strona 8 Plik:PDF
Transkrypt
strona 8 Plik:PDF
C M C M Y K Y K 8 Samoobrona na Mazowszu www.samoobrona.org.pl Przedstawiciele Samoobrony w Parlamencie Europejskim „Polska przystąpiła do Unii na uwłaczających, nierównych zasadach. To wina polskich negocjatorów, którzy ogłosili wielki sukces, a prawda jest inna” - oświadczył unijnemu zgromadzeniu, w swym pierwszym wystąpieniu po przystąpieniu Polski do UE, Andrzej Lepper. Do tej pory obserwatorzy z Samoobrony mieli prawo uczestniczyć w sesjach plenarnych PE, ale nie mogli przemawiać, głosować i kandydować w wyborach. Od 3 maja br. czterech posłów Samoobrony: Przewodniczący Samoobrony Andrzej Lepper, Krzysztof Filipek, Genowefa Wiśniowska i Stanisław Łyżwiński, którzy dotychczas mieli w PE status obserwatorów, zostało pełnoprawnymi eurodeputowanymi. Najważniejszą zmianą dla nich będzie, obok możliwości zabierania głosu, możliwość brania udziału w głosowaniach w PE. Posłowie będą europarlamentarzystami do 19 lipca br., kiedy odbędzie się pierwsze posiedzenie po czerwcowych wyborach do PE. K ATARZYNA SOŁDAŃSKA Andrzej Lepper Krzysztof Filipek Stanisław Łyżwiński Genowefa Wiśniowska Niedziela Palmowa w Łysych Niedziela Palmowa do wsi Łyse w powiecie ostrołęckim to barwna uroczystość kościelna, procesja oraz podsumowanie konkursu na najładniejszą palmę. Tradycja robienia palm w Łysych trwa do dziś. Po wojnie zanikał zwyczaj strojenia palm i dlatego w 1969 r. ks. A. Pogorzeliski zorganizował konkurs na najładniejszą palmę. Od wielu lat wykonuje się je z pręta leszczyny lub młodej sosny, oplatając go roślinnością leśną. Do palm sosnowych wybiera się młode drzewka zostawiając na wierzchołku naturalnie rozwidloną kiść, którą zdobi się w sposób szczególny: pięknymi kolorowymi kwiatami oraz wstążkami z bibuły. Kwiaty do palmy gospodynie zaczynają robić już od początku wielkiego postu. Składają je do koszy, aby tydzień przed Niedzielą Palmową „ukręcić” z nich palmę. Nabywają one wielkiej mocy przez poświęcenie w kościele, a przez to odgrywają ogromną rolę nie tylko w obrzędowości wielkanocnej, ale także w innych momentach roku. Kiedyś głównym zadaniem poświęconej palmy wielkanocna było chronienie rodziny i gospodarstwa przed nieszczęścia- mi. Pierwotnie wierzono, że uderzenie kogoś palmą po wyjściu z kościoła zapewni mu zdrowie i pomyślność. Wiosną wypędzano palmą bydło na pastwiska z wiarą, że krowy dadzą dużo mleka. Palmy stawiane w oknach, chroniły latem od uderzenia pioruna, a zatknięta w domu odpędzać miała złe duchy. Po niedzieli palmy zbierano w kruchcie czy dzwonnicy, później palono na popiół służący w środę popielcową do posypywania głów. W protokole z pierwszego konkursu znalazł się zapis: „Pragniemy, aby (…) na Niedzielę Palmową zjeżdżały co roku do Łysych liczne rzesze turystów, by podziwiać piękne, olbrzymie puszczańskie palmy...”. Marzenia się spełniły - przegląd palm przerodził się w dużą imprezę folklorystyczną, o czym mogą zaświadczyć tegoroczni uczestnicy festiwalu palm, zaproszeni przez Przewodniczącego Powiatu Ostrołęckiego Władysława Talkowskiego: poseł Krzysztof Filipek, poseł Zbigniew Dziewulski, senator Sławomir Izdebski, Radna Województwa Mazowieckiego Wiesława Filipek, Radny Województwa Mazowieckiego Grzegorz Skwierczyński oraz przewodniczący struktur powiatowych oraz wielu członków Samoobrony. K ATARZYNA SOŁDAŃSKA NR 04(05)/2004 Teosiów pacierz Życie na Kurpiach wg ks. Stanisława Tworkowskiego To buło tak: Opoziedał ni o tem stary Sieruta, dziadek Psiotra, którnego ociec pewno znali - oni z Olsyn... Psioter juz ma dziś z siedamdziesiont roków. Ociec jego pomer jesce przed tamto wojno, musić na jeke śtery lata. To on opoziedał o jednam takam chłopaku, co słuzuł u ubziazdowego na Rekitówce. Wołali na niego Teoś, ale jek sie nazywał to nikt dobrze nie ziedział, bo on buł taki nimek i trudno sie było z niem dogadać. Robziuł tylo jek tan wół, z nikem się nigdy nie kłóciuł, kozdemu posłuzuł. Jek do Mysańca cy do Kadzidła w niedziele posed to klencał bez cało sume i kazanie, choć tam probosc nie raz godzine, abo i ziancej gada. Jek on sic tam modluł, to i nie ziada... Ksionzki ni niał, bo i cytać nie uniał. Jek w som raz jechał do Mysańca na Godziny bziskup. Buł najpsierw w Parciakach, potem na Brodowech Łąkach i bez Maniste kole Tyca do Mysańca go zieźli. Bziskup musić chciał obacyć Olsyny to bez to, jek dojechali do Cwórkowskiego, to skrancili do Rejsaccyjnego kawału - zie ociec gdzie, a potem bez Rokitówke na Zdunek do Mysańca. Bziskup jechał kareto we śtery konie. Buł z niem dziokon z Ostrołęki i jesce jekiś starsy ksiondz i zikary z Kadzidła. Póki jechali bez bór to było jeko tako. Utrzonśli sie tylo na korzeniach. Ale na Rekitówce topsiel, ze po descu, konie po kołduny zapadajo, choć tam je bród. Jadzie bziskup i z takiej, jek ociec ma, ksionzki pacierze mózi. Dojechali do bzieli. A opodal buł seroki rów - pół wody, pół chrapu. Bziskup patrzy, a Teoś - bo on tam buł - bez rów skika. — Zatrzymaj konie. Co tan chłopak robzi? Kareta stojała za jełowcem i Teoś jej nie zidział. Wsyscy patrzo, a Leoś odchodzi na kilkanaście chodów od rowu, zegna sie, a potem, jek sie odsadzi, jek pódzie, jek siustnie i ... buch w som chrzodek. Nie przeskocuł. Ale zara z tego chrapu wylaz, oter sie, przezegnał i mózi na głos: „to dla mnie Panie Boze”. I zdenowa... Jek sie odsadzi, jak poleci... Przeskocuł. Uklonk, rance złozuł, w góre patrzy i mózi: „to dla Ciebzie Panie Boze”. To tak skikał i skikał bez rów i co się w niego wwali, to mózi, ze dla niego, a co przeskocy - to dla Pana Boga. - Jek mu się udawało, to Panu Jezusoziu ochsiarował, a jek nie, to sobzie. To wtedy bziskup popatrzuł, popatrzuł, ksionzke zamknon, wylaz z karety i podsed do Teosia. — Co ty głupsi chłopsie robzis? Teoś sie zawstydziuł, gambe oter, a buł cały zamorusany, jakby sadze w koninie wycierał. — Modle się. Bziskup w śniech. Wsyscy za niem. A dziokon to az sic za bełk złapsiuł, bo buł gruby. Teoś stoi i az mu sie płakać chce. Błoto z niego kapsie. Gamba carna. Portki zagante do udów. Kulasy upaćkane. Lejbzik niał - łata na łacie - tez zachlapany. Uklanknon i patrzuł na złoty krzyz, co zisiał na złotej kecie na syi bziskupa. — Cy jenacej nie unies się modlić? - pyta bziskup. — Nie. — A bez co? — Bo me nikt nie nałucył. Ojca i matki ni mom. Pomerli. Tylo, ajwu, się unie przezegnać. — A zies ty co o Ponu Bogu? ... — Ziem tylo, ze to mój Ociec najlepsy. Wsystko bym zrobziuł dla Niego, ale nie ziem co i jek ... — Dobry z ciebzie Teosiu chłop - mózi bziskup - tylo tołku w tam swojem bziednem łbzie ni mas. Weź ten obrazik... Niech ksiondz dziekon pozie proboscoziu w Kadzidle, coby sic tam przegłupkem zajon i katechizu go nałucuł. Wleźli w karete i pojechali, ale nie daleko, tylo do onego brodu. A jek raz, przed sameni Godzinani padał desc, musić ze trzy dni. Jek wjechali w bród, koła od karety zarzneny się w błota az po psiasty. Furman za bzic, ale gdzie tam... Choć konie, jek te smoki, to tylo zadani zierzgajo. — Chyba pocekomy do zimy, to zamarźnie - mózi dziokon. — Ale gdzie tu jesce do śwantego Marcina - gada ten drugi. — Nie kepkowalibyśta, ajwu pozieda bziskup. A wcale juz buł zły. Trzeba ludzi ze wsiów zawołać, to wyciongno. Furman poleciał na Rekitówke i nie było go walno siułke. Ale jek sie naród doziedział, ze to bziskup jadzie, to kozdy byle ten sukmanek na plecy, cy lejbzik - bo to w mysenieckem to te „Jony” tylo w cerwonych lejbzikach chodzo cy kitel w zęby, jek kobzieta - złapsiuł i gnał. Lecieli z Olsyn, z Wacha, z Rekitówki, ba nawet z Charciejbałdy i z Kikół - bo nikt w tech stronach zywego bziskupa nie zidział. Naród przyleciał. Bziskup renko przezegnał. Poklankali. A potem do roboty. Kozdy chciał bodaj palicem sic przyłozyć, ale choć nie tyle paliców, a wcale i renków nie skodowali - karety wyciongnoć nie mogli. Juz i bziskupa chłopy wyjeni i na murazie postazili. Dziokon som wylaz, tylo mu sie do kamasów wody nalało. Tego starsego ksiondza, to baby zniosły. Konie wyprzangli i za ogony powyciongali, a kareta nic, jek stoi tak stoi i jesce głambziej lgnie. Bziskup chodzi po łonce. Juz wsystkie pacierze po łacinie odmóziuł. Tamte ksionza tez sie z tych ksionzków modlo. A naród ciongnie, stenka, jeden drugiego pogonia, pot sic ze łbów leje, a tu nic nie wychodzi. Złe, cy co?... Tan i tamtan sic przezegnał. Na Rekitówce - poziedajo - strasy. Jek je niesionc na noziu, to o północku lata tam psies i wyje. Ciort go zje, moze z Kołodziejowej Bzieli przylatuje, bo go tam zidziała kedyś Jewa Dzickowa. Chyba by wody śwanconej... cy jek?... Ale bziskup przybacuł sobzie Teosia. Posed w chojecki i zidzi tego nimka, jek skika jesce bez rów. — A pódź tu - woła go. Teoś usłysał, a posłusny buł, kozdemu. Tak zam przylecioł. — Rus sic, niedojdo, jedna. Zidzis, co tyle chłopa nie może wyciongnonć woza. Pomóz jem! Teoś. podsed, popatrzuł. — Odejdźta, pozieda, ja som wyciongne. Chłopy w śmiech. Znali Teosia. Niedójda i mocy nijekiej ni ma, bo to pokracne i nie duze... Kozdy go śturcha i prześniewajo sie. A on nie nie mózi, bo cierzpliwy buł i kozdemu ustompsiuł, małego robacka nie nadeptał ... Podsed, przezegnał sie i mózi: „to dla Ciebzie, Panie Boze”. Ujon jednem palicem za koło, pociongnon, a tu kareta na zierzch jek okrant wypływa. Wzion renko za wage a kareta pomaluśku po tej topsieli jek po sosie sunie az na drugi brzeg brodu. Kiedy jo wyciongnon, uklonk, przezegnał sie, a potem mózi do chłopów: „zaprzongajta”. A bziskupoziu brezijarz az na murawe upad. Zawołał chłopaka i pozieda: „nie gniewaj sie Teoś, com tak te twojo modlitwe zganiuł. Zidać, co ona Bogu milsa niz nase pacierze, a to bez to, co ty Pana Boga lepsiej od nas niłujesz. Tak i dalej go niłuj”. C M C M Y K Y K