Pracowałem wcześniej w wielu redakcjach. Najpierw „przeszedłem” przez kilka stacji radiowych. Były to łódzkie rozgłośnie: Radio
Clasicc i Radio Parada, a następnie radio Echo w Nowym Sączu, skąd trafiłem do RMF w Krakowie, Kielcach i w Warszawie. Po powrocie
do Echa w Nowym Sączu pracowałem tam do momentu, gdy rozgłośnię sprzedano Agorze.
-Dlaczego?
-Nowy właściciel zmienił całą kadrę zarządzająca, a ja byłem dyrektorem programowym tej stacji.
-Później, jak pamiętam, znalazłeś się ponownie tu, w Warszawie.
-Pracowałem w programie „Uwaga” TVN, a następnie w TVN 24.
-To był ważny okres w twoim życiu zawodowym?
-Z uwagi na dalsze moje drogi, jak najbardziej. Pracując w „TVN 24”, zostałem zauważony przez kilka osób. Gdy potem, do Polsatu
przyszedł Tomasz Lis, zaproponował pracę w tej stacji w programie informacyjnym: „Wydarzenia” w charakterze wydawcy. Po roku
zostałem prezenterem „ Wydarzeń”.
-Długo pracowałeś w Polsacie?
-Dwa lata. Po odejściu Tomasza Lisa zaproponowano mi bardzo dobrą pracę w „Polska The Times”. Zostałem tam szefem działu
krajowego. Gdy powstawała telewizja „Polsat News”, dostałem propozycję powrotu do Polsatu. Dogadaliśmy się, i tak znalazłem się
ponownie w telewizji.
-Tak, ale pamiętam też z wizji, że byłeś jakiś czas temu prezenterem w TVP1. Między innymi prowadziłeś rozmowy z
gośćmi podczas najważniejszych świąt państwowych, i miałeś krótkie „wprowadzenia” przed Aniołem Pańskim z
papieżem...
-Tak, ale to był bardo z krótki okres pracy w telewizji publicznej. Zmieniała się wtedy koncepcja. Był nawet taki moment, że
zastanawiano się, czy w ogóle nie zrezygnować z prezenterów oprawy. Ten stosunkowo krótki czas pracy przed kamerą dał mi dużo
doświadczeń. Mogłem skorzystać z Akademii Telewizyjnej, tam też obyłem się z kamerą.
-Może to nie jest dobre pytanie: jaka jest twoja skala porównawcza pomiędzy telewizją prywatną a publiczną?
-Telewizja publiczna jest „przerośnięta” w sensie osobowym. Jest tam tak duża struktura, że coś, co w medium komercyjnym są w stanie
zrobić 2 osoby, w telewizji publicznej robi to 8 ludzi. Jest jeszcze kwestia finansowa, bo przecież ten sztab ludzi musi zostać opłacony.
Poza tym, w tak olbrzymim zespole robi się kocioł. Nikt nie wie, co do kogo należy.
-Skąd taka sytuacja?
-Moim zdaniem z przeszłości. Dawniej w telewizji pracowało bardzo wielu ludzi, bo była też zupełnie inna technologia. Obecnie świat
medialny poszedł do przodu, natomiast w telewizji publicznej technologia się zmieniła, ale mentalność została z dawnych czasów. Dziś
potrzeba tam o wiele mniej ludzi niż kiedyś.
-Znamy cię z Polsat News jako prezentera „Wydarzeń”. Ale nie tylko tym zajmujesz się w telewizji...
-Mam swój autorski program, który można oglądać codziennie o 22 godzinie. Nosi tytuł: „Wydarzenia, Opinie i Komentarze”. Jest to
program, który podsumowuje cały dzień.
-Czyli coś w rodzaju serwisu informacyjnego?
-Możemy to porównać do „Wiadomości”, „Faktów” czy „Wydarzeń”, z tym, że jest to program, do którego zapraszam też gości.
Prowadzę w nim rozmowy „jeden na jeden”.
-Czyli nie ma „pyskówki”...
-Z gościem rozmawiam tylko ja. W moim programie nie chodzi o wywołanie emocji, takich, które towarzyszą sytuacjom, w których
rozmówcy spierają się między sobą o to, kto ma rację itd.
-Co wobec tego zamierzasz osiągnąć rozmawiając tylko z jedną osobą?
-Staram się wytłumaczyć pewne zjawiska, dojść wspólnie z gościem do jakiejś konkluzji. Zapraszam do programu ludzi, z którymi
podejmuję tematy, które nie są oczywiste. Dzisiaj np. za news uchodzi podanie przez papieża Franciszka daty kanonizacji Jana Pawła II.
Jednak właściwie wiemy już bardzo dużo o samym procesie, o warunkach cudu uzdrowienia za przyczyną kandydata na ołtarze. To już
zostało omawiane po wielekroć dużo wcześniej. Właściwie dziś nie ma co wyjaśniać. Obecnie tematem wiodącym, o którym będę dziś [
tzn. 30 września br.-red] rozmawiał z byłym wicepremierem, profesorem Kołodką, jest sprawa długu niejawnego, o którym wypowiedział
się w ostatnim czasie profesor Balcerowicz.
-Jak wygląda twój dzień pracy?
-Zaczynam o 7 rano. Podczas śniadania przeglądam depesze agencyjne, dostępne gazety, Twittera, Facebooka i wszystko, co jest
dostępne. O 8.30 mój wydawca jest na kolegium redakcyjnym, gdzie zapada decyzja o tym, jakie tematy w danym dniu będą
realizowane. Po tym spotkaniu, ustalam z wydawcą, co nas najbardziej interesuje i czym dziś się zajmiemy, co jest istotne, co nie musi
być wyeksponowane. Około godziny 11 przed południem, mamy mniej więcej zapięty program. Wtedy mam czas wolny, a wydawca
zajmuje się zapraszaniem gości do programu. To jest czas na czytanie książki lub gazety. Do redakcji przychodzę na godzinę 15- 16.
Wiem już wtedy, kto będzie moim gościem w programie. Mogę się przygotować do tej rozmowy. Gdzieś po 19 do redakcji „ schodzą” już
gotowe materiały reporterów. Nagrywam „zajawki”, „ haedlay newsy”. Mój program jest już gotowy około 21. Można wtedy wprowadzić
jeszcze ostatnie poprawki.
-Teraz widzimy na ekranie telewizora Dorotę Gawryluk, która „prowadzi” „Wydarzenia”. Ten program był nagrywany
chwilę wcześniej, tak?
-Wszystko co oglądasz w „Polsat News” od 6 rano do 24 to programy „na żywo”. Dorota siedzi w studio tuż za ścianą. Po północy do 6
rano „puszczamy” powtórki. Mój program np. jest powtarzany codziennie o 4 rano.
-Dziennikarz musi ogarniać wszystkie problemy polityczne, gospodarcze, społeczne, kulturalne. Co cię najbardziej
interesuje?
-Krąg moich zainteresowań musi pozostać bardzo szeroki, i taki w istocie jest. Moją siłą jest to, że faktycznie interesuję się bardzo
wieloma rzeczami: historią współczesną, politologią, sztuką, literaturą. Interesuję się też technikami treningowymi triatlonistów. To, że
mam humanistyczne wykształcenie, daje mi możliwości bardzo szerokiego spojrzenia na rzeczywistość.
-Jaki kierunek kończyłeś?
-Było to kulturoznawstwo. Teraz jestem w trakcie pisania doktoratu z ekonomiki kultury, z zarządzania mediami. Studia humanistyczne,
jak wiesz, są bardzo szeroką dziedziną. Mamy tu i filozofię, i psychologię, socjologię, logikę, sztukę i wiele więcej. Ta wiedza bardzo mi
się w mojej pracy przydaje.
-Praca dziennikarza, to operowanie słowem. A słowo ma swoją moc. Czy wszystko nadaje się do publicznego przekazu?
Co sądzisz o autocenzurze dziennikarza?
-Niewątpliwie muszę dokonywać autocenzury swoich poglądów. Widzowie mają prawo, by poznać całe spektrum danego problemu, a nie
tylko pewien wycinek, wynikający z moich prywatnych poglądów. Jako dziennikarze, powinniśmy unikać prezentowania na antenie
naszych prywatnych punktów widzenia. W programie jestem kimś w rodzaju przekaźnika poglądów innych.
-Jak jesteś postrzegany przez swoich widzów?
-Bardzo różnie. Jednego dnia czytam na jednym z portali internetowych o sobie, że jestem poplecznikiem obecnej władzy. A drugiego
dnia ktoś mi zarzuca, że podlizuję się PiS-owi. Nie powiem, taka krańcowo różna opinia jest dla mnie komplementem.
-Jaki jest twój największy sukces zawodowy?
-Kiedyś, mój pierwszy szef w „Polsat News”, Marek Markiewicz, bodajże w trzecim miesiącu mojej pracy w tej redakcji, przyszedł do
mnie i powiedział, że zgłosił mnie do nagrody. Wysłuchał rozmowy, jaką przeprowadziłem w studio z dwoma osobami. Będąc moim
przełożonym, nie był w stanie stwierdzić, jakie są moje rzeczywiste poglądy, bo w trakcie zadawania pytań moim gościom w studio,
stawałem jakby po stronie przeciwnej. Wracając do twojego pytania o autocenzurę, uważam, że jako dziennikarz pytam i wyciągam
wnioski. Ale o tym, co naprawdę myślę, mój rozmówca nie ma prawa wiedzieć. Nie jest moją rolą, aby narzucać ludziom swoje poglądy.
-A co z zachowaniem sfery tabu?
-Uważam, że coś takiego, jak zachowywanie tabu w publicznej przestrzeni nie powinno w ogóle istnieć, pod warunkiem, że służy szeroko
pojętemu dobru społeczeństwa. Oczywiście, mam świadomość, że można medialnie zniszczyć jakiegoś człowieka. Nieważne, świadomie
czy nieświadomie.
-Czy jako dziennikarze ponosimy za to odpowiedzialność?
-Czasem tak, czasem nie. Jeśli ktoś, w majestacie prawa, nieważne, urzędnik chowający się za swoim biurkiem, czy ksiądz chowający się
za sutanną lub polityk, chowający się za immunitetem, czyni krzywdę drugiemu człowiekowi, to naszym obowiązkiem jako dziennikarzy
jest wskazanie, że on tę krzywdę robi. Jeżeli mamy na to dowody, ludzie muszą o tym wiedzieć. Każdy z nas: dziennikarz, polityk,
duchowny, urzędnik, wykonujemy funkcje publiczne, i wobec tego musimy być fair. Mówi się o nas „czwarta władza”. To ciągle
zobowiązuje. Mówię świadomie „ciągle”, ponieważ obecnie dziennikarstwo „idzie” bardziej w sprawozdawczość, w mówienie o tym co
jest, niż o tym, czego nie widać. Uważam, że takiego tabu nie powinno być. Źle by się działo, gdyby ono było.
-Kiedyś pozwoliłem sobie na polemikę na temat znanej osoby i naprawdę wielce zasłużonej dla Kościoła. Potem ktoś
zarzucił, że popełniam karygodny błąd. Może jednak rację mają ci, którzy proponują, by własnego „gniazda nie kalać”?
-My, jako Polacy mamy tę właściwość, że bardzo lubimy mówić o sobie tylko dobrze, a niekoniecznie znosimy krytykę na własny temat.
Mamy ogromny problem z biciem się we własne piersi. Często jest tak, że mówimy: jeżeli zrobiliśmy 9 rzeczy dobrych a jedną źle, to ta
zła rzecz jest właściwie nieistotna. Chodzi o to, że właśnie jest bardzo istotna! Ta jedna kogoś bardzo skrzywdziła, i nie ma żadnych
gwarancji, że jeśli nie będziemy o tym mówić, to stosunek do danej sprawy się nie zmieni.
-Marku, czy miałeś w twojej pracy taką sytuację, że przed wejściem na „antenę”, szef przychodzi i mówi: tego a tego nie
puszczaj, bo komuś zaszkodzisz ?
-Tutaj w Polsat News nigdy. W mojej ponad 20-letniej pracy w mediach zdarzyło mi się to tylko raz, w radiu lokalnym. Aczkolwiek i tak to
zrobiłem, za co dostałem karę.
-O co chodziło?
-Sprawa dotyczyła lokalnego biznesu. Przyjąłem tę karę, mimo, ze była niesłuszna. Natomiast pracując w mediach ogólnopolskich, w
TVN, w Polsacie, czy wcześniej w telewizji publicznej, nigdy coś takiego mi się nie przydarzyło. Tu, w Polsat News, robię to, co chcę i jak
chcę. Jedyne, z czego jestem rozliczany, to oglądalność.
-Odczuwasz czasem tremę, wchodząc „na antenę”?
-Tremy już nie. Ale czuję czasem respekt wobec niektórych moich gości. Kiedyś , podczas relacjonowania beatyfikacji księdza
Popiełuszki na Placu Defilad, był wśród moich gości Tadeusz Mazowiecki. Pamiętam, gdy jako dziecko, oglądałem w telewizji „proces
toruński” po zamordowaniu księdza Jerzego. A tu rozmawiam z człowiekiem, który jest legendą w tym kraju. Więc takie uczucia czasem
mi towarzyszą, ale tremy nie mam nigdy.
-Jesteś rozpoznawany na ulicy? Jak ludzie reagują?
-Są to reakcje raczej miłe. Kilka dni temu spotkały mnie jakieś dziewczyny i jedna mówi: „O, pan z telewizji. Myślałam że pan jest trochę
wyższy!”
-Czujesz się spełniony w swojej pracy?
-Jestem bardzo spełniony. Uważam, że osiągnąłem naprawdę wiele. Urodziłem się w Gałkówku, gdzie była kiedyś porodówka, jako młody
chłopak mieszkałem i wychowałem się w swoim rodzinnym domu w Justynowie. Związany byłem trochę z Koluszkami, trochę z Łodzią.
Robię to, co lubię, mogę w tej pracy wykorzystać wszystkie swoje zainteresowania i umiejętności, jakie zdobywałem przez lata. Poza
tym moja praca została doceniona przez moich szefów, czego dowodem jest to, że dostałem swój program autorski w Polsat News o 22,
a więc w dobrej godzinie oglądalności. Niedawno miałem wizerunkową kampanię reklamową, jest więc z czego się cieszyć.
-Co mógłbyś powiedzieć o bardzo wysokich, podobno, zarobkach w telewizji?
-Niestety, bardzo wysokie zarobki w telewizji znam tylko ze „słyszenia”. W Polsce jest może 15 dziennikarzy, którzy zarabiają ogromne
pieniądze. Najczęściej wymienia się Tomka Lisa. Tylko, że przelicznikiem zarobionych pieniędzy jest liczba jego widowni. W telewizjach
na świecie dziennikarz prowadzący programy takie jak Tomek Lis, dostaje miesięczną pensję w wysokości czasu reklamowego jednej
reklamy przed jego programem. To jest bardzo prosty przelicznik. Jeżeli masz dużą widownie, to reklama jest droższa, i ty masz taką
pensję.
-A u nas, w Polsce?
-Wiem, że wiele osób patrzy na nasze gwiazdy z najwyższej półki bardzo krytycznie od strony zarobków. Tomasz Lis zarabia 70.tysięcy
złotych, taką sumę wymieniają w każdym razie media tabloiodowe. Stanowi to ogromną sumę. Ale telewizja publiczna, na jego
programie zarabia miesięcznie około 3 milionów złotych. Takie są przeliczniki, jeśli chodzi o zarobki znanych dziennikarzy w Polsce.
-Zarzuca się czasem osobom przygotowującym programy informacyjne następujące po sobie tematy serwisowe. Najpierw
słyszymy o kolejnej sensacyjnej wypowiedzi papieża Franciszek, za chwilę o tym, że kolejna matka zabiła swoje
kilkuletnie dziecko. Potem jeszcze migawka z Syrii, jakiś sukces a raczej porażka naszych sportowców. Potem człowiek
wychodzi z pokoju i zupełnie nie pamięta, o czym tak naprawdę mówiło się w telewizji. Jest w tym jakaś celowość?
-Celowość jest tylko jedna. Mówimy o tym, co ludzi interesuje najbardziej. Narzędzie do sprawdzania oglądalności jest strasznym
narzędziem. Lepsza gazeta sprzedaje więcej egzemplarzy. Ale już nie wiadomo, ile osób ją przeczytało. My natomiast wiemy, ile osób
nas ogląda, minuta po minucie. Doskonale wiadomo, przy którym temacie jest oglądalność wyższa, a przy którym słaba. Jest postulat,
by telewizja mówiła o czymś innym? Świetnie, tylko że nasza telewizja Polsat News jest kanałem komercyjnym. My żyjemy z tego, co
zarobimy z reklam. Nam zależy na masowości, bo oglądają nas masy. Nie możemy skupić się tylko na jednej grupie społecznej. Gdy
słyszę zarzuty: „Nie pokazujcie już matki Madzi, tylko „to coś tam”, odpowiadam: dobrze, jeśli „to coś tam” będzie miało większą
oglądalność i zainteresowanie, to będziemy to „puszczać”. Jeżeli będzie kolejny proces „matki Madzi” i nikt wtedy nie włączy telewizora,
to gwarantuję, że na drugi dzień, żaden nasz reporter nie pójdzie na salę rozpraw. Ale póki co jest inaczej. We wrześniu, najlepszą
oglądalność telewizja Polsat News miała w dniu, gdy wszyscy transmitowali ogłoszenie wyroku w sprawie Katarzyny W. z Sosnowca.
-Masz swoje sympatie polityczne?
-Nie mam. Zarówno jedni jak i drudzy politycy robią tyle samo dobrego jak i złego. Nie da się mnie zaszufladkować w stronę takiej czy
innej partii politycznej. Moim zadaniem, jako dziennikarza, jest wychwytywanie tego, co w polityku jest dobre oraz złe. Jeżeli Platforma
zrobi coś złego, to moim zadaniem jest to skrytykować, ale jeśli zrobią coś sensownego, to ja to także pochwalę. Obiektywizm musi być.
Inaczej będzie to moja, dziennikarska śmierć.
-Co dziennikarz ogólnopolskiego medium może życzyć dziennikarzom lokalnej gazety?
-Czytać dużo w sensie ilości jak również różnorodności. Raz, że to rozwija, dwa budzi ciekawość, a trzy daje umiejętność operowania
słowem. Mówię tu o czytaniu zarówno gazet jak i książek. I co ważniejsze, nie przestawać się dziwić. Z zadziwienia powstają
najciekawsze pytania.
-Kto jest twoim dziennikarskim mistrzem?
-Jest ich kilku. Miałem to szczęście uczyć się fachu od najlepszych w tym kraju. Pracowałem ze Stanisławem Tyczyńskim, i Edkiem
Miszczakiem, i z Tomkiem Lisem, Grześkiem Miecugowem. Lepszych w tym kraju nie ma. Można ich lubić lub nie, ale to oni stworzyli u
nas największe medialne potęgi. Ich sposób podejścia do pracy gdzieś mnie tam pociągnął. W tej pracy trzeba być trochę bardziej niż
przeciętnym. Tego mnie nauczyli. Przeciętniactwo otacza nas z wszystkich stron. Generalnie, w tym zawodzie, w dziennikarstwie
osiągnie się sukces, jeśli będzie się wychodziło ponad przeciętność.
Informacje o artykule
Autor:
Zredagował(a):
Zbigniew Komorowski
Data powstania:
28.10.2013 09:23
Data ostatniej modyfikacji:
31.10.2013 12:24
Liczba wyświetleń:
898
Wydrukowano z serwisu:
archiwum.koluszki.pl
Wydrukowano dnia:
2017-03-07 00:45:40

Podobne dokumenty