REPORTER nr 19 - Reporter Leszczyński
Transkrypt
REPORTER nr 19 - Reporter Leszczyński
GOSTYŃ / KOŚCIAN / LESZNO / RAWICZ REKLAMA DWUTYGODNIK BEZPŁATNY NR 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. NAKŁAD 35 000 egz. www.reporterleszczynski.pl Ceny za śmieci szybują Biuro reklam i ogłoszeń Kolejny numer Reportera Leszczyńskiego 21 grudnia 2016 REKLAMA fot. Arkadiusz Jakubowski [email protected] W całym regionie opłaty za wywóz śmieci od stycznia 2017 roku szybują w górę aż o 27 i 45 procent. Wśród współwinnych podwyżek wymieniani są: zasiłek 500plus (poważnie!) oraz Ukraińcy (serio!). Nam się natomiast wydaje, że swój udział mają też urzędnicy z Komunalnego Związku Gmin Regionu Leszczyńskiego (KZGRL) czytaj str. 3-4 2 Nr 19 (90) 35 000 EGZEmPLARZY 8 - 20 grudnia 2016 r. KONKURS KAJMAKOWY! 2x 400zł Podaj trzy słowa, które kojarzą ci się z kajmakiem. O kajmaku pisaliśmy w poprzednim numerze Reportera Leszczyńskiego (nr 18/2016), który dostępny jest w archiwum na naszej stronie internetowej www.reporterleszczynski.pl. Informacje o kajmaku znajdziesz też w internecie. Odpowiedź przyślij SMS-em na numer 7257 (koszt wysłania SMS-a wynosi 2,46 zł z VAT). Na początku SMS-a napisz: REPORTER KAJMAK i dopiero potem swoją odpowiedź. Na odpowiedzi czekamy do 17 grudnia. Ogłoszenie wyników 21 grudnia w naszej gazecie. Dwie osoby, które udzielą najbardziej oryginalnej odpowiedzi wygrają po 400 zł. Ciasto kajmakowe ROZRYWKA WYNIKI KONKURSÓW Konkurs: Co powiedziała pani Irenka? Tym razem nasza komisja konkursowa doceniła nieco abstrakcyjną odpowiedź, której udzielił pan Tomasz ze Święciechowy: „Może mi pani opowiedzieć historię tej szafki?” Pan Tomasz wygrywa 100 zł Spółdzielnia Mleczarska w Gostyniu ul. Wielkopolska 1, 63-800 Gostyń tel. +48 65 575 22 00 tel. +48 65 575 22 18 Biszkopt: 5 jaj, 5 łyżek cukru, 2,5 łyżki mąki ziemniaczanej, 2,5 łyżki mąki tortowej, 1 łyżeczka proszku do pieczeniaWykonanie: Jajka ubić mikserem z 5 łyżkami cukru. Następnie do dobrze ubitej masy wsypać stopniowo mąki wymieszane z proszkiem do pieczenia i delikatnie wymieszać. Tak przygotowane ciasto wylać na blachę wcześniej wysmarowaną masłem i wyłożoną pergaminem. Biszkopt upiec w piekarniku. Czas 15 minut, temperatura 160 °C – 180 °C. Masa budyniowa: 0,5 l mleka UHT SM w Gostyniu, 0,5 szklanki cukru, 4 żółtka, ¾ szklanki mąki pszennej, ½ kostki masła extra 250 g SM w GostyniuWykonanie: Mleko z cukrem zagotować. W części mleka rozmieszać żółtka i mąkę. Następnie wszystko wlać do gotującego mleka i wolno zagotować do uzyskania masy budyniowej. Przestudzoną masę budyniową ucieramy z ½ kostki masła Masa: 1 puszka mleka słodzonego gotowanego 510 g SM w Gostyniu Bita śmietana: 0,5 litra śmietanki UHT 30 % SM w Gostyniu, 2 łyżeczki żelatyny, 2 śmietan-fix, 1 łyżka cukry pudru. Wykonanie: Śmietankę UHT ubijamy do bitej śmietany – przed końcem ubijania dodajemy cukier puder, żelatynę rozpuszczoną w jak najmniejszej ilości wody oraz śmietano- fix. Do wykonania ciasta potrzebujemy dodatkowo: 1 dużą paczkę krakersów i 2 paczki ciastek petitków. Kolejność przekładnia ciasta: biszkopt, masa budyniowa, petitki, krówka – kajmak, krakersy, bita śmietana. Na bitą śmietanę ucieramy czekoladę (tarką na grubych oczkach) kajmak 510 g. oraz 0,5 lub 0,7 l. wódki czystej 40% (zależnie od preferencji) mocno wymieszać np, w melakserze i gotowe ps. podawać schłodzone 2x 400zł Fundatorem nagrody jest Spółdzielnia Mleczarska w Gostyniu. Regulamin konkursu dostępny na stronie internetowej www.reporterleszczynski.pl oraz w siedzibie organizatora. Organizatorem konkursów jest Agencja Promocyjna Ajak A. Jakubowski wydawca Reportera Leszczyńskiego KRZYŻÓWKA Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu, uporządkowane od 1 do 33 utworzą pytanie. Wymyśloną przez siebie odpowiedź przyślij SmS-em na numer tel. 71 43 (koszt SmS-a 1,23 zł z VAT). UWAGA! Na początku SmS-a napisz wpierw dwa słowa REPORTER KRZYZOWKA a dopiero potem swoją odpowiedź. Autorzy najbardziej oryginalnych odpowiedzi wygrają książki. Tym razem w puli nagród są cztery książki wydawnictwa REPLIKA Rozwiązanie krzyżówki z Reportera leszczyńskiego nr 17 (88): CZASEm fOTEL WŁADZY PChA SIę KOmUŚ SIŁą POD SIEDZENIE autor: Maciej Wendowski Poziomo: 1) rzemiosło zajmujące się wyrobem tkanin, 7) niejeden w książce kucharskiej, 11) mityczna istota o postaci konia, z torsem i głową człowieka, 12) pryska z ogniska, 13) część krzesła (dla pleców), 14) zaczyna się w czerwcu, 15) wycinka lasu, 16) dżinsy lub szarawary, 17) strumień płynącej wody, 18) cienki makaron, 19) lwia ... - ozdobna roślina ogrodowa, 20) hibiskus, 22) nie warto z nim igrać, 25) wygrał milion, 30) najdłuższy równoleżnik, 31) dodatek do umowy, 33) wsteczne w samochodzie, 34) pan na Olimpie, 35) reklamowy drobiazg, 36) cerkiewny obraz, 37) chodzi po niej żebrak, 38) porasta pnie drzew, kamienie, 39) Philippe, 1930 – 2006, aktor francuski (Wielkie żarcie, Kino Paradiso), 40) gra w karty, 41) brednie, banialuki, 42) nie jada mięsa, 43) kiepski futbol. Pionowo: 2) rzuca za 1, 2 lub 3 punkty, 3) brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie, 4) model Škody, 5) wysnute z dysputy, 6) wieś z pałacem Mielżyńskich, położona 13 km na wschód od Leszna, 7) zapowiedź pogody, 8) drobinka piasku, 9) miłe złego … (lecz koniec żałosny), 10) miesiąc żniw, 17) zapasowa do maszyny, 21) wazeliniarz, 23) snuje fantastyczne historie, 24) brat Prometeusza, ożenił się z Pandorą i otworzył jej puszkę, 25) Tym lub Lem, 26) słodka tabliczka, 27) majątkowa umowa między małżonkami, 28) faworki, 29) zuchwała pewność siebie połączona z lekceważeniem innych, 32) do mycia włosów, 33) ziółko dla zakochanych. 4x książka PODWYŻKA 35 000 EGZEmPLARZY Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 3 Horrendalna podwyżka za śmieci W całym regionie opłaty za wywóz śmieci od stycznia 2017 roku szybują w górę aż o 27 i 45 procent. Wśród współwinnych podwyżek wymieniani są: zasiłek 500plus (poważnie!) oraz Ukraińcy (serio!). Nam się natomiast wydaje, że swój udział mają też urzędnicy z Komunalnego Związku Gmin Regionu Leszczyńskiego ((KZGRL) KZGRL to urzędniczy twór powołany do życia na naszym terenie w grudniu 2012 roku wraz z nową ustawą o odpadach. Związek tworzy 18 gmin regionu leszczyńskiego, w których żyje ponad 249 tysięcy mieszkańców. Żyje i... produkuje odpady, a zadaniem KZGRL jest między innymi organizacja odbioru i zagospodarowania tych odpadów. Oczywiście rzecz jest bardzo skomplikowana logistycznie i nie czas i miejsce, by ją teraz doREKLAMA kładnie analizować. Najważniejsze, że to właśnie komunalny Związek Gmin Regionu Leszczyńskiego pobiera od nas opłaty za wywóz i zagospodarowanie śmieci, a z zebranych pieniędzy wynajmuje wyspecjalizowane w tym firmy. Przyznać należy, że związek wywiązuje się bardzo dobrze z większości zadań. Zorganizowano sprawnie działający system, który w znacznej mierze zredukował problem dzikich wysypisk śmieci i zjawisko niekon- trolowanego pozbywania się odpadów. Oczywiście za wszystko płacimy my, mieszkańcy: od trzech lat 9 zł za osobę miesięcznie gdy zadeklarowaliśmy, że u siebie w domach będziemy segregować śmieci (do oddzielnych worków papier, plastik, szkło i metal, a do kubłów resztę), 15 zł płacą ci, którzy segregować nie chcą. Od stycznia stawki idą horrendalnie do góry: pierwsza skacze do 11,50 zł (o 27 procent), druga do 22 zł (o 45 procent). Czy taka skala podwyżki była usprawiedliwiona? Urzędnicy z KZGRL twierdzą, że tak. Ja uważam, że gdyby związek jednak bardziej się postarał, skala podwyżki mogłaby być mniejsza. Dlaczego? Odbiór i zagospodarowanie śmieci kosztuje. W 2015 roku KZGRL za każdą tonę odpadów w kubłach (to tak zwane odpady zmieszane) płacił firmom (np. leszczyńskiemu MZO) 421 zł! W tej kwocie mieści się koszt transportu (139 zł/tona) i koszt zagospodarowania (282 zł/tona). Związek płacił też za wywóz śmieci przez nas posegregowanych do worków. Tutaj koszt jest znacznie niższy i wynosi... 1 zł. Dlaczego tak mało? Bo na segregowanych odpadach (plastik, papier, szkło, metal) odbiorca czyli np. MZO zarabia. Tonę białych plastikowych butelek można sprzedać nawet za około 1000 zł. Największy wpływ na podwyżkę ma duży wzrost ilości przyjmowanych odpadów Wynika z tego, że głównym kosztem dla KZGRL (czyli dla nas, płatników) jest wywóz i zagospodarowanie odpadów zmieszanych (tych z kubłów). MZO od przyszłego roku chciaREKLAMA ło podwyższyć cenę za ich zagospodarowanie z 282 zł do 340 zł/tonę, ale nie zgodzili się na to udziałowcy tej spółki (czyli samorządy). Podnosi za to w Lesznie cenę transportu ze 139 zł do 179 zł/tonę i to niewątpliwe ma wpływ na podwyżkę naszych opłat. Jednak zważywszy, że to tylko jeden z elementów kosztów nie tłumaczy wzrostu opłat aż o 27 procent. A co ją tłumaczy? Przewodniczący KZGRL Eugeniusz Karpiński twierdzi, że największy wpływ na podwyżkę ma duży wzrost ilości przyjmowanych odpadów. W porównaniu z rokiem 2015 w bieżącym roku ilość odpadów wzrośnie o 6 procent. Jasne, że im więcej jest zbieranych odpadów, tym więcej KZGRL musi płacić (bo płaci za każdą tonę) firmom za transport i zagospodarowanie. Z drugiej strony stawka płacona przez mieszkańców jest stała, co w konsekwencji prowadzi do konieczności jej podwyższenia. Mieszkańcy regionu leszczyńskiego produkują bardzo dużo śmieci – rocznie każdy z nas wytwarza ich aż 342 kilogramy, podczas gdy średnia w Wielkopolsce wynosi 301 kg, a w Polsce jeszcze mniej. Karpiński mówi, że ze współpracownikami próbowali dociec co jest przyczyną dużego wzrostu ilości odpadów. A taki trend obserwują od lutego 2016 4 roku. Jedna z hipotez winą obarczała zasiłek 500plus, który doprowadził do zwiększenia konsumpcji, czyli większych zakupów i przez to zwiększenia ilości odpadów. Druga teoria winę przypisywała kilku tysiącom Ukraińców, którzy mieszkają i pracują w naszym regionie, produkują odpady, ale za ich odbiór nie płacą. Obie teorie chyba zbyt upraszczają postać rzeczy. Prawdopodobnie, jakkolwiek zabawnie to zabrzmi, przyczyna tkwi w rosnącej zamożności mieszkańców, którzy więcej konsumują, więcej kupują i więcej wyrzucają. W KZGRL tłumaczą, że po zsumowaniu kosztów (obok odbioru i zagospodarowania odpadów z nieruchomości, także innych kosztów takich jak: utrzymanie tzw. PSZOK-ów, czyli 18 punktów selektywnej zbiorki odpadów komunalnych, kosztów administracyjnych, kosztów edukacji ekologicznej, do prowadzenia której KZGRL jest też zobowiązany) oraz prognoz dotyczących przyrostu masy śmieci wyszło, że podwyżka musi wynieść 27 procent. Z kolei 45-procentowa podwyżka opłaty za odbiór odpadów nieposegregowanych ma przede wszystkim sprawić, by ludzie jednak zaczęli je segregować w domach. Tutaj akurat jestem za, bo, moim zdaniem, tylko segregacja może doprowadzić do obniżenia kosztów całego REKLAMA Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. systemu. I dlatego bardzo żałuję, że KZGRL, moim zdaniem, nie robi w tym względzie tyle ile powiniem. I w tym sensie uważam, że urzędnicy także w pewnym stopniu przyczynili się do tak poważnej skali podwyżki. Dlaczego tak sądzę? Gdy w KZGRL spytać o edukację natychmiast pokażą tabelki, w których wyliczają, ile szkół, klas i uczniów objęli nią. Nie przypominam sobie za to żadnej kampanii społecznej promującej i zachęcającej do segregowania W ubiegłym roku zebrano w regionie ponad 75 tysięcy ton odpadów. Z tego prawie 65 tysięcy ton to były odpady zmieszane, te z kubłów, dla nas najdroższe. Jedynie 5700 ton to były odpady posegregowane już w domach, czyli te z worków, w odbiorze złotówka za tonę. Kolejne 4055 ton zebrano w PSZOK-ach (tu głównie ludzie przywożą odpady uciążliwe: gruz, papę, skoszoną trawę, opony, meble, sprzęt rtv i agd itp.), ale tylko 108 ton z tego stanowiły plastik, papier, szkło i metal, czyli te najcenniejsze frakcje, na których można zarobić. Bo we współ- 35 000 EGZEmPLARZY czesnym świecie na śmieciach można zrobić interes, ale nie na każdych. Tylko dalsza sprzedaż plastiku, szkła, metalu, papieru jest dochodowa. Łącznie w powyższej wyliczance tych „cennych” odpadów mamy więc 5808 ton (5700 plus 108). Niewiele jak na ogólną ilość ponad 75000 ton. A teraz najlepsze. Wróćmy do wspomnianych już 65 tysięcy ton odpadów zmieszanych, które trafiają do składowiska w Trzebani. Zanim zostaną złożone w kwaterach, są one tam jeszcze sortowane. Sortowane po to, by z tych zmieszanych śmieci odzyskać jeszcze plastikowe butelki, szkło, papier, metal. To bardzo interesująca sytuacja z punktu widzenia MZO. Po pierwsze firma otrzymuje 491 zł za każdą tonę odebranych odpadów zmieszanych. Po drugie sortuje je i jeszcze wyciąga z nich dodatkowe pieniądze. I trudno ją ganić za to, że zarabia. Ale jeśli ktoś zarabia, to ktoś inny dopłaca. Kto? No KZGRL, czyli my. Bo zastanówmy się co by było, gdyby te wysegregowane z odpadów zmieszanych w Trzebani butelki, szkło i inne, zostały już wysegregowane u źródła, czyli w domach? Przede wszystkim KZGRL (czyli my) płaciłby za ich transport nie 491 zł, a tylko złotówkę. Bo w interesie KZGRL (czyli naszym) jest doprowadzenie do sytuacji, by w ogólnej ilości odbieranych śmieci odpady zmieszane (czyli te drogie w odbiorze) stanowiły jak najmniejszą część, bo wtedy będzie dla nas taniej. Związek powinien robić wszystko, by skutecznie uczyć ludzi jak i dlaczego warto segregować odpady już u siebie w domu. Czy uczy? Mam wątpliwości. A przecież jednym ze statutowych zadań KZGRL jest prowadzenie działań informacyjnych i edukacyjnych w tym zakresie. W rocznym budżecie wynoszącym ponad 33 miliony złotych, aż 5,5 procent to pozycja pod nazwą „koszty administracyjne i edukacja ekologiczna”. To niebagatelna kwota około 1,8 mln zł w skali roku. Gdy w KZGRL spytać o edukację natychmiast pokażą tabelki, w których wyliczają, ile szkół, klas i uczniów objęli edukacją (- Bo dziecko najłatwiej nauczyć – mówią). Ale to przecież nie dzieci na co dzień segregują w domach odpady. Mieszkam w Lesznie i może ze dwa razy dotarła do mnie ulotka ze stosowną instrukcją. Nie przypominam sobie za to żadnej kampanii społecznej promującej i zachęcającej do segregowania, bo tylko ono może obniżyć koszty systemu i skalę podwyżek. Przy takich różnicach kosztów odbioru odpadów zmieszanych i posegregowanych nie może być inaczej. Czy gra jest naprawdę warta PODWYŻKA świeczki? Jednym ze wskaźników obrazujących skuteczność działań takich instytucji jak KZGRL jest tak zwany poziom recyklingu papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. KZGRL chwali się bardzo wysokim wskaźnikiem na poziomie 36,5 procent. Wzór na poziom recyklingu uwzględnia między innymi liczbę mieszkańców, masę wytworzonych odpadów na mieszkańca, wskaźnik dla danego terenu i masę wyselekcjonowanych odpadów. Jeśli by ten wskaźnik obliczać tylko dla ilości odpadów wyselekcjonowanych w domach i PSZOK-ach (w sumie to 5808 ton) wyniósłby on ok. 28 procent. Faktycznie wynosi on aż 36,5 procent, bo uwzględniono też odpady wyselekcjonowane w Trzebani przez MZO z masy odpadów zmieszanych (kosztujących nas 491 zł/tona). Nie wiem, ile MZO uzyskuje tam ton plastiku, papieru, szkła i metali, ale sądząc po różnicy w wyliczeniach wskaźnika poziomu segregacji musi to być ilość niebagatelna. Gdyby tę niebagatelną ilość ton udawało się wyselekcjonować już u źródła, czyli w domach, gdyby nauczyć mieszkańców, jak to się robi, wtedy być może można byłoby obniżyć stawki za śmieci, a już na pewno ograniczyć skalę podwyżek. I tyle. ARKADIUSZ JAKUBOWSKI LUDZIE 35 000 EGZEmPLARZY Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 5 REKLAMA Zawodowo spełniam marzenia W sześćdziesięciu sekundach zamknęła swoją miłość do kina i to była jej przepustka do jury Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza w Poznani. W jednej minucie opowiedziała siebie REKLAMA lustrzankę wiedziała, że nie chce robić zdjęć byle jakich. Alicja – Z dzieciństwa najbardziej lubię bajkę „Alicja w Krainie Czarów” w animacji Disneya, bo pokazuje siłę wyobraźni. Przecież w robieniu zdjęć właśnie chodzi o poruszenie jej najcieńszych strun. Kiedy w kinach pojawiła się wersja filmowa bajki według Tima Burtona, bała się, że ten dorosły facet zniszczy jej dziecięcą wizję. Roxana nie lubiła reżysera, który miał na koncie filmy „Sok z żuka” czy „Edward Nożycoręki”. Ale w kinie pokochała jego „Alicję”, zachłysnęła się Timem Burtonem. Roxana zdecydowała się zrobić sesję fotograficzną w klimacie ulubionej bajki. Koleżankę z klasy namówiła do pozowania. (Po kilku latach dziewczyny nadal współpracują przy ważniejszych projektach Roxany. – Wiem, fot. Roxana Lewandowska – Kiedy ktoś mnie pyta kim chcę być w przyszłości, odpowiadam – Roxaną Lewandowską. Chcę być własnym głosem, a nie czyimś echem. Rozmowę z 17-latką z Leszna zaczęłam od pytania, które pierwsze przyszło mi do głowy: gdzie jej pasja fotografowania miała początek? – To jest zawsze najgłupsze pytanie – Roxana Lewandowska walnęła prosto z mostu. Ale jako dobrze wychowana osoba odpowiedziała, że od sześciu lat wędruje z aparatem fotograficznym, że to się zaczęło w pierwszej klasie gimnazjum, że nie wyobraża sobie życia bez robienia zdjęć. Potem opowiedziała mi jak w domu znalazła radziecką Smienę – prezent taty na pierwszą komunię. Aparat nie działał, ale wyobraźnia tak. W głowie pootwierały się szuflady, do których Roxana powkładała swoje myśli i wizje. Gdy dostała pierwszą Bajkowa Alicja w lesie. Autorka zdjęcia na to ujęcie długo czekała że ona sprosta temu, czego od niej oczekuję.) Plenerem był las. Modelka niczym bajkowa Alicja miała loki i białą sukienkę. Rekwizytem była filiżanka – nawiązanie do przyjęć herbacianych z Kró- likiem i Szalonym Kapelusznikiem. – W pewnej chwili wyłoniło się stado jeleni. Modelka zrobiła minę, na którą czekałam – była naturalnie zdumiona. Przez ponad sto zdjęć próbowałam z niej wydobyć konkretne emocje, a w tej jednej chwili to się stało, przez zupełny przypadek. Długo to właśnie zdjęcie było moją wizytówką. Roxana lubi bazować na emocjach. – Nie zależy mi na zdjęciach, na których ludzie chcą tylko dobrze wyglądać. Pracuję z tymi, którzy w stu procentach poddają się temu o co ich proszę. Nie chcę by udawali, ale żeby byli prawdziwi. Staram się im w tym pomóc, nie będąc kimś z boku, ale stając się uczestnikiem wydarzenia. Rozmawiam, czekam, obserwuję i w pewnej chwili łapię najlepszy moment. Tak było w trakcie jednej z sesji na rynku w Lesznie. Miałam wizję zdjęcia dziewczynki z zapałkami. Modelka była 6 Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 35 000 EGZEmPLARZY LUDZIE REKLAMA owinięta kocem, obmalowana, trzymała zapałki. Robimy zdjęcia, a nagle jeden, potem kolejny przechodzień rzuca jej pieniądze. To było fajne. Czyli kogoś poruszył ten widok. jego domu, w którym nie było luksusów. Zobaczyłam prawdziwą Dominikanę i zwyczajnych ludzi, którzy myją się w wodzie płynącej obok domu. Zatrzymałam to w kadrach filmów, które tam kręciłam. Słowo, dźwięk, obraz Autorytety W 2009 roku Roxana poszła na wieczór poetycki Krystyny Grys. fot. Roxana Lewandowska Roxana w tym co robi, chce zatrzymywać obraz świata. Zdjęcia to jedno. Film to drugie. Pisanie to trzecie. – Zawsze miałam nadmiar pasji. Może przez to nie jestem typową nastolatką. Dziękuję, że mam fotografię i pisanie, bo nie mam czasu na bezcelowe imprezowanie. Nawet się cieszę, że odstaję od tłumu, tworząc własną ścieżkę. Nie chcę być echem, ale własnym głosem. Jeśli ktoś zadaje mi pytanie, kim chcę być w przyszłości, odpowiadam, że Roxaną Lewandowską. Lubię robić takie rzeczy, które zaowocują w przyszłości. Lubię wychodzić z ram. Dobrze się tak rozwarstwiać? – Daleko nie szukać. Stanisław Grochowiak pisał wiersze i prozę, malował. Nie ma nic złego w chodzeniu tyloma ścieżkami. Roxana uważa, że każda podróż zaczyna się od wyjścia z domu. Nigdy nie zapomina zabrać ze sobą urządzeń, które rejestrują obraz i dźwięk. Dziewczyna nie chce czegoś przegapić. Tłumaczy, że ogląda świat wybiórczo, detalami. Patrzy na niego nie oczami, ale poprzez obiektyw aparatu fotograficznego. – Na ulicy zobaczyłam mamę z dzieckiem. Szli, a dziecko trzymało w ręce misia, tak jakby go prowadziło. Wiem, że za jakiś czas wykorzystam ten epizod w jakiejś sesji bądź filmie. Często jest tak, że pomysły do mnie wracają. Zapamiętuję sny, bo one też mnie inspirują. Sporo dają mi podróże po świecie, a właściwie ludzie, którzy tworzą klimat miejsca. Staram się być podróżnikiem, nie turystą. Dlatego będąc z rodzicami na Dominikanie pojechała w miejsce, którego nie wpisano do przewodnika. – W hotelu poznałam dziewczynę, która w nim pracowała. Fajnie nam się rozmawiało. Zabrała mnie do swo- płakać. Oczyszczają się oczy, a potem lepiej widzi się świat. Jeśli moje wiersze mają być wrednym uderzeniem w twarz, że aż lecą łzy, to dobrze. Lepiej się obudzić teraz niż za 30 lat. Siedemnastolatka ma nadzieję, że świat o niej usłyszy. To tak po trochu się dzieje. Roxana razem z koleżanką Danką Sikorską organizuje spotkania poświęcone literaturze, a właściwie pi- REKLAMA Roxana bazuje na emocjach. Stara się, by jej zdjęcia poruszały widza – Podobały mi się jej wiersze. Dostałam autograf. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Pięć lat później sama zaczęłam pisać i od razu wysłałam jej swoje wiersze, a ona zaproponowała spotkanie i rozmowę. Teraz jestem dumna, że mogę siedzieć obok Krystyny Grys – mojego autorytetu i porozmawiać jak dobre znajome. Roxana uważa, że ci, którzy czytają jej wiersze uznają je za autobiograficzne, a to nieprawda. – Staram się tylko poruszać w ludziach emocje. Piszę o tym co mnie otacza. Lubi patrzeć na reakcje tych, którzy słuchają jej poezji, oglądają zdjęcia i filmy. – Wtedy najwięcej wyczytuję z ich twarzy. Płaczą albo się śmieją, a sztuka musi wywoływać emocje. Kiedy po raz pierwszy publicznie czytałam swoje wiersze wiele osób płakało. To było takie „wow” – moje wiersze to sprowokowały. I wiem, że dobrze czasami po- sarzom i poetom, którzy nie byli „grzeczni” np. Charles Bukowsky albo Rafał Wojaczek. Spotkania odbywają się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lesznie. Roxana wygrała konkurs na teledysk do poezji Stanisława Grochowiaka, który odbył się w czasie Festiwalu Grochowiaka w Lesznie. W końcu przyjęto ją do jury Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza w Poznaniu. Najpierw jednak musiała wykonać zadanie. – Miałam minutę na wyrażenie tego, czym jest dla mnie film. Kiedy czytałam regulamin wpadały kolejne pomysły. Skoro jednak film jest dla mnie całym życiem pokombinowałam z aparatem, zastosowałam proste cięcia kadru, by widz miał wrażenie, że kamera idzie za mną. W 60 sekundach padły nazwiska tych, których ceni najbardziej: Alana Rickmana, Tima Burtona, Vincenta Price, Walta Disneya. – Myślę, że ten festiwal to początek czegoś nowego. No i będę miała co dopisać do portfolio, gdy będę składać papiery na łódzką filmówkę. Roxana ma plan: nie chce być pionkiem w grze zwanej sztuką, chce w niej zaistnieć. – Póki co amatorsko zajmuję się fotografią, pisaniem, filmem, ale profesjonalnie spełniam marzenia Jedno z nich to znaleźć się blisko Tima Burtona, nawet gdybym tylko miała mu podawać kawę. Chciałabym kiedyś usiąść obok niego i porozmawiać. JUSTYNA RUTECKA-SIADEK ludzie • wydarzenia • historia • kultura • biznes Muzeum Okręgowe pl. J. Metziga 17 – wystawa „Ikony ze zbiorów Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze” Galeria Sztuki MO ul. G. Narutowicza 31 – wystawa Dokumenty z Archiwum Braci Czeskich wpisane w 2015 roku na Światową Listę UNESCO„Pamięć Świata” Galeria MBWA ul. Leszczyńskich 5 – wystawa: Michał Budny,, Miasto z innego snu'' Galeria 1001 Drobiazgów ul. Różana – wystawa „1001 portretów” Miejska Biblioteka Publiczna ul. B. Chrobrego 3 – „Moje miejsce na ziemi” – wystawa pokonkursowa 8.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 12:15 – Spotkanie sekcji fotograficznej UTW 8.12 Galeria MBWA ul. Leszczyńskich 5, godz. 13: 30 – wykład,, Gra znaczeń czyli kilka słów o symbolizmie'' 9.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 18:00 – „Niepokorna” – promocja książki Jolanty Bartoś 9.12 MOK ul. B. Chrobrego 3A, godz. 18:00 – koncert Chóru Chopin Zasłużony dla Kultury Polskiej z udziałem Olgi Bończyk 10.12 Rynek, godz. 10: 00 Jarmark Staroci 10.12 Galeria MBWA ul. Leszczyńskich 5, godz. 12:00 – Rodzinne Warsztaty Świąteczne 11.12 MO pl. J. Metziga 17, godz. 16:00 – Niedziela w muzeum: „Smaki Bożego Narodzenia”; bilety: normalny 5 zł, ulgowy 3 zł 12.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 11:00 – Wykład o literaturze: J. Małgorzata Halec dla słuchaczy UTW 13.12 MO pl. J. Metziga 17, godz. 17:00 – Na styku„W cerkwi czy w komputerze?” Gdzie znajdziemy prawdziwe ikony?”; bilety: normalny 5 zł, ulgowy 3 zł 13.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 17:30 – spotkanie z okazji XXX-lecia wprowadzenia stanu wojennego. W programie m.in. koncert Andrzeja Kołakowskiego 14.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 16:00 – „Kolorowe choinki”: warsztaty,, Biblioteczne skrzaty organizują plastyczne warsztaty'', wypożyczalnia dla dzieci i młodzieży 14.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 17:00 – Dyskusyjny Klub Książki dla dorosłych: Catherina Ingelman-Sundberg„Pożyczanie jest srebrem, a rabowanie złotem” 14.12 Ratusz Rynek 1, godz. 17:00 – Ratuszowe wieczory LTK 15.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 12:15 – spotkanie sekcji fotograficznej UTW 15.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 18:00 – „W przeddzień Powstania Wielkopolskiego. Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu 3-5 grudnia 1918 r.” wykład dr Marka Rezlera 15.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 19:30 – „Idą święta” pastorałki polskie zespoół Boogie Bron Band i goście 16.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 18:00 – koncert świąteczno-noworoczny Trio Stroikowe Zamku w Rokosowie 17.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 11:00 – Młodzieżowy Klub Książki: M. Johnson „W śnieżną noc”, wypożyczalnia dla dzieci i młodzieży 18.12 MO ul. pl. J. Metziga 17, godz. 15:00 – Rodzinna Akademia Sztuki: „Tradycje świąt Bożego Narodzenia”; bilety: normalny 5 zł, ulgowy 3 zł 19.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 17:00 – wieczór kolędowy uczniów, nauczycieli i rodziców Szkoły Podstawowej nr 12 w Lesznie 21.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, 16:00 – „Świąteczne ozdoby choinkowe”: warsztaty,, Biblioteczne skrzaty organizują plastyczne warsztaty'', wypożyczalnia dla dzieci i młodzieży 21.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 18:00 – Spotkanie z harcerzami i„Sokołem” 21.12 SP nr 3 pl. J. Metziga 14, godz. 18:30 – koncert gwiazdkowy,, Z Narodzeniem Jezusa było tak...'' 22.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 12:15 – spotkanie sekcji fotograficznej UTW 28.12 MBP ul. B. Chrobrego 3, godz. 16:00 – „Karnawałowe maski”: warsztaty,, Biblioteczne skrzaty organizują plastyczne warsztaty'', wypożyczalnia dla dzieci i młodzieży Program Teatru Miejskiego w Lesznie na str. 13. Szczegóły wydarzeń na stronach internetowych: Urzędu Miasta Leszna, Miejskiej Biblioteki Publicznej, Miejskiego Biura Wystaw Artystycznych, Miejskiego Ośrodka Kultury, Teatru Miejskiego, Muzeum Okręgowego, Galerii 1001 Drobiazgów. Perła w koronie miasta O kondycji najważniejszego symbolu całego Leszna, ale też o przeszłości i przyszłości ratusza z Maciejem Urbanem, Miejskim Konserwatorem Zabytków rozmawia Karolina Sternal Na co choruje leszczyński ratusz? On choruje na chroniczną wilgoć, przynajmniej od stu lat. Próbowano coś z tą wilgocią zrobić, ale wszelkie działania jakie podejmowano do naszych czasów nie przyniosły rezultatu. Niemcy chcieli nawet rozebrać ratusz. Powodem tego miał być właśnie kiepski stan techniczny budowli, gdyż nie dawali sobie rady z wilgocią. Sytuacji nie zmienił także ostatni remont przeprowadzony w połowie lat dziewięćdziesiątych. Wilgoć na murach ciągle się pojawia. Mało tego. Teraz mamy do czynienia już nie tylko z wilgocią, ale także z wykwitem na elewacji różnego rodzaju pleśni. Widać to gołym okiem, szczególnie na elewacji wschodniej, która w ciągu dnia jest mniej oświetlona. Wilgoć widać nie tylko na samym dole, ale także pomiędzy przyziemiem a pierwszą kondygnacją poniżej okien. Jaka może być przyczyna tego zjawiska? Na ścianach przyziemia zostały prawdopodobnie nałożone tynki renowacyjne, które wewnątrz swojej struktury gromadzą zarówno wilgoć, jak i niebezpieczne sole i dlatego to wszystko nie wydostaje się na zewnątrz. Jeżeli wyżej nie zostały one położone, to na zasadzie podciągania kapilarnego ta cała wilgoć przez cały czas wędruje w górę wewnętrzną częścią muru. Ona może przemieszczać się nawet na siedem, osiem metrów w górę i dlatego tak wysoko wykwita. Powodem tych wykwitów może być też kondensacja pary pochodzącej z lokalu gastronomicznego znajdującego się na parterze budynku. Dodam jeszcze, że najbardziej niepokojące zjawiska w formie tych ciemnych plam występują na nowej substancji muru, w miejscu zdjętych kamiennych elementów wystroju ratusza. fot. Karolina Sternal KIEDY, GDZIE I CO NA STARÓWCE Równolegle z rewitalizacją Rynku miasto chce zająć się ratuszem. Zanim jednak samorząd przystąpi do działania należy ustalić co trzeba zrobić, aby ratusz uleczyć z wilgoci. W tym celu zaprosił Pan do Leszna fachowców z Torunia. Poprosiliśmy o konsultacje panie z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika – Marię Rudy i Bożenę Zimnowodę-Krajewską, które bardzo dobrze się na tych sprawach znają. Wykonywały już tego typu ekspertyzy w całej Polsce i doprowadziły wiele obiektów do bardzo dobrego stanu. Obie panie przyjechały do Leszna, dokładnie obejrzały ratusz i pobrały kilka próbek tynku do dalszych analiz Leszczyński ratusz wymaga natychmiastowej pomocy. Trwają ustalenia jaką metodą zabytkowy obiekt powinien być odrestaurowany laboratoryjnych. Dopiero te analizy powiedzą nam coś więcej. Niewykluczone, że takich próbek będzie trzeba pobrać więcej na różnych wysokościach ratusza, na jego elewacji, aby zobaczyć skąd ta woda kapilarnie przesiąka – czy z samego gruntu, czy dopiero wyżej? Jeżeli się okaże, że w przyziemu jest bardziej sucho i mamy do czynienia z wilgocią na wysokości pierwszej kondygnacji, to możliwe, że to jest jakaś kondensacja pary w sklepieniach pozornych, które zostały założone tutaj podczas ostatniego remontu w latach dzie- więćdziesiątych. Dopiero kiedy ustalimy, gdzie tkwi przyczyna, można będzie ocenić jak jej zaradzić. Wartość ratusza to tylko sentyment nas mieszkańców? Ratusz jest najważniejszym budynkiem świeckim w mieście, nic bardziej interesującego w Lesznie w tej kategorii nie mamy. Przypomnę, że ratusz pochodzi z pierwszej połowy XVII wieku i pierwotnie wyglądał nieco inaczej. Początkowo był to renesansowy budynek z pładokończenie rozmowy str. 9 grudzień 2016 r. 35 000 EGZEmPLARZY To tu była Wielkopolanka Najstarsi pamiętają wnętrze kawiarni z okrągłymi stolikami i giętymi krzesłami. Nieco młodsi smak lodów i ciastek z ul. Łaziebnej. Później, za sprawą sklepu z cukierkami, też jeszcze było słodko. Od kilku lat finanse zastąpiły słodycze, a wygląd kamienicy chyba nigdy tak nie przyciągał wzroku przechodniów Gospoda fot. Archiwum Antoni Kantecki x5 Rynek 34. Prawie sto lat temu z tym miejscem swoje losy związała rodzina Kanteckich. I choć wśród przodków byli powstańcy, duchowni, publicyści, bibliotekarze, to do Leszna w 1920 roku przybył przedstawiciel innej gałęzi rodzinnych tradycji. Florian Kantecki był rzemieślnikiem – mistrzem cukiernictwa, wyrobu marcepanów, czekolady i cukrów. Jak byśmy współcześnie powiedzieli, ciągoty do gastronomii w rodzie Kanteckich sięgają dość odległych czasów. Na początku XIX wieku jeden z przodków wraz z ziemią i kawałkiem lasu, kupił też gospodę. Oprócz przypisanego do tego typu miejsca asortymentu jadła i napitków, w gospodzie handlowano również artykułami korzennymi. Jednym z synów właściciela majątku był Tomasz, ojciec Floriana Kanteckiego. Zanim jednak Tomasz założył rodzinę, jako powstaniec styczniowy trafił na Syberię. Wprawdzie udało mu się wrócić z zsyłki, ożenić i mieć dzieci, jednak nie nacieszył się rodziną zbyt długo. Zmarł, gdy Florian miał zaledwie trzynaście lat, a jego najmłodsza siostra siedem. Następne lata dla osieroconych dzieci nie były łatwym ani bogatym czasem. Prawdopodobnie to doświadczenie sprawiło, że Florian Kantecki – przyszły mieszkaniec Leszna i właściciel znanej w mieście kawiarni – tak bardzo starał się zapewnić swoim dzieciom szczęśliwe i dostatnie życie. Wybrał zawód cukiernika, którego przez kilka lat uczył się w Poznaniu. Zanim otworzył własną firmę, Leszno Styczeń 1920 roku. Leszno na mocy traktatu wersalskiego wraca do Polski. Spora część mieszkańców – Niemców i Żydów – nie chce mieszkać w granicach niedawno odrodzonej Rzeczpospolitej. Decydują się opuścić miasto i wyjechać do Niemiec. Ich miejsce zajmują Polacy, którzy ściągają do tego przygranicznego miasta z różnych stron kraju i spoza jego granic. Zaczyna się wielkie sprzedawanie i kupowanie. Sprzedają ci, którzy wyjeżdżają, a kupują ci, którzy chcą się w Lesznie osiedlić. Notariusze mają prawdziwe żniwa. Z rąk do rąk przechodzą apteki, warsztaty, firmy, place, domy. Wśród tych najcenniejszych są kamienice przy Rynku. Na kupno jednej z nich ma ochotę Florian Kantecki, mąż córki hotelarza, Zofii, ojciec pięciorga dzieci i właściciel cukierni przy ul. Kaliskiej 10 w Pleszewie. Przeprowadzka w nowe miejsce to niełatwa sprawa, tym bardziej, że kupno dwupiętrowej kamienicy z dużym lokalem na parterze i oficyną, to 1938 r. Dowództwo Armii Poznań w Lesznie, w tle kawiarnia Wielkopolanka Przez 18 lat Antoni Kantecki prowadził sklep z cukierkami Tak wyglądało wnętrze kawiarni Wielkopolanka przed wojną i tuż po niej W ubiegłym roku elewacja kamienicy została odrestaurowana niemały wydatek. Decyzja jednak zapada. Państwo Kanteccy zamykają cukiernię w Pleszewie, sprzedają co się da, kupują dom w Lesznie i otwierają Wielkopolankę, bo tak nazwali swoją cukiernię-kawiarnię. – Żeby kupić kamienicę, dziadek musiał zaciągnąć kredyt, bo nie miał tyle pieniędzy, aby za nią zapłacić – opowiada wnuk, Antoni Kantecki. – Takim widocznym do dzisiaj śladem po dziadku, jest balkon. Kamienica nie miała balkonu, a dziadek chciał go mieć, więc zarządził dobudowanie balkonu na pierwszym piętrze. Ten balkon przez wiele następnych lat był znakiem rozpoznawczym Kanteckich. Na każdą uroczystość, szczególnie na Boże Ciało, pięknie udekorowany w narodowe barwy i symbole. Zofia Decyzja o kupnie kamienicy okazała się z jednej strony trafna, gdyż na prawie następnych sto lat zapewniła rodzinie dach nad głową i możliwość utrzymania, jednak z drugiej strony naznaczyła koleje jej życia. Tak jak jego ojciec, tak i Florian nie doczekał sędziwej starości. Te trudne wydarzenia opisał w swoich wspomnieniach Lech Kantecki:„Ojciec i matka bardzo nas kochali. Ojciec był łagodny, pobłażliwy i pracowity. Chciał, aby nam było lżej, niż jemu. Z matką szanowali się i kochali. W 1922 roku ojciec przeziębił się. Długo chorował. Zdawał sobie sprawę, że nie wyzdrowieje, martwił się jak sobie mama nasza bez niego da rady. Do śmierci swojej przygotowywał nas synów. Mówił mi, Kanteccy nie splamili się. Zostawiam Wam czyste nazwisko i takie macie przekazać następcom.” Florian Kantecki zmarł w 1924 roku mając zaledwie 46 lat. Dla żony i dzieci, z których najstarszy Jan miał 15 lat, to była nie tylko strata męża i ojca. To był także ogromny strach o przyszłość, gdyż na rodzinie ciążył niespłacony dług za kupno kamienicy. Młodszy syn, Lech, po latach tak napisze: „Dom ciągle niespłacony, duże długi. Matka obejmuje kierownictwo, sama pięcioro dzieci i długi. Najzdolniejszy i najofiarniejszy z nas, Janek, mimo oporów matki, widząc jej pracę i obowiązki, postanawia jej pomóc. Występuje z gimnazjum i idzie na trzy lata na naukę cukiernictwa do Po- znania. Po zdaniu egzaminu czeladniczego wraca do Leszna i bardzo skutecznie pomaga matce łożąc na wykształcenie reszty rodzeństwa.” Pierwsze lata były zapewne najtrudniejsze, ale córka hotelarza, żona mistrza cukierniczego nie poddała się. Każdego dnia wyprawiała dzieci do szkoły, otwierała kawiarnię, zarządzała pracownikami, spłacała kredyt zaciągnięty na kupno kamienicy. Od momentu, gdy Jan wrócił z Poznania przez następne dziesięciolecia pracowali razem. Ona do wojny i kilka lat po niej w kawiarni, on w oficynie w piekarni, gdzie powstawały czarujące smakiem tory, ciastka, rogale. Wojna Wrzesień 1939. Do Leszna wkraczają Niemcy. Tym razem nie ma sprzedawania i kupowania. Polacy muszą oddać okupantom swój majątek. Dotyczy to także rodziny Kanteckich. Wprawdzie hitlerowcy pozwalają Zofii i jej rodzinie nadal mieszkać w domu przy Rynku, ale kawiarnię i piekarnię przejmują. Troje dzieci zostaje skierowanych do przymusowej pracy u Niemców. Odebranie majątku, to jednak nie jest najgorsza z rzeczy, jakie przyniosła ze sobą wojna. Dwóch synów nie wraca do domu. Lech, jako oficer Wojska Polskiego bierze udział w kampanii wrześniowej, a następnie trafia do niewoli, która kończy się dla niego pobytem w obozie koncentracyjnym w Mathausen. Przeżywa w nim 49 miesięcy do wyzwolenia i prawie natychmiast dołącza do II Korpusu we Włoszech, z którym następnie trafia do Anglii. Po zakończeniu wojny nie wraca do Polski. Zostaje zegarmistrzem i jednocześnie społecznie pracuje jako archiwista w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Londynie. Los najmłodszego, Kazimierza, jest tragiczny. Jako harcerz najpierw na ochotnika bronił Warszawy, później z grupą innych harcerzy przez Karpaty próbował dostać się do polskiej armii we Francji. Zostaje złapany, trafia do więzienia, a następnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Do matki docierają listy, w tym ten ostatni. Umiera 24 grudnia 1940 roku. Zmiany Gdy w styczniu 1945 roku na leszczyńskim ratuszu ponownie zawisła biało- 35 000 EGZEmPLARZY grudzień 2016 r. dokończenie rozmowy ze str. 7 skim dachem i attyką, z jego wystroju pozostało kilka rzeźbiarskich elementów z elewacji, obecnie przechowywanych na piętrze ratusza. Później parę razy zmieniał swoje oblicze. Obecna kolorystyka została nadana ratuszowi dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Przystępując do jego odnowienia chcemy przywrócić dawne kolory, a właściwie ich brak. -czerwona flaga, cieszyli się wszyscy. Mimo strat, cierpienia, śmierci Leszno znowu zaczęło się odradzać. Wracali jego mieszkańcy, otwierano szkoły, sklepy, zakłady. Na kamienicy Kanteckich ponownie pojawił się napis Wielkopolanka. Przy okrągłych, małych stolikach z marmurowymi blatami zasiadają goście, a w witrynie tuż przy wejściu wzrok przyciągają pierwsze powojenne wypieki Jana Kanteckiego i słynne na całe Leszno lody. Niestety po kilku latach Kanteccy ponownie tracą kawiarnię, która zostaje upaństwowiona. Zachowują jedynie prawo do prowadzenia swojej piekarni w oficynie. Niebawem przy ul. Łaziebnej udaje im się otworzyć małą cukiernię, w której sprzedają ciasta i lody. – Jako dzieciak pamiętam smak ciastek, szczególnie rogali wypełnionych taką wilgotną, makową masą – opowiada Antoni Kantecki. – Lody też były, ale nie takie jak kiedyś ze śmietany i jajek – nie pozwalał na to Sanepid. Wujek robił lody z cukru, wody, dodatków, ale też były dobre. Zofia Kantecka umiera w 1971 roku. Przeżyła swojego męża o prawie pół wieku i tak naprawdę to ona wspólnie z synem Janem spełniła jego marzenie o domu, cukierni i kawiarni w Lesznie. Cukierki – Gdy w 1989 roku zmieniła się sytuacja w naszym kraju, wiedziałem że przyszedł czas na zmiany także w moim życiu – mówi Antoni Kantecki. – Prowadziłem zakład tworzyw sztucznych pod Lesznem, który produkował nadkola do samochodów. Zapotrzebowanie na ten towar kończył się, bo z dnia na dzień przybywało konkurencyjnych produktów w sklepach motoryzacyjnych. Trzeba było szukać czegoś nowego. W pewnym momencie pojawił się pomysł na sklep z cukierkami. – Ponieważ reszta rodziny przystała na objęcie lokalu, który można było znowu odzyskać, to spróbowałem iść w tym kierunku. – opowiada dalej Antoni Kantecki. – Udało mi się nawiązać współpracę z Goplaną i otworzyłem firmowy sklep. Prowadziłem go 18 lat. I znowu Rynek 34 zaczął się kojarzyć z nazwiskiem Kantecki i słodyczami. Szeroki asortyment, dobra obsługa, zadbane wnętrze – to wszystko sprawiało, że klienci chętnie odwiedzali to miejsce. Szczególnie przed świętami ruch był duży. Do czasu. – Od 2000 roku dało się już zauważyć istotne zmiany – kontynuuje Antoni Kantecki. – Zaczęło przybywać sklepów wielkopowierzchniowych i taki sklep jak mój nie mógł konkurować cenami. Pomyślałem wtedy, że skoro rodzina przez tyle lat prowadziła kawiarnię (po upaństwowieniu prze wiele, wiele lat kawiarnia nosiła nazwę Ratuszowa), to może wrócić do tej tradycji. Niestety planów nie udało się zrealizować. Na przeszkodzie stanął konserwator zabytków, który nie przystał na rozbudowę tak, by kawiarnia zyskała większą powierzchnię i nowoczesne zaplecze. – Mimo wszystko jeszcze przez osiem lat kontynuowałem działalność. Ostatecznie w sierpniu 2008 roku zamknąłem sklep. Bank Ostatnie lata to nowa odsłona dla kamienicy. Miejsce dawnej kawiarni, a później sklepu z cukierkami, zajął bank, który wynajął nie tylko parter, ale też pierwsze piętro. Nowa funkcja wymusiła przygotowanie nowej przestrzeni. Dopełnieniem przeobrażeń był ubiegłoroczny remont całej elewacji od strony Rynku. Pozostała jeszcze oficyna od strony ul. Małej Kościelnej, czyli dawna piekarnia rodziny Kanteckich. Stan techniczny budynku wymusił konieczność jego rozbiórki. – Co dalej – zastanawia się Antoni Kantecki. – Na razie czekam. W tej chwili trudno przewidzieć co będzie ze Starówką, jakie skutki przyniosą działania miasta i czy rewitalizacja spowoduje ożywienie. Chcę wierzyć, że tak się stanie. KAROLINA STERNAL Czyli nie był malowany farbami? Tak, tyle już udało się nam ustalić, że ratusz nigdy wcześniej, przynajmniej w swojej fazie barokowej, nie był malowany farbami. Pierwsze analizy pobranych próbek tynków potwierdziły takie przypuszczenia. Kolorystyka ratusza wynikała z samej barwy i struktury zastosowanych tynków piaskowo-wapiennych oraz rzucanego światłocienia, który subtelnie podkreślał wykonaną w tynku dekorację i podziały architektoniczne elewacji, co w zupełności wystarczało, bez dodawania kontrastujących kolorów. Potwierdzają to też źródła ikonograficzne. W Muzeum Okręgowym w Lesznie znajduje się między innymi mały, realistycznie namalowany obraz olejny z pierwszej poł. XIX w., przedstawiający panoramę miasta z dominującą wieżą ratusza w takich właśnie piaskowych kolorach. Krótko mówiąc, obecnie istniejąca kolorystyka tego budynku, pomimo naszego przyzwyczajenia, jest nieprawidłowa i nie znajduje żadnego uzasadnienia źródłowego. Jeśli już mówimy o architekturze leszczyńskiego ratusza, to czy obecny kształt jest tym co zostało pierwotnie zaprojektowane? Pierwotny, późnorenesansowy budynek, z którego niewiele pozostało, powstał w latach 1637–1639 prawdopodobnie według projektu Krzysztofa Bonadury Starszego. Później ratusz co najmniej trzykrotnie płonął i był odbudowywany przez różnych budowniczych. Wiadomo, że w 1660 r. Marcin Woyda zbudował obecną wieżę. Żadne źródła natomiast nie potwierdzają wystarcza- nalezione oryginalne projektu zamku w Rydzynie. Wracając do współczesności i zamiarów związanych z rewitalizacją Rynku, elementem której ma być remont ratusza i jego zagospodarowanie. Od chwili, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych ratusz przestał być siedzibą magistratu pozostał wprawdzie najbardziej rozpoznawalnym symbolem Leszna, ale jednocześnie martwym symbolem. Są pomysły, aby do ratusza powrócili ludzie? My to nawet nazywamy takim ponad dwudziestoletnim pustostanem, rzadko kiedy użytkowanym. W momencie, gdy w połowie tego roku pojawiło się w strukturach Urzędu Miasta Leszna Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków prezydent Łukasz Borowiak zasugerował, aby razem z Biurem Promocji i Rozwoju Miasta umieścić je w przyszłości właśnie w ratuszu. Obecne biura tych wydziałów, znajdujące się w brzydkim i małym budynku przy Alejach Jana Pawła II 21a, nie zapewniają dostatecznych warunków do pracy, a jako mało reprezentatywne są wręcz zaprzeczeniem samej idei promocji miasta Leszna jako symbolu gospodarności, ładu i porządku. Tymczasem mamy tu na środku Rynku ten pustostan. Myślimy, że oba biura jak najbardziej mogą zafunkcjonować na drugim piętrze. Natomiast pierwsze piętro nadal będzie pełniło swoją funkcję reprezentacyjną, wystawową i konferencyjną, ale też będzie służyło jako sala ślubów. Na ostatniej kondygnacji nadal pozostanie galeria MBWA. Jakie Pan osobiście ma nastawienie do takiej zmiany miejsca pracy? To jest piękne miejsce, w którym przyjemniej będzie pracować, spotykać i rozmawiać z ludźmi oraz przekonywać ich, że pewne rzeczy przy zabytkach warto robić porządnie. Uważam, że miasto powinno dać przykład jak troszczyć się o to, co mamy najcenniejszego, o to co zbudowali dla siebie i dla nas nasi przodkowie. W grudniu zapraszamy na świąteczny Rynek Świąteczny nastrój pojawił się na Rynku już przed tygodniem, kiedy to Miejski Zakład Zieleni ustawił piękną choinkę. Ale tak naprawdę gwarno zrobiło się dopiero w niedzielę za sprawą Caritas Archidiecezji Poznańskiej, która zaprosiła na festyn „Mikołajkowe dobro ma barwy biało-niebieskie”. Były wspólne tańce, zabawy, konkursy z nagrodami, świąteczny kiermasz oraz żużlowcy leszczyńskiej Unii. Na początek pod ratuszem ścigali się żużlowiec Piotr Pawlicki, który wystąpił na quadzie, z rajdowym kierowcą Piotrem Rudzkim. Następnie była prezentacja drużyna, a po niej kibice mieli czas na zdjęcia i rozmowy z żużlowcami. Najważniejszym celem festynu było jednak wsparcie remontu nowej siedziby Domu Dziecka w Lesznie. Dwa dni później Rynek już w pełni rozpoczął świętowanie. 6 grudnia po- południu odpalono świąteczne iluminacje, otwarto Leszczyński Jarmark Świąteczny, a św. Mikołaj zaprosił dzieci do fabryki zabawek. Mieszkańcy fot. Karolina Sternal Wnętrze sklepu z cukierkami. Od lewej: Wioletta Polewicz, Kinga Majorek, Elwira Michalewicz oraz właściciel, Antoni Kantecki jąco udziału Pompeo Ferrariego w kolejnej przebudowie po pożarze w 1707 r. Przypisywane mu autorstwo obecnego wyglądu budynku opiera się jedynie na pewnych analogiach stylistycznych i jego związkom z rodziną Leszczyńskich. Z kolei poprzez powiązania z rodziną Sułkowskich z ostatnią przebudową prawdopodobnie miał coś wspólnego Dominik Merlini, autor między innymi warszawskich Łazienek. Ratusz jest zatem dziełem różnych artystów z różnych epok, a tak jak go widzimy obecnie, w późnobarokowej, klasycyzującej formie, powstał pod koniec XVIII wieku. Z tym, że w 1790 roku znowu spłonął i wówczas doszczętnie został zniszczony jego bardzo wysoki dach spadzisty – tzw. polski łamany, którego już nigdy nie odbudowano, ponieważ w kasie miejskiej brakowało pieniędzy, a niebawem wybuchły wojny napoleońskie. Co prawda wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego wyglądu ratusza bez wysokiego dachu i trudno sobie nawet dzisiaj wyobrazić jak on by z nim wyglądał, ale właśnie z tego powodu budynek ma nieco zachwianie proporcje. Tego nie widać z perspektywy Rynku, ale kiedy oglądamy rysunki elewacji, to da się zauważyć wielkie dysproporcje pomiędzy korpusem budynku, a bardzo wysoką wieżą. Jeśli już jesteśmy przy wieży, to chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na obecny zegar. Został on zamontowany w 1956 roku bez zgody konserwatorskiej. Chcemy to zmienić i przywrócić dawny ciemny zegarowy cyferblat, który wydawał się nieco większy od obecnego. Jestem przekonany, że te planowane, kompleksowe działania przy elewacji nadadzą ratuszowi piękny, dostojny wygląd. Z uwagi na wysokie koszty, problemy techniczne oraz wątpliwości o charakterze doktrynalnym, prawdopodobnie nigdy nie zostanie odbudowany spadzisty dach tego budynku. Zbyt wiele czasu upłynęło od jego zniszczenia w 1790 r. Mogłoby to się zmienić w przypadku odnalezienia nowych źródeł, a dodam, że wszystko jest możliwe, bowiem przykładowo całkiem niedawno w Rosji zostały od- z ciekawością zaglądali do straganów z jedzeniem, upominkami i rękodziełem. Na str. 10 pełny program Leszczyńskiego Jarmarku Świątecznego. grudzień 2016 r. 35 000 EGZEmPLARZY Program Leszczyńskiego Jarmarku Świątecznego Rynek, 6-23 grudnia 2016 r. godz. 14:00 – 18:00 Atrakcje: • Karuzela dziecięca „wenecka” • Kolejka reniferów • Domki lokalnych wystawców z bogatą ofertą: • Grzane wino, grzane piwo, kawa, • Pierogi, sałatki rybne, • Pierniki, ozdoby z pierników, makowiec, czekoladki • • • • • • • świąteczne, wyroby mięsne, sery twarogowe w sam raz na sernik, kapusta z grzybami, bigos, Soki naturalne, sery góralskie, bundz, bryndza, smalce, sery w zalewach, oscypki z grilla z żurawiną Lizaki świąteczne, Pieczywo i wyroby cukiernicze własnej produkcji Produkty medycyny naturalnej, kompozycje świąteczne, miody i kosmetyki naturalne Dekoracyjne przedmioty z drewna i jeansu, ozdoby świąteczne i artykuły dekoracji wnętrz, meble poddane stylizacji Wyroby warsztatu rękodzieła, stroiki, torby, pudełka, wieszaki, wazoniki Obrazy, grafiki Wystawcy: • Restauracja La Calma, • Restauracja Artisan • Smaki Regionów • Leszczyńskie smaki • Fundacja Zdrowa Natura • Warsztaty z Wyobraźnią • Centrum Integracji Społecznej • MBWA Iluminacje • Żywa choinka • Przejście-brama Prezent • Tron-siedzisko z prezentem • Kurtyny świetlne na Ratuszu • Siatki LED nad ulicami Wróblewskiego i Brackiej Wydarzenia: Warsztaty sobota, 10 grudnia, 14:00-16:00 • Karmniki dla ptaków • Gwiazdy-ozdoby z bibuły • Filcowe ozdoby świąteczne Pieczenie pierników niedziela, 11 grudnia 13:00 – 18:00 Zagroda żywych Reniferów sobota/niedziela, 17/18 grudnia, 10:00 – 18:00 Polski Związek Łowiecki, leszczyńscy myśliwi – gigantyczna zupa gulaszowa na dziczyźnie Scena Jarmarku „Na Starówce” powstaje we współpracy z Urzędem Miasta Leszna. Materiały przygotowuje Karolina Sternal 12 Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 35 000 EGZEmPLARZY KULTURA REKLAMA Muszą być spełnione co najmniej trzy warunki, by się dzieciom podobało: musi się sporo dziać, historia musi być prosta, zrozumiała i z happy endem, no i nie może trwać zbyt długo. Do tego rzecz jasna należy jeszcze dorzucić dobre wykonanie i atrakcyjne otoczenie, w którym historia się dzieje. No i gdy to wszystko połączymy – sukces murowany. Potwierdzeniem tego jest „Wyprawa”. To sztuka dla najmłodszych (przedszkole i pierwsze dwie, trzy klasy podstawówki). Przygody początkowo skłóconych ze sobą reniferka Ojo i elfika Toto dziejące się na scenie szybko wciągają widownie i to w sensie dosłownym. W sztuce istotnym elementem jest interakcja z młodą widownią, a o tym, że owa młoda widownia jest bardzo aktywna, przekona się każdy, kto na „Wyprawę” się wybierze. Gra dla dzieci wymaga od aktorów między innymi refleksu, gdy przychodzi podejmować zabawne dialogi właśnie z młodą publicznością. W „Wyprawie” oglądamy dwóch młodych aktorów: reniferkiem Ojo jest Filip Milczarski, elfem Toto Daniel Mosior. Sztuka trwa niecałą godzinę, a na scenie dzieje się naprawdę dużo. Aktorzy często schodzą ze sceny, pojawiają się tuż obok rzędów widowni, grają razem z dziećmi wciągając je w historię. To wszystko gwarantuje, że godzina mija jak z bicza trzasnął (także rodzicom), a na końcu zostajemy z morałem, że zgoda buduje. No niby takie oczywiste, ale jakoś nie bardzo w tym kraju to działa... KULTURA 35 000 EGZEmPLARZY REKLAMA Repertuar na styczeń 2017 1 niedziela 2 poniedziałek 3 wtorek 4 środa 5 czwartek 6 piątek 7 sobota 8 niedziela 9 poniedziałek 10 wtorek 11 środa 12 czwartek 13 piątek - godz. 19:00 A. Czechow, Wiśniowy sadreż. J. Tomaszewicz. III próba generalna z udziałem publiczności 14 sobota - godz. 19:00 A. Czechow, Wiśniowy sadreż. J. Tomaszewicz. PREMIERA 15 niedziela - godz. 19:00 A. Czechow, Wiśniowy sadreż. J. Tomaszewicz. PREMIERA 16 poniedziałek 17 wtorek 18 środa 19 czwartek 20 piątek – godz. 10:00, 12:00, 17:00 P. Jachowicz, Wyprawa reż. J. Sołtysiak 21 sobota – godz. 17:00 P. Jachowicz, Wyprawa reż. J. Sołtysiak 22 niedziela – godz. 19:00 (scena kameralna) W. Szymanowska, Grubaskareż. B. Baraniak 23 poniedziałek 24 wtorek 25 środa 26 czwartek 27 piątek – godz. 12:00, 19:00 G. Zapolska, Moralność Pani Dulskiej reż. P. Grabowski 28 sobota 29 niedziela – godz. 19:00(scena kameralna) D. Greig, G. Mcintyre, Przesilenie reż. A. Gryszkówna 30 poniedziałek 31 wtorek Ceny biletów - normalny 35 zł, ulgowy 25 zł - do nabycia w kasie Teatru Miejskiego (telefon 65 529 92 70) i na www.bilety24.pl . Wejściówki na próby generalne - w cenie 10 zł - do wykupienia w Kasie Teatru tydzień przed próbą generalną. Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 13 14 REKLAMA Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. Biuro reklam i ogłoszeń 730 388 885 [email protected] 35 000 EGZEmPLARZY PROMOCJA Lokal użytkowy w centrum Leszna do wynajęcia (handel, usługi itp.) 32 metry kwadratowe ul. Leszczyńskich 21 tel. kom. 505 017 320 KSIĄŻKA 35 000 EGZEmPLARZY Nr 19 (90) 15 8 - 20 grudnia 2016 r. REKLAMA Wysłodki cz. II Publikujemy drugą część wspomnień Łukasza Koniecznego zawartych w książce Wysłodki. To nostalgiczna opowieść o Gostyniu oraz czasach dzieciństwa i młodości spędzonych w tym mieście Muzyka i ping-pong W podstawówce miałem dwóch najlepszych kumpli, też Łukaszów. Jeden Łukasz był wysoki, ja byłem średni, a trzeci niski. Super wyglądaliśmy, stojąc obok siebie na apelu szkolnym, lub prężąc dumnie pierś przy odliczaniu na weufie. Oprócz tego, że się bardzo kolegowaliśmy, razem słuchaliśmy muzyki. Ojciec jednego z nas był melomanem. Przez jakiś czas pracował za granicą i kupił za dolary – jak na tamte czasy, czyli końcówkę lat osiemdziesiątych – kosmiczny sprzęt grający: wzmacniacz i CD firmy Technics. Gdy mieliśmy lekcje na południową zmianę, przychodziliśmy do mieszkania kolegi, słuchaliśmy razem muzyki i oczywiście się wygłupialiśmy, jak to chłopaki z podstawówki. Tata kolegi miał pokaźną kolekcję płyt analogowych, ale również przywiózł zza oceanu kilkadziesiąt płyt kompaktowych. Nie słuchał punka, jednak to z jego płyt pierwszy raz usłyszałem The Police czy The Talking Heads. Płyty analogowe, ostrożnie wyciągaliśmy z okładek oraz folii i bardzo ale to bardzo delikatnie kładliśmy na talerz gramofonu, po czym wciskaliśmy guzik i muzyka grała. Nie pamiętam, które płyty nam się wtedy najbardziej podobały, ale to nie było najważniejsze. Najważniejsze było to, że spędzaliśmy razem czas i że mamy pewnie do dziś wspólne muzyczne DNA. Oprócz muzyki łączyło nas coś jeszcze. Tym czymś był ping-pong. W połowie podstawówki dwa razy w tygodniu nasza trójka i jeszcze jeden kolega, graliśmy w tę grę w niewielkiej salce w budynku spółdzielni mieszkaniowej na tak zwanych Górach. Kolega był potrzebny do debla, bo przy deblu jest największa frajda. Można robić niesamowite ścinki i posyłać podkręcone piłeczki na kanty stołu. Przed meczami kupowaliśmy w spożywcza ku wodę grodziską w szklanych butelkach. W salce nie otwieraliśmy okien, a podczas gry pić bardzo się chciało. Każdy miał inną rakietkę, więc by było sprawiedliwe często się nimi wymienialiśmy. Gdy skończyła się podstawówka, skończył się też ping-pong. Zaczęły się dziewczyny. Ale to już była zupełnie inna gra. Łukasz Mniejszy Z dwóch moich najlepszych kumpli Łukaszy z podstawówki, Łukasz Mniejszy zawsze chciał być i najczęściej był we wszystkim pierwszy. Pierwszy pojawiał się w szkole, choć miał do niej najdalej z wszystkich nas. Pierwszy miał wieżę stereo marki Schneider z osobnymi głośnikami. Zestaw posiadał dwie szuflady, więc mógł przegrywać muzykę z kasety na kasetę, co było bezcenną wartością. Pierwszy chciał grać w tenis ziemny i zaraził do tej gry innych. Pierwszy też miał prawdziwe adidasy, a także frotkę na rękę i czoło z prawdziwej froty. Pierwszy dostał od rodziców gitarę akustyczną i pod koniec podstawówki grał już na niej kawałki Tiltu i Sztywnego Pala Azji zarówno szybkie, jak i te wolniejsze. Chyba jako pierwszy z nas miał też dziewczynę, ale tu mogę się mylić, bo w podstawówce one nas jakoś tak za bardzo nie interesowały. Za to na pewno jako pierwszy widział nagą dziewczynę i opowiedział kilku wtajemniczonym kumplom wszystkie szczegóły i zakamarki, jakie zdołał ujrzeć przez kilka krótkich, lecz dla niego jakże długich chwil. Wysłuchaliśmy przeżyć z rozdziawionymi buziami, bo do tej pory widzieliśmy dziewczyny tylko i wyłącz- nie w ubraniach. Nigdy się nie pokłóciliśmy z Łukaszem o dziewczyny, choć znamy się od prawie czterdziestu lat. Zawsze podobały nam się inne i chyba podobało nam się w dziewczynach coś innego. Nie wiem dokładnie co, ale może na tym właśnie polega tajemnica, która sprawia, że się z jakąś dziewczyną zaczyna chodzić, a z inną nie. Łukasz zawsze pierwszy z nas wszystkich miał nienaganną, lekką brązową opaleniznę, dodającą błysku. Gdy tylko w kwietniowy weekend słońce zaczynało trochę mocniej grzać, w poniedziałek w szkole pojawiał się z uśmiechem na opalonej twarzy. To był jego znak rozpoznawczy. Łukasz Mniejszy zrobił jeszcze jedną rzecz jako pierwszy. Kilka lat po studiach wyleciał do Australii i osiadł tam na stałe. Jest pierwszym i chyba jedynym gostyniakiem, który ma jednocześnie polskie i australijskie obywatelstwo. W Australii cokolwiek by nie robił i z kimkolwiek by tam żył, wiem, że słońca mu nie zabraknie i nie musi martwić się o opaleniznę. Łukasz Większy Drugim moim najlepszym kumplem w podstawówce był Łukasz Większy. Znaliśmy się w zasadzie od urodzenia. Gdy mieliśmy po niecałym roku, nasi rodzice zamieszkali na tym samym osiedlu, w blokach położonych naprzeciw siebie, oddzielonych jedynie piaskownicą, ławkami, trzepakiem, sznurami na bieliznę i śmietnikiem. Gdy skończyliśmy dziesięć lat rodzice przeprowadzili się wspólnie na inne osiedle do większych, bo trzypokojowych mieszkań. I tym razem bloki były położone obok siebie, choć już nie naprzeciw i znów piaskownicę i trzepak mieliśmy wspólny. Nie dość, że chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej, nasi rodzice się znali, to jeszcze mieliśmy rodzeństwo w tym samym wieku. Z tym, że ja miałem o rok młodszą siostrę, a kolega o rok młodszego brata. Wiele nas łączyło, jednak było coś, co nas różniło. Tym czymś było masło, którego ja nie znosiłem. On mógł za to zjeść na moich oczach pół kostki samego masła i nie zwymiotować. Łukasz Większy kojarzy mi się i zawsze będzie się kojarzył z Kanadą i muzyką. Tata Łukasza raz na jakiś czas wylatywał w latach osiemdziesiątych do Kanady zarabiać kanadyjskie dolary, które w kraju realnego socjalizmu pozwalały na wyższy standard życia. Z Kanadą związana jest też muzyka, bo to właśnie stamtąd ojciec kolegi, który był melomanem, przywiózł pierwsze płyty kompaktowe, jakie w życiu widziałem i słyszałem na rewelacyjnym, jak na ówczesne czasy sprzęcie stereo marki Technics. To również w mieszkaniu kolegi wypatrzyliśmy, gdzieś ukradkiem schowaną pod pufą, kolorową gazetę o nazwie Playboy. Nie pamiętam co prawda czy na posterze w środku swe wdzięki prezentowała wówczas blondynka czy brunetka, bo to nie było takie ważne. Gdy przeglądaliśmy z wypiekami na twarzy kredowe kartki Playboya na pewno na czymś innym skupialiśmy uwagę. Pewnego razu na boisku szkolnym podczas jakiejś gonitwy biegłem co sił i Łukasz Większy podstawił mi nogę. Upadłem jak długi i zaorałem zębami w asfaltową nawierzchnię. Lewa, górna jedynka pękła na pół. Wstałem i na wpół nieświadom nadchodzącego bólu krzyknąłem, dlaczego to zrobił? Łukasz spytał wówczas, że niby skąd mógł wiedzieć, iż się przewrócę i wypadnie mi połowa zęba? No właśnie skąd mógł wiedzieć, że jego czyn będzie miał niemiłe dla mnie następstwa. My mieliśmy niewiele ponad dziesięć lat i byliśmy tylko niesfornymi dzieciakami. Za to zarówno wtedy, jak i dziś są dorośli, zachowujący się tak, jakby nie wiedzieli, że ich działania mogą spowodować w przyszłości konsekwencje nie tylko pozytywne, ale też i negatywne. Ciuchcia Gdy chodziłem do podstawówki nie było tak jak teraz, że w zasadzie dziecko może mieć każdą zabawkę, jaką tylko wypatrzy na wystawie sklepowej lub witrynie internetowej. Teraz tak jest przynajmniej teoretycznie. Jedynym ograniczeniem są pieniądze. Gdy miałem siedem lat w sklepach rzadko kiedy można było zabawki zobaczyć, a jeśli już się pojawiły, nie robiły szału w głowie kilkulatka. Te zwykłe, szare i niezbyt fajne zabawki produkowane w krajach realnego socjalizmu, nawet jeśli rodzicom udało się kupić nie zachwycały. Szał robiły zabawki z Pewexu, ale na nie trzeba było mieć dolary, a tych nie było za wiele lub nie było wcale. Nie pamiętam większości zabawek, jakimi bawiłem się w dzieciństwie. Widocznie nie utkwiły w głowie, bo nie były specjalnie odlotowe. Na pewno miałem konika na biegunach, którego najprawdopodobniej w jakiejś części zrobiła moja babcia, pracująca w Gostyńskiej Spółdzielni Pracy Pallas. Na pewno posiadałem kolekcję samochodzików czy innych pojazdów, no bo każdy kilkuletni chłopak musi je bez dyskusji posiadać. Reszta zabawek nie wyróżniała się niczym szczególnym. Nie były ani kolorowe, ani wyjątkowe. Ot zapewne drewniane klocki czy plastikowe figurki. Jednak jednej zabawki nie zapomnę do końca życia, może właśnie dlatego, że kiedy ją dostałem nie wiedziałem, że takie zabawki w ogóle realnie istnieją na świecie. Miałem nie więcej niż 7 lat, gdy poszliśmy z rodzicami i siostrą do dziadków na Święta Bożego Narodzenia. Panie zajmowały się podawaniem wcześniej przygotowanych potraw na wigilijny stół. Panowie pomagali paniom, ale też rozmawiali jak to panowie, o sporcie, polityce i ogólnej sytuacji gospodarczej w kraju. Nas z siostrą najbardziej interesowała choinka, a w zasadzie to, co mieściło się w paczkach pod nią umiejscowionych. W końcu przyszedł ten czas i można było rozpakować prezenty. Mój miał kształt wąskiego, długiego prostokąta. Z wrażenia nie mogłem go przez dłuższą chwilę uwolnić z opakowania. Ręce nieporadnie starały się rozerwać pudełko, ale karton trzymał mocno. Dziadek AUTO SKUP ZŁOMOWANIE POJAZDÓW TEL. 65 545 73 04 KOM. 606 982 046 OGŁOSZENIA DROBNE Biuro reklam i ogłoszeń tel. 730 388 885 Redaktor naczelny: Arkadiusz Jakubowski; Adres redakcji: ul. Hiszpańska 11 (wejście z boku budynku), 64-100 Leszno, tel. 730 388 885 [email protected], www.reporterleszczynski.pl; Redaguje zespół: Karolina Sternal, Arkadiusz Jakubowski Współpracownicy: Stanisław Zasada, Krzysztof Stephan, Daniel Nowak, Justyna Rutecka-Siadek, Jacek Marciniak (Radio Merkury Poznań), Mirosław Wlekły Reporter leszczyński: Wydawca: Agencja Promocyjna Ajak Arkadiusz Jakubowski, ul. Dąbrówki 4, 64-100 Leszno; Druk: Polskapresse Oddział Poligrafia Drukarnia Poznań, ul. Malwowa 158, 60-175 Poznań; Biuro reklam i ogłoszeń: tel. 730 388 885, [email protected], ISSN: 2299-4777 Za treść reklam i głoszeń redakcja nie odpowiada. Wydawca nie przyjmuje i nie publikuje reklam i głoszeń o zabarwieniu erotycznym. Reporter Leszczyński jest monitorowany przez Instytut monitorowania mediów 16 musiał pomóc. Gdy w końcu ujrzałem prezent, oniemiałem z wrażenia. Była to półmetrowa ciuchcia. Ale nie zwykła ciuchcia. Ona świeciła, poruszała się dookoła osi, wydawała dźwięki i buchała parą z komina. Nie mogłem dostać nic lepszego. Prezent trafiony w dziesiątkę. Zajął w mojej głowie wszystko, co było do zajęcia. Cieszył oczy, nos i uszy. Nigdy wcześniej nie otrzymałem nic piękniejszego. Bawiłem się ciuchcią tego wigilijnego wieczoru tak długo, aż wyczerpałem baterie. Nie miałem zapasowych, więc bawiłem się nią nadal, ale już bez efektów dźwiękowych i świetlnych. Oglądałem ją ze wszystkich stron, by nacieszyć oczy niebiesko-srebrną zabawką. Liczyłem kilka razy wszystkie okna, koła i kominy. Potrafiłem już czytać i pod spodem ciuchci, obok kół znalazłem napis Made in China. Nie wiedziałem wtedy co znaczy, za to teraz wiem, że już w latach osiemdziesiątych Chińczycy produkowali wszystko, co tylko można wyprodukować, z tą różnicą, że w ówczesnej Polsce, nawet ich wyroby były czymś wyjątkowym. Delfin z innej bajki Pewnego razu odwiedziłem kolegę, z którym chodziłem do tej samej klasy podstawowej. Mieszkaliśmy razem na osiedlu, z tym że mój blok mieścił się na początku ulicy, a jego REKLAMA Nr 19 (90) 8 - 20 grudnia 2016 r. 35 000 EGZEmPLARZY REKLAMA na samym końcu. Spotykaliśmy się codziennie mniej więcej w tym samym miejscu i o tej samej porze idąc rano do Szkoły Podstawowej nr 3 w Gostyniu. Podążaliśmy na lekcje razem, opowiadając z przejęciem o kolejnych przygodach Załogi G czy Delfina Um. Oczywiście oglądaliśmy też Bolka i Lolka i Reksia, ale te bajki były na co dzień. Załogę G i Delfina Um mogliśmy oglądać raz w tygodniu i tylko po jednym odcinku, jaki puszczała w latach osiemdziesiątych w swych dwóch programach telewizja. W Załodze G było sporo strzelaniny z laserów i kosmicznych potworów. Z kolei Delfin Um przenosił nas w świat oceanu. Oba światy, zarówno ten fantastyczny, jak i ten podwodny fascynowały nas. Każdy z nich był równie daleki i egzotycz- ny. Kosmos kojarzył nam się z pierwszym i jedynym jak dotąd polskim kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim. Z kolei największy zbiornik wody z jakim mogliśmy mieć do czynienia to był Bałtyk, którego woda w niczym nie przypominała toni, w której pływał delfin Um. A delfin pływał w wodzie wręcz przezroczystej. Kolegę odwiedziłem nie po to, by oglądać któryś z seriali animowanych dla dzieci, bo w latach osiemdziesiątych nie było ani dividi ani pendrajwów, ani tym bardziej jutuba i te seriale telewizja transmitowała tylko i wyłącznie w ściśle określonych godzinach. Mieliśmy razem odrabiać lekcje z geografii i przygotować się do sprawdzianu z matematyki. Tak się jednak złożyło, że przez większość czasu przeznaczo- nego na naukę opowiadaliśmy sobie o najnowszych przygodach francuskiego delfina. On co prawda nie mówił po francusku, ale wydawał z siebie niesamowity dźwięk, który próbowaliśmy raz z większym raz z mniejszym powodzeniem naśladować. Próbowaliśmy też razem lub każdy na swój sposób śpiewać lub nucić tytułową, serialową piosenkę. Żaden z nas nie znał języka francuskiego, więc kaleczyliśmy strasznie wymowę poszczególnych słów śpiewanych z pamięci. Ten ssak morski był dla nas z zupełnie innej bajki. Może nie lepszej niż Bolek i Lolek, ale na pewno bardziej pożądanej. Bo wszystko, co rzadziej dawkowane jest szczególnie pożądane. Tym bardziej, jeśli jest do tego pełne kolorów i fantastycznych obrazków. KSIĄŻKA