R. Tarnas, Dzieje umysłowości zachodniej: s. 419-431
Transkrypt
R. Tarnas, Dzieje umysłowości zachodniej: s. 419-431
R. Tarnas, Dzieje umysłowości zachodniej: s. 419-431 KRYZYS WSPÓŁCZESNEJ NAUKI W sytuacji gdy zarówno filozofia, jak i nauka znajdowały się w tak problematycznym położeniu, wydawało się, że jedynie nauka może uratować współczesny umysł od rozpowszechnionych wątpliwości. Nauka osiągnęła swój złoty wiek w XIX stuleciu i w początkach XX, kiedy to zaznaczył się niezwykły postęp we wszystkich jej głównych dziedzinach, kiedy rozwinęła się instytucjonalna i akademicka organizacja badań i kiedy praktyczne zastosowania nauki szybko rozprzestrzeniały się na gruncie jej ścisłych powiązań z techniką. Optymizm epoki bezpośrednio wiązał się z zaufaniem do nauki oraz z jej zdolnością nieograniczonego doskonalenia stanu ludzkiej wiedzy, zdrowia i ogólnej pomyślności. Trwał długi i powolny schyłek religii i metafizyki, ale aktualny _ i coraz szybszy - postęp nauki nie ulegał wątpliwości. Jej roszczenia do posiadania ważnej wiedzy o świecie, nawet poddane krytyce filozofii postkantowskiej, wydawały się nie tylko wiarygodne, lecz także trudne do zakwestionowania. W obliczu niezwykłej skuteczności poznawczej nauki oraz rygorystycznej, bezosobowej precyzji jej struktur wyjaśniających religia i filozofia zmuszone były określić własne stanowisko w stosunku do nauki, podobnie jak w średniowieczu nauka i filozofia zmuszone były uczynić to w stosunku do potężniejszych kulturowo koncepcji religijnych. Dla umysłu współczesnego to właśnie nauka tworzyła najbardziej realistyczny i wiarygodny obraz świata - nawet jeśli obraz ten ograniczał się do „technicznej" wiedzy o zjawiskach natury i nawet jeśli nie miał implikacji egzystencjalnych. Jednakże dwie zmiany, jakie zaszły w ciągu XX wieku, radykalnie zmieniły poznawczy i kulturowy status nauki; jedna z nich miała charakter teoretyczny i wewnątrznaukowy, druga zaś - pragmatyczny i pozanaukowy. W pierwszym przypadku klasyczna kartezjańsko-newtonowska kosmologia najpierw stopniowo chyliła się ku upadkowi, a następnie dramatycznie załamała się pod ciężarem kilku zdumiewających odkryć w fizyce. Począwszy od końca XIX wieku, wraz ze zbadaniem przez Maxwella pola elektromagnetycznego, eksperymentem Michelsona-Morleya, odkryciem przez Becquerela radioaktywności, a następnie w początkach wieku XX, wraz z wyodrębnieniem przez Plancka zjawiska kwantowego i sformułowaniem przez Einsteina szczególnej i ogólnej teorii względności, i wreszcie w latach dwudziestych, wraz z określeniem przez Bohra, Heisenberga i ich kolegów zasad mechaniki kwantowej, długo obowiązujące zasady klasycznej nauki nowożytnej zostały radykalnie podważone. Pod koniec trzeciej dekady XX wieku zanegowany został faktycznie każdy główny postulat wcześniejszej koncepcji naukowej: atomy jako stałe, niezniszczalne i odrębne klocki natury, przestrzeń i czas jako niezależne absoluty, czysto mechanistyczna przyczynowość wszelkich zjawisk, możliwość obiektywnej obserwacji natury. Tak fundamentalne przeobrażenie naukowego obrazu świata było doprawdy oszałamiające, nikt nie wiedział tego lepiej niż sami fizycy Napotykając sprzeczności obserwowane w zjawiskach subatomowych, Einstein pisał: „Wszystkie moje próby dostosowania teoretycznych podstaw fizyki do tej dziedziny wiedzy całkowicie zawiodły. To tak jakby grunt usunął się człowiekowi spod nóg i nigdzie nie było widać żadnej trwałej podstawy, na której można by budować". Heisenberg podobnie uświadamiał sobie, że „podstawy fizyki zaczęły się chwiać... i ten ruch wywoływał takie uczucie, jakby nauka traciła oparcie". Wyzwanie rzucone dotychczasowym założeniom nauki było głębokie i złożone: odkryto, że materialne newtonowskie atomy są w dużym stopniu puste w środku. Materia nie tworzyła już zasadniczej substancji wszechświata. Materia i energia były wymienne. Trójwymiarowa przestrzeń i jednowymiarowy czas stały się względnymi aspektami czterowymiarowego czasoprzestrzennego kontinuum. Czas upływał z różną szybkością dla obserwatorów poruszających się z różnymi prędkościami. Czas zwalniał w pobliżu ciężkich obiektów, a w pewnych warunkach mógł się zatrzymać. Prawa geometrii euklidesowej nie wyznaczały już uniwersalnie koniecznej struktury natury. Planety pojawiały się po orbitach nie dlatego, że przyciągała je ku Słońcu działająca na odległość siłą grawitacji, ale dlatego, że sama przestrzeń, w której się poruszały, była zakrzywiona. Zjawiska subatomowe przejawiały zasadniczo dwuznaczną naturę, zachowując się jednocześnie jak cząstki i jak fale. Nie można było równocześnie precyzyjnie obliczyć położenia i pędu cząstki. Zasada nieoznaczoności radykalnie podważyła i zastąpiła ścisły newtonowski determinizm. Nie można było kontynuować obserwacji naukowej i wyjaśniania bez oddziaływania na naturę obserwowanego obiektu. Pojęcie substancji rozpuściło się w prawdopodobieństwach i „tendencjach do istnienia". Nielokalne powiązania między cząstkami zaprzeczały mechanistycznej przyczynowości. Relacje formalne i dynamiczne procesy zastąpiły materialne, odrębne obiekty. Fizyczny świat dwudziestowiecznej fizyki przypominał, mówiąc słowami sir Jamesa Jeansa, nie tyle wielką maszynę, ile wielką myśl. Skutki tej niezwykłej rewolucji były dwuznaczne. Nieustające nowożytne poczucie postępu intelektualnego, zerwania z ignorancją i błędami minionych epok oraz zbierania owoców nowych osiągnięć technologicznych znowu uległo umocnieniu. Nawet Newton był poprawiany i udoskonalany przez stale rozwijający się, coraz bardziej wyrafinowany umysł współczesny. Ponadto, dla wielu spośród tych, którzy uważali naukowy wszechświat mechanistycznego i materialistycznego determinizmu za sprzeczny z ludzkimi wartościami, rewolucja kwantoworelatywistyczna stanowiła nieoczekiwany i upragniony zalążek nowych możliwości intelektualnych. Dotychczasowa namacalna substancjalność materii ustąpiła miejsca rzeczywistości bardziej, być może, sprzyjającej interpretacjom spirytualistycznym. Wydawało się, że wolność ludzkiej woli otrzyma nowe wsparcie, skoro cząstki na poziomie subatomowym były niezdeterminowane. Rządząca falami i cząstkami zasada komplementarności zdawała się stosować szerzej również do komplementarności pomiędzy wzajemnie wykluczającymi się drogami poznania, takimi jak religia i nauka. Wraz z nowym rozumieniem wpływu podmiotu na obserwowany przedmiot ludzka świadomość, albo przynajmniej ludzka obserwacja i interpretacja, zdawała się zyskiwać ważniejszą rolę w szerszym planie rzeczy. Ścisła współzależność zjawisk zachęcała do myślenia o świecie w sposób holistyczny, co miało wiele implikacji społecznych, moralnych i religijnych. Coraz więcej uczonych zaczęło kwestionować rozpowszechnione w nowożytnej nauce, choć często nieświadome, założenie, że intelektualna redukcja całej rzeczywistości do najmniejszych wymiernych składników świata fizycznego ostatecznie pozwoli ukazać to, co we wszechświecie jest najbardziej fundamentalne. Wielu ludziom wydawało się, że panujący od czasów Kartezjusza program redukcjonistyczny jest krótkowzroczny i wybiórczy i że nie uwzględnia tego, co w naturze rzeczy jest najbardziej znaczące. Jednak takie wnioski nie były ani uniwersalne, ani rozpowszechnione wśród czynnych zawodowo fizyków. Być może współczesna fizyka była podatna na interpretację spirytualistyczną niekoniecznie jednak do niej prowadziła. Szersze grono odbiorców nie było też dokładnie zaznajomione z arkanami zmian pojęciowych wprowadzonych przez nową fizykę. Ponadto, przez kilka dekad rewolucja w fizyce nie zaowocowała porównywalnymi przeobrażeniami teoretycznymi w innych naukach przyrodniczych i społecznych, chociaż ich programy teoretyczne w dużym stopniu opierały się na mechanistycznych zasadach klasycznej fizyki. Mimo to wielu ludzi czuło, że stary materialistyczny obraz świata został nieodwołalnie zakwestionowany i że nowe naukowe modele rzeczywistości proponują możliwości zupełnie nowego potraktowania humanistycznych aspiracji człowieka. Jednak owym dwuznacznym możliwościom przeciwdziałały inne, bardziej niepokojące czynniki. Nie istniała teraz żadna spójna koncepcja świata - porównywalna z koncepcją zawartą w Principiach Newtona - która mogłaby teoretycznie scalić złożoną różnorodność nowych danych. Fizykom nie udało się dojść do porozumienia w kwestii interpretacji istniejących świadectw ze względu na określenie ostatecznej natury rzeczywistości. Sprzeczności, rozbieżności i paradoksy pojęciowe były wszechobecne i uporczywie nie dawały się rozstrzygnąć". Pewien nieredukowalny margines irracjonalności, rozpoznany wcześniej w ludzkiej psychice, pojawił się teraz w strukturze samego świata fizycznego. Do niespójności dołączyła niezrozumiałość, gdyż koncepcje nowej fizyki były trudne nie tylko dla laików; stanowiły przeszkodę nie do przezwyciężenia dla wyobraźni ludzkiej w ogóle: zakrzywiona przestrzeń, skończona, a jednak nieograniczona; czterowymiarowe kontinuum czasoprzestrzenne; wzajemnie wykluczające się właściwości posiadane przez tę samą jednostkę subatomową; obiekty, które nie były naprawdę rzeczami, lecz procesami lub modelami relacji; zjawiska, które nie przybierały zdecydowanego kształtu, dopóki nie były obserwowane; cząstki, które zdawały się wzajemnie oddziaływać na siebie na odległość mimo braku jakiegokolwiek znanego związku przyczynowego; istnienie fundamentalnych fluktuacji energii w próżni doskonałej. Ponadto, mimo oczywistego otwarcia się rozumu naukowego na wizję mniej materialistyczną i mniej mechanistyczną nie zaszła realna zmiana, jeśli chodzi o podstawowy dylemat nowożytności: wszechświat nadal był bezosobowym bezmiarem, w którym człowiek ze swą osobliwą cechą - świadomością, wciąż był ulotną, niewytłumaczalną, przypadkowo powstałą drobiną. Nie istniała też żadna przekonująca odpowiedź na niepokojące pytanie o ontologiczny kontekst poprzedzający Big Bang (wielki wybuch) narodzin wszechświata, czy też kontekst tkwiący u jego podstaw. Czołowi fizycy nie wierzyli w to, że równania teorii kwantów opisują realny świat. Wiedza naukowa ograniczała się do abstrakcji, symboli matematycznych, „cieni". Wiedza taka nie mówiła o samym świecie, który teraz bardziej niż kiedykolwiek zdawał się wykraczać poza zasięg ludzkiego poznania. Toteż w pewnych sprawach intelektualne sprzeczności i niejasności nowej fizyki jedynie utwierdziły człowieka w poczuciu własnej względności i wyobcowania, które narastały od czasów rewolucji kopernikańskiej. Człowiek współczesny zmuszony został do zakwestionowania odziedziczonej po klasycznych Grekach wiary w to, że świat urządzony jest w sposób dostępny dla ludzkiej inteligencji. Mówiąc słowami fizyka P.W. Bridgmana: „w końcu może się okazać, że struktura przyrody jest taka, iż nasze procesy myślowe nie odpowiadają jej na tyle, byśmy w ogóle mogli o niej myśleć... Świat zaciera się i nas zwodzi... Napotykamy coś naprawdę niewyrażalnego. Dotarliśmy do granic wizji wielkich pionierów nauki, mianowicie wizji, że oto żyjemy w przyjaznym świecie zrozumiałym dla naszych umysłów"3. Pod konkluzją filozofii mogłaby się podpisać również nauka: Rzeczywistość nie musi być zorganizowana w sposób obiektywnie rozpoznawalny dla ludzkiego umysłu. I tak niespójność, niezrozumiałość i nie dający pewności relatywizm dołączyły do wczesnonowożytnego wyobcowania człowieka w bezosobowym wszechświecie. *** Gdy teoria względności i mechanika kwantowa zniweczyły absolutną pewność paradygmatu Newtona, nauka wykazała - w sposób, którego nigdy nie przewidziałby Kant, zdeklarowany zwolennik Newtona — słuszność Kantowskiego sceptycyzmu dotyczącego zdolności ludzkiego umysłu do osiągnięcia niezawodnej wiedzy o świecie samym w sobie. Ponieważ Kant nie wątpił w prawdziwość nauki Newtona, twierdził, że zgodne z ową nauką kategorie ludzkiego poznania same są absolutne, i tylko to zapewnia bazę dla osiągnięć Newtona, jak również kompetencji poznawczej człowieka w ogóle. Jednak wraz z narodzinami dwudziestowiecznej fizyki pewnik Kanta utracił swe podstawy. Fundamentalne Kantowskie kategorie aprioryczne - czas, przestrzeń, substancja, przyczynowość - nie stosowały się już do wszystkich zjawisk. Wiedza naukowa, która po Newtonie wydawała się uniwersalna i absolutna po Einsteinie, Bohrze i Heisenbergu musiała zostać uznana za ograniczoną i prowizoryczną. Mechanika kwantowa w nieoczekiwany sposób ujawniła też bezwzględną słuszność Kantowskiej tezy, zgodnie z którą opisywana przez fizykę natura nie jest naturą samą w sobie, lecz relacją człowieka do natury - to znaczy, naturą, jaka ukazuje się w odpowiedzi na ludzkie pytania. To, co domyślnie tkwiło w Kantowskiej krytyce, ale zostało usunięte w cień przez ewidentną pewność fizyki Newtona, teraz stało się jasne: ponieważ za pomocą indukcji nigdy nie osiągnie się niepodważalnych praw ogólnych; ponieważ wiedza naukowa jest wytworem ludzkich struktur interpretacyjnych, które same są względne, zmienne i twórczo wykorzystywane; i wreszcie, ponieważ akt obserwacji w pewnym sensie wytwarza obiektywną rzeczywistość, którą próbuje wyjaśniać nauka, prawdy naukowe nie są ani absolutne, ani jednoznacznie obiektywne. W rezultacie połączenia osiemnastowiecznej filozofii i dwudziestowiecznej nauki umysł współczesny uwolnił się od absolutów, lecz został również pozbawiony stałego oparcia. Tę problematyczną konkluzję umocniło nowe, krytyczne podejście do filozofii i historii nauki, ukształtowane przede wszystkim przez prace Karla Poppera i Thomasa Kuhna. Zbliżając się do intuicji Hume'a i Kanta, Popper zauważył, że nauka nigdy nie może dostarczyć wiedzy, która byłaby pewna lub choćby prawdopodobna. Człowiek obserwuje wszechświat jak ktoś obcy, a snując przy-puszczenia co do jego struktury i działania, robi użytek z własnej wyobraźni. Nie potrafi zbliżyć się do świata bez owych śmiałych przypuszczeń (conjectures), gdyż każdy obserwowany fakt zakłada góry kontekst interpretacyjny. W nauce owe przypuszczenia musza być stale i systematycznie sprawdzane; chociaż wiele z nich pozytywnie przechodzi owe testy, żadnej teorii nigdy nie można traktować jako czegoś więcej niż tylko niedoskonale potwierdzonego przypuszczenia. W każdym momencie może ją sfalsyfikować nowy test. Żadna prawda naukowa nie jest odporna na taką możliwość. Nawet elementarne fakty są względne i zawsze mogą zostać radykalnie zreinterpretowane w nowym kontekście. Człowiek nigdy nie może wysuwać roszczeń do poznania prawdziwej natury rzeczy. Wobec faktycznej nieskończoności zjawisk tego świata sama ludzka ignorancja jest nieskończona. Najmądrzejszą strategią jest uczyć się na własnych nieuniknionych błędach. O ile jednak Popper podtrzymywał racjonalizm nauki, podkreślając zasadniczy postulat rygorystycznego testowania teorii, oraz nieugięty obiektywizm naukowy w poszukiwaniu prawdy, o tyle Kuhn w swej analizie historii nauki nie zawahał się podkopać nawet tej pewności. Kuhn zgadzał się, że wszelka wiedza naukowa wymaga struktur interpretacyjnych opartych na podstawowych paradygmatach czy modelach pojęciowych, które pozwalają badaczom wyodrębniać dane, wypracowywać teorie i rozwiązywać problemy. Przytaczając jednak wiele przykładów z historii nauki, dowodził, że rzeczywista praktyka uczonych rzadko odpowiada Popperowskiemu ideałowi systematycznej autoweryfikacji za pośrednictwem prób falsyfikowania istniejących teorii. Zamiast tego typowym działaniem nauki jest szukanie potwierdzenia dominującego paradygmatu - gromadzenie faktów w świetle danej teorii, przeprowadzanie na jej podstawie eksperymentów, rozszerzanie zakresu jej stosowalności, dalsze dookreślanie jej struktury, podejmowanie prób wyjaśnienia pozostających problemów. Będąc daleka od bezustannego testowania samego paradygmatu, „nauka normalna" unika jego kwestionowania dzięki rutynowej reinterpretacji niezgodnych danych w taki sposób, by wesprzeć ów paradygmat, albo też dzięki pomijaniu takich niewygodnych danych. W stopniu nieuświadamianym przez samych naukowców natura praktyki naukowej sprawia, że rządzący nią paradygmat sam siebie potwierdza. Paradygmat funkcjonuje tak jak soczewka, przez którą zostaje przefiltrowana każda obserwacja, a powszechna konwencja podtrzymuje jego miarodajność. Za pośrednictwem nauczycieli i tekstów naukowa pedagogia utrwala odziedziczony paradygmat i ratyfikuje jego wiarygodność, wykazując przy tym skłonność do wytwarzania stałych przekonań i teoretycznej sztywności, podobnie jak edukacja w dziedzinie systematycznej teologii. Kuhn twierdził dalej, że gdy stopniowe gromadzenie niezgodnych danych wywołuje w końcu kryzys paradygmatu i gdy przychylność uczonych zdobywa nowa synteza, to proces, w trakcie którego dokonuje się ta rewolucja, jest daleki od racjonalności. W takim samym stopniu zależy on od obiektywnych testów i argumentów, jak od ustalonych obyczajów społeczności naukowej, od czynników estetycznych, psychologicznych i socjologicznych, od obecności zakorzenionych metafor i rozpowszechnionych analogii, od nieprzewidywalnych skoków wyobraźni, a nawet od starzenia się i wymierania konserwatywnych uczonych. W rzeczywistości bowiem konkurencyjne paradygmaty rzadko są porównywalne; opierają się w sposób selektywny na różnych sposobach interpretacji, a zatem i na różnych zestawach danych. Każdy paradygmat stwarza swój własny gestalt, tak wszechstronny, że uczeni pracujący w ramach odmiennych paradygmatów zdają się żyć w różnych światach. Nie istnieje też jakakolwiek wspólna miara, taka jak zdolność rozwiązywania problemów, teoretyczna spójność czy odporność na falsyfikację, którą wszyscy uczeni przyjęliby jako kryterium porównawcze. To, co dla jednej grupy uczonych jest problemem, nie jest nim dla innej grupy. Historia nauki nie jest więc historią linearnego, racjonalnego postępu zmierzającego ku coraz dokładniejszemu i pełniejszemu poznaniu obiektywnej prawdy, ale jest historią radykalnych zmian wizji, w których zasadniczą rolę odgrywa mnogość czynników nieracjonalnych i nieempirycznych. O ile Popper próbował złagodzić sceptycyzm Hume'a przez wykazanie racjonalności wyboru najbardziej rygorystycznie sprawdzonego przypuszczenia, o tyle analiza Kuhna posłużyła do przywrócenia owego sceptycyzmu4. Wraz z tą historyczną i filozoficzną krytyką oraz rewolucja w fizyce w kręgach intelektualnych zaczęła się rozpowszechniać bardziej sceptyczna wizja nauki. Nauka wciąż była niezwykle skuteczna i potężna dzięki swej wiedzy, jednak wiedza naukowa z kilku powodów uważana była teraz za względną. Wiedza naukowa uzależniona była od obserwatora, od jego kontekstu fizycznego, od jego własnych założeń teoretycznych, od panującego w jego nauce paradygmatu. Zależała też od dominującego w jego kulturze systemu przekonań, od jego kontekstu społecznego i predyspozycji psychologicznych, od samego jego aktu obserwacji. W obliczu nowych dowodów pierwsze zasady nauki mogły zostać obalone w jakimkolwiek punkcie. Ponadto, w miarę upływu XX wieku konwencjonalne struktury paradygmatyczne innych nauk, łącznie z darwinowską teorią ewolucji, zaczęły podlegać rosnącemu naciskowi sprzecznych danych i alternatywnych teorii. Przede wszystkim absolutna pewność kartezjańsko-newtonowskiego obrazu świata, przez wieki uznawanego za kwintesencję i model ludzkiej wiedzy i ciągle mającego rozległy wpływ na kulturę, legła w gruzach. Porządek świata postnewtonowskiego nie był ani intuicyjnie uchwytny, ani wewnętrznie spójny - w gruncie rzeczy w ogóle nie był porządkiem. *** Mimo to poznawczy status nauki wciąż posiadał dla współczesnego umysłu niekwestionowaną wyższość. Prawda naukowa mogła być coraz bardziej ezoteryczna i tylko prowizoryczna, lecz była prawdą weryfikowalną, ciągle udoskonalaną i coraz ściślej formułowaną. Jej skutki praktyczne w postaci postępu technicznego - w przemyśle, rolnictwie, medycynie, wytwarzaniu energii, komunikacji i transporcie - stanowiły namacalne świadectwo zasadności roszczeń nauki do dostarczania żywej wiedzy o świecie. Jednak, paradoksalnie, to samo namacalne świadectwo miało odegrać decydującą rolę w rozwoju tendencji przeciwnej; bo gdy praktycznych skutków wiedzy naukowej nie można już było uważać za wyłącznie pozytywne, umysł współczesny zmuszony był przewartościować swoje uprzednio bezgraniczne zaufanie do nauki. Już w XIX stuleciu Emerson ostrzegał, że techniczne osiągnięcia człowieka nie muszą obrócić się całkowicie na jego korzyść: "Rzeczy są w siodle i ujeżdżają ludzkość". Na przełomie wieków, kiedy technika tworzyła nowe cuda, takie jak automobil czy rozpowszechnione zastosowanie elektryczności, niektórzy obserwatorzy zaczęli odnosić wrażenie, że taki rozwój może zapowiadać złowrogie odwrócenie hierarchii ludzkich wartości. W połowie wieku XX nowy wspaniały świat współczesnej nauki stał się obiektem powszechnej, zajadłej krytyki: technika zdobywała władzę nad człowiekiem, dehumanizowała go, umieszczała raczej w kontekście sztucznych substancji i urządzeń, a nie wśród istot żywych w nieestetycznie ujednoliconym otoczeniu, w którym środki zdominowały cele, w którym wymagania pracy w fabrykach prowadziły do mechanizacji ludzi, w którym wszelkie problemy uważano za możliwe do rozwiązania dzięki technice kosztem prawdziwych odpowiedzi egzystencjalnych. Samonapędzające się imperatywy rozwoju technicznego wykorzeniały człowieka i zniekształcały jego fundamentalny związek z ziemią. Ludzka indywidualność zdawała się coraz słabsza, wydawała się zanikać pod naporem masowej produkcji, mass mediów i rozprzestrzeniającej się ponurej urbanizacji. Tradycyjne struktury i wartości były kruche. W nie kończącym się strumieniu innowacji technicznych życie współczesnego człowieka poddane zostało bezprecedensowo szybkim i dezorientującym zmianom. Otoczenie człowieka zdominowały: gigantyzm, chaos, nadmierny hałas, szybkość i złożoność. Świat, w którym żył człowiek, stawał się równie bezosobowy, jak kosmos jego nauki. Wraz z szerzącą się anonimowością, pustką i materializmem współczesnego życia ludzka zdolność do zachowania człowieczeństwa w otoczeniu zdeterminowanym przez technikę budziła coraz większe wątpliwości. W opinii wielu kwestia ludzkiej wolności, zdolności utrzymania przez ludzkość panowania nad jej własnym dziełem stała się niezwykle paląca. Do tej humanistycznej krytyki dołączyły niepokojąco konkretne oznaki niefortunnych konsekwencji rozwoju nauki. Wielkie skażenie wody, powietrza i gleby, wieloraki szkodliwy wpływ na życie zwierząt i roślin, wyginięcie licznych gatunków, ogołocenie globu ziemskiego z lasów, erozja zewnętrznej warstwy gleby, wyczerpanie zasobów wód gruntowych, wielkie nagromadzenie odpadów toksycznych, nasilenie się efektu cieplarnianego, ubytki warstwy ozonowej w atmosferze, radykalne zakłócenie całego ekosystemu planety - wszystko to z rosnącą siłą narzucało się jako problem wyjątkowo poważny i złożony. Nawet w krótkiej perspektywie życia ludzkiego coraz szybsze wyczerpywanie się nieodnawialnych zasobów naturalnych stało się zjawiskiem alarmującym. Uzależnienie od dostaw zasobów życiowych z zewnątrz przyniosło nowe zagrożenia dla politycznego i ekonomicznego życia ludzkości. Zaczęły się pojawiać nowe zmory i napięcia nękające tkankę społeczną, pośrednio lub bezpośrednio związane z postępem cywilizacji naukowej - nadmierny rozwój miast i przeludnienie, wykorzenienie kulturowe i społeczne, mechaniczna praca, coraz groźniejsze wypadki w zakładach przemysłowych, katastrofy samochodowe i lotnicze, rak i choroby serca, alkoholizm i narkomania, otępiająca umysł i zubażająca kulturę telewizja, wzrastający poziom przestępczości, przemocy i psychopatii. Nawet największe sukcesy nauki paradoksalnie pociągały za sobą nowe, palące problemy: sukcesy medycyny w walce z ludzkimi chorobami oraz mniejsza śmiertelność, w połączeniu z postępem technicznym w produkcji żywności i w transporcie przyczyniły się z kolei do groźby przeludnienia w skali światowej. W innych przypadkach postęp nauki dostarczył nowych faustowskich dylematów, jak te związane z nieprzewidywalną przyszłością inżynierii genetycznej. Mówiąc bardziej ogólnie, niezgłębiona naukowo złożoność wszystkich istotnych zmiennych - czy to w kwestiach globalnych czy lokalnych, w systemach społecznych czy w ludzkim ciele - czyniła techniczną manipulację owymi zmiennymi czymś nieprzewidywalnym i często zgubnym. Cały ten proces osiągnął pierwszy, złowrogi punkt kulminacyjny wówczas, gdy nauki przyrodnicze sprzysięgły się z historią polityczną w celu stworzenia bomby atomowej. Jest wielką i tragiczną ironią losu, że Einsteinowskie odkrycie równoważności masy i energii, dzięki któremu stało się możliwe przekształcenie cząsteczki materii w olbrzymią ilość energii - odkrycie dokonane przez zdeklarowanego pacyfistę i odzwierciedlające swego rodzaju szczyt ludzkich możliwości intelektualnych i kreatywności - po raz pierwszy w historii było również zapowiedzią samozagłady ludzkości. Po zrzuceniu bomby atomowej na mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki nie można już było podtrzymywać wiary w moralną neutralność nauki, nie mówiąc już o wierze w nieograniczoną siłę harmonijnego postępu. Podczas długotrwałej i pełnej napięcia zimnej wojny liczba pocisków nuklearnych o niesłychanej sile rażenia nieubłaganie zwielokrotniła się - do tego stopnia, że cała Planeta mogłaby zostać wiele razy doszczętnie zniszczona. Cywilizacja znalazła się na skraju przepaści z powodu genialności człowieka. Ta sama nauka, która radykalnie zmniejszyła niebezpieczeństwa i uciążliwości ludzkiego życia, teraz stanowiła największe zagrożenie dla przetrwania ludzkości. Wielka seria tryumfów nauki i kumulatywny postęp zostały przesłonięte nowym poczuciem ograniczeń nauki, zagrożeń z nią związanych oraz odpowiedzialności ponoszonej przez naukę Współczesny umysł naukowy poczuł się osaczony na kilku płaszczyznach jednocześnie: przez krytyków epistemologii, przez własne problemy teoretyczne pojawiające się w coraz liczniejszych dziedzinach, przez coraz bardziej palącą psychologiczną konieczność zlikwidowania istniejącej we współczesnym światopoglądzie przepaści między człowiekiem i światem, a przede wszystkim przez niekorzystne skutki jego własnej działalności i głębokie uwikłanie w światowy kryzys. Ścisłe powiązanie badań naukowych z establishmentem politycznym, wojskowym i przemysłowym wciąż zadawało kłam tradycyjnemu obrazowi nauki jako dziedziny obiektywnej i czystej. Samo pojęcie „czystej nauki" wielu krytykowało teraz jako całkowicie złudne. Wiarę w to, że umysł naukowy ma uprzywilejowany dostęp do prawdy o świecie, że może opisywać naturę niczym doskonałe zwierciadło, w którym odbija się pozahistoryczna, uniwersalnie obiektywna rzeczywistość, uznano teraz nie tylko za naiwną poznawczo, ale również za służącą, świadomie lub nieświadomie, konkretnym grupom politycznym i ekonomicznym, pozwalającą często na wykorzystywanie potężnych zasobów i inteligencji w programach społecznej i ekologicznej dominacji. Agresywna eksploatacja środowiska naturalnego, rozprzestrzenianie broni nuklearnej, niebezpieczeństwo globalnej katastrofy wszystko to składało się na oskarżenie nauki, samego rozumu ludzkiego, wyraźnie będącego w niewoli autodestrukcyjnej irracjonalności człowieka. Gdy zaczęto rygorystycznie i obiektywnie weryfikować wszystkie hipotezy naukowe, okazało się, że sam „naukowy obraz świata", główna metahipoteza epoki nowożytnej, został stanowczo sfalsyfikowany przez swe szkodliwe i bezproduktywne skutki w świecie empirycznym. Inicjatywa naukowa, która na wcześniejszych etapach rodziła problemy w sferze kultury - filozoficzne, religijne, społeczne, psychologiczne - teraz była przyczyną trudności w dziedzinie biologii. Przestała istnieć optymistyczna wiara w to, że światowe problemy będzie można rozwiązać po prostu dzięki postępowi nauki i inżynierii społecznej. Zachód ponownie stracił wiarę, tym razem nie w religię, lecz w naukę i autonomiczny ludzki rozum. Naukę wciąż ceniono, a pod wieloma względami podziwiano. Ale utraciła ona swój nieskazitelny wizerunek wyzwolicielki ludzkości. Wyzbyła się również swych długo uznawanych roszczeń do absolutnej niezawodności poznawczej. Bezgraniczne uprzednio zaufanie do wiedzy naukowej nie mogło się dłużej utrzymać, ponieważ wpływ zdobyczy nauki nie był wyłącznie korzystny, jej redukcjonistyczne rozumienie środowiska naturalnego wykazywało oczywiste braki, nauka była wyraźnie podatna na pewne tendencje polityczne i ekonomiczne. Na gruncie tych kilku oddziałujących na siebie czynników coś w rodzaju Humowskiego radykalnego sceptycyzmu poznawczego - połączonego ze relatywizowanym Kantowskim poczuciem istnienia apriorycznych struktur poznawczych - wydawało się stanowiskiem w pełni uzasadnionym. Po przeprowadzonej przez współczesną filozofię ostrej krytyce epistemologii główną podstawą słuszności twierdzeń rozumu były empiryczne świadectwa nauki. Sama filozoficzna krytyka była w istocie abstrakcyjnym ćwiczeniem, pozbawionym dokładnie określonego wpływu na szerszy kontekst kultury czy na naukę, i takim ćwiczeniem zapewne by pozostała, gdyby przedsięwzięcie naukowe samo zachowało jednoznacznie pozytywny charakter w swym postępie praktycznym i poznawczym. Ze względu jednak na znaczną problematyczność konkretnych skutków nauki ostatnia podstawa wiary w rozum została teraz podważona. Wielu wnikliwych obserwatorów nie będących zawodowymi filozofami zmuszonych było przewartościować status ludzkiej wiedzy. Człowiek mógł myśleć, że poznaje świat - naukowo czy w inny sposób - ale w rzeczywistości nie miał co do tego żadnej gwarancji: nie posiadał żadnego apriorycznego, racjonalnego dostępu do prawd uniwersalnych; dane empiryczne zawsze były nasycone teorią i uzależnione od obserwatora, a niepodważalny wcześniej naukowy obraz świata został zasadniczo zakwestionowany, gdyż jego struktura pojęciowa zarówno stwarzała, jak i pogłębiała problemy ludzkości na skalę globalną. Wiedza naukowa była zdumiewająco skuteczna, ale efekty te sugerowały, że znaczna część wiedzy przy ograniczonej perspektywie może być bardzo niebezpieczna.