Reportaż z wycieczki do Strefy Kibica
Transkrypt
Reportaż z wycieczki do Strefy Kibica
Reportaż z wycieczki do Strefy Kibica - Euro 2012. O 10.00 godzinie 20 czerwca 2012 roku wyjechałem z ośrodka z Kingą, Asią, a po chwili dołączył do nas Piotr. Udaliśmy się wspólnie na przystanek autobusowy przy cukierni na ul. Górczewskiej, tam poczekaliśmy kilka minut i wsiedliśmy do autobusu. Wysiedliśmy na Starym Mieście i spacerkiem ruszyliśmy Traktem Królewskim. Po drodze minęliśmy Zamek Królewski, w oddali widzieliśmy nowoczesny obiekt sportowy z zamykanym dachem, który nosi nazwę Stadion Kazimierza Górskiego, trenera Polski w latach 70 ubiegłego wieku, który doprowadził polskich piłkarzy kilkukrotnie do finału podczas mistrzostw świata w piłce nożnej. Po drodze spotkaliśmy starszego pana grającego na harmonii ręcznej warszawskie szlagiery, przy którym się zatrzymaliśmy. Daliśmy mu drobną monetę, za którą podziękował i opowiedział nam trochę swojej historii. Dalej szliśmy ku rondzie de Gaulle’a gdzie znajduje się wielka, rozłożysta palma, a tuż obok niej, miejsce ma ogromnych rozmiarów piłka o nazwie Tango 12. Minęliśmy po drodze 5 warszawskich syrenek (herb Warszawy), na każdej z nich można było ujrzeć flagę państwa biorącego udział w piłkarskim wydarzeniu. Po drodze wpadły nam także w oko maskotki Slavka i Slavki patrzące na nas z balkonu Pałacu Prezydenckiego. Zaraz obok minęliśmy pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego. Następnie kroki swoje skierowaliśmy ku centrum Warszawy, tj szliśmy Alejami Jerozolimskimi. Minęliśmy po drodze dużo sklepów, najwyższe budynki w Warszawie, przechodziliśmy koło dawnego Domu Dziecka (ówczesny ekskluzywny sklep dla małych dzieci). W końcu udaliśmy się na stację metra Centrum, wsiedliśmy do miejskiej podziemnej szybkiej kolei i pędziliśmy kilka przystanków pod ziemią. Znaleźliśmy się na stacji Wilanowska. Tam wysiedliśmy i ruszyliśmy na pobliski skwerek. Był tam skatepark dla deskorolkarzy. Chwilę posiedzieliśmy i wróciliśmy do metra. Wysiedliśmy na stacji Centrum i udaliśmy się na Strefę Kibica. Przywitały nas tam ogromne ekrany, dobry system dźwiękowy. Akurat wówczas był tam na scenie koncert dzieci ze szkoły podstawowej, który był zarówno wyświetlany na telebimach. Następnie zwiedziliśmy Strefę Kibica, a po dłuższej chwili poszliśmy do jadłodajni. Nasze organizmy były już nad wyraz wyczerpane. Gdy się pożywiliśmy, mieliśmy siłę wracać do ośrodka. Poszliśmy znów do metra na stację Świętokrzyska i tam wsiedliśmy do wagonu, który nas zawiózł na dworzec Ratusz Arsenał. Tam wysiedliśmy i poszliśmy na przystanek tramwajowy umiejscowiony przy Al. Solidarności. Po chwili wsiedliśmy do niskopodłogowego tramwaju i po kilku przystankach wysiedliśmy na przystanku Długosza. Stamtąd udaliśmy się do ośrodka. Podczas całej wycieczki było bardzo fajnie, mieliśmy trochę mało czasu, ale wycieczkę uważam za bardzo udaną. Marcin Piórkowski - Redaktor Naczelny „Piórem Pisane” Lot nad Warszawą 21 czerwca 2013 roku pojechałem z tatą do aeroklubu mieszczącego się na Bemowie. Na lotnisku przywitało nas dużo ładnych, małych samolocików. Były tam z reguły dwumiejscowe awionetki, lecz po obejrzeniu ich uznaliśmy wspólnie z Panem Mieczysławem, że do żadnej z nich nie będę w stanie wsiąść. Więc zrobiłem smutną minę, „złożyłem się w scyzoryk”, ale okazało się, że jest jeszcze jedna opcja – czteroosobowy samolot. Ucieszeni z tatusiem odetchnęliśmy z ulgą i przeszliśmy się po lotnisku. Wtem pewien mechanik, który się nazywał Mefisto, zaprosił nas do hangaru, abyśmy nie dostali udaru słonecznego, bowiem tego dnia prażyło przeogromnie. Po 30 minutach pobytu w hangarze ujrzeliśmy dwóch mechaników wypychających samolot. Po dwóch, trzech minutach byłem we wnętrzu Cesny 172A. Jest to czteromiejscowy samolocik. Po chwili Pan Mieczysław zasiadł za sterami, zapiął pas bezpieczeństwa, uchylił szybę, przez którą wyjrzał, by sprawdzić czy nikogo nie ma w zasięgu śmigła. Krzyknął: „Na lewo od śmigła!”, gdyż z lewej strony w tym momencie po pasie startowym szli powoli mechanicy. To samo uczynił zabezpieczając prawą stronę samolotu. Wreszcie Pan Mieczysław uruchomił silnik Continental 210 KM i po dwóch, trzech minutach oderwaliśmy się od płyty lotniska. Lecieliśmy nad Warszawą na wysokości 500 m, tj. 1500 ft (stóp). Lądowanie przypominało mi hamowanie metra. Lot uważam za bardzo udany, sprawił mi i tacie wielką frajdę. Tata zrobił mi kilka pamiątkowych zdjęć z tego lotu. Każdemu polecam taki lot. Chciałem podziękować Panu Mieczysławowi za wspaniałą ucztę powietrzną. Marcin Piórkowski - Redaktor Naczelny „Piórem Pisane”