Pamięć Syberii O, Polsko! O, Polacy! Nim nastanie świt... gra

Transkrypt

Pamięć Syberii O, Polsko! O, Polacy! Nim nastanie świt... gra
>> >>
>>recenzje
Pamięć Syberii
Wędrując po Syberii, trzeba uważnie stawiać kroki. Nigdy nie wiadomo, co może się
znaleźć pod stopami — puszka po coca-coli,
resztki rozpadających się baraków porzuconego gułagu, wystające spod lodu futro
mamuta. W Po Syberii, najnowszej książce z serii „Orient Express” wydawnictwa
Czarne, jeden z najlepszych brytyjskich pisarzy książek podróżniczych Colin Thubron
przemierza szlak od Jekaterynburga aż do
Magadanu, szukając istoty Syberii, nie tej,
którą znamy z historii opowiadanych przez
carskich i stalinowskich zesłańców, ale tej,
która musi sobie dzisiaj radzić ze zmianami, jakie przechodzi współczesny świat.
Syberia opisywana przez Thubrona to
ziemia osierocona i zapomniana. Cała Rosja jest w pewnym sensie sierotą po ZSRR
— dawną świetność (albo przynajmniej
jej poczucie) zastąpiły porzucone pomniki
i rozpadające się blokowiska. Syberia jest
jednak przypadkiem szczególnym — tu rozpad imperium pozostawił jeszcze większą
pustkę. Moskwa zapomniała o tych, którzy
mieszkają tysiące kilometrów od stolicy,
a oni muszą sobie radzić wśród okrutnej
przyrody i pozostałości po najstraszniejszych przejawach komunizmu.
Czego tu nie ma! Podróż zaczyna się od
miejsca wymordowania rodziny carskiej
w Jekaterynburgu. Potem prowadzi przez
ruiny gułagów, na których prowadzone
przez prawosławnego księdza starsze kobiety płaczą nad pochowanymi w bezimiennych mogiłach. Do Akademgorodku pod
Nowosybirskiem, niegdyś enklawy najlepiej
>>94
dotowanych radzieckich badaczy, a dziś zespołu pustoszejących budynków, w których
pozostawieni przez państwo samym sobie
uczeni tworzą coraz bardziej zwariowane
i mistyczne teorie. Do muzeum, gdzie spokojnie leżą zmumifikowane zwłoki starożytnej księżniczki, niezwracającej uwagi na
to, że kłóci się o nią kilka narodów i kilka
ośrodków badawczych. Do klasztoru buddyjskiego, który próbuje zagospodarować
ruiny po państwie, w którym religią narodową był ateizm. Wszystko to wyrasta na
niezwykłą mieszankę — obrazy biedy i wykluczenia mieszają się ze śladami wielkiej
(albo nadętej) przeszłości i czystą wariacką
fantasmagorią. Syberia, choć przyduszona przez realny socjalizm, nie wyzbyła się
swojej niezwykłej natury — pozostaje krainą tajemnic, wszechwiedzących szamanów
i zamarzniętych pod ziemią zwierząt z epoki lodowcowej.
Pod świetnym piórem Thubrona Syberia staje się czymś jeszcze — świetnym
obrazem całej Rosji. Chociaż wydaje się,
że to terytorium pozostające na uboczu,
nienadążające za zmianami w rosyjskim
społeczeństwie, to właśnie tam najlepiej widać wszystko, co się wydarzyło od
upadku Związku Radzieckiego. Syberia
płacze nad dawną świetnością i próbuje
znaleźć jej odpowiedniki; wie, jak bardzo
straciła na znaczeniu, ale jest też przekonana, że prawdziwa duchowa odnowa
świata przyjdzie właśnie z niej. W przekonaniu o swojej mistycznej wyższości
nad resztą świata pozostaje między wielkością a śmiesznością, wahając się to
w jedną, to w drugą stronę.
Syberia ma też długą pamięć. W finałowej scenie Thubron stoi na szczątkach gułagu w okolicach Magadanu, mówiąc sobie,
jak pewnie każdy Europejczyk, „nigdy więcej”. Jego przyjaciel, Rosjanin, poprawia
go: Wam się wydaje, że idziecie naprzód.
A u nas wszystko powraca. To też jeszcze
wróci. Może to właśnie najciekawsza cecha
Thubronowskiej Syberii — Moskwa to Rosja,
która o swojej przeszłości selektywnie zapomina. Syberia to miejsce, które o wszystkim pamięta i miejsce, gdzie wszystko powraca. Na wiosnę spod roztopionego śniegu
wychodzą buty porzucone przez ostatnich
strażników gułagów, a z lodu wyłaniają się
kępki futra mamuta.
PAWEŁ SCHREIBER
Po Syberii
Colin Thubron
Wydawnictwo Czarne
2011
O, Polsko! O, Polacy!
Właśnie ukazał się długo oczekiwany kryminał z prokuratorem Szackim. Jeszcze lepszy niż bestsellerowe Uwikłanie. Jeszcze
bardziej przenikliwy i odważny. Promocja
natomiast odbywa się w jeszcze gęstszej
atmosferze niż Uwikłanie. Na głowę pisarza
sypią się gromy prosto z Sandomierza.
Życiowo poturbowany białogłowy Teodor
Szacki przenosi się z Warszawy do Sandomierza, gdzie w cieniu nieudanych niedziel,
w zatęchłej atmosferze małego, choć urokliwego miasteczka pracuje na mniejszych
obrotach niż w Warszawie. Początkowo obawia się, że jego życie będzie kręciło się
wokół niespiesznych spacerów po urokliwym rynku, między jedną a drugą kawą
posypaną cukrem pudrem i łamaniem serc
miejscowych „gorących partii”, bo jakież
to ambitne wyzwania mogą czekać stołecznego prokuratora w małej mieścinie? Tak
myśli do czasu, kiedy zostaje brutalnie zamordowana jedna z miejscowych społecznych działaczek: przy pomocy rytualnego
narzędzia do uboju zwierząt. Śledztwo, dzięki życzliwej „pomocy” mediów, prowadzi
w kierunku legendy o krwi, według której
Żydzi porywali i mordowali chrześcijan po
to, by utoczoną z nich krew przerobić na
macę. Prokuratorowi przyjdzie zmierzyć się
z potwornościami polskiej ciasnoty myślenia, mroczną legendą przeszłości i antysemicką czarną kartą w naszej historii, a to
wszystko w otoczeniu jednego z najpiękniejszych miast w Polsce.
Ziarno prawdy jest doskonałym kryminałem, z wyraziście zarysowanymi postamusli magazine
ciami, rwącą akcją i charakterystycznym,
społecznie wściekłym nerwem publicystycznym Miłoszewskiego. Jeżeli ktoś czuł niedosyt z powodu mało drastycznych scen
w poprzedniej powieści, ilość krwi w Ziarnie
prawdy usatysfakcjonuje samego hrabiego
Orloka. Plus soczysty, ironiczny styl, ekscytująco trafna krytyka mechanizmu funkcjonowania polskich mediów i kpina z naszych narodowych zmór. Z kolei synteza
charakterystycznej dla polskich małych społeczności Hassliebe to potwierdzenie warsztatu Miłoszewskiego. Szacki jest miastem
oczarowany, a jednocześnie nienawidzi jego
ciasnoty, miejscowej zmowy milczenia i dusznego wegetowania w atmosferze szklanej
pogody popołudniowych tasiemców.
Niniejszy tekst ukazuje się już w momencie, kiedy książka pnie się w górę na listach
polskich bestsellerów, wytwórnie filmowe
biją się o prawa do ekranizacji (Panie, chroń
nas od PISF-u), ale w Sandomierzu Zygmunt
został okrzyknięty persona non grata. Przynajmniej w niektórych kręgach. Sandomierz
niespodziewanie wycofał się z promocji powieści, chociaż przed premierą władze zapoznały się z jej treścią. W każdym egzemplarzu jest już zakładka promująca miasto.
Przewidywano również wydanie limitowanej kolekcji dostępnej tylko w Sandomierzu.
Miasto tymczasem staje okoniem. Argument? Miłoszewski w jednej ze scen przywołał wydarzenia z planu Ojca Mateusza: odtwórca roli duchow(n)ej ostoi wychyla kilka
zdrowych kielonków. Oficjalnie nie chodzi
o jedno z malowideł w bazylice katedralnej Karola de Prevot, na którym przedstawiono rzekomy mord rytualny dokonywany
na chrześcijanach. Oficjalnie. Sandomierz
jest podzielony: Miłoszewski ma tutaj swoich gorących zwolenników, ale i zaciekłych
wrogów.
Powieść, dzięki wyrazistemu rysowi publicystycznemu, jest opowieścią o funkcjonowaniu stereotypu. Jak się okazuje, ciągle
żywego. Tradycyjnie podziałem Polska stoi,
a reakcja miasta jest, chcąc nie chcąc,
dowodem na to, że Miłoszewski na polski
odcisk nadepnął boleśnie i zejść z niego nie
chce. Niestety, taka reakcja martwi i boli,
bo najwyraźniej bliżej nam do króla Ćwieczka niż do szklanych domów. I znowu monopol na promocję ma Warszawa. Czy podział
na Polskę A i B jest ciągle aktualny? Nowej
powieści Zygmunta przegapić nie można.
KASIA WOŹNIAK
Ziarno prawdy
Zygmunt Miłoszewski
W.A.B.
2011
gra
RECENZJA
Nim nastanie świt...
Jest rok 1898. Minęło osiem lat, odkąd
Dracula został pokonany — ale nie zginął.
Teraz powrócił, by dokonać zemsty... Jest
ostrożniejszy, przebieglejszy, bardziej zdeterminowany. Europa pogrąża się w mroku... Nie wszystko jednak stracone — śladami Draculi uparcie podążają łowcy znani
z powieści Stokera: Van Helsing, dr Seward,
Arthur Godalming i Mina Harker.
Zadaniem łowców jest odkrycie miejsca
pobytu hrabiego i pokonanie wampira. Nie
jest to jednak takie łatwe: Dracula podróżuje po całej Europie, nie wiadomo, skąd
wyruszył, a szlak jego wędrówki pozostaje
nieznany. Tworzy go ciąg zakrytych kart
z nazwami miejscowości — odkrywa się je,
gdy łowca przybędzie do danego miasta.
Prowadząc poszukiwania, łowcy mogą zdobywać nowe przedmioty przydatne w walce
i zastawiać pułapki na przebiegłego wampira. Tylko od samych graczy zależy, czy będą
ze sobą współpracować, ale zwycięstwo lub
porażka są wspólne. Muszą być czujni, gdyż
i Dracula nie jest bezbronny: również może
zastawiać pułapki, tworzyć nowe wampiry,
korzystać z pomocy wiernych sług lub ze
swych niezwykłych mocy. A w każdym mieście, które odwiedzi, będzie czekać na łowców niemiła niespodzianka...
Czas rozgrywki podzielony został na
doby, a każda składa się z sześciu etapów
— wszyscy gracze muszą zwracać baczną
uwagę na to, o jakiej porze dnia lub nocy
wypada dany ruch. W nocy Dracula jest
dużo silniejszy, potrafi również zmieniać
swoją postać, by móc łatwiej pokonać
lub zwieść przeciwników. Jeszcze jedno
— nawet jeśli hrabiemu nie uda się zdobyć
żadnych dodatkowych punktów, o ile nie
>>recenzje
zostanie pokonany przed upływem sześciu
dób — wygrywa.
Wszystkim graczom oprócz umiejętności
dedukcji i dobrej pamięci przyda się także nieco szczęścia — próbując odnaleźć
Draculę, przynajmniej na początku gry poruszają się na oślep. Poza tym wykonaniu
ruchu każdej z postaci towarzyszy również
losowanie karty wydarzeń. Do chwili wyciągnięcia karty nie ma pewności, czy będzie korzystna dla Draculi, czy dla łowców;
bywa, że dane wydarzenie może zupełnie
pokrzyżować szyki graczom i sprawić, że
konieczna będzie zmiana obranej taktyki.
Szczęście przyda się także w trakcie walki
— wynik starcia uzależniony jest w dużej
mierze od rzutu kostką.
Nie trzeba znać historii z udziałem bohaterów gry (czy jest ktoś, kto jej w ogóle
nie zna?), by móc wczuć się w atmosferę
Draculi, nie jest to również pozycja, do
której na siłę przyłatano słynne postaci.
Oczywiście można jeszcze dodatkowo podkręcić mroczny nastrój — z uwagi na dużą
liczbę małych elementów nie radzę jednak
zbyt przyciemniać światła. Na samą rozgrywkę warto zarezerwować sobie nieco
więcej czasu — dwie godziny przynajmniej
— zwłaszcza gdy gracze są początkujący;
być może też zapragniecie zagrać jeszcze
raz w innych rolach. Ich rozkład przedstawia się całkiem ciekawie: Dracula jest
oczywiście jeden, ale w przypadku łowców
dozwolona liczba graczy to od jednego do
czterech — im więcej, tym ciekawiej, ale
i gra w dwie osoby może być emocjonująca.
Poszczególne elementy są dobrze wykonane — na uwagę zasługują zwłaszcza plansza
i karty miejsc. Instrukcja jest w miarę jasna
i zawiera także propozycje modyfikacji zasad oraz przykłady problemowych sytuacji
wraz z rozwiązaniami. Mimo tego, że gra
może być chwilami mało dynamiczna (często sięga się do instrukcji po opis niektórych elementów, bywa też, że gracze potrzebują chwili na przemyślenie kolejnego
ruchu), jest zdecydowanie godna polecenia
— trzyma w napięciu i potrafi też nieźle zaskoczyć: zwłaszcza w momencie, gdy tak
niewiele brakuje, by Dracula został odnaleziony — a on znów się wymyka!
Niezależnie zatem od tego, po której staniesz stronie, czy chcesz chronić świat, czy
pragniesz wiecznego mroku — czy zdążysz,
nim nadejdzie świt?
ALICJA KLOSKA
Dracula
Stephen Hand, Kevin Wilson
Galakta
2010
>>95