Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Myśl! Czyż nie ona gwarant bytu
I mojej wciąż poczytalności
Czyż nazbyt prostym wielki banał
Czy taplam się w niedorzeczności
ZSTĄPMY DO GŁĘBI
O PODZIEMNYCH MOTYLACH
I DE PROFUNDIS
WOJCIECHA WENCLA
Na cóż mi sterty kategoryj
Wobec tupetu jasnych twierdzeń
Najcięższy dowód ma pryncypia
Oddzielę je od plew czym prędzej
Blask się na rękopisie pręży
Mimo snu braku Przebudzenie
Świtem w zieleni świergot pierwszy
Innem jest każde okamgnienie
Adam Leszkiewicz
Co dalej?
W następnej tece „Pressji” kolejne wiersze
wybrane przez Krzysztofa Koehlera.
176
D
rogę poetycką Wojciecha Wencla od
Ody na dzień św. Cecylii z 1997 roku po
Imago mundi z roku 2005 można opisać jako przejście od wierszy manifestacyjnie
klasycystycznych, wyznaniowych, skupionych na afirmacji jasnych stron rzeczywistości, do próby zawarcia w poezji całości ludzkiego doświadczenia, a więc także grzechu,
zła, brzydoty, śmierci. Z tym otwieraniem się
na wieloaspektowość ludzkiego losu blisko
związana była formalna sublimacja: wiersze
kolejnych tomów charakteryzowały się większą objętością, łączone były przez autora
w cykle, ciążyły ku poematowi. Poemat ten
został w końcu napisany. Imago mundi – już
sam tytuł określa utwór jako próbę całościowego ujęcia rzeczywistości – to swoista
summa poetycka, opisująca przeżycie moralnego upadku i wewnętrznego piekła, ale i doświadczenia nawrócenia, łaski i bożej miłości.
Po publikacji tego świetnego utworu coraz
zasadne stało się pytanie: co dalej? Poemat
ten był bezsprzecznie ukoronowaniem dotychczasowej drogi twórczej Wencla, był jej
punktem docelowym. Po napisaniu summy
można albo zostać własnym epigonem, albo
przekroczyć dotychczasową twórczość.
Podziemne motyle to realizacja tej drugiej
możliwości − tom ten nie unieważnia wcześniej
twórczości Wencla, ale przekracza ją. Perspektywa zostaje ta sama, bohater wierszy patrzy
na świat z punktu widzenia chrześcijańskiej
eschatologii, jednocześnie jednak poeta mówi
wieloma głosami, stosuje rozmaite rozwiązania formalne, nie próbuję dokonywać syntezy
rzeczywistości rygorystycznym ustawieniem
głosu, spójnością formalną. Znajdziemy więc
w tomie „rymowanki”1 podobne do tych
z Ody na dzień św. Cecylii (utwory Biała magia
czy Pasterka), znajdziemy poemat (Oda do śliwowicy), ale także nierytmizowane i białe liryki,
a nawet utwór przypominający haiku (***
[Huragan szaleje w sadzie…]).
Czesław Miłosz komentując niegdyś poezję Wencla, pisał: „Nie wiem, czy nie jest to
jakiś nałóg, żeby łączyć katolicyzm z formami
tradycyjnymi, metrycznymi. Czy rzeczywiście
tak być musi?” (Wencel 2003: 189). Otóż nie
musi. Odpowiedź Miłoszowi, jaką są Podziemne motyle, przyszła dopiero po ośmiu latach.
Ekspressje
177
Czciciele piaskowego miasta
178
Tomik podzielony jest na trzy części, których zawartość z grubsza odpowiada najważniejszym wątkom tej książki: pierwsza
część jest pesymistyczną diagnozą kondycji współczesnego człowieka, grzesznego
i funkcjonującego w cywilizacji, która w walce
z grzesznością go nie wspomaga. Druga część
przynosi bardziej optymistyczne spojrzenie,
zwraca uwagę na piękno stworzenia i łaskę,
która działa mimo upadku człowieka. Trzecia
część wreszcie – prawie w całości inspirowana
czeskim krajobrazem oraz poezją i biografią
Bohuslava Reynka – jeszcze mocniej akcentuje
zwrot od cywilizacji do natury, od powierzchni życia do eschatologii, od życia, które jest
śmiercią, do śmierci, która jest życiem.
Bohater nowych wierszy Wencla – szczególnie ten zarysowany w pierwszej części tomu –
jest człowiekiem, który walczy ze swoją grzesznością i nie jest w stanie tej walki wygrać, jego
przewodnikiem na co dzień jest „czarny anioł”
lub „demon południa” – a więc demon acedii.
Symbolem wszystkiego, co prowadzi do acedii
i łudzi pozorami, jest „piaskowe miasto”:
[…] wędruję po piasku
choć moje serce zostało na skałach
i składam pokłon piaskowemu miastu
w którym ugrzęzła już trzecia część ciała
(*** [Zjawy zjawiska szafirowe cienie…]).
Czciciel piaskowego miasta to ktoś, kto
przygnieciony bylejakością i szarością życia
nie umie wyjść poza pozory istnienia i poddaje się demonowi południa. Jest wyobcowany
ze świata, samotny:
patrz: błyszczą gwiazdy wysoko na niebie
piach który dostał się w tryby niedzieli
jednak nas dzieli od świata od siebie
dziwnych samotnych jak elfy
(*** [To co nas dzieli od świata...]).
Współczesna cywilizacja, tak jak jawi się
w Podziemnych motylach, nie jest czymś, co
pomagałoby człowiekowi w tym duchowym
zamęcie i doskonaliłoby go, wręcz przeciwnie – prowadzi ona do pomieszania pojęć
i deprecjonuje wartości. Jak w wierszu Do
końca, w którym „olbrzymi parking z którego
nie sposób wyjechać” jest metaforą świata,
w którym żyje współczesny człowiek. Współczesna cywilizacja to cywilizacja supermarketów, szczęście jest „foliowane”, a jego istotą
jest posiadanie i konsumpcja. Rozumienie
miłości jest kształtowane przez infantylne
programy telewizyjne:
telenowele teleturnieje i audiotele
Czar par (powtórka) niby współczesny hymn
o miłości
(Litania).
Obok miłości redefinicji poddana zostaje
na przykład wieczność:
w radiu puszczają Frozen – wielki przebój
Madonny
i świat staje się zimny jak góra lodowa
sześć minut dwanaście sekund – namiastka
wieczności
(Do końca).
Kultura nie odsyła do transcendencji,
więc wieczność zostaje zredukowana do wewnętrznie sprzecznego pojęcia „wieczności
doczesnej”. Zamiast zbawienia i MadonnyMatki Chrystusa – piosenka i piosenkarka.
Kolejne słowo – absolut – kojarzy się jedynie
z alkoholem „butelka absolutu – stanowczo
za mało” (Bajka).
W obiegowym języku nie mogą już funkcjonować pojęcia metafizyczne, ponieważ język sprowadza je na płaszczyznę materialną
i tym samym de facto pozbawia je znaczenia.
Tak powstają paradoksy, które wskazują, że
fundamentem cywilizacji jest brak sensu i ni-
cość: miłość, która nie jest niepowtarzalna,
wieczność, która trwa kilka minut, absolut,
którego jest mało.
Nawet liturgia niedzieli palmowej zostaje opisana w taki sposób, by uwypuklić jej
zewnętrzny aspekt, który bez odniesień do
duchowej rzeczywistości wydaje się pustym,
teatralnym spektaklem:
Nabożeństwo zapięte na ostatni guzik
w sutannie biskupa
dwudziestu dwóch kleryków
śpiewa najpiękniej jak umie:
„Na krzyż z Nim!”
Sebastian i Magdalena
wycięci z płócien Tycjana
wznoszą wzrok ku niebiosom
sprawdzając czy ich palma
jest najwyższa w katedrze
(Niedziela palmowa w Sandomierzu).
Całe to uwikłanie w doczesność, grzech,
nieumiejętność wyjścia poza zewnętrzną
stronę rzeczywistości unieważnia śmierć.
Z perspektywy śmierci całe życie wygląda jak
dramatyczna wprawdzie, ale przewidywalna
opowieść – przypomina o tym utkany z potocznych wypowiedzi wiersz Bajka, który zamyka pierwszą część tomu.
Cztery osoby patrzą na sarnę
Nie oznacza to jednak, że śmiertelność
i tymczasowość człowieka zwalnia go z konieczności podejmowania prób odrzucenia
pozorów i trudu odczytywania głębokiego sensu rzeczywistości. Bo sens taki – na
przekór upadłej kondycji człowieka i jego
cywilizacji – istnieje. Choć życie poddane jest
grzechowi i śmierci, to cudem jest już samo
jego powstanie, które zaprzecza grzechowi
i śmierci:
cała jest wymyślona przez speców od porno
lecz to nosi najgłębiej
wymyślił ktoś inny
nienazwane
delikatne
uśpione
porusza się jak dziecko w siódmym miesiącu
niechcianej ciąży
(Deep inside Aurora Snow).
Bóg – ten, który stwarza życie, ustanawia
wartości, pozwala im trwać i pomaga je odnajdywać– nigdy nie jest wzywany i nazywany
wprost. W cytowanym powyżej wierszu nazwany jest „kimś innym”, w utworze 2+2=5 opiewającym cud miłości – „kimś kogo nie widać”,
w wierszu *** [Bóg umarł…] to „ktoś”, kto „zapala latarnie gwiazd”. Jest to Bóg ukryty – choć
obecny i działający – którego znaków trzeba
szukać w stworzeniu. Najpiękniejsza realizacja
tego chwytu kończy wiersz ***[Park handlowy
obwodnica…], w którym kontemplacja stwo-
Sens – na przekór upadłej kondycji człowieka i jego cywilizacji
– istnieje.
rzenia i poczucie śmiertelności prowadzi do
przywołania Stwórcy i Nieśmiertelnego:
[sarny] […] wysoko unoszą głowy
i prężą płochliwe grzbiety
w soczewce burzy
zdziwione że z czułością
patrzą na nie dzisiaj
aż cztery osoby
w tym jedna
śmiertelna
(***[Park handlowy obwodnica…]).
Bóg zbawia człowieka swoją łaską, więc
cała beznadziejna walka człowieka ze swoją
Ekspressje
179
grzesznością nie musi prowadzić do rozpaczy. Ważne, by prowadziła do skruchy i zawierzenia Bogu, jak w wierszu Totus tuus:
Cały Twój –
zbyt grzeszny żeby sądzić
zbyt ciężki żeby chodzić po falach
zbyt ludzki by się zbawić
bez Ciebie
(Totus tuus).
Bóg bowiem, nawet jeżeli wydaje się
nieobecny – zarówno w życiu jednostki, jak
i w cywilizacji – cały czas prowadzi człowieka
i daje mu znaki:
180
Bóg umarł –
uczą nas wielcy filozofowie
ale gdy mędrcy ze Wschodu
wyruszają w drogę
ktoś wciąż zapala nad nimi
latarnie gwiazd
(***[Bóg umarł]).
Przede wszystkim zaś Bóg jest dawcą sensu i gwarantem, że rzeczywistość doczesna
nie jest rzeczywistością ostateczną, wręcz
przeciwnie – że ziemskie życie warto rozpatrywać jedynie z perspektywy eschatologicznej, tylko bowiem taka perspektywa odsłania głębię życia, jego ostateczne znaczenie,
nawet jeżeli to znaczenie trudno odczytać
w chaotycznej codzienności, która jest brudnopisem, czekającym na przepisanie na czysto:
Niebo jak błękitny arkusz papieru
znaczony maleńkimi kleksami jaskółek
ziemia jak margines z zapisem na brudno
Czekając, aż skończy się czas
Nie jest to jednak pociecha łatwa. Trzecia
część tomu, rozpoczynająca się od apokaliptycznego wiersza Dies irae, najmocniej akcentuje perspektywę eschatologiczną, lecz
prowadzi też do dramatycznego przewartościowania opozycji życie-śmierć i stwarza paradoksy, które rozwikłać może tylko logika
wiary. Poecie pomaga kontemplacja czeskiego krajobrazu i przywołanie jednego z jego
poetyckich mistrzów – Bohuslava Reynka,
poety i grafika, który, objęty przez komunistów zakazem druku, tworzył w odosobnieniu mieszkając na wsi (Wencel 2009: 213).
Reynek staje się patronem tej części tomu
Poecie pomaga kontemplacja
czeskiego krajobrazu.
jako twórca-pustelnik, który, odwrócony od
współczesnej cywilizacji, źródeł twórczości
szukał w kontemplacji stworzenia i – za jego
pośrednictwem – samego Stwórcy.
Doświadczenie bólu i śmierci jest konieczne do przejścia w życie wieczne. Dochodzi tu
do typowego dla spojrzenia eschatologicznego przewartościowania: życie jest umieraniem, natomiast śmierć jest bramą do życia.
Nie znika jednak dramatyczne napięcie między życiem i śmiercią. Tymczasowość bólu
i śmierci nie pozbawia tych doświadczeń dramatyzmu, nie unieważnia ich, wręcz przeciwnie, są one koniecznym elementem na drodze do prawdziwego życia. To ból pozwala
odczuć życie:
(Papeteria).
O ile więc pierwsza część tomu daje obraz
skutków upadku człowieka, druga częściej
akcentuje niezmienność bożej łaski i wprowadza perspektywę eschatologiczną, upatrując
w niej możliwość znalezienia pociechy.
jątrząca rana odbije się różowo w rozkopanym
śniegu
i będzie to znak zwycięstwa nad śmiercią bo
jeśli cokolwiek
pobudza ziemię do życia to właśnie ból
(Oda do śliwowicy).
Obok bólu – poczucie własnej śmiertelności, przeżytej dogłębnie, nie pozbawionej znaczenia mimo nadziei na przyszłe zbawienie:
W ogrodzie Bohuslava Reynka
puste muszle winniczków
do nieba idzie się powoli
dźwigając na plecach
własny grób
(Zmartwychwstanie).
Cała beznadziejna walka człowieka z grzechem, niespełnione próby zdobycia szczęścia
już w doczesności, przedstawione w pierwszej części tomu, jeszcze raz zostają przywołane w wierszu Cis. Jego puenta zawiera
w sobie każdy ze „zwrotów” w kierunku
tego, co daje pewne oparcie: od wytworzonej cywilizacji do stworzonej natury, od doczesności do eschatologii, od wiary we własne siły do zawierzenia Bogu, od życia, które
jest śmiercią do śmierci, która daje życie:
szukałem życia w swoim dzikim sercu
szukałem lecz nie znalazłem
[…]
zmęczony usnąłem pod cisem starym jak drzewo krzyża
umarłem – i znalazłem
(Cis).
Sens doczesności nie leży w niej samej,
nie jest też łatwo do niego dotrzeć i go rozpoznać – tkwi bowiem pod powierzchnią
zdarzeń, ukryty w głębi. Symbolem prawdziwych wartości prawdziwego, choć ukrytego
znaczenia są „podziemne motyle” z tytułowego wiersza tomu:
wyklęte przez owadzi świat
nienotowane w atlasach przyrody
czekają aż skończy się czas
i pęknie kokon ziemi
(Podziemne motyle).
Miejsca na „podziemne motyle” nie ma
„na powierzchni” życia, czy to z powodu
ignorancji („nienotowane w atlasach przyrody”), czy to z powodu agresywnego odrzucenia („wyklęte przez owadzi świat”). To
niezrozumienie i odrzucenie nie niszczy wcale ich wartości – nadal pozostają piękne („ich
skrzydła wciąż kolorowe”) – sprawia jednak,
że dopiero na końcu czasów, gdy „pęknie kokon ziemi”, będą mogły się objawić.
Podziemni Polacy
Wiersz Podziemne motyle kończy tomik,
jednak razem z nim nie kończą się losy tytułowej metafory. Pojawia się ona bowiem
i zyskuje nowy kontekst w najnowszej książce poetyckiej Wojciecha Wencla, De profundis, zapowiadanej jako tom „wierszy o Polsce”. Tak jak w poprzednim tomie dominuje
tu spojrzenie eschatologiczne i próby odczytania sensu rzeczywistości, który zawsze jest
ukryty. Tym razem jednak metafora „podziemnych motyli” zostaje odniesiona do Polaków, a namysłowi zostaje poddana tragiczna
historia Polski wraz z jej najnowszą tragedią
– katastrofą smoleńską2.
Sam tytuł tomiku odwołuje się do głębi.
Jest to podziemie grobu i niepamięci, głębia
narodowego cierpienia, podziemie powstańczych kanałów i wreszcie wołanie z „głębi
narodu” – tej, o której mówił Wysocki w trzeciej części „Dziadów” Mickiewicza. Wszystkie
te rzeczy ukryte i podziemne przywoływane
i odczytywane są tutaj w duchu chrześcijańskim, z częstymi odwołaniami do prorockich
ksiąg Starego Testamentu – wszak tytuł tomu
to przede wszystkim incipit psalmu.
Podziemne motyle pojawiają się tutaj jako ukryty, uśpiony potencjał narodu
w wierszu Do Jana Lechonia, nawiązującego
do słynnego Herostratesa z wersem „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”.
W utworze Lechonia także pojawiają się mo-
Ekspressje
181
tyle i to właśnie pozwala Wenclowi na dokonanie efektownej parafrazy:
ja nie chcę nic innego niech jeno mi płacze
powstańczych wierszy gędźba w zburzonej
kantynie
a latem niech się budzą podziemne motyle
a wiosną niechaj Polskę skrzydlatą zobaczę
(Do Jana Lechonia).
W Herostratesie pisze też Lechoń:
Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! − A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.
A Wencel odpowiada:
Wysadzili w powietrze zgodnie z twym życzeniem
182
Kilińskiego mamiąc go czołgiem-pułapką
Ale trupów nie mogli już wydobyć stamtąd
Bo została z nich miazga i krew – i nic więcej
(Do Jana Lechonia).
skondensowany opis urody krajobrazu łączą
z katastroficznym nastrojem.
Rozmowa poetów żywych ze zmarłymi
staje się możliwa dzięki zacierającej granicę
życia i śmierci poezji i specyficznemu podejściu do śmierci, które wedle autora ma charakteryzować Polaków:
gdy inni drżeli przed śmiercią
oni dreptali na drugą stronę
[…]
nie można było ustalić
skąd dobiegają głosy
gdy ich poeci nawoływali się
o wschodzie słońca
(Granica).
Wiersze Wencla mają być więc głosem
współczesnego narodowego wieszcza, który
w łączności z dawnymi poetami przemawia,
aby opowiedzieć i odczytać narodowe dzieje, przywołać zmarłych i zabitych, oddać im
głos, być dla nich lustrem:
Ta odpowiedź przywołuje książkę Kinderszenen Jarosława Marka Rymkiewicza
(2008), w której niemiecki czołgc, który wybuchł podczas Powstania Warszawskiego
na ul. Kilińskiego, przedstawiony został jako
metafizyczna pułapka losu. Powyższy przykład wyraźnie ukazuje jeden z ważniejszych
wątków De profundis − próbę porozumienia z innymi polskimi poetami, użyczanie im
Piszę o tobie Polsko wciąż ten sam wiersz
lecz brakuje mi słów by przywrócić
cię współczesnej poezji
[…]
ale za każdym razem było tak samo –
spod zwałów martwej polszczyzny
patrzyły na mnie jak w lustro
Wiersze Wencla mają być więc
głosem współczesnego narodowego wieszcza.
(Białe kamienie).
głosu i spieranie się z nimi o polską historię.
Mamy tu ducha Jana Kochanowskiego, Andrzeja Trzebińskiego, ale też na przykład nie
przywoływanego wprost Józefa Czechowicza, który patronuje wierszom Wiśniowy sad
czy Echa zielne – wierszom, które niezwykle
wierne oczy poległych
Prorokowanie i wieszczenie z konieczności
jest jednak ułomne, nieadekwatne, nieukończone. Mimo to stanowi obowiązek poety:
prorokuj poeto prorokuj a jeśli zabraknie ci
słów
idź i połóż się w trumnie czekając na dzień
ostateczny
[…]
Prorokuj świerszczu prorokuj a jeśli i ty zawiedziesz
rozlegnie się głos Mesjasza kroczącego po stepie:
Z czterech wiatrów przybądź, duchu,
i powiej po tych pobitych, aby ożyl
(Białe kamienie).
Ostatecznie tylko Bóg jest w stanie ożywić zmarłych i tylko on zna sens historii. Poeta może tylko podejmować próby dotarcia
do tego sensu.
Bezsens…
W najbardziej pesymistycznych wierszach
tomu ów sens wydaje się znikać. Znaczenie
biblijnych cytatów i odniesień zostaje w nich
sprowadzone na płaszczyznę materialną,
w której śmierć jest ostatecznym końcem.
W wierszu Calcium magnesium opis rozkładających się zwłok pomordowanych w Katyniu
kończy się wersami:
jak było im obiecane
w Kazaniu na Górze
stają się
solą ziemi
W wierszach tego tomu niemal stale widać rozdarcie między bezsensem cierpienia
z ludzkiej perspektywy, a jego – domniemaną, podaną do wierzenia – sensownością
z perspektywy Bożej. Bóg dopuszcza cierpienie i śmierć, więc – choć doczesny punkt
widzenia temu zaprzecza – muszą one mieć
jakieś znaczenie:
Mój pień będzie ci krzyżem – innego nie dadzą
Posłużysz jako nawóz swojskim krajobrazom
[…]
Tylko śmierć wprawdzie rodzę lecz mnie Pan
tak kładzie
Jako szczep najpłodniejszy w księżycowym
sadzie
(Kołysanka lipowa).
Bóg czuwa nad historią i nawet najcięższe
doświadczenia są wyrazem Bożej woli. Wiersz
zatytułowany Krwawa niedziela, dotyczący
rzezi wołyńskiej kończy się słowami: „oto jest
dzień / który dał nam Pan”. W świecie odkupionym przez cierpienie Boga żadne inne cierpienie nie może zostać unieważnione, bowiem
także zostało wpisane w historię zbawienia i
w istocie nie jest bezsensowne, choć bezsensowne się wydaje. Nawet próba wymazania
pamięci o tym cierpieniu musi w ostatecznym
rozrachunku spełznąć na niczym:
na dworze padał gęsty śnieg gdy ślepy strażnik
ścierał z drzwi napis K+M+B ale trzej królowie
zdążyli zniknąć w oddali i było już za późno
na unieważnienie znaków stanowczo za późno
(Drzwi).
Taka perspektywa prowadzi – na przekór
ludzkiej rozpaczy – do akceptacji boskiego
planu i uznania, że wszelkie cierpienie jest jedynie próbą. Taka hiobowa postawa wyłania
się ze słynnego już − lub, jeśli ktoś woli, osławionego − wiersza In hora mortis, podpisanego datą „10 kwietnia 2010”:
a im bardziej bezsensowny twój zgon się wydaje
tym gorętsze składaj dzięki że jesteś Polakiem
naród tylko ten zwycięża razem ze swym Bogiem
który pocałunkiem śmierci ma znaczoną głowę.
Inny wiersz, choć mniej dosłowny, doprowadza to rozumowanie krok dalej − jest nie
tylko akceptacją boskiego planu, ale prośbą
o cierpienie, jeżeli to właśnie przez nie ma się
realizować Boży plan:
Ekspressje
183
utul mrozem święty Boże
kołysz wiatrem święty mocny
namaść deszczem nieśmiertelny
całuj burzą
(Polska ścięta mrozem).
…i sens
184
Część wierszy przeczy jednak wyłaniającej
się z omówionych utworów tezie, że w życiu
doczesnym cierpienia nie da się wytłumaczyć
i że zło zawarte w historii pozostaje dla człowieka niewytłumaczalne. W utworach Refugium,
Czterdzieści i cztery czy tytułowym De profundis
zawarta jest pewna pozytywna historiozofia.
Cierpienie wpływa na historię, więcej nawet, można powiedzieć, że jest jej motorem.
Tak jak Chrystus zbawił świat przez cierpienie,
tak naród doskonali się poprzez jednostki,
które są gotowe cierpieć, na wzór Chrystusa.
O tych niezłomnych obrońcach Polski, z których niektórzy żyją jeszcze obecnie, pisze poeta, używając słów proroka Izajasza:
lecz byli przebici za naszą próżność
spadła na nich chłosta zbawienna dla nas
a w ich ranach jest nasze zdrowie
ich dzieci i wnuki wyrastać będą przed nami
jak młode drzewa z wyschniętej ziemi
w której wciąż tkwi Korzeń korzeni
(Refugium).
W tytułowym wierszu tomu, poświęconym
Andrzejowi Trzebińskiemu, zostaje postawiona
konkretna teza: Powstanie Warszawskie jest
fundamentem wolnej Polski. Podróż martwych
powstańców przez dzieje kończy się ujrzeniem
„maleńkich jasnych punktów na mapie imperium”, a więc, jak należy to chyba odczytać,
powstaniem Solidarności. Zaokrąglenie liczby lat – z trzydziestu sześciu do czterdziestu
– pozwala na porównanie owej wędrówki
poległych przez dzieje do wędrówki starotestamentowych Żydów z Egiptu do Ziemi
Obiecanej:
lecz widać było z oddali że płoniemy a nie giniemy
kąpiemy się w ogniu a nie spalamy się
aż po czterdziestu latach wędrówki
w ciemnej dolinie zaczęły migotać światła
maleńkie jasne punkty na mapie imperium
(De profundis).
Ofiara poniesiona w imię narodu ma zatem
swoje duchowe konsekwencje, które realizują
się już w doczesności, choć z perspektywy doczesnej nie są widoczne. Bohaterami wiersza
są martwi powstańcy, którzy odsłaniają sens
dziejów, bo dla nich tylko jest widoczny, ale
ten sens znajduje się nie w eschatologii, ale już
w doczesnych wydarzeniach, w buncie przeciw imperium. Dodatkowe napięcie stwarza
fakt, że to przecież żywy autor wkłada sło-
Powstanie Warszawskie jest fundamentem wolnej Polski.
wa wiersza w usta zmarłych i każe im wiedzieć więcej, niż sam wie. Stworzenie literackiej iluzji, że to sami powstańcy opowiadają
o dziejach, jest kolejnym elementem konstrukcji fikcjonalnego autora tomu jako wieszcza, tego, kto stoi na granicy światów żywych
i zmarłych. Tak jak Powstanie Warszawskie,
tak i katastrofa smoleńska będzie miała duchowe i doczesne konsekwencje, które na
razie znajdują się w sferze przyszłości i z tego
też powodu poddające się próbie przeniknięcia jedynie z perspektywy wieszczej. Stąd też
przywołanie Mickiewicza, choć polemiczne:
Polsko w ciemnościach porodu
nie jesteś Chrystusem narodów
jesteś Jonaszem w brzuchu wielkiej ryby
pójdź ach pójdź do swojej Niniwy
(Czterdzieści i cztery).
Katastrofa smoleńska jako wezwanie
narodu do nawrócenia i podjęcia swojego
powołania? Zapewne tak, jednak nie dowiadujemy się, co jest tym powołaniem, ku jakiej
Niniwie miałaby zmierzać Polska.
Polskie cierpienie
Cały czas trzeba pamiętać, że cierpienie
i śmierć opisywane przez Wencla są polskie,
że ich wymiar zawsze jest wspólnotowy. Przywołane przez poetę ofiary – czy to powstańcy
warszawscy, czy ofiary rzezi wołyńskiej – gi-
Jednak nie dowiadujemy się, co
jest tym powołaniem, ku jakiej
Niniwie miałaby zmierzać Polska.
nęły jako Polacy, z powodu swojej polskości.
Dlatego też tylko z perspektywy polskiej da
się ich los opisać, inna nie ma sensu – na przykład perspektywa europejska, jak w wierszu
poświęconym Wojciechowi Menclowi, poległemu w Powstaniu Warszawskim:
Snajper który cię zabił pewnie miał większy
talent
W końcu pochodził z narodu poetów i filozofów
Europa niewiele straciła na twojej głuchej
śmierci
(Epitafium dla Wojciecha Mencla).
Z kolei w wierszu Śmierć Lachom poeta
zwraca się martwego chłopca z fotografii takimi słowami:
zaprawdę musisz należeć do innego świata
ale co w takim razie robi na twoim czole
ten krwawy wycięty brzytwą
orzeł?
I to właśnie ów krwawy orzeł najdobitniej przypomina, że opisane cierpienie nie
jest cierpieniem „nie z tego świata”, nie jest
cierpieniem boskim, albo ogólnoludzkim, lub
cierpieniem za osobiste winy – jest cierpieniem, które dokonało się ze względu na przynależność narodową.
Katastrofa smoleńska zostaje wpisana
w ciąg tragicznych wydarzeń XX-wiecznej historii Polski – także jako przykład cierpienia
za Polskę. W wierszu Carskie wrota poeta sugeruje, że śmierć polskiej delegacji nie była
przypadkiem:
odziany w szaty cara sekretarza premiera
w gruncie rzeczy był zawsze tą samą osobą
gdy znikał w prezbiterium ruszały kibitki
bydlęce wagony gnały po zaśnieżonych torach
w rozkopanym lesie rozlegał się huk wystrzałów
skrzydło samolotu zahaczało o drzewa.
Dziwne, że spośród wierszy zawartych
w tomie De profundis to nie Carskie wrota
wywołały największe poruszenie. To właśnie
ten utwór, zamykający tom i stanowiący, jak
to określił Andrzej Horubała, „apokaliptyczne przesłanie o Rosji jako domenie szatana”
(2010: 14), ma największy potencjał do wzbudzenia kontrowersji.
Więcej niż suma wierszy?
Obie wydane w tym roku książki poetyckie Wojciecha Wencla są ważne, ale jednocześnie nie do końca spełnione, w jakiś
sposób ułomne. Podziemne motyle, o czym
wspomniano na początku, są przekroczeniem poematu Imago mundi, ale jednocześnie
pozostają w jego cieniu, przede wszystkim
zaś są tomem nierównym, a poeta, próbując
różnych głosów, najbardziej przekonujący
pozostaje tam, gdzie stosuje dykcję podobną
do tej znanej z Imago mundi. Mimo pewnych
słabości tomu, Podziemnymi motylami Wencel potwierdza swoją klasę i pozycję numer
jeden na liście „poetów wyznaniowych”.
Ekspressje
185
De profundis z kolei jest książką ważną
dlatego, że wyprowadza poezję ze sterylnego getta sztuki czystej i umieszcza ją w samym środku aktualnych sporów ideowych
i politycznych – ale przez zadawanie kon-
De profundis nie tworzy nowego
języka dla mówienia o sprawach
narodowych.
trowersyjnych pytań czy stawianie historiozoficznych tez, a nie poprzez redukcję do
publicystyki. Jednak kiedy poeta kieruje do
ojczyzny słowa: „brakuje mi słów by przywrócić / cię współczesnej poezji”, należy
186
przyznać mu rację. De profundis nie tworzy
nowego języka dla mówienia o sprawach
narodowych; być może zresztą nie było to
też Wencla zamiarem. Poważniejszą wadą
tomu jest jednak, tak samo jak w wypadku
Podziemnych motyli, po prostu literacka słabość niektórych wierszy, w tym szczególnie
tych napisanych bezpośrednio po katastrofie
smoleńskiej. W obu książkach nie znajdziemy
tak wiele poezji najwyższej próby – na pewno będzie to Oda do śliwowicy z Podziemnych
motyli, na pewno Calcium magnesium z De
profundis... Tomiki te są jednak czymś więcej
niż tylko sumą składających się na nie wierszy.
Przypisy:
1. Tego bynajmniej nie pejoratywnego określenia użył w stosunku do wierszy Wencla Krzysztof
Koehler (Wencel 2003: 186).
2. Na swoim blogu Wojciech Wencel pisał: „pomyślałem, że gdyby poprzedzić słowo «motyle»
epitetem «podziemne», byłoby to najtrafniejsze i najpiękniejsze określenie Polaków, jakie w życiu
słyszałem. W tym kontekście nasza zbiorowa pogarda śmierci okazałaby się cnotą ewangeliczną,
a historyczny termin «Polskie Państwo Podziemne» brzmiałby niemal jak Tolkienowskie «Śródziemie». Prawda ukryta w mitach jest może nieczytelna dla dzisiejszego świata, ale czytelna dla
Boga”.
3. Dokładniej, był to − jak ustalił Aleksander Kopiński (2009: 297) − Schwere Ladungträger SdKfz
301 (przyp. red.).
Co dalej?
Opublikowana w „Rzeczpospolitej” miażdżąca recenzja Andrzeja Horubały tomu De profundis wywołała przewlekłą dyskusję. „Pressje” też brały w niej udział. Poszukaj naszego
głosu na www.pressje.org.pl.
PEJZAŻE Z MARSA
CZY LITWY?
CZURLANIS, GENIUSZ KULTURY
POLSKIEJ I LITEWSKIEJ1
Sabina Karmazinaitė
T
o właśnie o Mikołaju Konstantym Czurlanisie (Čiurlionisie), najwybitniejszym
artyście litewskim XX wieku, ukazuje się
u nas na Litwie najwięcej monografii, studiów,
artykułów i albumów. Mogłoby się wydawać,
że z tego względu Czurlanis stał się już artystą
na wskroś zbadanym i przez to już nieciekawym. Nie jest to jednak zwyczajny muzyk czy
malarz. Prawie sto lat po jego śmierci, mimo
wszystkich prac poświęconych jego twórczości, trudno pozbyć się wrażenia, że Czurlanis
i jego twórczość pozostaje dla nas obcy, nie
do końca poznany, nie mówiąc już o tym, że
poza Litwą – w Rosji, Polsce czy Japonii (tak!
Japończycy, po Litwinach, są prawdopodobnie najlepszymi znawcami Czurlanisa) jest
jeszcze gorzej. Być może dlatego nie maleje
zainteresowanie tym artystą, a tytuły wystaw
i artykułów („nieznany”, „nieodkryty” Czurlanis) świadczą o poczuciu konieczności powracania do jego twórczości.
Zainteresowanie malarstwem oraz muzyką Czurlanisa pojawiło się dopiero po jego
śmierci w 1911 roku, artysta nie doczekał
uznania za życia, a dokładniej − nadeszło ono
w ostatnich latach życia, gdy był już ciężko
chory. Przykład Czurlanisa potwierdza, że genialna twórczość nigdy nie może zostać zrozumiana i poznana do końca. Po tym właśnie
poznaje się arcymistrza. Prace Czurlanisa żyją
teraz swoim życiem, stają się przedmiotem
interpretacji kolejnych pokoleń. To dzięki
temu podejmowanemu na nowo wysiłkowi
rozumienia sztuka artysty pozostaje wciąż
żywa i aktualna. Zdaje się, że przekaz zawarty w obrazach Czurlanisa, nie jest jeszcze
przeznaczony dla naszego pokolenia i nie dla
naszej współczesnej epoki, w której Czurlanis najzwyczajniej się nie mieści.
Czurlanis uczy się litewskiego
Czurlanis urodził się 22 września 1885
roku na południu Litwy w miasteczku Varenie, w rodzinie ubogiego organisty. Był
najstarszy z dziewięciorga utalentowanego
muzycznie rodzeństwa. Wcześnie dostrzeżono jego uzdolnienia, zwłaszcza muzyczne. Muzyka w domu Czurlanisów była świętością, dochodziło nawet do bójek między
Ekspressje
187