Dima Grinups, Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings

Transkrypt

Dima Grinups, Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings
Dima Grinups: Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings, Verlag Dr. Kova , Hamburg 2000, s.
109-117 (odpis fragmentów, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w Sztutowie)
Dima Grinups: Prze ycia. Z biografii łotewskiego wi nia
Dima Grinups z Rygi (1916-1980) prze ył okupacj radzieck i niemieck . Po egzaminie, jako chemik
pracował dla niemieckiego okr gu rz dowego jako oficer policji. W 1944r. postanowił jednak uciec do
Szwecji. Został aresztowany przez gestapo i skazany na rok uwi zienia w obozie koncentracyjnym Stutthof.
Po zako czeniu wojny mieszkał ze swoj on w Szwecji. Krótko przed mierci spisał swoje wspomnienia.
Pierwszy dzie
Bramy przy wej ciu były ze spl tanego drutu kolczastego. Po obu stronach wej cia mo na było
zobaczy podwójny płot z drutu kolczastego nie mniejszy ni 3 metry, który podł czony był do
napi cia. Płot ten rozci gał si dookoła obozu, a wzdłu niego co 50 metrów stały wie e stra nicze
których dzie i noc siedzieli uzbrojeni SS-mani i kontrolowali czy nikt nie zbli a si do płotu, czy
nikt nie próbuje przez niego przej .
Od wieczora a do wschodu sło ca cały teren był o wietlony reflektorami tak , e mimo ciemno ci
było jasno jak w dzie .
Przeszli my obok długiego rz du zwykłych jednopi trowych drewnianych baraków , udali my si
w kierunku baraku nr 6. Nasz mała grup wp dzono do rodka przy akompaniamencie krzyków
przekle stw. Podczas przechodzenia przez bram widzieli my m czyzn , który jak si pó niej
okazało był starszym blokowym. Policzył nas i wpisał liczb nowych wi niów do swojego
zeszytu. Po wej ciu do baraku przechodziło si najpierw przez małe pomieszczenie, które
wyposa one było w długie ławki i słu yło jako rodzaj ła ni. Nast pnie była długa ciemna sala w
której stały obok siebie w szeregu drewniane trzypi trowe prycze. Na ko cu pomieszczenia
znajdował si drewniany stół idwie ławki. Na lewo od stołu, w pobli u małego okna znajdował si
okr gły piec. Było to jedyne ródło ciepła w baraku i tam kładło si do wyschni cia drewniane
buty i ró ne cz ci odzie y. W sali było tak ciemno, e z trudem mogłem rozpozna pojedyncze
przedmioty. W ka dym razie widziałem, e na ławce przy stole siedziało kilku m czyzn, którzy
ubrani byli w pasiaste wi zienne ubranie i golili głowy. Blokowy powiedział nam, e to jest nasz
barak. Ka demu wyznaczył miejsce do spania i ka dy otrzymał koc, kubek, ły k i misk .
Usiadłem przy stole, obok m czyzn i miałem nadziej , e dowiem si czego o yciu codziennym
w takim baraku. Udało mi si to lepiej ni przypuszczałem. Cech i dwaj Polacy, którzy tam siedzieli
byli pierwszymi, którzy mnie zapoznali z yciem w obozie, pracami codziennymi i regułami jakie
obowi zywały.
Widziałem, e wszyscy nosili mały zielony trójk t na piersi obok numeru. M czyzna, który
siedział najbli ej mnie, miał jednak fioletowy. Przedstawił si jako Denisch Tod i powiedział, e
nowoprzybyli jutro poddani zostan wszystkim formalno ciom towarzysz cym przyj ciu do obozu.
Denisch zapytał si , czy chc mie wolne miejsce obok niego na jego pryczy. Spytał si czy mam
przy sobie tabak , papierosy i chleb i zarz dził: Jutro podczas rejestracji dokładnie ci przeszukaj
i wszystkie rzeczy i przedmioty ,które masz ze sob ci zabior
Dowiedziałem si te , e zabior mi ubranie i buty i dostan wi zienny uniform z numerem i
trójk tem w okre lonym kolorze. Kolor trójk ta wiadczył o zaszeregowaniu. Wszyscy wi niowie
nosz cy zielony kolor trójk ta byli z reguły przest pcami albo kryminalistami. Nosz cy czarne
trójk ty byli oskar eni o morderstwa. Trójk ty fioletowe dano tym wi niom, którzy w jakikolwiek
sposób
manifestowali
sw
religijno ,
co
było
zabronione
przez
Hitlera.
1
To były pierwsze informacje, które otrzymałem. Im wi cej słuchałem Denischa, tym bardziej obce i
straszliwe ukazywało mi si to nowe otoczenie. Denisch został aresztowany, poniewa nale ał do
Zielono wi tkowców i nie zgodził si odby słu by wojskowej. Gdy siedzieli my tam przy stole,
zwrócił si do mnie i zwierzył si , e trzeba uwa a na blokowego ,poniewa był on prawdziwym
sadysta i morderc . Przypomniałem sobie wtedy czarny trójk t obok jego numeru. Otrzymałem
wyja nienie: To oznacza, e on został oskar ony o morderstwo! Byłem zadowolony, e zaraz na
pocz tku, przez przypadek spotkałem kogo takiego jak Denisch. Mogłem dzieli prycz z nim
zamiast z jakim morderc albo przest pc , grupa ludzi, z któr nigdy w yciu nie miałem do
czynienia.
Denisch Tod był sympatycznym młodym m czyzna w wieku około 30 lat. Studiował architektur
w Budapeszcie. Jego ojciec był W grem a matka Czeszk . Zrozumiałem bardzo szybko, e Denisch
nienawidzi nazistów tak samo mocno jak i ja. Denisch był tak e tym, który mi, jako
nowoprzybyłemu, przekazywał ro ne informacje, które mniej albo wi cej mogły by u yteczne,
a eby niepotrzebnie nie nara a swojego ycia. Na przykład kiedy si było na dworze na placu
apelowym albo na ulicy obozowej i spotkało si SS-mana, nale ało natychmiast przyj postaw ,
ci gn czapk i zwróci ku przechodz cemu głow . Było to podobne do powitania wojskowego
tyle tylko, e tutaj czapka nie mogła pozosta na ogolonej głowie, lecz trzeba j było trzyma w
r ku. Nale ało uwa a , eby w por zauwa y przechodz cego SS-mana, bo mogło si zdarzy , e
SS-man mógł uwolni psy, które miał z reguły przy sobie, i rozkaza im napa na nieuwa nego i
nieposłusznego wi nia. A kiedy nabawiło si rany przez ugryzienie psa nie było mo liwo ci jej
zdezynfekowa i zaszy aby unikn zaognienia. Najgorsze jednak były, pomijaj c wieczny głód,
wszy i apele!
Niezliczona ilo wszy, które pełzały i wsz dzie gryzły wi niów. Z tych uk sze szerzył si w ród
wi niów dur plamisty. Była to najcz stsza przyczyna mierci. Wiele tysi cy osób zmarło na tyfus.
Denisch pokazał mi sposób w jaki mog łapa wszy. Post piłem według jego wskazówek i
zauwa yłem, ze to rzeczywi cie była dobra metoda na pozbycie si robactwa. To było dziecinnie
proste! Nale ało wydrze długi w ski pasek o szeroko ci około 5 centymetrów ze swojego
podartego koca. Kiedy szło si do łó ka obwi zało si tym paskiem brzuch. Noc , na skutek
powstaj cej tam podwy szonej tam temperatury ciała wszy ukrywały si w tym miejscu. Rano
trzeba było i do w miar jasnego miejsca, gdzie po odwrócenia materiału mo na było zabi te
wstr tne, przenosz ce choroby paso yty. Mój rekord to 60 wszy w ci gu nocy! Jak były plag , jaki
wierzb i jakie cierpienie powodowały te wszy! Szczególnie we nie, gdy udało si w ko cu zasn .
Inn plag były – zaraz po wszach- jak mówił Denisch, wieczne apele, które odbywały si
dwa razy w ci gu dnia. To znaczyło nic innego jak wielogodzinne stanie w cienkim ubraniu na
zewn trz przed barakiem, a SS-mani sko cz przeliczanie wi niów. Nale ało przy tym przyj
wyprostowan postaw i uwa a aby si nie poruszy , w przeciwnym razie mo na było otrzyma
cios w oł dek albo uderzenie w twarz! Nawet nieg, deszcz, mróz nie przeszkadzał w odbywaniu
masowego kontrolowania liczebno ci. Zrozumiałem, e jeszcze du o musz si nauczy . Wszystko,
co usłyszałem i czego mogłem si spodziewa w najbli szym czasie, to nie były same dobre i
przyjemne rzeczy. Dzi tak e chciałbym jeszcze raz za wszystko podzi kowa Denischowi za
wszystko czego mnie nauczył. Wprowadził mnie w codzienne ycie Stutthof i obja nił wszystko
tak uwa nie i delikatnie jak to tylko mo liwe, eby mnie jako nowoprzybyłego zanadto nie
przestraszy . To było przewiduj ce i dobre z jego strony, poniewa okazało si pó niej, e ycie w
rzeczywisto ci było ci kie i trudne do zniesienia.
W czasie gdy siedzieli my z Denischem przy stole i rozmawiali my , wszedł blokowy. Był dosy
niskim m czyzn w wieku około trzydziestu lat. Oczy miał blisko osadzone i mały w ski
haczykowaty nos. Od Denisach usłyszałem pó niej, e nasz blokowy był Niemcem i pochodził z
Katowic. Gdy blokowy przeszedł obok nas, Denisch wykorzystał okazj i spytał si jego, czy ja
jako nowy mog spa z nim na pryczy. Było jeszcze wolne miejsce, poniewa Denisch miał tylko
jednego s siada z którym dzielił łó ko. Było mianowicie tak, e na ka dej pryczy musiało spa
trzech m czyzn. Blokowy spojrzał na mnie i powiedział, e byłoby to w porz dku. Zwracaj c si
do Denisach zarz dził: Ale musi on tobie pomaga w wynoszeniu zwłok!
2
Wystraszyłem si , gdy usłyszałem słowa „wynoszenie zwłok”. Pó niej dowiedziałem si od
Denischa, e wskutek epidemii tyfusu, któr wywołały wszy oraz ci ka praca, w ci gu doby
umierało w naszym baraku przeci tnie dwudziestu wi niów, szczególnie, e wszyscy byli my
wygłodzeni. Aby zwłoki nie zd yły si rozło y , Denisch był odpowiedzialny za to , eby ka dego
ranka sprawdza kto zmarł na pryczy. To było jego zadanie, by usuwa zmarłych z baraku i
wrzuca ich na specjalny wóz do przewozu zmarłych. Nast pnie załadowany wóz musiał Denisch
zaci gn
w pobli e krematorium i tam na zewn trz uło y ciała. I ja miałem by jego
pomocnikiem w pracy! Du o ju w yciu robiłem ró nych rzeczy i prze yłem, ale w wywo eniu
zwłok nie brałem jeszcze udziału.
Siedzieli my jeszcze ci gle przy stole i zrobiło mi si le , poniewa czułem widruj cy głód.
Wczoraj w wi zieniu w Ventspils przed naszym wyjazdem do Memel (Kłajpedy) i Stutthof, ostatni
raz dostałem co do zjedzenia. Zwróciłem si do Denischa i spytałem go jak tutaj jest z jedzeniem i
kiedy mo na liczy na co jadalnego. Denisch odpowiedział, e tutaj ci gle yje si na granicy
mierci głodowej. Otrzymuj si minimum kalorii, aby tylko pozosta przy yciu, eby móc
wykonywa swoj prac .
Pierwszy posiłek był o szóstej po południu. Dostali my kubek kawy zbo owej z palonego,
mielonego j czmienia z ilo ci cykorii.
Wszyscy czekali my na podział kolacji. W ko cu przyszedł blokowy i usiadł na ko cu stołu. Miał
przy sobie du y nó kuchenny i długi kanciasty bochenek chleba. Najpierw spojrzał na ka dego z
nas siedz cego przy stole i zacz ł potem powoli z du dokładno ci kroi chleb na kromki.
Napłyn ła mi lina do ust, gdy zobaczyłem przed sob cały bochenek chleba. Wiedziałem jednak,
e nale y mi si tylko jedna cieniutka kromeczka. Po tym jak blokowy pokroił chleb, rozdał po
kromce tym, którzy siedzieli najbli ej niego, i rzucił pozostałym siedz cym dalej. Wygłodniałymi
oczami obserwowałem ka dy ruch blokowego i czekałem na swoja kolej. Gdy dostałem swoj
kromk , pomy lałem sobie czy nie powinienem ukry jej na pó niej, a gorsze chwile …jednak
byłem zbyt głodny.
Aby móc rozkoszowa si smakiem chleba, postanowiłem nie zje od razu całej kromki, lecz po
kawałeczku ssa jak cukierka. Niemiecki chleb, który nam rozdano, nie był upieczony z m ki
ytniej. A eby móc zaoszcz dzi na m ce zbo owej mieszano razem m k kukurydzian i owsian !
Tego rodzaju mieszanka była po pierwsze bardzo uboga w kalorie, a po drugie smakowała nie tak,
jak powinien smakowa chleb. Jednak mimo tego było si wyj tkowo zachwyconym swoja porcj
chleba, aby jak to mo liwe zagłuszy n kaj ce stale uczucie głodu.
Po kolacji otrzymali my rozkaz ustawi si w pi ciu rz dach wzdłu całego baraku, gdy
nadszedł czas na tak zwany apel, co oznaczało, e liczeni byli wszyscy wi niowie, ze wszystkich
baraków.
Po tym jak tysi c m czyzn ustawiło si w pi ciu rz dach, musieli my przyj postaw i sta w
absolutnej ciszy, eby nie ryzykowa dostania ciosu w oł dek, uderzenia kijem po głowie czy
pi ci w twarz. Stałem obok mojego nowego przyjaciela Denischa. Obok mnie stał postawny,
barczysty Polak. Nazywał si Zbyszek Kołkowski i pochodził z okolic Krakowa, gdzie był
rolnikiem i miał hodowl koni. Stali my si pó niej bardzo dobrymi przyjaciółmi: Zbyszek,
Denisch i ja.
To był mój pierwszy apel. Wysilałem si sta w bezruchu i prosto tak długo jak to mo liwe.
Jednak nie było to proste w zimnie, które przenikało do szpiku ko ci. SS-mani przechodzili przed
naszym szeregiem i wci nas przeliczali. Nie wiedziałem jak długo trwał mój pierwszy apel,
przypuszczalnie godzin albo dłu ej. W ko cu rozkazano nam powróci do baraków. Było to
pi kne uczucie, móc znów porusza nogami i wróci do w miar ciepłego miejsca.
Po dalszej godzinie pozwolono nam poło y si na pryczach. Denisch pokazał mi moje
miejsce do spania. Na ka dej pryczy le ały słomiane materace. Wdrapałem si na moje miejsce
mi dzy Denischa ,a jego s siada z którym dzielił łó ko, rosłego Polaka. Wyci gn li my si jeden
obok drugiego i nakryli my si kocem. Było cudownie poczu w ko cu spokój, nie mie uczucia
strachu ,ze w ka dej chwili mo e nas skontrolowa i szykanowa jaki SS-man.
3
W baraku było duszno. Gdy le ałem obok Denischa zacz łem cichym głosem wypytywa go o
ró ne sprawy, których jeszcze nie znałem, a które mnie ciekawiły. Na moje pytanie, czy wie jak
du o wi niów jest w całym obozie odpowiedział, e raz spotkał yda oznaczonego ółt gwiazd
Dawida, który miał numer 45 tysi cy. Jednak podczas codziennego wywo enia ciał do krematorium
natkn ł si na Niemca , który pracował w krematorium i powiedział: Długi czas b dzie trwało nim
wszystkich 49 tysi cy wi niów przejdzie przez krematorium. Obóz Stutthof był podzielony na
ró ne cz ci np. obóz ydowski, obóz kobiecy, obóz specjalny.
Moja pierwsza noc w barku numer sze mówi c łagodnie była koszmarna. Gdy wszyscy le eli my
obok siebie na plecach zajmowali my dokładnie cał szeroko pryczy. Gdy jeden z nas chciał si
poło y na boku zmuszał innych do wykonania tego samego obrotu. Najgorsze jednak były wszy,
które k sały całe ciało. Odczuwało si ka de uk szenie tego krwiopijczego, wstr tnego paso yta. Z
czasem nauczyłem si zwalcza te paso yty za pomoc metody jak pokazał mi Denisch. Poniewa
wcze niej nie miałem w swoim yciu do czynienia z wszami, pierwsza noc była prawdziw prób
generaln aby wytrzyma wszystkie uk szenia i nieustanne sw dzenie.
W naszym baraku nie było toalety. Zamiast tego Niemcy wybudowali na zewn trz latryn .
Nazywało si to „grzmi ce belki”. Był to prosty rów długi na pi metrów, szeroki na dwa metry i
gł boki na metr nad którym le ał oparty na palach i drewnianych wspornikach pie drzewa. Siadało
si na nim, i tak na wie ym powietrzu mo na było załatwi swoja potrzeb . Nie było wcale łatwo
siedzie i utrzyma równowag . Nierzadko wi zie wpadał w dół kloaczny. Było to bardzo wielkie
nieszcz cie, poniewa bardzo trudno potem mo na było doczy ci ubranie i siebie. Szczególnie w
nocy wyprawy do latryny były rodzajem wyzwania.
Jedynym ródłem wiatła w baraku była arówka wisz ca na kablu. Klosz zrobiony był z papieru i
był bardziej ółty ni biały. Mieli my poza tym małe okna w pobli u stołu. W oknach były małe
brudne szyby, które przepuszczały niewiele wiatła i najcz ciej były oszronione z powodu
zamarzaj cej pary wodnej jaka powstawała i osadzała si na szybach. Były dwa takie okna w
baraku. Poniewa przez okna dostawało si mało wiatła dziennego nic dziwnego, e noc mo na
było zauwa y tylko rozproszon ółtaw po wiat , która pochodziła z mocnych reflektorów, które
o wietlały obóz.
Nast pnego dnia wstałem senny i zm czony. Cał noc walczyłem z wszami, drapałem si i brałem
udział w „akcjach” zmieniania pozycji ciała na pryczy. Słyszałem krzyk i tumult zdarzenia, które
miało miejsce na jednej z trzyosobowych pryczy. Przesun łem si na brzeg pryczy, aby zobaczy
co si dzieje. Ku mojemu przera eniu zobaczyłem jak blokowy złamana noga od krzesła z całej siły
bije starego yda. Blokowy widocznie zniszczył krzesło, eby mie odpowiedni kij do bicia. Z
jakiego powodu, którego nie znałem, wyładował w ciekło na starym biednym ydzie, który
stan ł mu wtedy na drodze. Wymierzał mu uderzenia w głow , szyj , plecy, a ten upadł nie ywy
na podłog .
Blokowy jak ten, który ju raz siedział w wi zieniu za morderstwo, miał prawo zabi wi nia bez
adnego powodu! Dlatego tacy wi niowie jak on otrzymywali zielone albo czarne trójk ty
(zawodowi przest pcy albo mordercy) i wskazówki od administracji obozowej. Wi kszo z nich to
byli sady ci.
Wi niowie polityczni byli uwa ani przez nazistów za najbardziej niebezpiecznych i dlatego
mieszano ich z uprzywilejowanymi kryminalnymi, eby złama ducha w ród wi niów
politycznych.
To było pierwsze morderstwo, którego byłem wiadkiem. I zdarzyło si to ju pierwszego rana,
publicznie przed moim łó kiem! Po tym jak blokowy zabił tego wi nia zapalił papierosa i
powiedział do Denischa, e powinien pó niej usun
ciało i razem z innymi odwie
do
krematorium.
Jeszcze długo le ałem na pryczy. Nie mogłem wyobrazi sobie, e s ludzie, którzy mog zabija
innych tyle ile tylko dusza zapragnie. Czy ta istota ywa ma w ogóle sumienie, uczucia i serce?
Nie było wła ciwie ró nicy, czy kogo zabija si kul czy nog od krzesła, cho zabicie nog
od krzesła wydawało mi si o wiele bardziej nieludzkie ni gdyby u mierciłoby si tego yda
4
strzałem z pistoletu albo innej broni. Po zabójstwie blokowy zacz ł krzycze , e wszyscy mamy
zej łó ek i stawi si przed barakiem na poranne wiczenia. Nie wiedziałem, co to oznacza, ale
wyskoczyłem z pryczy tak szybko jak mogłem i wybiegłem z Denischem i Zbyszkiem przed barak.
Doł czyłem do grupy dziesi ciu m czyzn, którzy jako pierwsi si ustawili i czekali na wszystkich.
wiczenia były takie jak w wojsku np. maszerowanie, biegi, pompki itp.
Gdy stałem przed wej ciem do naszego baraku, zauwa yłem po drugiej stronie ulicy
obozowej jeszcze jedn grup około dziesi ciu m czyzn, w ród których znajdował si mały
chłopak, którego ju raz spotkałem w obozie. Miał około 12 lat, rzucał si w oczy poniewa miał
wodogłowie. Widziałem tego chłopca w baraku ju pierwszego dnia. Przez to, e głowa była
ogolona wydawała jeszcze bardziej nieproporcjonalna w stosunku do całego ciała. Chłopak stał
teraz mi dzy wi niami. Miał numer na ubraniu obozowym , ale bez trójk ta, który wskazywałby
dlaczego został osadzony w obozie. Pó niej dowiedziałem si od innych, e trafił do obozu z
powodu swego upo ledzenia. Innymi słowy: nie miał aryjskiego wygl du, uznano za kalek ,
zabrano rodzicom eby go zgładzi ! Do naszej grupy podszedł umundurowany m czyzna. Nagle
rozpoznałem w nim tego strasznego, du ego SS-mana , który poprzedniego dnia Uderzył
Baumanisa w oł dek i wybił mu wi kszo z bów! SS-man ten, otrzymał widocznie rozkaz
przej cia naszych obu cierpliwie czekaj cych grup. Najpierw bardzo szybko zmierzył wzrokiem
nasz mał grup , a potem poszedł do drugiej. Nie trwało długo nim zauwa ył chłopaka z
wodogłowiem. Wzi ł pałk , stan ł naprzeciwko tego biednego chłopca i zacz ł go z całej siły bi w
głow . Jednocze nie słyszeli my jak SS-man krzyczał: Co to za łeb?Ju ja si postaram eby był
mniejszy! Chłopiec stał prosto i nie mógł si uchyla przed ciosami. W ko cu niewinne dziecko nie
wytrzymało i zacz ło płaka . Od ciosów w głow chłopiec upadł na ziemi . SS-man zacz ł kopa
go w głow swoimi ci kimi butami. Gdy tam stałem i musiałem patrze na ten bestialski mord na
upo ledzonym dziecku, czułem jak oczy wypełniaj mi si łzami i spływaj po policzkach.
W czasie gdy nasza mała grupa wci stała, nadszedł blokowy i powiedział nam, e wszyscy
wi niowie, którzy przybyli do obozu poprzedniego dnia, po wiczeniach musz si uda do baraku
przyj . Podszedł do nas ten du y SS-man i powiedział, e teraz zaczniemy musztr wojskow .
Zaznaczył, e je li kto podpadnie zostanie pozbawiony po ywienia. Biegiem! Naprzód!
Pobiegli my do innej cz ci obozu, w kierunku du ego placu na którym wiczyli SS-mani. Po tym
jak wszyscy przybiegli my na plac, SS-man zacz ł wrzeszcze i jednocze nie zacz ł sprawdza czy
stoimy w równych odst pach. Ci, którzy byli le ustawieni od razu cios w oł dek, musieli za kar
opu ci grup i biec albo w kierunku reflektorów o wietlaj cych obóz albo w jakie inne miejsce. A
kiedy nie przebiegło si wyznaczonego odcinka w wyznaczonym czasie, SS-man mówił im , e nie
dostan posiłku. Była to nie tylko udr ka fizyczna ale i psychiczna. Wi niowie byli „ wi skimi
pasami”, „głupimi winiami”, których mo na było zbi , skopa albo w jaki inny sposób ukara ,
nawet u mierci , gdy SS-man uznał, e lepiej by było , tego czy tamtego pozby si .
Jednym z najgorszych momentów wicze było padanie płasko na ziemi podczas biegu
lub w czasie marszu, gdy SS-man krzyczał: Padnij! Nale ało szybko pa na ziemi i całym ciałem
przywrze do ziemi. A eby to Padnij uczyni jeszcze gorszym kazano wiczenie wykonywa tam
gdzie s kału e i błoto i albo rzucało si w zimn wod albo w błoto. Było si całkiem
przemoczonym i ubłoconym. Wi niowie którzy
nie byli wystarczaj co szybcy , albo
niedostateczni płasko le eli na ziemi byli albo kopani, albo SS-man przyciskał im plecy do ziemi.
W czasie tych wicze nie czułem si jak człowiek. Krzyki, gro by, przenikaj ce zimno i strach
odzierały z człowiecze stwa. Czuło si wtedy jak zwierze na które si polowało.
Celem tych wicze było naturalnie pozbawi ka dego jego uczu , człowiecze stwa, eby wi zie
stał si w sensie fizycznym i psychicznym niczym zwierze.
Mi dzynarodowa akcja ratunkowa
Po tym jak wyjedli my wszystko z naszych aluminiowych misek, zaplanowali my jak przynie
jedzenie chłopcu z wodogłowiem. Denisch, Zbyszek i ja uzgodnili my, e Zbyszek b dzie uwa ał
w tym czasie na blokowego. Blokowy cz sto opuszczał nas i udawał si do komendantury po nowe
5
rozkazy i instrukcje. Miało dla nas du e znaczenie, e nie ma w pobli u blokowego, poniewa tylko
wtedy mogli my pomóc upo ledzonemu, biednemu i nieprzytomnemu chłopcu, który le ał w tym
samym miejscu, gdzie zbił go rano ten SS-man. Zauwa yłem, e jeszcze oddychał i był przy yciu.
Postanowili my przenie go na jego prycz i w miar
mo liwo ci opatrzy podr cznymi
rodkami. Denisch i ja byli my przygotowani wymkn si na zewn trz. Zbyszek dał nam sygnał i
mogli my zacz . Spieszyli my si , by przy zmierzchu i pod osłon listopadowej mgły podej do
chłopca. Liczyli my na to, e chłopiec nie jest w zanadto ci kim stanie. Gdy próbowali my go
wspólnymi podnie , uznali my, e wystarczy nam na to sił. Udało nam si przenie ciało chłopca
na prycz . Była to na szcz cie rodkowa prycza. Gdy le ał, zbadali my go. Oddychał wci i miał
słaby puls. Nie znale li my jednak zewn trznych ran. Dali my mu wody do picia. Przełykał ja bez
wi kszych trudno ci. Wi cej nie mogli my zrobi . Byli my rzeczywi cie jak mi dzynarodowa
„załoga ratownicza”: Zbyszek był Polakiem, Denisch W grem, a ja Łotyszem!
Uznali my za oczywiste, e musimy dalej pomaga temu chłopcu. Czuli my odpowiedzialno i
wewn trzn wol by ratowa ycie tego chłopca, by mógł znowu stan na nogi i dalej y w
warunkach obozowych. eby chłopiec mógł otrzymywa wystarczaj co pokarmu ka dy z nas oddał
mu na pocz tek troch swojej porcji chleba. Tak samo zrobili my z zup i kaw .
Siedzieli my cz sto na brzegu jego pryczy i cicho z nim rozmawiali my. Dowiedzieli my si , e
miał tylko dziesi lat. Moim zdaniem wygl dał na wi cej. Nazywał si Hans Kramer i pochodził
ze l ska, gdzie pracował w gospodarstwie swojego ojca póki nie zauwa ył go przewodnicz cy
partii narodowosocjalistycznej w tamtejszej gminy. Zarz dził aby chłopca przekaza do Gestapo,
aby ono zdecydowało co z nim zrobi . Gestapo podj ło decyzj , e Hansa nale y z powodu jego
wygl du zgładzi i niezwłocznie wysłało go do obozu koncentracyjnego Stutthof. Było to
powszechne post powanie w ród nazistów, eby zgładzi wszystkich ludzi fizycznie i psychiczni
upo ledzonych, poniewa nie pasuj do aryjskiej społeczno ci!
Sprawa z chorym Hansem nie przebiegała jednak całkiem bezproblemowo. Ju pierwszego
wieczora mieli my problem, gdy wszyscy musieli my stawi si do apelu, do codziennego
sprawdzenia stanu liczebnego wi niów. Zdecydowali my z Denischem, e we miemy go i
postawimy go mi dzy sob . Hans mógłby temu podoła , sta prosto i cicho. Wło yli my mu na
głow czapk , by zasłoni du czaszk i poprowadzili my ze sob na apel. Niemal mi serce
stan ło, gdy SS-man przeszedł obok mnie, chorego Hansa i Denischa. Mieli my szcz cie.
Wszystko przebiegło dobrze. SS-mani nie byli zainteresowani czy wszyscy stoimy w prostym
szeregu. Było to pi kne uczucie, to jakby my zdali egzamin, gdy mogli my z powrotem poło y
Hansa do łó ka. Chłopiec narzekał na mocny ból głowy. Pó niej wieczorem zauwa yli my, e
dostał gor czki. Nie mieli my naturalnie termometru. Przykładali my mu nasze r ce do czoła i
mogli my wyczu , e ma podwy szon temperatur ciała. Po zwyczajowym rozdaniu chleba
nakarmili my Hansa. Polepszyło mu si tak, e wkrótce zacz ł formułowa logiczne zdania. eby
u mierzy ból głowy kładli my mu na czoło mokr cierk .
Nadszedł czas na spoczynek. Zaj łem miejsce na pryczy obok Denischa. Nim usn łem ,
pomy lałem, e jutro musz zacz pracowa tak jak kazał mi to blokowy. Bałem si zadania które
mnie czeka tym bardziej, e czułem si słabo bo w ostatnim czasie schudłem kilka kilogramów.
Marzłem cały czas, szczególnie podczas apelów. Nie mieli my bielizny, kaleson i dobrych butów.
Onuce, które zast pi miały skarpety, miały to do siebie, e si rozwijały i zsuwały , tak wi c
prawie zawsze biegało si boso w o wiele za du ych butach. Poczułem si zm czony gdy
pomy lałem jeszcze o walce z wszami jak musz stoczy w nocy. Usn łem jednak szybko na
w skiej pryczy (…).
Gdy powracali my z naszej codziennej pracy, mieli my na uwadze by naszemu małemu
przyjacielowi Hansowi dostarcza troch chleba i kawy. Jednak pewnego dnia znale li my chłopca
martwego. Bardzo bolała wiadomo , e Hans zmarł podczas, gdy my pracowali my.
6

Podobne dokumenty