Przygotowanie do odejścia
Transkrypt
Przygotowanie do odejścia
Natalia Wojciechowska PRZYGOTOWANIE DO ODEJŚCIA Pewnego dnia zastanowiłam się, kiedy ostatnio byłam w hospicjum… Okazało się, że trzy tygodnie temu. Tak długo bez wolontariatu?! – nie wierzyłam sama sobie. Ale to była prawda. Coraz mniej czasu miałam, przez co coraz mniej poświęcałam go dla pacjentów. Postanowiłam napisać do mojej koordynatorki: „Cześć Aga. Mam dla Ciebie smutne wieści. Prawdopodobnie zrezygnuję z wolontariatu. Mam trochę więcej na głowie (matura za pasem), a doba ma dalej tylko 24 godziny. Nie chcę, żeby moja pomoc wyglądała tak, że raz się pojawię, a 5 razy nie. Bo to przecież nie o to chodzi. Najważniejsze jest na dobro pacjentów, którzy czekają, pytają. Przykro mi z tego powodu. Już prawie dwa lata jestem wolontariuszką. Niestety, nadszedł moment, w którym muszę swoją dalszą działalność przemyśleć. Muszę podjąć decyzję, którą nie skrzywdzę ani siebie, ani innych. Wiem jedno - wiele się przez ten czas nauczyłam i żadna godzina w hospicjum nie była zmarnowana. Do końca przyszłego tygodnia podejmę ostateczną decyzję. Miłej i spokojnej niedzieli, Natala” Tego samego dnia dostałam odpowiedź: „Natalia, hmmm... Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak namawianie, bo i tak decyzja jest Twoja i tak być powinno, ale mam mały komentarz. Pierwsza uwaga jest taka, że osoby, które nie lubią prawie nikogo, Ciebie chwalą, a to oznacza, że jesteś najlepiej postrzeganą wolontariuszką (a może nie tylko wolontariuszką) w hospicjum. Po drugie – nawet, jeśli pojawiałabyś się raz w miesiącu na godzinę, to i tak pacjenci Cię znają już na tyle dobrze, że na pewno się ucieszą. Do tych nowych nie masz obowiązku chodzić, bo w wolontariacie obowiązki zaczynają się i kończą na ludzkim podejściu do drugiej osoby, reszta jest wyborem. Po trzecie - nawet kiedy przychodzisz, rzadko to i tak jest to częściej niż inni wolontariusze. Po czwarte - jeśli radykalnie nie zmieni się moja sytuacja życiowa, chciałabym mieć dla kogo i po co przychodzić, a widzę to tak, że jesteś jedną z niewielu osób, które w ogóle reagują na mnie i moje słowa, przez co jesteś też biedna i współczuję, ale tak to już jest, że gadamy do tych, którzy słuchają :/. Dla reszty jestem niewidzialna, ale chyba się już przyzwyczajam ;) Może przynajmniej do grudnia jakoś dotrwamy... Pewnie znalazłyby się inne argumenty, ale nie chcę, żeby to była agitacja. Wiem, że nas dużo nauczył ten czas i wiem, że będzie miał wpływ na resztę naszego życia... Ja postaram się jednak - na wzór Pacjentów - powoli przygotować do odejścia i do końca robić to, co mogę, choć - jak oni - mogę bardzo mało. Mam świadomość, że wielokrotnie robiłyście z Olą więcej dla Pacjentów niż ja i za to Wam bardzo, bardzo, bardzo dziękuję... Cokolwiek zdecydujesz, poprę Cię, bo rozumiem Twoją decyzję (może lepiej niż ktokolwiek?). Jakkolwiek by było - mam nadzieję, że wybierzemy się jeszcze kiedyś na herbatę z ciastkiem (bo przecież kawy nie pijesz ;P ) czy pizzę... Dziękuję Natalia Pozdrawiam.” Wiedziałam, że nie mogę tej decyzji podjąć pochopnie. Wiedziałam, że muszę przemyśleć wszystkie za i przeciw, aby mój wybór był słuszny. Dlatego dałam sobie tydzień do namysłu. Codziennie zastanawiałam się, co mam zrobić? Rozsądek podpowiadał, że powinnam odejść. Serce dyktowało, abym kontynuowała rozpoczętą pracę. Którego głosu słuchać? Serca czy rozumu? Nie wiedziałam. Postanowiłam spojrzeć na ta sytuację z perspektywy pacjenta. Wolontariusze dla nich są jak promienie słońca w pochmurne dni. Wnoszą radość i uśmiech. Wystarczy kilka minut rozmowy, nawet milczenia, a pacjent czuje się ważny. Powoli rodzi się zaufanie i obustronna potrzeba spotkań. Pacjenci czekają, odliczają dni - wolontariusze nie mogą się doczekać kolejnych rozmów. Czy mogę zawieść zaufanie pacjentów? Na pewno nie. Nie mogę oczekiwać, że dostanę coś w zamian, skoro sama nie oddam się w pełni. „Hej Aga. Podjęłam decyzję, choć nie było łatwo. Kiedyś w rozmowie z pacjentka usłyszałam, że im więcej mamy lat tym wybory, przed którymi stajemy, będą coraz trudniejsze. No, ale przejdźmy do tematu. Niestety, rezygnuję. Wiele mnie wolontariat nauczył, dużo wyniosłam. I mam nadzieję, że było to obustronne, że pacjentom też dałam cząstkę siebie. Chciałabym się pożegnać, z pacjentami. Dlatego pojawię się jeszcze raz, bo nie chcę odejść bez słowa. Bardzo Ci dziękuję za każdą radę, bo nikt nie jest wszechwiedzący, za każdą uwagę, bo nikt nie jest idealny, za każde wytknięcie błędu, bo przecież na nich się uczymy. Dziękuję:)” „Natalia, przyjęłam do wiadomości, że rezygnujesz. Mimo że bardzo żałuję i wiem, że to trudne. Ale taka jest kolej rzeczy. Jestem pewna, że wszelkie decyzje życiowe są rozwojowe i prowadzą do tego, że stajemy się inni... Po prostu czasem trzeba iść dalej, a jak już się pójdzie, to okazuje się, że zachodzą pozytywne zmiany nie tylko w nas, ale też w innych. Zmiany zazwyczaj nas przerażają, ale potem okazuje się, że nie były złe. A tak na marginesie, myślę, a może bardziej mam intuicję, że to nie jest Twój koniec z wolontariatem, że jeszcze kiedyś do tego wrócisz, kiedy złapiesz oddech. Mam taką nadzieję, bo jesteś właściwą osobą do pełnienia takiej roli, pełną empatii, zrozumienia, otwartą i społeczną. Niezależnie od wszystkiego, jak będziesz miała ochotę się spotkać albo będziesz czegoś potrzebowała, to pisz, dzwoń czy coś :) pozdrowienia dla Ciebie i Twoich Bliskich” Zamierzam pożegnać się przed Świętami. Dla każdego pacjenta, z którym miałam kontakt, przygotowałam ręcznie wykonaną kartkę świąteczną. Myślę, że będzie to miły gest. Zarazem mam nadzieję, że świąteczna atmosfera ułatwi mi odejście. W głowie ciągle mam obraz uśmiechniętych pacjentów, których zabierałam na niedzielne spacery. Ten radosny wyraz twarzy, który często mam przed oczyma, motywuje mnie do dalszej pomocy. Kilka dni temu zarejestrowałam się jako potencjalny dawca szpiku, zamierzam także oddać krew i razem z klasą przygotować paczkę świąteczną dla dzieci z domu dziecka. Pomagać można w różnoraki sposób. Ważne, aby robić to, nie patrząc tylko na własne korzyści. Trzeba, jak to głosi hasło wolontariuszy hospicyjnych, lubić pomagać. Na początku mojej przygody z wolontariatem niektórzy dziwili się: „Jak to, będziesz pomagać za darmo?”. Nie dla wszystkich jest oczywiste, że wolontariat może dawać korzyści niekoniecznie materialne. Wolontariat był wspaniałym doświadczeniem w moim życiu. Dzięki niemu nauczyłam się, jak ważne jest dotrzymywanie obietnic. Nauczyłam się doceniać życie, takie, jakim je dostajemy. Dzięki pacjentom poznałam siebie, poznałam lepiej swoje zalety i wady. Odkryłam, że potrafię uważnie słuchać a czasem milczeć godzinami, choć nie znoszę ciszy. Zyskałam wiarę w możliwość realizacji własnych pomysłów. Zobaczyłam, jak bardzo jestem niecierpliwa, co postanowiłam zmienić. Poznałam też wiele fantastycznych osób. Rozmowy z moją koordynatorką spowodowały, że zaczęłam zwracać większą uwagę na swoje uczucia. Dochodzi jeszcze kolejny plus: obecnie pracodawcy szukają osób aktywnych, rozwijających się. Dzięki wolontariatowi mogę poszerzyć swoje CV o nowe doświadczenia i kompetencje, przez co zwiększę swoje szanse na otrzymanie wymarzonej pracy. Czy to mało? Myślę, że nie. To, że, wolontariusz pracuje za darmo, nie oznacza, że traci. Oceniając wszystko, co dajemy i otrzymujemy w zamian, jestem pewna, że wolontariat wnosi do naszego życia więcej niż się powszechnie wydaje. Mam nadzieję, że to nie koniec mojej przygody z wolontariatem i jeszcze nie raz poczuję w sercu radość z pomagania innym. Mimo tak wielu korzyści wymiernych, spełnienie kolejnego dobrego uczynku i jego efekt w postaci uśmiechu pacjenta był dla mnie największą nagrodą.